Halina Piekarska
Substytut - postrach klientów
Palestra 3/6(18), 87-89
F E L I E T O N Płł/Hf/l/łCZr
H A LIN A PIEKARSKA adwokat
Substytut — postrach klientów
P ięk na to rzecz pomóc przyjacielow i. S tan ąć w p o trzebie i zastąpić n a spraw ie. N iezaw odnie, jest to p rzejaw solidarności, in s ty n k t czy też — ja k m ówią n iek tó rzy — odruch w arunkow y, tak siln y p rzy tym , ja k głód lub lęk przed cierpieniam i. Nie jest praw dą, że ad w o k at adw o katow i w ilkiem . Zawsze sobie chętnie pomogą naw zajem , zwłaszcza na w aru n k ach odpłatności. A le nie w ypada zaczynać od s p ra w fin a n sow ych. W ażne jest zagadnienie samo przez się. O w y nag ro dzen iu sub- s ty tu ta pom ów im y na końcu.
Otóż choć dulce et decorum est w ystępow ać w ro li s u b sty tu ta , m ożna i w tej w spaniałej in sty tu c ji dopatrzyć się ciem nych stro n, jeśli się sp o jrz y pod podszew kę lub dokładniej — przez m ikroskop.
S u b sty tu t to błogosław ieństw o dla adw okata, ale p o strach d la klienta! K lienci zawsze się przecież boją o los swej sp raw y i n iech ętn y m okiem p a trz ą na w szelkie objaw y zawodowej solidarności czy zażyłości. Szcze gólnie z przeciw nikiem . Chcieliby, żeby przeciw nicy na s p ra w ie byli „w ro gam i” względem siebie rów nież w życiu codziennym . Nie rozu m ieją, że m ożna toczyć zacięte spory na rozpraw ie, a potem w zgodzie pójść na kaw ę.
K lien t długo się zastanaw ia nad tym , w czyje ręce pow ierzyć sw oje troski. Idzie do kogoś, kom u ufa, kom u w ierzy, o kim słyszał wiele kom plem entów . Ale gdy nadejdzie „dzień są d u ”, to zam iast sw ego w y branego widzi jakiegoś nie znanego sobie adw ok ata, w idzi su b sty tu ta po raz pierw szy. Nie w ita go, oczywiście, radośnie. N astaw ia się k ry tyczn ie do su b sty tu ta , chociażby rep rezen tow ał wyższą klasę niż sam pełnom ocnik. D o p atru je się w nim w szelkich p rzy w ar: a to sp ra w y nie zna, a to m ało mówi, to się spóźnia, spraw ę odracza itp. N aw et w razie
88 H A L IN A P IE K A R S K A Nr 5
w ygran ia je s t nad ąsany , a jeśli spraw ę przegra, rozm aw ia ze sw y m pełnom ocnikiem p rzy drzw iach zam kniętych. N ajd elik atniejszy n a w e t k lie n t zaczyna od su b teln ej wymówki: „G dyby to pan m ecenas sta w a ł osobiście (...)” . Chociaż głaszcze m ile am bicję, daleki jest jed n a k od za dow olenia. Oczywiście „pan m ecenas” tłum aczy się fataln y m zbiegiem term in ó w .
Istotnie, po p u sty m tygodniu można m ieć niekiedy w te rm in a rz u jed nego dnia aż pięć term inów . I na to nie m a sposobu. T ylko że, n ieste ty , su b sty tu ta szuka się najczęściej tego samego dnia, na kilka m in u t przed rozpraw ą. Z resztą zawsze można znaleźć chętnych.
A dw okaturę m ożna podzielić na substytutów i su b stytujących . Podział ten nie je s t ta k id ealn y jak podaw any w podręcznikach logiki podział na a rty le rz y stó w i niearty lerzy stó w . Są koledzy, k tó rzy w y stę p u ją w podw ójnym c h a ra k te rz e, gdyż w yjątkow o zastępują n iek ied y bez płatnie. S to su ją się oni do przedw ojennego savoir v iv r e ’u, k tó ry nie dopuszczał w zasadzie su b sty tu cji p łatn ej. Ale m ówić chcę o tak ich , k tó rz y m ając n iew ielk ą praktyk ę, są właściw ie zaw odow ym i s u b s ty tu tam i. Są w śród nich koledzy, którzy ustosunkow ują się do sp ra w y tak ja k do w łasnej. Są to perły , ideały. N otują akty, przygotow ują się do sp raw y pow ażnie. Ale większość — można to sobie powiedzieć szcze rze — dąży do odroczenia, „spław ienia” sp raw y i „w ym igania się” od obowiązku.
S u b sty tu ci są też czasam i ofiaram i „w yzysku” . G ospodarz sp ra w y sp i ja m iody h o n o rarió w i zaszczytów po w ygraniu spraw y. S u b s ty tu t w y stę p u je często anonim ow o, k lien t nie zna naw et jego nazw iska. P ła tn y je s t od stó jk i w g ranicach 50— 100 złotych, codziennie zastępuje kogo innego, rzadko m a czas na pogłębienie wiedzy i przygotow anie spraw y. S ta je się m aszyną. N ie zadowalnia ani swego k o n tra h e n ta , ani k lie n ta . Ale czyż p rze c ię tn y adw okat może obiecać i zagw arantow ać klientow i sw oje osobiste staw ien n ictw o na spraw ie, skoro nie zna przecież te rm in u ro zpraw y i skoro sp o ty k a się z żądaniem kilku osób na raz, aby w szę dzie, jednocześnie o tej sam ej godzinie o s o b i ś c i e staw ał? Nie, ta kiej możności n ik t z nas nie ma. K orzystać więc m usim y z tej często zbawczej in sty tu c ji, chociaż nastręcza ona tak wiele tru d n o ści w p ra k tyce. Szczególnie w razie niezadowolenia k lienta z su b sty tu ta .
Nie u reg u lo w an y je s t rów nież problem ew en tu aln y ch p re te n sji w sku tek nieup rzedzen ia k lie n ta o zastępstw ie. W ydaje się, że zaw iadom ie nie go na p a rę d n i przed rozpraw ą i bardziej dokładne w prow adzenie su b sty tu ta w zagadnienia praw ne i faktyczne procesu w płynęłoby do
N r 6 S U B S T Y T U T — P O S T R A C H K L IE N T Ó W 8»
d a tn io na rozjaśnienie atm o sfery i zlikw idow anie spięć. S praw a to n ie w ątp liw ie tru d n a . Tak samo zresztą jak i nasz zawód, w którym w edle słów b. dziekana Chełm ońskiego „granice m iędzy w ykonyw aniem adw o k a tu r y jako posłannictw a obrony praw a z jedn ej stro n y , a jako n a jm u usług w k ieru n k u li ty lk o obro ny interesów poszczególnych osób- z d r u giej, k reśli w yłącznie sum ienie adw okata.” 1