• Nie Znaleziono Wyników

"Z historii i teorii literatury", Konrad Górski, Wrocław 1959, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, s. 378, 2 nlb. : [recenzja]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Z historii i teorii literatury", Konrad Górski, Wrocław 1959, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, s. 378, 2 nlb. : [recenzja]"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

Zofia Stefanowska

"Z historii i teorii literatury", Konrad

Górski, Wrocław 1959, Państwowe

Wydawnictwo Naukowe, s. 378, 2

nlb. : [recenzja]

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 53/1, 246-254

(2)

W swoich teoriach gram atycznych daw ał S ylw ester w yraz pojęciom o gra­ m atyce jako nauce norm atywnej, nie opisow ej: „ars recte loquendi et scribendi”. Czerpał jednak obficie i z hebrajskiego, skąd brał nie tylko nie znane w grece czy łacinie określenia d źw ięków (np. hebrajska litera szin, odpowiadająca dźwiękow i sz, oddanemu w ortografii Husa przez literę ś, zaopatrzoną w poży­ czony z hebrajskiego znaczek v ), lecz i pew ne pojęcia gram atyczne, posiadające analogie w hebrajskim i w ęgierskim (stopniow anie przym iotników, rodzaje).

W roku 1542 Jan Sylw ester opuścił Sârvâr. W krótce w idzim y go w Wiedniu, gdzie w 1543 r. został na tam tejszym u n iw ersytecie profesorem języka hebraj­ skiego, a następnie i greckiego. W roku 1544 opublikował tu elegię De bello

Turcis inferendo, nawiązującą do popularnego w tym okresie rodzaju druków

antytureckich, „turcyków ”, których nie brakło w Polsce i Niem czech. Do „tur- cyków ” należały poprzednio takie utw ory, jak Elegie Marcina Nagyszom batiego lub dwa dzieła pod tytułem De bello Turcis inferendo (przejętym potem przez Sylwestra): jedno samego Erazma z Rotterdam u (1530), drugie Jakuba Sadoletusa z Carpentras (1538). W roku 1546 słyszym y o naszym hum aniście już tylko jako o profesorze greki. Opublikował jeszcze w W iedniu kilka poezyj okolicznościo­ w ych po łacinie (jeden z utw orów — ku uczczeniu pam ięci zmarłej Anny Jagiellon ­ ki, królowej Węgier), ale jego stosunki zaczęły się tak pogarszać, że około r. 1552 w ycofał się z uniw ersytetu. Posiadał jakieś m ałe dobra, lecz i te stracił; pra- w ow ał się o nie. Ciosy te, jak się zdaje, p rzyspieszyły jego śm ierć (około ro­ ku 1553).

Dzieło Jana Balazsa nie tylko przedstaw ia żyw o arcyciekawą postać Jana Sylw estra, pierwszego „erazm isty” w ęgierskiego, hum anisty i sym patyka w ielkich ruchów postępowych epoki, autora pierw szych słow n ików i. gram atyk węgierskich, lecz kreśli także nie znaną kartę z dziejów p olsko-w ęgierskich stosunków w okresie renesansu, kartę ujaw niającą oddziaływ anie pierwszych polskich prób gram atyzacyjnych i ortograficznych na tw orzenie się w ęgierskiej ortografii i w ę­ gierskich pojęć gram atycznych.

Jan Reychman

Konrad Górski, Z HISTORII I TEORII LITERATURY. W rocław 1959. Pań­ stw ow e W ydawnictwo Naukowe, s. 378, 2 nlb.

Od Reja (Biblia i sp ra w y biblijne w „P osty lli” R eja) do Żerom skiego (Zagad­

nienie wartości własnego narodu w tw órczości Żeromskiego), od teorii litera­

tury (Muzyka w opisie literackim) do zagadnień praktycznego edytorstw a — oto rozpiętość tem atyczna tej książki. Mimo tej rozpiętości książka ma w yraźny profil m etodyczny i jest św iadectw em nie tylk o skali, ale i kierunku zaintere­ sowań autora. „Na ogólną ilość 14 prac, które tu ogłaszam — pisze on — dzie­ sięć [...] dotyczy M ickiewicza. Jest to w ięc książka przede w szystkim o M ickie­ wiczu. A le i w pozostałych studiach, choć tak odrębnych tem atycznie, uw ażny czytelnik odnajdzie powiązania z problem ami, o których m owa w pracach o M ickiewiczu. Mimo pozorów n iejednolitości, książka ta odtwarza pew ien krąg zagadnień, które ze szczególną siłą przykuły uw agę autora w latach powo­ jen nych ” (s. 5).

Jakiż to krąg zagadnień? Analiza językow a tekstu dzieła literackiego jako podstawa uogólnień historycznych i krytycznych — tak można by scharaktery­ zować program badawczy w szystkich praw ie rozpraw. Przy lekturze tego tomu

(3)

R E C E N Z J E 2 4 7

raz po raz przypom ina się m aksym a którą (za Lw em Szczerbą) zw ykł przyta­ czać Roman Jakcbson: „Filologia to sztuka powolnego czytania”. Nie ma w ą tp li­ wości: Górski znakom icie opanow ał tę sztukę.

