• Nie Znaleziono Wyników

Odrodzenie : tygodnik, 1947.04.06-13 nr 14-15

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Odrodzenie : tygodnik, 1947.04.06-13 nr 14-15"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

16 s t r o n N u m e r ś w l ą t e c r n y Cena 30 *ł.

ODRODZENIE

t y g o d n i k

J.

W numerze:

C h a ł a s i ń s k l 7 K. 1. G a łc z y ń s k i K. G ó r s k i J. K rz y ż a n o w s k i T .L e h r S p ła w iń s k i K. M a k u s z y ń s k i J. P a ra n d o w s k i K P r ó s z y ń s k i J. P r z y b o ś J. Z a r u b a

R o k I V Warszawa, d n ia 6 — 13 k w ie tn ia 1947 r. N p 14 - 1S (123 - 124)

z T E K I K A R Y K A T U R Z B I G N I E W A P R O N A S Z K I

JAN PARANDOWSKI

CHARLIE CHAPLIN

KflHCBES p. E. N. CLUBÛW W SZTOKHOLMIE

ANTONI SŁONIMSKI

K ie d y w je sien i 1945 ro k u o tr z y ­ m a łe m z p re z y d iu m F e d e ra c ji P. E. N.

l i s t ' z zap ytaniem , gdzie, w e d łu g mego zdania, p o w in ie n się od­

być p ie rw s z y p o w o je n n y kongres p E. N. C lubów , od po w ie działe m bez w a h a n ia : w S ztokh olm ie. M ie liś m y się tu bow iem zjechać 3 w rze śn ia 1939 r. i nie m o g liś m y te ra z p o stą ­ pić inaczej, ja k n a ty c h m ia s t n a w ią ­ zać ciągłość, p rz e rw a n ą przez dziką i b ru ta ln ą przem oc. O dpow iadało to rów nie ż m o im m arzeniom . S zw ecja po cią gała m nie od dawna, od w cze­

snej młodości, w id z ia n a poprzez k s ią ż k i S elm y L a g e rlo f, z k tó rą w o s ta tn ic h la ta c h je j ż y c ia w y m ie ­ n iłe m szereg lis tó w ;—• jeden z nich m ó w ił w łaśnie o m o je j b lis k ie j w i­

zycie.

D ziś, w zniszczonej i p o ć w ia rto ­ w a n e j E uropie, k o m u n ik a c ja m ię- I dzy P olską a S zw ecją na le ży do 1 najlepszych, ja k ie is tn ie ją . M a się do w y b o ru sam olot albo pociąg bez pośredni W a rsza w a — S ztokholm . Jechałem pociągiem , k tó r y sw ą d ro ­

gę przez B a łty k od byw a w k a d łu ­ bie prom u. Po ła ta c h iz o la c ji od czułem znów rozkoszny, u p a ja ją c y po w ie w swobodnego m orza . Lecz w ry c h le czekały m n ie w iększe n ie ­ spo dzianki. Od T re lle b o rg a zaczął się ro z w ija ć w iosenny k ra jo b ra z S zw ecji. B y ło to ja k opowieść o u t r a ­ conej szczęśliwości. W słońcu le żały zielone ró w n in y , pa trzą ce w n ie b o . b łę k itn y m i oczam i je z io r, w iły się rz e k i i strum ienie,, la s y c ie m n ia ły w oddali, n ie k ie d y p rz y b liż a ły się do to ru , p o ły s k u ją c lis tk a m i brzóz.

N ie o b ję ty spokój ozłacał pola, d ro ­ g i i dom y.

D o m y b y ły ze w s z y s tk ie g o n a j­

cudow niejsze. P ło n ę ły p u rp u rą swych

¿cian, na k tó ry c h b ia ło obram ione o k n a z ja s n y m i fir a n k a m i m ia ły w sobie coś z łagodnego w e stch nie­

n ia : k r y ł się za ń m i ła d schlud- I nego d o b ro b ytu i tra fn e g o sm aku, I z ja k im urządzone są w n ę trz a

szwedzkie. T u i ów dzie pod k o lu ­ m ie n k a m i sieni w id z ia ło się stół, n a ­ k r y t y obrusem , po środ ku naczynie z k w ia ta m i, ta le rz e i s z k la n k i. N ie ­ w id z ia ln e ręce p rz y g o to w a ły to w s z y s tk o n a czas po siłku , k tó r y ma sw o ją porę pew ną i nieodm ienną.

W śród ta k ic h w id o k ó w b ie g ła na1 sza droga, d ro g a lu d z i z k r a ju ru in i zgliszcz, z k r a ju , w k tó r y m cm en­

ta rz e o p u ściły swe m uro w an e za­

g ro d y i d a le k im i zagonam i ro z rz u ­ c iły swe k rz y ż e po w s z y s tk ic h po­

lach, ogrodach, p a rk a c h i ulicach m ia s t. H is to ria , ja k s ta ra dobra n a ­ uczycielka , p rz y te j b a rw n e j i w e­

sołej m apie o d b y w a ła z n a m i lek.

cję, opow iadając dzieje k r a ju , od dw óch w ie k ó w n ie tk n ię te g o w ojną.

Nasze u trud zon e dusze za m ie n ia ły tę p ra w d z iw ą opowieść w ro z m a rz a ­ ją c ą b a jk ę . T a k w je c h a liś m y do S ztokholm u.

N ie znając go, w yo bra żałe m so­

bie jedno z ty c h m ia s t północnych, gdzie szarość nieba o d b ija się w szarości m u ró w , gdzie życie, k tó re k lim a t spędza z u lic y , szuka w y ­ go dy i p rzyje m n o ści w użyciu. Cze­

k a ła m nie niespodzianka. S ztokholm m a ja k iś odcień p o łu d n io w y w swej barw ności. F asady dom ów w ró ż­

n y c h kolorach, czerwone m a rk iz y nad oknam i, o lb rz y m ie parasole ja k m uch om o ry rozp ię te nad s to lik a m i k a w ia r ń try u m fo w a ły nad s u ro w o ­ ścią n ie k tó ry c h gm achów, potężnych ja k sta ro żytn e tw ie rdze . Bo i to zw ra ca uw agę od pierw szego w e j­

rzen ia : rzetelność a rc h ite k tu ry . S zto k h o lm je s t budow any solidnie, rozsądnie, z um iarem . K ilk a p ię k ­ nych b u d o w li m u s i z a trz y m a ć k a ż ­ dego cudzoziemca, zw łaszcza za­

m ek k ró le w s k i, ta k szlachetny w sw ej prostocie. A rc h ite k tu ra S zto k­

ho lm u m a pew ien akce nt m onum en­

ta ln y , na w e t w u stro n n ych ulicach, d z ię k i czem u m ia sto w y d a je się w ię k ­ sze n iż je s t w istocie. Z rozg a łę zio n ym i

i d a le k im i przedm ieściam i, może l i ­ czy dziś pó ł m ilio n a , lecz energią swego życia, okazałością u lic i p la ­ ców, p ię k n y m i p e rs p e k ty w a m i za­

ćm ie w a niejedną z lu d n ie jszych sto­

lic europejskich.

P la n m iasta, k tó r y dostaje się za darm o w w ie lu restau racjach, w y ­ gląd a m alow niczo i pow abnie ja k pejzaż. I ta k ie x je s t sam o m iasto w śró d zie len i sw ych p a rk ó w , skw e­

ró w , u kw ie co n e i jasne, nad św ie­

tlis tą wodą ka n a łó w i odnóg m o r­

sk ic h — W enecja północy. G dy w pierw sze rano, n a z a ju trz po przy- jeździe, o tw o rz y łe m w sw o im hotelu okno w y s o k ie ja k d rz w i, ulica S trandvagen, na k tó r ą spojrzałem , p rz y p o m n ia ła m i ne a p o lita ń ską via Parthenope. I odtąd w s tro m y c h u li­

cach, pnących się po w y s o k ic h scho­

dach i w iążących się ze sobą mo.

stam i, w za u łka ch starego m iasta, w zaśniedziałej m ie dzi k o p u ł w ciąż n a strę cza ły się w spom nienia, pach­

nące p o łu d n io w y m i im io n a m i: A śliczny plac przed K on serthu set

prze zw a łem Campo d l F io r i. T a m w ła ś n ie b y ł gm ach, w k tó r y m od­

b y w a ły się o b rad y naszego k o n g re ­ su.

K on serthu set (dom k o n c e rto w y ) je s t o sw ojo ny z uro czysto ścia m i li-

swe p rz e m ó w i eńie z w ro te m : cher co n fre re pod adresem Jego K r ó ­ le w s k ie j W ysokości. Bez w ą tp ie n ia oso bistym zaletom ks. W ilh e lm a n a ­ le ży prz y p is a ć powodzenie k o n g re ­ su, k t ó r y b y ł je d n y m z n a jś w ie tn ie j-

1

. £ ‘W -

te ra c k im i. T u bow iem k ró l, w oto­

czeniu ro d z in y i dw oru, w rę cza n a ­ g ro d y N obla. Nasz kongres b y ł m n ie j cerem onialny, lecz w dn iu je ­ go o tw a rc ia siedział w śró d nas na­

stępca tro n u z żoną. D r u g i zaś, m łodszy syn: k ró la , książę W ilh e lm ,' za sia d a ł na estradzie, p rz y stole pre ­ z y d ia ln y m , ja k o prezes szw edzkie­

go P. E . N . Clubu. N ie je s t on b y ­ n a jm n ie j ja k im ś d o s to jn y m d y le ta n ­ tem , k tó re m u oddaje się honorowe miejsce, nie troszcząc się o jego tw órczość. B ierze on czynn y ud zia ł w ż y c iu lite ra c k im , a k a ż d y z u- czestn ików kongresu o trz y m a ł jego książkę o S zw e cji w w y d a n iu an­

g ie ls k im , złożonym z w y ją tk ó w p a ­ r u różnych p u b lik a c ji w ję z y k u

szw edzkim . D y s k re tn y w d zięk w spom nień i opisów zie m i ro d z in ­ nej, z k tó ry c h skła da się ta k s ią ż ­ ka, da ł na m pojęcie o p o w ś c ią g liw e j i p e łn e j. u m ia ru jego sztuce p is a r­

s kie j. I k a ż d y rów nież z w ró c ił uw a­

gę na o s ta tn i ro z d z ia ł pisan y w r.

