• Nie Znaleziono Wyników

Perły ziemi pszczyńskiej

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Perły ziemi pszczyńskiej"

Copied!
59
0
0

Pełen tekst

(1)

92 3 S í

\ Beata Cyganek

Perły

/ 1

ziemi pszczyńskiej

(2)

Beata Cyganek

Perły

/ 1 ^

ziemi pszczyńskiej

zdjęcia M arcelina Wróbel

Pszczyna 2010

(3)

Teksty i redakcja: Beata Cyganek Zdjęcia: Marcelina Wróbel

Korekta: Monika Kocbuch

P om y sło d aw cą niniejszej publikacji je s t L okalna G rupa D ziałania „Z iem ia Pszczyńska” , która sfinansow ała projekt ze środków przyznanych n a realizację Lokalnej S trategii R ozw oju n a lata 2009-2015. C elem książki je s t aktyw izacja i prom ocja potencjału m ieszkańców pow iatu pszczyńskiego.

Projekt okładki, skład: A nna G óra-W ojtyła

Druk: O ficyna D rukarska Z dzisław Spyra, w w w .oficynadrukarska.pl

W ydawca:

Stow arzyszenie LG D "Z iem ia Pszczyńska"

43-200 P szczyna, ul. 3 M aja 11 teł. 32 210 02 12

e-m ail: biuro@ lgdziem iapszczynska.pl w w w .lgdziem iapszczynska.pl

O ficyna D rukarska w P szczynie

it c p t o ft B B H ta w a Biblioteka Publiczna

# Pszczynie

C z U d - a J

ZN.-KLAS.

$ Z 9 ~ o f z ( ± 3 ? )

5 - . i i

|NR INW.

N IEA U TO R Y ZO W A N E K O PIO W A N IE C A Ł O ŚC I LU B FR A G M EN T U

N IN IE JSZ E J P U B L IK A C JI W JA K IE JK O L W IE K POSTACI JE S T Z A B R O N IO N E A n <

C opyright (ć) 2010 LG D "Ziem ia Pszczyńska"

W ydanie I

P szczyna 2010

ISBN 978-83-62674-07-7

Perły

ziem i pszczyńskiej

(4)

Zamiast wstępu

Szanow ni Państw o,

książka, k tórą trzym acie w ręku odkryw a przed Wami najw iększe bogactw o ziem i pszczyńskiej - jej m ieszkańców , ludzi 0 niezw ykłych pasjach, zainteresow aniach i talentach. P ięćdziesiąt osób i p ięćdziesiąt niepow tarzalnych historii, z których w iele m ogłoby stać się początkiem odrębnych opracow ań. W yjątkow ość niniejszej pozycji p o leg a n a jej różnorodności. S ą wśród naszych „Pereł” zarówno zawodowcy, ja k i am atorzy; s ą ludzie młodzi, u progu sw ych poszukiw ań 1 dążeń oraz tacy, którzy sw ym dośw iadczeniem m ogliby obdarow ać kilka pokoleń. Ł ączy ich je d n o - w szyscy s ą w ażn ą częścią tutejszej społeczności, sta n o w ią o je j charakterze i specyfice, w p ły w ają na rozw ój społeczny i kulturalny m iejscow ości, gm in oraz całego p ow iatu pszczyńskiego.

Kiedy w czerw cu 2010 roku rozpoczynaliśm y realizację projektu, byliśm y św iadom i, że nie w yczerp iem y tem atu.

N ie przypuszczaliśm y jed n ak , że uda nam się dotrzeć do tak w ielu interesujących ludzkich historii. M am nadzieję, że pozycja ta stanie się pretekstem do dalszych dyskusji i refleksji oraz zachęci innych do w spółpracy z naszym Stow arzyszeniem . C hcem y nadal odkryw ać nasz p o tencjał i budow ać lo k a ln ą tożsam ość.

Dziękuję w szystkim osobom zaangażow anym w pracę nad książką: autorkom tekstów i zdjęć, pracow nikom biura i drukami, a przede w szystkim bohaterom tej publikacji, którzy zechcieli podzielić się z nam i kaw ałkiem swojej opowieści.

Bez Państw a udziału ta książka nie m ogłaby pow stać.

W im ieniu Zarządu

prezes stow arzyszenia Lokalna G rupa D ziałania „Ziem ia P szczyńska”

Perły

wrjwklirpi

**

(5)

Perły

ziem i pszczyńskiej

(6)

Agnieszka Bieryt

Pawłowice

T renuje od d z ie c iń stw a . Jej ta ta p ro w a d z ił w Żorach klub „M aratończyk” , bieganie było w ięc dla pani A gn ieszk i czym ś naturalnym . K iedy tow arzyszem jej treningów został pies, rozpoczął się dla niej now y rozdział sportow ej a k ty w n o ś c i. W c a n ic r o s s ie , c z y li b ie g u człowieka i psa połączonych specjalną uprzężą, pani A g n ie s z k a o d n io sła m ię d z y n a ro d o w e sukcesy.

Dwukrotnie była M istrzynią Polski (2006,2007), co z a o w o c o w a ło p o w o ła n ie m j e j do kadry narodow ej. W 2007 roku zajęła trzecie m ie js c e n a M is tr z o s tw a c h E u r o p y

w N iem czech oraz M istrzostw ach Św iata w e W łoszech. B iegła razem z F ankiem - psem poży czo n y m od k o leżanki - m ieszanką w yżła i charta. Sw ojego pupila, m alam uta B rookiego, zostaw iła w dom u, bo był za słaby, żeby startow ać. Ale to w łaśnie z B rookim pani A gnieszka staw iała siedem lat tem u pie rw sz e k roki w canicrossie. P otężn y m alam u t przypom inający m ałego niedźw iedzia w rzeczyw istości je s t niezw ykle ła g o d n ąp sin ą. U w ielbia biegać, dlatego św ietnie nadaje się na treningi, je d n a k kiedy się zm ęczy, je g o p sia natura każe m u odpocząć, co nie zaw sze je s t pożądane podczas zawodów. Bo w canicrossie o ostatecznym sukcesie decyduje pies. Ponad p ięćdziesiąt p rocent pracy m usi w ykonać w łaśn ie on. B ieg o p ie ra się na w s p ó łp ra c y c z ło w ie k a i p sa , a le z w ie r z ę c ia do n ic z e g o n ie m o ż n a zm u sić . Jak nie chce biec, to nie biegnie. Dziś z Brookim najczęściej biega brat pani A gnieszki. O na sam a, po urodzeniu córeczki, powoli w raca na bieżnię i rozpoczyna treningi. C odziennie biega około siedem kilom etrów , naw et w tedy, kiedy pada deszcz. M obilizuje ją ta ta , pow tarzając, że nie je st z cukru. B iegająrazem . Pierw szy duży sukces pojaw ił się w listopadzie - b r ą z o w y m e d a l n a M is tr z o s tw a c h E u r o p y w e W ło s z e c h . C h c ia ła b y j e s z c z e p o p r a w ić w y n ik z M istrzostw Ś w iata.T rzy lata tem u do tytułu w icem istrzyni zabrakło jej kilku sekund, tylko dlatego, że pies zatrzym ał się, żeby zrobić siku. B yw a i tak. Praca z czw oronogiem je s t pełna n iespodzianek, ale pani A g nieszka co do je d n eg o nie ma w ątpliw ości - biegać m ożna z każdym psem . W ystarczy chcieć.

