• Nie Znaleziono Wyników

Młodzież Morska : miesięcznik Ligi Morskiej, 1947.07-08-09 nr 7-8-9

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Młodzież Morska : miesięcznik Ligi Morskiej, 1947.07-08-09 nr 7-8-9"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

Nr. 7 - 8 - 9 W A R S Z A W A - L I 11 E R P I E Ń - W R Z E S I E Ń 1 947 R. Rok III

(2)

Korowód grup regionalnych podczas „Święta Morza“ w Szczecinie otwierały piękne dziewczęta „od Krakowa“ w barwnych strojach ludowych.

P re z y d e n t R zeczypospolitej P o ls k ie j w m u n d u rze K o m a n d o ra H o norow ego Y a c h t-K łu b u P o ls k i odbiera d e fila d ę m ło d zie ży w asyście I W ic e m in is tra O b ro n y N a ro d o w e j, gen. d y w . Spychalskiego i dow ódcy M a r y n a rk i W o je n n e j, k o n tra d m ira ła Steyera. U roczystości szczecińskie zaszczycili sw ą obecnością goście zagraniczni,. Na zd ję ciu z le w e j od P re zyd e n ta w id z im y W ic e p re m ie ra rządu b u łg arskie g o , T ra jczo K o sto w a

i A m basadora R e p u b lik i C zechosłow ackiej, H e jre ta .

(3)

ł MhODZIEZ ł U l MORSKA U*

N r 7 - 8 - 9 Wa rszawa -pień — Wrzesień 1947 r. Rok

Święto m łodzieży morskiej

Tegoroczne święf:o morza było świętem mło­

dzieży. Wśród młodzieży defilującej przed Pre­

zydentem Rzeczypospolitej były krakowianki i górale w strojach regionalnych, górnicy w czarnych strojach z pióropuszami na czapkach.

Defilowała twardym i zdecydowanym krokiem młodzież L ig i Morskiej, robotnicza m ło­

dzież wiejska z przysposobienia roLni- czo.wojskowego, harcerze. Szły długie sze­

regi uczestników zlotu młodzieży Związ­

ku Walki Młodych w mundurach o bar­

wach narodowych — śnieżno-białych blu.

zach i czerwonych krawatach. Zjechała się młodzież ze wszystkich krańców Rzeczypospo­

litej, aby w polskim Szczecinie zadokumento­

wać swoje przywiązanie do morza, zrozumienie doniosłej roli, jaką powinno ono odegrać w na­

szym życiu narodowym. Przyjechała młodzież, by zamanifestować zdecydowaną wolę trwania na odzyskanym wybrzeżu od Elbląga po Szczecin.

Wyległa na Wały Chrobrego i miejscowa młodzież polska. Jeden z chłopców zapytany przez Prezydenta Bieruta: „kim jesteś“ , odpo­

wiedział: — „Szczeciniak jestem“ . Chłopcy i dziewczęta, od niedawna ¡zdawałoby się tu za­

mieszkali, a już „Szczeciniacy“ , przybiegli po.

witać koleżanki i kolegów i opowiedzieć, co porabiają w tym mieście, jeszcze niedawno za­

mieszkałym przez Niemców, a dziś już wyłącz, nie polskim.

A kiedy przy blasku ogni odbijających się w ta fli Odry młodzież składała ślubowanie, że stać będzie na straży granicy na Bałtyku, Odrze i Nyssie, na straży demokracji, która przywró­

ciła Polsce dawne ziemie piastowskie i jedyna potrafi je odbudowywać, to rzec możnaby, że słowa „ślubujemy“ powtarza cała młodzież z całej Polski.

Spośród tych, którzy przybyli do Szczecina, nie jeden pragnie zostać marynarzem, inżynie­

rem budowy okrętów, portów. Praca to zaszczyt, na. Polsce trzeba specjalistów, którzy potrafią pracować na morzu. Ale praca na morzu wyma­

ga wprawy z młodych lat. Trzeba się uczyć po­

znawać wodę, pływać, wiosłować, żeglować.

Trzeba być społecznie wyrobionym, umieć współ żyć i współpracować z kolegami. Na morzu nikt sam żywiołowi nie podoła. Tylko wspólną pracą, każdy na swoim odcinku i wszyscy razem po­

trafią wyprowadzić statek z opałów.

Kto był w Szczecinie na święcie morza, ten ze zdwojoną energią weźmie się do pracy, do nauki, ten każdą chwilę wolną od pracy wyko­

rzysta dla pogłębienia wiadomości o sztuce że­

glarskiej, modelarskiej. Wszystkie one prowa­

dzą do rzeczowej, pożytecznej pracy na morzu.

Jerzy Bogusz

(4)

PRZEMÓWIENIE PREZYDENTA RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ

w d n iu „ Ś w ię ta M o r z a " w Szczecinie Obywatele!

Myśl, aby centralnym punktem tegorocznych uroczystości „Święta Morza“ stał się odzyskany przez Polskę prastary piastowski Szczecin,- ma głębokie uzasadnienie.

Jest dla nas rzeczą niezmiernie ważną, aby zarówno wszyscy rodacy nasi, jak przyjaciele sprzymierzeńcy uświadomili sobie w pełni, że Polska odrodzona z potwornej hitlerowskiej tyranii i niewoli, żyje dziś i rozwija się inaczej, niż przed wojną.

W tych nowych warunkach również i pro­

blem morza nabiera dla nas innego, daleko szerszego i głębszego znaczenia.

O wielkim znaczeniu morza dla Polski i dla jej losów w najbliższej i najdalszej przyszłości mówi nam tutaj nie tylko sąsiedztwo żywiołu morskiego, nie tylko widok szeroko rozrzuco­

nych terenów portu i ruch krążących po nim okrętów morskich. O znaczeniu i zasięgu pro­

blemu morza mówi nam łu uwydatniająca się rozległość i przestrzeń, która oddziela delty dwóch prastarych, macierzystych rzek: Odry i Wisły.

Przed dwoma laty tę przestrzeń szlakiem prastarych osiedlisk słowiańskich przeszły zwy­

cięsko milionowe ,wyzwoleńcze szeregi żołnie­

rzy radzieckich i polskich, zraszając obficie swą krwią te ziemie — wierzymy w to — po raz ostatni.

Wreszcie tę samą drogę w znojnym wysiłku przebyły i przebywają do dziś dnia miliony na­

szych braci, dzisiejszych- osadników polskich, spełniając swym mozolnym trudem i czynem w ielki akt sprawiedliwości dziejowej.

Tu, z tego miejsca, lepiej, niż z jakiegokol­

wiek innego zakątka ziemi polskiej, przema­

wiają do serc naszych dzieje bohaterskiego, choć męczeńskiego szlaku tysiącletniej walki,

tragedii i sławy narodu polskiego.

Tu, w atmosferze tradycji historycznej, któ­

rą tchną mury, popioły i wspomnienia tego miasta, z wyjątkową siłą można też odczuwać wielkość przemian, jakie przeżywa dziś nowa Polska bowiem od nich to, przyszłe pokolenia znaczyć będą nowy okres naszej historii oj­

czystej.

Szeregiem fatalnych dla nas w następstwie i dla Europy, dziejowych skutków ekspansji germanizmu na wschód było:

1) wypchnięcie Polski ze środka Europy;

2) systematyczne odrzucanie nas od morza i szlaków handlowych;

3) narzucanie nam w wyniku tej ekspansji jednostronnego i najmniej korzystnego dla nas kierunku gospodarki, który osłabiał aktywność polskiej ekonomiki i prowadził do upośledzenia miast, rzemiosła, przemysłu i handlu, a więc opóźniał rozwój sił. wytwórczych w kraju.

Wyzwolony dziś z drapieżnych pazurów na jeźdźcy (niemieckiego naród polski musi nie tylko leczyć rany i odbudować ruiny, spowodo­

wane wojną. Musi on równocześnie podjąć ol­

brzymi wysiłek, aby wyrównać spowodowane

w dn iu 2 9 c z e rw c a b. r. (w s k ró c ie ) przez wielowiekowe warunki zacofanie tech­

niczne, kulturalne, gospodarcze, i przyśpieszyć tempo rozwoju.

Z tym podstawowym zadaniem związany jest jak najściślej i problem naszej pracy na morzu.

Morze, to nie tylko piękny, wspaniały żywioł.

Morze przede wszystkim — to wielkie pole pracy, potężne źródło bogactw, to rozległe szla­

ki żeglugi, wiążące kraje ze światem, to nie­

zwykły czynnik w gospodarstwie ogólnonaro­

dowym i jeszcze bardziej pomyślny czynnik dla rozwoju handlu i współpracy międzynaro­

dowej.

Dziś pragniemy, aby problem morza stał się ja k najrychlej dla całego narodu nie tylko pro­

blemem odświętnych zainteresowań, lecz troską życia codziennego, jednym z czołowych zagad­

nień naszego bytu narodowego.

Dziś problem morza — to problem- prze­

kształcenia Polski z upośledzeń ego, lądowego, w przodujący, ekonomiczny kraj przemysłowo- morski.

Jesteśmy wybitnie opóźnieni w porównaniu z najbardziej uprzemysłowionymi krajami Euro­

py i świata i musimy uczynić olbrzymie wysił­

ki, aby wyrównać te opóźnienia. Weźmy jeszcze jeden przykład. Produkcja przemysłowa i gór­

nicza, obliczona na jednego mieszkańca, wyno­

siła przed wojną w Niemczech 6,5 raza więcej niż w Polsce, we Francji 7 razy więcej, w A n­

glii 8 razy, w Stanach Zjednoczonych 13,5 razy więcej. Byliśmy więc krajem wybitnie mało u_

przemysłowionym.

