• Nie Znaleziono Wyników

Panna Mimosenduft szaleje czyli tuwimisizm

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Panna Mimosenduft szaleje czyli tuwimisizm"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

Ryszard Wierzbowski

Panna Mimosenduft szaleje czyli

tuwimisizm

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 6 (30), 135-143

(2)

135 R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B IO R Y

dził zasadniczą nowość typow ą dla in te rp re ta c ji rom anty cznej: pod­ sta w ą odbioru dzieła s ta ją się w rodzone predyspozycje czytelnika, tak ie ja k in tuicja, słuch literacki, w rażliw ość em ocjonalno-este- tyczna.

A utork a m ówi o dążności M ochnackiego do stw orzenia system u i pro g ram u nowej k ry ty k i. Z całą świadom ością odżegnyw ał się od tego! Je d n ą z cech ch ara k te ry sty c z n y c h nie tylko k ry ty k i M och­ nackiego, lecz całej polskiej działalności kry ty czn ej tego okresu było odcinanie się od tw orzenia jakichkolw iek reg u ł i system ów — w y ją te k stanow i tu jed y n ie postaw a M. G rabowskiego. Jeśli M och­ nacki stw o rzył jak iś system , to w yłącznie poprzez negację, w toku polem iki; polem iki, k tó rej inicjow anie uznaw ał za jedno z głów ­ n ych zadań k ry ty k a . D latego też w y d aje się niestosow na uw aga au to rki, iż spotyka się u niego p rzero sty akcentów polem icznych n ad rze teln ą an alizą dzieła. Nie w alczył rów nież M ochnacki — jak tw ierdzi K rzem ień-O jak — o łatw y k o n ta k t publiczności z poezją narodow ą, to inn i ów cześni k ry ty c y (np. B rodziński czy Sierociński) w ysuw ali tego ty p u p o stu la ty i w cielali je w życie, szeroko kom en­ tu ją c recenzow ane u tw o ry; M ochnacki — nie! Na odw rót: był zago­ rzałym przeciw nikiem takiej postaw y, staw iał w ysokie w ym agania i k ryty k om , i publiczności, to on w ołał w rozpraw ie O literaturze, że koniecznie p otrzebna je s t „szkoła” , nie dla poetów — dla k ry ­ tyków i czytelników w łaśnie, aby um ożliw ić im świadom e uczest­ nictwo w górn ych rejo n a ch poetyckiej im aginacji.

Książka K rzem ień -O jak m a u k ład p rz e jrz y sty i konsekw entny, spój­ ny. Szkoda tylko, iż b rak w niej w y razisty ch zakończeń podsum o­ w ujących głów ne w nioski, rozproszone są one po całym tekście — ważne obok m niej istotnych; nie h ie ra rc h izu je ich au to rk a. Na p rzy ­ kład stw ierdzenia o now ych ten d en cjach w rozum ieniu u tw o ru z n a j­ dują się w bezpośrednim sąsiedztw ie i tak samo są p otrakto w ane jak banalne ju ż zdania o odrzuceniu przez rom an ty k ów regu ł poety­ ki klasycystycznej (s. 164— 165).

Irena Kitow iczow a

Panna Mimosenduft szaleje

czyli tuwimisizm

1

M onika W arn eń sk a w e w stępie do W a rsztatu

Czarodzieja (W ydaw nictw o Łódzkie 1975) w yznaje, że ta jej książka

(3)

poety. Z p rzetrw ałą egzaltacją w spom ina, ja k przed w o jn ą w ysłała m u do oceny swe w łasne p ró b y poetyckie, jak z uw ielbien iem pod­ p a try w a ła go w 1947 r. p rzy książkow ym stoisku („Nie pam iętam , jak ie książki n a b y ł”), czy też — to ze szczególnym rozrzew nie­ niem — jak osobiście poznany ju ż przez nią pisarz poczęstow ał się fry tk a m i z jej talerza w stołów ce litera tó w w 1953 r. i co p rzy tej okazji powiedział.

