Landau, Zbigniew
"Społeczeństwo Drugiej
Rzeczypospolitej 1918-1939", Janusz Żarnowski, Warszawa 1973 : [recenzja]
Przegląd Historyczny 65/3, 578-581 1974
Artykuł umieszczony jest w kolekcji cyfrowej bazhum.muzhp.pl, gromadzącej zawartość polskich czasopism humanistycznych i społecznych, tworzonej przez Muzeum Historii Polski w Warszawie w ramach prac podejmowanych na rzecz zapewnienia otwartego, powszechnego i trwałego dostępu do polskiego dorobku naukowego i kulturalnego.
Artykuł został opracowany do udostępnienia w Internecie dzięki
wsparciu Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego w ramach
dofinansowania działalności upowszechniającej naukę.
578 r e c e n z j i:
łającą z optymizmem oczekiwać drugiego tom u m onografii obejm ującej całokształt stosunków wzajem nych między socjaldem okracją polską i rosyjską w latach 1893—1918.
Jerzy Targalski
Janusz Ż a r n o w s k i , Społeczeństwo Drugiej Rzeczypospolitej 1918
—1939, PWN, W arszawa 1973, s. 434.
Książka niniejsza stanow i próbę zarysow ania całościowej panoram y społeczeń
stw a II Rzeczypospolitej. Jest to próba interesująca i naukow o pożyteczna. Sum uje to co już wiemy na ten tem at, a równocześnie w skazuje na niezbędne kierunki dal
szych badań. A utor przedstaw ił podstawowe wiadomości o strukturze społeczno
-zawodowej poszczególnych w arstw , o ich składzie w ew nętrznym oraz szeroko po
jętych w arunkach bytu i działania. Nie będę szerzej wchodził w om aw ianie kon
stru k cji książki i przedstaw iał jej zalet, gdyż m iałem możność pisać już na ten tem at w innym m ie jsc u J. Tu zaś chciałbym podjąć m erytoryczną polem ikę z niektórym i tezam i autora dotyczącymi przede w szystkim burżuazji. Dla jasności — m uszę od razu stwierdzić, że zaliczam tę p artię pracy do najsłabszych w książce. Zdecydo
w anie lepsze są rozw ażania dotyczące innych klas i w arstw oraz sum ujące rozdziały poświęcone takim spraw om jak system władzy, hierarchia poszczególnych grup i klas, kultura. Piszę o tym , aby nie tworzyć wrażenia, że wysoka ocena książki pozostaje w sprzeczności z bardziej szczegółowymi rozważaniami.
Wywody polemiczne zacznę od stw ierdzenia, że o burżuazji w Polsce la t 1918—
1939 jest bardzo trudno pisać ze względu na b rak lub bałam utność dostępnych m a
teriałów. Stąd każdy au to r m usi opierać się nie tylko o m niej lub więcej zw eryfiko
w ane źródła naukowe, ale w znacznym stopniu rów nież o własne intuicyjne odczu
cia. Chodzi jednak o to, aby zakres „wiadomości intuicyjnych” jak najbardziej zmniejszyć i wszędzie tam , gdzie można zastępować je danym i podlegającym i m e
todom naukow ej krytyki.
Punktem w yjścia rozw ażań t a r n o w s k i e g o jest określenie liczebności b u r
żuazji w Polsce w latach międzywojennych. Zaliczył on do tej klasy społecznej 260 tys. osób (zawodowo czynnych i biernych). Obliczenia te w ydają się nieco za
wyżone — chociaż wobec b rak u odpowiednich danych statystycznych tru d n o określić 0 ile. W szczególności można się obawiać, że część kapitalistów została policzona dw ukrotnie — raz jako właściciele przedsiębiorstw , a po raz drugi — jako kam ie- nicznicy. Ta bowiem form a lokat była w śród przedsiębiorców (zwłaszcza średnich 1 drobnych) dość silnie rozwinięta. Czasami też własność kam ienicy zapisyw ana była fikcyjnie na któregoś z członków rodziny, aby w ten sposób zmniejszyć wysokość płaconych podatków.