5 Perły

^ ziem i p szc zyń sk ie j

(7)

,■<,* ' N ie przypuszczał, że stare drzewa

'7- '■■■"■ - i f l l P * r n M i ; n \ . n . i I c i y i i i c

G o s p o d a rs tw a R o ln e g o , k ie d y ś s t a n ą s ię j e g o w ła s n o ś c ią . P rzez w iele lat b y ł k ierow nikiem g ospodarstw a. W 1993 roku, kiedy k up ił grunt, razem z nim w je g o ręce trafiły cztery piękne dęby, liczące sobie po kilkaset lat. W szystkie s ą pom nikam i przyrody. W iek najstarszego szacuje się na około 4 0 0 lat, ale pan M a rc in tw ie rd z i, że d rze w o j e s t d u żo starsze. P o ró w n a ł j e z d ęb em u w ażan y m za n ajstarszy w Polsce. B olesław - bo tak m a na im ię, rośnie nieopodal K oszalina. M a osiem set lat, a je g o obw ód na w ysokości 1,30 m etra w ynosi 6,91 m etra. To tylko o 11 centym etrów w ięcej, niż m ierzy okaz rosnący w Paw łow icach. W łaściciel je s t przekonany, że je g o drzew o m usi rosnąć dłużej niż cztery w ieki. Pan M arcin uw aża, że najstarszy paw łow icki dąb m a ju ż około 560 lat. C ieszy się, że je g o drzew o je s t w dużo lepszym stanie, niż to spod K oszalina. Paw łow ickie dęby ro sn ą sobie spokojnie na terenie ciągle funkcjonującego gospodarstw a rolnego. Przez lata tak w rosły w krajobraz, że dziś trudno sobie w yobrazić to m iejsce bez nich. O d trzydziestu lat pan M arcin przechodzi tędy idąc do pracy i z pracy. C ztery d ęby szypułkow e w w ieku około 300, 320, 445 i 560 lat m a ją się całkiem nieźle, ale w ym agają zabiegów p ielęgnacyjnych, które p o z w o lą im je sz c z e przez w iele lat cieszyć się d o b rą kondycją. K ilka lat tem u przeprow adzono drobne roboty konserw atorskie, ale przydałoby się je ponow ić. W łaściciel szuka m ożliw ości pozyskania funduszy unijnych, które pozw o liły b y w ykonać niezbędne prace, a z czasem naw et udostępnić teren zw iedzającym . N a r a z ie j e d n a k d ę b y r o s n ą s o b ie s p o k o jn i e , c h o ć n ie s ą o s a m o tn io n e . T w o r z ą d r z e w o s t a n p a r k u o pow ierzchni około 2,5 hektara, liczącego 300 różnych gatunków drzew , ale to one n ad a ją tem u m iejscu splendoru, m ajestatu i pow agi. To one sta n o w ią p ark o w ą starszyznę. W szak najm łodszy z nich m a ju ż trzysta lat.

Marcin Ficek

Pawłowice

Perły 6

zie m i pszczyńskiej

(8)

Tadeusz Gach

Pawłowice

W w a rs z ta c ie s a m o c h o d o w y m p a n a T adeusza m o żn a zo b a cz y ć n ie zw y k łe auta. W iększość z nich trudno spotkać n a d ro d z e . N ie m a ją k lim a ty z a c ji ani p o w ietrz n y ch p o d u sz ek , a je d n a k

ich w łaściciele są skłonni czekać naw et trzy lata, zanim na pow rót d o sta n ą kluczyki, a auto będzie gotow e do drogi.

To kolekcjonerzy i koneserzy zabytkow ych sam ochodów , które w w arsztacie pan a T adeusza w ra c a ją do św ietności sprzed w ielu lat. P ierw szy w arsztat o tw o rz y ł w 1975 ro k u , ale re n o w a c ją sta ry c h aut z a ją ł się n ie co późn iej.

Jego pierw szą pasją były w yścigi sam ochodow e, je d n ak po śm ierci przyjaciela, A ndrzeja Bublew icza, przyszła refleksja, czy w arto? W tedy odkrył św iat aut zabytkow ych i frajdę, ja k ą daje spokojna p rzejażd żk a takim odrestaurow anym

„staruszkiem ” . Jest zakochany w m ercedesach - podoba m u się ich klasa i solidność. P ierw szym autem pow stającej kolekcji był M ercedes V 170 z 1937 roku. W łaśnie na tym m odelu u czy ł się trudnej sztuki renow acji. Prace trw ały siedem lat, ale efekt był zachw ycający. C zarna lim uzyna w zięła udział w w ystaw ie m ercedesów p rzy okazji pokazów lotniczych w W arszawie G óraszce i od razu zdobyła pierw sze m iejsce w konkursie elegancji. N ag ro d ą był w yjazd do Salzburga na obchody stulecia fabryki M ercedesa. W 2000 roku auto pana Tadeusza pokonało p onad 1000 innych m ercedesów, zdobyw ając ósm e m iejsce w p rzejeździe tra są p ro w a d zą cą m iędzy innym i przez góry. S am ochód szedł ja k burza. N ikom u niezn an ą z a ło g ą z Polski zainteresow ał się M ercedes i zaczął nam aw iać do założenia w Polsce klubu tej m arki. Tak pow stał K lub M ercedes Polska, którego pan Tadeusz je s t w spółzałożycielem . W sw ojej kolekcji m a sześć takich aut, a je g o ulubionym je s t M ercedes V 170 cabrio z 1938 roku. M a je sz c z e op la z 1956 roku, bo je s t je g o rów ieśnikiem i m ałego, czerw onego F iata N SU W einsberga z 1939 roku, n iew ielkie auto w sam raz dla w nuczka.

N a zim ę auta konserw uje i przechow uje w garażach. N a ulice znow u b ę d ą m ogły w yjechać w iosną. Pan Tadeusz zauw aża, że coraz w ięcej ludzi in teresuje się zab y tk o w y m i au tam i, bo no w e szy b k o tra c ą na w arto śc i, a stare z u pływ em czasu co raz w ięcej zy sk u ją. R e n o w ac ja sa m o ch o d ó w to je g o p asja. A k tu aln ie p rac u je n ad autem z 1908 roku. To najstarszy m odel w je g o karierze. I chociaż praca byw a dłu g a i uciążliw a, liczy się w yzw anie i satysfakcja, że to w łaśnie on tchnął w auto now e życie.

7 Perły

ziem i p szczyńskiej

(9)

Z aczęło się w szystko od tego, usłyszał K rzysztofa

jt a i ‘' ‘^ T ' i i i.uuik^-1

, < V . K r e A p o Śl ąsku. N a g r a ł

V Sm uQ P Ś l ą s k a w

9 H M H H V

U B | j i ^ S B p s o b i e , ż e k i e d \ k o l w i e k m o / e się to / m i e n i e . Na w cl

« L I ; f f l H H gd>

to śl ąski k a b a r e t , l aki . j a k i j u ż

J g ^ ^ w s w o j e j s / k o l e . N a / w a l g o ..K r a u z a " e / y l i stoik. Lubi

£ r o M 9 | E 9 w \ s i ę p o w a ć w c a l e n i e r e n u < M a t n i o p m w a d / i l g m i n n e d u / \ n k i r a / e m / p a n e m M o g i l s k i w e m M u s i o l i k i e m . k t ó r e m u o b s e i a / e s e e n ; | m o / n a u I ko

"■■'• :' '... i;. ' ;.

-5»

k a r t k i . ( . d _ \ h > e / e g u s / a p o m m a l . / a e / a t l \ \

m m im p r o w iz o w a ć , b o m ó w ią c g w a r ą c z u je się j a k r y b a w w o d z ie . C z a s a m i ty lk o tru d n ie j się dogadać, ja k p o jedzie nad m orze. N a plaży H anysów nie w szyscy rozum ieją, w tedy lepiej pow iedzieć, że je st się Ś ląz ak ie m . Je g o u lu b io n y m sło w e m j e s t łonaczyć, bo to sło w o -w y try c h . W s z y stk o m o ż n a nim w yrazić.

Jo to przełonaczył, łon z łoną łonaczą, nie łonacz. I nich ktoś pow ie, czy je s t gdzieś na św iecie je szc ze taki język, k tóry w szystkie znaczenia za w iera w je d n y m w yrazie?

D arek chciałby zdobyć tytuł Ś lązaka R oku. M a ju ż z a so b ą pierw sze sukcesy w lokalnych konkurencjach. Jeszcze ja k o u c z e ń t r z e c ie j k la s y s z k o ły p o d s ta w o w e j z a j ą ł p ie r w s z e m ie js c e n a m ię d z y g m in n y m p r z e g lą d z ie w G o c z ałk o w ic ac h -Z d ro ju . U cz estn icz y ło p o n ad trzy d z ieści osób, a on o k az ał się najlepszy! S tartuje rów nież z p o w o d z e n ie m w za w o d ac h w S uszcu. W 20 0 9 ro k u b y ł z d o b y w c ą p ierw szej n ag ro d y i statu etk i “ H an y sk a”

na G m innej O lim piadzie G w ary Śląskiej w ygłaszając m onolog „Gelynder

B rał rów nież udział w konkursie na Ś lązaka R oku 2009 w kategorii m łodzieżow ej opow iadając o feryjach u babki.

D arek stara się dobrze uczyć, bo chciałby iść do szkoły aktorskiej. N ajlepiej zaraz po gim nazjum , do specjalnej klasy w szkole średniej, w której m ógłby dalej rozw ijać sw oje zainteresow ania. C hce w ystępow ać, bo nic nie spraw ia m u w iększej satysfakcji, n iż rad o ść na tw arzach słuchaczy.

