Córka pro
ro k u jąca
str. 6
mm
Ł K L
ras?
m a r z e c - k w i e c i e ń 2 0 0 0 ( 5 7 8 - 5 7 9 ) rok LXXI
Prawda
Delikatnie prowadzona rozmowa nie oznacza pobłażliwości czy braku
rzeczowości. Słowa prawdy same w> sobie są brakiem kompromisu, często są bolesne. Ale leczą!
D ziesiątka w Biblii
str. 14
Leczyć d u sz ę i ciało
str. 10
j
W numerze
ISSN 0 2 0 9 - 0 1 2 0 INDEKS 3 5 4 6 2 W Y D A W C A
Instytut Wydawniczy AGAPE ul. Sienna 68/70, 00-825 Warszawa M IE SIĘ C Z N IK C h rz e ś c ija n in jest organem prasowym
Kościoła Zielonoświątkowego w Polsce R A D A P ro g r a m o w a
Micha! Hydzik Marian Suski Mieczysław Czajko Edward Czajko Kazimierz Sosulski ZESPÓŁ. R e d a k c y jn y
Kazimierz Sosulski - redaktor naczelny Edward Czajko - redaktor
Ludmiła Sosulska - redaktor Sebastian Niedźw iedziński - red. techn.
Monika Myszkal - redaktor graficzny A D R E S R e d ak cji
Miesięcznik Chrześcijanin ul. Sienna 68/70, 00-825 Warszawa teł. 022/6548296, faks 6204073 WEBsite: http://www.chn.kz.pl e-mail: agape@kz.pl K O N T O
Miesięcznik Chrześcijanin PKO BP V O/Warszawa 04-10201055-122831146 P R E N U M E R A T A
k ra jo w a - pojedyncza roczna - 30,00 zk półroczna - 15,00 zł: zbiorowa (od 5 egz.) roczna - 27,00 zk półroczna - 13,50 zł.
z a g ra n ic z n a - roczna: Czechy, Litwa.
- 12 USD; Europa Zach. - 18 USD;
Ameryka Pin. - 24 USD; Australia i Ameryka Płd. - 30 USD.
WYZNANIE WIARY KOŚCIOŁA ZIELONOŚW IĄTKOW EGO W POLSCE
W ierzym y,
że Pismo Św ięte - Biblia - jest Słow em Bożym, nieomylnym i natchnionym przez Ducha Świętego, i stanowi jedyną normę wiary i życia.
W ierzym y
w Boga w Trójcy Świętej jedynego, w osobach Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
W ierzym y
w Synostwo Boże Jezusa Chrystusa, poczętego z Ducha Świętego, narodzo
nego z Marii Dziewicy; w Jego śmierć na krzyżu za grzech świata i Jego zmar
twychwstanie w ciele; w Jego wniebo
wstąpienie i powtórne przyjście w chwale.
W ierzy m y
w pojednanie z Bogiem przez upamię- tanie i w iarę w ew angelię, w chrzest i Wieczerzę Pańską.
W ier zy m y
w chrzest Duchem Świętym, przeżywanie pełni Ducha i Jego darów.
W ier zy m y
w jeden Kościół, św ięty, powszechny i apostolski.
W ier zy m y
w uzdrowienie chorych jako znak łaski i mocy Bożej.
W ier zy m y
w zmartwychwstanie i życie wieczne.
OTWAS2CBE, A L E B E Z W A R Z U CAM IA Nie godzi się, by chrześcijanin milczał na temat czyjegoś złego zachowania tylko dlatego, Że nie chce się narazić i narobić sobie wrogów.
P A P IE R O W A T O R E B K A c z e g o m o ja córk a n a u c z y ła m n ie o m iło ści
D A W A Ć
IN N Y M N A D Z IE J Ę
Z działalności Chrześcijańskiego Ośrodka dla Osób Uzależnionych w Janowicach Wielkich
Kiedy pewnego razu jechał pociągiem, usłyszał w swoim
wnętrzu głos Ducha Świętego:
„Wróć teraz do środowiska, z którego cię wyrwałem
i powiedz tym ludziom, co dla ciebie uczyniłem”.
Słowo wstępne redaktora naczelnego
Prawda w miłości
Kazanie
Otwarcie, ale bez narzucania
Miniatury egzegetyczne
Córka prorokująca
Fundusz Porozmawiajmy
Duchowa wojna domowa
W ielkie postacie
Corrie Ten Boom Pytania
Biblia i teologia
Dziesiątka w Biblii
Wykład
Europejczyk w nowym milenium
Wywiad
Leczyć duszę i ciało
Świadectwo
Życie z Jezusem Papierowa torebka
Reportaż
Dawać innym nadzieję
Poznajmy się Ogłoszenia
Wiadomości z kraju i ze świata Chwila dla audiofila
Anointed - wciąż śpiewają i to jak!
Recenzja
A Słowo przyszło w mocy
2 C h rz e śc ija n in 3-4/2000
iłowo wstępne r e d a k t o r a naczelnego
^ 0
Nieraz zastanawiam się nad zachwytem Samarytanki, która pobiegła do swoich sąsiadów z wołaniem: „Chodźcie, zobaczcie człowieka, który powiedział mi wszystko, co uczyniłam!''. Do sąsiadów, przed którymi wcześniej się ukrywała! Bo też miała co ukrywać: przecież ten szósty mężczyzna w jej życiu też nie był jej mężem... A tego nie tolerowano nawet w Samarii. Przypuszczalnie żyła więc w zakłamaniu i wyobcowaniu. Zapewne doskwierała jej ta sytuacja i osądzało sumienie. Nie tak jak dzisiaj - mogłaby mówić o sobie bez żadnej żenady przed kame
rami TV. Czy jednak taka współczesna „Samarytanka"
jest szczęśliwsza niż tamta z pierwszego wieku?
Grzech to skomplikowana sprawa. Nie uważa się go za groźnego przeciwnika. Nie można go tak łatwo sperso- nifikować jak szatana czy sTnierć. Ale czy dlatego nie jest to przeciwnik tym bardziej niebezpieczny'? „Grzech czai się u twoich drzwi, chce do ciebie przylgnąć" - ostrzegał swego czasu Bóg Kaina. Stwórca wie, że pokusa wyrasta z tego, czego najbardziej w danej chwili pragnie człowiek. A jeśli to pragnienie lub sposób jego spełnienia niezgodne są z oczekiwaniami Boga wyrażonymi w Dekalogu, wtedy następuje przekroczenie prawa, zbocze
nie z drogi, chybienie celu i upadek. „Człowiek niszczy siebie pożądając rzeczy, które go zwodzą - pisze ap.
Paweł - dlatego zdejmijcie z siebie starego człowieka z poprzednim jego postępowaniem, odnówcie się w duchu waszego umysłu.. Zdejmijcie. Jakby chodziło o zdjęcie z grzbietu swojej marynarki. Przecież w sprawie grzechu człowiek nie jest w stanie sam sobie pomóc. Samarytanka nie spodziewała się tego dnia spotkać kogoś? kto ujawni jej grzech. Jak to się stało? Delikatnie prowadzona przez Jezusa rozmowa pozwoliła jej sobie uświadomić, że jest przestępczynią przede wszystkim wobec Boga i jego pra
wa. Zareagowała zgodnie z Bożym standardem: przyz
nała się do grzechu i okazała gotowość zmiany postępowania.
Delikatnie prowadzona rozmowa nie oznacza pobłażliwości czy braku rzeczowości. Słowa prawdy same w sobie są brakiem kompromisu, często są bolesne.
Ale leczą! Pamiętam jak sam doświadczyłem czegoś takiego po raz pierwszy. Jakieś 30 łat temu tuż po Wielkanocy mieliśmy w Warszawie jednodniowe spotkanie pracowników młodzieżowych z całego kraju.
Trzeba było omówić bardzo ważne sprawy. Pierwsze pół godziny z przeznaczonych na to pięciu oddaliśmy sędzi
wemu przełożonemu naszej ówczesnej wspólnoty koś
cielnej. Przeszło dwie godziny zajęło mu powtarzanie swoich trzech świątecznych kazań o zmartwychwstaniu.