Musimy więc przyśpieszyć tempo rozwoju produkcji przemysłowej. Już w roku bieżącytm produkcja przemysłowa, obliczona na mieszkań­

ca, powinna być wyższa od przedwojennej o około 32%, -wówczas gdy produkcja rolna na głowę ludności jest jeszcze o około 20% niższa od przedwojennej. W roku 1949, według planu, produkcja, przemysłu wzrośnie ogółem o prze­

szło 50% w porównaniu z rokiem 1938, z:aś na głowę ludności przewidywany wzrost produk­

cji przemysłu będzie przeszło dwukrotnie wyż­

szy od przedwojennego.

Co wynika z tych cyfr i przykładów? W yni­

ka z nich po pierwsze ogrom zadań, jakie stoją przed nami, skoro chcemy likwidacji wielkiego upośledzenia i wielkiej krzywdy, które wyrzą­

dzała nam przez długie w ieki chciwa, zaborcza, oparta na grabieży i gwałcie polityka germań­

ska, odpychająca nas od głównych źródeł su­

rowcowych i od morza.

Po wtóre — przez odzyskanie swych ziem pia­

stowskich i Pomorza Polska odzyskuje po­

myślne warunki dla swego gospodarczego roz­

woju i dla wyrównania z biegiem czasu swego zapóźnienia w dziedzinie uprzemysłowienia komunikacji, żeglugi morskiej, nowoczesnej kultury agrarnej i nowoczesnej techniki prze­

mysłowej.

Po trzecie — wielkie przemiany demokra­

tyczne i ustrojowe, jakich dokonał naród pols­

ki, usunęły wewnętrzne zapory i przeszkody na

(5)

naszej drodze rozwojowej, wyzwoliły olbrzy­

mie pokłady energii i zdolności twórczej pol­

skiego ludu pracującego, zjednoczyły naród polski wokół wielkiego zadania odbudowy zniszczonego przez wroga kraju.

W oparciu o najcenniejsze uczucia patrioty­

zmu obywatelskiego, o zapał i wolę czynu mi­

lionowych rzesz młodzieży polskiej, o hart i po­

święcenie robotników, chłopów, o wiedzę i od­

danie inteligencji, w oparciu o rozumną, prze­

widującą i dobrem narodu kierowaną politykę rządu demokratycznego — Polska pokonywuje

pomyślnie trudności najcięższego okresu powo­

jennego, dźwiga się szybko z ogromu zniszczeń, wzmaga swe siły i osiąga sukcesy w wielkim historycznym dziele przemiany z kraju upośle­

dzonego technicznie i gospodarczo w kraj po­

stępowy przemysłowo-morski. Polska znajduje się w centrum Europy i jej rosnąca już dziś ak­

tywność w sferze wymiany i handlu z krajami sąsiedzkimi i w obrotach światowych jest nie­

zwykle pozytywnym czynnikiem _ w ogólnym rozwoju gospodarczym i we współpracy poko­

jowej państw europejskich.

Streszczenie przemówienia do młodzieży

PREZESA RADY GŁÓWNEJ ADMIRAŁA ADAMA M O H U C Z E G O

w dniu 28 czerwca 1947 r- Kochana Młodzieży!

Przed chwilą zapłonęły ogniska, które są sy­

gnałem rozpoczęcia uroczystości trzeciego

„Święta Morza“ w Demokratycznej Polsce. Jak widzicie rozpoczęto puszczanie ogni sztucznych, tak pięknie odbijających się w wodach Odry i tak wysoko wznoszących się nad zwierciadłem jej wód, jak nasze uczucia szczerego przywią­

zania do morza i spraw z nim związanych.

Patrząc na to co się dzieje dookoła, ogarnia nss duma, że tu na zachodnich rubieżach Rze­

czypospolitej zbiorowo dajemy wyraz zrozumie­

nia, że granica na Bałtyku, Odrze i Nysie Ł u ­ życkiej to warunek bezpieczeństwa i dobrobytu Polski.

Na dziś rozpoczętym obchodzie „Święta Mo­

rza“ ujrzym y Prezydenta Rzeczypospolitej Ob.

Bolesława Bieruta, który przybył wraz z towa­

rzyszącymi Mu osobami z Warszawy do Szcze­

cina, oraz liczne delegacje z różnych miast i za­

kątków Polski, które swą obecnością manife­

stują i głoszą światu, że wybrzeże od Elbląga po ' Szczecin przywrócił Polsce i odbuduje je Obóz

Demokracji. ^ ,

Nasze święto wjnno wypaść wspaniale. U- przy to m nijmy sobie, że święto to obchodzimy w prastarym grodzie Piastowskim, który dzięki przelanej krw i żołnierzy polskich i radzieckich wrócił do Macierzy. Znajdujemy się na Wałach Chrobrego, skąd wszyscy przybyli mają mo­

żność obserwacji ¡defilady wodnej i lądowej, które świadczyć będą, że Naród nasz wzbogacił się w nowe wielkie wartości — siłę, zdrowie i wiarę w przyszłość.

Morze przez długie lata było dla nas dalekie i nieznane, a dziś na nim właśnie opieramy po­

tęgę naszego kraju, opartą na demokracji, na której budujemy przyszłość Narodu.

Na morzu leży przyszłość i potęga Polski, gdyż żywioł ten nie tylko wychowuje i bogaci, ale także daje możność wymiany dóbr kultural­

nych i materialnych, krajom mającym^ dostęp do morza i umiejącym z niego korzystać.

Wszechstronne wykorzystanie morza nazy­

wamy jego uprawą. Będzie to zrozumienie je­

go wartości, jego skarbów, to kultura, która niejednokrotnie w historii świata, przyczyniła się do potęgi wielu narodów.

Należycie korzystać z morza może tylko ten naród, który je pozna, oswoi się z nim i z nim się zżyje.

Przybyliście nad morze stając w obliczu po­

tęgi i piękna żywiołu, a kto z was wypłynie na bezkresne jego szlaki zrozumie, że między mo­

rzem a lądem i ludźmi, którzy na nim mieszka­

ją, istnieje ścisła więź przyczynowa, która łą­

czy morza i kontynenty w jedną wielką

C £ ło SC

Wtedy, gdy kto z was zetknie się naprawdę bezpośrednio z morzem — z morzem nieogląda- nym z lądu, z morzem prawdziwym, gdzie przez parę dni będzie widział tylko wodę i niebo, zrozumie jego wielkość i jego znaczenie.

Wróci z tego rejsu lub wyprawy z ukrytym kompasem w sercu, który skieruje go do pracy dla morza, wytknie mu kierunek do dziedziny wiedzy morskiej, jaką winien on zgłębić, czego się nauczyć, co przyswoić z tej Skarbnicy. Znaj­

dzie on w tej dziedzinie wyżycie się^ oraz za­

spokojenie osobistych ambicji; gorliwą pracą może dojść do najwyższych godnośd w szere­

gach pracowników morza i wraz z nimi Odro­

dzonej Polsce torować drogi w dtlekie krainy.

Młodzieży Kochana!

Winniście parnię! ać, że w życiu narodów, gdy rw ały się więzy łączące je z morzem, narody

te upadały lub ginęły w cieniu historii.

Dla zadzierzgnięcia tych więzów musicie być należycie przygotowalni, aby nie marnować wy.

siłków na próżno. Winniście poznać cielca wy i obfity w przygody sektor żeglugi, nauczyć się rzemiosła marynarskiego, handlu morskiego, a wtedy zagadnienia morza dotychczas dla was obce, przestaną być dla was tylko ciekawostką—

interesującym mitem, a sitaną się realnym skła­

dnikiem Waszego życia.

Liga Morska, jaku rzecznik polskiej myśli morskiej, stoi na straży postępu w każdej dzie­

dzinie życia tętniącego dla morza. Ona pracuje stale i wytrwale, zdążając do tego, aby nic, co z morzem jest związane, nie było jej obce, dąży do przebudowy psychiki mas z lądowej na morską.

Liga Morska już sporo zrobiła, ale wciąż jeszcze za mało i jakkolwiek do celu, do ktorego zdąża, jest daleko, to z roku na rok coraz wię­

cej zagadnień z życia morskiego dociera do mas pracujących i wiąże je z morzem.

Przyjdzie dzień, kiedy milionowe rzesze Po.

laków spod sztandarów Ligi Morskiej w swym pojęciu Ojczyzna — kojarzyć będą ląd i morze.

s

(6)

Nowe pokolenie ludzi morza

O dbudow a i ro z b u d o w a urządzeń technicznych i życia gospodarczego na W yb rze żu w y m a g a ją niepo..

m ie rn e j ilo ś c i p ra c y lu d z k ie j, fu n d u szó w i m a te ria ­ łó w . W ym a g a ją ró w n ie ż n o w ych , coraz liczn ie jszych , coraz le p ie j p rz y g o to w a n y c h k a d r m ło d y c h p ra co ­ w n ik ó w na m o rs k im fro n c ie odrodzonej P o lski.

Co w ię ce j, p ra c a na ty m o d c in k u w ym a g a fin a n ­ sow ej, gospodarczej, m a te ria ło w e j, a n a w e t — i to może przede w s z y s tk im — psychicznej m o b iliz a c ji całego polskiego narodu.

