• Nie Znaleziono Wyników

Odrodzenie : tygodnik, 1946.05.12 nr 19

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Odrodzenie : tygodnik, 1946.05.12 nr 19"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

ODRODZENIE

Rok III

T Y G O D N I K

Kraków, dnia 12 maja 1946 r. Nr 19 (76)

Z B I G N I E W P R Z Y G Ó R S K I

L U D M A Z U R S K I C Z E K A N A B R A T E R S K Ą D Ł O Ń

D obrze się stało , że L u d w ik Ł a k o m y w n u ­ m erze 68 „O d ro d z e n ia “ p rz y p o m n ia ł Polsce 0 is tn ie n iu ta je m n ic z e j ciągle d la og ó łu P ola­

k ó w k r a in y , ja k ą je s t odzyskana Z ie m ia M a ­ zurska .

O d czasu do czasu p o ja w ia ją się w pra sie a r t y k u ły i n o ta tk i o ty m s m ę tn y m (koniecz­

n ie ! — bo od „S m ę tk a “ ) z a k ą tk u P o ls k i, tu 1 ów dzie p o m ię d z y w ie rs z a m i p a d n ie liry c z n a łe z k a na d losem odw iecznego m ieszkańca bo­

r ó w i m o k ra d e ł, M a zu ra , czasam i z e rw ie się glos m ocn ie jszy, k r z y k n ie o m a l lu b w o ła n ie o ra tu n e k ... Po czym zn o w u zapada p o prze dnia be ztro ska cisza z na m io nująca , że k ło p o tliw e po dn iece nie ju ż m in ę ło i m ożna ze s p o k o jn y m s u m ie n ie m p o w ró c ić do w d zię czn ie jszych te ­ m a tó w , ja k np. odbu do w a W a rsza w y czy p ro ­ ces w N orym berdze...

W szystkie te op is y i re p o rta ż o w e im p re s je 0 M a z u ra c h m a ją c h a ra k te r fra g m e n ta ry c z n y , p rz y p a d k o w y i w ie lc e s u b ie k ty w n y . N ie je s t też w o ln y od p ię tn a s u b ie k ty w iz m u a r ty k u ł w sp om nianego a u tora, o p a trz o n y ry z y k o w n y m ty tu łe m : „ K r a j n ie m y c h “ . D z iw n y pesym izm w ie je z ty c h w y ra z ó w rzu c o n y c h w id o c z n ie na p a p ie r w p rz y s tę p ie m in o ro w e g o n a s tro ju , rozg orycze nia i p iln e g o s tu d io w a n ia n ie m ie c ­ k ie j p u b lic y s ty k i. W docie kaniach etn o lo g ic z ­ n y c h i h is to ry c z n y c h ob o w ią zu je do bó r p e w ­ n ie js z y c h ź ró d e ł n iż E rn e s t W ie c h e rt, a i sam nasz S ro k o w s k i w y d a ł w ie le fa łs z y w y c h są­

d ó w o M azu rach . S ta ra jm y się s p o k o jn y m o k ie m roze jrzeć po p ó łn o c n y c h p e ry fe ria c h p ..u v ; b e zstro nn ie oceniając lu d z i, k r a j i z ja ­ w iska.

CO T O Z A L U D Z IE ?

L u d ź m i „ n ie m y m i“ n a zyw a M a z u ró w n o w y p o ls k i p u b lic y s ta . N ie m o ta M a z u ró w w y w o d z i się — w e d le a u to ra — „z ic h osobowości, ze­

p c h n ię te j na p ia c h y i je z io rz y s k a , z n a jd u ją c e j się p o d p rze m o żn ym w p ły w e m N ie m c ó w “ . Lecz je s t to n ie ty lk o n a ró d n ie m y , ale i „tę p y , s k ło n n y do p rz e c iw s ta w ia n ia się cz y n n ik o m w ła d z y z p o b u d e k m a te ria ln y c h , n ie z d o ln y do od czuw ania w ła s n e j niższości i do w y d a n ia z siebie p rz y w ó d c ó w i k ie r o w n ik ó w id e o w y c h “ . N ie m ożna chyba je d n y m tche m w ię c e j złego p o w ie d z ie ć o k im ś , kogo się w c a le nie zna.

Zobaczm y, ile w ty m słuszności.

O d w ie lu m ie sięcy w s łu c h u ję się w m ow ę M a zu ra , w sw o ją ojczystą m o w ę i nie ud a ło m i się dotychczas w y k r y ć żad nych zn a m io n z a n i­

k o w y c h . W p ro s t p rz e c iw n ie . N a tr a fiłe m w ła ­ śnie tu, n a ty m s k ra w k u nieznanego m i dotąd w o d o lą d u , na z ja w is k o z d u m ie w a ją c e j o d p o r­

n o ści na w p ły w obcego ję zyka. P o la k e m ig ru ­ ją c y do A m e ry k i, ju ż w d ru g im p o k o le n iu za­

tra c a ję z y k ojczysty, a tu ta j, m im o „p rz e m o ż ­ nego“ w p ły w u nie m c z y z n y tr w a w s w y m u p o­

rze ję z y k o w y m przez 20 po koleń, n ie ro n ią c n ic z p ię k n o ś c i i cech ję z y k a . Jest to z ja ­ w is k o w y ją tk o w e w dzieja ch ję z y k o z n a w s tw a 1 w y m a g a bliższych s tu d ió w . N e s to r h is to ry ­ k ó w p ru s k ic h K rz y s z to f H a rtk n o c h , uro dzo ny n a tej. zie m i, a u to r dzieła „ A lt - u n d Neues P reusśen“ (ro k 1684) s tw ie rd z a odw ieczną i n ie p o ż y tą siłę ję z y k a po lskie go i je go szybki, sku te c z n y w p ły w na z a n ik m o w y da w n ych P ru s ó w (E m ilia S u k e rto w a B ie d ra w in a , „Z a ry s p iś m ie n n ic tw a polskie go na M a z u ra c h P r u ­ s k ic h “ , D zia łd o w o , 1935).

W ła ś n ie P ru s y W schodnie, n ie M a ło p o ls k a . a n i W ie lk o p o ls k a , są k o le b k ą lite r a t u r y p o l­

s k ie j. N a u n iw e rs y te c ie k ró le w ie c k im , zało­

żon ym przez księ cia A lb re c h ta H o he nzolle rn a, s tu d iu je m ło dzie ż po lska ze w s z y s tk ic h d z ie l­

n ic R zeczypospolitej, w K ró le w c u p o ja w ia ją się w d ru k u pierw sze p o ls k ie p o s ty lle , tłu m a ­ czenia te k s tó w b ib lijn y c h i k a n c jo n a ły . T u ta j też, w K ró le w c u , w y c h o d z i w ro k u 1718 p ie r w ­ szy n u m e r czasopisma po lskie go „P oczta K r ó ­ le w ie c k a “ . W o jcie ch K ę trz y ń s k i stw ie rdza , że ta k d ru k a rz , ja k re d a k to r i s e k re ta rz re d a k c ji b y li r o d o w ity m i M a z u ra m i (W ojciech K ę t r z y n s k i, „P oczta K ró le w ie c k a “ , „P rz e w o d n ik Nau k o w o - L ite r a c k i“ , L w ó w , 1880).

W y s ta rc z y w y m ie n ić ty lk o k ilk a głośniej szych n a z w is k ro d o w ity c h M a z u ró w , ja k A n d rz e j H e lw ig z W ęgoborka, z n a k o m ity b o ta n ik, ob aj T schepiusow ie, M a c ie j i Sam uel, z ro d u T rz e p s k ic h , uczeni, pisarze, ję zykozn aw cy i w y d a w c y , K rz y s z to f C elestyn M rą g a -M ro n - g o v iu s rod em z O lsztynka , ksiądz, uczony, f ilo ­ lo g i tłum acz, H e rm a n M a rc in G u s ta w Gise- V ius z Pisza na M azurach, tłum acz, w y d a w c a 1 a u to r w ie lu dzieł, w re szcie W o jc ie c h K ę trz y n -

Na fałszywych tropach

s k i ro d e m z Ł u czan n a M azurach, z n a k o m ity to w y , k a w a le r K rz y ż a N iepo dleg łości i Z asłu gi, h is to r y k p o ls k i i zn a n y Jan K a r o l Z e m b rz y c k i, ścię ty to p o re m w czasie o s ta tn ie j w o jn y w B e r- p is a rz i w yd aw ca , ró w n ie ż M a z u r z urodzenia, lin ie , R e in h o ld B arcz, re d a k to r „G ło s u E w a- F e lik s N o w o w ie js k i, ko m p o z y to r, rod em z W a r- g ie lijn e g o “ , ś cię ty przez h itle ro w c ó w top orem te m b o rk a i M ic h a ł K a jk a , poeta ze Skom ac- w B e rlin ie , d r K u r t O bitz, re d a k to r „C e c h u “ , k a — ahy ob a lić le k k im pch n ię cie m k rz y w d z ą - w y w ie z io n y , w czasie o s ta tn ie j w o jn y do Da- c y sąd o niem o cie lu d u m azu rskieg o i b ra k u chau, W a rm ia k S ew eryn P ieniężny, re d a k to r w ś ró d n ic h p rz y w ó d c ó w du cho w ych. i w y d a w c a do d n ia 1 w rz e ś n ia 1939 „G a z e ty O l-

P rz e e ię tn y M a z u r to sp o k o jn y , lecz tw a r d y sztyńsfkiej“ , w y w ie z io n y i z a m o rd o w a n y w 1940 i p ra c o w ity czło w ie k, orzący w pocie czoła swe r o k u w obozie pod K ró le w c e m , oraz in n i — m ało u ro d z a jn e p ia c h y polodow cow e, znoszący k w ia t in te lig e n c ji p o ls k ie j na M azu rach , ty- bez szem ra nia k a p ry s y p rz y k re g o k lim a tu , siące lu d z i w y w ie z io n y c h i w y g u b io n y c h , pro w a d z ą c y oszczędnie i z w y ra c h o w a n ie m , ale M ó w ią c o p rzyw ó d ca ch w y p a d a jeszcze zawsze w z o ro w o sw oje gospodarstwo. N ie m a w spom nieć o żyją cych, ab y u z u p e łn ić ten ró - on b ły s k o tliw e g o u m y s łu an i prze biegłości żaniec n a z w is k ro d o w ity c h M a z u ró w , k tó rz y w a rs z a w ia n in a , za to m a w ie le in n y c h poży- dla P o ls k i coś zna c z y li i znaczą: K a r o l M a lłe k , tecznych cech c h a ra k te ru , ja k ic h b y ze świecą in ic ja to r i obecny k ie r o w n ik U n iw e rs y te tu L u - szukać u jego ro d a k ó w z p o łu d n ia P olski. dowego w P a sym iu i prezes In s ty tu tu M azu r-