Dariusz Grodoń

Kryry

Perły 8

zie m i pszczyńskiej

(10)

Marek Gruszka

Kobiór

Nie wyobraża sobie, że mógłby nie grać na gitarze.

To największa i jedyna pasja ja k ą ma. Kwestia gdzie i z kim się gra, jest wtórna. N aw et jak nie m a gitary w ręce, to czuje, że gra mu w myślach, w duszy. Grać nie przestaje nigdy, bo muzykiem po prostu się jest.

G rą na gitarze zaraził go starszy brat, choć od samego początku ich muzyczne upodobania były inne. Zaczął grać w podstawówce: zdecydowanie, mocno, pewnie:

Dom wschodzącego słońca, rifly Hendrixa - to był od razu prawdziwy rock and roli. Tak jest zresztą do tej pory. N ie gra romantycznych ballad.

Jego największym muzycznym autorytetem pozostał Jimi Hendrix - legenda i wirtuoz gitary elektrycznej.

W swoim muzycznym życiorysie brał udział w wielu różnych projektach. Grał w różnych składach, wśród których j ednym z ważniej szych był zespół Sebastiana Riedla - Cree. Ponad dw a lata był ich gitarzystą, razem nagrali trzy płyty, ale później ich drogi się rozeszły. Od dw óch lat je s t liderem Kobiórskiej Formacji Muzycznej, zespołu, który powstał z jego inicjatywy. Zaczynali w trójkę, dziś KFM to pięć osób, na których spójne brzmienie składa się męski wokal,

dwie gitary, klawisze, bas i perkusja. Zaraz po wykrystalizowaniu się składu pojechali na festiwal Ryśka Riedla ...i wygrali.

Potem był festiwal w Kaliszu, gdzie również zostali laureatami. W ubiegłym roku wygrali „Żubrowisko”. KFM to nie jedyne

„dziecko” Marka Gruszki. Cztery lata temu po raz pierwszy zorganizował w swojej miejscowości koncert o wdzięcznej nazwie

„Uszy na śmietniku” . Spontaniczna impreza plenerowa narodziła się w grupie muzyków, których w Kobiórze nie brakuje.

W koncercie biorą udział zespoły rockowe, które M arek sam selekcjonuje. N azwa przedsięwzięcia przewrotnie m a przypominać, że uszy służą do słuchania muzyki.

M a trzy gitary: dwie elektryczne (jedna je st wygraną) i je d n ą akustyczną. Kiedyś była jeszcze czwarta, ale nieopacznie po jednym z koncertów zostawił j ą w aucie i ktoś j ą ukradł. Szkoda, bo instrument, w dużym stopniu zrobiony przez niego samego, świetnie brzmiał. Marek żałuje, że m uzyka rockowa nie je st teraz na topie, trudno się z nią przebić, zaistnieć w mediach. Ale nawet pozostając gdzieś na obrzeżach popularnych nurtów muzycznych, lider KFM ciągle pozostaje prawdziwym rockmanem.

9

zie m i pszczyńskiej

Perły

(11)

yir W w ieku 45 lat zdał sobie sprawę, że nie przewróci f św iata do gor_\ n o g a m i. /. d cc> d o w al. że u mci

j l l do lego. co b \ ł o w nim tul z a w s /c do mu/yki.

* : j p . () d najmłodszych lat lubił występować. W c/asach

h B Ł f l K B s z k o ln y c h i studenckic h gra) w zesp ole, tańcz ył

« a * * — ... I J J * . w balecie, in tere sow ał się bigbitem. Po studiach

A j

WĘBR

założył rodzinę i zaczai zarabiać na życie pracując

ja k o geodeta. Nie było czasu na muzykę i występ) W na scenie, ale tęsknota za śpiew em ciągle w nim tkwiła.

¥ Najczęściej daw ał rodzinnych

y / ' ' uroczystości. Pierwszą muzyczną bajkę dla dzieci

W f

/ / napisał na prośbę kolegi, odgryw ają cego podczas

przedstaw ień postać nie jakie go krasnala Bodzio.

Chodziło o krótką ry mow ankę. / która, raźniej b\ lob\

JB L

i'o/poc/ąć spotkanie. Powstała w 2000 roku piosenka

4

JjWK

..Krasnal Bodzio". sz \b k o okazała się hitem. / czasem

zaczch pojaw lae sic kolejne /a m ow icnia. w s r o d nich

¿S > ró w nie ż p o t r z e b a adaptacji na potrzeb\ piosenki

■ P ^ P P W historii o Jasiu i Małgosi. I tu pojaw ił się problem:

■ M L jak nieść dzieciom radość i zabawę, a pisać o Babic Jadze, co w piecu zginęła? A z drugiej strony, jakaś konsekwencja, prawda i morał w bajce m uszą być, więc pan Bogusław wymyślił now e zakończenie: Baba Jaga poparzona/ Zwiała kominem ja k szalona.(...)Na swej miotle w chmurach leci./ Już nie będzie straszyć dzieci. Pisanie tekstu nie przychodzi m u łatwo. Nie wystarczy proste tratatata. Tekst musi być lekki i skondensowany. Z upływem czasu m a dużo w iększą łatwość rymowania, ale słowa piosenki ciągle są dla niego wyzwaniem i czasami napisanie kilku zw rotek zajmuje całe dw a miesiące. Inaczej jest z muzyką. Choć w tej dziedzinie jest samoukiem, tworzy od ręki, przygrywając sobie na gitarze lub keyboardzie. Pierwsze śpiewane bajki testował w przedszkolu w Piasku, bo wiedział, że m aluchów oszukać się nie da. I choćby obiecało im się lody, to ja k piosenki są nudne - dzieci słuchać nie będą. Dzięki kontaktom z m iejscowymi dziećmi, narodziły się „Pierniczki” . G rupa uczniów pierwszej i drugiej klasy tutejszej szkoły podstawowej przez dw a lata występowała razem z nim, odgrywając bajkowe scenki. Dziś niektórzy z nich mają ju ż po 18 lat. M yśl o utrwaleniu swoich dokonań w postaci książki pojawiła się, kiedy miał już szesnaście bajkowych piosenek.

Żeby zrealizować marzenie, sprzedał działkę, bo wydanie książki kosztuje. I tak powstały - z kolorowymi ilustracjami, tekstami piosenek, nutam i i płytą do słuchania - „Bajki Piernika” .

Bogusław Grzywa

Piasek

Perły 1Q

ziem i p szczyńskiej

(12)

Jan Gwóźdź

Wola

Szew c bez bu tó w chodzi, a pan Jan b ez slomionki. C hoć w sw oim życiu zrobił ich setki, w je g o dom u trudno znaleźć choćby jedną. Każdy kto przychodzi w odw iedziny, ogląda, chw ali, że ładne i dostaje w yplatany ze słom y koszyczek w prezencie. Tak je s t co roku. L udzie p rz y c h o d z ą też do pana J a n a po m io tły z b r z o z o w y c h w ite k , a n a w io s n ę — p o w ie lk a n o c n e p a lm y zrobione z trzy n a stu g atu n k ó w krzew ów i drzew, ale to słomionek robi najw ięcej.

Ich w yplatanie to zajęcie sezonow e. Pan Jan p ie rw sz e p rz y m ia rk i do p ra c y z a c z y n a na trzy tygodnie przed żniw am i. S zuka pola

z żytem , bo tylko długa żytnia słom a n a d a j e __________________________________________

się do plecenia. P rosi w tedy gospodarza,

żeby pozw olił m u n aciąć je szc ze nie w pełni dojrzałego zboża. Z ielone łodygi m a ją b o w ie m o d p o w ied n ią elastyczność i nie są łam liw e. W dom u obiera je z niepotrzebnych łu sek i tak p rzygotow ane cz ek a ją do grudnia. Z anim przystąpi do pracy, m usi je szc ze przygotow ać ow ijkę. B ędzie n ią ow ijał w iązki słom y, aby połączy ć j e w je d n ą całość. C zerw one pędy siby zbiera na łąkach, potem przecin a je w zdłuż na połow ę i k a ż d ą połów kę w ydrąża tak długo, aż zostaje z niej tylko czerw ona skórka, która sam a skręca się na je g o palcu. Pleść zaczyna w grudniu, przed św iętam i. S iada w tedy w kuchni i w yplata koszyczki z ciasno ubitych w iązek słom y w zm ocnionych ow ijką. N ajtrudniej zacząć, bo słom a rozłazi się w e w szystkie strony. Swój pierw szy ko szy k pop raw iał aż pięć razy, zanim w yszło, ja k należy. To było ze czterdzieści lat tem u. W yplatania słomionek nikt go nie uczył. Z d zieciństw a zapam iętał ob raz dziadka z sąsiedztw a, który robił takie rzeczy, a on go obserw ow ał. K iedy dorósł, przy jrzał się ja k ie jś starej słomionce i sam spróbow ał.