W p e łn y m z ro z u m ie n iu ty c h p o trze b M in is te rs tw o Ż e g lu g i p o d ję ło a kcję s z ko le n ia k a d r p ra c o w n ik ó w m orza i p o rtó w . Jest ona w ie lo k ie ru n k o w a i k i lk u ­ sto p n io w a — t. j. m a na c e lu w y s z k o le n ie fa c h ó w , ców ró ż n y c h gałęzi p ra c y w dziedzinie m o rs k ie j oraz na ró ż n y c h szczeblach u m ie ję tn o ści.

N ie poprzestając na s z ko le n iu fa ch o w có w , M in is te r­

s tw o Ż e g lu g i p o p iera w szystkie in n e ośrodki, k s z ta ł­

tu ją c e now ą, m o rską rzeczyw istość p o w o je n n e j P o l­

s k i — a w ię c naukow o-badaw cze, św iatopoglądow e, sp o rto w e i t. p.

Ja ko pierw sza, bo ju ż w p a ź d z ie rn ik u 1945 r. u r u . ohom iona została P a ństw ow a S z k o ła M ordka w G d y ­ n i, m ająca ju ż sw ą 25-leitnią tra d y c ję i w y ro b io n ą w k r a ju i zagranicą n a d e r d o d a tn ią opinię. N a u k a w n ie j tr w a 3 la ta , a p ie rw s i je j w y c h o w a n k o w ie o k re ­ su pow o je n n e g o zasilą k a d ry p o ls k ie j m a ry n a rk i h a n d lo w e j w m a ju 1948 ro k u .

W m iędzyczasie, d la u z u p e łn ie n ia b ra k ó w w p e r­

sonelu m a ry n a k i, oraz alby dać możność d o kszta łca , nia się lu d z io m , k tó r y m w o jn a p rz e rw a ła naukę, zorganizow ano w m a ju i listo p a dzie 1946 r. egzam iny d la e k s te rn is tó w w y d z ia łó w m echanicznego i n a w ig a ­ cyjnego. L u d z ie c i z a tru d n ie n i są ju ż w e flo c ie .

P onadto p rz y S zkole M o rs k ie j o rganizow ane są sporadycznie 3-m iesięczne K u rs y S z y p ró w 1 M aszy­

n istó w , d la lu d z i, k tó rz y ju ż m a ją w ie lo le tn ią p ra k ­ ty k ę m a ry n a rs k ą , a k tó r y m do u z yska n ia p ra w a sa_

m odzielnego p ro w a d ze n ia m n ie js z y c h s ta tk ó w po­

trze b n e są jeszcze pew ne p o d sta w y teoretyczne.

A b s o lw e n c i ty c h k u rs ó w — w lic z b ie ponad 100—

m a ją p ra w o ob słu giw a ć h o lo w n ik i, d ragi, b u n k ro w c e i s ta tk i że g lu gi p rz y b rz e ż n e j. K u rs y te, d la lu d z i n ie posiadających odpow iedniego w ykszta łce n ia , są d ro ­ gą do zdobycia s ta n o w is k o fic e rs k ic h w e flo c ie .

W m ia rę p o trze b y p rz y Szkole M o rs k ie j są o rg a n i­

zowane ró w n ie ż K u rs y R adiotechniczne.

Je sie n i^ b. r. o tw a rta zostanie d ru g a w Polsce P a ń stw o w a S zko ła M o rs k a w Szczecinie. P ow stanie ona drogą p o d zia łu s z k o ły g d y ń s k ie j, t. j. w G d y n i pozostanie w y d z ia ł m echaniczny, zaś do Szczecina p rze n ie sio n y zostanie w y d z ia ł n a w ig a c y jn y , a w raz z n im — znany w c a ły m św ięcie s ta te k szko ln y, f r e ­ gata „D a r P om orza“ .

R o z w ija ją c y się p o ls k i p rz e m y s ł sto czn io w y p o ­ trz e b u je ró w n ie ż n o w y c h , fa ch o w yd h p ra c o w n ik ó w . S z k o li ich w G dańsku— W rzeszczu, P a ń stw o w e L i ­ ceum B u d o w n ic tw a O krę to w e g o na w y d z ia ła c h : b u ­ d o w y o k rę tó w i b u d o w y m aszyn o k rę to w y c h . W ro k u bieżącym p ro je k tu je się o tw a rc ie w y d z ia łu e le k tro ­ technicznego. N a u k a w L ic e u m tr w a 3 lata.

P rz y s z ły c h m a ry n a rz y i ry b a k ó w p rz y g o to w u je u - ru c h o m io n e w listo p a d zie 1946 r. P a ń stw o w e C en­

tr u m W ych o w a n ia M o rskie g o w G d y n i.

6

W je g o ram ach m ieszczą się d w ie jednoroczne s z k o ły : S zkoła J u n g ó w (c h ło p c ó w o k rę to w y c h ) i Szkoła R y b a k ó w D a le k o m o rs k ic h . C h ło p c y ci, po p ó łro c z n y m s z k o le n iu na lądzie, o d b y w a ją obecnie p ra k ty k ę na statkach, b y w p a ź d z ie rn ik u p rzystą p ić do egzam inu, a po n im — rozpocząć pracę i zarobek na s ta tk a c h h a n d lo w y c h i ry b a c k ic h . P. C. W . M. ro z . porządzą w łasną f lo ty llą szalup w io sło w o -ża g lo w ych , posiada k u te r ry b a c k i, a o sta tn io o trz y m a ło d w a d u ­ że tra u łe ry , pochodzące z d a ró w U N R R A .

W p ro je k c ie je s t stw o rze n ie w ram ach P. C. W . M.

trz e c ie j s zko ły — S z k o ły R y b a k ó w P rzyb rze żn ych . Ponadto P. C. W . M . p ro w a d z i in n e prace, o k tó ­ ry c h będzie m ow a n iże j.

P rz y g o to w u je się ró w n ie ż m ło d y n a ry b e k do prac sto czn io w ych na n iższym szczeblu w Szkole D o ­ kształcającej (p o p o łu d n io w e j) p rz y Stoczni N r 2 w Gdańsku, oraz p rz y te jże S toczni G im n a z ju m M e . chaniczne (p o p o łu d n io w e ). U c z n io w ie ty c h szkół praculją n a stoczni. A b s o lw e n c i S z k o ły D o k s z ta łc a ją ­ cej m a ją p ra w o w stą p ić do każdego g im n a z ju m m e ­ chanicznego, ’ zaś absolw enci g im n a z ju m — do L i ­ ceum B u d o w y O k rę tó w . O trz y m u ją o n i ró w n ie ż św ia d e ctw o czeladnicze.

Stocznia N r 2 p ro w a d z i obecnie ró w n ie ż 3-mie_

sięczny k u rs d o kszta łca ją cy dla rz e m ie ś ln ik ó w , u- m o ż liw ia ją c y im zdobyci© ś w ia d e c tw ¡m istrzów i cze­

la d n ik ó w .

P rz y Stoczniach N r 12 i 13 w G d y n i is tn ie je Szko­

ła Z aw odow a, posiadająca w y d z ia ły : ślu sa rski, m e . chaniczny .b la c h a rs k i i e le k tro te c h n ic z n y , na k tó ry c h n a u ka tr w a 3 lata, oraz w y d z ia ł sto la rs k i, 4-letni.

W te j c h w ili szkoła posiada 200 uczniów , p ra c o w n i­

k ó w stoczni. W w y n ik u n a u k i o trz y m a ją on i ś w ia ­ dectw a rzem ieślnicze.

W reszcie p rz y S toczni N r 1 w G dańsku c z y n n y b y ł 3-m iesięęzny k u rs dokształcaj ąęy dila to k a rz y i f r e . że ró w — p ra c o w n ik ó w stoczni.

W s ta d iu m o rg a n iz a c ji są k u rs y dokształcające w s z e lk ic h specjalności p rz y G łó w n y m U rzędzie M o r­

s k im i B iu rz e O d b u d o w y P o rtó w .

S zkół ty p u wyższego M in is te rs tw o Ż e g lu g i n ie p ro ­ w a d z i we w ła s n y m zakresie (p o d le g a ją one M in is te r­

s tw u O ś w ia ty ), u d zie la im je d n a k pom ocy fin a n s o w e j w fo rm ie d o ta c y j d la uczelni, s ty p e n d ió w d la s łu d e n . tów , p ra c y w in s ty tu c ja c h p o d le g ły c h M in is te rs tw u , cr& z p r a k t y k w a k a c y jn y c h w m o rs k ic h urzędach, in ­ s ty tu c ja c h , na sta tka ch i to z a ró w n o w k ra ju , ja k i

zagranicą.

Do sz k ó ł ty c h należą w p ie rw s z y m rzędzie:

W yższa S zkoła H a n d lu M o rskie g o w G d y n i, P o lite c h n ik a G dańska — W y d z ia ł B u d o w y O k rę ­

tó w i !

A k a d e m ia H a n d lu Z agranicznego w Szczecinie.

D ru g im se kto re m m o rs k im , k tó re m u p a tro n u je M in is te rs tw o Ż e g lu g i — je s t d z ia ł n a u k o w o -b a d a w ­ czy. D ziałalność w ty m sektorze ro z w ija w p ie r w , szym rzędzie znany ze sw e j d z ia ła ln o ś c i p rz e d w o je n ­ n e j In s ty tu t B a łty c k i, k tó re g o b udżet opie ra się w p ie rw s z y m rzędzie na d o ta cja ch M in is te rs tw a Że­

g lu g i.