T rage dia, ja k ą przeszedł w ciągu stule ci, je s t skiego, L e jk -R ó ż y ń s k i, b y ły prze w o dniczący je d y n a i be zprzykładn a. M im o je d n a k n a c is k u M azu rskieg o Z w ią z k u Lu dow ego w czasie ple- germ ańskiego po u p a d k u p o lity c z n y m P o ls k i b is c y tu i p o lity k , J e rz y B u rs k i, w ic e w o je w o d a k ró le w s k ie j, M a z u r tr w a w w ie rn o ś c i dla M a- i prezes Z w ią z k u Sam opom ocy C h ło p s k ie j, K o - cie rzy, p o d trz y m y w a n y na du ch u przez sw ych ro le w ic z -W ila m o w s k i, w y b itn y spółdzielca p rzyw ó d có w . K lę s k a poniesiona w pleb iscycie i d y re k to r „S p o łe m “ , m g r H ie ro n im S k u rp s k i, w r o k u 1920 w s k u te k niesłychanego te r r o r u kustosz M uzeum M azu rskieg o w O lsztynie , Gu- niem ie ckie go n ie ug in a go, lecz jeszcze b a r- s ta w L e id in k -M ie le c k i, a u to r s ło w n ik a nazw d z ie j um a cn ia w w ie rz e w słuszność spra w y. g e og raficznych i b. re d a k to r „P rz y ja c ie la L u - C a ły szereg działa czy p le b is c y to w y c h , rod em d u " na M azurach, W ła d y s ła w W oźniak, obecny z Prus, naraża, swe życie w w a lce o n a jd ro ż s z e ., starosta szczeciński, ks. Jan .Szczech, działacz id e a ły . H a n ie b n ie z a m o rd o w a n y w czasie ple- lu d o w y , d r S zym ański, d y re k to r Iz b y R zem ieśl- b is c y tu przez b o jó w k ę n ie m ie c k ą B o g u m ił L in - niczej w O lsztyn ie i a u to r s ły n n e j b ro s z u ry k e ,-p o te m , Jan Ja g ie łło w ic z , działacz płeb iscy- „M a z u ry P ru s 'W schodnich prze d zagładą“ ,

M in ia tu ra w m odlitew niku księcia Jerzego rss. Ziembicach i Oleśnicy z roku około 1500 z przedstawieniem M a tk i Boskiej i księcia. M in ia tu ry tego m o d litew n ika łączą się stylistycz­

nie z kodeksami zam aw ianym i przez W ładysław a Jagiellończyka, króla Czech i W ęgier. U ja w ­ n ia ją też one w p ły w sztuki niderlandzkiej.

Jan M a jk o w s k i, działacz, B o g u m ił Labusz, Je­

r z y W ró b e l, w ię z ie ń M a jd a n k a , T e o fil Raczyń­

ski, poeta; a z. W a rm ia k ó w : P a w e ł Sowa, n a ­ c z e ln ik k u ra to riu m , M a riä Z ię ta ró w n a , poetka, p łk B e rn a rd Szczepański,' J an B oe nick, k ie ­ r o w n ik In s ty tu tu W a rm ij skiego w M o rą g u , P ie trz a k -P a w ło w s k i, d y re k to r Z w ią z k u R e w i­

zyjnego S p ó łd z ie ln i i in n i.

N ie 300 tysięcy, ale 450 ty s ię c y (w edle źró d e ł n ie m ie c k ic h ) b y ło M a z u ró w w P rusach W schod­

n ic h prze d zastosow aniem przez _ N ie m c ó w gw a łto w n e g o system u germ an izacyjne go z k o ń ­ cem X V I I I w . D z is ia j w w y n ik u dotychczaso­

w e j a k c ji re p o lo n iz a c y jn e j je s t ic h za le d w ie 60 tysięcy. Co się s ta ło z resztą? G dzie się p o ­ d z ia ł „szczep“ p ra w d z iw ie p o ls k i, któ re g o n ie zm ogła w ie k i trw a ją c a H a kata? N a to straszne p y ta n ie m ożna odpow iedzieć ty lk o je d n y m sło­

w e m : wojna. H it le r p o s ła ł n a śm ie rć w ie le ty ­ sięcy m łodego i średniego ro c z n ik a przez obo­

w ią z k o w y poibór do w o js k a n iem ie ckie go, s ta rs i w y g in ę li w to k u z a c ie k łe j ofensywy;

w P rusach. Szczegóły op ow ie nam k ie d y ś h i­

storia.

W ty m stan ie rzeczy m ożna p rz y ją ć za p e w ­ n ik , że z dziesią tkow a na lu dn ość m a zu rska skoń czyła ju ż w ła ś c iw ie s w o ją ro lę d z ie jo w ą i n ie p o d ź w ig n ie się n ig d y do d a w n e j ś w ie tn o ­ ści. W o b lic z u bolesnej tra g e d ii, ja k ą prze ży­

w a dziś reszta n ie d o b itk ó w , n ie w o ln o na m stw a rza ć żadnych sztucznych, te o re ty c z n y c h ró ż n ic etn ic z n y c h an i narzuoać krzyw d zące go k o m p le k s u niższości dz ie ln e m u lu d o w i, k tó re ­ m u ro d z in n y b ó r m a z u rs k i w y ś p ie w a ł ju ż dzie­

jo w e „R e q u ie m aeternam "...

Dążeniom w s z y s tk ic h u czciw ych P olakó w , k tó rz y p rz y s z li w -drodze r e p a tr ia c ji czy do­

b ro w o lne go osiedlenia na M a z u ry , w in n o być otoczenie tr o s k liw ą op ie ką pozostałych p rz y ży c iu a u tochton ów , a b y przez p o d ź w ig n ię c ie ich z u p a d k u duchowego i s tw o rz e n ie im odpo­

w ie d n ie j a tm osfe ry, s p rz y ja ją c e j kon ie cznem u procesow i a s y m ila c ji, w y tw o rz y ć je d n o lity ty p o b yw a te la, ju ż n ie M azu ra, an i W a rm ia k a , a n i przesiedleńca z W arszaw y, a n i re p a tria n ta zza B ugu, z W o ły n ia i L w o w a , lecz — P olaka.

N adarza się p ie rw s z a w ię k s z a sposobność k u tem u, aby okazać lu d o w i m a z u rs k ie m u s p ra ­ w ie d liw o ś ć i wdzięczność za w y tr w a n ie w p o l­

skości. W y s ie d la n ie N ie m c ó w z w o je w ó d z tw a m azurskiego odbędzie się w o s ta tn ie j fa z ie w ysiedlam Jest dość czasu na p rz e p ro w a d z e ­ nie ścisłej s e le k c ji, celem u ra to w a n ia k ilk u tysięcy M a z u ró w . S y tu a c ja tu ta j je s t o d m ie n ­ na od s y tu a c ji n a zie m ia ch zachodnich. O ba w a p rz e n ik n ię c ia obcego ele m e n tu je s t m in im a ln a . P rz y s p ra w n y m d z ia ła n iu k o m is y j n a ro d o w o ­ ścio w ych spra w d zenie ro d o w o d ó w 90 ty s ię c y osób, o b ję ty c h s ta ty s ty k ą ja k o N iem ców , n ie p o w in n o n a tra fia ć na żadne tru d n o ści. Su­

m ienne w y k o n a n ie te j p ra c y będzie s p ra w d z ia ­ nem naszej d o jrz a ło ś c i o b y w a te ls k ie j, a z a ra ­ zem ustrzeże nas od fata ln e g o błędu, k tó ry ś m y ju ż raz, na je s ie n i ubiegłego ro k u , z k rz y w d ą d la w ie lu M azu rów , a ze szkodą d la w ła s n e j o p in ii, p o p e łn ili.

*

W o jn a , k tó ra prze kszta łca o b licza p a ń s tw i zm ie n ia ic h granice, lu b i p ła ta ć fig le n a w e t p ro ro k o m . Jeszcze w 1925 r. S ta n is ła w S ro­

k o w s k i tw ie rd z ił, że u czyn ie nie z P rus W schod­

n ic h p o ls k ie j p r o w in c ji na le ży do rzeczy n ie ­ p ra w d o p o d o b n ych (St. S ro k o w s k i, „ Z k r a in y czarnego k rz y ż a “ , Poznań, 1925). Jeże li uczeni, zasugerow ani w y n ik ie m p le b is c y tu z 1920 ro k u , p o ło ż y li n ie ja k o k rz y ż y k na P ru s y W schod­

nie, to cóż m ó w ić o ogóle p o ls k im , s ła b ie j o rie n tu ją c y m się w zagadnieniach h is to ry c z ­ n y c h i p o lity c z n y c h . P osłuszni lite rż e p ra w a n ie s p ra w ie d liw e g o t r a k ta tu w ersalskieg o, p rz e ­ s ta liś m y się . zajm ow a ć W a rm ią i M a z u ra m i.

P o d rę c z n ik i szkolne n ie u w z g lę d n ia ły tego te ­ m atu. Całe je d n o p o k o le n ie w zro sło w n ie ś w ia ­ dom ości zagad nie nia i ig n o ra n c ji d la p ra s ta re j p o ls k ie j ziem i. S k u tk i zan ie dba nia mszczą się dzisia j p rz y o b e jm o w a n iu te j z ie m i w posia­

danie przez p a ń stw o polskie.

CO T O Z A K R A J?