U dało się. We w si je s t jed y n y m , który chce i potrafi je zrobić. N ic dziw nego, że je g o w y ro b y s ą tow arem deficytow ym . Kiedyś w słomionkach trzym ało się n iew ypieczony je sz c z e chleb. D zisiaj najczęściej słu ż ą ja k o ozdobne naczynia na ja jk a i ow oce. W ubiegłym roku je g o słomionka p o jechała aż do C zęstochow y, na J a sn ą G órę. B ył w niej dożynkow y chleb.

Perły

ziem i pszczyńskiej

(13)

Anna Haka

Wisła Wielka

Jest graficzką. W Wiśle Małej przy sz k o le p o d sta w o w e j o tw o rz y ła kółko plastyczne, w którym dzieci u c z ą się pod staw o w y ch technik graficznych. Lubi pracę z dziećmi.

Jej talent plastyczny je st również w y k o rz y s ty w a n y p o d c z a s organizacji gminnych uroczystości.

N a d o ż y n k i ra z e m z in n y m i m ie s z k a ń c a m i w si b u d o w a ła postaci ze słomy, dekorowała scenę plenerow ą i kościół. Działa rów nież w pszczyńskiej grupie Plessart i częstochowskim ARTLOCK-u.

O d dzieciństw a wiedziała, że chce zajm ow ać się p la sty k ą choć w tedy jeszcze nie przypuszczała, że będzie to właśnie grafika, a jej narzędziam i pracy b ęd ą nie tyle m alarska paleta z barw nym i farbami, co dłutka i grube linoleum, w którym wycina wzory, zanim odbije je na papierze. Zdecydow ała się na wydział artystyczny filii Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie, bo uczelnia ta kładzie nacisk zarówno na część zw iązanąz pedagogikąi profesją nauczyciela, ja k i działaniami artystycznymi.

Podczas studiów ciągle w ahała się, ja k ą specjalizację w ybrać: m alarstw o czy grafikę? O statecznie zdecydow ała się na to drugie, a prace m alarskie stały się tylko aneksem do przygotow anych grafik. Tworzy linoryty. N a płytę linoleum nanosi rysunek, który następnie w ycina za pom ocą różnego rodzaju dłutek i noży. Tak powstaje matryca. Pokrywa j ą farbą drukarską n ak ład a p a p ie r i o d b ija g rafik ę rę c z n ie lub n a p ra sie d ru k arsk ie j. W szy stk ie te cz y n n o śc i k o ja rz ą się bard ziej z ciężką pracą fizy c zn ą niż artystyczną ekspresją. W ystarczy jed n ak spojrzeć na gotowe odbitki, żeby nie mieć wątpliwości, że grafika je st również sztuką. Eksperym ent i im prowizacja nadająkażdej odbitce indywidualny charakter. Grafiki Ani Haki to puste przestrzenie, bezkres, tajem nicze, nieco księżycow e krajobrazy. Jedynym i śladami cywilizacji są maszyny latające.

Sama przyznaje, że do stw orzenia tego cyklu zainspirowało j ą najbliższe otoczenie. Jej pięknie położony dom znajduje się przecież n a takim pustkow iu: z dala od ludzi, ale za to blisko natury.

W śród sw oich prac m a rów nież cykl zatytułowany „W yborcy-W ybierani” . R ozpoczęła go od portretu afgańskiej kobiety protestującej przeciw ko braku praw a do głosowania. W ykonała też portret Juszczenki, Putina, Busha i Lecha Kaczyńskiego.

K iedy pow staw ał ten ostatni, naw et przez m yśl jej nie przeszło, że za jakiś czas grafika nabierze zupełnie nowego wyrazu.

Perły 12

ziem i p szczyńskiej

(14)

Kazimierz Hanusek

Wisła Mała

D opóki praco w ał w k opalni, co ro k u u c z estn icz y ł w górniczym św ięcie - spotkaniu gw arków . P am ięta im p r e z y o r g a n iz o w a n e w e d łu g tr a d y c y jn e g o schem atu: dw ie ław y ryw alizujących pracow ników , n a ła w a c h k u fle p e łn e p iw a , g o lo n k a , W y so k ie Prezydium w spraw ach p iw nych nieo m y ln e i zero kobiet. Z czasem kopalniane spotkania coraz bardziej p o w s z e c h n ia ły , w s z ę d z ie w k r a c z a ła k o m e r c ja , a on tęsknił za w y jątk o w o ścią daw nych G w arków.

W ła ś n ie d la te g o , j u ż j a k o e m e r y t, z a ło ż y ł S to w a r z y s z e n ie G w a r e c k ie , k tó r e s k u p ia em erytow anych górników i czynnych pracow ników k o p a lń . D z ię k i d z i a ł a l n o ś c i s to w a r z y s z e n ia , istn iejące g o ju ż o d d w u n a stu la t, p an K a z im ie rz

i pozostali członkow ie, ko n ty n u u ją tradycję s p o t k a ń --- barbórkow ych. O rg an izo w an e p rz e z n ic h im prezy

c iesz ą się w ie lk ą p o p u la rn o śc ią nie ty lko w śró d b y ły c h górników . M a ją c z te rd z iestu stały ch cz ło n k ó w i w ielu sym patyków , a w ogniskach, biesiadach i b alach u cz estn icz ą całe rodziny. Tylko G w arki, zgodnie z tradycją, p o zo stają bez zm ian - s ą w yłącznie dla m ężczyzn.

Pan K azim ierz nie tylko je s t prezesem stow arzyszenia. N a je g o dom u w isi ta b lic zk a z napisem : sołtys. Jest nim od ośm iu lat. Sw oje zdolności lidera w ykorzystuje na w szystkie m ożliw e sposoby. P otrafi ludzi zorganizow ać, zapalić do pracy. D zięki tem u w iele spraw udało się w e w si załatw ić, na przy k ład ro zb ió rk ę starego dom u nauczyciela.

M ieszkańcy sam i rozebrali ruderę i uporządkow ali teren. Podobnie m a się rzecz z*pracami przy zabytkow ym kościele.

G dzie tylko się da, szuka środków na rem ont drew nianego zabytku. P arafianie zadbali o obejście, p ow stał parking i m iejsce plenerow ych spotkań. C ieszy się, że uro k k o ścio ła w W iśle M ałej przy ciąg a m ło d y ch ludzi z bliższej i dalszej okolicy, w ybierających w łaśnie to m iejsce na złożenie ślubnej przysięgi. N iedaw no zrezygnow ał z funkcji prezesa klubu sportow ego. B ył nim je d e n a śc ie lat, niestety, zdro w ie w y m ag a zw o ln ien ia te m p a i w y co fan ia się z najbardziej absorbujących zajęć. Trochę żałuje, że nie d otrzym ał o bietnicy w y budow ania boiska, ale na szczęście dla inw estycji zapaliło się ju ż zielone św iatło. O przyszłość stow arzyszenia je s t spokojny. Z roku na rok przybyw a m łodych członków , którzy ani m y ślą zapom nieć o g w areckich tradycjach.

13

ziem i p s z c z y ń s k ie j

Perły

J

(15)

Damian Herman

Warszowice

C zterokrotny M istrz Polski w curlingu uczy in f o r m a ty k i w A k a d e m ii W y c h o w a n ia Fizycznego w K atow icach. K iedy w 2004 roku z w r ó c o n o s ię d o n ie g o o p o m o c p r z y b u d o w an iu k lu b u tej d y sc y p lin y sportow ej na Śląsku, zgodził się z ochotą, bo lubi nowe w yzw ania. M oże ja k ą ś rolę odegrały również w z g lę d y o so b is te ? W 1999 ro k u w y jec h ał na stypendium do A nglii. Tam je g o najlepszym kolegą był pew ien Szkot. Stąd je g o szczególny s e n ty m e n t do S z k o c ji, a to p rz e c ie ż kraj, gdzie curling je s t niem al sportem narodow ym . W p r a w d z ie S z k o c i s p i e r a j ą się z H olendram i o to, kto był pierw szy, ale pan D am ian je s t przekonany, że pierw szeństw o ma S zkocja.