Kto był autorem przekuciu perykop ew angelicznych w Postylli Reja? Odpo­ w iedzi na to pytanie pośw ięcona jest pierwsza rozprawa. U staliw szy źródła przekładu (bo źródła są dwa: w ersja łacińska Erazma z Rotterdam u i Wulgata), szuka Górski m otyw ów, które powodow ały wyborem polskiego tłumacza. Nie ogranicza się do rejestracji błędów , opuszczeń i am plifikacji w tekście Postylli, ale buduje na ich m ateriale charakterystykę m entalności tłum acza, jego h ory­ zontów um ysłowych i upodobań literackich. Dowód Rejowego autorstwa prze­ kładu przekształca się w bogate studium najdawniejszych polskich przekładów

Nowego Testamentu . W spomina Górski, że „historia Biblii polskiej w ciąż czeka

na sw ego autora” (s. 43). Wydaje się, że nikt bardziej od niego nie jest powołany, aby tę rzeczyw iście dotkliw ą lukę zapełnić. Studium o przekładach w Postylli jest św iadectw em , jakie p erspektyw y dla badacza literatury historia taka m ogłaby otworzyć.

Staropolskie tradycje prozy artystycznej — oto następny tem at, który

rysuje się w rozprawie o pisarstw ie Jakuba Wujka. Do historii literatury należy tu teza o w ysokim kunszcie i znaczeniu kaznodziejskiej prozy Wujka, do teorii literatury — arcysłuszny postulat rehabilitacji retoryki, postulat, dodajmy, zgo­ dny z tendencjam i w spółczesnej nauki o literaturze.

Tyle przynosi tom w zakresie filologii staropolskiej. Lwia część książki przypadła jednakowoż M ickiew iczowi. D zieło M ickiewicza pozwala też na n ajp eł­ niejszą prezentację m etody autora. „Skłonności stylistyczne — pisze on — p ew n e­ go utworu czy pew nego okresu tw órczości są najbardziej nieom ylnym w skaźni­ kiem dla interpretacji dzieła literack iego” (s. 111) — to dewiza studium pt.

Miłość i erotyka w tw órczości M ic kie wic za okresu rosyjskiego.

Zgodnie z tą dewizą w m ateriale językow ym poszukuje Górski dowodów erotycznej orientacji wyobraźni poety. Interesujący proces dowodowy nie w szę­ dzie jednak wypada w pełni przekonywająco.

Pew ne w ątpliw ości budzi w ybór przykładów. Rzeczowniki „pierś” i „łono”, których obfitość w tekstach M ickiew icza z tego okresu św iadczyć ma o jego predylekcjach stylistycznych, należą przecież do konw encjonalnego zasobu w y ­ razowego liryki rom antycznej, w iernej zresztą w tym wzglądzie tradycji. U sa­ m ego M ickiewicza w ystępują na przestrzeni całej twórczości, od „róży piersi m alow anej” z P ie rwio snka aż po Zdania i uwagi. W różnych kontekstach, w róż­ nych funkcjach sem antycznych, to pew na, ale i przykłady przytoczone przez Górskiego nie są jednolite znaczeniowo. B yć może, ich siła dowodowa byłaby w iększa, gdybyśm y się dowiedzieli, jak ilościow o przedstawia się użycie tych w yrazów w innych okresach twórczości M ickiewicza, jak ten bilans rysuje się na tle upodobań językow ych epoki. W ątpię jednak, by takie w yliczenia m ogły m ieć znaczenie decydujące. W ażniejszą sprawą w ydaje się tu zbadanie fun kcji poetyckiej słow nictw a, ocena w agi zw iązanych z nim obrazów poetyckich, w y ­ różnienie wśród m otyw ów konw encjonalnych zdań szczególnie ekspresyjnych, które — niezależnie od stosunków ilościow ych — -nadają dominujący ton tw ó r­ czości całego okresu. Może ograniczenie badania stylistycznego do jednostek zbyt drobnych, do poszczególnych słów , utrudniło integrację w niosków z ana­ lizy językow ej.

Druga część rozważań, w yw ód o znaczeniu akcji m iłosnej w Konradzie

Wallenrodzie, idzie w łaściw ie już torem odrębnym. W dążeniu do rehabilitacji

(4)

posługuje się Górski — jak sam przyznaje (s. 117) — przede w szystk im rozbio­ rem akcji i charakterystyką psychologiczną postaci. E lem enty analizy językowej schodzą na plan dalszy.

W pełni natom iast w yzysk ał Górski m ożliw ości, jakie daje studium języko- w o-stylistyczn e, w pięknej rozprawie o bajkopisarstw ie M ickiewicza. I n ie w do­ w odzie oryginalności poety w stosunku do jego w zorów okazała się główna użyteczność przyjętej m etody. Pow iedziałabym n aw et, że ta część rozprawy zbyt jest bliska czysto polskiej tradycji w ynoszen ia rodzimej tw órczości bajkopisar­ skiej ponad La Fontaine’a. Zbyt też często czytam y, że jakaś scena m a u M ickie­ wicza „nierównie lepsze uzasadnienie” (s. 127), jest „o w iele lepiej u m otyw ow an a” (s.. 129) niż u jego w ielkiego poprzednika. Sądy o charakterze w artościującym m ałą mają wagę, gdy się uwzględni różność epok i stylów , a zw łaszcza rady­ kalną zm ianę pozycji bajki w hierarchii gatunków literackich. W epoce La