In s ty tu t B a łty c k i p ro w a d z i z je d n e j s tro n y s tu d ia naukow o-badaw cze w d zie d z in ie zagadnień m o rs k ic h ,

(7)

2 d ru g ie j zaś w y k o n u je szereg prac, w y n ik a ją c y c h 2 bezpośrednich, p ra k ty c z n y c h p otrzeb życia (np. o- p ra c o w y w a n ie m a te ria łó w na k o n fe re n c ję p o k o jo w ą z N ie m c a m i i t. p .). D zia ła ln o ść In s ty tu tu znana je st społeczeństw u z w y d a w n ic tw n a u k o w y c h , p a p u la ry . zacyijnych i p e rio d y k ó w oraz k o m u n ik a tó w gospo­

darczych i n a u ko w ych .

W s ta d iu m o rg a n iz a c ji są ró w n ie ż inne, te ch n icz­

ne p la c ó w k i n a u k o w o -m o rs k ie , k tó r y m M in is te rs tw o udzielać będzie sw ej pom ocy.

W trz e c im sektorze — w y c h o w a n ia m orskie g o ■— prow adzona je s t szeroko z a k ro jo n a akcja zazn a jam ia ­ nia społeczeństwa, g łó w n ie zaś m ło d zie ży, z m orzem i za g a d n ie n ia m i m o rs k im i.

W p ie rw s z y m rzędzie a kcję tę p ro w a d z i dla m ło . dzieży P a ń stw o w e C e n tru m W ych o w a n ia M orskie g o

— w ra m a ch k u rs ó w p ra c y m o rs k ie j, na k tó ry c h m ło ­ dzież s ty k a się bezpośrednio z rzeczyw istością m o r­

ską, w io s łu ją c i żeglując na szalupach, ło w ią c ry b y na łodziach i k u tra c h , re p e ru ją c sieci ry b a c k ie , p ra ­ cu ją c na stoczni i p rz y p rze ła d u n ka ch w porcie. M e ­ to d a ta d a je doskonałe w y in ik i, pokazując u cze stn i.

k o m k u rs ó w p ra w d z iw e , niesfałszow ane lite ra tu r ą w ą tp liw e j w a rto ś c i „m a ry n is tó w “ oblicze m o rza i p o rtu , zniechęcając sła b ych i n ie w y trw a ły c h ro m a n ­ tyc z n y c h m a rz y c ie li o u ro k a c h m orza, u tw ie rd z a ją c in n y c h w m o cn ym p o s ta n o w ie n iu w y trw a n ia w tw a rd y m zaw odzie m a ry n a rz a czy ry b a k a . K u rs y p ra c y m o rs k ie j są n a jle p s z y m sposobem s e le k c ji do w szelkiego ro d z a ju za w o d o w ych szkó ł m o rs k ic h , o k tó ry c h b y ła m o w a w yże j.

D la d o ro słych będzie zo rg a n izo w a n y ró w n ie ż w ra m a ch P aństw ow ego C e n tru m W y c h o w a n ia M o r­

skiego Powszechny U n iw e rs y te t M o rs k i. Zadaniem jego będzie danie usystem atyzow anych, p o d sta w o ­ w y c h w ia d o m o ści o m o rz u i p ra cy p o rto w e j ty m w s zystkim , k tó ry c h s p ra w y te m eresują, k tó rz y n ie ­ je d n o k ro tn ie p ra c u ją w k tó ry m ś z d zia łó w p ra cy m o rs k ie j, a k tó r y m b ra k p o g ląd u na całość sp ra w m o rs k ic h , oraz czasu i u m ie ję tn o ś c i na osiągnięcie ty c h w iadom ości drogą sam ouctwa.

W a żn ym elem entem zibliżenia do m orza je s t s p o rt żeglarski, z a ró w n o śró d lą d o w y , tra k to w a n y ja k o w stępna zapraw a, ja k i p rze d e w szystkim i p e łn o m o r.

ski. Posiada on w a lo ry w s z y s tk ic h in n y c h sp o rtó w z p u n k tu w id z e n ia ro z w o ju fizycznego, lecz ze W szystkich s p o rtó w je s t najlepszą sz k o łą c h a ra k te ró w i zbiorow ego, zgodnego w y s iłk u . D zie d zin ą tą z a j­

m u je się P o ls k i Z w ią z e k Ż e g la rski, re a k ty w o w a n y po w o jn ie z in ic ja ty w y M in is te rs tw a Ż eg lu g i, fin a n ­ sow any przez n ie i p o p ie ra n y w sw e j działalności.

G ru p u je on w szystkie k lu b y że g la rskie oraz sekcje sp o rto w o -że g la rskie o rg a n iz a c y j społeczno-w ycho.

w a w c z y c h (h a rc e rs tw o , Z. W . M., O. M . T. U . R., L ig a M o rs k a i t. p .). P. Z. Ż. d ysp o n u je flo t y llą ja c h tó w , śró d lą d o w y c h i m o rs k ic h , k tó re coraz lic z n ie j p o ja ­ w ia ją się po ko n ie c z n y m po w o jn ie re m o n c ie na w o ­ dach ś ró d lą d o w y c h i m o rskich , poczynając ju ż n a . w e t od w ie d za ć p o rty zagraniczne.

O rg a n iza cją o b e jm u ją cą , najszersze k rę g i społe­

czeństwa, w alczącą o jego m o rs k i ś w ia to p og lą d , p ro ­ p a g u ją cą m orze i p ły n ą c e z p ra c y na m o rz u ko rz y ś c i

■— jiest L ig a M o rska , k tó re j d zia ła ln o ści p a tro n u je M in is te rs tw o Ż e g lu g i oraz w m ia rę posiadanych k r e ­ d y tó w s u b w e n cjo n u je . L ig a M o rs k a , re a k ty w o w a n a po w o jn ie — sięga ju ż c y fr y 600.000 c z ło n k ó w i jetst na drodze do dalszego ro z w o ju .

Je śli m a m y stać się n a ro d e m m o rs k im , je ś li m a ­ m y w p e łn i w y k o rz y s ta ć nasze w ie lk ie W ybrzeże, w szeregach L ig i w in ie n się znaleźć n ie m a l c a ły n a . ród* a w k a ż d y m ra zie jego przodujące, m yślące spo­

łecznie i n ie o bo ję tn e d la s p ra w y przyszłości naszego p a ń stw a w a rs tw y społeczeństwa.

D r B ro n is ła w M eizg o w sk i

7

(8)

H I S T O R Y C Z N Y RYS D Z I E J Ó W

P O L S K I E J M A R Y N A R K I W O J E N N E J

Za Zygmunta Iii-go , gdy chodziło Polsce o obronę Prus i Inflant, t. j. jej dostępu do mo­

rza, stary Jan Zamoyski ¡niegdyś flocie niechęt­

ny, w tej sprawie rzecze (Sejm roku 1600):

„Armata na morzu, jakby nam potrzebną była, chyba szalony nie widzi“ . Słowa te spowodo­

wały, że nastąpiło „sposobienie dalszych okrę­

tów, przerabianie, budowanie, uzbrajanie i w y­

syłanie za morze“ .

Już w roku 1627 flota polska była zdolną objąć kontrolę nad żeglugą od Kurlandii do Po­

morza, a w dniu 17 maja tegoż roku, gdy straż przednia eskadry szwedzkiej, będącej pod do­

wództwem Admirała Karola Gyllenhjelmana w składzie 20 okrętów, zaskoczyła 7 polskich jednostek pod Helem, stoczyła z nimi bój, w re­

zultacie którego dwa polskie okręty przebiły się przez linie okrętów szwedzkich i u kryły się w Gdańsku, 5 natomiast poszły na zachód, gdzie w pobliżu Białej Góry na Pomorzu Szczeciń­

skim stoczyły pomyślną dla flo ty lli polskiej walkę z nieprzyjacielem- po krótkim postoju w Kołobrzegu 3 okręty dowodzone przez Murreya, W itta i Magnusa, przedarły się przez linie okrę­

tów szwedzkich długo prześladowane przez nieprzyjaciela i pod ogniem armat dotarły szczęśliwie do Gdańska (30.V.1627 roku) w y­

czyn ten był należycie oceniany przez Stanisła­

wa Koniecpolskiego, który nie szczędził słów pochwały i uznania dla Marynarzy.

Podniosło to morale flo ty polskiej i spowodo­

wało powszechne zainteresowanie się nią.

K ró l Zygmunt Ill- c i z synem Władysławem przeprowadził lustrację flo ty w Gdańsku, gdzie w dniu 2 września odbyła się rewia.

Niedługo kazały wypadki czekać na siebie.

W dniu 28 listopada tegoż 1627 roku Wiceadmi­

ra ł Szwedzki Nils Stjenskjóld z 6 dużymi je­

dnostkami zbliżył się w dwóch grupach w szy­

ku torowym do brzegów polskich, pomiędzy Brzeźnem a Sopotem okrętom nieprzyjaciela została droga odwrotu przecięta. Flota polska dowodzona przez Admirała Didkmana w skła­

dzie 5 większych i 3 mniejszych okrętów wyszła na spotkanie nieprzyjaciela i po 2-godzinnej ciężkiej walce osiągnęła walne zwycięstwo. W tej bitwie polegli dwaj admirałowie — Dick- mann i Stjenskjóld. Szwedzi stracili dwa okrę­

ty, jeden największy — admiralski został zdo­

byty i doprowadzony do Gdańska. S raty w ludziach po stronie szwedzkiej: zabitych i ran­

nych 350 i 66 jeńców, po stronie polskiej 25 za­

bitych i rannych.