Otóż Tuw im , choć w ciągu całego przedw ojennego okresu niew y­ brednie atak o w any z różnych stro n (a z jednej zwłaszcza) mógł być i był specjalnie czuły na w szelkie okazyw ane m u w zględy i p rzy jazn e uczucia — p o tra fił m im o w szystko z trzeźw ą ironią re a ­ gować na niezależne od ty ch a tak ó w p rzejaw y tra k to w a n ia go jako idola („«m istrzujących» nienaw idzę” pisał) przez w ielbicieli a czasem snobów rozm aitego w ieku, w ykształcenia, rodow odu socjalnego oraz płci. T rudno powiedzieć, czy było w ty m tylko zniecierpliw ienie w ścibstw em , czy rów nież doza kokieterii, jeszcze dodatkow o w zm a­ gająca popularność. W każdym razie pozostały liczne ślad y tak ich d rw in przede w szystkim w u tw o rach Ja rm a rk u r y m ó w — a jed n a k M. W arneńska m im o ow ych ostrzegaw czych znaków raz po raz, ja k w idzim y i jeszcze zobaczym y, p a k u je się w e w szystkie te w il­ cze doły, nieopatrznie id en ty fik u jąc się w oczach czytelnika z po­ staciam i sa ty r Tuw im a, ja k choćby z b o h a te rk ą szyderczego w iersza

Pierw sza kolacja w pensjonacie:

Panna M imosenduft żarłocznie Świdruje wzrokiem tytuł książki Na moim stole. Wreszcie szepcze Do pana Pinkla: „Klub Picw ica”. Wielką sensację w towarzystw ie (Sensację i rozczarowanie)

Budzą me skromne słowa: „Proszę Jeszcze kawałek chleba z m asłem ”. Panna M imosenduft szaleje:

„Co on powiedział? Co powiedział?” Pinkel z uśmiechem pobłażliwym Powtarza: „On chce chleba z m asłem ”.

Z

j Z p o p u laryzacją w dziedzinie h u m an isty k i nie je s t wciąż n ajlep iej i z w ytw orzonej ty m sam ym sw oistej k o n iu n k ­ tu ry dla prow izorki i niew iedzy k o rzy sta na ry n k u w ydaw niczym twórczość k ilk u n a stu p ań i panów pozorujących, że u p raw ia ją m. in. historyczny bądź h isto ry czno literack i esej, szkic info rm acy jn y , ga­

(4)

137 R O Z T R Z Ą S A N I A I R O Z B IO R Y

w ędę. Ale n a w e t samo to pozorow anie byw a zazw yczaj znacznie sta ra n n ie jsz e niż w w y p ad k u a u to rk i tom u o Tuw im ie. O tw arcie w y ja w ia ona, że obrała postaw ienie sp raw y pozw alające z góry pisać o w szystkim i o niczym : nie sprecyzow aną i wobec takiego niesprecyzo w an ia nie dającą się ogarnąć k w estię „jak tw orzył p i­ s a rz ? ” . Zam igotała też obiecującą rek la m ą „ukazania n iek tó ry ch ta jn ik ó w p isa rstw a ” T uw im a. W yw indow ała się tym wysoko, n a k a te d rę , czytelników zaś usadziła w ław kach. N apom knęła o sw ych, a jakże, szkicach literack ich i książkach, zapew niła: „drąży łam arc h iw a i b ib liotek i” . Tu się zresztą kończy obłuda, a zaczyna jaw n a niep raw d a. K siążka nie odkry w a żadnych tajników ; an i w całości, a n i w obrębie żadnego rozdziału nie m a c h a ra k te ru szkicu litera c k ie ­ go (term in ten, choć elastyczny, coś przecież znaczy); jakiegokol­ w iek drążen ia archiw ów i bibliotek też nie było. C zytelnik już n a w stępie został — m ów iąc n a jd e lik a tn ie j — w prow adzony w błąd. D ostrzegłszy może ryzykow ność ty ch frazesów , W arneńska dodała w spaniałom yślnie, że napisanie biografii T uw im a i analizy jego tw órczości pozostaw ia „zaw odow ym histo ry k om lite ra tu ry i k r y ty ­ k o m ” . D oraźnie jed n a k obarczyła ich obow iązkiem znacznie b ardziej p rzy k ry m : m uszą ro zpatrzy ć i ocenić jej w łasne am atorskie dzieło i przestrzec przed nim p o ten cjaln y ch odbiorców, k tó ry ch k rąg p rze­ w idziany został dziesięciotysięcznym n ak ładem znacznie szerzej niż dzieje się w p rzy p ad k u książek fachow ych z zakresu lite ra tu ry (dość spraw dzić n ak ład w ydanej w ty m sam ym roku p racy Jad w igi Saw ickiej o T uw im ow skiej „filozofii słow a”). A zgodzim y się, że odpow iedzialność au to rsk a pow inna raczej proporcjonalnie do n a k ła ­ du rosnąć, a nie m aleć.

