• Nie Znaleziono Wyników

KRAKÓW 1948 WSZECHŚWIAT

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "KRAKÓW 1948 WSZECHŚWIAT"

Copied!
39
0
0

Pełen tekst

(1)

W SZECHŚW IAT

P IS M O P R Z Y R O D N IC Z E -

•*

O R G A N P O L S K I E G O T - W A P R Z Y R O D N I K Ó W IM. K O P E R N I K A

ROCZNIK 1948, ZESZYT 10

REDAKTOR: Z. GRODZIŃSKI

KOMITET RED A K C YJN Y:

K. MAŚLANKIEWICZ, WŁ. MICHALSKI, ST. SKOWRON,) W. SZAFER, J. TOKARSKI

Z ZASIŁKU W YDZIAŁU NAUKI MINISTERSTWA OŚW IATY

PISMEM MINISTERSTWA OŚW IA TY NR. VI. OC-2734/47 Z 30. IV. 1948 ZALECONO DO BIBLIOTEK NAUCZYCIELSKICH I LICEALNYCH

K R A K Ó W 1948

(2)

S z a f e r W .: D ezy dery S zym kiew icz (W sp om n ien ie pośm iertne) ... str. 289

J ó ź k i e w i c z St.: W poszukiw aniu pierw szych tw o ró w ży w y ch na z i e m i . . . . 290

N u n b e r g M .: D laczego m usim y w a lczy ć ze szkodnikam i leśnym i? ... „ 296

K o c z w a r a M .: S apon in y i roślin y saponino we ... „ 300

B i e d a F .: D ew oń skie r y b y posiad ały płuca ... 303

D a t k ó w n a H.: W p ły w p rą d ó w m orskich na rozm ieszczen ie ryb ... „ 307

K ł a p u t ó w n a A.: B udow a ch loropla stów ... „ 310

P i g o ń A.: M ikroskop zw ie rcia d ło w y ... „ 312

D r o b i a z g i p r z y r o d n i c z e : ... ! . . . . ... „ 314

Szw edzka w y p ra w a ocean ograficzn a. Tem p eratu ra w dniach p ogod n ych i pochm urnych. D ’A rc y W e n tw o iih Thom pson. P rzeszczep ian ie tkanek u ssaków. Setna roczn ica o d k rycia ta je m n icy rozm nażania się paproci. P. T o w a rzy s tw o D endrologiczne. Z w y ż s z y c h u c z e l n i : ... 318

Z e św iata zo olog iczn eg o w C zechosłow acji. P r z e g l ą d w y d a w n i c t w : ... „ 318

Z o o lo g ica Połomiae. A. W itk o w s k i — Zasady fizy k i. W . W illet — Finiches/ K. M. Smith — A >text-book o f agricultural entom otogy. E. F. A rm stron g — B ird disp la y and behaviour. K o m u n i k a t y : ... „ 320

U spraw nienie p rzesyłki « W szechśw iata*.

M inerw a Polska.

R e d a k c j a : /Z. Grodziński — Zakład anatomii porównawczej U. J.

Adres Redakcji i Administracji:

R e d a k c j a : Z. Grodziński — Zakład anatomii porównaw Kraków, św. Anny 6. — Telefon 566-92.

A d m i n i s t r a c j a : Br. Kokoszyńska — Kraków, Podwale 1.

(3)

PISMO

p r z y r o d n i c z e

:

O R G A N P O L S K I E G O T - W A P R Z Y R O D N I K Ó W IM. K O P E R N I K A

Rocznik 1948 Zeszyt 10 (1783)

DEZYDERY SZYMKIEWICZ

(W spom nienie pośm iertne)

W dniu 15 m a ja 1948 roku zm arł nagłe w Krakow ie b. profesor Politechniki L w o w ­ skiej i profesor Uniwersytetu Jagiellońskie­

go. długoletni członek oraz prezes Polskiego T ow arzystw a Przyrodników im. Kopernika, D e z y d e r y S z y m k i e w i c z.

Urodzony 1 czerwca 1885 roku w W ilk i i na Litw ie, ukończył gimnazjami realne w Samarze (1902), po czym (1902— 1905) był studentem w ydziału mechanicznego P o ­ litechniki W arszaw skiej. Za udział w straj­

ku szkolnym zesłany na Syberię, przebył lam rok, następnie zaś (1906) podjął dalsze studia w yższe w Paryżu (Sorbona) na w y ­ dziale nauk ścisłych.

W roku 1908 wraca do kraju i poświęca się pracy nauczycielskiej w szkołach śred­

nich, najpierw w Płocku, następnie zaś we W łocław ku. W roku 1920 otrzym uje asys­

tenturę przy Instytucie Botanicznym U n i­

wersytetu Jagiellońskiego i odtąd przebywa w Krakow ie przez 5 lat, uzyskując tutaj stopień doktora filo zo fii (1923), oraz docen­

turę w zakresie botaniki (1925). W tymże rokui przenosi się na stałe do Lw ow a, gdzie aż do roku 1945 pełni obowiązki profesora botaniki ogólnej i fizjo lo g ii roślin na w y ­ dziale rolniczo-leśnym Politechniki. D w u ­ dziestolecie pobytu we L w o w ie jest okre-

D, S zym kiew icz 1. V I 1885— 15. V. 1»48.

sem najżyw szej Jego działalności nauko­

w ej, dydaktycznej i organizacyjnej. N a j­

w ażniejszym i terenami Jego pracy w p rz y ­ rodzie były: Polesie, gdzie w pobliżu Sarn zorganizował stację badań ekologicznych, Tatry, Karpaty W schodnie oiraz krawędź Podola, gdzie zorganizował izbiorowe prace

(4)

tologiczne.

W okresie drugiej w ojn y św iatow ej nie opuścił placówek naukowych i dydaktycz­

nych sobie powierzonych, lecz z n a jw y ż­

szym poświęceniem spełniał w e L w o w ie obowiązki nauczycielskie i opiekuńcze nad młodzieżą polską. Koniec w o jn y zastał Go w Krakowie, gdzie p o wskrzeszeniu U n i­

wersytetu oddał wszystkie swe siły i do­

świadczenie sprawie zorganizow ania o d ­ działu leśnego na w yd zia le rolniczym U. J., który też Jego staraniem przekształcił się niebawem na wydziiał rolniczo-leśny. P e ł­

niąc od 1 sierpnia 1945 obowiązki dyrektora ogólnopolskiego Instytutu Badawczego L e ­ śnictwa i będąc delegatem Ministra Oświaty dla spraw m łodzieży akadem ickiej całego ośrodka krakowskiego, uzyskał profesor S z y m k i e w i c z szczególnie szerokie pod­

stawy dla realizacji swoich zam ierzeń w za­

kresie organ izacji nauki i nauczania le ­ śnictwa. Niestety nagła śmierć, która zasko­

czyła Go w czasie n ajżyw szej działalności, położyła kres wszystkim, tak licznym i wszechstronnym Jego planom.