Bitwa Oliwska to piękna karta naszej prze­

szłości na morzu, która do dziś ma znaczenie jako początek dobrej tradycji morskiej, która ożywia zapał do czymu i spraw z morzem zwią­

zanych.

Dla współczesnych bitwa pod Oliwą winna była wskazać na konieczność rozbudowy floty

— niestety tak się nie stało z powodu współ­

działania Zygmunta I I I z Habsburgami, gdzie im

a

teresy obu stron na Bałtyku zmierzały do innych celów.—Habsburgowie pragnę z Bałtyku uczy­

nić jezioro niemieckie, a Zygmunt I I I dążył, aby Bałtyk służył interesom Polski i odzyskanej przez króla Szwecji. Nie bacząc na tak oczywi­

ste przeciwieństwa, Zygmunt, powodowany li tylko sprawami dynastii, t. j. odzyskaniem tro­

nu szwedzkiego, postanawia swą flotę podpo­

rządkować rozkazom Wallensteina-.

22 grudnia 1628 roku flota polska w składzie 9 okrętów próbuje połączyć się z flotą niemiec­

ką, lecz w tym zamiarze przeszkodziła jej flota szwedzka blokująca Gdańsk, przy tej próbie przedarcia się Polacy tracą dwie jednostki.

W połowie stycznia 1629 r oku flota Zygmun­

ta w składzie 7 okrętów (K ról Dawid, Panna Wodna, Wodniak, Arka Noego-, Biały pies, Św.

Jakób i Delfin) wychodzi ze swej bazy i osiąga Wismar. Po trzech latach — 22.1.1632 r. gdy Wismar wpadł w ręce Szwedów, okręty polskie uległy częściowo zniszczeniu, część zaś została przez nieprzyjaciela zabrana.

Na dwa lata znika z wód Bałtyku bandera Polska. W roku 1634 zgodnie z danym zobowią­

zaniem Władysław IV „Wystawia flotę“ , w skład której wchodzi 12 okrętów, a w roku 1635 przystępuje do budowy portu Władysławowo, uniezależniając się od ziniemczałego Gdańska.

2 września 1635 r. Władysław przybył do Władysławowa aby zlustrować prawie gotową flotę i port. Po dokonanej rewii król powołał do życia, śladami Komisji Morskiej Zygmunta i Komisji Okrętów Królewskich Zygmunta Wa­

zy, Admiralicję, złożoną z 6.ciu członków. Na czele A dm iralicji stanął Gerard Denhoff — do­

radca króla w sprawach polityki morskiej. Ad­

mirałem flo ty król mianował Aleksandra He- tena i jego zastępcą Klausa Beckera, nazwiska dalszych trzech członków Adm iralicji nie są znane.

Utrzymanie swej flo ty i rozwój jej w przy­

szłości król usiłował przy pomocy Jerzego Ossolińskiego oprzeć na cle morskim narzuco­

nym Gdańskowi. Gdańsk tej królewskiej de­

cyzji sprzeciwił się , więc dla wymuszenia Władysław polecił 4_em uzbrojonym okrętom przybyć do Gdańska dla pomocy Komisarzom

wybierającym cła.

Gdańsk prosił króla Danii o przyjście mu z pomocą, K ró l przychylił się do tej prośby i w dn. 1 grudnia 1637 roku przybyły duńskie okrę­

ty — przemocą wdarły się do portu. W walce o wejście do portu zatopiły jeden okręt, dwa wzięli do niewoli, a czwarty uszkodzony pozo­

stał w Gdańsku.

Incydaniem tym zajął się Sejm ówczesny, który w większości stanął po stronie Gdańska wbrew żywotnym interesom Polski na morzu.

K ró l odwołał Komisarzy wybierających cła

okrętowe — cło z Gdańska nie wpływało do

szkatuły królewskiej; król nie miał środków na

(9)

utrzymanie flo ty — brak środków spowodował upadek floty.

W X V II wieku za czasów Jana Kazimierza powraca klauzula w paktach konwent'ach, zo­

bowiązująca króla do wystawienia floty, ale pozostaje li tylko martwą literą.

W wieku X IX podczas powstań styczniowego i listopadowego, w szczególności podczas pow­

stania styczniowego Rząd Narodowy nosił się z zamiarem stworzenia floty. Floty nie stwo­

rzono, natomiast pojedyncze okręty, które uka­

zywały się pod polską banderą, jak fregata

„Kościuszko“ i inne, tworzyły tak krótkie okre­

sy, że ich istnienie nie można uważać za odro­

dzenie idei stworzenia sił zbrojnych Polski na

morzu. Pirat-

W y p r a w a j a c h t u „D A L"“1’

( Z a k o ń c z e n i e )

Ł u p in k a polska, na n ie j trze ch ś m ia łk ó w , huśtana na bezkresach A tla n ty k u „s to m il od brzegu, sto m il prze d b rze g ie m “ , ja k p ię k n ie w y r a z ił się przed stu la ty nasz wieszcz. A w o k ó ł mnożą się n ie z b ite do­

w o d y nadciągającego sztorm u... s z k w a ły o s ile do 8 s to p n i n a d la tu ją coraz częściej, k o tłu ją c z d ia b elską s iłą ło n o oceanu.

N a z a ju trz po zaobserw ow anym „h a llo “ , c z y li w ie ń ­ cu ś w ie tlis ty m w o k ó ł ta rc z y słonecznej, dn. 1 9 .V III b a ro m e tr wskaziuje 756 m m , a w a ł p ia n y na g rz y w a ­ czach, m k n ą c y c h n ie sko ńczo n ym i szeregam i na m a ­ le ń k ą „ D a l“ , sięga 2 m e tró w w ysokości.

N asi s z y k u ją się gorączkow o do w a lk i z n a d cią ­ g a ją c y m F a tu m . N a jw a ż n ie js z y p rz y rz ą d : d ry fk o t- wa, c z y li s to ż k o w a ty w o re k z żaglowego p łó tn a , ob­

ciążony balastem i zaopatrzony w p ły w a k k o rk o w y , u s z y ty w łasnoręcznie, m a za p e w nić bezpieczną p o ­ zycję ja c h tu -d z io b e m do w ia tr u i fa li. ż a g la m i osią­

gnąć tego — wobec s tra s z liw e j s iły w ic h r u __niespo- sob. N a jm o c n ie js z y żagiel p ó jd zie w strz ę p y i ja c h t o b ró ci się w niebezpieczne położenie b o k ie m do fa li!

N a to m ia s t p ły w a ją c a k o tw ic a , c z y li ó w stożek (p o d ­ s ta w ą o b ró co n y do ja c h tu ), um o co w a n y na d łu g ie j lin ie u d zio b u ja c h tu działa w ręcz cudow nie.

J a c h t tra c i pęd, n ie p rz e c iw s ta w ia się p o tw o rn e j n iszczycie lskie j s ile z a ła m u ją cych się nad n im fa ł, p rz e c iw n ie , cofa się, c z y li d ry fu je p o w o li wstecz, u trz y m u ją c je d n a k zbaw czą p o zycję dziobem na w ia tr. P om aga m u w u s ta w ie n iu się w te j kla sycz­

n e j p rz e c iw s z to rm o w e j p o z y c ji m a ły żagielek t. zw.

k o tw ic z n y , p o d n ie sio n y na ty ln y m maszcie kecza lu b jo lu (ja c h ty d w u m a szto w e ). D zia ła on ja k s te r po.

w ie trz n y : odrzuca ru fę ja c h tu z w ia tre m , a ty m sa­

m y m obraca — d o ko ła t. zw . osi bocznego o p o ru __

dziób ja c h tu pod w ia tr, n a p rz e c iw grzyw aczom .

„ D a l , ja k o jednom asztow iec, m u s i ro zp in a ć m a ły ża g ie l k o tw ic z n y na g łó w n y m maszcie, podnosząc go na lin ie , zw a n e j topenantą, i m o cu ją c do b u m u (do ln e drzew ce g ro t-ż a g la ) nad s tro czo n ym grotem .

C a ła ta s k o m p lik o w a n a operacja uda je się bez za­

rz u tu . D ry fk o tw a , rzucona z dziobu, n a p e łn ia się w odą i w y p rę ż a n a ty c h m ia s t lin ę , um ocow aną do m asztu. „Żagle precz!“ — i m anewr „stanięcia w d ry f“ dokonany szczęśliwie.

T eraz m a ły tr ó jk ą tn y żagielek nad sterem w c ią ­ g n ię ty n a topenancie i „ D a l“ stoi, a raczej cofa się, bezpiecznie, obrócona dziobem o 45 o do n a c ie ra ją ­ cych fa l.

M im o p rz e c h y łó w do 8 0 ° n a b o k i, żeglarze czują odrazu z n a k o m itą u lg ę : ja c h t zapada się, copraw da, ra z po ra z w zieloną sk o tło w a n ą przepaść, a s tra s z li­

w e ścia n y w odne, w ieńczone p ie n is ty m i czubam i, zd a ją się pochłonąć go lada c h w ila , lecz n im zdążą się zam knąć nad „D a lą “ , dno k o tlin y w o d n e j w zdym a się ja k p ie rś o lb rz y m a do g ó ry i p o lska łu p in k a w y ­ la tu je s k o le i na g rz b ie t pieniącego się w a łu . P rz y ­ p o m in a to nieco ja zd ę w in d ą ta m i sp o w ro te m z d ru giego p ię tra , ty lk o n ie p o m ie rn ie szyb ką i u ro zm a ico ­ ną m ęczącym i p rz e c h y ła m i na b o ki.