3

P raw d ziw y ch czynników s tru k tu ry sw ojej książki: budulca, narzędzi, m etod, M. W arneńska nie przedstaw ia.

W arsztat Czarodzieja p raw ie cały został sp rep aro w an y — bo fa ł­

szyw e byłoby określenie „ n ap isan y ” — przy pom ocy nożyc i kleju. A teksty, k tó re w eszły w sk ład zlepka („Rozkładaj zlepki św iata/ na rzeczy czyste i p ierw sze” — też Tuw im ), są bez najm niejszego w y ją tk u nie tek stam i arch iw aln y m i, ale już d rukow anym i, w w ielu p rzypadkach — k ilk ak ro tn ie. Oto przybliżona p roporcja w łasności tek stu pierw szych stu stro n ic książki: scalone przytoczenia — 70 stro n (40 z u tw o ró w i w spom nień sam ego Tuw im a, 30 ze w spom nień jego siostry, k u zy n k i i k ilk u n a stu in n y ch osób), te k st zaś w yg ląd a­ jący (bo i to okaże się pozorem ) na au to rsk i — 30 stron. W ykorzy­ stan e źródła to przede w szystkim kom en tarze do D zieł Tuw im a — z t. 3 (Ja rm a rk ry m ó w , p rzypisy W itolda G iełżyńskiego i Janu sza

(5)

Stradeckiego) i z t. 5 (Pism a prozą w opracow aniu tego ostatniego), zbiór W spom nienia o Julianie T u w im ie pięćdziesięciorga autorów (w raz z w ielu cytow anym i listam i pisarza i obszernym kalendarium ), następ n ie bibliografia Ju lia n T u w im J. S tradeckiego z bogatym i adn otacjam i o genezie i recep cji poszczególnych u tw o ró w oraz re ­ je stre m p rac o Tuw im ie, a także późniejszy P rzew o d n ik tego samego au to ra, przynoszący prócg dopełnień dziesięciostronicow y życiorys (w znacznej m ierze szk ielet książki W arneńskiej), w reszcie listy i m ate ria ły dru ko w an e w czasopism ach, łatw e do odnalezienia, bo corocznie ew idencjonow ane w P olskiej bibliografii litera ckiej (m. in. listy do O. Langego i do siostry, ogłoszone w „P o lity ce” , czy cha­ ra k te ry sty k i działalności te a tra ln e j — w „D ialogu”).

T ym i czaram i z w a rsztatem p. W. przed czytelnikam i się nie puszy. 4

Spośród zapow iedzianych m ateriałó w w książce b rak nie tylko archiw aliów . W iadom ości zeb rane rzekom o od bli­ skich Tuw im a okazują się podobnym m irażem . Jeśli w yw iad y takie by ły n a w e t przeprow adzone — w y n ik ich je s t zerow y. (Piszę o tym , poniew aż zapew nieniem „rozpy ty w ałam ludzi...” au to rce udało się zwieść n iek tó ry ch recenzentów , pod w pływ em tej sugestii stw ie r­ dzających, że W arneńska uzyskała od różnych osób cenne in fo rm a­ cje — zob. łódzki „Głos R obotniczy” z 2 IX 75 r.). W iadom ości zak raw ające na zebrane „żyw o” m ieszczą się w książce liczącej blisko 400 stro n na jed n ej, 362 stronicy: „— J a k T uw im pisał? — B ył niezw ykle praco w ity — odpow iedziała m i na to p y tan ie H alina Kosskow a, k tó ra od ro k u 1946 aż do zgonu poety n iep rzerw anie pełniła fu n k cję jego s e k re ta rk i” . (Cóż m iała odpowiedzieć, skoro sw e nienagannie k u ltu ra ln e w spom nienia o chlebodaw cy — m ogące pod tym w zględem stanow ić w zór dla s e k re ta re k innych zm arły ch pisarzy — wcześniej ju ż spisała i ogłosiła, p. W. zaś w cieliła z n ich do swej książki niem ało). D rugi in terlo k u to r, m agazynier B iblioteki U n iw ersy tetu W arszaw skiego, w yznał: „W ypożyczało m u się w ięcej, bo książki p raw ie połykał. M iałem do niego zaufanie i choć to nie wolno, w y pisyw ałem rew e rsy dla niego na sw oją k a rtę ...” .