Obliczenie liczby zawodowo czynnych kapitalistów w przemyśle i handlu (50 tys.
osób) należy uznać za prawidłowe. O jego słuszności może świadczyć, że do analo
gicznej liczby burżuazji przem ysłowej i handlowej doszło dwóch autorów stosując różne metody obliczania *.
Zasadniczy spór między m ną a Żarnow skim zaczyna się przy podziale burżuazji na wielką, średnią i drobną. A utor nie podał w yraźnych kryteriów stosowanych po
działów. Np. dla oszacowania górnej w arstw y burżuazji oparł się na liczbie przed
siębiorstw przemysłowych należących do I—III kategorii. Dodał do tego część zakła
dów handlowych I kategorii, uwzględnił „kilkuset kapitalistów , form alnie będących pracow nikam i najem nym i” i w rezultacie postaw ił hipotezę, że „zapewne osiągniemy
1 P anoram a spo łeczeń stw a II R zeczyp o sp o lite), „N ow e K siążki” 1974, n r 2.
2 Por. Z. L a n d a u , Oligarchia fin a n so w a D rugie) R zeczy p o sp o litej, PH L X II, 1971, n r X
r e c e n z j i;
579 około 2 tysięcy klasycznych wielkich kapitalistów ” (s. 266). Sądzę, że zarówno me
toda szacunku, ja k i konkluzja nie są prawidłowe. Z liczby wielkich zakładów n ie można bowiem wnioskować o liczbie wielkiej burżuazji. Znaczną większość wymie
nionych przedsiębiorstw stanowiły spółki akcyjne, należące przy tym w pow ażnej części do zagranicznych akcjonariuszy, a częściowo do p a ń stw a 5 (o czym zresztą pisze Żarnowski, ale nie uwzględnia przy wyciąganiu wniosków). Trudno więc bez szczegółowych badań przyjąć założenie — a ta k w ydaje się postąpił autor — że jednem u wielkiemu zakładowi odpowiadał mniej więcej jeden czynny wielki k a
pitalista. Metodę tak ą można stosować do okresu połowy X IX wieku, ale nie d la wieku XX.
K w estionując tę m etodę szacunku powinieniem dać jakąś inną propozycję.
Sądzę, że punktem w yjścia winna być analiza nie liczby przedsiębiorstw, ale liczby osób osiągających dochody, które uznać można za odpowiadające pojęciu w ielkiej burżuazji. Sądzę, że nie będzie przesadą, jeśli m inim alną granicę dochodu ustalim y w tym w ypadku na 10 tys. zł miesięcznie, a więc 120 tys. zł w skali rocznej. Nie w ydaje się, aby granica ta była zbyt wysoka. W 1926 r. podatek dochodowy (zarówno od dochodów z m ajątków , ja k i z pracy najem nej) od 120 tys. zł obciążał 342 płat
ników. Wśród płatników występowały nie tylko osoby fizyczne, ale i praw ne (przed
siębiorstwa) *. Trzeba też pam iętać, że na liście osób osiągających dochody powyżej 120 tys. zł rocznie, figurow ali nie tylko wielcy przedsiębiorcy, ale też poważna liczba managerów, którzy z punktu widzenia klasowego bardziej bliscy byli in te ligencji niż burżuazji. Dla przykładu dyrektor naczelny Lew iatana A. W ierzbicki otrzym ał z Lew iatana w 1932 r. — a to już okres kryzysu i obniżek płac — w ynagro
dzenie 299 tys. zł, a z Towarzystwa Wielkich Pieców, w którym był dyrektorem , dalsze 72 tys. zł; dyrektor Banku Handlowego w W arszawie A. Goldklang otrzym ał wynagrodzenie 216 tys. zł, a dyrektor generalny H uty „Pokój” i Zarządu Zakładów Ballestrem a A. Lew alski — 269 tys. zł.