Już nie tyle to było przygnębiające, że mówił nie na temat, ale że zajął nam tak wiele cennego czasu. W przer
wie obiadowej znalazłem się w pokoju redakcyjnym, a tam dwaj moi starsi koledzy zapytali: - No i jak ci się podobał „Dziadek" - takim „rodzinnym” mianem określaliśmy naszego przełożonego. Bez ogródek powiedziałem, co myślę o rozwlekłym mówieniu i w dodatku nie na temat. Po chwili do pokoju wszedł nasz
szacowny prelegent i zwrócił się do mnie z pytaniem, czy dobre było to, co mówił. W miłych słowach wyraziłem mu swoje uznanie starając się wydobyć to, co w jego przemówieniu było wartościowe. Trzeba tu dodać, że przewodniczyłem tej konsultacji. Gdy wyszedł z pokoju, moi koledzy popatrzyli na mnie i skwitowali całą sprawę dwoma słowami: - Ty obłudniku! Te ostre słowa nagle mnie oświeciły. Uświadomiłem sobie jak bardzo byłem zakłamany. Ze względu na bon-ton i szacunek dla starszego ode mnie o jakieś 50 lat brata w Chrystusie obdarzyłem go miłymi, grzecznymi, lecz kłamliwymi słowami. Uważałem to za normalne. - A co miałem zro
bić? - zapytałem zakłopotany moich krytyków. - Lepiej było nic nie mówić - padła odpowiedź. Łatwo powie
dzieć. Jakże miałem nic nie powiedzieć, gdy zostałem wprost zapytany? Przecież w takim przypadku brak odpowiedzi byłby wielką niegrzecznością. Gdy ktoś pyta, nie można nabrać wody w usta. Wie to każdy, kogo uczono poprawnie się zachowywać. Długo się borykałem z prob
lemem, jak postąpić następnym razem w takiej sytuacji, aż wreszcie znalazłem rozwiązanie. Nie mogłem zbyć milczeniem starszego człowieka, więc można było powiedzieć coś w tym stylu: - Dziękujemy Bratu za wykład, ale spodziewaliśmy się, że to będzie pół go
dziny, tak jak ustaliliśmy. Teraz mamy kłopot, brakuje nam czasu na omówienie wszystkiego, co zostało zaplanowane. Dalszy bieg wydarzeń zależny byłby od reakcji mojego starszego rozmówcy. Mógłby się unieść honorem, ale mógłby też przyznać rację, stwierdzić że się zapomniał. Tak czy inaczej uniknąłbym grzechu dyplo
matycznego kłamstwa.
Używając wyrażenia: „mówiąc prawdę w miłości” (Ef 4,15, przekł. interlineamy) ap. Paweł podaje je jako warunek du
chowego wzrastania każdego z nas w Chrystusie. Kościół, Cia-ło Chrystusa spajane jest i zespalane wzajemnie zasi
lającymi się stawami i ścięgnami; buduje się w miłości wtedy, kiedy każdy z nas na co dzień posługuje się i miłością, i prawdą. Bo to nie są abstrakcje, lecz uosabiane postawy życiowe. Bez „chodzenia w prawdzie" - jak to określa ap. Jan, bez przejrzystości i otwartości wobec siebie nawzajem, nasze kontakty z bliźnimi są powierzchowne.
Żyjemy w społeczeństwie coraz bardziej wyobcowanych ludzi. Kiedy więc rozmawiamy, patrzmy rozmówcy w oczy, nie bójmy się czasem go nawet dotknąć. Dzielmy się uczuciami, nie tylko myślami. Jeśli mamy kochać tak jak Chrystus, musimy żyć tak ryzykownie jak On. Jeśli odgradzamy się od innych, nabawiamy się emocjonalnych, duchowych, a w końcu nawet zdrowotnych kłopotów.
Mówmy więc sobie nawzajem prawdę w miłości. Mówmy zwłaszcza prawdę dobrą i afumującą, nie zapominając wszakże także o tym, że czasem, i to z powodu naszej miłości do bliźniego, brata, treeba wyrazić także te przykre prawdy.
W naprawdę bliskich kontaktach jest to nieodzowne.
Wspomnijmy czasem ową Samarytankę, której pomógł Ktoś, kto nie bał się ryzyka powiedzenia prawdy, prawdy w miłości.
y
3-4/2000 C h rz e śc ija n in
azanie
narzucania
M arian B iernacki
Czy wszyscy mamy prawo do posiadania własnego zdania? Z pewnos'cią zakrzykniemy, ie tak. Czy mamy także prawo to swoje zdanie wyrażać w naszych kontaktach z innymi? Jakżeby nie, powiemy, rzecz jasna - mamy. Ale czy nie jest też tak, że są wśród nas ( w narodzie, w konkretnej społeczności) ludzie, których zadaniem, z racji pełnionej funkcji, roli, jest wyrażanie opinii, nazwijmy je, przewodnich?
W dzisiejszym świecie ogólnego moralnego rozchwiania jest z tym coraz trudniej. Czyżby dlatego, że brakuje autorytetów? Nie, raczej dlatego, że brak chęci ich słuchania. Bardzo jest teraz modnie mówić przy każdej okazji o upadku autorytetów. To takie wygodne.
Zamiast liczyć się ze zdaniem „narzucanym”, sam sobie będę auto
rytetem. Te niezdrowe trendy przenikają niestety wszędzie.
Docierają też do naszych zborów. Dlatego jeden z pastorów naszego Kościoła musiał przytomnie na to zareagować, ogłaszając poniższy tekst w zborowym miesięczniku. Nie jest to prezentacja poglądu nie pozostawiającego nam niezbywalnego prawa do własnego zdania. Z pewnością warto też udostępnić go szerszemu ogółowi i dlatego z przyjemnością to czynimy.
Wygląda na to, że niektórych ludzi z naszych kręgów razi jednoznaczne określanie przez pastora swojego stanowiska w różnych kontrowersyjnych sprawach.
Pozwólcie, Drodzy Czytelnicy, że Wam wyjaśnię, dlaczego tak otwarcie wypowiadam się na różne wzbudzające dyskusje tematy.
Trzeba mówić otwarcie, jeżeli nie chce się uprawiaćjabwej sztuki mówienia długo i kwieciś
cie tylko po to, by tak naprawdę nic nie
powiedzieć.
Apostołowie się nie paty
czkowali i nie bawili się w dyplomację.
M ówili wprost i odnosili swe słowa do kon
kretnych osób.
Po pierwsze dlatego, że stanowisko wyartykułowane niejasno, tak naprawdę nie jest żadnym stanowiskiem. W Pierwszym Liście do Koryntian
14,8-9 czytamy:
,A gdyby trąba wydała głos niewyraźny, któż by się gotował do boju? Tak i wy, jeśli językiem zrozu
miałym nie przemówicie, jakże kto zrozumie co się mówi? Na wiatr bowiem mówić będziecie”.
Słowa te zostały oczywiście napisane w kontekście nauki o prawidłowym używaniu darów duchowych, ale prezentują uniwersalną formułę właściwego przekazywania treści.
Jeżeli chce się dotrzeć do świadomości odbiorców i osiągnąć pożądany efekt, trzeba mówić wyraźnie zrozumiale. Trzeba też mówić otwarcie, jeżeli nie chce się uprawiać jałowej sztuki mówienia długo i kwieciście tylko po to, by tak naprawdę nic nie powiedzieć.
Zbyt wiele jest między nami takiej mowy, z której wprawdzie niemal wszyscy są zadowoleni, ale ona z niczym nas nie konfrontuje, nie niepokoi, nie jest wyzwaniem do dokonania jakiejś zmiany w życiu.
Po drugie, w Słowie Bożym znajdujemy przykłady bardzo otwartego wyrażania stanowiska, zarówno gdy chodziło o postępowanie konkretnych ludzi w Kościele, jak i głoszoną naukę. Tak więc apostoł Paweł w obecności innych braci otwarcie przeciw
stawił się określonemu postępowaniu apostola Piotra, ponieważ uważał, że było ono niewłaściwe. Później też o tym napisał w swoim liście (Ga 2,11). Powody swojej decyzji o zaprzestaniu dalszej współpracy z Markiem przedstawił Barnabie wyraźnie, chociaż miało to oznaczać pomiędzy nimi konflikt i rozejście się w służbie (Dz 15,36-40).
Normalną praktyką apostołów było otwarte ostrze
ganie wierzących o różnego rodzaju złych, zakra
dających się do szeregów chrześcijan ludziach. Paweł z imienia wymienił ludzi, którzy głosili złą naukę, czyli Hymeneusza i Filetosa (2Tm 2,16-18), imiennie ostrzegał też Tymoteusza przed Aleksandrem, kot
larzem (2Tm 4,14-15). Apostoł Jan imiennie skry
tykował w swoim Trzecim Liście Diotrefesa i za
powiedział, że gdy przybędzie do tamtejszego zboru, zajmie się tą sprawą.