Fontaine’a bajka była jak najbardziej eksponowana ideowo i artystycznie,

M ickiew iczow skie bajki w oczach autora nie b yły godne naw et druku. Zapewne, nie jest to dobra racja, aby pom ijać tę grupę utw orów M ickiew icza w litera­ turze krytycznej. M onografistów poety, którym staw ia ten zarzut Górski, tłu ­ maczy jednak w pewnej m ierze fakt, że rozbiór bajek nie był im potrzebny dla nakreślenia rozwoju pisarskiego M ickiewicza. Na m argines tw órczości zepchnął je sam poeta, w ierny w tym w zględzie estetycznym zasadom romantyzmu. Słusznie też Weintraub w idzi w bajkach M ickiew icza coś w rodzaju m istrzow ­ skich etiud stylistyczno-językow ych. „Nigdzie indziej w poezji M ickiew icza — p i­ sze — nie można w niknąć tak bezpośrednio w językow y w arsztat poety, nigdzie indziej nie chw yta się tak bezpośrednio jego zm ysłow ej radości z zabaw y ze słow am i” *.

Rozum ie się samo przez się, że taki tek st jest prawdziwą rozkoszą dla bada­ cza języka i stylu M ickiewicza. Toteż Górski roztacza przed naszym i oczami praw dziw e bogactwo w nikliw ych obserwacji. Do najcelniejszych należą te, które pokazują grę dwuznaczności słow n ych w ynikających ze stałego oscylow ania m iędzy św iatem ludzi a św iatem zwierząt. U w ydatniając tę cechę sztuki bajko­ pisarskiej M ickiewicza (określaną przez autora jako „rozkonspirowanie zw ierzę­ cej przebieranki”) utrafił Górski, jak się zdaje, w sedno problem atyki artystycz­ nej om awianych utworów. W ynalazczość językow o-stylistyczn a poety w tym zakresie i dziś może oszołomić. W rażliwość na w alor ekspresyjny drobiazgu, u m iejętność w ykryw ania i dem onstrow ania delikatnych naw et alu zji i odcieni

znaczeniow ych sprawiają, że studium Górskiego tak dobrze w tajem nicza

w kunszt słow a M ickiew iczow skiej bajki. K unszt tak w ysoki, że nabiera w ar­ tości autonom icznej. Górski w skazuje na celow ość zabiegów stylistycznych poety z punktu w idzenia akcji, charakterystyki bohaterów itd. Przyznam, że m otyw a­ cja ta czasam i nie w ydaje m i się konieczna. D w uw iersz, w którym w ąż (z bajki

Z a b y i ich króle) określony jest jako „pełzacz, pływ acz i biegacz, P odsłuchiw acz

i dostrzegacz”, nie potrzebuje m otyw acji innej niż ta, że brzmi w spaniale. Tak samo neologizm „samobój” z bajki Z a ją c i żaba nie pow stał dla potrzeb rym u (jak chciał Gaertner, którego hipotezę słusznie odrzuca Górski), ani z obawy przed dysharmonią, którą wprow adzić by m ogła „przykra sugestia uczuciowa słow o ‘sam obójstwo’ ” (jak przypuszcza Górski, s. 141). Po prostu „sam obój” sam przez się jest pysznym żartem słow nym . W atmosferze bezinteresow nego cyzelatorstw a językow ego poszczególne zdania i w yrazy nabierają w artości au to­

1 W. W e i n t r a u b , The P o etry of A d a m Mickiewicz. ’s-G ravenhage 1954, s. 209.

(5)

R E C E N Z J E 2 4 9

nomicznej i znaczeniem sw oim górują nad perypetiam i akcji bajkowej, nie m ówiąc już o bajkow ym morale.

Górski jest przeciw ień stw em krytyka im presyjnego. U ogólnienia buduje ostrożnie, w yw ód jego jest logiczny i przejrzysty. W szystkie te zalety posiada rozprawa o P rze zw y cię żen iu p ro m e te izm u w „Dziadach”. Szeroko — szerzej niż w pracach poprzedników — uw zględniony m ateriał porównaw czy pozwala au to­ row i przekonyw ająco zarysow ać typologię literackiego prom eteizmu, u system a­ tyzow ać różnice m iędzy źródłem prom etejskich inspiracji — tragedią A jschylosa a nowożytną, osiem nastow ieczną recepcją i interpretacją m itu antycznego. Z osiem nastow iecznej koncepcji Prom eteu sza-artysty, w potędze twórczej bliskiego Bogu, w yw odzi Górski postaw ę Konrada, tak jak się ona rysuje na początku

Improwizacji. Poczucie doskonałości w łasn ych dzieł stwarza płaszczyznę filozo­

ficznego buntu Konrada przeciw Stw órcy świata. Im pulsem do tego buntu jest ból patriotyczny, ale m otyw acja buntu jest k lasycznie osiem nastow ieczna — jest nią problem teodycei. Tu jednak — zdaniem G órskiego — kończą się analogie z now ożytnym prom eteizm em . B unt Konrada zostaje złam any, a dalsze sceny rysują perspektyw ę pojednania bogoburcy z Bogiem . I tu podobieństwo z pro­ m etejskim cyklem A jschylosa, który — w ed le p rzyjętych rekonstrukcji — koń ­ czył się także pojednaniem tytan a z Zeusem. A w ięc M ickiewicz powrócił n ie­ jako do greckiego w zoru rozwiązania konfliktu. U A jschylosa było to rozwiązanie przywracające harm onię m oralną i religijną, zgodne z panującym system em w ierzeń. Podobnie u M ickiew icza: potępiona jest postaw a buntu (stąd p rzezw y­ ciężenie prom eteizm u w jego osiem nastow iecznej postaci), w yniesiona prosta religijność ks. Piotra, za którego pośrednictw em w raca zakłócona równowaga i następuje pojednanie Stw órcy z bohaterem . Tak w skrócie rysuje się prom e­ tejski dramat M ickiew icza w u jęciu Górskiego.