1941, gdzie c zytało się te słowa:

„N a sz naród w y z n a je zasadę: że je dn ostka m a pra w o w y b ra ć sobie tę fo rm ę życia, ja k a je j n a jb a r­

dziej odpow iada — że pow inna mieć wolność m y ś li, słow a i d z ia ła ­ n ia w zgodzie z p rz e k o n a n ia m i w ła ­ snym i, a nie n a rz u c a n y m i przez k o ­ g o k o lw ie k — że godność ludzka je s t w yższa ponad in s ty n k t stada i że rząd is tn ie je dla ludu, a nie o d w ro tn ie — że w każd ej o k o lic z ­ ności p ra w o idzie przed s iłą i g w a ł­

te m — że ludzie w o ln i są odpo­

w ie d z ia ln i za własne czyny, co z na­

czy w istocie, że oni sam i, z w ła ­ snej w o ln e j w o li, w interesie s o li­

darności i dobra publicznego, sto ­ sują się do p ra w i zarządzeń, k tó re w y n ik ły z pra gn ien ia , b y zapew nić wspólnem u ż y c iu m o ż liw ie n a jw ię k ­ szą stałość i r o z k w it“ .

C z y ta ją c te słowa, tru d n o b y ło nie pom yśleć, że p is a ł je członek d y n a s tii, k tó r e j za łożycie l b y ł p rz y u k ła d a n iu P ra w C złow ieka i O by­

w atela, a te n i ów dodawał, że nie często zdarzało się na m odbyw ać kon gre sy w k ra ja c h , gdzie prze dsta­

w iciele rząd u p rz e m a w ia ją ta k im ję ­ zy k ie m i to nie w p rz yg otow anych na p o w ita n ie oracjach, ale w te k ­ ście, p isa n ym dla własnego narodu.

B y ło to pisane w tra g ic z n y m ro k u 1941 i b y ło odpowiedzią m ałego dzielnego n a ro d u n a szalejącą w ó w ­ czas propagandę niem iecką.

Książę W ilh e lm z m e tr y k i m a po­

nad sześćdziesiątkę (s y n sędziwego G ustaw a V nie może być pacholę­

cie m ), ale z żyw ości i tę żyzn y fi.

zyeznej je s t znacznie m łodszy. I w czasie kongresu i znacznie później sp o ty k a łe m go w ie le ra z y w różnych okolicznościach. Zawsze to w a rzyszy ta m u ta sam a pro sto ta, ła tw ość w n a w ią z y w a n iu 1 k o n ta k tu z ludźm i, i nie b y ło to b a n k ie to w y m dowci

fo t. R. B u rz y ń s k i Jan P a ra n d o w s k i

szych w osiem nastce naszych z ja z ­ dów m ię dzyn arod ow ych.

S z to k h o lm u c z y n ił w szystko, by nas ugościć ja k n a jle p ie j, n a jedno ty lk o n ie b y ło go stać, b y w s z y s t­

k ic h pom ieścić w ty m sam ym h o ­ te lu — id e a ł zresztą rz a d k o re a li­

zow any. S z to k h o lm m a bardzo w ie ­ le w s p a n ia ły c h h o te li i pensjonatów , ale pa nu je w n ic h c h ro n iczn y n a ­ tło k . W c ią ż o d b y w a ją 3ię ja k ie ś zjazdy, w ie lo ra k ie in te re s y ścią ga ją lu d z i ze w s z y s tk ic h s tro n S zwecji do s to lic y , k tó r a je s t od daw na prze lu dnion a i z b y t p o w o li się ro z . budow uje. Z ty c h pow odów uczest­

n ic y kon gre su z o s ta li rozm ieszcze­

n i w k ilk u n a s tu ho telach (n a jle p ­ szych), w s k u te k czego nie m o g li się w id y w a ć ta k często i ła tw o , ja k b y tego p ra g n ę li. T o bo w iem je s t n a j­

w ię k s z y m u ro k ie m i sensem naszych kongresów — osobiste spotkania, rozm ow y, znajom ości i p rz y ja ź n ie . W ty m ro k u b y ło to szczególnie w zruszające. O d n a jd o w a liś m y się po k a ta k liz m ie , k tó r y pochłoną ł w ie lu w ie rn y c h i do brych to w a rz y s z y . Na próżno w y g lą d a n o a s y ry js k ie j brody B e n ja m in a Crém ieux, k tó re g o dotąd n ig d y nie b ra k ło i k tó r y b y ł duszą każdego kongresu, ta k ja k b y ł ż y ­ w ą h is to rią naszej F e d e ra c ji. N ie m ­ cy go z a b ili. Te sło w a o d z y w a ły się p rz y szeregu na zw isk, ja — nieste­

t y — częściej od in n y c h m usiałem ję pow tarzać, g d y p y ta n o o polskich pisarzy.

N ie p rz y je c h a ł ró w n ie ż W ells, już w te d y b lis k i śm ierci, nie z ja w ił się Jules Rom ains, k tó r y podczas w o j­

n y u s t ą p ił ze s ta n o w is k a prezesa F e d e ra c ji P. E . N . N a je go m ie j­

sce nie w y b ra n o nikog o, lecz po­

w ierzono te fu n k c je M ię dzyn arod o­

wem u K o m ite to w i P rezydialnem u, k tó r y na kongresie zo sta ł uzu pe łnio­

n y ta k , że obecnie s k ła d a się z n a ­ stęp ują cych p is a rz y : E . M . F o rs te r, H u Shih, F ra n ç o is M a u ria c , Denis S aurat, Ig n a z io Silone, T h o m to n W ild e r i H e rm o n O uld, s e k re ta rz generalny. Ten o s ta tn i je s t ja k b y sym bolem cią gło ści i tr a d y c ji P. E.

N . C lubów . P ełniąc swe fu n k c je od początku ic h is tn ie n ia , p o ś w ię c ił im w s z y s tk ie sw o je m y ś li i am bicje.

Zawsze s po kojny, opanow any, do­

broduszny, s w y m n ieza w od nym ta k . tern i o b ie k ty w iz m e m przezw ycięża w sze lkie zaw iło ści, w sw o ich rękach wiąże n ic i 50 cen tró w , rozproszo­

nych po c a ły m globie. T a k ja k m nie w z ru s z y ł obszerną i serdeczną de­

peszą, k tó r ą o trz y m a łe m od niego dosłow nie n a z a ju trz po zakończeniu w o jn y , ta k z n a jż y w s z ą radością p o w ita łe m go w S ztokh olm ie.

P odobnych sp o tk a ń b y ło wiele, lecz jeszcze w ię ce j w id z ia ło się no­

w y c h lu d z i z d w u d zie stu k ilk u k ra . jó w e u ro p e js k ic h i za m o rskich . M ie liś m y u siebie p rz e d s ta w ic ie li ta k o d le g ły c h ziem , ja k B ra z y lia , C h iny,

TriHio A fy>trlrn ______ m___t

i nie uyiu lu u a im ic w w jiiii ••— ¿ ran, jcLiK. .Drazyiia, L-.niny, pem, gd y nasz p rz y ja c ie l, Claude Ind ie, A f r y k a P ołud nio w a , S tany Aveline, delegat fra n c u s k i, zaczął Zjednoczone, Venezuela, lecz ty lk o

ze S tan ów 1 A f r y k i P ołu d n io w e j rzeczyw iście p rz y je c h a li delegaci, in ­ ne da le kie c e n tra w y s ła ły zaś ty c h sw o ich członków , k tó r z y a k tu a ln ie z n a jd o w a li się w E uro pie, głów n ie w P a ry ż u i w L o nd ynie . N ic to me um n ie jsza ło ic h znaczenia, gdyż b y ­ l i to lu d zie w y b itn i i czynn i czło n­

k o w ie P. E . N . N a jlic z n ie js z e g ru ­ p y b y ły : b e lg ijs k a , fra n c u s k a , an­

g ie ls k a i trz e c h k r a jó w s k a n d y n a w ­ skich . E m ig ra n c i a u s tria c c y i n ie ­ m ieccy b y li re p re z e n to w a n i przez l i ­ te ra tó w , z a m ie s z k a ły c h w sam ym S ztokh olm ie.

P. E . N . C lub n ie m ie c k i p rz e s ta ł .stnieć w r . 1933. Jeszcze n a k o n ­ gres w D u b ro w n ik u p rz y je c h a ła de- delegacja „o d no w io ne go“ c z y li opa­

now anego przez h itle ro w c ó w P. E. N.

C lu b u , ale s k o rz y s ta li o n i z za­

proszenia, w ysłane go w cze śnie j i nie odwołanego, bo p re z y d iu m , chciało, b y się u s p ra w ie d liw ili ze sw ych działań, p rz e c iw n y c h zasa­

dom P. E . N . Lecz od p ie rw s z y c h s łó w n a w e t n ie d o w ie rz a ją c y d o ty c h ­ czas ( b y ł w ś ró d n ic h W e lls ) prze­

k o n a li się, że nasza in s ty tu c ja nie może m ieć z n im i n ic wspólnego.