Jeszcze c z e rw ie n iły się łu n y pożarów , g d y aa M azu ra ch z ja w iły się pierw sze g r u p k i P o la ­ ków . B y li to po lscy k o le ja rz e . Z a n im i w m ie ­ siącu m a rc u p rz y s z ły drobne zespoły p io n ie r­

skie. N ie w ie d z ia ły one n ic o w y n ik a c h k o n ­ fe re n c ji p o czda m skiej, lecz p o s ta n o w iły ro b ić tu Polskę. I z ro b iły . R o k te m u k ilk u d z ie s ię c iu m ie szkań ców O lsztyna czerpało w ódę do p i­

cia i m y c ia z je d n e j b ru d n e j sa d z a w k i n a p la -

(2)

Str. 2 O D R O D Z E N I E N r 19

CU K o p e rn ik a , nie zra ża ją c się w id o k ie m zdechłego ko n ia , k tó r y s p o k o jn ie spoczy—a ł na dn ie b a jo rk a ; dziś r u r y w odociągow e d o p ro w a ­ dzają w odę do każdego dom u. P ie rw s z y czło­

w ie k , k tó r y op od al dzisiejszego gm achu w o je ­ w ó d z tw a ro z ło ż y ł na m a ły m s to lik u sw ó j to ­ w a r w po staci 2 k g s ło n in y i u d a w a ł kup ca, b y ł p rz e d m io te m z ło ś liw y c h ż artów . N ie został u w ie c z n io n y ty lk o z b ra k u fo to re p o rte ra

„ P r z e k r o ju “ . D z is ia j n ie m a w w o je w ó d z tw ie lo k a lu n ie w yzyskanego na sp ó łd zie ln ie i Skle­

p y. Jeszcze' w k w ie tn iu ub. r. życie lu d z k ie nie po siadało t u w ię k s z e j w a rto ś c i n iż strzęp g a r­

deroby, d z is ia j w ła d z e bezpieczeństw a i m ilic ja cz u w a ją nad życie m m ieszkańców , a m r o k i n o ­ cy rozprasza ś w ia tło , dostarczane przez 7 od­

b u d o w a n y c h e le k tro w n i. J e d y n y m ś ro d k ie m lo k o m o c ji b y ły n o g i lu d z k ie , a w n a jle p s z y m w y p a d k u przyg od ne auto w o js k o w e ; d zisia j k o le je p rz e c in a ją w o je w ó d z tw o w e w s z y s tk ic h k ie ru n k a c h , w d n iu 1 m a ja b r. ru s z y ły w O l­

s ztynie tra m w a je , i w tym że m ie sią cu m a ju zostanie oddany do u ż y tk u K a n a ł W a rm ijs k i, 17T -kilo m e tro W y szlak w o d n y , łączący p o łu d ­ n io w e p o w ia ty w o je w ó d z tw a z B a łty k ie m . W f' p rz e c ią g u k ilk u m ie sięcy dokonano tu o g ro m n e j pra cy. Z n a m lu d z i, k tó r z y p rz y s z li tu p ie rw s i i m im o że m ie li dość sposobności do w zbogacenia się, nie w y s z li dotychczas poza s w ó j p ro s ty t r y b życia. J e d y n y m m o to re m ich życia je s t pra ca i zadow olenie z osiąganych w y n ik ó w . Z a daleko są od W arszaw y, aby do­

się g ły ic h k rz y ż e zasługi. O czyw iście nie w s z y ­ scy na n ie zasług ują . D la w ie lu - stosow niejsza je s t k ra ta w ięzie nn a. O prócz b o w ie m p o s p o li­

ty c h i n ie p o s p o lity c h o p ry s z k ó w i zło d z ie i na z ie m i m a z u rs k ie j, n a jd łu ż e j po zba w io ne j p o ­ łą czenia ze s to lic ą i do d z is ia j n ie po sia dające j k a b la tele foniczne go z W arszaw ą, z n a le ź li swą m y s ią no rę przestępcy z okre su o k u p a c ji.

N ie na le ży się łu d z ić , że w o je w ó d z tw o bę­

dzie szybko sam ow ystarczalne. O kres od bu do­

w y p o trw a , k ilk a la t. O lb rz y m ie zniszczenia m ia s t i w s i s t a w ia ją ' z ru jn o w a n y , spalony i ogołocony okrę g w p o ło ż e n iu d łu ż n ik a . Sum y zap la now an e przez obecnego w o je w o d ę m a­

zurskieg o dr. Z. R o b ią n a od budow ę w o je ­ w ó d z tw a id ą w m ilia r d y . K r e d y ty te je d n a k znaleźć się muszą, gdyż d łu ż n ik je s t w y p ła ­ calny.

G L E B A

że odegrać dużą ro lę ja k o k r a j ż y w ic ie ls k i, czego le kcew a żyć n ie można.

J a k je s t dzisiaj?

T ru d n o w te j c h w ili daw ać ja k ie ś k o n k re tn e c y fr y i sta w ia ć p rz e p o w ie d n ie w obec cią głe j f lu k t u a c ji lu d n o ś c i i zaczętej do piero na w ię k ­ szą skalę re p a tria c ji. Ż yczyć b y sobie n a le ­ żało en erg iczniejsze j a k c ji osiedleńczej oraz przyspieszenia p o w ro tu w y w ie z io n y c h do N ie ­ m iec, D a n ii i N o rw e g ii M a z u ró w i W a rm ia k ó w . B o w ie m lu dność a u tochton iczn a i r e p a tria n t ze w schodu s ta n o w ić będą trz o n , na k tó r y m oprze się tu te js z e gospodarka rolna .

M ó w ią c o gospodarce ro ln e j i łącząc z n ią duże nadzieje, trze b a ró w n ie ż w sp om n ieć o w a d liw y m po dziale a d m in is tra c y jn y m w o je ­ w ó d z tw a . P o s tu la t r e w iz ji g ra n ic w o je w ó d z tw a m azu rskieg o, w y s u w a n y o s ta tn io coraz śm ie­

le j przez prasę, je s t słuszny. Z a ró w n o w z g lę d y his to ry c z n e , ja k ję zykow e , etn iczne i gospodar­

cze p rz e m a w ia ją za koniecznością w łą c z e n ia z p o w ro te m do w o je w ó d z tw a u ro d z a jn y c h po­

w ia tó w n a d w iś la ń s k ic h : m a lb o rskie g o , sztum - - k ie g o i k w id z y ń s k ie g o oraz E lb lą g a , k t ó r y je s t n a tu ra ln y m zapleczem p rz e m y s ło w y m okręgu.

Bez n ic h w o je w ó d z tw o m a z u rs k ie będzie te re - n m gospodarczo m a rtw y m i n ie ja k o k u lą u no gi całego państw a.

J E Z IO R O

N ie m a przesady w n a z w ie „ k r a in a tysiąca je z io r“ . N a obszarze w o je w ó d z tw a m a z u rs k ie ­ go z n a jd u je się d o k ła d n ie 1060 je z io r o po­

w ie rz c h n i 99.665,52 ha c z y li oko ło 5°/o obszaru w o je w ó d z tw a z a jm u ją w o dy. Jeziora z g ru p o ­ w a ły 's ię n a jo b fic ie j w p o w ia ta c h : o ls z ty ń s k im , suskim , łu c z a ń s k im , szczycieńskim , ostródz- k im , w ę g o b o rs k im , m o rą s k im i p is k im . S ły n n y je s t k o m p le k s je z io r po m ię dzy Ł u c z a n a m i a Ja ń sbo rskiem , z o lb rz y m im i je z io ra m i S n ia rd w y , M a m ry i D a r k ie jm y na czele. T w o ­ rzą one p rz y po m ocy m n ó s tw a cieśnin, rz e k i p rz e p u s tó w oraz K a n a łu M azu rskieg o o lb rz y - m i 2 5 0 -k ilo m e tro w e j d łu g o ści szlak w o d n y , łą ­ czący dorzecze N a r w i z K ró le w c e m .

B o g a ctw o w ó d s p rz y ja r o z w o jo w i p rz e m y s łu rybnego, k tó r y je s t d ru g im elem entem gospo­

d a rk i na M azurach. N ie m c y z te re n u , o k re ś lo ­

nego ob ecn ym i g ra n ic a m i w o je w ó d z tw a , p ro ­ d u k o w a li oko ło 2500— 3000 to n r y b y rocznie, lecz w n ie k tó ry c h gałęziach g o sp o d a rki ry b n e j n ie w y s z li poza dziedzinę b e z p ro d u k ty w n e g o e ksp e rym e n to w a n ia . P ię k n ie zaczęta przez n a ­ szych w y b itn y c h ic h tio lo g ó w pra ca ro k u je te j gałęzi p rz e m y s łu do brą przyszłość. Już d zisia j ry b a zastępuje w w o je w ó d z tw ie m ięso z w ie ­ rzęce. W ro k u bieżącym p ro d u k c ja r y b y w y ­ niesie około 1000 ton. Z dan ie m fa c h o w y c h k ó ł będziem y m o g li w p rzyszłości nie ty lk o zaspo­

k o ić ry b ą m a z u rs k ą ry n e k w e w n ę trz n y , lecz ró w n ie ż w y s y ła ć znaczną ilość tego p r o d u k tu za granicę. Jeziora m a z u rs k ie z a w ie ra ją w y s o k ie g a tu n k i ry b , ja k sieja, sandacz, sielaw a, w ę ­ gorz, lin , szczupak, leszcz i inne. R ybostan obecny je s t sła by na s k u te k w yn is z c z e n ia m a­

te ria ła m i w y b u c h o w y m i w czasie w o jn y . Do ud o sko n a lo n ych sposobów ry b o łó w s tw a należa­

ło ogłuszanie r y b y p rz y po m ocy bom b zrzuca­

n y c h z sam olotów . P odniesienie zatem p ro d u k ­ c ji będzie m o ż liw e do piero z c h w ilą pełnego obsadzenia w s z y s tk ic h o ś ro d k ó w ry b a c k ic h r y ­ b a k a m i, zao pa trze nia ic h w p o trz e b n y sprzęt ry b a c k i i z a ry b ie n ia je z io r n o w y m n a ry b k ie m . W u b ie g ły m ty g o d n iu w p ro w a d zo n o do 6 je z io r m a z u rs k ic h 4 m ilio n y n a ry b k u s ie la w y , w y h o ­ dowanego w sztucznej' w y lę g a rn i w S zw ader- kach. K ie d y r o ln ik na M a z u ra c h rzuca w zie­

m ię p ie rw sze z ia rn o , ry b a k z u fn o ścią p o w ie ­ rza je z io ru m ilio n y d ro b n iu tk ic h stw orze ń, sta­

n o w ią c y c h jego przyszły, p lo n . L A S

T rzecią w a żną gałęzią g o spo da rki na M a z u ­ ra c h je s t las. Szczególnie o b fic ie w y s tę p u je on w ró w n o le ż n ik o w y m pasie p o łu d n io w e g o ob­

szaru w o je w ó d z tw a od Iła w y po J ań sbo rk, z d u ­ żą odnogą na pó łn oc do W ęgoborka. Jest to w ła ś c iw ie je d n a w ie lk a k n ie ja , w k tó r ą w r ą ­ b a ł się m ie szkan iec ty c h teren ów . To bogac­

tw o la só w w yznacza w o je w ó d z tw u je d n o z n a ­ czelnych m ie js c pośród p ro d u c e n tó w drzew a w Polsce, a d la o d b u d o w y zniszczonego k r a ju s ta n o w i n a tu ra ln y re z e rw u a r drze w n y.