N ie mogąc w tym m iejscu wdawrać się w ocenę bardzo obszernego dorobku nauko­

w ego przedwcześnie zm arłego P ro fe s o ra '), poprzestaniemy na wskazaniu kierunku Je­

go działalności w łonie Tow arzystw a P rz y - rodrgków im . Kopernika, zaznaczając, że Jego zasługi naukowe na polu botaniki i le ­ śnictwa uczciły Polskie Tow arzystw o Bo­

dając Mu godność członka honorowego, zaś Polska Akadem ia Umiejętności — powołu­

ją c Go w r. 1945 w poczet członków W y ­ działu Matem atyczno-Przyrodniczego.

Rejestr zasług D e z y d e r e g o S z y in ­ k i e w i c z a dla Tow arzystw a P rzy r odni- ków im. Kopernika jest szczególnie długi, tak jak długą i wierną była Jego służba

«id ei kopem ikańskiej», której był n :ijżyw ­ szym w yrazicielem , zwłaszcza w okresie, gdy stał na czele Tow arzystw a jako jego prezes (1933— 1938) oraz gdy pełnił obo­

w iązki redaktora jeg o organu «Kosmosu B»

(o d r. 1927). Członkiem Zarządu Głównego był przez 22 lala i przez cały ten długi okres czasu pracował ofiarnie dla T o w a rzy ­ stwa. Jemu też zawdzięcza Tow arzystw o Przyrodników im. Kopernika n ajw ażniej - sze osiągnięcia organizacyjne i naukowe w okresie m iędzyw ojennym , oraz rychłe dźw ignięcie się do pracy po ostatniej wojnie.

«W szech św ia l» stał się zwłaszcza w ostat­

nich latach szczególnie ulubionym przez N iego pismem, które niestrudzenie zapeł­

niał artykułami i notatkami nie tylko z za ­ kresu botaniki, lecz wielu innych dziedzin nauk przyrodniczych, którym i ż y w o się in ­ teresował. Tow arzystw o Przyrodników im.

Kopernika nadało Mu w r. 1948 godność członka honorowego. Im ię profesora S z y m - k i e_w i cizia zapisane zostanie na zawsze na kartach historii polskiej m yśli naukowej.

W . Szafer

ST. J Ó Ź K IE W IC Z

W POSZUKIWANIU PIERWSZYCH TW ORÓW ŻYW YCH NA ZIEMI

N a czym polega istota zjaw isk zachodzą­

cych w biosferze? jakie były d z ie je p ierw ­ szych organizm ów zam ieszkujących Ziem ię?

skąd się one w zięły? oto pytania, które od dawna n ęciły badawczy umysł człowieka.

Od filo zo fii starożytności do nowoczesnej fizy k i poglądy na budowę m aterii zm ieniły

1,l O bszerniejsze przedstaw ien ie zasług nauko­

w ych śp. p ro feso ra S z y m k i e w i c z a ogłoszone będzie niebaw em na łaniach <Kosm osu*.

się niepom iernie. Niepodzielny, do niedawna atom okazał się

2

łożonym układem jądra i krążących w okół niego elektronów. W y ­ krycie zjaw isk promieniotwórczych, prze­

m iana jednych pierwiastków w drugie, w y ­ zw olenie energii atom ow ej — to fakty, które w yw o ła ły zasadnicze zm iany w umysłowości badacza lat ostatnich; to fakty, które prze­

tw orzyły rów nież nasze pojęcia o narodzi­

nach życia. Niem niej, w miarę postępu nauk

(5)

W S Z E C H Ś W I A T 291

i —- -zda się — coraz to bliższego podejścia do W ie lk ie j Tajem nicy, zagadnienie całe nastręcza coraz w ięcej trudności i odsłania coraz to liczniejsze zagadki.

W w yniku obserwacji zjaw isk wokół za­

chodzących, zdobył człowiek pierwotny pe­

w ne wiadomości przyrodnicze, niew ątpliw ie jeszcze w czasach najdawniejszych. T e w ia ­ domości, zaciemnione zresztą dużą dozą przesądów, zabobonów i wierzeń religijnych, n ie m ogły stać się, przez okres dłuższy, bodź­

cem' do głębszego zastanawiania się nad za­

gadką prabytu — w sensie dzisiejszym. Je­

żeli nawet takie zagadnienia dopuścimy, to ówczesny m ieszkaniec Ziem i, w twardej, co­

dziennej walce o zdobycie pożyw ienia i utrzym anie życia i gatunku, znajdow ał na nie szybką i łatwą odpowiedź — samorodne powstawanie drobniejszych zwierząt wprost z przyrody nieożywionej, z ziemi, błota, sta­

w ów i rzek.

W ia ra w samorództwo, której wyznawcą w późniejszym okresie był też w ielki A r y ­ s t o t e l e s , obalona po raz pierw szy w dru­

giej połow ie X V I I w. przez włoskiego bada­

cza R e d i e g o, odżyła ponownie, w nowej szacie, z chw ilą udoskonalenia naszego oka — przez mikroskop. N iew idzialny do­

tychczas świat mikroskopowych tworów, z jednokom órkow ym i pierwotniakam i na czele, przyw rócił ponownie koncepcję samo­

rodnego powstawania świata zwierzęcego, w praw dzie już nie z m aterii m artwej, ale z jakiejś niew idzialnej — pramaterii życia.

T a ostatnia, uwolniona z ciała p o śmierci organizmu, stanowi dalej budulec dla no­

w ego życia — ow ych drobnych, m ikrosko­

pijnych, wodnych mieszkańców.

Badania wykonane w sto lat później przez drugiego włoskiego biologa — S p a 11 a n- z a n i e g o , stały się now ym uderzeniem w teorię samorództwa, a ostateczny cios z a ­ dał je j genialny — P a s t e u r . Jest to druga połowa X I X w., data przełomowa w nauce o życiu.

N ie rozwiązało to jednak samego zagad­

nienia powstania pierwszego życia. N ic też dziwnego, że niektórzy uczeni, m. in. znako­

m ity fiz y k i chemik szwedzki — A r r h e - n i u s, p rzy jęli życie jako odwieczny skład­

nik wszechświata. Życie — według nich — nie jest wyłącznym p rzyw ilejem Ziem i. M i­

kroskopijne .zarodniki życia unoszą się ró w ­ nież w międzyplanetarnych przestrzeniach a zrzucone na grunt podatny, ro zw ija ją się w warunkach dla siebie dogodnych. I nasza planeta stała się też pewnego dnia terenem m ożliwości rozw ojow ych dla tych dalekich przybyszy.

Teoretycznie można było przypuścić, że .zarodniki najprostszych organizm ów prze­

trzym ałyby tę długą, tysiące lat trwającą, podróż w przestrzeniach m iędzyplanetar­

nych; że nie zaszkodziłyby im dość n ie w y ­ godne warunki tej jazdy, a więc bardzo n i­

ska, bliska absolutnego zera, temperatura i — brak tlenu. Drogą żmudnych obliczeń A r r h e n i u s wykazał, że tocząca się z p o ­ kaźną szybkością kula ziemska może ciągnąć za sobą rój podobnych zarodników, które po wydostaniu się poza strefę je j przyciąga­

nia, pędzą dalej samotnie i że ruch ich m ógłby być spowodowany przez ciśnienie światła.