T a k w ięc c e n tru m n ie m ie ckie zosta­

ło skasowane, po „a n s z lu s ie " ten sam los s p o tk a ł c e n tru m a u s tria c ­ kie , a n a ic h m iejsce e m ig ra n c i za­

ło ż y li sw oje g ru p y narodow e w L o n ­ dynie.

P o ls k im delegatem b y ł W a c ła w Rogowicz, d łu g o le tn i czło ne k nasze­

g o ^ . E . N . Clubu, b a w ią c y ju ż w S zw e cji od k ilk u ty g o d n i, i ja , za- , proszony w c h a ra k te rz e gościa ho­

norowego. Jest bo w iem z w ycza je m naszych ko n g re só w , że, poza dele­

g a c ja m i, zaprasza cen tru m , k tó re kongres urządza, pew ną liczbę p i­

s a rzy ja k o gości honorow ych. B y ­ w a li n im i w ró żn ych okresach W ells, D uham el, M a rita in , Jam es Joyce, G u g lie lm o F e rre ro , Johan B o je r, T o ­ masz i H e n r y k M an no w ie etc.

E s tra d a , na k tó r e j zasiadło p re z y ­ d iu m kon g re su i gdzie b y ła m ó w n i­

ca, w y g lą d a ła n ie z w y k le w dn iu o tw a rc ia . R a m p a ud eko row a na w s p a n ia ły m i k w ia ta m i, a w je d n y m ro g u o rk ie s tra , k tó r a w y k o n a ła dość obszerny p ro g ra m m uzyczn y, za k o ń ­ czony ś lic z n ą „W io s n ą “ G rieg a. B y ­ ły stosowne do oko liczn ości p rz e ­ m ów ien ia p o w ita ln e , z n ic h n a jle p ­ sze S tefana Selandra, p o e ty i es- s a y is ty szwedzkiego, będące p e łn ym w d z ię k u s z kice m o S zw ecji, je j k ra jo b ra z ie , lu d z ia c h i h is to r ii. W y ­ s tą p ił ró w n ie ż de legat czeski, F ra n - tis e k L a ng er, k tó r y , tłu m a c z ą c się złą w ym o w ą, oddał s w ó j te k s t a n ­ g ie ls k i do o d czyta n ia O uld ow i. L a n -

•g e r i y ł w m undurze generała, rzecz bez precedensu n a naszych zjazdach.

K to ś n a c h y lił się do m n ie i szep­

n ą ł: „G d y b y się pan ta k u b ra ł, p o d­

niesiono by k rz y k , że P o ls k a z a g ra ­ ża p o k o jo w i E u ro p y “ .

Od razu zaznaczyła się stanow cza przew aga ję z y k a angielskiego.

W p ra w d zie ks. W ilh e lm p o d z ie lił swe przem ów ienie na dw ie części, angielską i fra n c u s k ą , nie zanied­

bu ją c w te j d ru g ie j wspom nieć B er- n a d o tta i fra n c u s k ic h po czątków d y n a s tii, ale n ik t z gospodarzy ani z gości — poza m ną — nie p o s łu g i­

w a ł się ty m ję z y k ie m . F ra n c u z i i B elgo w ie c z u li się Osamotnieni.

N a w e t D enis S aurat, członek K o ­ m ite tu P rezydialnego, sam F rancuz, pro fe sor lite r a tu r y fra n c u s k ie j w u n iw e rs y te c ie lo n d y ń s k im , m ó w ił po' angielsku, co o b u rz y ło je g o ro d a . ków . To stałe cofanie się fra n c u ­ szczyzny w stosunkach m ię d zyn a ro ­ do w ych je s t s m u tn y m następstw em k lę s k F ra n c ji.

W p ie rw s z y m d n iu obrad — n a ­ z a ju trz po o tw a rc iu kon g re su — za­

raz na w stęp ie de legat a m e ry k a ń ­ ski, d r H . G. Leach, w n ió s ł rezo.

lu c ję , p o tw ie rd z a ją c ą id e a ły P. E. N.

W ostatecznej re d a k c ji b rz m ia ła ona: “ I . W ty m okresie odbudowy ś w ia ta P. E. N . C luby s tw ie rd z a ją sw ą w ierno ść zasadom nieza kłóco­

nej w y m ia n y m y ś li m ię dzy na rod a­

m i, i w ty m celu w y p o w ia d a ją się prze ciw s a m o w o li. c en zury w czasie p o k o ju i za w o lno ścią pra sy. W t r o ­ sce je d n a k o poziom m o ra ln y i p r z y ­ zw oitość, sam i zob ow iązu je m y się p rz e c iw s ta w ia ć złu, k tó re przynoszą k ła m liw e p u b lik a c je , rozm yślne f a ł­

szerstw a i prze krę ca n ie fa k tó w dla celów p o lity c z n y c h lu b osobistych.—

H . M ię d z y n a ro d o w y P. E. N . p o s ta ­ naw ia, b y k a ż d y z osobna i w s z y ­ scy razem u ż y li te j potęgi, ja k ą je s t słow o pisane, dla zażegnania ra s o ­ w ych , k la s o w y c h i n a rod ow ych n ie ­ n a w iś c i i ' d l a w a lk i o id e a ły je d n e j ludzkości, ż y ją c e j w p o k o ju na ty m globie, będącym naszą w sp óln ą o j­

czyzną“ .

T rz e c i dzień obrad p rz y n ió s ł w n io ­ sek ho le nde rski o c z a rn e j liście ko- la b o ra c jo n is tó w . R o z w in ę ła się d łu ­ ga i n a m ię tn a d y s k u s ja . O stateczne sfo rm u ło w a n ie b y ło : „C e n tru m ho­

lenderskie uw aża za niezbędną w y ­ m ianę m ię dzy poszczególnym i cen­

tr a m i P. E. N. — lis t z a w ie ra ją c y c h im io n a n is a rz v ■srryctaH \xrxr

(2)

Str. 2 O D R O D Z E N I ® N r 14 — 13

k lu c z e m lu b u zn an i za niepożąda­

n y c h w ic h w ła s n y m c e n tru m “ . S zło o to, b y c l pisarze nie m o g li w chodzić w s to s u n k i z in n y m i cen­

t r a m i P. E. N. A n g lic y m ocno się te m u s p rz e c iw ia li, dowodząc, że nie podobna z n ik ą d p rz y jm o w a ć w e r­

d y k tu bez z a z n a jo m ie n ia się z p rz e ­ w odem sądow ym . P rz y p u s z c z a li na- w e t, że tego ro d z a ju sam ow olna . p ro c e d u ra może n a strę czyć w A n ­

g l ii k ło p o ty p ra w n e. K on g re s nie w z ią ł pod uw agę ty c h s k ru p u łó w i prze w a żają cą w iększością u c h w a lił w n iose k, n ie w ą tp liw ie słuszny.

N a s tę p n a z ko le i, re z o lu c ja k a ta - lo ó s k a , s k ie ro w a n a p rz e c iw rz ą d o w i gen. F ranco , ja k o o s ta tn ie m u w E u ro p ie re g im e ‘o w i fa s z y s to w s k ie ­ m u , g ło s iła , że w H is z p a n ii zo s ta ły obalone po d s ta w o w e sw obody, z w ła ­ szcza p o d le g ły prze śla dow an iu Języ­

k i: k a ta lo ń s k i, b a s k ijs k i i g a lic y j­

ski,, c z y li te, k tó r y m i m ó w i 40% lu d ­ ności. Z akazano w ty c h ję z y k a c h p u b lik o w a ć k s ią ż k i, czasopism a i d z ie n n ik i, w y s ta w ia ć s z tu k i, w y ­ pędzono je ze s z k ó ł i u n iw e rs y te ­ tó w , zniesiono in s ty tu c je naukow e ty c h g ru p na rodow ościow ych, aby zniszczyć ic h ducha i c y w iliz a c ję .

„K o n g re s — b rz m ia ła re z o lu c ja — p o tę p ia te m e to d y b a rb a rz y ń s k ie , p rz e s y ła w y ra z y s y m p a tii d e m o k ra ­ ty c z n y m p is a rz o m ,n a ro d ó w hiszpa ń­

s k ic h , z aró w n o ty m , co są n a w y ­ g n a n iu , ja k i ty m , co p rz e b y w a ją pod rz ą d a m i gen. F ranco , zachęca ic h do dalszej w a lk i o w olńość i p ra w a czło w ie ka, i w y ra ż a n a ­ dzieję, że n ie d a le k i je s t dzień, k ie ­ d y n a s i koled zy ka ta lo ń s c y , b a s k ij­

scy i g a lic y js c y , w y z w o le n i spod uc is k u , stan ą ra ze m z n a m i do w s p ó łp ra c y oko ło w spólnego dobra lu d z k o ś c i“ .