P rz e ró b k a je d n a k suro w ca m u s i być do ko­

n y w a n a na m ie js c u i w y m a g a u ru c h o m ie n ia k ilk u d z ie s ię c iu , ta r ta k ó w i z a k ła d ó w fa b ry c z ­

nych. D otychczasow a gospodarka w te j dzie- t" u n ie nie w y s z ła poza fazę z a p la n o w a n ia i oc z e k iw a n ia na k re d y ty . P on ie w aż k a p ita ł,

••dożony w gospodarkę leśną, z w ra c a łb y się w n a jk ró ts z y m czasie i to z w y s o k im p ro c e n ­ tem , p a ń stw o p o w in n o ja k n a js z y b c ie j w s p o ­ m óc w y s iłe k w ła d z le śnych na ty m te re n ie .

Te trz y e le m e n ty : ro la , las i je z io ro s ta n o w ią podstaw ę g o sp o d a rki na M azu rach .

K R A IN A P IĘ K N A I P A M IĄ T E K M a ła a tra k c y jn o ś ć w o je w ó d z tw a m a z u rs k ie ­ go w y p ły w a ze słabego za in te re s o w a n ia się P o­

la k ó w tą uroczą k ra in ą . N ie w a h a m się p o w ie - dzieć, że M a z u ry są je d n y m z n a jc u d o w n ie j­

szych z a k ą tk ó w P o ls k i. N ig d z ie bogactw o pó l, lasów i w ó d nie osiągnęło ta k pełnego i h a r­

m o n ijn e g o w y ra z u w p rz y ro d z ie ja k tu ta j.

P o w s ta ją z a k ła d y n a uko w e, ś w ie tlic e , m u - z - a, k in a . Jest p io n ie rs k i lecz a m b itn y s ta ły te a tr w O lsztynie . T w o rz ą się zespoły ch ó ra ln e i m uzyczne. W y c h o d z i p ra w d z iw y d z ie n n ik

„W ia d o m o ś c i M a z u rs k ie “ , w y d a w a n y w n ie s ły ­ chanie c ię ż k ic h w a ru n k a c h tech niczn ych. Do- r e r a prasa i książka, huczą g ło ś n ik i ra d ia .

N a p ra s ta re zie m ie p o ls k ie w k ra c z a tr y u m ­ fa ln ie no w a Polska.

Z każdego k ą ta w y z ie ra ją p o m n ik i naszej przeszłości: z a b y tk i a rc h ite k to n ic z n e , dzie ła s z tu k i, grobow ce, p a m ią tk i po k ró la c h i b is k u ­ pach p o ls k ic h od H o zjusza do K ra s ic k ie g o . W tu m ie fro m b o rs k im spo czyw a ją p ro c h y M i­

k o ła ja K o p e rn ik a .

Spod p o ko stu n ie m ie ckie g o w y c h o d z i n a ś w ia tło dzienne p ra w d a o Polsce. N a z w o m m ie jscow ości p rz y w ra c a się ic h p ie rw o tn e p o l­

skie b rzm ie n ie . Pośród odzyskan ych ob szaró w z ie m ia m a z u rs k a odznacza się n a jo b fits z ą ilo ­ ścią p a m ią te k k u lt u r y p o ls k ie j.

W okre sie Z ie lo n y c h Ś w ią t odbędą się w O l­

s ztynie u ro czysto ści reg io n a ln e , połączone z p rz e ja ż d ż k ą po okręgu. Może p rz e d s ta w ic ie le p ra s y p o ls k ie j, k tó r z y o trz y m a li zaproszenia na te „Z ie lo n e G o d y“ , urzeczeni u ro k ie m p r z y ­ ro d y , w y m o w ą p a m ią te k i p ię k n e m d ia le k tu m azu rskieg o, przekażą Polsce p o n ę tn ie js z y obraz te j k r a in y n iż ten, k t ó r y w ysze dł spod p ió ra L .-Ła kom e go .

Z b ig n ie w P rz y g ó rs k i j

K R Y S T Y N A K U L I C Z K O W S K A

W o je w ó d z tw o m a z u rs k ie nie posiada cięż­

kie g o p rze m ysłu . Poza o lb rz y m im i zło żam i to rfu , r u d y d a rn io w e j i cennego w a p ie n ia oraz w ę g la bru n a tn e g o na p o g ra n iczu p o w ia tó w o lsztyń skie g o i nib o rs k ie g o , n ie m a t u w ogóle b o g a ctw m in e ra ln y c h . J a k o k r a j n a w s k ro ś ro lp ię z y , obszar m a z u rs k i n ie posiada w ę h w i- l i obecnej te j s iły a tra k c y jn e j, có Śląsk.

Jesf. rzeczą z ro z u m ia łą , że c a ły w y s iłe k rz ą d u po lskie go s k ie ro w a n y zosta ł W p ie rw s z y m eta­

p ie o d b u d o w y na te re n y szybko re n to w n e . W ę- g ie l i ru d a żelazna są c z y n n ik a m i, k tó re d ź w ig ­ ną k r a j na nogi. B y ło b y je d n a k w ie lc e niebez­

pieczną rzeczą o d w ra c a n ie u w a g i od p ó łn o c ­ n y c h ru b ie ż y naszego pa ństw a . N a tu ra ln e w a ­ r u n k i gospodarcze tego te re n u c zynią zeń je d ­ n ą z n a jb a rd z ie j o b ie cu ją cych części naszego o rg a n iz m u gospodarczego.

P odstaw ą g o sp o d a rki na M a z u ra c h je s t rola.

L e k k a gleba i bardzo z m ie n n y k lim a t w y m a ­ g a ją od r o ln ik a dużo h a r tu i pra cy. W o ły n ia k , p rz y z w y c z a jo n y do tego, że z ie m ia sam a za niego p ra c u je , na w id o k piaszczystej z ie m i , u c ie k a stąd czym p rę d ze j. W ażną je s t w ię c k w e s tią , c z y im rę k o m p o w ie rz y ć u p ra w ę r o li.

N a jb a rd z ie j o d p o w ie d n im m a te ria łe m lu d z ­ k im w y d a je się r e p a tr ia n t z W ile ńszczyzny.

c ie rp liw y , p ra c o w ity i m a ło w y m a g a ją c y , z n a j­

d u je tu id e n tyczn e n ie m a l z opuszczonym i w a r u n k i k lim a ty c z n e i glebow e. T ro s k ą w ła d z osiedleńczych w in n o b y ć z a trz y m a n ie za w sze l­

k ą cenę w g ra n ic a c h w o je w ó d z tw a tego w a r ­ tościow ego p ra c o w n ik a rolnego.

A k c ja osiedleńcza na M a z u ra c h po to czyła się o d w ro tn ą od n o rm a ln e j k o le ją . N a jp ie r w z ja ­ w i ł się s z a b ro w n ik , k tó r y o g ra b ił okręg. Po- t rn p rz y je c h a ł k u p ie c , k t ó r y o tw o rz y w s z y skle p, n ie m ia ł co sprzedawać. Po n im p rz y je ­ cha ł u rz ę d n ik , k t ó r y p rz y ako m pa nia m en cie głodnego żołąd ka w y b ija ł ha m a k u la tu rz e n ie ­ m ie c k ie j w ażne pieczęcie. W k o ń c u do piero zjeżdża r o ln ik , k t ó r y m a w s z y s tk ic h w y ż y w ić . R o ln ik o w i tem u, k t ó r y p rz y w o z i ze sobą b a r­

dzo m a łą ilość in w e n ta rz a , trzeba s p ra w ić n a ­ rzęd zia ro ln ic z e , dać nasiona, k u p ić b y d ło i k o ­ nie. T rz e b a m u dać możność n a ty c h m ia s to w e ­ go zao p a trze n ia się w trzo d ę chlew n ą, od czego u z a le ż n io n y je s t ro z w ó j gospodarczy ty c h ziem .

P rz y p e łn y m z a lu d n ie n iu i po w yp osa żeniu r o ln ik a w ko n ie c z n y sprzę t ro ln ic z y i ż y w y in w e n ta rz , w o je w ó d z tw o m a z u rs k ie może w n ie d łu g im czasie stać się sp ich le rze m zbo­

żo w y m c a łe j P o ls k i. Z gospodarką ro ln ą w ią ­ że się ściśle gospodarka ho d o w la n a , k tó r a z n a jd u je tu doskonałe w a r u n k i ro z w o ju , szcze­

g ó ln ie w p o w ia ta c h pó łn ocnych . T a zaś s tw a ­ rza duże m o ż liw o ś c i ro z w o jo w e d la p rz e m y ­ s łu przetw órczego. P ru s y W schodnie jeszcze w o k re s ie p o p rz e d n ie j w o jn y ż y w iły przeszło 2 -m ilio n o w ą lu dn ość w ła s n ą oraz o d s ta w ia ły do N ie m ie c ro c z n ie pona d 500 m ilio n ó w k g zboża i e k s p o rto w a ły 15.000 k o n i, 220.000 w o ­ łó w , 60.000 ow iec, 650.000 ś w iń , 126.000 q m a ­ s ła i 394.000 q sera. Sądząc z z a tru d n ie n ia na r o li p ó łm ilio n o w e j lic z b y je ń c ó w w o je n n y c h w czasie o s ta tn ie j w o jn y , p r o d u k c ja ro ln a P r u ś W sch o d n ich b y ła o w ie le wyższa. Ja k x tego w id z im y , w o je w ó d z tw o m a z u rs k ie mo-

Ballada „Powrót laty“ jako baśń dla dzieci

J a k ie ż dziecko na p rz e s trz e n i o s ta tn ic h l a t d w u s tu n ie z n a ło .b a ś n i o K o p c iu s z k u , C zer­

w o n y m K a p tu r k u , T o m c iu P aluch u, Jasiu i M ałgosi? K tó ż z nas w r ^ t m ty c h cu d o w ­ n y c h opow ieści n ie k s z ta łto w a ł s w y c h p ie r w ­ szych po ję ć o świecie? T ru d n o b y wskazać u tw o ry , k tó r e m o c n ie j w r o s ły w św iadom ość dziecięcą, k tó r e s ta ły się w ta k p e łn y m tego słow a znaczeniu — w łasno ścią społeczną.