Pobudką do zestaw iania III cz. D ziadów z m item prom etejskim był dla k ry­ tyk ów znany z relacji Odyńca pom ysł dram atu o „chrześcijańskim Prom eteuszu”. A le i bez w zm ianki Odyńca problem prom eteizm u w Dziadach stanąłby przed historykam i literatury w postaci znam iennej dla epoki kategorii ideow ej. Mniej pew ne, czy bez anegdoty genetycznej Odyńca uwaga krytyków skierow ałaby się na tragedię A jschylosa. W ydaje się, że sugestia tej anegdoty zaciążyła i na w yw odach Górskiego.

W Prom eteu szu sk o w a n y m zbuntow any przeciw Bogu bohater nie jest czło­ w iekiem , lecz istotą rów nież boską. Zeus nie jest stw órcą, nie jest też w szech ­ m ocny ani w szechw iedzący, i ty lk o dzięki tem u m ożliw y jest konflikt dram a­ tyczny. R ozw iązanie konflik tu — znow u w ed le przyjętych rekonstrukcji — następuje dzięki w zajem nym ustępstw om i przem ianom obu przeciwników. Na ugodową decyzję Prom eteusza — decyzję, która nie jest ani załam aniem , ani dezaw uacją w łasn ej postaw y — w zasadniczy sposób w pływ a to, że Zeus się zm ienił, przestał być krw aw ym tyranem z okresu utrw alania w ładzy, spraw uje rządy mądrze i spraw iedliw ie. W tym punkcie w spółczesna literatura przedmiotu jest zgodna. Taki w łaśn ie jest pogląd filologa angielskiego George’a Thomsona, autora znanej rów nież w przekładzie polskim m onografii Ajsch ylos i A t e n y (W arszawa 1956). M uller w książce The Spirit of T ra g ed y zarzuca w praw dzie ogólnej koncepcji Thomsona tendencyjność („seems too narrow and forced, in the

usual m anner of Marxist in ter p reta tio n s” 2), uznaje jednak, że Thomson ma

bezsprzecznie rację w idząc w A jsch ylosie raczej patriotę i obywatela niż re

(6)

gijnego proroka. O interesującej nas k w estii M uller pisze, że „to A jschylos kształtow ał Zeusa, nie zaś Zeus inspirow ał A jsch ylosa”. U w ydatnia się to szcze­ gólnie — ciągnie dalej M uller — w zestaw ieniu P rom eteu sza skow anego z Księgą

H ioba: „Prom eteusz jest całkow icie zbuntow any przeciw arbitralnej władzy, w ystęp uje za zasadą spraw iedliw ości zgodnej z norm ami ludzkimi; [...] dramat jego kończy się pojednaniem z Zeusem, który przyjm uje tę zasadę. Hiob kończy się bezwarunkowym poddaniem się grzm iącem u G łosowi, który nic m e m owi o spraw iedliwości. Jeśli w ielcy prorocy Izraela w rzeczyw istości kształtow ali Jehow ę, nigdy nie uw ażali, że jest on zdolny do doskonalenia się [...]. Duch A jschylosa był bardziej dum ny i bardziej św ieck i” 3. O idei „podlegającego ew o­ lu cji Zeusa” (progressive Zeus) nie tylko w cyklu prom etejskim , ale i w Orestei, pisze H. D. F. K itto (Form and Meaning in Drama, London 1960; G reek Tragedy, N ew York 1950). Dla N icolla jest rzeczą pewną, że „A jschylos patrzał na Zeusa w sposób, który można by określić jako ew olu cyjn y punkt w id zen ia” (progressive

light) 4.

Zatrzym ałam się dłużej nad kw estią A jschylosow ej koncepcji Zeusa, ponie­ waż w tym w łaśnie punkcie — jakże istotnym dla paraleli z Dziadami — Górski odstępuje od przyjętych rekonstrukcji i zakłada, że w trylogii greckiej „nie ma żadnej zm iany w charakterze króla b ogów ” (s. 154). Bez tego założenia nie probïem teodycei, lecz sprawa w alk i o w ładzę na ziem i i niebie stanie w centrum trylogii antycznej. A nalogie z Dziadami ulegną redukcji i na dobrą sprawę trudno ich będzie w skazać w ięcej, niż to uczynił Borow y („współczucie dla ludzi jako pobudka do w ystępku, za który Prom eteusz jest karany; dumna postawa, z jaką znosi karę i przem awia do bogów ” 5).