M ów i się, że cu rlin g to gra d żentelm enów i szachy na lodzie. C oś w tym rzeczyw iście je s t. C u rlin g n ie j e s t d y s c y p lin ą m aso w ą, to g r a s tr a te g ic z n a . A le s tr a te g ia to n ie w szystko, trzeba m ieć też n ie z łą koordynację ruchów , w yczucie siły i poczucie równow agi.

W a ż n a j e s t r ó w n i e ż o g ó ln a k o n d y c ja , bo podczas trzydniow ego turnieju rozgryw a się dw a lub trzy m ecze dziennie, po około dw ie godziny każdy. O czywiście n ajw iększy w ysiłek trzeba w łożyć w szczotkow anie, czyli energiczne m achanie sp e cja ln ą m iotełką po tafli lodu, aby kam ień d otarł w odpow iednie m iejsce. To w łaśn ie szczotkow anie lodu i gładko sunące po tafli kam ienie są c h a r a k te r y s t y c z n e d la te j d y s c y p lin y . P an D a m ia n c i e s z y s ię , ż e m o ż e k o r z y s ta ć z to r u do c u r lin g u w p o b liskich P aw łow icach. Z im ą to najlepsze m iejsce do treningów . W gm inie Paw łow ice pan D am ian utw orzył też sek cję cu rlin g u . N a jp ie rw sk rzy k n ą ł sw o je g o sio strz e ń c a i je g o kolegów , bo n ajłatw iej b y ło ściągnąć rodzinę.

Teraz do curlingu zachęca gim nazjalistów . C hciałby, aby choć niektórzy z nich m ogli się rozw ijać i osiągać sportow e sukcesy. Jednak najw iększym m arzeniem pana D am iana je s t pojechać kiedyś z córkam i na olim piadę ja k o trener, bo curling to rów nież gra rodzinna. N a razie có reczki s ą je sz c z e m ałe, ale kto w ie, co b ędzie za k ilka lat? Tym bardziej, że M istrza P olski m a ją pod w łasnym dachem .

Perły 14

zie m i pszczyńskiej

(16)

Stanisław Hochuf

Goczalkowice-Zdrój

Ojciec pana Stanisława miał talent do rysowania. Bracia matki byli kowalami. Nieopodal domu znajdowała się kuźnia, do której mały Staś zachodził podpatrywać, jakie cuda m ożna w ykuć z metalu. M oże właśnie te fakty zaważyły na wyborze drogi życiowej? Najpierw liceum plastyczne, potem Akademia SztukPięknych w Krakowie na wydziale rzeźby, wreszcie własna pracownia, którą otworzył w Goczałkowicach - Z droju w 1971 roku.

Rzeźbiarstwo to dla niego zawód i pasja. Nie wyobraża sobie, że m ó g łb y ro b ić co ś in n eg o . Je g o rz e ź b y to najczęściej monumentalne odlewy z metalu lub żywicy.

Zanim jednak powstanie odlew, pan Stanisław długie godziny spędza w pracowni lepiąc z gliny. Glina jest plastyczna, można jej dodać lub ująć, ale sprawia też pewne problemy. Gliniane rzeźby m uszą być nieruchome, zawsze w jednej pozycji, nie można ich odłożyć na półkę, przestawić, inaczej ułożyć. Kiedy gliniana rzeźba jest już gotowa, nakłada na niągips. Z gipsu pow stają negatywy,

które służą do przygotowania odlewów. --- Rzeźbienie monumentów to długotrwały proces i ciężka

praca fizyczna. Pięćdziesiąt procent pracy rzeźbiarza to wysiłek fizyczny, bo jak inaczej nazwać zmaganie się z m aterią, która w niczym nie przypomina ostatecznego dzieła. Kilogramy gliny, drewniane podpórki, metalowe zbrojenia-bardziej kojarzą się ze składem budowlanym niż pracownią artysty.

W Katowicach na Placu Andrzeja stoi Pomnik Ofiar Katynia jego autorstwa. Rozwiązanie architektoniczne zaprojektował Marek Skałkowski. Praca nad rzeźbą, przedstawiającą trzy męskie postacie, pochłonęła mu trzy czwarte roku. Jest dumny, że właśnie jego pomysł wygrał konkurs. Stworzył też wiele rzeźb sakralnych: św. Jerzy w miejscowym kościele, M atka Boska Anielska w Kleszczowie pod Bełchatowem i inne figury znajdujące się w K atowicach-Brynowie, Rybniku-Kamieniu, czy Gostyniu. Trudno je wszystkie zliczyć. Jest również autorem rzeźb wykonanych w blasze - goczałkowickiej fontanny, kozic i jelonków znajdujących się w Galerii Rzeźby Śląskiej w Chorzowie oraz pamiątkowych tablic, na przykład tej upamiętniającej licealistów z Tychów - ofiary lawiny nad Morskim Okiem.

Według pana Stanisława w rzeźbieniu najważniejsze jest poczucie bryły, przestrzeni i światła. W dobrym oświetleniu rzeźba zyskuje, w złym - wydaje się mniej ciekawa. I jeszcze jedno: rzeźba pomnikowa musi dobrze wyglądać, bez względu na to, z jakiego miejsca jest oglądana.

15

i zie m i pszczyńskiej

Perły

(17)

Jeszcze kilka lat tem u codzienne, ezterdziestopięciom inutow e, p o ra n n e i w ie c z o r n e s p a c e ry z p se m , w y d a w a ły b y się je j o g raniczeniem w łasnej w olności. D ziś w staje o w pół do szóstej rano, żeby L uka skoro św it m ogła pobiegać po polach i łą k a c h . B o p o s ia d a n i e p s a to n ie o g r a n ic z e n ie , ale odpow iedzialność.

We w si je s t c h y b a je d y n ą o so b ą, k tó ra w y p ro w a d z a psa n a sp acer, a le te ż L u k a nie j e s t zw y k ły m psem . To pies do zadań specjalnych, pies terapeuta. O dogoterapii zaczęła m y ś le ć , k ie d y r o z p o c z ę ła p r a c ę w o ś ro d k u d la d z ie c i z głębokim upośledzeniem um ysłow ym w Jastrzębiu-Zdroju.

M etoda pracy z psem w ydaw ała się idealna do prow adzenia zajęć z niepełnospraw nym i dziećm i. M am a zasugerow ała jej, żeby w ykorzystać Lukę, labradorkę, k tó rą siostra pani M artyny d o s ta ła od z a p r z y ja ź n io n e j r o d z in y w y c h o w u ją c e j n iepełnospraw ne dziecko i prow adzącej hodow lę tej rasy.

P o r a z p i e r w s z y L u k a s p o tk a ła s ię z d z ie c k ie m n ie p e łn o s p r a w n y m j e s z c z e p r z e d s p e c ja lis t y c z n y m szkoleniem , ale ju ż w tedy w idać było, że pies inaczej traktuje d ziec k o n iż p o zo stały ch . To o sta te czn ie przek o n ało p an ią M artynę, żeby zrobić z niej profesjonalnego psiego terapeutę.

D z iś L u k a m a n a sw y m k o n c ie w ie le g o d z in sp o tk a ń z chorym i dziećm i. R egularnie je źd z i do ośrodka w Jastrzębiu. Sw oim zachow aniem pow oduje, że przykurczone m ię śn ie dzieci ro z lu ź n ia ją się, a chęć d o tk n ię cia p sa p o zw a la p o k o n ać w iele og ran iczeń . P ani M arty n a razem z O środkiem P om ocy Społecznej w P aw łow icach zrealizow ała pro jek t skierow any do dzieci z lekkim i dysfunkcjam i.

Luka p om agała w nauce ang ielsk ieg o i arteterapii. D zieci tak bardzo polubiły psa, że trzeba było zorganizow ać dodatkow e spotkania, ju ż p o za projektem . Psi terapeuta nie pow inien w tygodniu przepracow ać w ięcej niż sześć godzin, dlatego pani M arty n a od n iedaw na m a do pom ocy D em i - szczeniaka C avaliera K ing C harlesa Spaniela, rasy w y k o rz y sty w an e j d aw niej do p o lo w an ia n a p tactw o . D em i je s t d użo m n ie jsz a od L uki i b ardzo p rzyjacielska.