A , je d n a k k tó ż d z is ia j w ie , że a u to re m ty c h baśni b y ł C h arles P e rra u lt, w y tw o r n y poeta, k t ó r y ż y ł i tw o rz y ł w b la s k u d w o ru L u d w i­

k a X IV ? Jeszcze m n ie j zn a n y je s t fa k t, żę owe. — zdaw ać b y się m ogło — id e a ln ie p rz y ­ stosowane do po trz e b dzieci — op ow ieści, nie b y ły w ca le d łą n ic h pisane, lecz s ta n o w iły t y lk o : jeden z p rz e ja w ó w m o d n y c h w ów czas

„contes de fees“ ...1)

Z asłu ga P e rra u lta polega na ty m , że, on to w ła ś n ie w dobie salonow ej m o d y na cza­

ro d z ie js k ie opow ieści z e rw a ł z k o n w e n c jo ­ n a ln ą fa n ta s ty k ą , k tó r e j w y tw o r y u w ię d ły w ra z z b ły s k o tliw ą epoką i d o ko n a ł rzeczy iście c z a ro d z ie js k ie j: o d czyta ł i w y p ro w a ­ d z ił na ś w ia tło dzienne m o ty w y baśniowe, kre ślo n e ja k b y sy m p a ty c z n y m a tra m e n te m w w y o b ra ź n i lu d u . Przez p ó łto ra w ie k u m e w iedzian o, na ja k ic h o p ie ra ł się źród ła ch, aż do c h w ili, gd y do ty c h sam ych w ą tk ó w do­

t a r ły n a u k o w e b a da nia b ra c i G rim m ó w , u trw a lo n e w zbiorze „ K in d e r - u n d H a u s m a r- chen“ . ,

Baśnie lu d o w e P e rra u lta i G rim m a s ta ły się m ita m i w ie k u dziecięcego z r a c ji swego p ry m ity w iz m u , świeżości i fa n ta s ty k i i nie je s t .spraw ą istotn ą, czy b y ły one d la dzieci przeznaczone, a w ażne je s t je d y n ie , że w y ­ w ie r a ły przez d łu g ie la ta pożądany w p ły w w y c h o w a w c z y . D z is ia j u m ie m y to uzasadnić, ro z u m ie m y an alogie m ię d z y m a g ic z n y m ś w ia ­ to p o g lą d e m dziecka, a fik c y jn y m ś w ia te m

b a ś n io w e j cudow ności, w ie m y , że ta ir r a c jo ­ n a ln a p o db ud ow a je s t k o n ie c z n y m szczeblem pó źniejsze j o b ie k ty w n e j w ie d z y o ż y c iu lecz d a w n ie j, prze d d w u s tu i stup ięćd ziesięciu la ty m o ty w y te trze b a b y ło n ie o fic ja ln ą d ro ­ gą przem ycać do k r a ju dzieciń stw a, o b w a ro - l) Des G ra n g e s w s w o je j „ H is t o i r e d e la l i t t é ­ r a tu r e fr a n ç a is e " p is z e co p r a w d a o b a ś n ia c h P c r - r a u l t ’ a : — i l n e f a u t v o ir d a n s ces a im a b le s f ic tio n s composées e n v u e d e la m o r a lit é q u e des é c rit»

p é d a g o g iq u e s e t d e s tin é s à u n e n f a n t . je d n a k n o w s z e b a d a n ia p o d a ją to w w ą t p liw o ś ć , g d y ż w ie rs z o w a n e „ m o r a l i t é s " w z a k o ń c z e n iu k a ż d e j b a ś n i m a ją c h a r a k t e r ż a r t o b liw y , n ie r a z d r a s ty c z ­ n y i s k ie r o w a n e są n a jw y r a ź n ie j p o d a d re s e m d o ­ r o s ły c h ; p r z y k ła d e m m o r a ł b a ś n i o k o p c iu s z k u .

C ’ e st sa ns d o u te u n g r a n d a v a n ta g e D ’a v o i r d e l ’ e s p r it d u c o u ra g e , D e la n a is s a n c e d e b o n sens E t d ’a u tre s s e m b la b le s ta le n t s Q u ’ o n r e ç o it d u c ie l e n p a rta g e ,

M a is v o u s a u re z b e a u le s a v o ir ; •_ _ , p o u r v o i r e a v a n c e m e n t c e s e r o n t chose s v a in e s , - S i v o u s n 'a v e z — p o u r le s f a i r e v a lo i r

O u d e s p a r r a in s o u des m a r r a in e s .

w anoge c ię ż k o s tra w n y m i e la b o ra ta m i, p ro - d u k o w a n y m i w la b o ra to ria c h pedagogów, a nie a rty s tó w .2) T a k a „k o n tra b a n d a b > ly w A n g lii b ro s z u rk i b ru k o w e , z a w ie ra ją c e u ła m k i śre d n io w ie c z n y c h h is to r ii o E u le n - spieglu, „C z te re c h synach A y m o n a “ i „P ię k n e j M e lu z y n ie “ , a także ta m u tk ie książeczki Joh na N e w b e ry o „T o m c iu T r ip “ i „G oody tw o Shoes“ , k tó r e w y d a w a ł u k ra d k ie m , sprze­

da ją c jednocześnie ś ro d k i apteczne, b y n.e um rze ć z głodu...

Z u b o ż y lib y ś m y dzieje lite r a t u r y dziecięcej, g d y b y ś m y p o m in ę li ten n ie o fic ja ln y n u r t tw órczości, gdyż je d y n ie tą drogą m og ła p rz e ­ dostać się do n ic h —- baśń fa n ta styczn a, a w ra z z n ią — p ra w d z iw a poezja, w b re w le ­ ga ln e j lite ra tu rz e d y d a k ty c z n e j, k tó r a n io sła ze sobą zw ięzłą , trz e ź w ą i zam askow aną ja k re b u s — b a jk ę . Z aga dn ien ie — b a j k a c z y b a ś ń ? — b y ło od n a jd a w n ie js z y c h czasów trz o n e m w s z e lk ic h pedagogicznych de b a t nad lite r a tu r ą d la dzieci. W ró ż n y c h okresach d z ie jó w , zależnie od tego, czy d o m in o w a ł r a ­ c jo n a lis ty c z n y , czy id e a lis ty c z n y k ie ru n e k w y c h o w a w c z y , p rz y z n a w a n o p ra w o p ie r w ­ szeństwa ba jce lu b baśni. S pór te n został prze d k ilk u d z ie s ię c iu la ty ro z s trz y g n ię ty — bo d a j ju ż d e fin ity w n ie , gdyż w o p a rc iu o bez­

sporne p o trz e b y p s y c h ik i dziecka — na k o ­ rzyść baśni.

T y m b a rd z ie j in te re s u je nas d z is ia j m o ­ m en t, w k tó r y m u tw ó r lite r a c k i o p a rty na m o ty w a c h ba śni lu d o w e j zosta ł po raz p ie r w ­ szy o fic ja ln ie przeznaczony „a d usu m del- p h in i“ . T y m u tw o re m b y ł „P o w ró t t a t y “ , p rz e d ru k o w a n y przez S ta n is ła w a Jachow icza w „P a m ią tc e d la d o b ry c h d zie ci“ (W arszaw a,

1827).

P ierw sze dw ud zie sto p ię cio le cie w ie k u X I X b y ło k ró le s tw e m b a jk i d y d a k ty c z n e j. Po­

cząwszy od r o k u 1805, gd y zosta ły w yd a n e

„ B a y k i i p rz y p o w ie ś c i tud zież b a y k i now e Ignacego K ra s ic k ie g o z p rz y d a n ie m ba ie k ró ż n y c h a u to ró w dla u żytku , dzieci , po sy­

p a ły się tłu m a c z e n ia b a je k Ezopa, F lo ria n a , L a F o n ta in e ’a, G izota. B a jk ę g lo r y fik o w a li w y c h o w a w c y ja k o k w in te s e n c ję m ą d ro ści ży ­ c io w e j, ja k o z b ió r w ska zó w e k m o ra ln y c h w io d ą c y c h na jp ro stszą drogą do zdobycia w s z e lk ic h cnót. B a je c z k i Jachow icza b y ły ty lk o m in ia tu rą b a je k dla do rosłych, z a w ie ­ r a ły te same z w ię z łe f o r m u łk i m o ra ln e , t y l­

k o p o p a rte p rz y k ła d a m i z a c z e rp n ię ty m i z b l i ­ skiego dz ie c k u otoczenia. P op ularno ść ty c h ba je k , n ie w ą tp liw ie pożądana ze w zg lę d ó w społecznych, p rz y p ie c z ę to w a ła na dług o (bo­

w ie m w d zied zinie lite r a t u r y d la d zie ci eks- 21 D z ie łk a M - m e L e p r in c e d e B e a rn n o trt w e F r a n ­ c j i, Marli E d g e w o rth w A n g lii. B a s e d o w a i W eisse go w N ie m c z e c h , H o f fm a n o w e j u nas.

p lo a to w a n o do znu dze nia ra z p r z y ję ty sche­

m a t) b łę d y p e w n e j m e to d y w y c h o w a w c z e j.

Z ro z u m ia łą je s t rzeczą, że w ty m okre sie baśnie fan ta s ty c z n e b y ły n a inde ksie.