W szystko będzie dobrze, d o p ó k i lin a d r y fk o tw y w y trz y m a ! I tu w ła ś n ie n a jg ro źn ie jsze się czai n ie ­ bezpieczeństwo: w yp rę żo n a ja k s tru n a lin a ta trz e się u sta w iczn ie o b u rtę . O kręca się lin ę sta ra n n ie m o c n y m i szm atam i, .ale to w ysta rcza n ie na dnie, lecz na godziny. A lin y sta lo w e j n ie m ie li na

„ D a li“ ...

D n ia 2 0 .V III p rz y s ta n ie b a ro m e tru ju ż ty lk o 736 m m , p rz e w a la się przez nich. groźne „o k o “ c y k lo n u , k tó re m u k a ż d y żeglarz sta ra się zejść z dro g i. Jest to środek w ir u p o w ie trzn e g o (c y k lo n u ) w ę d ru ją c y z szybkością k ilk u d z ie s ię c iu k m na godzinę.

N ie m a ta m w ia tr u w o w y m ,,o k u “ , lecz chaotycznie sk o tło w a n e m orze o p ira m id a ln y c h fa la ch , pędzą­

c y c h z ró ż n y c h k ie ru n k ó w . O rk a n osiąga sw ą m a ­ k s y m a ln ą szybkość (50 m e tró w na sekundę), dm ąc z s iłą 12 s to p n i (ska la B e a u fo rta s iły w ia tró w ma 12 st.).

Ż a g ie le k k o tw ic z n y z h u k ie m ro z la tu je się w strzępy.

P rz e c h y ły rosną do 60 st. i nasi żeglarze w zam ­ k n ię te j k a ju cie , z m o ż liw ie u szcze ln io n ym i w ła z a m i od p o kła d u , leżą zre z y g n o w a n i na sw y c h k o ja ch .

R a p te m o ko ło 9 nad ra n e m p o tw °rn y p rzeszło 100-stopniowy przechył, praw ie obrót k ilem do góry...

Załoga w ra z z k o c a m i i poduszkam i „spada“ z kojek na... sufit!. P o to k i w o d y w d z ie ra ją się przez d rz w i do ka b in y... ,a w ra z z n im i koszm arne m y ś li: p o d n ie ­ sie się, czy p ó jd z ie na dno?

S eku n d y d łu g ie ja k wieczność... Lecz oto ,,m a rtw y k i l “ przew aża: „ D a l“ w s ta je ra p to w n ie , a nasi ś m ia ł­

k o w ie spadają p o w tó rn ie z s u fitu na podłogę i tłu k ą się d o tk liw ie .

W itk o w s k i i Ś w ie ch o w ski w d z ie ra ją się na m io ta n y s tra s z liw y m i u d e rz e n ia m i p o k ła d . D ry fk o tw a z e r­

w ana!

P rze ra ża ją cy w id o k : w a ły p ia n y n a czubach fa l sięgają 3 m e tró w ... R ozpylone b ry z g i sie ką w tw a rz niczem d ro b n y ś ru t, lecz m im o to d o jrze ć m ożna z ła ­

9

(10)

m a n y p ie ń m asztu i stengę (g ó rn ą część), trzym a n ą na s ta lo w y c h w antach, k tó ra w a li ra z po raz w po ­ szycie ja c h tu . Jeśli w y b ije otwór... koniec... pójdą ja k kam ień na dno!

N a ra ża ją c się na zm ycie z p o k ła d u d w a j ś m ia łk o ­ w ie po n ie w ia ro g o d n y c h w y s iłk a c h u w a ln ia ją ja c h t od m io ta ją c e j się srtengi. W itk o w s k i w y p a d a za b u r ­ tę... lecz cudem ja k im ś c h w y ta się za zw isającą lin ę i w d z ie ra sp o w ro te m na po kła d.

Teraz: „w szyscy do po m p “ !

A le na „ D a li“ je st ty lk o jedna... ręczna pom pka.

B ohom olec, n ie nadający się d z ię k i sw ej a tle ty c z n e j b u d o w ie do a k rd b a ty k i p o k ła d o w e j, pozostał w k a ­ ju c ie i u s iłu je w y le w a ć je z io ro w o d y , przew alające się z p ra w a na l-ewo p rz y k a ż d y m przechyle.

W s p ó ln y m i s iła m i ,,w pocie czoła“ w y c z e rp u ją w ia d e rk ie m itp . owo je zio ro . Chcą zm a jstro w a ć n o ­ w ą d ry fk o tw ę na m iejsce ze rw a n e j, ale „D a l“ , stojąc b o k ie m do fa li, k ła d z ie się ta k s iln ie na burtę...

I oto now y przechył ¡około 90 st,! Znó w tłu k ą się boleśnie i znów potoki wody w d zierają się przez właz do wnętrza.

Is k ie rk a n a d ziei: b a ro m e tr d rg n ą ł k u górze!

I oto 21.1V I I I p rz y s ta n ie 752 m m i w ic h rz e s z to r­

m o w y m o s ile 8 st., a iw c h w ilo w y c h szkw a ła ch do 11 st. zaczyna się uspakajać szalejące w o k ó ł n ic h p ie ­ k ło , a 22.V I I I z n ik a ją w reszcie groźne grzywacze.

Po 4 dobach g ło d ó w k i, bez p ic ia i snu, w ylę g a bohaterska załoga na pokład... Z gnieciona n a d b u ­ d ó w k a i k ik u t m asztu długości 3% m e tra (zam iast 9 m tr ) ' św iadczą o s ile ż y w io łu .

Ś w ie ch ó w ski, n a w ig a to r ,,D a li“ , k tó r y n ie zapo­

m n ia ł w ty c h strasznych d n ia ch o n a k rę c e n iu zegar­

k a może dokonać o b s e rw a c ji słońca i o b liczyć pozycję ja c h tu . N a jb liż s z y m lądem okazuje się a rch ip e la g B e rm u d ó w , o d le g ły o 700 k m .

K u rs na B e rm u d y !

I ściśle w e d łu g obliczeń n a w ig a to ra — w ieczorem dn. 25.VIII.1933 r. z pokładu „D ali“ , ocalonej ze szpo­

n ó w c y k lo n u , w idzą Datamię morską przy stolicy a r­

ch ip e la g u — p o rcie H a m ilto n .

Z d u m ie n ie w y s p ia rz y , dobrze ro z u m ie ją c y c h co to c y k lo n , na w id o k s ko ła ta n e j „D a li nie m a granic.

Toć w p o rcie potężny pa ro w ie c, sto ją c na 3 k o t w i­

cach i p ra c u ją c całą s iłą maszyn, aby im ullżyć, siłą o rk a n u w y rz u c o n y na sk a ły , a na lą d zie A m e ry k i spustoszenia n a w ie le 1.000.000 d o la ró w ! A ta k a ł u ­ p in k a pod nieznaną banderą b ia ło cze rw o n ą w yszła cało...

N asi o fic e ro w ie s p o ty k a ją ta m p ię c iu ko le g ó w Po fa c h u z B ry ty js k ie j m a ry n a rk i w o je n n e j na jachcie T a j-m o -sze n “ , że g lu ją cym z H o n g -K o n g u do A n g lii.

P o d z iw ia ją o n i n a r ó w n i z B e rm u d c z y k a m i odwagę n S i jachtsm enów . M a le ń k a „ D a l“ ro b : znako m itą propagandę banderze p o ls k ie j... S łusznie • po p o w ro c ie do k r a ju prezes L ig i M orskiej gen. D e

szer dekoruje bohaterską załogę krzyżem „Polon a Restituta“ za godne reprezentowanie te j bandery dalekich morzach.

N arazie na B e rm u d a ch „noszą na rę k a c h ', p o ją i k a rm ią nasźych zuchów , k tó r z y po ra z „p ią y i s ią ty “ muszą opow iadać swe przeżycia.

J e d n a k „W szystko m a s w ó j 'kres, dziew czyno, ja k gło siło m odne przed la ty tango - i w reszcie w y re m o n to w an a „ D a l“ opuszcza gościnne w ysp y. T u

je d n a k szczęście, dotąd w y trw a le je j dopisujące, o d ­ w ra ca swe k a p ry ś n e oblicze... c ie rp ią c y oddaw na na serce B ohom olec zapada w c ię żkie o m dlenie i d w a j k o le d z y n ie m ogąc m u w niczem dopomóc, po go­

rą c y c h debatach z a w ra ca ją na B e rm u d y . W itk o w s k i, p ra g n ą cy k o n ty n u o w a ć dalszą podróż, choćby we dw óch, p o ró ż n ił się p rz y ty m z B ohom olcem , fin a n ­ s u ją c y m całą w y p ra w ę (zakup ja c h tu ) i zdecydow ał się jechać na zim ę do G d y n i, aby z w iosną dokończyć w sp ó ln e j w y p ra w y do Chicago.

N ie ste ty, d o k o ń c z y li ją ty lk o d w a j pozostali...

Ś m ia ły do szaleństw a żeglarz Jan W itk o w s k i, w y ­ chow aw ca w ie lu naszych k a p ita n ó w i s te rn ik ó w ja c h to w y c h , a w te j liczlbie i a u to ra ty c h w spom nień, ta rg n ą ł się na życie w ro k po z w y cię skim zakończe­

n iu ,,re js u " przez B ohom olca i ¿ w iechow skiego.

Cześć jego p a m ię ci! N ie dano m u b y ło zginąć śm ie rcią m arynarza...