Można, oczyw iście, nie w dając się w nowsze rekonstrukcje, przyjąć punkt w idzenia w spółczesny M ickiew iczow i i porów nyw ać dzieje Konrada z los-m Prom eteusza, tak jak się on rysuje w zachow anej części trylogii. Nad podobień­ stw em schem atu buntu i upadku dominują jednak różnice. D ialektyka stosunku człow ieka i Boga w III cz. D ziadów jest nieporów nanie bardziej złożona. Bunt jest w iną tragiczną Konrada, ale i jego zasługą: aktem jego m iłości do ludzi. D zięki tej m iłości Konrad uspraw iedliw iony zostaje przed obliczem Pana, bunt jest mu przebaczony w ła śn ie dlatego, że się zbuntował. Paradoks, ale jakże charakterystyczny dla utw oru, którego problem atyka filozoficzna nie jest ani rozwiązana, ani przezw yciężona, tylk o przeniesiona na inną płaszczyznę. Racja m oralna Konrada nie podlega kw estii. Pytania, które staw iał on w I m p r o w i­

zacji, m iały sens, skoro odpow iedź na nie otrzym uje ks. Piotr. Toteż upadek

bohatera jest zarazem jego podniesieniem do stopnia w yższej świadom ości, głębszej wiedzy. W pew nym sensie pow iedzieć można, że w alka człowieka o w y ­ darcie niebu tajem nic uw ieńczona jest — w Widzeniu ks. Piotra — sukcesem. D ialektyka rozwoju K onrada bliska jest dialektyce m istycznych paradoksów

Zdań i u w ag i Górski w sw ojej interpretacji D zia dów przypom ina niektóre z nich.

A le w łaśn ie dlatego p roblem atyki filozoficznej dram atu nie da się w yabstraho­ w ać od system u idèi m istycznych. K w estię w pływ u Boehm ego na Dziady Górski odsuwa na bok jako rzecz n ieistotną dla podjętego tem atu. W ydaje się jednak, że w łaśn ie dla tem atu prom eteizm u w Dziadach nie jest to m argines, lecz pro­ blem centralny. Nie ty le zresztą w p ływ Boehm ego (w którego system ie, nota

3 Ibidem, s. 77.

4 A. N i с o 11, World Drama. London 1957, s. 41.

(7)

R E C E N Z J E 2 5 1

bene, zagadnienie teodycei należy do najw ażniejszych), ile cała M ickiewiczowska

m istyka w zajem nych zależności Boga, jednostki i historii, skąd byśm y nie w y ­ w iedli jej rodowodu. Bo nie przez nawrót do rozwiązania antycznego przezw y­ ciężał poeta osiem nastow ieczną postaw ę prom etejską. M ickiew icz szukał rozw ią­ zania na m iarę w łasnych czasów. K lasycznem u pytaniu o przyczynę zła przeciw ­ staw iał w izję przyszłości, w której sprzeczności ch w ili bieżącej ujawnią w łaściw y n ow y sens.

N iekonsekw encje m otyw acyjne i kom pozycyjne G ra ży n y od dawna niepokoją krytyków poematu, w którym piękności poetyckie dużej m iary tak osobliw ie przełam ują w e w rażeniu czytelniczym liczne n ieskładności fabularne. Wskazując na jeszcze jeden aspekt utw oru — dążenie do w iernej, „archeologicznej” rekon­ strukcji obrazu L itw y pogańskiej — przekonyw ająco tłum aczy Górski niektóre z tych nieskładności. W drugiej części Uw ag o „ G raży n ie”, poświęconej precy­ zyjnej analizie pastiche’ow ych elem entów kom pozycji, odczuwa się pew ien n ie­ dosyt odniesień kom paratystycznych. Z okazji rozważań o dram atycznym cha­ rakterze narracji w G rażynie chciałoby się u słyszeć coś o technice pow ieści poetyckiej typu bajronowskiego.

Problem konw encji literackiej jest natom iast naczelnym przedmiotem św ietn e­ go studium pt. Tadeusz z rę ką na te m bla ku. O urokach tego studium m iałam już okazję pisać szczegółowo w „Pam iętniku L iterackim ” e.

Erudycja historyka literatury, doświadczenie edytora, dociekliwość znawcy dawnej polszczyzny złożyły się na pasjonujący cykl rozważań o języku M ickie­ w icza (Zagadnienie em endacji te k s tó w M ickiewicza, Staropolszczyzna w ję zy k u

A dam a Mickiewicza, K ilka w y ra że ń p ra w n ic zyc h w ję z y k u Mickiewicza, Z w a r ­ sztatu Sło wnik a Mickiewiczowskiego). N ikt chyba dotąd w takim zakresie nie

eksplorow ał autografów poety jako dokum entów jego języka. Plon tej eksplo­ racji jest n iezw ykle obfity i czytelm k przeżyw a niejedną chw ilę zachwytu dla staropolskich i regionalnych w łaściw ości polszczyzny M ickiew iczow skiej. Sprawa się jednak kom plikuje, gdy ze stanow iska bezinteresow nego rejestro­ w ania tych w łaściw ości przechodzimy do praktycznych k onsekw encji edytorskich. Edytorstw o naukowe graniczy z interpretacją tekstu, a w ięc dziedziną, w której obiektyw izm badawczy jest ideałem trudnym do osiągnięcia, pytanie, czy w pełni osiągalnym . Kodeks w ydaw niczy, choć — jak w szystk ie kodeksy — sform alizow any, a w ięc narzucający edytorow i w jakim ś stopniu brak konse­ kw encji, jest faktycznie jedyną bronią w ydaw cy przeciw jego w łasnem u su biekty­ w izm ow i. Pouczającą uw agę na tem at „psychologii ed ytora” rzuca Górski z okazji jednej z proponowanych przez siebie em endacji: „Pośród najlepszych przedsta­ w icieli tego fachu mogą się znaleźć tacy, którzy by nie zaw ahali się tego zrobić, i tacy, którzy nie uczyniliby tego za żadne skarby” (s. 210).