B yła to hipoteza niezm iernie śmiała i o ry ­ ginalna. N ie zaspakajała jednak naszej cie­

kawości naukowej, gdyż ,nie wyjaśniała, skąd się w zięło życie na owych, innych p la ­ netach. A le nie obalało to jeszcze samej teo­

rii. Ostateczny cios zadają je j odkrycia cza­

sów nowszych. Otóż, jak w iem y obecnie, przestrzeń m iędzygw iezdna i m iędzyplane­

tarna prześwietlana jest stale p r o m i e - n i a m i k o s m i c z n y m i. Jakkolwiek po­

chodzenie ich nie jest nam jeszcze dokładnie znane, pew nym jest fakt, że działają one n i­

szcząco na istoty żywe. I tylk o dzięki ochra­

niającem u działaniu atmosfery, która po­

chłania i osłabia prom ienie kosmiczne, może istnieć życie na naszej planecie. Życiodajne zarodniki A r r h e n i u s a m usiałyby więc ulec zagładzie na trasie swej m iędzyplane­

tarnej podróży — nim dosięgłyby swego celu.

Biorąc pod uwagę w ym ienione w ątpliw o­

ści, przyrodnik skłonny jest raczej do p r z y ­ puszczenia, że życie jest związane z naszym globem i tu szuka jego rozwiązania.

Należało się w ięc z kolei zastanowić, czy owo, tak przez uczonych zlekceważone, sa-

(6)

morództwo, jednak kiedyś, w zam ierzchłych epokach geologicznych, zdarzyć się -nie m u ­ siało. I pozostają nam w łaściw ie dwa tylko sposoby w yjaśn ienia i zagadki powstania ż y ­ cia.

W i t a l i ś c i twierdzą, że każda żyw a istota, prócz swej s t r u k t u r y , złożonej ze składników chemicznych, obdarzona jest j a ­ kąś tajem niczą siłą życiow ą — v i s v i t a ­ l i s — bez której życie jest niem ożliwe.

A le — p rzyjm u ją c takie założenie, w ita li­

ści zrezygnow ali tym samym z dalszych ba­

dań nad zagadnieniem życia, ściślej m ó­

wiąc, w ierzy li w powstanie życia — na dro­

dze cudu.

Inną dragą poszli m a t e r i a l i ś c i . O d­

rzucili istnienie nadprzyrodzonych sił życio­

wych. W celu poznania istoty życia n a ­ leży — według nich — badać skład che­

m iczny roślin i zwierząt, skomplikowane ciała organiczne rozłożyć na prostsze skład­

niki i pierwiastki a z tych ostatnich w resz­

cie — czynić próby sztucznego syntetyzo­

w ania najprostszych żyw ych istot.

A teraz zastanówm y się — czy i w jakim stopniu poczyn iliśm y kroki, zbliżające nas do rozwiązania zagadki powstania życia na Ziem i?

W ielu uczonych sądzi, że ow e narodziny' życia odbyły się gdzieś w tajem niczych głę­

binach morskich. Przecież i dzisiejsze m o­

rza pełne są istot o przedziw nych kształtach,, i właściwościach. N ie w y d a je się w ięc d z iw ­ nym przypuszczenie, iż w szelkie rośliny i zwierzęta lądow e pochodzą od form, które kiedyś w yszły z w ody m orskiej.

K iedy w drugiej połow ie ubiegłego stule­

cia zaczęto badać systematycznie głębiny Oceanu Atlantyckiego, w ydobyto z dna, na głębokości kilka tysięcy m etrów pod po­

wierzchnią, bezkształtną masę, która w y g lą ­ dem i właściwościam i przypom inała w ielce ową oślizgłą, śluzowatą substancję, stano­

w iącą ciało niższych zw ierząt morskich, po­

lipów i niektórych meduz. Odkrycie owego Bathybius haeckeli stało się sensacją nie lada jaką.

H a e c k e l , znany anatom, zagorzały m a­

terialista i jeden z najgorliw szych w yzn a w ­ ców D a r w i n a, nie b y ł zbudowany p rze­

konyw ującym i doświadczeniami P a s t e u ­ ra. Sądził on nadał, że i dzisiaj jeszcze p o ­ w stają samorodnie najpierw otniejsze istoty.

Opisywał różne gatunki prapełzaków, któ­

rych ciało składać się m iało w yłącznie z bez­

kształtnej, płynnej masy. Czyż można więc było poddać w wątpliwość odkrycie jakiejś pierwotnej istoty, pełzającej po dnie ocea­

nów. Odkryty przez n iego Bathybius stał się nawet podstawą do głoszenia, iż jest to p o ­ szukiwana pozostałość pram aterii, z której w ytw orzyły się stopniowo komórki i w ięk ­ sze ustroje.

Jednak Bathybius haeckeli nie spełnił po­

kładanych w nim nadziei. W z ię ty na w a r­

sztat dokładnych badań laboratoryjnych, okazał się zw yczajnym strątem gipsowym , galaretowatej konsystencji, który nie b ył ż y ­ w ym ani daw niej, ani obecnie. Ponadto — prapełzaki, opisywane przez H a e c k 1 a, okazały się z czasem, przy użyciu dokład­

niejszych metod badawczych, norm alnymi, jednokom órkowym i istotami o charaktery­

stycznej organizacji i zróżnicowaniu. Co w ięcej — stwierdzono, iż powstają one drogą rozrodu z — form rodzicielskich.

Od tej ch w ili świat naukowy okazywał słusznie większą ostrożność w p rzy jm o w a ­ niu, niejednokrotnie jeszcze sensacyjnie .po­

dawanych, wieści o odkryciu praistot, które powstają przez samorództwo.

A le cofn ijm y się m yślą do tych odległych czasów, w których warunki panujące na Ziem i b yły inne, n iż obecnie.

Oblicze Z iem i zm ieniło się zasadniczo wówczas, kiedy temperatura je j powierzchni spadła do stu stopni. O lbrzym ie m asy pary w odnej zaczęły opadać w postaci ulewnych deszczów. W ybu ch y wulkaniczne odsłaniały głębię Z iem i i w yd obyw ały na je j pow ierz­

chnię składniki, ukryte dotychczas w je j wnętrzu. W zetknięciu z parą wodną tw o ­ rzy ł w ęgiel pierwsze zw iązki organiczne — w ęglowodany. Amoniak, ówczesny składnik atmosfery, pozw alał na tworzenie związków bardziej złożonych, zbliżonych do znanych nam białek. N ie zapom inajm y, że warunki ku temu b y ły coraz dogodniejsze. Wskutek m ałej zawartości tlenu w ówczesnej atm o­

sferze, prom ienie pozafiołkow e docierały do

(7)

W S Z E C H Ś W I A T 293

powierzchni Z iem i w daleko większej ilości, niż to ma miejsce dzisiaj, i hrały udział w procesach syntezy. Ponadto dzieje naszej kuli ziem skiej rozporządzały czasem w ta­

kich rozmiarach, o jakich dzisiejszy chemik, zrzeszony nawet w trusty mózgów, marzyć nie może.