W ykonyw ania pierw szych p oleceń uczy ła się u sw ojej pani, ale rozpoczęła ju ż profesjonalne szkolenie i w krótce z d o b ę d zie c e rty fik at p sa terapeuty. W stosunku do psów pan i M arty n a je s t bardzo k onsekw entna. To podstaw a w spółpracy ze zw ierzętam i. Trochę inaczej p o stępuje je j m ąż i łatw o ulega urokow i psiego spojrzenia, proszącego o zakazane sm akołyki. Bo ułożona i posłuszna L uka, jiak k ażdy pies, zna rów nież sztuczki, które z dogoterapią

nie m a ją w iele w spólnego. t - | ^

ziem i p s z c z y ń s k ie ju

Martyna Karolak

Golasowice

(18)

i* aBify

G dy zm arła ciotka Hyjdla, to do trum ny ubrali j ą w piękne ślubne ubranie. Bo ciotka H yjdla, tak sam o j a k c io tk i H a n k a , U lka, N e sz k a , M a ry jk a i T ruda oraz matka pani Anny - Francka, wielką w agę przyw iązyw ała do stroju.

Pochodziły z zam ożnej rodziny, w ięc na stroje m ożna było w ydać tro c h ę w ięcej. 1 c h o c ia ż pani

S | l j

23

^ - ' m i i i . i l i I i i \ t l i s I ; i - k i .

w pam ięć. U brania towarzyszyły c io tk o m p rz e z c a łe ż y c ie . K ie d y je d n a u m ie r a ła , k o le jn a d z ie d z ic z y ła szu m n e, c h o ć w y s łu ż o n e k ie c k i, ja k ie i zo p a ski.

W końcu ubrania ciotek trafiły do rąk pani Anny. Kiedy ludzie w Suszcu dowiedzieli się, że w swoich szafach trzym a oryginalne śląskie stroje, sami zaczęli znosić jej ubrania po sw oich zmarłych. K olekcja rosła. Dziś pani A nna sam ych fartuchów ma 70 sztuk: m alow ane i haftowane, jedw abne i zwykłe, z baw ełnianego płótna, ubierane na co dzień. Najbardziej ceni ubranie ciotki Maryjki. Zielony kom plet (kieckę i jaklę) oraz elegancki czarny fartuch dostała M aryjka od rodziców w piętnastym roku życia. A ponieważ była drobna i m alutka, dziś w jej strój mieści się dziesięcioletnia w nuczka pani Anny.

Ona sama śląski strój odkryła na now o, kiedy przeszła na emeryturę. 3 maja, w Boże Ciało, na odpust, żniwne i w Święto Niepodległości paraduje do kościoła wystrojona tak, ja k niegdyś jej ciotki. Dzięki tem u młodzi ludzie m ająokazję zobaczyć, jak dawniej w yglądały wiejskie kobiety. Wydała folder, w którym pięknie opisuje wszystkie części dam skiej garderoby.

W spółpracuje też z kraw cową, je d n ą z ostatnich potrafiących szyć „po starem u” : z kontrafałdą, bufkam i, satyną na dole kiecki i tym wszystkim, co decydowało o wyjątkowości ubrań. W swojej kolekcji m a też oryginalne mustro - wykrój według którego szyto jakie oraz własnoręcznie uszyty kabotek. Z a w zór posłużył jej ponad stuletni, ręcznie szyty i haftow any egzemplarz. Em erytow ana nauczycielka i dyrektorka szkoły w Suszcu je st rów nież założycielką zespołu teatralnego.

N a początku była reżyserem i kierownikiem grupy. Teraz je st ju ż tylko aktorką, a poniew aż tem atyka przedstaw ień ściśle związana jest ze śląską kulturą, zgromadzone przez panią Annę stroje wykorzystywane są do przedstawień. Również własnym ieciom stara się przekazać szacunek do tradycji. Jedna z jej córek kom pletny śląski strój otrzym ała ja k o prezent z okazji

ończenia studiów.

ziem i pszczyńskiej

Anna Kine

Suszec

(19)

p a s jo n o w a ł go ju ż w lic e u m i p o d cz as studiów. W 2002 roku założył K obiórski T e a tr K u ltu ra ln y , k tó r e g o c z ło n k o w ie w y w o d z ili s ię z n ie f o r m a ln e g o S to w a r z y s z e n ia S ta r y c h R o w e ró w . C z ło n k o w ie s to w a r z y s z e n ia n a le ż e li do osób, które lu b ią rzeczy niekoniecznie n o w e , a le z a to z k la s ą . Z n a jd o w a li n a z ło m ie s ta re r o w e ry i p r z y w ra c a li j e d o ż y c ia . I w ła ś n ie ci „ d z iw a c y ” , o p ie r a ją c y s ię u r o k o w i p o p u la rn y c h

„ g ó r a l i ” , s ta n o w ili tr z o n te a tr a ln e g o z e s p o łu . Z a c z ę ło s ię o d „ K a r t o t e k i ” T a d e u s z a R ó ż e w ic z a . P a n R o m u a ld

Romuald Kłakus

Kobiór

Z z a w o d u te c h n ik d e n ty s ty c z n y , z z a m iło w a n ia - c z ło w ie k te atru . T eatr

zaadaptow ał tek st n a p otrzeby am atorskiej grupy. Tak pow stała „K artoteka K o biórska” , która od razu spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem , nie tylko w rodzim ej m iejscow ości. W 2003 roku w ystaw ili spektakl w Teatrze M ałym w Tychach.

N a w idow ni zabrakło m iejsc! „K artoteka” by ła o tyle w d zię cz n ą sztuką, że d aw ała m ożliw ość zaangażow ania dużej liczby osób. W przypadku teatrów am atorskich to w ażne, by każdy aktor choć na chw ilę m ógł pokazać się podczas przedstaw ienia. T aką za sa d ą kieruje się pan R om uald do tej pory. M oże dlatego te a tr z K obióra ciągle działa i m a się dobrze, bo w szystkim chętnym pozw ala zaistnieć n a scenie. P rem iera sztuki to w ażne w ydarzenie. T rzeba przygotow ać dekoracje, uszyć kostium y. S zczególnie ostatnie przedstaw ienie, będące k o m p ilac ją dw unastu różnych bajkow ych m o ty w ó w i p o sta c i, b y ło c h a ra k te ry z a to rs k im w y z w a n ie m , bo n a sc e n ie z n a le ź li się m ie d z y innym i Ż w ire k i M uchom orek, B aba Jaga i K opciuszek. Pan R om uald grał postać z „M um inków ” - W łóczykija. Przedstaw ienie pom yślano w ten sposób, b y każdy znalazł w nim coś dla siebie. D zieci fascynow ała bajkow a historia, dorośli odczytywali głębszy sens w ygłaszanych dialogów. Z abaw a była przednia. S pośród sw oich licznych dokonań aktorskich Pan Rom uald najchętniej w raca do roli przew o d n icząceg o rady w p rzedstaw ieniu „S esja n adzw yczajna, czyli odpraw a posłów n ie c n y c h , p r z e p ra s z a m - g r e c k ic h ” . M a p ro b le m z e w s k a z a n ie m u lu b io n e j s z tu k i. N ie c h c e ich o c e n ia ć i w artościow ać, bo sztuki teatraln e są dla niego niczym dzieci. Jak tu z grom adki w ybrać ukochane? K ażde je s t inne, ale każde rów nie w ażne.

Perły

zie m i p szczyńskiej

(20)

Kois Grażyna

Kobiór

K iedy to p n ie ją śniegi, b udzi się w niej pasja w iosenno- letnia. Jest n ią praca w pasiece. O pszczo łach w ie chyba w s z y tk o , j e s t p r z e c ie ż m is tr z y n ią p s z c z e la r s k ą . P ie r w s z e d w a u le p o s ta w iła n a d z ia łc e w K o b ió r z e o s ie m n a ś c ie la t te m u , a le j u ż w d z ie c iń s tw ie z a z n a ja m ia ł a się z ty m i m a le ń k i m i, p r a c o w i ty m i o w a d a m i. B a r tn ic tw o b y ło w j e j r o d z in ie tr a d y c ją . D z iś m a d w a d z ie ś c ia r o d z in p s z c z e lic h , a tajniki w ied zy p rzek azu je innym ,

m niej dośw iadczonym p szczelarzom . P asiekę n azw ała „T rzm iel” . To od przezw iska, ja k ie g o d o ro b iła się będąc nauczycielką. D w adzieścia je d e n lat przepracow ała w Liceum M edycznym w Pszczynie. U czniow ie m ów ili o niej

„Trzm ielu” . Pam ięta 2002 rok. T rw ały matury. W ciągu dnia siedziała w kom isji, w ieczoram i o dw irow yw ała m iód.