Wśród propozycji em endacyjnych G órsk’‘ego są koniektury uderzające traf­ nością, które już zyskały sobie prawo ob yw atelstw a w tekście podstawowym . Sa jednak i sugestie, które budzą w ątp liw ości i skłaniają do refleksji na tem at edytorskiego subiektywizm u.

Jak wiadomo, szczególne trudności w ed ytorstw ie tek stó w M ickiewicza w y ­ nikają nie tylko z niedostatku autorskiej opieki nad pierwodrukam i i przedru­ kami. Różnica m iędzy jeżykiem potocznym poety nowogródczanina a uznawaną przez niego normą ogólnopolskiego języka literack iego k o m p lk u je proces po­ praw iania przypuszczalnych błędów druku na podstaw ie autorskich czystopisów,

(8)

nie m ówiąc już o brulionach. K apitalny w tym wzglądzie przykład z brulionu III cz. D ziadów przypomina Górski:

A potem zapakować tak na cztery kluczy. C’en est trop, ha łajdaki, służby w as naucza.

Te cechy w ym ow y regionalnej, które zniknęły z k w estii Senatora już w czystopisie, m ają n iew ątp liw y urok; ich bezpretensjonalna potoczność zbliża jakoś osobę poety; żyw y koloryt lokalny przypom ina dialog na balkonie w ileń ­ skiej sali kinow ej przytoczony niedaw no przez Miłosza: „Antiuk, pljuń! — Nie p lju na”. No tak, ale to pryw atna uciecha badacza, której ślad znajdzie się tylko w wariantach. W czystopisach takie osobliw ości już się nie trafiają, nie brak w nich jednak form św iadczących o regionalnej w ym ow ie poety, może nie tak jaskraw o, ale przecież dobitnie. W pierwodrukach — jak w ynika i ze szczegó­ łow ych zestaw ień Górskiego — ilość tych regionalizm ów ulega dalszej redukcji. Jest to w yn ik świadomej pracy redakcyjnej w ykonyw anej bądź przez samego poetę, bądź przez upow ażnionych przez niego przyjaciół. Zapewne, do kompe­ ten cji tych przyjaciół można m ieć n iejedno uzasadnione zastrzeżenie, pozostaje jednak faktem , że ich akcja poprawnościowa zgodna była z ogólną intencją poety, a je śli m ożemy podejrzewać, że tu i ów dzie przekroczyli swoje p ełno­ m ocnictw a, brak nam sposobu na odróżnienie poprawek ich ręki od zmian autor­ skich, których m ożliwość trudno w ykluczyć. A zatem tw ierdzenie Górskiego, że „w zakresie form językow ych pew ne jest tylk o to, co jest w autografie” (s. 263-264), posiada w alor ograniczony. Z punktu w idzenia historyka języka tak jest istotnie: tylko autograf poety jest w p ełn i autentycznym dokum entem jego języka. Ale punkt w idzenia historyka literatury, a w ięc i w ydaw cy, jest trochę inny. Nie może m u w ystarczyć rejestracja zaświadczonych form, praca jego w ym aga sta ­ łego wyboru. N ajw yższym kryterium tego w yboru jest intencja poety. Pod tym w zględem stanow isko G órskiego jest jasne: w ielokrotnie kładzie nacisk na k o­ nieczność respektow ania „intencji sam ego p oety”, to znaczy „przestrzeganej przez niego sam ego normy językow ej” (s. 235). B ow iem „mamy n iew ątpliw e dowody na to — pisze Górski w innym m iejscu — że w razie konflik tu m iędzy własną w y ­ mową i ów czesną normą językow ą M ickiew icz p rzystosow yw ał tekst publikowany do normy ogólnopolskiej” (s. 240). Proces tego przystosow yw ania przypadał je ­ dnak nie tylk o na stadium pracy b rulion-czystopis. Zachodził rów nież w stadium następnym : czystopis-druk. N aw et jeśli w iem y na pew no, że uczestniczyła w nim obca ręka, czy m ożemy z lekkim sercem dezaw uow ać pracę pełnom ocników autora? W yniki jej mogą, owszem , w ydać n iekiedy w ątp liw e w łaśn ie ze sta­ n ow iska norm y językow ej. A leż pojęcie norm y językow ej nie jest jednoznaczne. G dybyśm y ze zmian wprow adzonych do druku przyjęli tylko te, które uznamy za zgodną z normą językow ą, a odrzucili pozostałe, to dokonalibyśm y swego rodzaju korekty poprawnościowej opartej na naszym — zaw sze przecież hipo­ tetycznym — pojęciu o w spółczesnej M ickiew iczow i normie. Proceder dla każdego w ydaw cy niem ożliw y do przyjęcia. Wobec tego pozostaje alternatywa: przyjąć w całości w yn ik i pracy redakcyjnej w zakresie języka przekazane nam przez druk albo też odrzucić je w szystk ie, rekonstruując cechy językow e autografu. Wybrać tę drugą m ożliw ość to znaczy zignorować in tencję poety, który — przypom inam — uznaw ał potrzebę przestrzegania w spółczesnej mu norm y językow ej. Zasada, że „w zakresie form językow ych pew ne jest tylko to, co jest w autografie”, nie da się w ięc pogodzić z zasadą poszanowania dla in tencji poety.