M -m e L e p rin c e de B e a um o nt ga ni je ja k o sprzeczne z ro zsą d kie m i dośw iadczeniem , p a n i de G en lis p o tę p ia ja k o w szczepiające fa łs z y w e poglądy, a zna ny pedagog E w a ry s t E s tk o w s k i w „ T y g o d n ik u d la D z ie c i“ ta k oto w y ja ś n ia p o ls k ie p o d a n ia lu d o w e , .któ rych b a k c y le rozproszone w atm osferze r o z k w ita ­ jącego ro m a n ty z m u s ta n o w iły pow ażne n ie ­ bezpieczeństwo :

„D z ie c i m oje, m ożebyście żal do m n ie m ia ­ ły , że p o m ija m sposobność spro w a dzen ia was z d ro g i ba śni n a drogę p ra w d y ... S m o kó w n a św iecie n ie m a i co o n ic h b a ją to b a jk i, a co o jego sp a le n iu op o w ia d a ją , to oczyw iste bre d n ie , bo s ia rk a bez p rz y s tę p u p o w ie trz a p a lić się n ie może an i w n ie ż y w y m ba ra n ie , an i w b rz u c h u smoka... O m yszach ju ż w a m nie m a co m ó w ić , gdyż w ie c ie z codziennego dośw iadczenia — że m yszy prze d w a m i m a ­ ły m i dziećm i u c ie k a ją , a ja k ż e b y s ta ry c h lu ­ dzi zagryzać m ie li...“

Ja ch ow icz z w a lc z a ł w szystko, co m ogło p o ­ b u d z ić im a g in a c ję dziecka, a je d n a k ow a tro s k a w y c h o w a w c z a s p ła ta ła m u fig la , gd>ż

„ lite r a tu r a w y o b ra ź n i“ zaczęła się w c is k a ć do k r a ju dz ie c iń s tw a tą samą drogą, k tó r ą w p u ś c ił n ie w in n ą po zo rn ie p o w ia s tk ę „P o ­ w r ó t ta ty “ . O czyw iście tw ó rc a lite r a t u r y dziecięcej n ie z d a w a ł sobie z tego s p ra w y , po dobnie ja k n ie m ó g ł prz e w id z ie ć , że m a li c z y te ln ic y w y łu s k a ją z n a tło k u jego d y d a k ­ ty c z n y c h baje czek to m a łe błyszczące z ia re n ­ ko , o k ru c h po e tyckie g o ta le n tu i obdarzą je niesłabnącą w cią gu w ie k ó w sym pa tią.

Ja ch ow icz w y b r a ł „P o w r ó t ta ty “ ja k o le k ­ tu rę dla dzieci p ra w d o p o d o b n ie z r a c ji ducha re lig ijn e g o , p rz e n ik a ją c e g o u tw ó r i p ro s te j, n ie w y s z u k a n e j fo rm y . B y ć może także, do ko­

n a ł te j sam ej p o w ie rz c h o w n e j k la s y fik a c ji, k tó r a s p ra w iła , że H o ffm a n o w a w sw o ich

„R o z ry w k a c h d la d zie ci“ b e z k ry ty c z n ie p rz e ­ d ru k o w u je ro z d z ie ra ją c ą sie la n kę K a r p iń ­ skiego „D z ie c i u m a tk i“ , oraz in n e zu p e łn ie n ie o d p o w ie d n ie u tw o r y i anegdoty dlatego ty lk o , że b y ła w n ic h m o w a o dzieciach.

A u tw o ró w ty c h p o ja w ia ło się coraz w ię ­ cej, b o w ie m m o ty w dziecka b y ł u p r z y w ile ­ jo w a n y w lite ra tu rz e ro m a n ty c z n e j. N ie b y ł to teraz ż y w y p rz e d m io t uczuć o jc o w s k ic h , u ję ty c h w klasyczne „ t r e n y “ , a n i s z ty w n a p ó łis to tk a z p a n e g iry k ó w d w o rs k ic h , a n i de­

k o ra c y jn y am o re k z „N a d o b n e j P a s k w a li- n y <* _ lecz uosobienie • czystości, p ro s to ty , n ieska żonych „ p ra w d ż y w y c h “ , ty c h sam ych, k tó r y c h p o szu kiw a n o w ś ró d lu d u . NiegdyS p ia s tu n k i o p o w ia d a ły dzieciom lu d o w e g a dki, in tu ic y jn ie w y c z u w a ją c w s p ó ln o tę m ię d z y ty m i p r y m ity w n y m i w y tw o r a m i a p o ję c ia m i

(3)

Z O F I A Ż Y T Y f l S K A

Z w y c ię z c a

dziecka, teraz p o w s ta ją te o rie n a u k o w e 3), k tó r e uza sad nia ją analogie m ię d z y um ysłem dziecka i c z ło w ie k a p ierw o tneg o. N ie w in n o ść dziecięca ja k o m o ty w lite r a c k i służący do u w y p u k le n ia an ta g o n izm u ro z u m u i serca, d u a liz m u do b ra i zła, b y ł n a w e t b a rd z ie j p o ­ n ę tn y n iż ob raz lu d o w e j p ro s to ty — p o z b a w io ­ n y ostrza p ro g ra m o w e j te n d e n c ji, b a rd z ie j p rz e m a w ia ją c y do uczucia. M o ty w p rz e b ła ­ gania z b ó jc y przez dziecko, m a ją c y swe źró ­ d ło w baśniach lu d o w y c h , został ju ż u tr w a ­ lo n y w poem acie M o o ra p t. „R a j i P e r i“ p rz e d ­ te m n im M ic k ie w ic z u ż y ł go w „P o w ro c ie t a t y “ .

3

„ P o w r ó t t a t y “ je s t na tle in n y c h b a lla d M ic k ie w ic z a — ja k słusznie pisze W a c ła w K u b a c k i — u tw o re m m n ie j b a lla d o w y m , m a c h a ra k te r b a rd z ie j re a lis ty c z n y w sensie p ra w d o p o d o b ie ń s tw a psychologicznego,, w u- zasa d n ie n iu cudow ności. C z y n n ik n a d p rz y ­ ro d z o n y w c ie lił się tu t a j — z a m ia st w n ie ­ s a m o w ite postacie d u ch ó w i z ja w — w ele­

m e n t k u ltu re lig ijn e g o , w m o d litw ę dziecka.

N a s tró j — w p rz e c iw ie ń s tw ie do księ życow e j i z im n e j a tm o s fe ry in n y c h b a lla d , p o w o d u ­ ją c e j racze j naprężenie n e rw ó w n iż w zru sze­

n ie — odznacza się serdecznością i p ro sto tą Z a m ia s t n ie re a ln y c h postaci, n iep ow iąza nych o k re ś lo n y m i w ę z ła m i ze ś w ia te m i ze sobą — t u t a j głów n e ro le g ra ją " ojciec, m a tk a , dzieci, oraz zespalające ic h ściśle uczucia rod zin n e : m iło ś c i, n ie p o k o ju , radości: „P o w ró t ta ty “ je s t ba lla d ą , w k tó r e j n a js iln ie j p rz e ja w ia się z w ią z e k z tw órczo ścią lu d o w ą — z baśnią. Ja k w ba śni — żyw a, n ie m a l sensacyjna fa b u ła trz y m a c z y te ln ik a w na p ię ciu . J a k w ba śni — 0 ro z w o ju a k c ji de cyd u je szczęśliw y p rz y p a ­ dek, k t ó r y k a z a ł dzieciom w y b ie c na pagó­

re k , a zbójcom oglądać ten ż y w y obraz z u- k ry c ia , ty m zb ó jco m o „ w z r o k u d z ik im i su­

k n i p lu g a w e j“ , p rz y p o m in a ją c y m b a śn io w ych ro z b ó jn ik ó w . I tu t a j w reszcie, ja k w baśni, ro z g ry w a się w a lk a d o b ry c h i z ły c h m ocy, 1 tu ta j dobro zw ycięża w sposób n a tu ra ln y , w m y ś l odwiecznego po rz ą d k u , k t ó r y rzą d zi ś w ia te m i z w y c ię s tw o to n ie p o trz e b u je k o n ­ k lu z ji, m aks y m y , m o ra łu . Sens m o ra ln y b a ­ śni w y p ły w a b o w ie m n ie — ja k w ba jce — z założeń d y d a k ty c z n y c h , nie z p rze sła nek ra c jo n a lis ty c z n y c h , lecz z samego bieg u w y ­ p a d k ó w i z z a b a rw ie n ia em ocjonalnego w o ­ bec osób d z ia ła ją c y c h , k tó re c z y te ln ik p o d z i­

w ia lu b potępia. U d z ia łe m ś w ia ta b a śn i je s t o p ty m is ty c z n a w ia ra za ró w n o w p o zytyw n e w a rto ś c i drzem iące w duszy lu d z k ie j, ja k w c u d o w n y zbieg oko liczn ości i n ie p ra w d o p o ­ d o b n y — ‘ h a p p y end. T y c h sam ych w zru szeń dostarcza d z ie c k u le k tu r a „P o w ro tu ta ty " . U tw ó r te n d z ia ła ja k baśń, kszta łcą c n ie przez n a rz u c o n y z g ó ry system w a rto ś c i, lecz poprzez przeżycie.

B a lla d a „ P o w r ó t t a t y “ b y ła p ie rw s z ą lit e ­ ra c k ą baśnią, k tó r a p rz e n ik n ę ła do społecz­

ności dziecięcej, p ie rw szą , k tó r a m o g ła za­

spo koić p o trz e b y je j w y o b ra ź n i; za n ią po­

s z ły in n e , a po la ta c h trz y d z ie s tu dzieci m o ­ g ły ką p a ć się d o w o li w z d r o ju fa n ta s ty k i wyższego i niższego g a tu n k u , w p o w o d z i b a ­ śni, k tó r e ro z le w a ły się n a ła m a c h pism i k s ią ż e k d la d z ie c i czasem p o d k o n tro lą pe­

d a g o g ic z n ą 4), częściej n a s k u te k n a d m ie rn e j p ło d n o ś c i ro m a n ty c z n y c h p o e tó w „z bożej ła s k i“ . N ie je s t to p rz y p a d k o w y zbieg o ko­

liczn o ści, że w ła ś n ie ,¡P o w ró t t a t y “ , a n ie d y ­ d a k ty c z n e b a jk i M ic k ie w ic z a s ta ły się w ła ­ snością dzieci (jeszcze dw adzieścia la t. w stecz b y ły b y p rz e d ru k o w a n e na ic h u ż y te k , m im o iż d o m in u je - w n ic h to n ż a rto b liw e j s a ty ry ).