Tak więc gdy w zborach działo się coś złego, apos
tołowie się nie patyczkowali i nie bawili się w dyplo
mację. Mówili wprost i odnosili swe słowa do konkretnych osób, aby je napomnieć, a jednocześnie ostrzec przed nimi innych, jeśli te osoby nie chciały się opamiętać.
Po trzecie, brak wyraźnego stanowiska jest najczęś
ciej jakąś formą asekuranctwa i dyplomacji, które w ostatecznym rozliczeniu bardziej szkodzą, niż służą sprawie Królestwa Bożego na ziemi. Nie godzi się, by chrześcijanin milczał na temat czyjegoś złego zachowania tylko dlatego, że nie chce się narazić i narobić sobie wrogów. Oczywiste, że jasno wypowiadając się w róż-nych kontrowersyjnych sprawach zawężamy krąg osób, które nas będą popierać, ale jako sługa Ewangelii muszę się trzymać nauki apostolskiej, która brzmi: „Lecz ja k zostaliśmy przez Boga uznani za godnych, aby nam została powierzona ewangelia, tak mówimy, nie aby się podobać ludziom, lecz Bogu, który bada nasze serca ”
(ITes 2,5).
4 C h rz e śc ija n in 3-4/2000
Po czwarte, określanie stanowiska dopiero wtedy, gdy ludzie już popełnią błędy, wejdą w niewłaściwe powiązania i układy, gdy prawie każdy sam już się przekona, że dana nauka czy ludzie stanowią zagrożenie i poniesie przy tym określone straty duchowe i materialne, otóż wypowiadanie się przez przywódcę, że coś jest złe dopiero wtedy, zakrawa na kpinę i jest jak musztarda podana na stół po obiedzie.
Obowiązkiem przywódcy jest patrzeć dalej, niż się patrzy normalnie i widzieć więcej, niż można zobaczyć na pierwszy rzut oka. Powinien on wiedzieć, jakie owoce zrodzi konkretne zjawisko lub moda fascynująca chrześcijańskie kręgi. I nie wolno mu biernie czekać, aż ludzie sami się przekonają z czym naprawdę mają do czynienia, jeżeli wie, że źródło danego zjawiska jest złe, albo że ludzie je pop
ularyzujący robią wprawdzie dobre wrażenie, ale w rzeczyw istości ich życie daleko odbiega od głoszonych ideałów.
Każdy przełożony powinien z pokorą (wyraziwszy zastrzeżenie, że może się mylić) otwarcie określić swoje stanowisko w konkretnej sprawie, aby nie dezorientować wierzących ludzi, którzy pozostają pod jego opieką. Dlaczego m ają się domyślać, błądzić spekulować, czy jest za, czy przeciw, czy popiera, czy też nie, czy się z czymś utożsamia, czy raczej nie chce mieć z tym nic wspólnego. Będzie więc odważnie i wyraźnie mówić i pisać co myśli na dany temat, nie czekając aż wszystko jakby „samo”
wyjdzie na jaw. Cóż ludziom po takim przywódcy, który krzyczy, że coś jest złe dopiero wtedy, gdy każdy już to widzi, i gdy osoby, które poniosły straty duchowe pytają go wzrokiem, dlaczego wcześniej nie zajął wyraźnego stanowiska i nie powiedział im, aby się trzymali od tego z daleka.
My, którzy jesteśm y przywódcami, powinniśmy zawsze uczciwie informować, jakie jest nasze oso
biste zdanie na dany temat. Nie znaczy to wcale, że oczekujemy, aby wszyscy natychmiast podzielili nasz pogląd. Kościół to wspólnota ludzi myślących samodzielnie, myślących tak czy inaczej nie ze względu na nacisk, jaki wywiera na nich pastor czy inny przełożony, i nie z powodu pozostawania pod silnym urokiem jego osobowości. Jako pastor byłbym w wielkim błędzie i stanowiłbym poważne zagrożenie dla normalnego rozwoju duchowego wierzących, gdybym żądał, aby każdy z nich bez wyjątku miał w różnych kwestiach dokładnie takie samo stanowisko jak ja. Nie, wierzący w naszych zborach nie muszą myśleć toczka w toczkę jak ich pastorzy, ale powinni wiedzieć, co oni myślą, aby mieć przez to jakieś dodatkowe odniesienie potrzeb
ne w procesie kształtowania osobistego poglądu.
Przecież zbory to społeczność ludzi na różnym etapie duchowego rozwoju. Niemowlęta i dzieci potrzebują jasnych wskazówek i gdzie je mają otrzymać, jak nie w zborze?
Tak więc wierzący z naszego zboru „Nowe Życie"
w Gdańsku nie mają obowiązku dokładnie zgadzać się we wszystkim ze mną czy innymi starszymi zboru, a mimo to są mile widziani. Jest tu miejsce dla każdego, oczywiście każdego, kto utożsamia się z wyznaniem wiary Kościoła Zielonoświątkowego (drukujemy je w każdym „Programie tygodnia”).
Natomiast w innych, mniej istotnych sprawach, można powiedzieć - drugorzędnych, każdy może mieć swoje własne poglądy, niekoniecznie zgodne z poglądami większości. Byłoby jednak dobrze, gdy
byśmy tych swoich przekonań nawzajem przed sobą
nie ukrywali. ■
Obowiązkiem przywódcy je st patrzeć dalej, niż się patrzy normalnie i widzieć wię
cej, niż można zobaczyć na pierwszy rzut oka.
Nie godzi się, by chrześcija
nin milczał na temat czyjegoś złego zachow
ania tylko dlatego, że nie chce się nara
zić i narobić sobie wrogów.
3-4/2000 C h rz e śc ija n in
liniatury egzegetyczne
E d w a rd C zajko
Cór ka
PROROKUJĄCA
Pierwszy raz przeczytałem o niej w pracy Harveya Coxa, wybitnego teologa i religioznawcy, profesora U niw ersytetu H arvarda, pos'więconej ruchowi zielonoświątkowemu na świecie (bardzo ciekawa praca, angielski tytuł: „Fire from Heaven”). Otóż podróżując po świecie, by zebrać materiały, prof.
Cox znalazł się pewnego razu w Brazylii, w Rio de Janeiro. Uczestniczy oto w nabożeństwie zielo
noświątkowego zboru pod wezwaniem A m or de Deus (Miłości Bożej). Zgromadzeni tam wierni - to kolorow i i czarni. Śpiew ają radosne refreny, klaszczą w dłonie, podnoszą ręce ku gwiazdom (określenie H. Coxa). Ich pieśni głoszą, że jest tam obecny Bóg, że płyną rzeki błogosławieństwa, że kocha ich Jezus. Śpiew ają także trzy chóry:
młodzieżowy, chór złożony z osób dorosłych i chór żeński. Dwie kobiety - jedna młodsza, druga w śred
nim wieku - mówią innymi językami. Mężczyzna w czarnym garniturze, białej koszuli i ciem no
niebieskim krawacie, usługuje darem tłumaczenia języków. W pewnym m om encie pastor zboru zaprasza za kazalnicę wysoką, piękną czarną kobie
tę. I oto ona. Członkini zboru. Wchodzi z ufną odwagą na prezbiterium, sprawdza mikrofon, patrzy na morze oczekujących twarzy, uśmiecha się, i rozpo
czyna swoje świadectwo.
Urodziła się z rodziców półanalfabetów i wzrastała w słamsach. Jej rodzice często byli chorzy i często bez pracy. Jej babka była niewolnicą (niewolnictwo zniesiono w Brazylii dopiero w 1888 roku). Ona sama zaś - bohaterka tych naszych rozważań - od najmłodszych lat miała za zadanie odnosić ciężkie kosze wypranych przez matkę, świeżo w ypra
sowanych koszul i w yhaftow anej bielizny do bogatych rodzin, zawsze wpuszczana od strony kuchennego wejścia. Jej religią, tak jak całego jej środowiska, była mieszanka ludowego katolicyz
mu i „Umbanda” - brazylijskiej wersji wierzeń
,,/ stanie się w ostateczne dni, m ów i Pan,
i ewyleję Ducha mego na wszelkie ciało i prorokow ać będą (...) córki wasze ( . . . ) ”. [D z 2,17]
„K tóż je s t ja k Pan, Bóg nasz, który m ieszka na wysokościach i patrzy w dół na niebo i na ziem ię?