E m ig ra c y jn a g ru p a niem iecka, k tó r a m a siedzibę w Lo nd ynie , ja ­ k o p ra w a s p a d ko b ie rczyn i ro z w ią ­ zanego P. E . N . C lubu niem ie ckie go, s k ie ro w a ła do kon gre su je dn o p y ta ­ n ie i je dn ą prośbę. P y ta n ie : J a k ie są m o żliw o ści w skrzeszenia P .E .N . C lubu w sam ych Niem czech. B y ło ono up rzednio d ysku tow a ne n a za­

m k n ię ty c h posiedzeniach K o m ite tu W ykona w cze go, gdzie p rz y ję to m o ­ ją opinię, że s p ra w a je s t jeszcze przedw czesna, z b y t m ało bow iem z a u fa n ia d a ją n a s tro je in te le k tu a li­

s tó w niem ie ckich , k tó r z y ta k c z y n ­ n y u d z ia ł w z ię li w ru c h u h itle r o w ­ s k im . Tę sam ą odpow iedź d a ł k o n ­ gres. P rośba zaś g ru p y n ie m ie c k ie j b rz m ia ła : „P ro s im y P. E . N ., b y w p o ro zu m ie n iu z od p o w ie d n im i w ła ­ dza m i u ła t w ił im p o rt do N ie m ie c l i ­ te r a tu r y d e m o k ra ty c z n e j zarów no a u to ró w n ie m ie c k ic h e m ig ra c y jn y c h ja k i obcych.“ Z aakce ptow an o ją je dn om yśln ie.

K o m ite t W y k o n a w c z y zapropono­

w a ł pew ną zm ianę w s w o je j w ła ­ snej s tru k tu rz e . C z ło n k a m i s ta ły m i będą, ja k dotychczas, prezes m ię ­ d z y n a ro d o w y i m ię d z y n a ro d o w y se­

k re ta rz , delegaci A n g lii, F r a n c ji i U . S. A ., p rz e d s ta w ic ie le centrów , u rz ą d z a ją c y c h poprzedni, obecny i p rz y s z ły kongres, w reszcie — co Jest w łaśnie now ością — każde cen­

tru m , je ś li tego pragnie, może w y ­ słać swego p rz e d s ta w ic ie la n a posie­

dzenie K o m ite tu W ykona w cze go.

U s u w a to w ie le a ra ż liw o ś c i z la t u b ie g łych .

T rz e c i dzień obrad zakończono re . zo lu cją , z a w ie ra ją c ą zaproszenie p i­

s a rz y sow ieckich do w z ię c ia u d z ia ­ łu w m ię dzyn arod ow ej o rg a n iz a c ji P . E . N . 1 do założenia n a teren ie R o s ji osobnego ce n tru m .

C z w a rty i o s ta tn i dzień obrad, za, g a jo n y do sko h a łym szkicem fiń s k ie ­ go h u m a n is ty , p ro f. Y r jo H irn , na- te m a t „H u m a n iz m w lite r a tu r z e “ , z a ją ł się usta len iem te k s tu n ie k tó ­ ry c h re z o lu c ji z poprzednich dni, z n o w y c h rzeczy P ie rre B ourgeois, de legat b e lg ijs k i, podał n a s tę p u ją ­ cy w n io s e k : „P is a rz e , k tó r z y zaw o­

dow o p o s łu g u ją się trz e m a ro d z a ja ­ m i w y ra ż a n ia m y ś li d ru k ie m , sło ­ w e m ż y w y m i film e m , ż ąd ają ró w ­ n e j sw obody i rów nego poszanowa­

n ia . Godną bow iem pożałow a nia rzeczą je st, że k o n tr a k ty narzucane a u to ro m scenariuszów ' film o w y c h dopuszczają w sze lkie z m ia n y w ich u tw o ra c h , p o zo sta w ia ją c im t y lk o p ra w o ic h n ie p o d p ls y w a n ia , gd y je u z n a ją za zniekształcone. R ó w nie go dn y p o żałow a nia je s t f a k t, że u m o w y m iędzynarodow e nie liczą się z ro z w o je m te c h n ik i ra d io w e j, n ie rozb ud ow u ją c odpow iednio s ta - c y j e m is y jn y c h , a co gorsza, n ie k tó ­ re p a ń stw a de m okra tyczn e trz y m a ­ ją się w stosu nku do ra d ia system u w yłączno ści, m onopolu i cenzury bezpośredniej lu b pośredniej, co nie p o z w a la ra d iu w y p e łn ia ć je g o obo­

w ią z k ó w w służbie idei. D y s k u s ja w y k a z a ła , że ta rzecz w y m a g a do­

kła d n ie jsze g o zbadania, p o stano w io­

n o w ięc przekazać ją K o m ite to w i W y k o n a w c z e m u z zaleceniem , b y ją p rz e d s ta w ił na p rz y s z ły m k o n g re ­ sie.

Znaczne W rażenie s p ra w iło u k a ­ zanie się na m ó w n ic y delegata ż y ­ dow skiego, Józefa L e ftw ic h a , a gdy zaczą ł w spom inać niedaw ne dzieje zniszczenia k ilk u m ilio n ó w ż y d ó w w E u ro p ie , sala p o w stała, b y oddać h o łd ty m o fia ro m b a rb a rz y ń s k ie g o szaleństw a. W im ie n iu ob ydw u cen­

tró w , h e b ra js k ie g o i yid d ish , w n ió sł on re zo lu cję p o tę p ia ją c ą te m asowe m o rd y i w z y w a ją c ą do o b ro n y ś w ia ­ t a prze d n o w y m k a ta k liz m e m .

„ X V H I K o n g re s P. E . N . — b rz m ia ­ ło zakończenie — z w ra c a uw agę, że id e o lo g ia n a z is to w s k a i fa s z y s to w ­ ska b y n a jm n ie j nie w y g a s ła bez śladu i że może się odrodzić, n io ­ sąc ze sobą nowe niebezpieczeństwo.

D la te g o też, w a lcząc o w olność sło­

w a , nie m ożem y je j ud zie lać ty m , k tó r z y ją obrócą p rz e c iw sam ej w o l­

ności i d la ro zp ę ta n ia no w e j w o jn y . N ie może być c z ło n kie m P .E .N . C lu ­ bu ten, k to je s t z w o le n n ik ie m idei, w ro g ic h w o lno ści ś w ia ta .“

L e ftw ic h o d c z y ta ł ró w n ie ż re fe ra t znanej p o e tk i ży d o w s k ie j, R a che li K o m , k tó r a p rz y je c h a ła z P o ls k i;

n ie m ogąc się po słu g iw a ć a n i ję z y ­ k ie m a n g ie ls k im , a n i fra n c u s k im , nie m ia ła ¡jiożności prz e m a w ia ć sama.

N a s tą p iły zaproszenia n a p r z y ­ szłe kon gre sy, n a jp ie rw s z w a jc a r­

s k ie n a kon gre s w ro k u bieżącym , d a le j a m e ry k a ń s k ie n a r o k 1948, do N e w Y o rk u , w reszcie usta lon o d a w ­ n ie j ju ż pro p o n o w a n y ko n g re s w R z y m ie n a r o k 1949.

N a kongresie, o czym dotychczas nie w sp om n iałem , - bo te ra z je s t na to w ła ś c iw e m iejsce, b y ł jeszcze z P o la k ó w — A n to n i S ło nim ski.

C złonek za rz ą d u po lskie go P .E .N . Clubu, k t ó r y w ro k u 1937 b y ł n a ­ s zym delegatem n a kongresie w P a­

ry ż u , obecnie n a le ż a ł t y lk o przez p ó ł do naszej delegacji, m a ją c so­

bie pow ierzone p rz e d s ta w ic ie ls tw o U N E S C O , gd zie je s t szefem s e k c ji lite ra c k ie j. O czyw iście, z ty tu łu sw ojego s ta n o w is k a w p o ls k im P .E .N . C lubie ró w n ie ż go reprezen­

to w a ł, b io rą c cz y n n y u d z ia ł w e w s z y s tk ic h obradach. Jego doskona­

ła znajom ość ś ro d o w is k a a n g ie ls k ie ­ go, z k tó r y m z ż y ł się w czasie w o j­

n y i gdzie m a ro zle g łe s to s u n k i, u ła ­ t w ia ła po rozu m ien ie w w ie lu s p ra ­ w ach. Przede w s z y s tk im je d n a k za­

z n a jo m ił on kon gre s z p la n a m i i p ra c a m i U N E S C O c z y li U n ite d N a tio n s E d u c a tio n a l S c ie n tific and C u ltu ra l O rg a n iz a tio n , no w e j in s ty . tu ć ji, p o w s ta łe j p r z y O rg a n iz a c ji N a ­ ro d ó w Zjednoczonych, a z a jm u ją c e j się s p ra w a m i w y c h o w a n ia , n a u k i i k u ltu r y w ż y c iu m ię dzyn arod o­

w y m . Po w y s łu c h a n iu je g o u w a g i po d y s k u s ji p o w z ię to je dn om yśln ie na stępu ją cą uch w a łę : „U N E S C O je s t n o w y m org a n e m m ię dzyn arod ow ym , k t ó r y m a d z ia ła ć w in te re s ie w o l­

ności m y ś li, w za jem n eg o porozum ie­

n ia i w z a je m n e j w s p ó łp ra c y n a ro ­ dów , co b y ło zawsze ideałem P .E .N . C lubów , kon gre s w ię c p o s ta n a w ia u d z ie lić m u c a łk o w ite g o p o p a rc ia w e w s z y s tk ic h ob ja w a ch je g o d z ia ­ ła ln o ś c i, zgadzających się z celam i naszego stow a rzyszen ia.“

Jest oczyw iście rzeczą ja k n a j­

b a rd zie j pożądaną, aby U N E S C O , ze sw ej s tro n y , s ta ra ło się zacieśnić w spółpracę z P .E .N ., k tó re g o w ie ­ lo le tn ie doświadczenie i rozległe sto s u n k i w środ ow iskach in te le k ­ tu a ln y c h całego ś w ia ta m ogą się znacznie p rz y c z y n ić do żyw otności te j in s ty tu c ji.