„Z im ó w k a “ na B erm udach, w rozkosznym k lim a c ie b y ła is tn y m ra je m d la naszych jachttsm enów. N a d o ­ bna płeć in te re so w a ła się mocno pó liskim i m a ry n a ­ rzam i, a p rze ja ż d ż k i po m o rzu sła w n ą ,,D a lą “ n a le ­ żały do dobrego to n u na Berm udach...

Lecz oto nasze zuchy w chodzą na redę Nowego Jorku, m ijając sławny posąg wolności u w ró t wolnej A m eryki.

T ru d n o sobie w y o b ra z ić gorące p rzyję cie , zigoto- w'ane b o h a te rs k ie j „ D a li“ .

T łu m y re p o rte ró w i fo to g ra fó w w d zie ra ć się chcą na je j pokład...

Choć parę s łó w w y w ia d u , cenny auto g ra f, fo to itp . Nasi s a lw u ją się ucieczką do n a jb liższe j k n a jp y . N ic z tego!

G ościnni A m e ry k a n ie w a lą h u rm e m za n im i, nie p o zw a la ją im płacić, a o rk ie s trz e — choć to k n a jp a n ie m ie cka — każą grać nasz H y m n N a ro d o w y.

Z n o w u b a n k ie ty , p rzyję cia , odczyty...

Rodacy z za oceanu o fia rn ie s k ła d a ją się na zakup m o to rk u pomocniczego, k tó r y w m o n to w y w u ją w k a ­ d łu b „ D a li“ , aby n ie p o trze b o w a ła w y c z e k iw a ć na p o m yśln e w ia t r y i nie sp ó źn iła się na W ysta w ę w

Chicago.

Is to tn ie , la w iro w a ć pod w ia tr w w ą z k ic h ka n a łach i rze ka ch (pod p rą d ) niepodobna. Żegluga śródlądo­

w a m a sw oje m in u s y !

W reszcie ch m a ra m o to ró w e k odprow adza naszą

„D a l1“ w górę rz e k i H udson, zm ierzającą do jez. O n ­ ta rio , w sła w io n e g o p rze z Coopera (w ie lk ie g o p rz y ja ­ c ie la P o lski, p rotestującego p rz e c iw z b ro d n i ro z b io ­ ró w ) w jego c y k lu po w ie ści o ,,S o k o lim O k u .

Żegnaj N o w y J o rk u ! >

P o lo n ia am erykańska, a o so b liw ie o d d zia ły L ig i M o rs k ie j, w B u ffa lo , D e tro it, C le ve la n d i in n y c h m ia ­ stach w ita ją serdecznie n a ro d o w ą banderę.

M o w y , b a n kiety... trz a s k K o d a k ó w i... k o rk ó w szampana.

I oto 2 5 .V H I 1934 r. — w ro k po c y k lo n ie — D a l zakotw icza na la g u n ie W szechśw iatow ej W y s ta w y o bok sław nego ja c h tu p olarnego adm. B yrda...

N asi ja ch ts m e n i o trz y m u ją b łę k itn ą wstęgę A tla n ­ ty k u , ta k ą samą, ja k ą dostał gen. B a lb o za p rz e lo t ze sw ą eskadrą z I t a lii do Chicago, a sła w n a „ D a l“

za ku p ion a przez ro d a k ó w a m e ryka ń skich , sta je ja k o p o m n ik w P a rk u M ie js k im .

inż. Roman Niewiadom ski

(11)

M ia s to na krańcu św iata

Gdy w drugiej połowie X V III wieku, kapita­

nowie Wallis, Bougainville i Cook odkrywali dziewicze wyspy na Morzach Południowych, w Europie rozprzestrzeniała się teoria Russeau'a o szczęśliwości człowieka naturalnego, prostego i nie skażonego cywilizacją. Entuzjastyczne sprawozdania podróżników o mieszkańcach Polinezji zdały się potwierdzać tezy francuskie­

go f.lozofa. Odkryto szczątek raju, gdzie ideal­

ny człowiek żył ca łonie idealnej natury. Sa­

lony intellektualne Europy rozczulały się nad losami krajowców i znały lepiej historię wysp niż to dzisiaj ma miejsce.

Dziś, gdy przeciętny człowiek w Europie po­

słyszy o Tahiti, zaraz sobie wyobraża coś pięk­

nego, coś bardzo dalekiego i niedoścignionego i zaczyna nucić piosenkę — „Księżyc na Tahiti“ . Szarego obywatela, który marzy o egzotyce, przeraża przede wszystkim koszt podróży i od­

ległość. Sądzi, że byleby się dostał na wyspę, to tam mógłby żyć niemal darmo; przecież owo­

ce zawsze rosną na drzewach, a chatkę zbuduje się jakoś z bambusów i liści palmowych.

Tak sądziło przed paru laty dwóch młodych europejczyków. Przybyli na Tahiti bez grosza przy duszy, mieszkali w oddalonym okręgu, aż po tygodniu ludność musiała się złożyć, aby ich odstawić do portu, skąd wyprawiono czymprę- dzej obu „bananowych turystów“ do Europy.

Sprawy — praktycznie — przedstawiają się nieco inaczej. Koszta podróży francuską linią okrętową „Messagerie Maritime“ nie są znów tak wysokie i przed samą wojną wynosiły w obie strony, drugą 'klasą około 40 funtów, dziś zapewne ceny się podwoiły, ale nie w tym leżą główne trudności. Przede wszystkim konsula­

ty francuskie, niechętnie wydają wizy obcokra­

jowcom do swych posiadłości kolonialnych.

Trzeba mieć bardzo ważny cel naukowy, lite­

racki lub handlowy, jakąś misję artystyczną, specjalną, popartą przez odpowiednie minister­

stwa danego kraju, aby zagranicznik uzyskał pozwolenie wjazdu do zamorskich kolonii. Po­

lityka kolonialna francuska pragnęłaby widzieć w swoich egzotycznych posiadłościach samych Francuzów. Przybywa ich zresztą każdego ro­

ku, gdyż część z dawna zamieszkałych obco­

krajowców naturalizuje się szybko, a znaczna liczba kolorowych tubylców przyjmuje obywa­

telstwo francuskie.

Na miejscu, utrzytmainie jest stosunkowo dro­

gie, zwłaszcza z początku, gdy świeżoprzybyły europejczyk jeszcze się nie przyzwyczaił do kra­

jowej kuchni i musi jeść potrawy europejskie, co pociąga za sobą koszty. Z czasem dopiero or­

ganizm przystosowuje się całkowicie do wa­

runków krajowych i nieraz widzi się europej­

czyka żyjącego na sposób zupełnie prym ity­

wny. Pracy na wyspie, zwłaszcza w pierwszych miesiącach pobytu, absolutnie dostać nie można.

Ani administracja, ani n ikt z kolonistów, nie pomoże nieznanemu przybyszowi. Musi on li-

czyć na własne środki utrzymania. Owoce wprawdzie rosną wszędzie na drzewach pobrze- ża, ale te drzewa są własnością krajowców. Ry­

by można łowić, ale trzeba się znać na tym, bo wiele gatunków jest trujących. Gruntu pod plantację 'kupić dziś nie wolno. Przed ośmiu laty wyszła ustawa, że obcokrajowcy nie mogą nabywać ziemi. Ustawa była właściwie w y­

mierzona przeciw kupcom chińskim, którym za­

dłużeni Tahitianie oddawali w "Zastaw swoje posiadłości, ale i biały człowiek jest pod tym względem ograniczony. Pozostaje możność w y­

dzierżawienia lasku kokosowego na pewien o_

kres czasu, trzeba jednak dobrze się rozejrzeć, zanim się co odpowiedniego znajdzie. Pięcio- akrowy (teren wystarczy, by utrzymać rodzinę liczącą cztery osoby.

Żyje dziś w południowych stronach Tahiti

„człowiek natury“ , chodzi nago po lasach gór­

skich i udaje „Tarzana“ . Rzadko tylko zjawia się na wybrzeżu, jest zawsze w pysznym humo­

rze i twierdzi, że niema odeń szczęśliwszego człowieka na świecie. Jednak krajowcy kpią z niego i uważają za wariata.

Stolica byłego królestwa Tihiti przedstawia się

bardzo malowniczo. Gdy statek przepływa

przez przerwę w rafie koralowej i zbliża się do

wybrzeża, podróżnik spostrzega miniaturowe

(12)

miasteczko, wyłaniające się z zieleni palm 1 drzew ognistych. Dwie wieże kościelne prze­

wyższają otaczające drzewa i dachy, bielejąc w słonecznym ośw-etleniu. A nad wszystkim kró_

luje potężny masyw górski, obrośnięty aż po wierzchołki ciemno-zieloną dżunglą, poprzeci­

nany licanymi głębokimi dolinami rzek i stru­

mieni.

Miasteczko Papeeje liczy obecnie około sześ­

ciu tysięcy mieszkańców najrozmaitszych ras.

Liczebnie przeważają żółci Chińczycy i Indo_

chińczycy, którzy tutaj zajmują się wyłącznie drobnym handlem, prowadzą małe restauracje i wogóle pracują,^zego o reszcie mieszkańców wyspy nie zawsze można powiedzieć. Prócz żółtych, mieszka tu adminisiracja z gubernato­

rem wszystkich wysp Oceanii Francuskiej, m i­

sjonarze, trochę zamożnych osiedleńców z Eu­

ropy i Ameryki, oraz półbiali mieszańcy tahi_

tyjscy.