W arneńska podaje n u m er k a rty Tuw im a w tej bibliotece: 03459. N um erów przysłow iow ych kw itów z p raln i nie podaje.

5

W większości w ypadków kom pilacja W a rn e ń ­ skiej h o n o ru je p raw a rzeczyw istych au to ró w do ich w łasny ch te k ­ stów — lu b u je się w szak w cytow aniu jako podstaw ow ej m etodzie

(6)

tw órczej. Z darza się jednak, że owe p raw a n arusza. T ak je st z licz­ n y m i notam i Stradeckiego, zwłaszcza dotyczącym i łódzkiego dzie­ ciń stw a T uw im a (realiów m iejskich i rodzinnych), le k tu r dziecię­ cych i zbieranych później przez poetę książek czy polem ik p ro w a­ dzonych przez T uw im a i przeciw niem u. (Oto d ok u m entujące ze sta ­ w ienie: W a rszta t, s. 12, 15, 16, 18, 23, 25, 30, 33, 142, 144, 153, 154, 160, — odpow iednio D zieł t. III, s. 624, t. V, s. 736, 738, 729, 742, 747, 746, 788, B ibliografii, s. 107, 208 i D zieł t. V, s. 777. Dopie­ ro gdzieś na s. 145 i 170 w spom niany zostaje S trad eck i jako — p a ra d n e — „bio g raf s k ru p u la tn y i d ok ład n y ” . A niepokw itow ane pożyczki tra fia ją się n ad al — np. s. 205 por. z B ibliografii, s. 301 i D zieł t. V, s. 795). T ekst a u to rsk i dw óch pierw szych rozdziałów z w yliczonych w przyb liżen iu 33°/o zm niejsza się więc do ok. 20°/o. N atom iast w dalszych p a rtia c h tom u zm ienia się to o tyle, że o lbrzy ­ m ie fra g m en ty w spom nień i listów n iem al zastęp u ją te k st auto rki, rolę jej sprow adzając do redagow ania w y bo ru — co nie byłoby w efekcie najgorsze, g dyby nie kłóciło się z k a rtą ty tu ło w ą książki. Je j sy g n atariu szk a nie k rę p u je się tym , podobnie ja k bez żenady w tłacza do niej cudze sform ułow ania i cudzy tru d . C ytu je p rzy tym jak b y nigdy nic (tyle, że z czterem a błędam i) dobitną Tuw im ow ską stro fę o „...miłości p ien iąd za” .

6

Z dum iew a, że o T uw im ie sp ro k u ro w an a zosta­ ła książka tak k adzidlana, a jednocześnie tak dogłębnie wobec niego obojętna. Nie zauw aża ona w ogóle odbioru jego dzieł w k ry ty c e , program ach, p rak ty c e w ydaw niczej, tw órczości literack iej i te a tra l­ nej ostatniego dw udziestolecia — in te resu je ją w yłącznie T uw im m artw y , ten, k tó ry odszedł, a nie żyw y, istn iejący we w łasnych