W śród tych pierwszych związków orga­

nicznych, których ilość stale wzrastała w ówczesnych morzach, zachodziły dalsze przekształcenia chemiczne, aż wreszcie po­

wstać m ogły takie związki, które posiadały ju ż cechy życia.

A le m ógłby ktoś śmiało postawić w tym miejscu pytanie, jakim i właściwościami m u­

siały odznaczać się owe zw iązki chemiczne, aby zdoibyć palm ę pierwszeństwa — p ie rw ­ szych zaczątków życia?

Gdybyśm y w dzisiejszym stanie w iedzy m ogli bez większych trudności odpowiedzieć na pytanie: co to jest życie — dalibyśmy rów nież jasną odpowiedź na pytanie po­

przednie a równocześnie zagadnienie sto­

sunku m aterii żyw ej, uorganizowane j do m artw ej, stałoby się jasne.

A le czyż w badaniach naszych nie zn a j­

dujem y się w tej ch w ili na pograniczu ż y ­ cia i m aterii nieożyw ionej?

Czyż można bowiem było do owych sub- mikroskopowych tworów, jakim i okazały się w i r u s y , zastosować dotychczasowe p o ję ­ cia o organizacji komórki i m aterii żyw ej w ogóle? Przecież najm niejsza komórka jest ju ż wysoce zorganizowaną jednostką b io­

logiczną. W szystkie właściwości komórki — jako tworu żyw ego — a w ięc oddychanie, pobieranie pokarmu, zdolność do ruchu, wrażliw ość na bodźce, podział i rozrost — są niepodzielnie związane z całością jej skomplikowanej organizacji, na którą skła­

dają się plazma, jądro, błona itd. A p rze­

cież i te części składowe nie przedstawiają sobą prostych jednostek; niektóre z nich (plazm a) to skupiska przede wszystkim w ody (do 90%), substancji azotowych i b ia ł­

kowych, węglowodanów, tłuszczów, szeregu enzym ów i hormonów, nie m ówiąc już o składnikach m ineralnych. W iększość w y ­ mienionych ciał udało się w ydzielić w sta­

nie krystalicznym. Są to ciała niezdolne do samodzielnego życia, ale zorganizowane w protoplazmy i jądra, tw orzą komórkę, która — żyje.

Jeżeli p rzyjrzym y się teraz tablicy, która podaje nam obrazowo w ym ia ry żywego, zor­

ganizowanego tworu, jakim jest krwinka

K K W /N K tf L UO ZKA - f ~ A M 7 5 0 0

BACULUS PRODIGIOSUS

RICKE T T SI A ---

WIRUS ZARAZY PAPU ZIE0 - H I RUS O S P Y--- PLE U RO - P N E U MONIA

W/RUS U R A Z Y K U R Z E J -

WIRUS GR YP Y---

BA K TER IO FA G C,s '---

WIRUS CHOROBY MOZAIK. TYTONIU —

WIRUS CHOROBY PYSKA / R A C IC---- DROBINA B IA Ł K A________________

7 5 0 ...

300 ... ...

275 ... ...

1 7 5 ...

1 2 5...

100 ... -G

80 ...

75 — - ... ...

50 ...

10 ...

5 ...

Byc. 1. W y m ia ry kom órek, w iru só w i drobin białka.

(8)

ludzka (rzędu 7500 mu1) i w ym ia ry n a jw ięk ­ szych drobin chemicznych (rzędu 1— 5 mu), to stwierdzam y m iędzy n im i — istnienie ogromnej przepaści. Stawiano też sobie nie­

jednokrotnie pytanie, czy pom iędzy światem organizm ów komórkowych a światem dro­

bin chemicznych, nie ma jakichś ogn iw po­

średnich, jed n ym słowem — czy nie jest m ożliw a jakaś prostsza kom binacja z m n iej­

szej ilości składników, p rzy której życie b y ­ łoby jeszcze — w zględ n ie ju ż m ożliwe.

Badania E l f o r d a w ykazały, że w i ­ r u s y i b a k t e r i o f a g i stanowią ow e stadia pośrednie pom iędzy św iatem drobin chemicznych a światem organizm ów . A le — skoro przy coraz to m niejszych w ym iarach cząsteczki, skom plikowana organizacja, w ła ­ ściwa komórkom, n ie jest m ożliw a, to i or­

ganizacja w irusów musi w yk azyw ać cechy pośrednie. Gdyby nitkowata cząsteczka n a j­

lepiej poznanego wirusa c h o r o b y m o ­ z a i k o w e j t y t o n i u , przedstawiała ku l­

kę o średnicy 40 mu, to taki tw ór m ógłby pomieścić tylko 500 drobin białka i nie b y ­ łoby ju ż m iejsca na wodę, tłuszcze, w ęglo­

wodany, hormony, enzym y itd. Jeżeli z e j­

dziem y jeszcze bardziej w dół, to taki wirus c h o r o b y p y s k a i r a c i c , o średnicy 10 n i ą , m ógłby zmieścić ju ż tylko 8 drobin białka i — n ic ponadto.

W roku 1935 amerykański uczony S t a n - 1 e y w ykrystalizow ał w spom niany w yżej wirus choroby m ozaikow ej tytoniu. K r y ­ ształy te okazały się czystym białkiem . A le to białko — zaklęte w kryształ — posiadało własności zakaźne w stopniu o w iele w y ż ­ szym, niż sok chorej rośliny tytoniowej, co w ięcej — kryształ rozpuszczony w w odzie b ył tak zaraźliw y, że nawet w rozcieńczeniu 1 : 10 m ilionów, w yw o ływ a ł chorobę zdro­

wego tytoniu. K ied y w reszcie na dodatek stwierdzono, że kropelka tak rozcieńczonego białka, przeszczepiona na zd row y liść tyto­

niowy, rozmnaża się w nim z zadziw iającą szy’hkośeią, granica między^ światem żyw ym i m artwym uległa zatarciu do tego stopnia, że odrodzenie poglądów starożytnych m y śli­

*) 1 nKL rów n a się 0,000 01 mm.

cieli o jedności m aterii żyw ej i m artw ej — stało się rzeczą m ożliwą.

Ów moment w ydzielenia m artwego k r y ­ ształu! choroby zakaźnej, kryształu czystego białka, które w odpowiednich warunkach nabiera cech żyw ego tworu, rozmnaża się i atakuje, a wszystko to dzieje się bez w ody organizacyjnej, bez węglowodanów, bez Hu­

szczy w samej cząsteczce wirusa — stał się m om entem zwrotnym w naszych dotych­

czasowych poglądach na istotę życia.