Irla n d z k ie c e n tru m do tknęło s ta ­ re j b o lą c z k i tz w . m a ły c h n a ro ­ dów c z y li ty c h , k tó ry c h ję z y k je s t og ran iczon y do te r y to r iu m na rodo­

wego, i w z y w a ło P .E .N . do znale­

zie n ia ś ro d k ó w d la rozpow szechnie­

n ia w św iecie lite r a tu r y ty c h n a ro ­ dów. Jest to ró w n ie ż jedno z za­

dań do po djęcia przez U N E S C O . W ty m o s ta tn im d n iu obrad, aa- m y k a ją c y m kongres, w y g ło s iłe m przem ów ienie, k tó re t u podaję w całości:

„ W żadnej epoce n ie b y ło ta k s il­

nego p rze kon ania, k tó re nas w łaśnie . t r a w i: że ś w ia t w y m a g a w ie lk ie j p rze bu dow y i na szym je s t zadaniem ją podjąć. W te j p rą c y — k a ż d y to czuje — n ie może z ab rakn ąć p i­

sarzy. Ic h o b o w ią z k i są n a w e t w ię k ­ sze n iż c z y je k o lw ie k i są ta k ró ż ­ norodne, ja k sam a działalność li t e - . ra c k a . K to b y się ty c h ob ow iązkó w w y rz e k ł, w c h o d z iłb y w „zdra dę k le rk ó w “ , b yć może gorszą od te j, k tó r e j a k t o ska rżen ia sp is a ł przed la t y J u lie n Benda. C h c ia łb y m tu z w ró c ić uw agę ko le g ó w n a jeden z ty c h obow iązków , d o tyczący za­

w o du p ra c o w n ik ó w słowa.

F aszyzm , we w s z y s tk ic h swoich odm ianach, do kon ał niebyw ałeg o spustoszenia, nie t y lk o w k ra ja c h w k tó ry c h p a n o w a ł, ale i w .całej E u ro p ie . Co dzień bowiem , przez d łu g ie la ta , W yrzucano s e tk i to n za­

dru kow ane go p a p ie ru ze słowem zem sty, nien aw iści, k ła m s tw a . K ła m ­

stw o s ta ło się t a k zuchw ałe i ta k nikczem ne, że m ia ło się wrażenie, ja k b y p rz e m a w ia ło ju ż nie do spo­

łeczności lu d z k ie j, ale do r o ju ow a­

dów, po zba w io nych sądu i pam ięci.

W ty m d ia b e ls k im t y g lu w yp aczo­

no, w y n a tu rz o n o ję z y k lu d z k i. R ze­

czom odejm ow ano ic h na zw y, a n a ­ zw o m treść. M n ó stw o niedorzecz­

nych i p rz e w ro tn y c h pojęć weszło do idei, słó w i czynó w lu d z i z a j­

m u ją c y c h się p o lity k ą , do ksią żek uczonych i lite ra tó w , do p ra s y i m o ­ w y potocznej.

Te po ję cia b y ły niesłych an ie za­

ra ź liw e , u le g a ło im w ie lu ta k ic h , co b y n a jm n ie j nie w y z n a w a li po glądów fa s z y s to w s k ic h . Jed ni p rz y jm o w a li je ta k , ja k się p rz y jm u je obiegowe k o m u n a ły — z le n is tw a , d ru d z y nie u m ie li się ic h ustrzec z b ra k u k o n ­ t r o li nad sobą. Ilu ż a u to ró w poddało się ic h w p ły w o m przez nieszczęsne pra gn ien ie , b y się w y ró ż n ić ! Szło się n a lep f ilo z o f ii dyn am izm u , b ra ło się za energię, za siłę, z a dobro­

czynną i tw ó rc z ą w o lę to, co w is to ­ cie b y ło p o c h w a łą b ru ta ln o ś c i.

Z dn ia n a dzień ś w ia t s ta w a ł się coraz b a rd z ie j b a rb a rz y ń s k i i r a ­ zem z p ra w d z iw y m i b a rb a rz y ń c a m i p ra c o w a li n a d ty m n a w p ó ł n ie ś w ia ­ dom ie lu b zg o ła bezw iednie lu dzie n ie w ą tp liw e j k u ltu r y . #

J a k w e w s z y s tk ic h okresach upad­

ku , s ty l n a b rz m ia ł przesadą i ta skłonność do przesady s ta ła się ta k z a ra ź liw a , że n ie u m ie li się je j oprzeć n ie ra z n a ju c z c iw s i pisarze.

T ru d n o bow iem oddychać z a tr u ty m po w ie trz e m . A ponad w s z y s tk im szalała o rg ia z ło w ro g ie j bezm yślno­

ści. Z byteczn a dziś p rzyp o m in a ć, do­

k ą d z a p ro w a d z iły ludzkość sło w a opętańców . S tra s z liw e i odrażające f a k t y są w y r y te w p a m ię ci ś w ia ­ ta , a proces n o ry m b e rs k i u t r w a lił ję dla p rz y s z ły c h h is to ry k ó w te j niepraw dopodobnej d e kad en cji n a ­ szego rod zaju.

Lu dzko ść zn a la z ła się n a d b rz e ­ giem o tc h ła n i. M ilio n y osobników , ż y w io n y c h p o ję c ia m i i s ło w a m i pie ­ k ie ln y m i, zeszły ju ż w tę o tc h ła ń i w z y w a ły innych, b y p ó jść za n i­

m i. Ja, k t ó r y żyłe m sześć la t pod oku p a cją niem iecką, w śró d koszm a­

ró w n ie zn a n ych w h is to r ii św iata, m am dotąd pełne uszy tego głuch e­

go i okropnego głosu o tc h ła n i.

W y c h o d z iły z n ie j p o tw o ry , w i­

d z ie liś m y je co dzień i od dych ały one ty m sam ym , co m y p o w ie trzem . B y ły podobne do is to t lu d z k ic h . Czę­

sto n a w e t b y li w ś ró d n ic h uczeni w o ku la ra ch , b y w a lc y b ib lio te k i la ­ b o ra to rió w . To oni w ła ś n ie do kon y­

w a li w iw is e k c ji i zbro dn iczych do­

św iadczeń n a ż y w y m . ciele n ie w o ln i­

k ó w z obozów k o n c e n tra c y jn y c h . T o w śró d n ic h z n a le ź li się ci s k ru p u ­ la tn i e ru d yci, k tó r z y k la s y fik o w a li nasze dzieła s z tu k i: osobno do z n i­

szczenia n a m iejscu, osobno n a w y ­ w iezienie do N iem iec. Z d a rz a ły się p o tw o ry o po w ie rzcho w no ści po­

godnej i dobrodusznej, ta k ie g o w ła ­ śnie podsuw a m i pam ięć w te j c h w ili. N a z y w a ł się K a is e r, w w o j­

sku p o ls k im d o słu żył się r a n g i k a ­ p ita n a , a pod kon ie c w rz e ś n ia 1939 r. z a m ie n ił m u n d u r p rz y b ra n e g o w o js k a n a kapelusz t y r o ls k i i z ie ­ lo n k a w y s tr ó j .c y w iln y . Z robion o go la n d w irte m . U rz ę d o w a ł w m a ły m m ia ste czku — ru m ia n y i za żyw n y.

Pew nego d n ia w y b ra ł się do lasu i p o lo w a ł n a u k ry w a ją c y c h się ta m żydów , s trz e la ł do n ic h ja k do za­

ję cy.

K a ż d a go dzina ty c h o k ru tn y c h 2.000 d n i w p is y w a ła się w pam ięć z d u m ie w a ją c y m i d o k u m e n ta m i d u ­ szy lu d z k ie j. „C z ło w ie k — is to ta niezn ana“ o d k r y ł swe nowe, p rz e ­ pastne ta je m n ice . M uszą one być opisane i zbadane, nie w o ln o ic h od­

sunąć ja k o z b y t d o k u c z liw y m a te ­ ria ł, b y ło b y to bo w iem m ałod usz­

nością albo i tc hó rzo stw em . W ie lu je d n a k p is a rz y , zw łaszcza w k r a ­ ja c h , k tó re to przeszły, po djęło ju ż prace nad bolesnym rozd zia łem p s y ­ chologii, ś w ia d o m i je go doniosłości, w n ie o d p a rty m prze kon aniu, że g ro ź ­ ne doświadczenie zostało nam dane dla zba w ie nia p rzyszłości.

W szędzie m ó w i się d z is ia j o g o d­

ności lu d z k ie j. To s ta ły pro b le m hu-

K o r b u t i a n u m

JULIAN KRZYŻANOWSKI

W zacisznej o fic y n c e pa łacu P o ­ to c k ic h , obok w sp an iałeg o — dziś nie is tn ie ją c e g o — z b io ru s ta ro d ru ­ k ó w i rę k o p is ó w B ib lio te k i N a ro ­ dow ej, obok rosnącej b ib lio te c z k i P. A . L., m ie ś c iła się in s ty tu c ja m a ­ ło znana W a rsza w ie , choć często naw ie dza na przez s p e c ja lis tó w i sto ­ łe cznych i z p ro w in c ji. B y ł n ią „G a ­ b in e t F ilo lo g ic z n y T o w a rz y s tw a N a ­ uko w e go W a rs z a w s k ie g o “ , d z is ia j o fic ja ln ie n ie m a l o k re ś la n y ja k o

„ K o rb u tia n u m “ .