Podnosi nędzarza z prochu, a ubogiego wywyższa ze śmieci, aby posadzić go z książętam i,
Z
książętam i ludu sw ego”. [Ps 113,5-8]
r
C h rz e śc ija n in 3-4/2000
afrykańskich, gdzie jest miejsce na wiarę w wę
drówkę dusz. Ale, jak mówi zborowemu zgro
madzeniu, te zwyczaje i praktyki nie byty w stanie dać jej poznać kim jest i kim Bóg chce, aby była.
Doświadczała ogromnej rozpaczy. Bywały chwile, gdy po prostu chciała umrzeć. I właśnie wtedy, miała wówczas dwadzieścia sześć lat, przemówił do niej Bóg, Duch Święty wszedł w jej życie, a ona odczuła radość zbawienia. Miało to miejsce w zielonoświątkowym zborze, który odtąd stał się jej duchow ym domem. A lleluja - odpow iedzieli zebrani wierni, dla których kiedyś stała się ich współwyznawczynią, siostrą w Chrystusie.
Przechodząc od tego osobistego wątku zaczyna następnie mówić o tym, w jak okrutny sposób społeczeństwo brazylijskie traktuje ludzi ubogich.
W ym ienia skorum pow anych polityków i sko
rumpowanych wielkich biznesmenów. Mówi o tym, jak kiedyś - gdy pracowała jako sprzedawczyni na ulicznym targu - Bóg wezwał ją do tego, by zech
ciała coś z tą całą nędzą zrobić; jak podjęła kursy, by zostać pom ocnicą pielęgniarki; jak została organizatorem swojej wspólnoty jako wolontariusz.
Jak - nadal nieusatysfakcjonowana - stała się akty
wną członkinią świeżo założonej lewicowej Partido dos Trabalhadoros („Partii Robotników”). Przy
pominała zebranemu zborowi teraz to. o czym już wiedział, ale słuchano z wielkim zainteresowaniem.
Przed kilkoma latami Bóg sprawił, że wygrała wybory do rady miejskiej, gdzie starała się służyć Mu z całego serca i z całej duszy. Gdy dostojnie schodziła, by zająć swoje miejsce w ławce, zebrani klaskali i wołali: „A lleluja” . Prof. H. Cox dowiedział się później, że w 1986 roku została deputow aną do parlam entu B razylii. Pierwsza czarna kobieta na takim stanowisku.
Drugi tekst poświęcony tej samej osobie znalazłem ostatnio w prasie polskiej. A mianowicie, w „Wy
sokich Obcasach”, feministycznym czy może tylko profeministycznym dodatku do „Gazety Wyborczej”
(„W ysokie O bcasy”, nr 3 z 22.01.2000). Ten właśnie tekst sprawił, że zapragnąłem poświęcić jej tych parę zdań. Zainteresow anych szczegółami odsyłam do ww. publikacji. Artur Domosławski, który je st autorem , opatrzył swój artykuł zatytułowany „Benedita” podtytułem: „Opowiem wam o Kopciuszku z Rio” . Mamy tutaj więcej szczegółów z jej biografii, a także działalności społeczno-politycznej, niż w pracy prof. Coxa.
Urodziła się w roku 1943. Czternaste dziecko w rodzinie. Dziecko ulicy. Od rana do nocy poza domem, choć co to za dom. Praca na targu, noszenie czystego prania do klientów, przynoszenie brudów, włóczęga. Z całego rodzeństwa tylko ona nauczyła się czytać i pisać. Ale doba była za krótka i na szkołę, i na pracę, więc naukę zakończyła na pod
stawówce. Jej szkołą na długie lata pozostała ulica.
Ale później - jak wiemy już od prof. Coxa - jej życie uległo radykalnej przem ianie w Chrystusie.
Powołana następnie, wolą Opatrz-ności, do służby społecznej i politycznej zrobiła wiele - swoją działalnością w radzie miejskiej, w parlamencie, a obecnie także na stanowisku wicegubernatora stanu Rio de Janeiro - aby ulżyć doli ludzi biednych i, również nie do pozazdroszczenia, doli brazylijskich kobiet. Energicznie walczy o spraw iedliw ość społeczną.
O kim to ja piszę? Otóż o Benedicie da Silva, wiernej i gorliwej członkini zielonoświątkowego zboru Am or de Deus w Rio, deputowanej do parla
mentu Brazylii i wicegubernatorze stanu Rio de Janeiro. Benedita da Silva - to prawdziwy prorok.
Może nie w takim sensie, jaki ten termin ma dla niektórych naszych denominacyjnych proroków, ale na pewno w takim, jaki kojarzy nam się z prorokiem Amosem; prorokiem sprawiedliwości społecznej. SI
u n d u s z
F u n d u s z prenum erat
Redakcja bardzo serdecznie dziękuje za wpłaty na fundusz prenumerat s. Zofii Walickiej z Hrubieszowa (20 zł), s. Barbarze Trzebniak z Nowego Miasta Lubawskiego (30 zł), s. Stanisławie Sosulskiej z Krakowa (100 zł), br. Edmundowi Macura z Czech (42 zł), br. Pawłowi Borsukowi z Leszna Górnego (20 zł). Zborowi EWZ w Puławach (81 zł), Zborowi KZ w Iławie (20 zł), Zborowi KZ w Nysie (39 zł). Zborowi KZ w Raciborzu (50 zł), Zborowi KZ "Betania” w Szczecinie (150 zł) i Os'rodkowi Misyjno-Rekolekcyjnemu „Agape"
w Wiśle (20 zł).Ofiary te umożliwiają pokrywanie wydatków związanych z przekazywaniem darmowych egzemplarzy miesięcznika m.in. do więzień, domów opieki oraz wysyłką do tych naszych rodaków za wschodnią granicą, którzy chcą z nami utrzymywać łączność, ale nie są jeszcze w stanie opłacić prenumeraty. Można je wpłacać na konto miesięczni
ka z zaznaczeniem: Fundusz prenumerat.
F u n du sz N o w y ch T esta m en tó w
Jesteśmy wdzięczni za odzew na nasz apel o składanie ofiar na zakup Nowych Testamentów dla Polaków na Litwie.
Ofiary nadesłali: młodzież ze Skoczowa (50 zł) i ks. kanonik Jerzy Banak ze Starej Miłosnej (150 zl). Czytelnicy, którzy chcieliby wziąć udział w tej akcji mogą wysyłać swe ofiary na konto redakcji (z zaznaczeniem: Nowy Testament). Jeden egzemplarz z przeznaczeniem na ten cel kosztuje tylko 1,50 zł. Ofiarodawcom podziękujemy na lamach miesięcznika. ■ Benedita da
Silva - to prawdziwy pro
rok. Może nie w takim sensie, ja k i ten termin
ma dla niektó
rych naszych denominacyj
nych proroków, ale na pewno w takim, jaki kojarzy nam się z prorokiem Amosem; pro
rokiem spra
wiedliwości społecznej.
3-4 /2 0 0 0 C h rz e śc ija n in
orozmawiajmy
EWA S. M O EN
D U C H O W A
„ wojna domowa
W poprzednim num erze przedstaw iłam część zaw artości tej książki Joynera. Istotną część artykułu stanowiła relacja jego poglądu na temat tzw. poziomów objawienia i miejsca w tej hierarchii pism Nowego Testamentu. Obecnie przedstawiam w dużym skrócie om ów ienie innych najbardziej charakterystycznych punktów opisanej w książce wizji- Czytelnicy, którzy zainteresowani są bardziej szczegółową analizą odnośnych fragm entów kieruję do strony internetow ej „ C hrześcijanina":
www.chn.kz.pl/bitwa.
A n i o ły , orły, drzwi, w ied za tajem na a bojażń Boża
Opisując swoją wizję autor zapoznaje nas z prze
różnymi zmarłymi osobami albo jakim iś nieznany
mi nam z Pisma Świętego duchowymi bytami czy symbolami duchowego życia. Czytamy więc o aniołach (Wiara, Nadzieja, Miłość), które mają za zadanie uczyć wierzących; o orłach - „ukrytych prorokach”, którzy mają w nas budzić ukryte dary i uczyć ich używ ania, a ponadto o drzw iach wiodących na szczyt „świętej góry”, czyli służących do osiągania różnym i drogami dojrzałości duchowej; „schowanych w mroku kosztownościach - skarbach zbawienia”, które jakoby każdy z nas ma w swoim sercu; czy też o „płaszczu pokory”, który otrzymał autor od Boga. To wszystko budzi w tych, którzy znają i poważnie traktują Biblię, co najmniej niepokój, jeśli nie po prostu sprzeciw.