Skoro w iru sy stanowią ogniw a pośrednie pom iędzy światem drobin chemicznych a światem organizm ów żywych, to ewolu­

cyjn e przejście od najprostszych zw iązków chemicznych, w epoce bardzo odległej w y ­ tworzonych, do bardziej skomplikowanych tworów, jakim i są białka, staje się wręcz prawdopodobne. Cała dalsza gradacja sta­

diów pośrednich, przejściowych, od tych najprostszych białkow ych drobin chem icz­

nych m aterii m artw ej do najm niejszej ko­

mórki, staje się jasna i m ożliw a do p rz y ję ­ cia. E w o l u c y j n y rozw ój form życia, przemiana postaci m niej zróżnicowanych w bardziej złożone, co w rezultacie dopro­

w adziło do tej bogatej flo ry i fauny dnia dzisiejszego, jest obecnie faktem uznanym przez większość przyrodników.

W y n ik i wieloletnich, żmudnych badań wszystkich prawie nauk przyrodniczy-ch utw ierdzają nas coraz bardziej w przekona­

niu, że wszystkie organizm y są powiązane ze sobą w ęzłam i pokrewieństwa a różnice m iędzy gatunkami to nie tylko różnice w y ­ glądu i budowy, lecz także składu chemicz­

nego, który skom plikował się w m iarę roz­

w oju świata organicznego.

'Przyswajanie dwutlenku w ęgla jest je d ­ nym z najważniejszych procesów życiow ych roślin zielonych. Równocześnie jest to jeden z najw ażniejszych procesów chemicznych w ogóle, jakie odbywają się na kuli ziem ­ skiej. Stanowi on bowiem źródło wszystkich zw iązków organicznych, jakie znajdujem y w roślinach, zwierzętach i w m artw ej p rzy ­ rodzie. W końcowym wyniku tej reakcji, zachodzącej pod w pływ em energii promieni słonecznych, z połączenia 6-ciu drobin dw u ­ tlenku w ęgla z 6-ma drobinami wody po-

(9)

*3 T — N

/

hcŹ ^

N-

\ h

H f - C i & li 3 A \ , / '

t r c

5CVi

I R T ^C - C H

W

CH0 HC±

i - I -C=0

H f - C CH,i *

c--oI o / ^CH, CH

ii

c= o

o- ch3

' C H LO R O FIL A

CssH/2 tig

H f CH,

h3c- c h CHZ

CH, Hic

,

xchz h jc- c h

\CH, / *

H X ch3

Hzc

• r.H LO PO F/L B

Cs s Hr o 0s KI^M9

CH.,

c=o c/y,

i w

C C C '

/ V W

z | | ^ / - c 2w5

\ _ / V A/— T

/a \ „ /

w /

/v Mg v y = £* / * j [ » ) - « s

* V W

i 1« ,•

CH,: HC — C--0 I ^ I

ch2 c-o

I I

F IT O L - O O C 0 -C H 3

•C H LO R O FIL B A K TE R s

Css^74.

H .C - C H

3

\'CH,

\ /

HC S C C H -C H = C H -C = C H -C H = C H -C = C H -C H =

CH, /%ć\ /<7 CH,

* C//5 ^

I

ch3 V2 L!KO PEN U-

Ryc. 2. W z o r y chemiczne chlorofilów .

w staje cukier; w ydziela się przy tym 6 dro­

bin tlenu. W całym przebiegu tej skom pli­

kowanej fotosyntezy biorą udział trzy sub­

stancje: dwutlenek węgla, woda i barwik, którym przeważnie jest ba fw ik zielonym — c h l o r o f i l .

M im o wieloletnich badań przeprowadzo­

nych z w ielkim nakładem pracy, głównie przez H. F i s c h e r a i jego uczniów oraz chem ików polskich: M. N e n c k i e g o i L.

M a r c h l e w s k i e g o , o przebiegu tego procesu, w poszczególnych jego etapach, nie jesteśm y dostatecznie poinform owani. W y ­ daje się, jak gdyby przyroda starała się szczególnie tę tajemnicę ustrzec przed w szel­

kim i próbami je j dokładniejszego zbadania.

Zagadnienie powstawania chlorof ilu w z ie ­ lonych częściach rośliny nie jest jeszcze również dostatecznie rozwikłane. Jest rze­

czą niewątpliwą, iż tworzenie się tego z w ią ­ zku, być może przez utlenienie jakiegoś

«protochlorofilu», jest reakcją fotochem icz­

ną, skoro szereg roślin, które żyją w ciem ­ ności, nie w ytw arza chlorofilu. Zaw ierają one więksize ilości żółtych pigm entów i bar­

dzo małą ilość zielonego barwika, który je d ­ nak nie jest identyczny z chlorofilem. F ak­

tem natomiast jest, że znika on przez na­

świetlanie i przekształca się w chlorofil, to znaczy — rośliny stają się zielonym i.

Odkrycie w ostatnich latach nowego z w ią ­ zku, spokrewnionego w ielce z chlorofilem

(10)

roślinnym, rzuca nowe światło na problem powstawania chlorofilu.

Zdolność niektórych bakterii siarkowych i purpurowych ( Rhodobacillus palusłris, Thiocystis uiolacea) do asym ilacji dwutlen­

ku węgla na podobieństwo zielonych roślin, opiera się na obecności czerwonego barwika, zwanego przez analogię — c h l o r o f i l e m b a k t e r y j n y m . Chemiczna struktura te­

go barwika, tak niew iele różniąca się od struktury chlorofilu roślinnego, pozwala na przyjęcie z dużym prawdopodobieństwem, że chlorofil zielonych roślin stanowi etap dalszego rozw oju chlorofilu bakteryjnego.

Być może, iż ten ostatni jest wdaśnie ow ym — od dawna poszukiwanym — «p ro- tochlorofilem ».

Zainteresowanie, jakie wzbudziły zdolne do fotosyntezy bakterie siarkowe i purpu­

rowe, w ynikło również z innych przesłanek.

Są one szczególnie licznie rozpowszechnio­

ne, irosną na podłożach czysto nieorganicz­

nych i — nie w ym agają tlenu. Zagadnienie ich budowy w iąże się ściśle z teorią ew olu ­ cji. Skoro geologow ie zakładają brak tlenu w ow ej odległej, pierwotnej epoce, w któ­

rej na nieorganicznych podłożach czynnych wulkanów, w atmosferze przesyconej li tylko dwutlenkiem węgla, 'kształtowało się pierwsze życie, można bakterie siarkowe i purpurowe, bez większych zastrzeżeń, uważać za — najstarsze tw ory żyw e na Ziem i.

M. N U N B E R G

DLACZEGO MUSIMY W ALCZYĆ ZE SZKODNIKAMI LEŚNYMI?

Lasy można podzielić na dw ie grupy:

1) Lasy pierwotne, zwane zw y k le puszczami, w których gospodaruje sama przyroda, oraz 2) Lasy zagospodarowane przez człowieka, lasy, które swym w yglądem w m niejszym lub w iększym stopniu odbiegły ad puszcz.