G a b in e t te n m a s w o ją osobliw ą h is to rię . P o w s ta ł on, ja k w ie le ana­

lo g ic z n y c h za k ła d ó w - na szero kim świecie, drogą in ic ja ty w y p ry w a tn e j, a b y ł, ja k niera z u nas, w y n ik ie m o fia m ic tw a iście ascetycznego. S tw o ­ r z y ł go w głod zie i chłodzie skro m ­ n y na u c z y c ie l w a rs z a w s k i, G a b rie l K o rb u t, z m iz e rn y c h oszczędności c iu ła n y c h przez całe dziesięciolecia, z k o p ie je k , m a re k i w reszcie z ło ­ ty c h , lo k o w a n y c h w k s ią żka ch . Pe­

łe n sta s z ic o w s k ie j ab ne ga cji stosy z a d ruko w an eg o p a p ie ru g ro m a d z ił w m iz e rn y m m ie szka n ku , b y pod kon ie c ż y c ia m a g n a c k im gestem z b io ry swe p rze kaza ć T o w a rz y s tw u N a u ko w e m u . M ia ł swe a m b ic je i swe d z iw a c tw a , k tó ry c h nie podobna b y ­ ło uszanować po je g o śm ie rci.

C h c ia ł np. w szy s tk o , co d o ty c z y ło po zna nia M ic k ie w ic z a czy K och a­

now skiego, m ieć usta w io ne obok sie­

bie n a te j sam ej półce, zaró w n o fo ­ lia ły p ó łm e tro w e j w yso kości ja k b ro s z u rk i w y m ia r u kieszonkow ego.

Z c h w ilą ob ję cia o p ie k i nad z a k ła ­ dem, nie bez poczucia, iż poptełniam

coś w ro d z a ju ś w ię to k ra d z tw a , prze­

p ro w a d z iłe m ra d y k a ln e prze sta w ie­

nie k s ią ż e k wedle ic h fo rm a tó w , z d u m io n y n ie s ły c h a n y m bogactw em tego, co zn a jd o w a ło się n a półkach, i pełen p o d ziw u dla m ró w cze j za- b ie g liw o ś c i zbieracza, k t ó r y s k ru ­ p u la tn ie g ro m a d z ił w szystko, co je s t nieodzowne c z ło w ie k o w i, z a j­

m u ją c e m u się n a u k o w y m poznaw a­

n ie m z ja w is k i procesów lite ra c ­ k ic h .

D o pro w ad zon y do ładu, starań nie s k a ta lo g o w a n y , d z ię k i o p ra w ie n iu k ilk u ty s ię c y to m ó w ujed nolico ny zew nę trzn ie i udostępniony z b ió r d o trw a ł do k a ta s tr o fy w o jen ne j. N ie t y lk o d o trw a ł, ale d z ię k i sporej ilo ­ ści o fia ro d a w c ó w i s ta ły m subwen­

c jo m T N M , w z ró s ł pokaźnie, z w ła ­ szcza w zakre sie p ie rw s z y c h w yd a ń k la s y k ó w i w y b itn ie js z y c h prze dsta­

w ic ie li lite r a t u r y p o ls k ie j. O dw ie­

d z a li go ta c y zna w cy naszej k s ią ż ­ k i, ja k L . B e m a c k i lu b I . C h rza­

n o w s k i, i z uznaniem spo gląda li na je g o ro z w ó j; k o rz y s ta li z niego s k w a p liw ie p ra c o w n ic y w a rszaw scy, g d y z a w io d ły ic h p o s z u k iw a n ia po­

trz e b n y c h k s ią ż e k w dużych b ib lio , te k a c h p u blicznych . O b s łu g iw a ł ich asystent, sty p e n d y s ta Funduszu K u ltu r y N a ro d o w e j, in s ty tu c ji, k tó ­ r a w te n sposób p rz y c z y n ia ła się do p o d trz y m a n ia po trze bn ej p la c ó w ­ k i n a u k o w e j, a za je d n y m zam a­

chem u ła tw ia ła dochow yw anie się n a ry b k u po lonistycznego.

W rzesie ń ro k u 1939 obszedł się ,z „G a b in e te m “ ła s k a w ie . W m ia rę je d n a k n a ra s ta n ia la t o k u p a c y jn y c h

u trz y m a n ie zakład u, k t ó r y is tn ia ł t y lk o d z ię k i tem u, że uszedł u w a ­ dze oku pa nta, (d z ię k i czem u zresz­

tą na leżałaby m u się osobna k a r ta w dziejach naszego o p o ru !), s ta ­ w a ło się coraz tru d n ie js z e . Gdy w reszcie w ja k ie ś po łu dnie le tn ie 1942 r. zastałem d rz w i opieczętow a­

ne i dow iedziałem się, że o p e ra c ji te j w łasnoręcznie do kon ał niem iec­

k i k o m is a rz b ib lio te c z n y , n ie z d z i­

w iłe m się wcale. W y d a w n ic tw a co cenniejsze b y ły zaw czasu po lo kow a - ne, gdzie się dało, u B a ry c z k ó w , w m o im m ie s z k a n iu p ry w a tn y m , u p rz y ja c ió ł i zna jo m ych. P la tfo r ­ m a m i przez k ilk a dn i przewożono k s ią ż k i do B ib lio te k i N a ro d o w e j, gdzie d y re k to r, J. G rycz, darem nie u s iło w a ł je um ieścić ta k , ab y m oż­

na z n ic h b y ło k o rz y s ta ć . D z ię k i jego pom ocy w y n o s iło się c a ły m i ple c a k a m i rzeczy, potrzebne studen­

to m podziem nego u n iw e rs y te tu I po­

zw a lające im pro w a d z ić przez r o k przeszło pra ce se m in a ry jn e n a p o ­ ziom ie prze dw oje nn ym .

N ie s te ty , ta sam a przezorność, k tó r a k a z a ła m i w cześniej usunąć rzeczy w y ją tk o w e j w a g i poza m u ry zakładu, gdzie podczas po w stan ia u le g ły one zagładzie, w y w o ła ła da l­

sze szczerby w K o rb u tia n u m . U le ­ g ło ono e w a k u a c ji, z k tó r e j p o w ró ­ c iło ja k ie ś 60% całości, re s z ta zaś prze pa dła bez śladu .

Po w o jn ie z a k ła d w sze dł w nowe, trzecie czy ra c z e j' c z w a rte sta d iu m sw ych dziejó w . O ddany prze z T N W u n iw e rs y te to w i, s ta ł się ty m , czym chciało się go w idzie ć przed w o jną ,

in te g ra ln ą częścią n a razie s e m in a ­ riu m , w przyszłości In s ty tu tu P o ­ lo nistyczn ego . B ard zo w ie le lu k w o ­ je n n y c h udało się w c ią g u o s ta tn ie ­ go ro k u zapełnić, zdobyło się m nó­

stw o ksią ż e k i czasopism now ych, ta k że coraz w y ra ź n ie j z a ry s o w u ­ ją się k o n tu r y p ra c o w n i n a uko w ej, w naszych w a ru n k a c h je ś li nie je ­ dynej, to w k a ż d y m ra z ie w y ją t ­ k o w e j.

P rz e k o n y w a o ty m p r a k ty k a o s ta tn ic h m iesięcy. Ile k ro ć w ta k ic h czy in n y c h o k a z ja c h z ja w ia się w K o rb u tia n u m poszukiw acz p o trz e b ­ nego dzielą, niezbędnej ilu s tra c ji, rz a d k ie g o czasopism a •— w o lb rz y ­ m ie j w iększości w y p a d k ó w w y c h o ­ dzi zadow olony. Z darza się w p ra w ­ dzie, że dana k s ią ż k a je s t, ale t y l ­ k o w ... k a ta lo g u , z d a rz a się, że w p o trz e b n y m kom p le cie je s t w s z y s t­

ko, prócz teg o w ła ś n ie to m u czy roczn ika , k tó re g o się poszukuje, ale w y p a d k ó w ta k ic h je s t co n a jw y ­ żej... czterdzieści p ro cen t. N adto, ilość ic h zm n ie js z a się z k a ż d y m m iesiącem , w m ia rę z a p e łn ia n ia lu k w y w o ła n y c h przez w o jnę , i nie t r a ­ cę nadziei, że będzie ona m a la ła system atyczn ie, że może na w e t z n i­

k n ie k ie d y ś c a łk o w ic ie .

O b a w ia m się je d n a k, że je dn ej t y lk o szczerby zapełnić się nie uda.

N ie w ró c i do K o rb u tia n u m an i s ta ­ ry , w y b la k ły p o r tr e t Joa chim a L e ­ lew ela, an i duża fo to g r a fia pogodnie uśm iechniętego G ab rie la K o rb u ta , k tó r a spo gląda ła ze ścia n y n a w z ra s ta ją c y dorobek ż y c ia tw ó rc y za kła d u . J u lia n K rz y ż a n o w s k i

Szkoła krytyków

P l a m i s t a ś l i z g a w k a

c z y l i o j ę z y k u k r y t y c z n y m

T arczą, do k tó r e j często s trzela re d a k c y jn y k a ra b in m aszyn ow y (rk m ) „ K u ź n ic y “ , je s t ję z y k k r y ­ ty c z n y , szczególnie zaś k r ą g z a w ie ­ r a ją c y p ra w o k r y t y k a do m e ta fo ry . P rzyzn a ję , że w b a rdzo w ie lu w y ­ p a d k a c h s trz a ły b y ły 1 są w y m ie ­ rzone celnie. N ie je d e n z tr a fio n y c h n a s trz e ln ic z e j ta rc z y k rę g ó w p ę k a ł, z s y k ie m w yp uszcza jąc z aw artość czystego nonsensu.