Oczywiście można założyć, że niektórzy przedstawiciele w ielkiej burżuazji ukry
w ali część dochodów, ale to z kolei było rekom pensowane przez niewyłączenie z liczby osób posiadających dochody przekraczające 120 tys. zł rocznie przedsię
biorstw oraz grupy managerów. W tym stanie rzeczy sądzę, że do wielkiej bur
żuazji — i to też chyba nazbyt optymistycznie — można zaliczyć około 300 osób (oczywiście w tym w ypadku bez zawodowo biernych). Za powyższym szacunkiem przem aw iają też dane dotyczące liczebności oligarchii fiansowej w Polsce. Jeżeli bowiem ustaliliśm y, że należały do niej 92 osoby, to nie ma żadnych powodów, aby sądzić że grupa w ielkiej burżuazji była aż 21 razy od niej liczniejsza. Szczególnie, że liczebność grupy „oligarchów” w różnych instytucjach, w których reprezentow ani byli wyłącznie kapitaliści, w ahała się od 40 do 45%>5. Przem aw ia to za moim sza
cunkiem liczby wielkich kapitalistów , a przeciwko obliczeniom Żarnowskiego.
Mam też wątpliwości co do metody szacowania średniej burżuazji. I tu Ż ar
nowski oparł się na danych o istniejących przedsiębiorstwach przemysłowych za
trudniających od 10—15 do 200 robotników, doliczył pew ną liczbę przedsiębiorstw handlowych o wielkości obrotów zbliżonej do uwzględnionych w tym szacunku przedsiębiorstw przemysłowych oraz pewną (zupełnie nieokreśloną) liczbę średnich kapitalistów związanych z innym i działami gospodarki narodowej. W ten sposób przyjął, że „średnia burżuazja mogła obejmować około 30 tys. ludności” (s. 268).
Pom ijając już naw et wątpliwość, czy z liczby przedsiębiorstw można wnioskować з N b. nie ścisłe je s t tw ierd zen ie (s. 299), że „w k ońcu 1923 r. w arto ść p rzedsiębiorstw p aństw ow ych w ynosiła 15-25% w arto ści całego m a ją tk u narodow ego” . W edług J . S t a c h - n i u к a , n a k tó reg o a u to r się pow ołuje, chodziło nie o w artość przedsiębiorstw p ań stw ow ych, ale o w arto ść całego m a ją tk u państw ow ego, p rz y czym wysokość szacunku w ah ała się w g ra n icach 15—20%. (J. S t a c h n i u k , P aństw o a gospodarka, W arszaw a 1939, s. 135).
* A n n u a ire d u sta tistiq u e d u M inistère des F inances, V arsovie 1951, s. 101—102.
s Z. L a n d a u , op. cit.
580 R E C E N Z J E
0 liczbie burżuazji i ta k pow staje pytanie, czy jeżeli przeciętny obrót na jedno przedsiębiorstw a przem ysłowe tej grupy wynosił w 1935 r. 270 tys. zł, zaś n a zakład handlow y 220 tys. — możemy mówić o średniej burżuazji. Przyjm ując bowiem, że
■dochód kształtow ał się na poziomie 8%> (a to już bardzo wysoko), przemysłowcy związani z zakładam i zatrudniającym i od 10—15 do 200 robotników uzyskiwaliby przeciętne m iesięczne dochody w wysokości 1,6 tys. zł, a w handlu 1,5 tys. W żadnym
■wypadku przy ta k niskich dochodach nie możemy mówić o średniej burżuazji, a w najlepszym razie o drobnej. Myślę, że w tym w ypadku lepszym rozwiązaniem byłoby oparcie się na statystyce podatkow ej i określenie pewnego minimalnego poziomu uzyskiw anych dochodów, które możnaby przyjąć jako granicę dzielącą
■wielką i średnią oraz średnią i drobną burżuazję. W każdym razie uważam, że liczebność obu tych grup została przez Żarnowskiego wyolbrzymiona.