Nazwa « puszcza* jest dzisiaj często używana dla określenia większych kompleksów leś- nych, pozostałych po dawnych prawdziw ych puszczach (np. Puszcza Tucholska).

Puszcze pierwotne swym składem gatun­

kowym roślinnym i zwierzęcym stanowią zharm onizowaną całość. Ta harmonia po- m iędzy jednym światem a drugim ustaliła się w ciągu tysięcy lat dzięki warunkom, w jakich dana puszcza powstawała. Ga­

tunki, którym środowisko nie odpowiadało zostały w yelim in ow ane a pozostały te, które w walce o b y t znalazły tu dogodne miejsce.

Zespół puszczański odznacza się bardzo bogatym składem gatunkowym, natomiast ilość osobników w obrębie poszczególnych gatunków jest niewielka. W śród zw ierząt zamieszkujących puszczę zaznacza się to w y ­ raźniej aniżeli wśród roślin, składających się na nią. D zieje się to dlatego, że poszczególny gatunek ma sporą ilość wrogów, którzy nie

dopuszczają do jego nadmiernego rozm no­

żenia się. Istnieje równowaga biologiczna, którą w czasie cechują nieznaczne wahania w składzie ilościowym poszczególnych ga ­ tunków, zamieszkujących puszczę. Powstał tzw. klimaks, tj. ostateczna form a lasu wraz z jego mieszkańcami, jaka w danym środo­

wisku jest najwłaściwsza.

Ta rów now aga biologiczna została silnie naruszona w lasach zagospodarowanych przez człowieka. Z gospodarki zostały w y e ­ lim inow ane te gatunki roślin, a głów nie drzew, których człowiek nie umiał zużytko­

wać, lub które w yd aw ały mu się mało do­

chodowym i. Gospodarkę oparto na szablo­

nowych kalkulacjach finansowych (szkoła niem iecka). Starano się przy7 najm niejszych wkładach wyciągnąć jak największe zyski i to o ile możności jak najprędzej. D rze­

wam i, które tym kalkulacjom odpowiadały najlepiej byty sosna i świerk. Powstała więc

«św ierk o- i sosnomania», nie cierpiąca in ­ nych gatunków drzew7. O lbrzym ie połacie, zajm yw ane ongiś przez puszcze oddano pod czyste drzewostany sosnowe lub świerkowe.

W skutek gospodarowania zrębami zupeł­

nym i (usuwanie wszystkich drzew na pew-

(11)

W S Z E C H Ś W I A T 297

nej pow ierzchni) powstały ogromne, prze­

strzenie zajęte przez te dwa gatunki drzew.

Przy zrębach nie oszczędzano krzewów, któ­

re « przeszkadzały* w odnawianiu lasu. O d­

słonięta przy zrębach zupełnych roślinność dna leśnego, przyzwyczajona do ocienienia i w ilgoci, znajdyw ała na otwartej i nasło­

necznionej powierzchni zrębu niekorzystne warunki bytu.

T e zm iany natury gospodarczej pociągnęły za sobą daleko idące zm iany wśród świata zwierzęcego, zamieszkującego las. Pozostały te gatunki, którym dogadzała sosna czy świerk, inne, wskutek braku pokarmu lub niesprzyjających warunków klim atycz­

nych — ustąpiły zupełnie łub w znacznej mierze.

Najw cześniej zm ienił się świat drobnego ptactwa. Tak np. ptaki gnieżdżące się w dziuplach, jak sikory, bargle, dzięcioły — wskutek stałego usuwania drzew o drewnie m iękkim (osika, brzoza, olcha), pozbawione zostały możności gnieżdżenia się. T o samo dotyczy ptactwa drobnego, ścielącego gniaz­

da w krzewach. Usuwanie podszytu przy za­

kładaniu zrębów zupełnych m iało ten sam skutek co i elim inowanie z gospodarki osiki, olchy czy brzozy. Jeśli sobie uświadomimy, że jedna para sikor w ciągu roku zjada sama i karm iąc młode kilkadziesiąt kilogram ów (około 70) owadów', to stanie się zrozumiałą rola, którą te ptaki odgryw ają w zm niejsza­

niu ilości owadów. Przez w ad liw ą gospodar­

kę zm alał w ybitnie jeden z najpotężniej­

szych czynników', przyczyniających się do utrzymania równowagi biologicznej w lesie.

W ybitnem u zubożeniu uległ też świat owadów. Gatunki drapieżne, jak np. chrzą­

szcze z rodziny biegaezowatych (Carabidae) występują w drzewostanach sosnowych w znacznie m niejszej ilości gatunków, a także osobników w obrębie poszczególnego gatunku. Jeśli ilość ich w sośninach p r z y j­

m iem y za 1, to w drzewostanach m iesza­

nych jest ich 6 razy więcej. Rola ich w tę­

pieniu innych owadów w drzewostanach so­

snowych uległa tym samym także kilkakrot­

nemu zmniejszeniu.

Zm iany, jakie człowiek wprow adził do la ­ sów' zagospodarowanych, w yw ołały jeszcze

większe zubożenie wśród owadów pasożyt­

niczych. Znaną jest rzeczą, że owady paso­

żytnicze ,z rodzin gąsieniczników (Ic h n e u - m onidae), m ęczelkowatych (Braconidae), bleskotek (C halcididae) i rączyc (T a c h in i- dae) m ają dużą ilość swych żyw icieli, w których zam ykają swój roczny cykl roz­

w ojow y. Tak np. malutką bleskotkę T ric h o - grammct evanescens W e s t w. (ryc. 1) w y -

Rye. 1. Malutka bteskotka T rich o g ra m m a eva- nescens W e s t w. na jajku strzygonŁi cihainówki.

70X.

hodowano z ja j kilkudziesięciu gatunków ow adów żyjących na najrozmaitszych rośli­

nach, tak drzewnych, jak też ha krzewach i roślinach zielnych. Przez w yelim inowanie tych roślin z drzewostanów sosnowych utru­

dnił człowiek byt Trichogram m a, gdyż nie może ona łatwo znaleźć swych żyw icieli;

stąd też i działalność je j w monotonnych drzewostanach sosnowych spadła niepo­

m iernie nisko. Tu ja ja takich szkodników jak strzygonii choinówiki (P a n o lis flamm ea S c h i f f . ) czy poprocha cetyniaka (Bupalns piniarius L .), których gąsienice zjadają igły sosny, są opadane w znikom ym procencie przez Trichogram m a (rzadko ponad 20%), podczas gdy w drzewostanach mieszanych procent ten dochodzi często do 70-u, a na­

w et i 90-u. T o samo zjaw isko aa obserwo­

wano u pasożytów gąsienic i poczwarek ró­

żnych szkodliwych gatunków Owadów. Nie mogąc łatwo znaleźć żyw icieli w lasach so­

snowych, skazane są pasożyty na złe w a ­ runki bytowania; okazje liczniejszego roz­

woju powstają tylko w tych latach, w któ­

rych i jakiś szkodnik pojaw i się liczniej.