Wiele w ypow iedzi przedstaw ionych w książce postaci lub samego Joynera swoją retoryką bardzo przypomina twierdzenia charakterystyczne dla nauk New Age (Nowego Wieku). Na stronie 28. znajdu
jem y np. takie zdanie: „Tym, którzy osiągnęli ten poziom powierzone zostają MOCE nadchodzącego wieku”. Joyner mówi np. o aniołach uczących jako
by wierzących duchowych prawd. Wiemy przecież dobrze, że to Duch Święty osobiście wprowadza każdego, kto tego naprawdę chce i się Jemu podda
je „we wszelką prawdę”. W książce występuje np.
anioł o imieniu Mądrość, który później okazuje się być „Jezusem” . Cóż (między innymi) stwierdza ów anioł? Mówi on: „Ciągle brakuje ci czegoś bardzo
Duchowe przeżycia nie mają ani decy
dować, ani pokazyw ać
nam, kim je s t Bóg i co do nas mówi, ale tylko potw ier
dzać to, co On ju ż pow iedział
w Piśmie Świętym.
Jeszcze o książce „Ostatnia kitn’a"
Ricka Joynera (cz. U)
ważnego. Wciąż jeszcze potrzebujesz wielkiego objawienia. Choć wspiąłeś się na szczyt góry i po drodze przyjąłeś pewne prawdy (...) wciąż rozu
miesz tylko część nauki Boga, a i to powierzchown
ie”. W ten sposób sugeruje wierzącym, by usilnie szukali coraz to nowych objawień, bo przecież ciągle nie znają „całej prawdy”. A co mówi Boże Słowo? „Początkiem poznania je s t bojaźń Pana, a poznanie Świętego - to rozum ' (Prz. 9,10). Bojaźń Boża polega zaś na nienawiści do grzechu. Tylko dzięki temu nabywamy mądrości (czyli Bożej obec
ności w naszym życiu. Mądrość nie pochodząca od Boga jest zmysłowa i demoniczna). Poznawanie Boga możliwe jest tylko dzięki Jego Słowu, którym mamy się karm ić i je wykonyw ać. W szelkie duchowe przeżycia, jakie towarzyszą procesowi wzrastania w poznaniu Boga i Jego Słowa nie mają ani decydować, ani pokazywać nam, kim jest Bóg i co do nas mówi (na pewno nie może to być jakieś
„nowe” czy „dodatkowe objawienie”), ale tylko potwierdzać to, co On już powiedział w Piśmie Świętym. Musimy być przeciwni wszelkim „wiz
jom i głosom”, które udając głos Boży, zaprzeczają rów nocześnie oczyw istym praw dom biblijnym . Używając znanych z Biblii term inów i pojęć, m ieszają je z pom ysłam i zupełnie innego pochodzenia czyniąc w ten sposób z części prawdy całkowity fałsz.
Mądrość, o jaką mamy się modlić jest objawiona w Chrystusie, a Jego moc jest zawarta w zwias
towaniu o Krzyżu (IK or 1,18.30) - każdy kto żyje dla Niego i z Nim - w Nim też ma wszelkie skarby mądrości i poznania (Kol 2,2-3), które On sam pomoże nam odkrywać przez Ducha Świętego. Nie potrzeba nam dodatkowych wrażeń i wizyt w
„trzecim niebie”, bow iem „Boska Jego moc obdarowała nas wszystkim, co je st potrzebne do Życia i pobożności, przez poznanie Tego, który nas powołał" (2P 1,3).
ü © w a esc h a to lo g ia
Co mówi Boże Słowo o czasach ostatecznych?
Po pierwsze: w czasach ostatecznych, w których niewątpliwie żyjemy, miłość wielu ludzi oziębnie i
C h rz e śc ija n in 3-4/2000
nie będą chcieli znać Boga, mimo że będzie im głoszone Słowo (Mt 24,12; 2Tm 1-9; Obj 9,20).
Tylko resztka będzie wy pławiona i oczyszczona krwią Baranka.
Nigdy nie było tak, żeby większos'ć s;wiata czy bib
lijnego Izraela - na którego przykładzie mamy się uczyć, bo „historia się powtarza" - chodziła z Bogiem i dla Niego żyła. Zawsze była to tylko mniejsza część ludzkości, „maleńka trzódka” - jak ją Pan określił (Łk 12,32).
Po drugie: O statnie księgi NT zapow iadają wyraźnie, że tuż przed przyjściem Chrystusa nas
tanie wielkie odstępstwo od prawdziwej wiary (czyli Kościół będzie czcił fałszywego Chrystusa i będzie głosił fałszywą ewangelię, co się już w jak im ś stopniu dzieje), a duchy zw odnicze posługujące się fałszywymi znakami i cudami będą działały z wielką mocą - tak wielką, że gdyby to było możliwe mogłyby zwieść nawet wybranych, lecz ochrania ich przed tym miłość do Prawdy - Chrystusa - Słowa Bożego (2Tes 2,9-12).
Co natomiast głosi Joyner i inni jem u podobni?
„Zwycięski, pełen chwały Kościół, który zbawi wszystkie narody”. To my, wierzący, ustanowimy Boże Królestwo na ziemi i to jeszcze przed przyjś
ciem Chrystusa, to my nawrócimy „cały świat”.
Wspaniale! Jest to bardzo pociągająca wizja. Czy nie byłoby cudownie, gdyby wszyscy nawrócili się do prawdziwego Boga? Z pewnością. Niestety czym innym jest „głoszenie ewangelii wszystkim naro
dom", aby każdy mial szasę usłyszenia „dobrej nowiny", a czym innym przekonanie, że na widok
„superludzi”, niemal bogów, w Bożym Królestwie znajdą się wszyscy czy prawie wszyscy obywatele ziemi. Niestety inaczej przedstawia się ta sprawa, gdy czytamy Objawienie, czy Łk 18,8 albo Mt 24.
G łu p ie p a n n y i z b a w i e n i e p o m i m o ż y c ia b e z C h r y s t u s a
Na 89. stronie swej książki Joyner opisuje spotkanie ze swym znajomym z przeszłości, który tłumaczy mu jak się znalazł w niebie, mimo że nie żył dla Chrystusa. Oto słow a tego zm arłego kiedyś człowieka: „Ten tłum to ci, których Pan nazwał
Musimy być przeciwni
wszelkim „wiz
jom i głosom”, które udając głos Boży, zaprzeczają równocześnie oczywistym prawdom bib
lijnym.
głupimi pannami. Znaleźliśmy Pana i wierzyliśmy w moc Jego krzyża, by być uwolnionymi od potępi
enia, ale tak naprawdę nie żyliśmy dla Niego, lecz dla siebie. Nie trzymaliśmy lamp wypełnionych oliwą Ducha Świętego. Mamy życie wieczne, ale zmarnowaliśmy życie na ziemi (...)
Przed Jego sędziowskim tronem ogarnęła moją duszę największa ciemność i żal (...) wszystkie grzechy, wybryki, których nie odpokutowałem, przesunęły się przed moimi oczami (...) byłem w największej ciemności piekła, nawet stojąc przed Panem. On trwał niewzruszony dopóki całe moje życie nie zostało wyświetlone przede mną. Kiedy wyraziłem skruchę, powiedziałem przepraszam i poprosiłem o miłosierdzie Jego krzyża, otarł łzy z moich oczu i odsunął ciemność" (ss. 91-92).
Wynika stąd, że źle rozumieliśmy dotąd przypo
wieść o głupich pannach. Kiedy Jezus powiedział do nich „Nie znam was", nie miał zatem zamiaru wrzucić ich do prawdziwego piekła, a tylko do
„przedsionków nieba"! Z tego wynikałby wniosek, że słowa Biblii na temat tego, kto będzie zbawiony i wejdzie do nieba są z gruntu fałszywe, gdyż wyraźnie zaprzeczają „prawdziwemu, nowemu"
objawieniu, jakie nam teraz serwuje Joyner.