C odziennie je d en ul, a m iała ich siedem . Praca trw ała non stop przez trzy - cztery tygodnie. M ąż żartow ał, żeby w lała m iód do wanny, bo było go tak dużo! Jak przystało na pielęgniarkę, interesuje się apiterapią. R ocznie zjada ponad dw a kilogram y pszczelego p yłku zm ieszanego z m iodem . N ajbardziej sm akuje je j m ió d g ryczany i kobiórski, pow stający na nieużytkach lasów państw ow ych. Po śm ierci m ęża, hodow cy gołębi, który zginął w chorzow skiej hali, m iód uratow ał jej życie. N ie m ogła je ść , ale m iód w ystarczył za całe pożyw nie. P ani G raży n a n a w łasnej skórze d ośw iadczyła je g o dobroczynnego działania. C hciałaby, żeby w ied za o pszczo łach b y ła bardziej rozpow szechniona, dlatego z pokazam i m iodobrania je źd z i do okolicznych szkół i przedszkoli.

R azem z pierw szym i przym rozkam i pszczoły u stę p u ją m iejsca p asji jesien n o -zim o w ej: haftow aniu, szydełkow aniu i dzierganiu na drutach. N a ścianie w salonie w isz ą w ykonane haftem krzyżykow ym obrazy K lim ta, w oknach koronkow e f ir a n k i, n a s to le s e r w e t k a . To ty lk o c z ę ś ć p r a c , k tó r e z a d z i w i a j ą k u n s z te m i p r e c y z j ą w y k o n a n ia . W sw oich zbiorach m a je szc ze W yspiańskiego. D ziecięce po rtrety p rzy pom o cy k o lorow ych nici przenosi na płótno.

H aftow anie j ą uspokaja i w ycisza, pozw ala porozm aw iać z sa m ą so b ą i nie tylko.

Co roku, zaraz po W szystkich Św iętych, pani G rażyna zarabia ciasto z czterech kilogram ów m ąki i w szyscy członkow ie rodziny z a sia d a ją do le p ien ia p ie rn ik o w y c h chatek . C ała k u c h n ia je s t w ted y „ z a p ie m ic z o n a ” , ale dzięki tem u, tuż przed B ożym N arodzeniem , w szyscy bliscy o trzy m u ją piękne, p achnące m iodem życzenia.

19 Perły

zie m i p szczyńskiej

(21)

Tadeusz Kolny

Studzionka

l l i l l f f ladeusz Kulm początek lal SI), spędził w jednostce w ojskow ej. B>l żołn ierz em iikii\ikiiki wojennej

'

W ,

B I W ted\ jeszcze służba była obow lazkowa. W wojsku

. ^ n a u e / \ I s i ę p r a k t \ e / n e g o u ż \ c i a s i z a l o w e g o s z n u r k a Było go n a statk u p«k1 d o statk iem .

7 s i / a * ° " > 1,1 s/n u rk iem okazało jednak dla : f * " Ä ■ y S I Ł J f l w Tadeus/a c z u u ś u içccj. niż cltw ilow \m sposobem

i

^ *- 1 ^ . , na nikle. W ł l)X(> roku o d d al do Cepelii swoja.

. ' M .

Ê

'"mi-

i s / n u r k a w la s n ie . I k s p e r e i od a r l \ s t \ c z n e g o

u rzemiosła i etnografowie wykazali niedociągnięcia,

f l É M i p o w i e d z i e l i c o t r z e b a p o p r a w i ć i u l e p s z y ć ,

, s i ■ ale i lak ( epełia zamów ila u niego c/lerdzieśei poslaei.

( Ki lamlej cliw iii mmclo ponad I ^ lat. a pan ladeusz ji ikhI.iI Iw o tz \ sizalowe lnd/ikt \\ie|skieli gia|k.-\\

^

gn» ze s k r / s p k a m i i fujark am i, kom in iarczy k i k->ls I w butach, a ocl niedawna również baby wyrabiające

/ f w ~ ^ m a s ł o albo dziergające na drulaeli

ja k sam je n azy w a. Z an im je d n a k ze sznurka coś powstanie, potrzeba wielu godzin żmudnej pracy.

Czasochłonne jest przygotowanie samego sznurka. Skręcony trzeba rozczesać, namoczyć w wodzie, wyprostować, wysuszyć, a potem jeszcze raz wyczesać. Dopiero takie proste, gładkie nici m ogą posłużyć za materiał do pracy.

Z papieru, drutu i sznurka pan Tadeusz buduje kadłuby, zawsze zaczynając od nóg. Głowy robi osobno. Potem łączy elementy i oplata pojedynczymi nićmi. N a koniec zostaje precyzyjna robota: przyklejenie kapelusika, okularów, zrobienie oczek i ust.

Dzięki drucianym szkieletom figurki można modelować. Kiedy dzieci były młodsze, chętnie towarzyszyły tacie przy tworzeniu sizalowych chłopków. Dziś m ają swoje zajęcia, ale pom agają przy przycinaniu, podobnie jak żona. Chodzi o to, żeby obciąć wszystkie niepotrzebne „włoski”, bo figurka musi być gładziutka. Dom zamienia się wtedy w wielki zakład fryzjerski.

Sam nie m a zbyt wielu swoich wyrobów. N aw et jeżeli coś zostanie, szybko trafia do innych rąk jako prezent. Jego wyroby sprzedają się w Zakopanem i w krakowskich Sukiennicach. N ie wie, czy sizalowymi postaciami będzie zajmował się do końca życia, bo coraz trudniej konkurować z Chinami. Jedno jest pewne, postaci ze sznurka wykonane ręką pana Tadeusza zdobią tysiące domów, nadając im niepowtarzalny charakter.

Perły 2 0

zie m i pszczyń skiej **

(22)

Maciej Komandera

Miedźna

Jego m uzyczna edukacja rozpoczęła się dopiero na w ydziale aktorsko-w okalnym A kadem ii M uzycznej w K atow icach.

W prawdzie śpiew ał od zaw sze, ale dość długo trw ało, zanim zdecydow ał, że ze śpiew u m oże uczynić swój zaw ód.

U czył się w p szczy ń sk im liceu m n a k ie ru n k u m a tem aty c zn o -fizy c zn y m . B rał u d z ia ł w lic ea ln y c h festiw a la ch , ale w tedy śpiew ał bardziej rockow y repertuar. Jedna z k oleżanek u p arła się, że pow inien go posłuchać profesjonalista.

Tak trafił do Jana B ailarina, który przygotow ał go do egzam inów n a studia. N iem al do ostatniej chw ili m iał m ożliw ość w yboru pom iędzy studiam i m uzycznym i a elektroniką. K oleżanki je d n a k nam aw iały, żeby w ybrał to, co lubi najbardziej - śpiew anie. D ziś nie żałuje sw ojej decyzji. Jest tenorem w O perze Śląskiej w B ytom iu. R obi to, co chciał ro b ić i robi to dobrze.

Bycie śpiew akiem operow ym to stresująca praca, szczególnie podczas spektaklu, kiedy trzeba dać z siebie w szystko.

To nieustanne spraw dzanie się. T rem a go nie opuszcza. N aw et k iedy o k azjonalnie śpiew a w m iejscow ym kościele, denerw uje się, czy w szystko będzie tak, ja k pow inno. N ajbardziej lubi śpiew ać po rosyjsku, bo to bardzo m elodyjny język. Jego u lu b io n ą o p e rą s ą „P ajace” R uggiera L eoncavalla z a rią dla ten o ra „Śm iej się pajacu” . Lubi też ja z z tradycyjny, ale podczas ja z d y autem najczęściej słucha sw ojej m uzyki. Z anim dojedzie z M iedźnej do B ytom ia, je szc ze zd ąży się c z eg o ś n a u c z y ć , bo śp ie w a c y n ig d y n ie k o ń c z ą sw o je j e d u k a c ji. D y p lo m a k a d e m ii n ie o z n a c z a , że ju ż m ożna sobie odpuścić. W łasny słuch czasem nie w y sta rc za , d latego p o trze b n y je s t słu ch acz z zew nątrz.

Ktoś, kto popraw i, skoryguje błędy. Jego profesorem je s t teraz W iesław O chm an.

O pera je s t pełna niespodzianek i nieprzew idzianych sytuacji. W szak w k ażdym spektaklu bierze u dział około stu osób! Pan M aciej pam ięta takie zdarzenie: w głów nej scenie „C arm en ” m usi zadać pięknej kobiecie cios nożem (oczyw iście drew nianym , bo to spektakl), gdy nagle orientuje się, że n o ża nie ma! I w tedy w pada na p o m y sł - przecież m oże C arm en udusić! A rię udaje się zaśpiew ać do końca i nikt, pró cz reżysera, nie orientuje się, że coś poszło nie tak.