dziś czytanych u tw orach , a także w społecznym obiegu — aprobacie,

sprzeciw ie, k o n ty n u ac jac h św iadom ych i nieśw iadom ych. W koń­ cu — wolno i tak , toteż p o p rzestań m y na stw ierdzeniu, że na szczęś­ cie dla siebie nie dopuścił się podobnej m um ifikacji n ik t z zawodo­ w ych h isto ry k ó w lite ra tu ry czy k ry ty k ó w . W arneńska nie dopro­ wadza do dnia dzisiejszego żadnego w ątk u , n aw et spośród tych, które zdają się ją jako tako zajm ow ać — np. o a k c ji przeciw T u ­ wim owi za w iersz Do prostego człow ieka, k tó rą p o tra fi skonfron to­ wać z grub sza z w spółczesnym i k ry te ria m i (stosunek F rancuzów do w ojen indochińskiej i algierskiej, A m erykanów do w ietnam skiej), ale o k tó rej k u rio zaln y m p rzed łużen iu przed k ilk u la ty k aw ale- ryjsko-balonow ą szarżą nic nie pisze. Cóż mówić jed n ak o p ro ble­ m ach pochodnych, k ied y sam a poezja T uw im a potrak to w an a została jako w yłącznie ilu stra c ja do jego licznych eru d y cy jn y ch pasji i ubocznych kolek cjo nersk ich feblików . One w łaśnie ram ow o opla­

(7)

ta ją książkę i stanow ią osnowę całej jej m aterii, m ają być owym rzekom ym ty tu ło w y m w arsztatem , w k tó ry m ponadto nie rozróżnia się, co było czystą zabaw ą, co istotniejszą pożyw ką i dopełnieniem p isarstw a, co pracą dla zarobku, co w reszcie ucieczką w okresach niem ożności tw orzenia. Tych zresztą M. W arneńska nie dostrzega. Nie rozróżnia k alib ru am unicji, toteż żadna broń nie chce jej strz e ­ lać — chyba że n ab ita i w ycelow ana już przez innych. Sam a pisze dla prostaczków — bo pozostali w iedzą p rzy n ajm n iej tyle, ile i ona wie — i z tego czerpie w idać prześw iadczenie, że n ajlep iej, gdy nad w szystkim góruje rad o sn y szczebiot o fintifluszkach.

7

Lecz gdy ju ż pisze się dla m aluczkich, czyli p rzy jm u je m isję ich przew odnika — trzeba um ieć i chcieć coś im w ytłum aczyć. Choćby przez sięgnięcie za nich do encyklopedii i u p rzy stępn ien ie koniecznych objaśnień. Gdzie tam .

T uw im w liście do K arola Badeckiego pisze — czy tam y u W arn eń - skiej — że jako bibliofil chciałby być „B adeckim X X w iek u ” . K tórego zaś w ieku Badeckim b y ł rzeczyw isty Badecki i kim w ła­ ściwie był — to pozostaw ione ju ż je st w iedzy lub zaradności sam e­ go czytelnika. Ire n a T uw im w Ł ó d zkich porach roku, w spom nie­ niach o dzieciństw ie sw oim i b ra ta , k tó ry c h żaden Badecki ani S trad ecki jeszcze nie w ydał na nowo i nie skom entow ał, posługuje się om ów ieniem : „M ilionow y dom na C egielnianej odgryw ał w Ło­ dzi rolę jak gdyby królew skiego d w o ru ” . W arneńska zdanie to cy­ tuje, ale o czyj i jak i dom chodzi, nie faty g u je się w yjaśnić. A dres lecznicy w e te ry n a ry jn e j z rozsław ionym przez poetę posągiem konia na dachu, M ilsza 22 (dziś ul. K opernika), przep isany na s. 16 z po­ praw nego u stalen ia Stradeckiego, m a na s. 253 b łęd ny odpow iednik w w ojennym liście T uw im a (ul. P odleśna, a więc dzisiejsza Skło­ dow skiej) — czytelnikom , skoro ju ż w raz z książką m uszą w ch ła­ niać takie drugorzędne szczegóły ja k ów adres, należałoby się choć­ by zw rócenie uw agi na rozbieżność w obrębie tego sam ego tom u. Nie chodzi tu o niestaranność, praw da, że u rastającą, ja k się okaże dalej, do bezm iernego n iech lu jstw a. Chodzi o całkow ity b rak ja k ie j­ kolw iek dociekliwości n a swój i przede w szystkim czytelnika u ży­ tek. Dużo łatw iej za to daw ać m u do zrozum ienia, że je s t się osobą w ybornie poinform ow aną. W P a ry żu , w 1939 r. — „Tuw im ow ie za­ m ieszkali na ru e E d o u ard VII, u rodziców Izabeli Stachow icz, póź­ niejszej C zajki’7. (A Stachow icz niby w cześniejszej?) To zdanie-pió- ropusz (bez k tórego św ietnie by się obeszło, lu b k tó re m ogłoby kończyć się n ajn o rm aln iej „u rodziców I. C zajki-Stachow icz” , a po­ siadać za to re fe re n c ję źródłową) dosyć w y raźnie obnaża ową w y ­ śm iew aną przez Tuw im a skłonność i naszej żu rn alistk i, by „głośno