A c © p o w i e d z i a ł d o k a ż d e g o z n a s J e z u s ?
„Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci koronę Żywota. Zwycięzca nie dozna szkody od drugiej śmierci” (Obj 2,10-11). „A kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mt 24,13). A więc nie ten. kto kiedyś się nawrócił, ale nie żył w zgodzie ze swą wiarą. „Zwycięzca zostanie przyobleczony w szaty białe, i nie wymażę imienia jego z księgi żywota”
(Obj 3,5). „Zwycięzca odziedziczy to wszystko, i będę mu Bogiem, a on będzie mi synem. Udziałem zaś bojaźliwych i niewierzących, i skalanych, i zabójców, i wszeteczników, i czarowników, i bałwochwalców, i wszystkich kłam ców będzie jezioro płonące ogniem i siarka. To je st śmierć druga” (Obj 21, 7-8). Z tych ostrych słów jasno wynika, że każdy kto czyni nieprawość za życia i z niej nie pokutuje zanim umrze, zaprzepaścił swoją szansę na zbawienie, nawet jeżeli kiedyś „przeżył nawrócenie”. Jego imię było zapisane w Księdze Życia, ale pewnego dnia zostało z niej wymazane, przed czym nas Biblia jasno ostrzega. Z tego wniosek, że nie każdy kto się kiedyś nawrócił, pozostaje już na zawsze zbawiony.
C© n a p r a w d ę m ó w i a p o s t o ł P a w e ł
Sposób, w jaki w wizji potraktowani zostali „świę
ci". a zwłaszcza „apostoł Paweł", to coś naprawdę przygnębiającego. W rozmowie z Joynerem wielki misjonarz narodów przedstawia siebie jako nieu
dacznika. który .,(...) nie zdobył wszystkiego, do
W/ZOOO C h rz e śc ija n in
czego został powołany, z.a wi orflaa g gy .n aj po- ważniejszym zadaniu, do którego go Bog*>^rzez- naczył, tylko w małej częs'ci wykorzystał swoje zrozumienie i dary (...) ” itp. (ss. 132-133). Tylko że zupełnie co innego czytamy w jego listach: „Dobry bój bojowałem, biegu dokonałem , wiarę zachowałem, a teraz oczekuje mnie wieniec spra
wiedliwości, który mi w owym dniu da Pan, sędzia sprawiedliwy, a nie tylko mnie lecz i wszystkim, którzy um iłowali przyjście Jego"' (2Tm 4,7-8);
„Bądźcie moimi naśladowcami ja k i ja jestem naśla
dowcą Chrystusa" (1 Kor 11,1).
Ap. Paweł pisze też o sobie: ,A lbow iem kazanie nasze nie wywodzi się z błędu ani z nieczystych pobudek i nie kryje w sobie podstępu..." (ITes 2,3);
,JŚie postępujemy przebiegle ani nie fałszujem y Bożego Słowa" (2Kor 4,2). Nie można niestety powiedzieć tego o proroczych wizjach Joynera, gdzie aż się roi od doktrynalnych błędów i fałszu.
Jego „zmarły Paweł” wyraźnie zaprzecza własnym słowom, czyli w Nowym Testamencie po prostu
„mówił nieprawdę” - chociaż zapewne w „dobrej wierze”. To co pisze Joyner o Kościele - Ciele Jezusa Chrystusa wygląda na zwyczajne oszczerst
wo „oskarżyciela braci”. Według tego, co czytamy tam na temat świętych, nie ma nikogo, kto by całe swoje życie poświęcił Bogu i Jemu się podobał. Nie do końca udało się to nawet „Pawłowi”. Czyżby więc ci wszyscy męczennicy, którzy umarli za wiarę w Odkupiciela traktowali swoją służbę jako hobby?
Czy tak widzi Chrystus świętych przedstawionych w Obj.12,11?
„W ięzy" b ib l ij n y c h d o k t r y n
Na stronie 35. czytamy o duchowej „wojnie do
m ow ej” w Kościele. Specjalnie wybrani przez
„Pana” ludzie będą walczyć przeciw ko swoim współbraciom, aby „wyzwolić ludzi z więzów”. Z jakichże to więzów? - z więzów starych biblijnych doktryn. Organizacje, zbory, instytucje, które nie są otw arte na zm iany niesione, jak się należy domyślać, przez Ricka Joynera i podobnych mu pro
roków, zostaną zniszczone. Kiedy zaś „Kościół”
zostanie oczyszczony od wsteczników, którzy nie chcą się otworzyć na „nowe objawienia”, wszyscy ludzie na ziemi zostaną przyciągnięci do Królestwa, o czym już było wyżej.
Joyner stara się zdyskredytować pastorów, ewange
listów, proroków, a nawet męczenników. Pisze jak mało są oni ważni, bo cokolwiek zrobili to i tak jest to mniej niż powinni byli zrobić. Jako najbardziej godnego szacunku, „największego ze świętych”, przedstawia np. zmarłego bezdomnego o imieniu Angole. Twierdzi, że „Pan jest bliższy bezdomnym niż książętom” (s. 54). Wydaje się to być „głęboko prawdziwe” tak długo, dopóki nie przypomnimy
sobie, co mówi na ten temat Biblia: „Bliski je st Pan tym, których serce je st złamane" (Ps 34.19), „Pan
„jest z tym, który je st skruszony i pokorny duchem"
(Iz 57,7) bez względu na to, czy człowiek ten jest królem, księciem, czy tylko biednym „pachołkiem” . Jeżeli każdy król ma być pyszny (i przez to daleki od Boga), a każdy bezdomny ma być „święty i pokorny”, to czemu Dawid do końca życia pozostał ukochanym Bożym sługą, mimo iż był królem Izraela? Czemu wielu biedaków żyje w grzechu i w Rick Joyner końcu trafia do piekła? Bóg nie patrzy na czyjąś uważa, że pozycję, ale na serce. Są pyszni i źli biedacy, tak ludzie bronią- samo jak istnieją pokorni królowie. Społeczna po- cy biblijnej zycja człowieka nie przesądza o jego duchowym prawdy są stanie.
oszczercami
używanymi Wiem, że Rick Joyner i jego zwolennicy uważają że przez diabła i szkoda nawet czasu na dysputy z tymi, którzy kryty- niszczą przez kują jego książkę oraz inne jego proroctw a i to , je d n o ść wypowiedzi, bo „zawsze jak Pan coś czyni, to braci”. diabeł stara się to zniszczyć poprzez fałszywe plot
ki i oskarżenia”, co jest akurat prawdą, ale niestety tu niewłaściwie zastosowaną.
W książce czytamy: „Kiedy doszliśmy do poziomu o nazwie Jedność Braci, żadna ze strzał wroga nie mogła nas już dosięgnąć” (s. 25). Albo: „Trafieni strzałą oszczerstwa natychmiast zaczynali rzucać oszczerstw a na tych. którzy nie byli zranieni.
Trafieni strzałą plotkowania zaczynali plotkować i w naszym obozie nastąpił pow ażny rozłam.
Poczułem , że jesteśm y o krok od zniszczenia samych siebie, podobnie jak niektóre pogańskie armie opisane w Biblii, które powstały do walki zabijając się we własnych szeregach" (s. 22).
Rick Joyner uważa, że ludzie broniący biblijnej
* '-S. ASzzSSt1. ; : i \'-'
jfe /iVorsjUtkthit srojrrSućuKUZft Poltjfüiw Vcf&fertn:
vÄt j&ccjimiifi łw ym m htń ivträtn, vnd h err nach
m 0
Ü
1 0 C h rz e śc ija n in 3-4/2000
prawdy są oszczercami używanymi przez diabła i niszczą przez to „jedność braci”. Każdy wierzący, który wykazuje fałszywość jego nauki jest wg niego oskarżycielem, plotkarzem i wprowadza rozłam.
Jakoś trudno mu zauw ażyć, że to fałszywy, wprowadzający herezje nauczyciel jest prawdziwą przyczyną podziałów, a nie ten, kto go otwarcie za to gani! Biblia mówi wyraźnie: J e ś l i twój brat zgrzeszył, idź i go napomni}” (Łk 17,3; E f 5,11).
Paweł publicznie upom niał Piotra, gdy ten zgrzeszył przeciw ko braciom (Ga 2.11-14).