M im o to s k ra w a ję z y k a ' k r y ty c z ­ nego godna je s t u w a g i p o w a ż n ie j­

szej, ch o cia żby ta k u r y w k o w e j ja k może to c z y n ić „S z k o ła k r y t y k ó w “ . C hodzi o dw a p ro b le m y : czy ję z y k k ry ty c z n y z d o ln y je s t Osiągnąć ja ­ kąś zup ełną ścisłość, ju ż n ie p o w ie m tę, ja k ą p o s ia d a ją ję z y k i n a u k ścisłych, a le n a w e t tę, do k tó r e j z m ie rza w iedza o lite ra tu rz e ? Czy m e ta fo ra k ry ty c z n a je s t t y lk o ś w ia ­ d e c tw e m b ra k u p re c y z ji w ty m p o ­ s tu lo w a n y m ję z y k u , ozy te ż — n ie u p rz e d z a jm y bie g u re fle k s ji.

O d p o w ie d ź n a p ie rw s z e p y ta n ie w y m a g a ła b y b a rd z o d łu g ie g o k o ­ m e n ta rz a — m ogę po da ć t y lk o jego w y n ik . N ie sądzę, b y ję z y k k r y ­ ty c z n y m ó g ł k ie d y k o lw ie k p o s tu lo ­ wać, a ty m b a rd z ie j osiągnąć c a ł­

k o w itą jednoznaczność i ścisłość.

N ie może dlatego, p o n ie w a ż je s t on bezpośrednią fu n k c ją ż y w y c h dzieł, w ie ż y B a b e l będącej w bu do w ie , a je ż e li w p rz y p o w ie ś c i b ib lijn e j b u d o w a w p e w n e j c h w ili się u r w a ­ ła , t o dlateg o, źe n ie z n a la z ł się n ik t, k to b y u m ia ł m ó w ić w ie lo m a ję ­ z y k a m i n a ra z lu b p r z y n a jm n ie j je

rozum ieć. K r y t y k ż y je w ś ró d t r w a ­ ją c e j w cią ż b u d o w y w ie ż y B abel, b u d o w y , ja k a ustać n ie może. M ow ę w ie lu d z ie ł u s iłu je s p ro w a d z ić do w spólnego w y s ło w ie n ia , ale n ie osiąg nie n ig d y b o d a j je dn ozna cz­

ności te rm in o lo g ic z n e j. N a jp ie r w m u s ie lib y p is a rz e osiągnąć je d n o ­ znaczność sw o ich w iz y j św iata.

T w ie rd z e n ia k ry ty c z n e są z k o ­ nieczności a p ro k s y m a ty w n e , w ie le sche m atów w y p ra c o w a n y c h przez w iedzę o lite r a tu r z e m a ło się p r z y ­ d a je w bieżącej p ra c y k r y ty k a .

Jaik to p is a ł Ir z y k o w s k i? „O w e im p o n u ją c e u c z n io m i snobom t e r ­ m in y tech niczn e k r y t y k i, je j c h w y ­ ty , z a rz u ty i te o rie , na p o zó r stałe, są przecież czym ś, co p ra w d z iw a in tu ic ja k ry ty c z n a co c h w ila a lb o o ż y w ia n o w ą m yślą , a lb o cofa, ro z b ija i prze in acza. D la n ie j cały te n g ro te s k o w y a p a ra t je s t m aską k o n w e n c jo n a ln ą , d zie ło cudze spo­

sobnością do u ja w n ie n ia się.

T a k ie s ta n o w is k o n ie oznacza scep ty z y z m u a n i e k le k ty z m u . W o b ­

chodzącym „S z k o łę k r y t y k ó w “ as­

pe kcie s p ra w y oznacza ono racze j pe w n ą tro s k ę pedagogiczną. Z d a ­ rz y ło m i się ro z m a w ia ć z n ie je d ­ n y m z n a jm ło d s z y c h k r y ty k ó w , k t ó r y w s k a z y w a ł na p o d o b n y p o ­ s tu la t, ja k o o n ie ś m ie la ją c y lu b po p ro s tu p y ta ł: — dobrze, a ja k się to ro b i? gdzie i od kogo tego się n a ­ uczyć? I trze b a b y ło w yg łasza ć d iu g i k o m e n ta rz w s tę p n y , — tu t a j poniechany.

W a p ro k is y m a ty w n y m ję z y k u k r y ­ ty c z n y m m e ta fo ra je s t ś ro d k ie m n ie * do u n ik n ię c ia . N a tu r a ln ie n ie m ó w im y o m e ta fo rz e ja k o sposobie czysto zdo bn iczym . N ie m ó w im y o p o g ro b o w c a c h k r y t y k i im p re s jo ­ n is ty c z n e j, p rz e k o n a n y c h , t e o S ło ­ w a c k im n a le ż y pisać t y lk o poe­

ty c k o , o N o rw id z ie t y lk o p o d n io ­ śle. Z o d p o w ie d n ią p ro p o rc ją p o ­ e ty z u ją c y c h m e ta fo r. P od o b n y ję z y k k r y ty c z n y ju ż d a w n o się s k o m p ro ­ m ito w a ł.

M im o to w ra m a c h ję z y k a m o ż li­

w ie rzeeżowego i m o ż liw ie ja s n e ­ go m e ta fo ra z a c h o w u je s w o je sta ­ no w isko . K ie d y Ir z y k o w s k i n a p is a ł p rze d ła ty o b o h a te ra c h Ż e ro m s k ie ­ go, że m a ją d z iu r y w y b ite w d u ­ szach, a d o d z iu r założone . r u r y w io d ą ce w p r o s t do re z e rw u a ró w a u to ra — w ty m o b ra z ie z a w a rł m a te ria ł w ie lu p ó ź n ie js z y c h i b a r ­ dzo uczo nych s tu d ió w . K ie d y E ry d e o m ó w ie n iu p o e z ji Ł o bo do w skie go d a ł t y t u ł „P o e z ja Cezarego B a r y k i“ , w te j a lu z ji m e ta fo ry c z n e j ró w n ie ż p o w ie d z ia ł w s z y s tk o . B o m e ta ­ fo ra d la k r y t y k a u m ieją ceg o się n ią p o s łu g iw a ć n ie je s t zabiegiem zd o b n iczym a n i też w y ­ k rę c a n ie m się prze d ja s n y m p re c y ­ zow an iem m y ś li, lecz zabiegiem z m ie rz a ją c y m do la k o n ic z n e j i ob­

ra z o w e j p re c y z ji. C a łk ie m po dobnie ja k w po ezji.

D o b ra m e ta fo ra k ry ty c z n a je s t rodzoną sio strą a fo ry z m u i często cho dzi w jego p rz e b ra n iu , ja k to

bliź n ia c z e rod zeń stw o z „W ie c z o ru trz e c h k r ó l i“ S zekspira. K ie d y Ir z y k o w s k i zau w a ż y ł, że b y w a ją lu dzie , k tó r z y całe życie noszą na plecach w y b ite d rz w i, z a n o to w a ł a fo ry z m , k tó re g o p o c z ą tk ie m b y ła je d n a k m e ta fo ry c z n a o b se rw a cja k o n k re tn e g o u tw o r u i pisarza.

N ie każd a m e ta fo ra k ry ty c z n a spe łn ia tę la k o n ic z n ą i p re c y z y jn ą rolę. Z w łaszcza d z is ia j, w śró d ro z - bełtanego p u s to s ło w ia rz a d k o m ożna na po tka ć podobne m e ta fo ry . K r y ­ ty k o w i n ie u m ie ją c e m u m yśle ć ściśle i w y ra ż a ć się ja s n o m e ta fo ra k ry ty c z n a często s łu ż y za ó w k a ­ m ie ń p o ło ż o n y w śró d k a łu ż y : a te ­ raz sobie p o dsko czym y, bo n ie u m ie m y przejść, I k r y t y k p o d s k a ­ k u je n a k o ś la w y c h m e ta fo ra c h , A le z n ó w sposobem pe da go giczn ym na m e ta fo ry c z n e p a s ik o n ik i n ie je s t dow odzenie, że n ig d y w ogóle skakać n ie w o ln o , je s t n a to m ia s t—

że p a s ik o n ik i skaczą źle. P od ob nie ja k w p o e z ji sposobem na złą m e­

ta fo rę n ie je s t z re z y g n o w a n ie z m e­

ta fo r y w ogóle.

T y le o ję z y k u k ry ty c z n y m na n ie ­ dzielę w ie lk a n o c n ą . W o d y ro z b e ł- tanego p u s to s ło w ia w s ią k n ą w p ia ­ sek pow szechnej n u d y . B y e rz y - sipieszyć ich s p ły w , p o w tó rz m y za

„ K u ź n ic ą “ p ię k n y c y ta t: „ I nie ś li­

zga jcie się p la m iś c ie po cudzej p r a ­ cy, in d u k c je i d e d u k c je o rg a n iz u j­

cie w t a k i sposób, b y w ia d o m y m b y ło , do kogo sie i z czym o d ­

noszą“ k jw

m a n ls ty c z n y . O d n a jd u je m y go pod p ió re m n a jw ię k s z y c h p is a rz y anty-*

ku , z a jm u ją się n im w s z y s c y w ie l­

cy d o k to rz y średniow iecza, w ra c a on w czasach O drodzenia, k ie d y s zla che tn y P ico d e lla M ira n d o la po­

św ięca m u n a tc h n io n ą k sią żkę . G od­

ność lu d z k a szuka środ ków , -ab y się u tr w a lić z etyce, w in s ty tu c ja c h , w pra w a ch, w obyczajach. S zu ka r ó w ­ nież swego w y ra z u w m y ś li, w sło w ie . W naszej epoce m y ś l i s ło ­ w o s łu ż y ły do s po dlenia c zło w ie ka . Słowo p rz e s ta ło być na rzęd ziem du­

cha. Z a g u b iło się n ie ra z do cna zn a ­ czenie słów , a lb o w ie m w y s ta rc z a ł z g ie łk i k r z y k . D obre sta re słow a, ta k pewne i solidne, c i w ie r n i to ­ w a rzysze ducha europ ejskieg o na drodze postępu, w y ra z y uczciw e, m ocne i szczere o p u ś c iły nas, zo­

s ta w ia ją c pole opętanej hołocie -—

słóW skom z ry n s z to k u albo p ro d u k ­ to m m ia łk ic h m ózgów .