T a k ie ten den cje p ły n ę ły z duchem czasu 1 z b y t p o ch o p n y b y łb y w n io s e k , że w y d a n ie

„ P o w r o tu t a t y “ w „P a m ią tc e d la d o b ry c h d z ie c i“ m ia ło znaczenie prze ło m o w e . N ie ­ m n ie j fa k t, że w ła ś n ie Jach ow icz w s k a z a ł dro g ę m ic k ie w ic z o w s k ie j b a lla d z ie do spo­

łeczności dziecięcej — m a ja k b y sym bo liczn ą w y m o w ę . Zacne ten den cje w ie rs z o p is a dla d zie ci s p o tk a ły się n a w s p ó ln e j p la tfo rm ie z n a tc h n ie n ie m p o e ty c k im , w y t w o r y p ra k - ty c z n o -m o ra liz a to rs k ie z d zie łe m fa n ta z ji i je s t to m om e nt, ja k g d y b y g ra n ic z n y . W sposób zra z u n ie u c h w y tn y , lecz dziś, z p e r­

s p e k ty w y la t i osią g n ię tych p o z y c ji —- w y ­ ra ź n ie w id o c z n y , zaczęła d o k o n y w a ć się w l i ­ te ra tu rz e d la dzieci e w o lu c ja , oznaczająca b e z p o w ro tn y z m ie rz c h te n d e n c ji re p re z e n to ­ w a n y c h przez Jachow icza, o d w ró t od b a jk i d y d a k ty c z n e j i od ła tw iu t k ie j ta n d e ty u s a n k ­ c jo n o w a n e j m o ra ln ą n a uczką ; zaś a m b itn e i tw ó rc z e dążenia na przyszłość s z ły ja k g d y b y d a le j po l i n i i w y tk n ię te j m ic k ie w i­

czow ską b a lla d ą : w a lc z y ły o praw o do baśni w lite ra tu rz e dziecięcej i o poziom a rty s ty c z ­ n y — ja k o o c z y n n ik i n a jp e łn ie j k s z ta łtu ją c e p s y c h ik ę dziecka.

K rystyn a Kuliczkowska

3) N p . w u ję c iu u c z n ió w H e r b e r ta , Z i l le r a i H e in a 4) Ś w ia d e c tw e m z m ia n y p o g lą d ó w n a w y c h o w a w ­ czą r o lę b a ś n i je s ;t c h o ć b y g ło s S e w e r y n y z Z o - c h iń s k ic h P r u s z a k o w e j o o p o w ie ś c ia c h l u d u : „ N ie tn a p r a w d y z a z w y c z a j w w y p a d k a c h , j a k i e p o ­ w ie ś ć o p o w ia d a , b r a k im n a w e t p ra w d o p o d o b ie ń ­ s tw a , je s t p rz e c ie ż g łę b o k ie u c z u c ie m o r a ln e j P r a w d y w d u c h u o p o w ia d a n y c h b a ś n i; z a w s z e tu c n o ta n a g ro d z o n a , w y s tę p e k u k a r a n y , za w sze ca łe ś w ia tło s k ie r o w a n e n a c n o t y w y t r w a ło ś c i 1 p o ś w ię ­ cenia". ( R o z r y w k i d la m ło d o c ia n e g o w ie k u , r o k 1356).

O delga p rz e k rę c ił głow ę le k k o w bok i s p o jrz a ł na leżącego obok Jaśka Bielę, A ż w ło s y z je ż y ły m u się na g ło w ie od tego s p o j­

rzenia, ja k g d y b y do piero teraz, nagle, w szystko z ro z u m ia ł i w szystko do g łę b i zo­

baczył.

— O Jezu, Jasiek! — A le sku rcz c h w y c ił go za k r t a ń i słow a ug rzę zły w g a rd le w p ó ł ro z ­ paczliw ego szeptu. F ra n e k poczuł, ja k k r o p ­ le p o tu p o k ry w a ją m u cia ło i s p ły w a ją z czo­

ła le p k im i .strugam i. C iężar w in y p rz y tła c z a ł jeszcze b a rd z ie j, jeszcze n iż e j do rozp alone j ziem i. Z dało m u się, że chyba n ie w y trz y m a d łu ż e j, że la da c h w ila ciało p o d e rw ie się sa­

mo i n ie on, ale usta, ja k b y ju ż n ie do niego należące, k rz y k n ą pro sto w cię żkie od s tłu ­ m ionego ję k u p o w ie trz e : to ja ! to ja !

W ostatecznym w y s iłk u p o d n ió s ł oczy w stronę, gdzie po la i łą k i p o d n o s iły się fa ­ liś c ie k u górom i p e łz ły ukosem d łu g im i za­

go nam i aż po s k ra j Tasu; W jego sin ej p rę ­ dze, z a m y k a ją c e j z e w s z ą d . w id n o k rą g , było ja k b y w sparcie. Szła od niego ja k b y siła i u k o je n ie , ja k b y moc w iększa od m ę k i cia ła i gorszej sto k ro ć m ę k i m y ś li.

H a cóż! O czam i do la su nie dolecisz, a oni.

choć może i w iedzą, nie w y jd ą i n ie rzucą się słabo u z b ro jo n ą k u p ą łu d z i na nie m ie c k ie pancerne au ta i na ża n d a rm ó w zewsząd o ta ­ czających cha łu py. Bo i po cóż b y szli? Ż eby w szyscy w y g in ę li za jednego, zam iast, b y je ­ den z g in ą ł za w szystkich ? T y lk o , że nie o z w y k łą śm ierć tu chodziło, a o m ę k i, i nie na śm ie rć trze b a się b y ło sposobić, a na w y ­ trz y m a n ie najgorszego, co m ożna sobie w y ­ obrazić. I n a w e t n ie w łasne m ę k i w y d a w a ły się Odeldze najstraszn iejsze, lecz to, że m u n ie c h y b n ie p rz y jd z ie przeczekać, ja k n ie je ­ den k a m ra t ze w s i; n ie je d e n sąsiad i to w a ­ rzysz prze d n im i za niego p ó jd ą na to rtu ry , ja k ic h N ie m c y będą szarpać p ra w ie na jego oczach. N a jstra szn ie jsze b y ło to, że ty lk o on, on je de n może od ją ć od n ic h , zm ie n ić ic h los.

A le n ie t y lk o ic h do la od niego zależała, i n a ­ w e t n ie jego w ła s n e bezpieczeństwo w y m a ­ gało ic h o fia ry , bo go i ta k jego k o le j n ie ­ ch yb n ie n ie m in ie . T rz a m u m ilczeć za ta m ­ ty c h z la su, za w ła s n y h o no r, za sprawę.

H a cóż! G d y b y ty lk o na n im spoczyw ał ciężar tego m ilc z e n ia ! A le prze cie sam s p ra ­ w ił, że może popaść teraz w . n ie m ie c k ie ła p y n ie ja k ta m ci, w e d le lis ty , n a k tó r e j b y ł p o ­ n a d w s z e lk ą w ą tp liw o ś ć , ale ja k o ten, k tó r y

*) O p o w ia d a n ie w y r ó ż n io n e n a k o n k u r s ie Z w ią z k u Z a w o d o w e g o L it e r a t ó w P o ls k ic h w K r a k o w ie .

M A L A R S T W O

H O N O R E D A U M IE R (1808 — 1879)

b ra ł u d z ia ł w zam achu, ja k o ten, k tó r y w ie 0 in n y c h , w ie od kogo i przez kogo przyszedł nakaz. N ie b y ło się co łu dzić, w te d y m u zgo­

tu ją in ne m ę ki, skuteczniejsze dla zła m an ia oporu, w y m y ś ln ie js z e , o k ru tn ie js z e n iż in ­ nym . Od jednego Jaśkowego słow a zależy, b y N ie m c y p rz e s ta li męczyć niew ied zących 1 d o s ta li w ręce jego, sprawcę, jego — ska ­ zańca.

O delga w b ił k u ła k i w w y s c h n ię te usta.

B okiem , c h y łk ie m s p o jrz a ł znó w na Bielę.

Od tam tego, leżącego o dwa, tr z y k r o k i za­

le d w ie cia ła szedł na niego ja k b y p o d ry w a ­ ją c y prą d. N ie b y ło w id a ć tw a rz y B ie li. T rz y ­ m a ł ją u k r y tą na skrzyżo w a n ych rękach i ty lk o le k k i, p ra w ie n ie w y c z u w a ln y p o d­

m uch w ia tr u ro z d m u c h iw a ł b u jn e pasm a ja ­ snych ja k le n w łosów . Niesposób b y ło w y - m ia rk o w a ć . co ta m te n m y ś li, co zamierza.

Jak ż y w y sta n ą ł przed oczam i O de lgi ter.

w ieczór, k ie d y szli po społu z Jaśkiem d ro ­ gą na R u d n ik i na jego k a w a le rs k ą p o h u la n ­ kę. Ten p rz e k lę ty w ie c z ó r jego, F ra n k o w e j słabości. Teraz ju ż ła tw o b y ło osądzić, że to m y ś l o W eronce do cna go w te d y po zba w iła rozum u, że go do te j g łu p o ty p o p c h n ą ł ból, któ re g o się w y z b y ć n ie u m ia ł, k t ó r y n im do re szty o w ła d n ą ł, gd y id ąc p rz y B ie li drogą przez wieś, szedł w ra z drogą do je j, W e ro n ­ ki,- ostatecznego u trace nia. Boć to przecież w te d y , za dzień, W e ro n ka m ia ła stać się J a ­ śkow ą żoną, m ia ła się hu cznie spro w a dzić do Ja śko w e j cha łu py, lec pod Jaśkow ą p ie ­ rzyną.

A n o cóż! W e ro n ka b y ła dziew czyna ja k się p a trz y , gospodarska córka, je dyn aczka. D zie­

sięć m o rg ó w i c h a łu p a ja k pałac, za wodą, a i te g ru n ta , co je j po ciotce z B rzezia p rz y ­ padały, Że się czasowo g n io tła ze s ta ry m i w je d n e j izb ie u Paczuchy, to przecie ty lk o dlatego, że N ie m c y ic h dom na k w a te rę dla p o s te ru n k u z a b ra li. A le po w o jn ie , ho, ho, będzie z n ie j pierw sza w e w s i gospodyni.