(8)

141 R O Z T R Z Ą S A N IA I R O Z B IO R Y

m ówić o w iadom ościach litera c k ic h ” — n a w e t gdy są to tylko w ia- dom ostki.

M am y tu do czynienia ze snobizm em i m inoderią, postaw am i, k tó re T uw im a zawsze m ierziły („W ięc m izdrzą się b e sty jk i” — przedrzeź­ niał w in n y m w ierszu), toteż specjalnie p rzy k ro go p ro fan u ją.

8

T uw im osiedlił się w W arszaw ie w cześniej niż w 1920 r. (s. 12). W ty tu le Z biegiem W isły i N oteci (s. 16) W isłę na s. 49 w y p iera W arta. Sklep T ho rn a w Łodzi na ro gu A ndrzeja i P ańskiej (Żeromskiego) znalazł się zarazem p rzy A n drzeja 13, o dwa p rzy sta n k i dalej. M atczyny p anieński „K ajet do w ierszy

A. K ru k o w sk ie j, r. 1866” nosił oczywiście d atę o 20 la t późniejszą.

„ S try j poety m ieszkał w P e te rsb u rg u i był znanym i cenionym k o m un istą” . P od okiem cara-batiuszki? Nie, w m ach inalny m p rze­ w artościow aniu. B ył po p ro stu ekonom istą.

M nożenie przem ilczeń cudzych: jed en z pierw szych dru ko w an ych w ierszy T uw im podpisał in icjałam i przyszłej żony: St. M. N aw et a rcy k om en tarze S tradeckiego, podające gdzie trzeb a nazw iska w ujów Stefan ii T uw im ow ej, jed n ej z rozm ów czyń p. W., tab u tego rozw ią­ zania nie przek raczają. (Jej panieńskie nazw isko, nie brzm iące lepiej czy gorzej niż np. W ereszczaka lub Gonczarow , fig u ru je ch ^ba tylko w encyklopediach am ery k ań sk ich , odnoszących się ze specjaln ym pietyzm em do w szelkich rodzinnych w ięzów i pow inow actw ). Inform acje T uw im a o pozostaniu przez niego w VI klasie i o n a ro ­ dzeniu się pom ysłu Piotra Płaksina przytoczone są bezkrytycznie, bez k o n fro n tacji z in n y m i jego i siostry w spom nieniam i. S tw ierd ze­ nie, że T uw im „Le bateau ivre, sły n n y S ta te k p ija n y R im bauda (ach, to pisanie „dla lu d u ” !) um iał n a pam ięć i recy to w ał go z o ry ­ ginału (ah! cette langue polonaise!...) ja k z n u t” znacznie w y o lb rzy ­ m ia sw ą pew nością i a fe k ta c ją to, co bez żadnej em fazy zapisuje Irena Tuw im .

„Sym pozjon” S ta ffa nie by ł serią „w yciągów z dzieł” . W yciągi — to specjalność au to rk i.