Tymoteuszowi Paweł nakazał strofować tych w Kościele, którzy żyją w grzechu czy głoszą fałszywą naukę (IT m 5,20, Tt 1,13). Kiedy więc dzisiaj publicznie demaskujemy czyjeś herezje i błędne interpretacje Pisma, to nie jest to
„atakowanie naszych współbraci i wprowadzanie podziałów”. Czy mamy robić to, co nakazuje Biblia - a w kwestii fałszywych proroków i nauk szatańs
kich Słowo Boże jest bardzo ostre i bezkom pro
misowe - czy też w imię tzw. „jedności” milczeć i udawać, że wszystko jest w porządku, aby nie obrazić naszego brata i „nie siać niepokoju”?
Prawdziwa duchowa jedność pomiędzy prawdziwy
mi braćmi, sługami Chrystusa, którzy kochają Go z całego serca i szanują Jego Słowo - już istnieje i nie trzeba jej sztucznie stwarzać poprzez ignorowanie istotnych błędów doktrynalnych głoszonych przez niektórych nauczycieli i przywódców obecnego ruchu „ekumenicznego, charyzmatycznego prze
budzenia” . W szelkie błędy należy eksponować, poprawiać i trzymać się tylko zdrowej nauki (Tt 2,1). Eksponowanie fałszu jest ważne właśnie dlat
ego, że daje szanse temu, który uległ zwiedzeniu.
Może się nawrócić i „wycofać swoje nauczanie z obiegu” . Jeśli tego nie uczyni, będzie tylko coraz bardziej pogrążał się w błędzie i pociągał za sobą wielu innych. Brak dbałości o rozpowszechnianie zdrowej nauki prowadzi w końcu do głoszenia herezji i kom pletnego braku rozeznania u wierzących, w rezultacie czego różnego rodzaju wizje i sny niezgodne z Biblią są przyjmowane bez cienia krytycyzmu, a jeśli się pojawiają wątpliwoś
ci, to są traktowane jako „grzeszny duch kry
tykanctwa”, zamiast - zgodnie z tym, czego uczy Biblia - uznania za właściwą postawy rozsadzania wszystkiego i trzymania się tego, co dobre, a odrzucenia złego (ITes 5,19-22).
towarzyszący Joynerowi mówi, iż sam nie znalazł tej najkrótszej drogi na szczyt i jeszcze nie spotkał nikogo komu by się to udało. Ale - czego należało się spodziew ać - nasz bohater bez problem u wybiera właściwe drzwi i wchodzi od razu na sam szczyt - jako pierwszy!
Jest to człowiek rzekomo obdarzony przez Boga
„płaszczem pokory”, tyle że sposób, w jaki siebie przedstawia w tej książce cały czas sugeruje, iż jest on jednym z największych i najważniejszych pro
rokowi sług Bożych żyjących obecnie na ziemi, ponieważ dostaje tak szczególne (powiedzmy raczej szczegó-łowe) wizje i objawienia, takie wielkie go czeka zadanie, że aż Jezus i wszyscy święci obser
wują go z napięciem i mu „kibicują” („Jezus” aż powstał z tronu i nie spocznie, dopóki nie skończy się „bitw a” , oczyw iście zw ycięstw em armii Joynera!). Obawiać się jednak należy, iż pod tym
„płaszczykiem pokory” kryje się okropna pycha.
Jeśli ktoś sam o sobie mówi, np.: „ależ jestem poko
rny, aż aniołowie mi się kłaniają” (oczywiście nie wprost, używa do tego ust innych bohaterów swojej książki) to wykazuje, że do prawdziwej pokory jeszcze mu bardzo, ale to bardzo daleko...
Apostoł Paweł mówi: ,JŚiech was nikt nie potępia, kto ma upodobanie w poniżaniu samego siebie i w oddawaniu czci aniołom, a opierając się na swoich widzeniach, pyszni się bezpodstawnie cielesnym usposobieniem swoim, a nie trzyma się głowy, z której całe ciało, odżywiane i spojone stawami i ścięgnami, rośnie wzrostem Bożym” (Kol 2,18-19).
Natomiast W. Tozer kiedyś powiedział: „Jestem człowiekiem wierzącym, dla którego najwyższy autorytet stanowi Biblia. Choćby naw et sam archanioł świecący jak słońce przyszedł do mnie z nowym objaw ieniem i obw ieszczał mi nową prawdę, to poprosiłbym go najpierw, żeby mi pokazał, gdzie to jest napisane w Biblii. Jeśli nie mógłby mi pokazać konkretnego wersetu i Słowa, odesłałbym go z powrotem tam skąd przyszedł, mówiąc: „Bardzo mi przykro, ale nie masz przy sobie żadnych dokumentów uwierzytelniających, wiec dlaczego mam ci wierzyć?”
To właśnie trzeba zrobić, jeśli naprawdę chcemy nadal być uczniami Chrystusa.
Wszelkie błędy należy eksponować, popraw iać
i trzymać się tylko zdrowej nauki (Tt 2,1).
„ P ła ss ss pokory"
W rozdziale pt. „Powrót orłów” autor ogląda różne drzwi wiodące na szczyt „świętej góry”, na którą ma się wspinać. Tylko jedne z tych drzwi wiodą bezpośrednio na szczyt, bez niepotrzebnych zakrętów i zawiłości. Jednym wejście na szczyt może zabrać bardzo dużo czasu, inni - ci bardziej dojrzali - wejdą od razu lub o wiele szybciej. Orzeł
Autorka wraz z mężem są pracownikami Youth With A Mission (Młodzież z Misją) w Norwegii. ■
3-4 /2 0 0 0 C h rz e śc ija n in 1
lielkie postacie
Wąska uliczka w centrum Haar- lemu w Holandii. Środek dnia, mnóstwo śpieszących się, wcho
dzących do różnych sklepów ludzi. Kupują, szybko coś p rze
gryzają, biegną dalej. Na rogu tej zatłoczonej uliczki stoi budynek,
na którym widnieje napis: Zegarki Ten Boom.
Wchodzimy do środka. Znajdujemy się w skle
pie pełnym zegarków, mili spnedawcy pytają co podać, ale nas interesuje coś innego, coś, co wydarzyło się w tym miejscu, w tym budynku ponad 60 lat temu.
Po wąskich schodach prowadzi nas prze
wodnik do mieszkania na piętrze nad sklepem.
Opowiada niesamowite, a jednak prawdziwe, związane z rodziną Ten Boom, historie z czasów wojny. W pokoju siadamy na krzesłach mieszkających tu niegdyś ludzi. Wsłuchujemy się w spokój wnętrza tego mieszkania unoszący się ponad całym tym zabieganiem na zewnątrz.
To tu mieszkała kobieta oddana całkowicie Bogu. Myślę, ze gdy poznamy je j historię, od
damy chwałę Bogu i dostrzeżemy Jego wiel
kość i wszechogarniającą miłość.
R a to w a ć przed zagłady
Willem Ten Boom założył swój sklep z zegarkami w Haarlemie w roku 1837. Po nim przejął sklep jego syn Casper, a potem córka Corrie.
Corrie Ten Boom urodziła się w roku 1892. Jej ojciec i rodzeństwo od lat już poświęcało się służbie pomocy potrzebującym ludziom. Ich dom był domem otwar
tym dla innych. Byli bardzo zaangażowani w różnego rodzaju działalność charytatywną w swoim mieście.
Kiedy nastała II wojna światowa, na różne możliwe sposoby starali się ukrywać Żydów. W ich domu pow
stała słynna kryjówka. Była to maleńkich rozmiarów przestrzeń, trzy metry na metr, zamurowana ścianą.
Wchodziło się do tej kryjówki przez szafę. Tak więc w chwili łapanki znajdowało tam schronienie kilka
naście osób. Dom rodziny Ten Boom wraz ze swą kryjówką był pewnego rodzaju punktem przerzu
towym. Kiedy pomagający Żydom ludzie znaleźli już dla nich miejsce schronienia u innych rodzin, gdzieś daleko na wsi, wtedy zajmujący kryjówkę ludzie opuszczali ją,a na ich miejscu szybko pojawiali się nowi. W ten sposób udało się rodzinie Ten Boom ura
tować przed hitlerowską zagładą wielu Żydów.
c ¥
Dopiero w 1959 roku, gdy odwiedziła obóz w Ravens
brück, dowie
działa się, ie je j zwolnienie z obozu było dziełem urzęd
niczej pomyłki.
Niestety, 28 lutego 1944 roku stała się rzecz tragiczna.