W takich warunkach pasożyty rozm nażają się szybciej, doganiają zw ykle szkodnika i likw idu ją go, ale w stosunku do gospo­

(12)

darki ludzkiej pomoc ta przychodzi zw ykle za późno, bo ju ż po zniszczeniu drzewostanu przez szkodnika.

Tak samo zw ykle za późno przychodzi po­

moc ze strony pasożytniczych grzybów czy bakterii. Jest znany szereg tych pasożytów, żyjących przeważnie na larw ach i poczWar­

kach owadów. Do optimum sw ojego rozwoju potrzebują one dużej wilgotności i ciepłoty gleby i powietrza. W drzewostanach czy ­ stych sosnowych znajdują zw ykle wysoką ciepłotę, ale także i brak w ilg o ci i to nie po­

zwala im ua rozw inięcie w pełni swej po­

żytecznej dla człowieka działalności. D la­

tego też na pomoc z ich strony w iele liczyć nie można. Takie rodzaje jak Cordiceps (ryc. 2) i Isaria (ryc. 3), pasożytujące na

Ryc. 2. G rzyb pasożytniczy, C ordiceps, w yra sta ­ jący z gąsienicy barczatki sosnówki.

Ryc. 3. G rzyb pasożytujący Isarici, w yrasta ją cy z pocz w arki strzygon ii ehoinów ki, pow iększone

1.20X.

gąsienicach i poczwarkach największych w rogów sosny, nie od gryw ają żadnej prak­

tycznie roli w lasach sosnowych północnej i zachodniej części kraju.

Destruktywna gospodarka człowieka w la ­ sach, zapoczątkowana przed stukilkudziesię- ciu laty, dopiero w ostatnich czasach otwarła oczy leśnikom na niebezpieczeństwo, na ja ­ kie lasy zostały narażone. Co kilka czy k il­

kanaście lat przew alają się przez la sy kata­

strofy w yw ołane przez małe owady. W y sta r­

czy wspomnieć, że strzygonia ohoinówka w latach 1922— 24 zmusiła do w ycięcia la­

sów na powierzchni 220.000 hektarów, w y ­ wracając tym samym «do góry nogam i» cały plan gospodarczy w północno-zachodnich

lasach Polski. A szkodników takich jest długi szereg. Barczatka, mniszka, osnuja, borecz­

niki, szeliniak, chrabąszcz i korniki — oto kilka z najważniejszych. Szkody wyrządzane przez nie idą w grube m iliony, jeśli nie m i­

liardy. I dlatego musimy nasizych lasów bronić, żeby nie dopuścić do ich ruiny. Na obecne pokolenie spadł ten ciężki obowiązek i musimy się z niego należycie wyw iązać.

Drogi do poprawienia krytycznej już dzi­

siaj sytuacji są dw ie:

a ) zapobieganie szkodom (profilaktyka), b ) zwalczanie szkodników w czasie ich masowego pojawu.

Zasadnicza różnica w wynikach, które się osiąga idąc tym i dwom a drogam i, polega na tym, że zapobieganie godzi w przyczynę m a ­ sowego pojawu (g ra d a cji) szkodnika i usu­

w a ją po pewnym czasie na stałe. Zw alcza­

nie nie dopuszcza do wyrządzenia szkody pnzez owada, lecz nie usuwa przyczyny jego gradacji, dlatego też niebezpieczeństwo zo­

staje zażegnane tylko na krótki przeciąg czasu. Kosztów profilaktyki nie odczuwa się tak dotkliwie jak kosztów zwalczania, gdyż są one rozłożone na dłuższy okres czasu, a przede wszystkim dlatego, że koszty7 te często pokrywają się zupełnie z innym i czynnościam i gospodarczymi. Głównym środ­

kiem profilaktyki jest hodow la takiego lasu, który by sw ym składem ja k majbardzie zb li­

żony był do lasów naturalnych, tak odpor­

nych na zakusy szkodliwych owadów. Da się to osiągnąć przez odnawianie zrębów kilkom a gatunkami drzew i krzewów, co nie pociąga za sobą specjalnie wysokich ko­

sztów, bo pokrywa się z czynnościami prze­

w idzianym i na każdy rok przez plan gospo­

darczy. W yhodow ane z takich upraw drze­

wostany będą odporne przeciw szkodnikom, co pozw oli w przyszłości zaoszczędzić w y ­ datki związane z ewentualnym zwalczaniem.

Można więc z radością powitać starania obecnych w ładz adm inistracji leśnej, które zerw ały już w znacznej m ierze z dotychcza­

sową szablonową gospodarką drzewostanami jednogatunkowym i (sosnowym i lub św ier­

k o w y m i) i w kroczyły na nową drogę, trzy­

m ając się haseł rzucanych już od dawna

(13)

W S Z E C H Ś W I A T 299

przez ochronę lasu! Największych w ysił­

ków będzie wym agać gospodarka w środko­

w ej i zachodniej Polsce, gdzie lasy swym w yglądem różnią się tak krańcowo od lasów reszty kraju i gdzie owady wyrządzają n a j­

większe szkody.

P o w ie niejeden: dobrze — to przyszłe drzewostany mieszane będą odporne prze­

ciw owadom ; a co się stanie z drzewosta­

nami sosnowymi cizy świerkowym i, założo­

nym i już dawniej? Przecież ow ady będą się w nich nadal pojaw iać masowo od czasu do czasu i będą zagrażać ich bytowi. — Tak, to jest zło koniecżne, w ynikłe z dawniej popeł­

nianych błędów. Toteż zadaniem ochrony lasu jest zwalczanie owadów w momencie, gdy będą lasom zagrażać. I to zło konieczne będzie się jeszcze tak długo ciągnąć, aż w m iejsce tych zniekształcanych drzewosta­

nów nie w yhodujem y nowych, odpornych.

Trw ać to będzie lat kilkadziesiąt i przez ten czas ciążyć będzie na obecnych pokoleniach obowiązek ochrony lasów przed szkodnika­

mi. Jest to obowiązek tym ważniejszy, że obecna lesistość Polski jest mała i musimy bronić każdego kawałka lasu, by nie p rzy­

czyniać się do zubożenia kraju w tak w ażny surowiec, jakim jest drewno. A pamiętajmy, że las to nie tylko źródło dostarczające dre­

wna. Las to regulator klimatu, w ylew ów rzek, źródło zdrow ia i piękna. Las — to skarbnica narodowa.

W ychodząc z tych założeń administracja leśna nie szczędzi grosza na ochronę lasu.