9

Pom ieszane b y w ają osoby i im iona osób z k rę ­ gu znajom ych T uw im a — uczonych (prof. K arola E streich era — w nuka, a nie syna w ielkiego bibliografa, prof. Słuszkiew icza — Eugeniusza, a nie E dw arda). „ T e atr swój w idział zab aw ny ” — tym ty tu łe m rozdziału W arneńska im putow ała Tuw im ow i jed n ak dla niego p rzyciasną d o k try n ę te a tra ln ą Jerzego Ju ra n d o ta . W pod­

(9)

rozdziale „Uderzono w w ielkie dzw ono” (ten ty tu ł w inien by ł brzm ieć dla a u to rk i ja k m em ento) m ate ria ł został zaczerpnięty z drugiej ręki, choć był do dyspozycji z p ierw szej, Tuw im ow skiej, toteż cy taty są niedokładne. R ekord in erc ji w p rzepisyw an iu ze Stradeckiego bije p rezen tacja k a b a re tu „Q ui P ro Q uo” — choć tylo­ k ro tn ie i różnie opisyw any, było rów nież z b y t ciężko przedstaw ić go w łasn y m i słowami. Być może jednak, że z dw ojga złego takie w łaś­ nie postępow anie je s t lepsze. G dy bow iem W arneńska zdobyw a się na ry zy k o sam odzielnego fo rm ułow ania k o n k retn y c h wiadomości (których przekazyw anie je st je d y n y m uzasadnieniem książki, nie m ogącej pełnić innej ro li niż popularyzatorsko-zapoznaw cza), to trzy m ając w rę k u rzeczow e p opraw ne opracow anie, w szystko z nie­ go w pośpiechu czy ro ztarg n ien iu przeinacza. N a p rz y k ła d in fo rm u­ jąc o saty ry czn y ch szopkach, nieznaną (bo tylko zapow iedzianą ogłoszeniem w 1924 r.) określa jako „pierw szą im prezę tego ty p u ” , gdy w idom ie w cześniejszej P ierw szej szopce w arsza w skiej 1922, noszącej taki w łaśnie ty tu ł, tw orzy go m y lnie ze zbiorow ego pseu­ donim u trzech au to ró w „Pikador, jego koń i jeszcze jed no zw ierzę” , z k tó ry c h Lechonia i Słonim skiego usuw a w cień, ich w spółudział zaś m yli znow u gdzie indziej (Lechoń, a nie Słonim ski, był w spół­ au to rem szopki 1931 r.). A w szystko to Bibliografia S tradeckiego podaje jak na dłoni — zwięźle i jasno.

W iadomość o pierw szych piosenkach T uw im a podał on sam, a nie S trad eck i, jak w tym w y pad k u chce a u to rk a . W śród nich była „w rok u 1918 (...) piosenka O k u p pan to! śpiew ana przez m łodą wówczas L ucynę M essal” — rzecz w zględna, M essalka m iała w ted y 32 lata. Na s. 182 m ow a o „trzytom ow ej T uw im ow skiej antologii zapom nianych poetów dziew iętnastow iecznych” . Nie m a oczywiście takiej antologii. N agrody m. Łodzi T uw im otrzym ał w odstępie — ja k ju ż chce się liczyć (s. 190) — nie jed en astu , a dw udziestu jed en lat.

Roi się od nieuzasadnionych pow tórzeń (np. s. 28 i 374, 42 i 188, 98 i 113, 190 i 394...), nie b rak błędów w cytow aniu utw o rów (s. 110, 210, 179 — dlaczego H itler m iał m ieć nos „żeński” ? M ógł m ieć „g reck i” lub „p ań sk i” , odpow iednio do ry m u , rek o n stru k c ji K azi­ m ierza K rukow skiego należy się tu o p eracja plastyczna).

Ale nie znaczy to w cale, że g dyby do książki dołączone zostały sko­ rygow ane w w ykazie (dłuuuuugim ...) e rra ty , podniosłoby to w czym ­ kolw iek jej w artość. I ta k dałyb y przede w szystkim m iarę i dow ód jej nienapisania, n ieprzem yślenia, nieprzeżycia.