Bo w operze najw ażniejsze je st, żeby śpiew ać, śpiew ać, śpiew ać...

21

ziemi n<5'7r'/vńskił»i"

Perły

(23)

Feliks Konieczny

Łąka

Po operacji pan F eliks m usiał rzucić palenie. T rzeba było zająć czym ś ręce, w ięc na targu, od „ruskich” , kupił małe dłutko no i się zaczęło... D ziś je g o dom i obejście usiane s ą drew nianym i rzeźbam i. Ś w ieczniki, drew niane trepki, kostury zakończone oryginalną r z e ź b ą św. Jó z e f z dzieciątkiem , ptaszki, piesek i sosnow y diabełek - w szystko wykonane rę k ą gospodarza i natury, bo n atura m a niebagatelny w pływ na pow stanie rzeźby. P an F eliks w sw oich p racach inspiruje się tym , co ju ż jest. P atrzy n a bukow y korzeń, naro śla n a drzew ach, huby, k aw ałek w ierzbow ego korzenia z zapory i od razu w idzi, co z nich m ożna zrobić. Z uschniętej w iśni postać pow stała od nosa. C zasam i narośl czy korzeń s ą ju ż tak uform ow ane, że w ystarczy parę ruchów , aby w yłonić k o nkretny kształt.

M ateriały do sw oich prac zbiera podczas row erow ych i p ieszych w ycieczek, czasam i pies coś ciekaw ego w zębach przyniesie. W ykopuje stare korzenie, potem stalow a szczotka i strum ień w ody p o m a g ają w yczyścić drew no i m ożna zacząć rzeźbić. W sw ojej kolekcji m a naw et pracę w y k o n a n ą w niedopalonym polanie. W yciągnął szczapę z ogniska, bo w id ział, że coś z niej je sz c z e będ zie. N ajc zę ściej p racu je p o p ijając kaw ę. S iedzi i struga, a ja k ju ż struga, to nie m oże przerw ać. R ęka sam a idzie, aż skończy, dopiero potem m oże zająć się czym ś innym.

R zeźbam i cieszy się ja k dziecko. Z robił karm ik - w zim ie zaw itało do niego osiem naście bażantów! W ogrodzie postaw ił postać w y rzeźb io n ą w pniu. To była stara ja b ło ń , z której w ybrał próchno, żeby drzew o nie gniło. Sikorki w łaśnie to m iejsce w ybrały sobie na gniazdo. D orobił pokryw ę, żeby kot nie m ógł się dostać do środka. Jego prace są przykładem prostej sztuki ludow ej. Z w yczajnie ociosane, niew yszlifow ane, bez u szlachetniającego w osku, m im o to zd o b y w a ją uznanie. W eźm y takiego C hrystusa na G órze Rio - pow ędrow ał aż do w ojew ody! G dyby rzeźbieniu pana F eliksa nadać ja k ą ś nazw ę, m ożna byłoby pow iedzieć, że rzeźbi z natury, bo natura sam a daje nam odpow iednie kształty, tylko trzeba dobrze patrzeć. I pan F eliks patrzy, a z tego patrzenia pow staje w iele now ych, ciekaw ych rzeczy.

Perły

ziem i p szczyńskiej

(24)

N a jtru d n ie js z e w p ra c y z d zieć m i je s t o k ie łz n a n ie ich energii i niecierpliw ości. Podczas w ystępów m usi p a n o w a ć p ra w ie w o jsk o w a d y sc y p lin a : d z ie c i ju ż w y r y w a ją się n a s c e n ę , c h c ą ś p ie w a ć i ta ń c z y ć , a tu je s z c z e trz e b a stro je pop raw ić, w ło sy uczesać, założyć w ianki i korale. N a szczęście pani Renata potrafi p r a c o w a ć z d z ie ć m i. G d y b y ta k n ie b y ło , n ie k ie ro w a ła b y z p o w o d z e n ie m od d w u n a s tu lat

„ K o b i ó r s k ą C z e l o d k ą ” - d z i e c ię c y m z e s p o łe m reg io n aln y m , działającym p rzy S zkole P odstaw ow ej w K obiórze. N ie przypuszczała, że p rzygoda z dziećm i p o trw a aż ta k d łu g o . Je d n a k w ie d z ia ła , że b ę d z ie _______________________________________ ___________ z dziećm i p rzy g o to w y w ać taki rep e rtu a r, ja k i sam a c h c ia ła b y o g lą d a ć : tra d y c y jn e p rz y śp ie w k i ślą sk ie z Kobióra. D zieci m ogły je je szc ze usłyszeć od sw oich babć. P om ysł okazał się trafiony. P ierw sze w ystępy, pierw sze sukcesy, a przede w szystkim radość dzieci były m otorem do dalszego działania. N a początku działalności isto tn ą spraw ą okazały się stroje, bo w zespołach regionalnych oryginalne stroje s ą tak sam o w ażne, ja k p opraw ne w y konanie utworu. N a ratunek przyszły babcie, ciocie i m am y, które szyły bluzki i fartuchy. Pani R enata do tw orzenia strojów zaan g ażo w ała naw et sw o ją teścio w ą. Z cz asem u dało się z o rg a n izo w ać o ry g in a ln e ślą sk ie u b ra n ia , ale dzieci nie chciały w ystępow ać w chustach i ja k la c h, dlatego p rzekazali stroje „K o b ió rz an o m ” - d o ro słem u zespołow i z ich m iejscow ości. D ziś „K obiórsko C zelo d k a” liczy około trzy d zieści osób. C o roku o rganizow any je s t n abór w klasach pierw szych. C hętnych je s t w ielu, ale nie w szyscy z o s ta ją n a dłużej w zespole. Dzieci szybko się nudzą, ch cą od razu w ystępow ać, a przecież najpierw czeka je ciężka praca: nau k a tekstów i w iele godzin prób. Pani R enata przyznaje je d n ak , że w ystępy są dla dzieci d u ż ą g raty fik acją i radością. C złonkow ie zespołu m ieli ju ż okazję być na antenie Radia K atow ice i w telew izji. W 2002 roku odw iedzili Sejm i zrobili na W iejskiej p raw d ziw ą furorę.

N agrali też teledysk, który m ożna zobaczyć w telew izji Silesia. S pośród osiągnięć na pew no należy w ym ienić pierw szy w ystęp na Śląskim Ś piew aniu i od razu pierw szy sukces - 1 m iejsce w przeglądzie. „K obiórsko C zelodka” nie tylko w ykonuje śląskie przyśpiew ki, ale rów nież przygotow uje p rogram y św iąteczne, ja sełk a, w ystępy z okazji Dni K obióra i dożynek. N ie w iadom o, skąd pani R enata czerpie energię p o trze b n ą do p racy z dziećm i. M oże z faktu, że ja k o dziecko sam a należała do podobnego zespołu? Jej m arzeniem je s t nagranie z dziećm i płyty z kolędam i po Śląsku - bożonarodzeniow ego prezentu dla w szystkich.

Renata Kordys

Kobiór

2 3 Perły

-'Jem i p szc zyń sk ie j

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jego przygotowanie okazało się znacznie trudniejsze niż po- czątkowo można się było spodziewać, i to właśnie stało się przyczyną opóźnienia edycji w stosunku do

I przez cały czas bardzo uważam, dokładnie nasłuchując, co się dzieje wokół mnie.. Muszę bardzo uważnie słuchać, ponieważ nie mam zbyt dobrego

Zwracając się do wszystkich, Ojciec Święty raz jeszcze powtarza słowa Chrystusa: „Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by

Krzyszczak urodził się we wsi Jakubowice, będącej czymś w rodzaju dalekiego przedmieścia Lublina i chociaż wcale nie czuł od dziecka – jak to się pisze w życiorysach

Dzisiejsze spotkanie jest jednak bardziej pogodne, bo świętujemy urodziny i chcemy się częstować jego poezją” – napisała poetka.. Swoimi wspomnieniami podzie- liła się

Rozwijające się życie polityczne w wolnym kraju prowokuje do czerpania z jego twórczości jako księgi cytatów.. Rodzi to pewne nadzieje, ale także

Nie zawsze leczenie chirurgiczne jest w stanie zniwelować szkody powstałe w wyniku zastosowania innych metod, odwrócić ich nie­..

Jednak nie może zostać pominięty gatunek (tu traktowany szerzej, jako sposób konceptualizowania idei), który obok powieści grozy i baśni jest fundatorem dzieł science