A on co? M ó rg ta k ie j zie m i, że i na k a m ie n iu prę dze j ob rod zi, chuda szkapa w s ta jn i i t y ­ le. A że m u się w ła ś n ie te j W e ro n k i ja k n i­

czego na św iecie zachciew ało, to ju ż b y ła ty lk o jego w łasna, chłopska głup ota. I ty lk o jego g łu p o ta była, że u w ie rz y ł, ja k o b y się je j le p ie j od in n y c h w id z ia ł, po ty c h d w u czy trzech no ckach w iosen nych , k ie d y z n im na sia nie w y le g iw a ła , cała ąż spocona od m i­

ło s n y c h uścisków . W id z ia ł się on je j może i le p ie j, o b e rw a n ie c i włóczęga, od stateczne­

go gospodarskiego syna, w id z ia ł się le p ie j,

F R A N C U S K I E

Powstanie

je n o nie do ślubu. N ie b y ła ona g łu p ią , ta W eronka. Porządne, m u ro w a n e obejście u te ­ go Jaśka B ie li, w a rs z ta t ja k m a ła fa b ry k a , a i u b ra n ie m iastow e, brązow e w k r a tk ę i k a s z k ie t n o w iu te ń k i, na b a k ie r c z u p ry n y prz y o d z ia n y . Będzie se pa ni.

To w te d y zazdrość z a k o tło w a ła w sercu, z a d ła w iła rozsądek i chociaż z ty m Jaśkiem b y li sąsiedzi, choć od m ałego razem g a n ia li, w m ieście b y w a li po społu a i teraz, z n a ­ w y k u chyba, jeszcze się tro c h ę trz y m a li k u ­ py, zachciało się F ra n k o w i czymś ta m te m u zaim ponow ać, coś w ażkiego p rz e c iw s ta w ić jego pow odzeniu, jego ośm iom org ow ej gospo­

darce, jego u b ra n iu w niebieską k ra tk ę , K to go w i, może on go i na k p in y ty lk o na to wesele zap rosił, b y się sobie sam em u jeszcze w ię k s z y m w y d a ć p rz y jego, F ra n k a , m ałości.

A o t i pokazać m u, cholerze, że n ie ta k a ta małość, że nie ta k i on, ja k b y się zdało, n ie ­ w a ż n y i byle kto.

B y łb y jeszcze s trz y m a ł, z b y t św iadom , do czego m o g ły b y do pro w ad zić ta k ie p rz e c h w a ł­

k i, b y łb y p a ry z gęby n ie pu ścił, ale tęgo w ieczora w szystko o b ró c iło się p rz e c iw n ie ­ m u. Za wodą, k rz e p k o osadzone w ziem i, ś w ie ciło w księ życu obejście W e ro n k i, teraz zajęte przez żandarm ów . M im o w o li obaj p rzysta n ę li.

— Ładn e w iano, co? — odezw ał się B ie la , o g a rn ia ją c zagrodę ro z m iło w a n y m i oczami.

F ra n k a aż ścisnęło za serce. Już m ie li ruszyć d a le j, k ie d y zab łysło ś w ia tło u K ró la i przez nieo sło n ię tą niczym szybę zobaczyli w yso ką postać w g ra n a to w y m , p o lic y jn y m m undurze, z w y p ię ty m do przodu, w y p a s io n y m na n ie ­ m ie c k im m aśle i p o ls k ie j k rz y w d z ie b rz u ­ chem.

Złość za la ła k r w ią mózg O delgi. Złość na k ra tk o w a n e u b ra n ie Jaśka, na jego b u tn ą m inę, na tę cholerę W eron kę z o k rą g ły m ja k u m ło d e j k la c z y ty łk ie m ' i tę spacerującą w o ś w ie tlo n y m o k n ie po lską ś w in ię na n ie ­ m ie c k ic h usługach. Chodzi se i n a w e t okna n ie p rz e s ło n ił, zaraza, a od w s io w y c h lu d z i za n a jm n ie js z ą szparkę, za p ro m y k ś w ia tła przez d z iu rę w papierze k a r y pobiera. A ju ż do b ied nie jszych , n a jb ie d n ie js z y c h ch ło p ó w to m a szczególne upodobanie. Z gęby im p ie ­ niądze w y d z ie ra , k ry m in a łe m straszy, re w o l­

w e re m nad g ło w a m i w yg raża . K o tło w a ła się w Odeldze złość, cisnęła do g a rd ła k w a ś n y m fe rm e n te m o b e lż y w y c h słów . Jeszcze b y łb y się w s trz y m a ł od gadania, b y łb y w ściekłość w sobie zd u sił, lecz nagle w sp o m n ia ł, ja k to Jasiek na fa b ry c e z in ż y n ie re m ra jc o w a ł, w ó d k ę z n im i z K ró le m niera z w skle pie spółdzielczym p ija ł, a potem z fa b r y k i ob- s ta lu n k i co lepsze na rob otę do staw a ł z k rz y w d ą dla in n y c h c h a łu p n ik ó w . A z p o li­

cja n te m w ha n d e le k się z ab aw iał, ja k o ze droga b y ła na jp e w n ie jsza . W p lą ta ły się te w s p o m in k i w m y ś li ja k o sta tn ia k ro p la go­

ry c z y i p rz e w a ż y ły szalę w y trz y m a ło ś c i.

— Chodzi se, tuczony pies — szepnął za­

cie kle — n ie c h se chodzi, n ie d łu g o ju ż jego chodzenia!

— T y co, F ra n e k ! — p rz e ra z ił się B ie la 1 aż p rz y s ta n ą ł w w y s re b rz o n y m m ro k u dro gi.

— A n o nic, ta k se ino m ów ię, co myślę...

— Do resztyś z d u m ia ł, czy co? — o b u rz y ł się tam ten . — N iech je m u ty lk o jeden w łos z g ło w y spadnie, to N ie m c y całą w ieś w y tłu - ką. Zresztą, co on w in ie n ? Na służbie jest, to i co m a rob ić? On jeden, a ty c h zie lon ych ilu , no?

— G łu p s tw byś n ie ga da ł! — o d w a rk n ą ł Odelga. — K a n a lia je s t i będzie w is ia ł ja k w s z y s tk ie k a n a lie .

— L u d z ie ! Czyście w y rozu m p o tra c ili? — z a ją k n ą ł się B ie la . — Toż dopiero ćo w M a ­ cie jów ce pięćd ziesięciu chłopa poszło za je d ­ nego niem ie ckie go żandarm a, a w y ta k ie sa­

m o nieszczęście na w ieś chcecie spro w a dzić!

— A może nie, co? L e p ie j cicho siedzieć, na w s z y s tk ie ś w iń s tw a do w o li im pozw alać, b y lu d z ie n a w e t za p o m n ie li, że są co w ię c e j n iż b y d lę ta ! W am in o ważne, b y się najeść i w ysp ać spo kojnie , a resztę szlag może tr a ­ fić , n ie wasza rzecz, p ra w d a?

— Toż n ie m ó w ię — żachnął się B ie la — ale przecie n ie czas i nie pora po tem u. Jak się chce N iem ca bić, trz a m ieć siłę, ja k nie je m u ró w n ą , to choć taką, b y coś ze s k u tk ie m z ro b ić b y ło m ożna, a n ie ty lk o nieszczęście na lu d z i sprowadzać, a sam ym do lasu ucie­

kać. T yś w id z ę t a k i sam m ą d ry , pew nieś się z n im i zw ą ch a ł na w łasną i cudzą .zatratę.

O j. będziecie w y jeszcze przede w s ią za k rz y w d y odpow iadać, będziecie!

— S tu l p y s k ! —' r z u c ił się Odelga. — N ie w iadom o, k to w iększą k rz y w d ę n a ro d o w i r o ­ bi, ta k i, co S zw abów rż n ie z na raże nie m w ła ­ snego życia, choć i s iły dostatecznej i o p a r­

cia n ie m a, czy ta k i, co się na h a n d lu z n im i bogaci i w ó d k ę chleje...

B ie la skoczył ja k oparzony.

— K to z N ie m c a m i p ił? Może ja ?!

— A pew no, że t y — o d p o w ie d z ia ł F ra n e k z fleg m ą i zaraz się nieco odsunął, bo ta m ­ ten aż p rz y s ta n ą ł na drodze i s k u rc z y ł się w sobie ja k do skoku.

— K r ó l nie je s t żaden N iem iec! — w rz a ­ snął, aż się echo po niosło po s tro m y c h zbo­

czach p rz y s ió łk a .

— A pew no, in o jeszcze gorsza k a n a lia . N iem iec, to jeszcze w y ro z u m ie ć m ożna. A l«

żeby ta k a po lska Ś w inia s w o je j w ła s n e j, o jc o w s k ie j w s i n ie prze pu ściła , żeby w ła s n y c h b ra c i ro d zo n ych na śm ie rć s ka zyw a ła ! A przez kogo z a b ra li H e lę ze sklepu? A k to doniósł,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Każdy, kto chociaż trochę zna topografię Warszawy zdaje sobie sprawę, że ’gdyby nawet zdarzyło się kiedyś runięcie Zamku, to n ik t z przechodniów nie

W białym ogrodzie maluj owoce, przez biały ogród zamieć przenieś, w białym ogrodzie jabłoń łopoce, o biały na głowę wótam wieniec.. Z podniebnej białej

tę książkę musi zresztą już wypychać w świat bibliotekarz, który zna się na rzeczy. Przykłady powyższe zmierzają do stwierdzenia faktu, że książki bez

Oczywiście można było się ustrzec tego błędu, gdyby libretto, już po napisaniu muzyki, raz jeszcze wró­. ciło do opracowania

Jako muzyk sesyjny nagrał kilkadziesiąt płyt (m.in. takich wykonaw- ców, jak Edyta Górniak, Na- talia Kukulska, Anna Maria Jopek, Justyna Steczkowska, Zbigniew

Zasm arkane dzieci przez cały dzień b iją się w zajem nie.. Teraz je st koniec psiej

Wracając jednak do PiS – inspirujące jest pytanie, czy w programie partii uznaje się, że wszyscy mają prawo do opieki zdrowotnej, jak literalnie brzmi art.. 68 konstytucji i

Szkoła Podstawowa w Boguszynie.