Poza rok rocznym zwalczaniem szkodliwych owadów (np. szeliniaka, smolików, zw ójek niszczących młode uprawy), koniecznym jest tępienie innych szkodników, pojaw iających się masowo co kilka lub kilkanaście lat. Tak np. w roku bieżącym zorganizowało M in i­

sterstwo Leśnictwa zwalczanie na ogromną skalę osnui gwiaździstej (Acanlholyd a ne- m oralis T h o m is.), owada należącego do rzędu błonikówek (H ym enoplera). Szkodnik ten od kilku dziesiątków lat występuje stale w zagłębiu przem ysłowym Górnego Śląska w okolicy Pszczyny i Katowic. Stąd przesu­

wa się pow oli na północny-wschód, a w ostat­

nich latach zdobył nowe tereny, sięgając już pod samą Częstochowę. Skutki żerowania larw osnui są tego rodzaju, że w drzewosta­

nach sosnowych ustaje zupełnie przyrost na masie, u wielu drzew usychają wierzchołki, duży nawet procent drzew usycha zupeł­

nie. W znacznej mierze pom agają osnui w tym korniki, które w lasach zniszczonych przez wojnę, występują w nadmiernej ilo ­ ści. Tak po kilkunastu latach powstają drze-

Ryc. 4. Samolot opylający las. N a dalszym planie ognisko, którego dym w skazuje kierunek wiatru. Fot. M akarew icz — Katow ice.

(14)

woslany silnie przerzedzone, negatywne, a szkody są tym większe, że osnuja opada przede wszystkim drzewostany młode.

W pierwszym i drugim roku tylko nie­

znaczna część larw osnui przepoczwarcza się i daje postać doskonałą owadu, a główna rójka przypada dopiero w trzecim roku.

Stąd też w drzewostanach, opanowanych przez osnuję żer powtarza się co roku z tym, że oo trzeci rok żer jest bardzo intensywny.

Pow ierzchnia lasów opanowana prizez osnuję w ynosi około 25.000 ha, z czego 17.500 hektarów objęto w tym roku akcją z w a l­

czania. N iesprzyjająca pogoda przeszkodziła w opanowaniu sytuacji na całej zagrożonej powierzchni. Jest to jedna z największych aikcji tego rodzaju, przeprowadzanych do­

tychczas nie tylko u nas lecz i za granicą.

Jako trucizna użyty został p yln y arsenian wapnia o zawartości 12— 40% A s20 5. T ru ci­

znę rozpylano z samolotu typu L i- 2 (D ou- glasy dw um otorow e). W akcji brało udział sześć maszyn. Baza lotnicza była w K a to w i­

cach, gdzie znajdow ały się też stacja m e­

teorologiczna, radiowa i punkt sanitarny.

Łączność z terenem była utrzym ywana przy pomocy stacji krótkofalowej zm ontowanej

na samochodzie, który zm ieniał sw oje m ie j­

sce pobytu w m iarę przesuwania się akcji na nowe tereny. Loty odbywały się tylko wczesnym rankiem i wieczorem, gdyż w y ­ twarzające się w ciągu dnia prądy Wstępu­

jące powietrza, w yw ołane nagrzaniem lasu przez słońce, przeszkadzały opadaniu pyłu na las. W ysokość lotu nad lasem wynosiła 2— 8 metrów. Jeden samolot, w czasie je d ­ nego lotu opylał powierzchnię 80 hektarów, zabierając do kabiny 2.000 kg pyłu. Dawka trucizny na 1 ha wynosiła 25 kg. Koszt opy­

lania jednego hektara kalkulował się około 5.400 zł.

Praktyczny w yn ik opylania drzewostanów w czasie sprzyjającej pogody jest bardzo do­

bry, tam gdzie przeszkadzały deszcze — słabszy, lecz jeszcze zadawalniający. Szkody poniosło drobne ptactwo leśne, którego część (około 30%) zginęła. Również ucier­

piały pszczoły, zwłaszcza te, których pasiecz­

nicy nie w yw ieźli m im o ostrzeżeń. Ze z w ie ­ rzyn y nieznacznie ucierpiały zające. Przez cały czas opylania i nadal jeszcze były i są prowadzone badania nad w pływ em rozsy­

panej trucizny na życie lasu i jego m ie­

szkańców.

M. K O C Z W A R A

SAPONINY I ROŚLINY SAPONINO WE

Od niepamiętnych czasów znanym jest fakt, że w yciągi w zględnie odw ary wodne pewnych roślin np. korzeni m ydlnicy (S a - ponaria o fficin a lis ), nasion kasztanowca (Aesculus hippocastanum ) wstrząsane, sil­

nie się pienią. Własność ta jest od dawna użytkowaną praktycznie m. in. do prania tkanin zwłaszcza delikatniejszych, w za­

stępstwie m ydła. Od w ielu lat stosowane są rów nież pewne rośliny a w łaściw ie sok z nich w ygniatany do trucia ryb *). Z dol-

*) O b ja w y zatrucia ryb m ogą w y w o ły w a ć je d ­ nak ró w n ież inne substancje np. niek tóre a lk a ­ loid y , g lik o z y d y cjau o h ydryn ow e i in. Podobn ie p ien ią się także inne substancje w roztw orach w odn ych np. białka, te jednak nie nadają się do prania w zastępstw ie m ydła.

ność pienienia się w rotworach wodnych oraz zatruwania ryb zaw dzięczają owe ro­

śliny obecności s a p o n i n , złożonych sub­

stancji organicznych.

Saponiny należą do glikozydów a więc zw iązków zbudowanych z części cukrowej i niecukrowej. Przy hydrolizie dają z jednej strony cukier' lub aldehydokwas cukrowy, z drugiej, nie m ające charakteru cukrowego, tzw. sapogeniny. Sapogeniny są to związki pochodne bądź steroli (złożonych alkoholi) bądź trójteipen ów a w ięc substancji dają­

cych- się w yprow adzić z węglowodoru:, izo- prenu.

Saponiny znane są ja k o proszki bezposta­

ciow e lub krystaliczne, przeważnie rozpu­

szczalne w wodzie i spirytusie, nierozpu­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Projekt jest to przedsięwzięcie, na które składa się zespół czynności, które charakteryzują się tym, że mają:.. 

Uczestnik moźe przejrzeć te listy, których tematy go zainteresują i odnieść się do tych wątków dyskusji, które wydadzą mu się ważne.. Najciekawsze listy

Zagadnienie to jest bardzo proste, gdy wznosząca się cząstka powietrza jest sucha. Jeśli jednak zaw iera ona pewną ilość w il­.. goci, to w tedy przy wnoszeniu

Dla lepszego zrozum ienia dalszych ustępów koniecznym jest zapoznać się z budową ciała ich wagi.. N ieraz ich długość przew yższa długość

Także i pewne zjaw iska w czasie podziałów somatycznych (stykanie się w za ­ jem ne końcowych części chrom ozom ów) w skazyw ałyby na to, że nie tylko

Ocenianie kształtujące - ocenianie, które pomaga się

Urządzenia wyjściowe to takie, które wysyłają informacje z komputera do użytkownika, tak jak na przykład:. słuchawki, monitor

Załącznik nr 2 – schemat dla nauczyciela – Czym bracia Lwie Serce zasłużyli sobie na miano człowieka. walczą o