Nie na tym jednak koniec różnic w poglądach na burżuazję. Mam wrażenie, że w rozdziale poświęconym burżuazji Żarnow ski w w ielu spraw ach dał się zasu
gerować niektórym istniejącym opracowaniom. Taki ch arak ter m a np. tw ierdzenie, że „fabrykanci łódzcy z O skarem (Oszerem) Konem na c z e le ---potrafili w ydawać
otw arte w ojny rządow i centralnem u” (s. 267 n.). To przecież duża naiwność. Rząd dysponował tylom a różnym i m etodam i trzym ania w szachu przemysłowców, że żaden z nich (poza świadom ie działaj ącym przeciw Polsce kapitałem niem ieckim na
•Górnym Śląsku) nie odważał się na „w ydanie otw artej w ojny” państw u. Rząd m iał w swych rękach m.in. system podatkow y, celny, przepisy sanitarne i przeciwpo
żarow e, dysponował zam ów ieniam i rządowym i, aparatem transportu kolejowego, ustaw odaw stw em socjalnym , Inspekcją Pracy itd. W ykorzystanie wym ienionych in
sty tu cji przeciwko przedsiębiorcy groziło m u szybkim i i poważnymi kłopotam i. Za
sad y polityki przemysłowców wobec państw a zwięźle u ją ł naczelny dyrektor Le- w iatan a A. W ierzbicki pisząc: „Obowiązkiem każdej niezależnej organizacji jest bronić swoich p o g ląd ó w ---. A le właściwa pora ścierania się poglądów — to okres dojrzew ania jakiejś decyzji w rządzie. Gdy decyzja już zapadła, rzucanie kłód pod nogi przy jej w ykonyw aniu niegodne byłoby poważnej organizacji i świadczyłoby tylko o b ra k u w niej poczucia o d p ow iedzialności--- o braku zmysłu praktycz
nego” *.
Niezbyt ścisłe są też tw ierdzenia o „łączności organizacyjnej” organizacji zie
m iańskich i w ielkiego kapitału w ram ach Lew iatana (s. 273, 277). Mieliśmy tam pow iązania nie tyle organizacyjne, co personalne. Ci sam i bowiem ludzie byli często 1 obszarnikam i i przemysłowcami, w związku z czym działali i w Lew iatanie i w organizacjach ziem iańskich. Nie odpowiada też praw dzie tw ierdzenie, że „z r e guły m inistrow ie skarbu oraz m inistrow ie przem ysłu i handlu” związani byli bez
pośrednio z w ielką burżuazją (s. 277). Dotyczyć to mogło około jednej czw artej m in istró w skarbu. Mam również w ątpliw ości, czy rzeczywiście w latach kryzysu rząd „na ogół szedł na rękę Lew iatanow i, u p atru jąc w jego receptach jakąś drogę w yjścia z kryzysu” i „że polityka gospodarcza rządu przed 1936 r. odpowiadała w głównych zarysach program ow i L ew iatana” (s. 278). W ydaje się, że to w ielkie uproszczenie. Cały szereg posunięć w polityce społecznej, w polityce kartelow ej, -w polityce cen itd. przeczy tej nazbyt generalizującej o p in ii7.
S kądinąd zgadzam się w pełni z zasadniczym w nioskiem rozdziału o burżuazji, że w w arunkach II Rzeczypospolitej była to klasa tracąca na znaczeniu. Jej miejsce zajm ow ał w coraz w iększym stopniu a p a ra t państw ow y oraz do 1937 r. kap itał za
graniczny. Proces ten — co słusznie przedstaw ił Żarnow ski — szczególnie nasilił się w w yniku kryzysu la t 1930—1935 (co zresztą przeczy stanow isku autora, że w la-
• A. W i e r z b i c k i , P o lity k a p rzem ysłu , „ P rz eg ląd G ospodarczy” 1983, n r 23, s. 849.
7 P or. np. Z. L a n d a u , R o zw ó j u sta w o d a w stw a k a rtelo w eg o w Polsce m ię d z y w o je n n e j na tle p o lity k i k a rtelo w e} rzą d u , K H L X X IX , 1972, n r 1.
RECENZJE
581 tach załam ania rząd prowadził politykę gospodarczą zgodną z interesam i wielkiego kapitału). Powodowało to nie tylko spadek liczby burżuazji, ale przede wszystkim zm niejszanie się liczby wielkich i średnich kapitalistów , przy wzroście liczby i znaczenia drobnych. Tu jednak m am wątpliwość, czy rzeczywiście rosła liczba drobnych kapitalistów , czy raczej zamożnych drobnomieszczan. Wobec płynności granicy między obu grupam i — spór na ten tem at nie m a obecnie szans na ro z
strzygnięcie. Podobnych problem ów spornych jest zresztą więcej. Ale w związku z brakiem badań nad burżuazją w Polsce m iędzywojennej, trudno mieć do Żarnow - skiego pretensje, że przecierając pierwsze ścieżki w padł po drodze w kilka dołków.