Osobną kw estią jest przydatność autografu do usunięcia błędów korektowych druku. W tej dziedzinie Górski w ysuw a w iele cennych, doskonale uzasadnionych

(9)

R E C E N Z JE 2 5 3

propozycji w rodzaju tych koni z I k sięgi Pana Tadeusza (w. 44), które — w auto­ grafie — „szczypiąc traw ę ciągnęły powoli pod bramę”, a nie — jak w pierw o­ druku — „szczypać”. N ie w szystk ie jednak em endacje Górskiego są tak przeko­ nyw ające. Z okazji niejednej z nich można żyw ić uzasadnione w ątpliw ości, czy istotnie tek st pierwodruku został — z w in y nieuw ażnego kopisty, zecera lub korektora — zepsuty. Czy też m oże mamy do czynienia z poprawką autorską, z późniejszym od autografu stadium redakcji tekstu? Decyzja w ydaw cy zawsze ma poniekąd charakter subiektyw ny. Każdy wypadek wym aga osobnych roz­ strzygnięć, w skażę w ięc tylko na kilka przykładów, które ilustrow ać mogą ów m argines subiektyw izm u i trudności wyboru, który stoi przed w ydawcą. W szystkie przykłady dotyczą tek stu Pana Tadeusza.

A potem trzykroć ręką klasnąw szy po pysku,

Rzekł: „Mianuję cię odtąd K siężną na K upisku”. [II, 831—832]

W autografie było: „głasnąw szy”. „Zamiana słowa — pisze Górski (skracam jego rozum owanie) — raczej niekorzystna [...]. M ickiew icz używ a k l a s n ą ć w znaczeniu ‘poklepać’ [...]. W obec tego trzykrotne k l a ś n i ę c i e psa po pysku w ydaje się raczej ryzykowne, zwłaszcza gdy to czyni nie w łaściciel, lecz człow iek obcy. To przem aw iałoby za interw encją korektora [...]. Nie w yłączony jednak i za­ m iar podniesienia efektu parodystycznego przy nom inacji charcicy na ‘K siężnę na K upisku’ przez trzykrotne poklepanie, przypominające obrzęd pasowania na ry­ cerza” (s. 247). W obec tej w ątp liw ości Górski nie postuluje przywrócenia w ersji autografu. Z argum entów, które przytacza, widać, że w ydaw ca stoi tu przed w yborem m iędzy dwiem a koncepcjam i stylistycznym i. W ydawca, który za do­ m inującą cechę Pana Tadeusza uważa drobiazgowy realizm, skłonny będzie przy­ ch ylić się do w ersji autografu. Wydawca w yczulony na elem en ty humoru i pa­ rodii w poem acie bez wahania uzna w yższość w ersji pierwodruku, zwłaszcza jeśli uw zględni fakt, że rozw ażany dw uw iersz jest częścią opowiadania Asesora i że od opow ieści m yśliw skich nadmiernej ścisłości nie zw ykło się oczekiwać. D la sum ienia edytorów szczęśliw ie się składa, że nie ma konieczności odstępo­ w ania od pierwodruku, skoro tek st jego nie narzuca potrzeby em endacji.

— córka książęcia,

W dzięczna zbawcy, ze łzam i wpadła w me objęcia. [V, 844—845] W autografie: „ p a d ł a w me objęcia”, „co — pisze Górski — jest zgodne z utartym zw rotem , podczas gdy w p a d ł a robi w rażenie hum orystyczne. Znów om yłka zecerska albo bezprawna interw encja korektora” (s. 258). R zeczywiście, „w padanie w objęcia” robi w rażenie niepow ażne, ale czyż nie o takie w łaśnie w rażenie szło poecie, gdy w usta Hrabiego w kładał „rycersko-feudalną” opowieść o „tajem nicach zamku B irbante-rokka”? Intencja parodystyczna nie może tu podlegać w ątp liw ości i dlatego trudno przystać na propozycję przedłożenia zw rotu z autografu ponad tek st pierwodruku.

W szystko w koło ubrane w b uk iety i w w ianki, Ołtarz, obraz, a naw et dzwonica i ganki. [XI, 210—211]

W autografie jest tu „ubrano”. W tekście pierwodruku m amy do czynienia — zdaniem Górskiego — prawdopodobnie ze „zbędną poprawką ( u b r a n e ma cha­ rakter statyczny; u b r a n o podkreśla działanie ludzi, którzy ubierali)” albo z „błędem zecerskim ” (s. 269). A jednak składniowo jest m ożliwa tylko w ersja

pierwodruku, poniew aż w yraz „dzwonica” m a form ę m ianownika: przyjęcie

(10)