10

Bo poza zlepkiem tek stó w cudzych tkw i w ge­ nezie książki także zlepek m izern y ch tek stó w w łasnych a u to rk i, zro­ dzonych przed la ty z p o trzeb y chw ili, pisanych do n iedzielnych w y ­

(10)

143 R O Z T R Z Ą S A N IA I R O Z B IO R Y

d a ń czy dodatków gazet, a raz — w łaśnie pt. W a rsztat Czarodzieja (o Tuw im ow skim księgozbiorze z A nina, przeniesionym dziś do M u­ zeum L ite ratu ry na starom iejskim R ynku) — dla „P ro blem ó w ” . A drążone archiw a? I ten „ ta jn ik p isa rstw a ” M. W arneńskiej daje się jakoś rozwiązać. Jed y n y m arch iw um , z jakiego rzeczyw iście k o rzystała, je st — jak w ynika z książki (s. 383) — a rc h iw u m w y ­

c in k ó w prasowych o Tuw im ie, zbierane w bibliotece ZLP. Bardzo

szacow ne archiw um i p rzy d atn e, tylko na ogół takiego arch iw u m nie d rąży się, a przegląda. Tak z zastosow aniem dziennikarskiej ta ry fy zniżkowej (rzeteln i dziennikarze nie obrażą się za ten zw rot, bo z niej nie ko rzy stają, lecz tak w idom em u jej istnieniu przecież nie zaprzeczą) n arodził się stw ó r w m am iony W y daw n ictw u Łódz­ kiem u.

N iew iele lepiej było przed p a ru la ty z książką tejże a u to rk i o R ey­ m oncie, M edium piszące. H isto ry k lite ra tu ry , znaw ca zagadnień reym ontow skich odrzucił ją w w ew n ętrzn ej recenzji w ydaw niczej. I w krótce zobaczył ją, ju ż w y d ru k o w an ą, w w itry n ie k sięgarskiej. W idocznie można pisyw ać antyko lo n izato rsk ie repo rtaże, a dla swego w łasnego pożytku b ezkarnie up raw iać (ą uo u są u e?) literack ie kon- kw istadorstw o na szeroką skalę.

Cóż, gdyby Ju lia n T uw im mógł był przew idzieć p rzed la ty uboczny re z u lta t lekkom yślnego dopuszczenia do stołów kow ych konfidencji z sobą, zapew ne przerażony nie p rze łk n ąłb y an i jed nej fry tk i z ta ­ lerza M. W arneńskiej w lokalu na K rak o w sk im Przedm ieściu.

K to wie jednak, czy i sam ten re z u lta t nie b y łb y zupełnie inny, gdyby w lokalu ty m u schyłku owego okresu nie przyzw yczajano początkujących litera tó w i lite ra te k do zbyt dobrej kuchni.

Cytaty

Powiązane dokumenty

3.112 b) za podkreślenie wzorów wszystkich właściwych substancji: HCl, CCl 4, NaOH, NaNO3, NaHCO3, CO2, CH3COOH, P 43.21 – za poprawne podanie związku, wzorów tworzących go jonów

Za: a) uzupełnienie tabeli: Barwa zawartości probówki II przed reakcją po reakcji pomarańczowa lub brunatna bezbarwna. 18.11 b) podanie zastosowania procesu w probówce

W og´olnym przypadku mo˙ze nie by´c jednak latwe okre´slenie takiej warto´sci, a jej niedoszacowanie grozi oczywi´scie pora˙zk a ֒ algorytmu i nieznalezieniem rozwi azania,

sieciowe protoko ly trasowania (routing ), takie jak OSPF, oraz znajdowanie drogi na mapie w nawigacjach GPS. W tych ostatnich zastosowaniach, ze wzgl edu na wielko´s´c grafu,

Relacje: wªasno±ci relacji binarnych, funkcje jako relacje, grafy i macierze relacji binarnych, relacje cz¦±ciowego porz¡dku, ele- menty ekstremalne, porz¡dek liniowy,

moduł rea| izowany W ramach programu poowoJnego.. moduł rea| izowany W ramach programu podwójnego lvnlomu.. min

10. Ile wynosi liczba chromatyczna grafu otrzymanego z K n przez a) usuni¸ecie jednej kraw¸edzi, b) usuni¸ecie dw´ och s¸ asiednich kraw¸edzi, c) usuni¸ecie dw´ och nies¸

Na ile sposob´ow mo˙zna podzieli´c 5 kanapek na 3 nierozr´o˙znialne talerze przy czy na ka˙zdym talerzu mo˙ze by´c dowolna liczba kanapek (w l¸acznie z zerem) oraz a) kanapki