Ktoś doniósł nazistowskiej policji o działalności ro
dziny Ten Boom i sześcioro członków rodziny wraz z Corrie zostało aresztowanych i wywiezionych do obo
zu koncentracyjnego. W następnych dniach uwięziono następne 30 osób zaangażowanych w tę pracę.
Opustoszały dom byl pod ciągłą kontrolą Niemców.
W chwili aresztowania w kryjówce było sześciu Żydów, którzy przez prawie trzy dni pozostawali bez wody i jedzenia czekając na uwolnienie.
W oB sozie
Casper, ojciec Corrie, umarł w wieku 84 lat w więzie
niu, podobny los spotkał innych członków rodziny.
Corrie wraz ze swoją siostrą Betsie została wywiezio
na do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück. Był to dla obu sióstr okres bardzo ciężki. W rezultacie Betsie poważnie zachorowała i na tydzień przed terminem ich zwolnienia umarła w obozie. Był to niesamowity cios dla Corrie. W swojej książce „Prisoner and yet...”
wspomina: „Straszna samotność wypełniła moje serce - uświadomiłam sobie jaka jestem sama. Nie dane mi już będzie czerpać otuchy i pocieszenia z tych cu
downych rozmów z Betsie. Ale nagle moje serce owładnięte zostało uczuciem pokoju, dotknęło mnie uczucie prawdziwej radości. Mówił do mnie Duch Bo
ży: „Pan dał, Pan wziął, błogosławione niech będzie imię Pańskie”. Pobiegłam do umywalni, gdzie skła
dano zmarłych, by zobaczyć ciało Betsie. Wyglądała niewiarygodnie młodo, zobaczyłam jej twarz pełną pokoju i szczęśliwą jak twarz dziecka. Był to kawa
łeczek nieba pośrodku otaczającego nas piekła. Po
tężna radość od Pana napełniła moje serce. Wołałam w modlitwie: Ucz mnie. Panie, nieść moje brzemię wśród ciemności, smutku i łez. Nie daj, bym miała się żalić innym. Ucz mnie znosić wszystkie burze ziemi, serca. Daj, bym mogła spokojnie cierpieć, zgodnie we wszystkim z Twoją wolą. Chcę w mojej słabości poz
nać Twą moc, naucz mnie być Twym dzieckiem".
W roku 1945, w pierwszy dzień Nowego Roku Corrie wyszła na wolność. Ale dopiero w 1959 roku, gdy odwiedziła obóz w Ravensbrück, dowiedziała się, że jej zwolnienie z obozu było dziełem urzędniczej pomyłki. W tydzień później wszystkie kobiety z jej baraku powędrowały do komory gazowej.
L a ta rk a i brudne szmatki
Bóg czuwał nad jej życiem. Po wojnie dużo podró
żowała dzieląc się świadectwem mocy Boga. Na
pisała ponad 20 książek. Odwiedzała różne kraje, a w 1964 roku odwiedziła również Polskę. 10 sierpnia tego też roku wygłosiła swe świadectwo w Zborze w Bielsku-Białej. M ówiła bardzo obrazowo, lubiła
2 C h rz e śc ija n in 3-4 /2 0 0 0
Piotr Ż ą d ło
Corrie Ten Boom zmarła 15 kwietnia 1983 roku w wieki 91 lat. Odeszła do Tego, którego tak bardzo kochała i któremu poświeciła wszystkie swoje siły.
używać różnych pomocy do przedstawiania gło- Weszła do rzeczywistości i tego docelowego miasta, za
szonych prawd. którymi tak bardzo tęskniła.
Tak więc, Drodzy„(...) mając wokół siebie tak wielki obłok świadków, złożywszy z siebie wielki ciężar i grzech, który nas usidla, biegnijmy wytrwale w wyś
cigu, który jest przed nami, patrząc na Jezusa(...)”
(Hbr 12,1).
Wszystkich zachęconych powyższą historią odsyłam do niezwykle interesującej książki ,.Bezpieczna kry
jówka” napisanej przez Corrie Ten Boom oraz filmu wideo, który jest ekranizacją skróconej wersji tej książki.
W czasie tego wystąpienia pokazała zgromadzonym latarkę i powiedziała: ,.Widzicie, ta latarka nie daje światła, choć nie jest zepsuta. Rzecz w tym, że ma tylko jedną baterię. Miejsce drugiej zajmują brudne szmatki. Nic więc dziwnego, że nie może ona świecić.
Ta pierwsza bateria to pierwsza komnata wielkiego pa
łacu. Kiedy przyjąłeś Pana Jezusa, Bóg uczynił Cię swoim dzieckiem i to nie koniec, lecz dopiero począ
tek pałacu. Jest w nim wiele komnat do przejścia. On chce, abyśmy ciągle byli napełnieni Jego Świętym Du
chem. Te brudne szmatki to: niewiara, duma, niewłaś
ciwy stosunek do innych ludzi, nieczyste myśli i czyny i wszystkie temu podobne rzeczy”.
W innym miejscu, podczas swojej usługi pokazała zebranym prostokątny kawałek materiału z niewyraź
nym zarysem jakiegoś kształtu. Był to haft wykonany kolorowymi nićmi. Nikt nie mógł powiedzieć, co ten obrazek przedstawia. Strzępy różnokolorowych nitek, niewyraźne brzegi, nierówności - nie dawały wyraź
nego obrazu. Następnie odwróciła ku zebranym drugą stronę tkaniny. Można było na niej zobaczyć wspa
niale wyhaftowany obraz korony. „Tak jest i z na
szym życiem - powiedziała - nieraz nie widzimy w nim sensu. Wydaje się nam nieładem i gmatwaniną.
Natomiast z Bożej strony przedstawia się ono zupełnie inaczej - wszystko jest na swoim miejscu, wyraźne i celowe”.
J a k d o l e c i e ć d o N ie b a
Pewnego razu w jednym z dużych miast w biurze po-' dróży Corrie Ten Boom załatwiała sobie rezerwację na przeloty samolotem do wielu różnych miast w różnych krajach. Zaintrygowana tym faktem urzędniczka zapy
tała ją, jakie jest jej docelowe miasto podróży? Wów
czas Corrie bez namysłu i zdecydowanie odpowie
działa: Niebo. Urzędniczka zaczęła w swoich wyka
zach szukać nazwy takiego miasta. Po chwili pilnego szukania z zakłopotaniem stwierdziła: „Proszę Pani, ale ja nie mam w moich wykazach nazwy takiego miasta”. Wtedy Corrie z uśmiechem odpowiedziała:
„W pani wykazach na pewno go nie ma, ale ja dam pani taką książeczkę, w której to miasto jest dokładnie opisane”, i wręczyła jej Nowy Testament. Dodała:
„Z tej książeczki będzie się pani mogła dowiedzieć, jakie miasto będzie pani końcową stacją - Niebo czy Piekło”. Zaskoczona i poruszona tym urzędniczka po
prosiła Corrie o rozmowę. Skutkiem tej rozmowy było nawrócenie się urzędniczki, ponieważ i ona chciała wiedzieć i być tego pewna, jakie miasto będzie celem jej podróży.
S p y t a n i a
Czy to nie dziwne, ze...
.. .nasz dziesięciozłotowy banknot w kościele ma o wiele większą wartość niż w jakimkolwiek sklepie?
.. .o wiele trudniej jest nam przeczytać dwa rozdziały Biblii niż dwieście stronic najnowszego bestsellera?
.. .aby przyjść do kościoła na jakieś dodatkowe spot
kanie musimy jego termin zapisać w swoim kalen
darzu miesiąc wcześniej, podczas gdy terminy innych spotkań gotowi jesteśmy ustalić choćby na jutro?
.. .naszemu przyjacielowi mamy tak wiele do powiedzenia, a Jezusowi tak niewiele?
.. .jest nam tak trudno wyjaśnić komuś prostą treść Ewangelii, gdy z wyjaśnieniem zawiłej plotki radzimy sobie wcale nieźle?
.. .cieszymy się wtedy, gdy nasz ulubiony mecz czy jakieś zawody sportowe się przedłużają, ale narzekamy, gdy to samo dzieje się z kazaniem?
.. .dwie godziny w kościele trwają o wiele dłużej, niż dwie godziny spędzone na oglądaniu filmu?
n ad esłał, p a s to r ED W ARD HYDZIK z S an o k a H
3-4/2000 C h rz e śc ija n in