I jeszcze jeden przykład. W księdze V (w. 658—661) Podkom orzy zwraca się do Hrabiego przez „Waść” i „W ać”. „W autografie — pisze Górski — w szędzie jest konsekw entnie: W a c i n e j i Wa ć . Zirytow any Podkom orzy [...] sięga po lekcew ażące w a ć zam iast w a ś ć , też nie zajm ujące w ysokiej rangi, ale w h ie­ rarchii skrótów z dawnego ‘Wasza M iłość P an ’ zawsze o jeden szczebel wyższe. Jański m yślał z początku, że W a c i n y i W a ć to lapsus calami i dodał w obu słow ach 'brakujące niby ś, potem przekonał się z w. 661, że tak ma być, ale dokonanych poprawek nie cofn ął” (s. 256). Nie ma jednak konieczności obarczać Jańskiego odpowiedzialnością za brak jednolitości w zwrotach Podkomorzego. Rozm aitość ich mogła być celow o przez autora wprowadzona: że to niby naj­ pierw Podkomorzy używ a form y grzeczniejszej, a potem , poniesiony pasją, sięga po bezcerem onialne „Wać”. Oczywiście, to tłum aczenie nie jest zbyt prze­ konyw ające; zawsze jednak m ożliw ość takiej interpretacji w strzym yw ać może przed pokusą ujednolicenia form.

Czytelnika rozpraw Górskiego raz po raz ogarnia żal, że takie bogactwo językow e i stylistyczne pozostaje poza tekstem głów nym , skazane na marną w egetację w autografach, ich podobiznach lub w ariantach n ieistn iejącego jeszcze w ydania naukowego. Wydanie naukowe, dodajmy, poprawi tę sytuację tylko w ów czas, jeśli udoskonalenia układu graficznego udostępnią czyteln ik ow i w a­ rianty, które przestaną, na „obraz elizejskich cien i”, błąkać się po aneksach. Rozum iem y w ięc intencje autora, który z taką siłą su gestyw ną pokazuje skarby odkrywane w czasie pracy nad S łow n ikie m M ickiew iczow skim . Zaiste, n ikt chyba tak jak w ydaw ca nie uśw iadam ia sobie, że konieczność w yboru jest koniecznością tragiczną!

PS. Państw ow e W ydawnictwo Naukowe nie okazało, n iestety, książce Gór­

skiego należnego starania edytorskiego. Ilość błędów korektow ych (szczególnie d otkliw ych w analizach językowych) przekracza zw ykłą miarę. Najdobitniej w szakże o roztargnieniu w ydaw cy świadczy zagubienie przypisów do jednej z rozpraw (Tadeusz z rę ką na temblaku).

Zofia Stefanow ska

A n d r z e j S t a w a r , PISARSTWO HENRYKA SIENKIEWICZA. W arszawa 1960. Państw ow y Instytut W ydawniczy, s. 376, 4 nlb.

K iedy duże fragm enty tej książki ukazyw ały się w literackiej prasie tygodn io­ w ej, uwagę czytelnika przykuw ały trafiające w sedno rzeczy b łyskaw iczne roz­ poznania i spostrzeżenia. Jeśli dodam y do tego znajom ość innych prac tak w y ­ bitnego jak Staw ar krytyka, zrozum iała będzie niecierpliw a ciekawość, z jaką bierzem y do ręki tom am bitnie zatytułow any Pisarstw o H e nry ka Sienkiewicza.

M imo że odnajdujem y tu znane już z prasy fragm enty, przedrukow ane bez istotniejszych zmian, książkę odkładamy z rozczarowaniem , a naw et niechęcią. Owe b ł y s k a w i c z n e rozpoznania, zaleta każdego krytyka-diagnosty, okazują się tylko b ł y s k o t l i w e . W ydanie książkowe z natury rzeczy surowo w e r y ­ fik u je um iejętność system atycznego w ykładu, podczas gdy zalety publikacji czaso- piśm ienniczej tkw ią raczej w trafności ułam kow ych naw et spostrzeżeń.

N ie jestem zw olennikiem rygorystycznego podziału literaturoznaw stw a na historię literatury i krytykę literacką, mimo że w trybie pracy obu dyscyplin za ­ chodzą pewne różnice. K rytyk korzysta z przyw ileju in tu icyjn ego w artościow ania i bardziej świadom ego tudzież jaw nego odczytyw ania danego autora w relacji do w łasn ych poglądów estetycznych, a naw et (a może przede w szystkim ) p

Cytaty

Powiązane dokumenty

Z dobroci serca nie posłużę się dla zilustrowania tego mechanizmu rozwojem istoty ludzkiej, lecz zaproponuję przykład róży, która w pełnym rozkwicie osiąga stan

W przyrodzie wyróżniamy 4 podstawowe rodzaje oddziaływań: grawitacyjne, magnetyczne, elektrostatyczne (te trzy mogą zachodzić zarówno na odległość, jak i przy

Jeśli wektorowa suma sił działających na ciał jest równa zeru, oznacza to, że siły równoważą się, a ciało zachowuje się tak, jakby nie działały na nie żadne siły.

mo»e by¢ zapisana jako iloczyn k rozª¡cznych cykli, których wyrazy ª¡cznie wyczerpuj¡.. zbiór {1,

personifikacja (Pieśń [...] jak upiór powstaje krwi głodna; / I krwi żąda; Pieśń mówi; Krew poczuła – spod ziemi wygląda); porównanie (Pieśń [...] jak upiór powstaje

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 64/1,

Ciśnienie atmosferyczne to stosunek wartości siły, z jaką słup powietrza atmosferycznego naciska na powierzchnię Ziemi (lub innej planety), do powierzchni, na jaką ten

Voor studenten op kamers met gedeelde voorzieningen is deze woon- quote lager en bij studenten in zelfstandige woonruimte fioger.. Volgens het studievoorschotscenario blij- ven