P ie rw s z ą rzeczą i nie n a jm n ie j­

szą, k tó r ą m ożem y, k tó r ą p o w in ­ n iś m y z ro b ić — to odbudować god­

ność m o w y lu d z k ie j. Ten ob ow iąze k na le ży do s p ra w z w ią z a n y c h z od­

pow ie dzialn ością dzieła lite ra c k ie g o . W a lc z y m y o wolność sło w a i to je s t nasze św ięte p ra w o , lecz nie zapo­

m in a jm y i o dy s c y p lin ie , o k o n tr o li n a d sobą i n a d w s z y s tk im , co w y ­ chodzi spod naszego p ió ra . N ie n a próżno ta k w iele, ta k u p o rc z y w ie m ó ­

w i się dziś o hu m an izm ie . M n ie js z a , że niejeden z tych , co o n im ro z ­ p ra w ia ją , w id z i go w m ę tn e j m gle, bo i on rów nie ż, t a k samo ja k i b a rd z ie j św iado m i, w y ra ż a głębo-^

k ą po trze bę naszych czasów —*

oczyścić się w a tm osfe rze pojęć ja ­ snych i szlachetnych, w sło w ie do­

k ła d n y m i w ła ś c iw y m , w u m ia rz e • : w ‘ h a rm o n ii.

Nasze czasy w y m a g a ją od nas

■ w ie lk ie j czujności. N ie p o w in n iś m y pozw olić, b y słow o oddane w n ie ­ w olę z ło w ro g ic h na m ię tn o ści s ta ło się m a te ria łe m p a ln y m na un ice­

s tw ie n ie tego, co jeszcze ocalało z bu d o w li, w zn iesion ej przez rozu m lu d z k i, bu d o w li, gdzie n a ro d z iła się i w z ro s ła nasza c y w iliz a c ja .

K o le d z y m i w ybaczą, że nie w n o ­ szę żadnej re z o lu c ji, nie p ra g n ę bo­

w ie m z a s ilić a rc h iw ó w naszej Fede­

r a c ji. T y m i s ło w a m i z w ra c a m się z apelem do s u m ie n ia p is a rz y , m oich w spółczesnych, .moich b ra c i z d u ­ cha, rozp roszo nych po na szym znę­

k a n y m świecie, i je ś li rz u c a m go z te j try b u n y , n a zakończenie n a ­ szego K ongresu, c zynię to w p rz e ­ kon an iu, że m y w łaśnie, słu d zy id e a łó w P .E .N ., p o w in n iś m y dać p rz y k ła d i w p ły w a ć n a w s z y s tk ic h in n y c h p ra c o w n ik ó w sło w a.“

L o u is P ie ra rd , prezes b e lg ijs k ie ­ go P .E .N . Clubu, w im ie n iu k o n g re ­ su, p o d z ię k o w a ł za te re fle k s je , ta k ściśle w iążące się z zaw odem p is a ­ rz a i z id e a ła m i P .E .N .

P rz e w o d n ic z y ła n a ty m z e b ra n iu z n a k o m ita p is a rk a a n gielska , M a r- g a re t S to rm Jam eson, k tó re , z a ­ m y k a ją c obrady, z w ró c iła ,się do n a ­ szych gospodarzy, Szwedów, z p o ­ dzię ko w a n ie m : „ N ie m ogę — rz e ­ k ła — opuścić te j sali, n ie w y r a ­ z iw s z y w p a ru sło w ach naszej wdzięczności. W s z y s tk o n a je j w y ­ rażenie je s t za słabe. P rzez siedem d łu g ic h la t o c z e k iw a liś m y dnia, w.

k tó r y m tu się zn a jd z ie m y , m a rz y ­ liś m y o ty m . W reszcie je s te ś m y i w id z im y , ja k dalece rz e czyw isto ść w aszej up rzejm o ści, hojności, s e r­

deczności p rze w yższa nasze ocze ki­

w a nia . D z ię k u je m y w a m .“

J a k k a ż d y ‘ kongres, ta k i te n po­

za d e b a ta m i m ia ł b o g a ty p ro g ra m a rty s ty c z n y , to w a rz y s k i i tu r y s ty c z ­ n y . W y p e łn ia ł on szczod rob liw ie w s z y s tk ie p o p o łu d n ia i w ie c z o ry , a n ie k ie d y i noce. O to co z a w ie ra ł:

I . dzień — zw iedzenie g a le r ii k s.

E ug en iusza w V aldem arsudde i p rz y ję c ie w M uzeum N a ro d o w y m (z do skonałą m u z y k ą ), I I dzień — zeb ran ie to w a rz y s k ie w ie c z o re m w D ju rg a rd e n , k t ó r y n a le ż y do S k a n ­ sen, ś w ia to w e j s ła w y m uzeum etn o­

gra ficzn e g o , I I I dzień — w operze daw ano „C h o w a n czin ę “ M u sso rg skie - go, I V dzień — w y c ie c z k a do S a lt- jóbaden, ślic z n e j m ie jscow ości n a d ­ m o rs k ie j, a w D ro tn in g h o lm dano prz e d s ta w ie n ie w z a b y tk o w y m te a ­

trz e z X V I I I w ., V dzień — w y c ie c z ­ k a do B e a te lu n d , n a s ta d io n ie zaś o d b y ł się dzień fla g i s z w e d z k ie j w obecności k ró la .

Z w ie lu p rz y ję ć n a jo k a z a ls z y b y ł b a n k ie t pożegnalny, w y d a n y przez m ia s to S ztokh olm , w ra tu s z u . T a n ie p o s p o lita bu d o w la je s t dum ą w ła d z m ie js k ic h , k tó re za n a jw ię k ­ szą je j ozdobę u w a ż a ją „ z ło tą sa­

lę “ , p o k ry tą a le g o ria m i n a z ło ty m tle , ćo p rz y p o m in a m o z a ik i b iz a n ­ ty js k ie . S ala je s t og rom n a. P rz y s to ła c h zasiadło b lis k o ty s ią c osób.

D la m ów ców b y ła try b u n a z g ło ś ­ n ik ie m . Każde prze m ów ien ie po prze­

d z a ły tr ą b y z g ó rn e j g a le rii. P rzed­

s ta w ic ie le k ilk u n a s tu n a ro d ó w k o le j­

no s ta w a li przed ■ g ło ś n ik ie m , b y r z u ­ cić s ło w a po d z ię k o w a n ia za g o ś c in i ność i ga rść u w a g o ty m n ie z w y ­ k ły m k r a ju . Jeden z de le gató w cze­

skich , d r A d o lf H o ffm e is te r, w y ­ s tą p ił „ w im ie n iu w s z y s tk ic h n a ro ­ dów s ło w ia ń s k ic h “ — z b y t s k w a ­ p liw ie , poniew aż im ie n ie m P o ls k i Ja p rz e m a w ia łe m w o s ta tn ie j tró jc e , do k tó r e j n a le ż a ł s e k re ta rz gene­

r a ln y F e d e ra c ji O uld i p rz e w o d n i­

czący k o n g re s u ks. W ilh e lm . K o n g re s m ia ł do brą i o b fitą p r a ­ sę w sam ej S zw ecji, a je g o echa rozchodzą się do tąd po św iecie lit e ­ ra c k im obu p ó łk u l. Z koresponden­

c ji, k tó r ą o trz y m u ję , w id zę ja k W poszczególnych k r a ja c h d y s k u tu je się na d a l nasze rezolucje, w n io s k i i p o s tu la ty . N ie je d n o z n ic h w ró c i jeszcze pod o b ra d y tegorocznego kongresu, z p o c z ą tk ie m czerw ca w Z u ry c h u . Do te j p o ry zdecyduje się ró w n ie ż s p ra w a P rezesa M ię d z y n a ­ rodow ego. Po o s ta tn im posiedzeniu K o m ite tu W y ko n a w cze g o p rz e w i­

d z ia n y je s t n a to s ta n o w is k o : M a u - ric e M a e te rlin c k .

Jan Parandow ski

Cytaty

Powiązane dokumenty

Oniegin wchodzi, Śród rzędów się przeciska, siadł;.. Po damach w lożach szkłami wodzi, Twarz nową jakąś odkryć

Pozna«': ją można jedynie poprzez wypadkową naszych w ypow iedzi i niecenzurowanych przez

Zanim gwiazda o ziemię uderzy, nawiedzi cię myśl moja jak list.. Pozdrowieniem da ci znać: Tu le ż

Zburzona przez Niemców kolumna

[r]

[r]

Nie mniej ważne są te zastosowania symbolu światła, w których przybli- żana jest pełna blasku teofanijna obecność Boga pośród ludu (por. Ps 50,1-3) oraz Jego

że racjonalność ateistyczna przyjmuje (na podstawie arbitralnej decyzji) w skrajnej wersji przekonanie o całkowitej wystarczalności rozumu do poznania rzeczywistości