Nie w ątpię, że jego książka stanie się przedmiotem licznych dyskusji, szczególnie że je j tem at zbiega się z badaniam i inicjowanym i przez In sty tu t H istorii PAN.
Sądzę, że w w ielu w ypadkach Żarnow ski wyręczył już Instytut. Hównocześnie jed n ak w skazał na nowe kierunki badań i liczne dziewicze tem aty, które oczekują n a opracowanie. M iejmy nadzieję, że dalsze studia pozwolą na pogłębienie obrazu społeczeństwa polskiego. Mam wrażenie, że wiele podstawowych tez zaw artych w re cenzowanej pracy nie ulegnie przez to zmianom, a co najwyżej doczeka się dodatko
w ej egzemplifikacji. Wiele bowiem spraw — przy obecnie dostępnej bazie źródło
w ej — zostało właściwie przez autora wyczerpanych. W szeregu kw estii spór toczyć się będzie o m niej lub więcej istotne szczegóły, tak ja k to zaprezentowałem w recenzji.
Zbigniew Landau K rystyna S r e n i o w s k a , K ościuszko bohater narodowy. Opinie współczesnych i potom nych 1794—1946, PWN, W arszawa 1973, s. 266, ilustr.
W ślad za książką A ndrzeja Z a h o r s k i e g o o legendzie napoleońskiej w Pol
sce otrzym ujem y studium biegnące równolegle i chyba znacznie jeszcze ważniejsze dla dziejów polskiej świadomości narodowej. Napoleon był w dziejach naszych czyn
nikiem zewnętrznym ; Kościuszko pozostał symbolem własnych naszych narodowych osiągnięć — i niedociągnięć.
A utorka ta k określa na w stępie tem at swoich zainteresowań: „Co leżało u pod
staw sławy Kościuszki w polskim narodzie, jakie przypisywano m u cechy, jak mo
delowano jego oblicze ideologiczne, moralne, jaki wzorzec w nim widziano. Kto, kiedy i dlaczego używał jego im ienia jako hasła, symbolu określonych w artości na
rodow ych?”. Pytanie ważne i trafn ie postawione, lecz niełatw e do rozstrzygnięcia.
Książka oparła się „na źródłach współczesnych, pam iętnikach, diariuszach, kores
pondencji, odezwach, czasopismach, drukach ulotnych, przemówieniach, poezji”; prze- ‘ robiona została, rzecz jasna literatu ra naukowa, a dla niektórych okresów i prasa.
M ateriał kolosalny, niemożliwy chyba do ogarnięcia przez jednego człowieka. Książ
k a S r e n i o w s k i e j jest tylko pierwszym przybliżeniem się do zagadnienia: cen
nym w łaśnie dlatego, że pierwszym.
Siedem chronologicznie ujętych rozdziałów omawia kolejno stosunek społe
czeństw a polskiego do Kościuszki: w ogniu toczącej się Insurekcji; w chwili śmierci Naczelnika (1817 r.); w czasie pow stania listopadowego; w epoce rom antyzm u;
w czasach pozytywizmu; w pierwszej ćwierci XX wieku; w latach II wojny św ia
towej. Ze wszech m iar słusznie autorka skupiła uwagę na kościuszkowskich rocz
nicach: 1894, 1917, 1944, 1946 — wówczas bowiem mnożyły się wypowiedzi różnego kalibru, o rozm aitym nastaw ieniu, szczególnie nadające się do konfrontacji. Prze
badała więc bardzo wiele, lecz chyba drugie tyle m ateriału pozostawiła odłogiem.
Nie można oczywiście czynić jej z tego zarzutu; w arto natom iast wskazać, co jeszcze m iędzy innym i pozostaje do zrobienia. Idąc po kolei: lata 1797—1812, sto
sunek więc Kościuszki do Legionów i do Księstwa Warszawskiego — jak był осе- P rz e g lą d H isto ry czn y — 10