Dzielnica chińska jest bardzo brzydka. Skła­

da się z drewnianych domów piętrowych o da­

chach pokrytych blachą. Na parterze mieszczą się sklepy, gdzie można dostać wszystko co się da sprowadzić z innych części świata, a ’'także fałszowane lub prawdziwe okazy ludowej sztu­

ki krajowej. Dzielnica europejsko-tahityjska leży jak gdyby w przepysznym ogrodzie pod­

zwrotnikowym pełnym barwnych kwiatów i krzewów. Małe czyste w ille otoczone ogródka­

mi, stoją przy doskonale utrzymanych drogach asfaltowych. Po ulicach ocienionych wielkimi kopulastymi drzewami „purau“ przechadzają się śmiejące się pary, lub przejeżdża na rowerze dziewczyna ubrana we wzorzyste „pareu“ i zgrabnie wymija uśmiechających się mężczyzn.

Widzę ciągle owe „vahiny“ z wysp. Nic nie straciły na uroku od czasów Bougainville‘a, kiedy stawały przed zachwyconymi żeglarzami stroj­

ne tylko w kwiaty i w spódniczki z kory drze­

wnej. Dziś z rozkazu administracji są ubrane na sposób europejski, ale długie puszyste w ło­

sy noszą stale rozpuszczone. Niektóre białe dziewczęta z Papeete chodzą również z roz­

puszczonymi włosami, z kwiatem wpiętym za ucho, tak jak ich siostry z Mórz Południowych.

Wybrałem sobie mały hotel blisko wybrzeża, aby móc obserwować ruch białych żaglowców w porcie i spokojną ja k tafla lustra wodę lagu­

ny. Naprzeciw portu znajduje się mała wysep­

ka Motu Uta, zarośnięta palmą kokosową, gdzie niegdyś w ielki wódz tahityjski Pomare I I tłu ­ maczył biblię na język swoich wyspiarzy. A na lewo w oddali widnieją ostre zarysy wulkanicz­

nych szczytów wyspy Moorei, przy której za­

chodzi słońce. Zachód barwi iglice skalne na kolor pomarańczowy, laguna mieni się barwa­

mi fioletu, a dalej za rafą, niezmierna prze­

strzeń oceanu. Widok jest tak niesamowicie piękny, że najbardziej realnie usposobieni lu ­ dzie stają urzeczeni i sądzą, że żywcem się do­

stali w krainę czarownej baśni.

Powietrze jest tu niezwykłe. Nigdy czegoś podobnego nie odczuwałem. Orzeźwiający deli­

katny powiew przesyca aromat górskiej roślin­

ności. We dnie temperatura przekracza 34 at.

ciepła, a w nocy nie opada poniżej 18 st. C. Do.

12

prawdy idealne warunki klimatyczne. Przy tym, trzeba wziąć pod uwagę, że na Tahiti niema żółtej febry, ani wiellu .groźnych tropikalnych

chorób, które na innych archipelagach Pacyfiku zatruwają życie kolonistom.

Z koralowego wybrzeża obserwuję życie la­

guny. Natura obdarzyła Tahiti wszystkim, co miała najpiękniejszego. Kolory ryb i ich dzi­

wne kształty, są nieprawdopodobne. Płaskie, żółto-czarno paskowane, o bardzo długiej płet­

wie grzbietowej, to znów (niebieskie, w licznych stadach przemykają pośród krzaków korali. Gdy wracałem do domu, widziałem krajowca, jak z pochodnią w ręku zarzucał sieć w lśniącą toń laguny. Wyłowione ryby pokazywał mi potem, wymieniając nazwę każdej w dźwięcznym na­

rzeczu krajowym. Jeden z malarzy, żyjący od roku na wyspie, sportretował już kilkadziesiąt odmian tych barwnych stworzeń. Szkoda, że nie można konserwować barw naturalnych w jakimś płynie utrwalającym. Miałbym prześli­

czne okazy dla muzeum.

Dr. A, Lęch Godlewski,

(13)

a n t a m m t r o a

Niegościnna, lodowa pustynia, o księżycowym krajobrazie martwej planety, oto — Antarkty­

da o obszarze około 14 milionów km kw., leżąca ma biegunie południowym wraz z otaczającymi ją wyspami: Bouvet, Kerguelen, Poł. Georgia, Sandwich i innymi. Formą przy­

pomina tarczę z dużą szczerbą na północy, od strony Nowej Zelandii, utworzoną przez szeroką i głęboko w ląd sięgającą zatokę morza Rossa, zajmującego od 70 st. do 85 st. i w dużej części pokrytego wałem lodu grubości od 10 do 60 m (Wielki wał Rossa). Kontynent antarktyczny dzieli się na część wschodnią i zachodnią.

Antarktyda wschodnia (znacznie większa) rozciąga się na wschód od morza Rossa i zaczy­

na się wyspą Rossa, na której odkryto dwa wielkie wulkany: Erebus (4.053 m) i Terror (2.276 m), pierwszy z nich czynjny ,drugi wyga­

sły. Wzdłuż morza Rossa na Ziemi królowej W iktorii, ciągnie się łańcuch górski o znacznej wysokości (szczyty: Markham i Kickpatrick 4.500 m). Poza tym łańcuchem górskim, dalej na południowy wschód rozciąga się na wyso­

kości około 2.000 m, szeroka wyżyna, na której leży biegun południowy (na wysokości 3.070 m).

Tu właśnie tworzą się przeogromne lodowce, które wolno posuwają się ku morzu.

Antarktyda zachodjnia, na zachód od zatoki Rossa, jest również wysokifm płaskowyżem o wielkiej ilości wulkanów. Najlepiej znane oko­

lice tej części Antarktydy to: Ziemia Edwarda V II, Ziemia Charcota, Ziemia Aleksandra I, Ziemia Grahama i Ziemia króla Oskara.

Oba wielkie masywy lądowe, składające się na kontynent Antarktydy, różnią się znacznie między sobą. I tak Antarktyda wschodnia jest starym krajem skibowym, k|ióry obok warstw piaskowca z pokładami węgla i itnnych minera­

łów, jest zbudowana głównie z gnejsów i grani­

tów. Antarktyda zachodnia natomiast, a szcze­

gólnie Ziemia Grahama, jest to dziki, pofałdo­

wany i młody łańcuch górski z licznymi fiorda­

m i i przybrzeżnymi wyspami, budową i formą zbliżony do Kordylierów.

Kontynent antarktyczny jeslt; znaczjnie zi­

mniejszy niż ziemie arktyczne. Jest to w ogó_

le kontynent najzimniejszy na ku li ziemskiej.

Temperatura opada tu nawet do 60 st. poniżej zera i nigdy (nie podnosi się do 0 sitL (średnia zaś roczna wynosi od —8 st. do —12 s t). Sro- gość tego klimatu potęgują jeszcze burze polar­

ne szalejące w pewnych okolicach, całymi ty ­ godniami, a nawet miesiącami.

Flora tych obszarów antarktycznych, siłą rzeczy, jest aż nazbyt skromna. Mech, kilka gatunków porostów i jakiś kwiateczek — oto wszystko.

Świat zwierzęcy skoncentrowany głównie na wybrzeżach, dość liczny, obejmuje wyłącznie gatunki zwierząt polarnych (foki, pingwiny).

•Tutaj ma także swoje królestwo — wieloryb (koło wyspy Georgii i na morzu. Rossa połowy wielorybów uchodzą za najobfitsze i niezawo­

dne. Dają rocznie około 1 milion beczek tranu).

Pierwsze konkretne wiadomości o Antarkty­

dzie pochodzą z pierwszej połowy ubiegłego

stulecia, kiedy to liczne ekspedycje łowieckie w pogoni za wielorybami i fokami poczęły za­

puszczać się aż pod brzegi kontynentu antark- tycznego, czyniąc w ten sposób, niejedno przy­

padkowe odkrycie.

O roku 1820 do 1850 następowało jedno od­

krycie po drugim, a każde przyczyniało się do utwierdzenia hipotezy o istnieniu kontynentu antarktycznego i do określenia jego form geo­

graficznych. W tym to czasie odkryto poszcze­

gólne części Antarktydy zachodniej. W roku 1823 Weddel dociera aż do 74 st. szer. płd., a James Ross w roku 1841 osiągnął 78 st. 96‘ i odkrył Ziemie królowej W iktorii, morze Rossa oraz wulkany Erebus i Terror.

Na dalsze pół wieku nastąpiła jednak przer­

wa w odkryciach, gdyż brakło nowych pobudek

Cytaty

Powiązane dokumenty

We wspomnianym Muzeum Historii Morskiej w Sztokholmie jest specjalny dział poświęcony modelom, wykonanym przez marynarzy na żaglowcach, którzy, znajdując się na

“ Najistotniejszą rzeczą jest to, że zanim zjednoczenie młodzieży stało się taktem formalnym, tak jak dziś, to życie polskie już od wielu lat nosiło w

rych przyrządów nie mogliśmy zabrać z Gdyni rozumiejąc, że i Wydział Mechaniczny musi też z nich korzystać. Jeszcze o- becnie w gmachu trw ają prace

z wodą specjalnie doprow adzoną... Ze

szek znajduje się w ślimakowatym rowku, zaś w miarę rozkręcania się sprężyny naw ija się on na je j bęben. Sprężyna w miarę

Szczecin powrócił do życia i stał się znowu ośrodkiem handlu i

rządzona jest odpowiednia skala w metrach i sążniach na deseczce, dc któiej przystawia się rurkę szklaną, wyjętą z cylindra metalowego. Należy tylko

nie, piękny widok roztacza się na zatokę Złoty Róg i miasto późno wieczorem lub w nocy.. Ta cudowna gra blasków i ogni dała