• Nie Znaleziono Wyników

.A.cires IESed.a.ł :c -i: ITiakrowskie-Frzedinieście, >Tr . M 28 .

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ".A.cires IESed.a.ł :c -i: ITiakrowskie-Frzedinieście, >Tr . M 28 ."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 28 . Warszawa, d. 11 Lipca 1886 r. T o m V .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PREN UM ER ATA „W S Z E C H Ś W IA T A ."

W W a rs z a w ie : ro c z n ie rs . 8 k w a rta ln ie „ 2 Z p r z e s y łk ą p o c zto w ą : ro c z n ie „ 10 p ó łro c z n ie „ 5 P re n u m e ro w a ć m o ż n a w R e d a k c y i W sz ec h św ia ta

i w e w s z y s tk ic h k s ię g a rn ia c h w k ra ju i z ag ra n ic ą.

K om itet R edakcyjny stan o w ią: P . P. I)r. T . C h ału b iń sk i, J . A lek san d ro w icz b. d z ie k a n U niw ., m ag . K. D eike, m ag. S. K ra m sz ty k , W ł. K w ietn iew sk i, J . N a tan so n ,

D r J . S ie m ira d z k i i m ag . A. Ś ló sarsk i.

„W szechśw iat*1 p rz y jm u je ogłoszenia, k tó ry c h tr e ś ć m a ja k ik o lw ie k zw iązek z n a u k ą , n a n a stę p u ją c y c h w a ru n k a c h : Z a 1 w iersz zw y k łeg o d r u k u w szp alc ie alb o jeg o m ie jsc e p o b ie ra się za pierw szy r a z kop. 7 '/i,

za sześć n a s tę p n y c h ra z y kop. G, za d alsze kop. 5.

.A.cires IESed.a.ł3:c37-i: IT iakrow skie-Frzedinieście, 3>Tr 6 6 .

F ig . 3. r F ig . 4.

M ikroskopow e obrazy żużlów .

(2)

434 w s z e c h ś w i a t. N r 28.

PODAŁ

JU L . I F 1! .

W ostatnich dopiero dziesiątkach lat m i- neralogija z nauki czysto opisow ej stała się też nauką, doświadczalną,, w eksperym entach sw ych mającą na celu w yjaśnienie sposobu pow stania osobników m ineralnych, ja k ró­

w n ież przyczyn znajdow ania ich w takim a n ie innym stanie w naturze. Już d otych ­ czas otrzym ane w tym kierunku rezu ltaty pozwalają, na w nioski ogólniejszej natury, a prace dalsze n iew ą tp liw ie w niejednym jeszcze w zględ zie rozjaśnią i uzupełnią te­

raźniejsze nasze poglądy na historyją sko­

rupy ziem skiej.

N iezależn ie jed n ak od tych um yślnych do­

św iadczeń, udało się ju ż dość daw no zau w a­

żyć przy operacyjach w w ielk im przem yśle przedsiębranych m im ow olne tw orzenie się zw iązków , z w ejrzenia conajinniej n ad zw y­

czaj podobnych do znanych oddaw na m in e­

rałów .

P rz y w ytapianiu m etali z ich rud, celem hutnika je s t odłączenie od m etalu części zw iązanych z nim chem icznie i m echanicz­

nie. T e ostatnie, m echaniczne dom ieszki, składające się g łó w n ie z części tych p o k ła ­ dów , wśród których ruda się znajduje, są to substancyje n iesłych an ie trudno top liw e, tak, że dla ułatw ienia procesu topienia z w y ­ k le dodaje hutnik ciał takich, które, przy dość wysokiej tem peraturze łącząc się z o w e - mi dom ieszkam i, tw orzą t. z w. żużel, zw ią ­ zek, w skutek sw ej stosunkow o łatw ej to p li­

w ości, dający się od m etalu od d zielić. O d­

pow iednio do tego, czy dom ieszki rud sk ła ­ dają się g łó w n ie z cia ł natury zasadow ej, jak: w apna, m agnezyi i in., czy też z ciał natury kwaśnej t. j. krzem ionki, dodaje się przy stapianiu w p ierw szym razie piasku kw arcow ego, w drugim zw ią zk ó w w apna, by w ten sposób w łaśnie w obudw u w ypad­

kach z owej pierw otnźj dom ięszki i dodane­

go t. zw . topnika w ytw orzyć żużel, zw iązek niejako pod w zględem chem icznym neutral­

ny i łatw iej ulegający stopieniu.

Ż użle te w wielkiój części w ypadków z w ejrzenia podobne są do szkła, a pierw ia­

stki w skład ich w chodzące identyczne są n ietylk o z pierw iastkam i p raw d ziw ych szk ieł sztucznie otrzym anych, ale i z pierw iastkam i w naturze tak liczn ie rosprzestrzenionych zw iązków krzem ow ych t. zw . krzem ianów czyli sylrkatów. Są tu więc: krzemionka obok tlen k ów metali alkalicznych (sodu i potasu), ziem alkalicznych (w apnia, m agnezu, rza­

dziej strontu i barytu), żelaza, glinu i m an­

ganu.

B liższe m ikroskopow e badanie od p ow ie­

dnio odszlifow anych preparatów ow ych żu ­ żli, w w ielkich piecach hutniczych otrzym y­

w anych, odkryło w nich dość częstą o b e­

cność kryształów , dających się łatw o sp ro ­ w adzić do określonych, oddawna ju ż zna­

nych m inerałów. B adanie tych sztucznych produktów i z tego jeszcze w zględu nad­

zw yczajn ie je st interesującem , że w skutek prędszego ochładzania się ich pow ierzchni, zaw arte w nich kryształki zostały za trzy ­ m yw ane w rozm aitych stadyjach sw ego roz­

w oju i, co za tem idzie, najdokładniej po­

zw alają śledzić sposób sw ego powstawania.

Z ałączone tu p ien vsze cztery rysunki, p o ­ dane w ed łu g czasopism a H um boldt, p rzed ­ stawiają obrazy m ikroskopow e k ilk u cie­

k aw ych egzem plarzy żużlów . N a fig. 1 m a­

m y przed sobą żużel, który b ył zlekka z ie ­ lono zabarw iony, nazew nątrz zupełnie szk li­

sty i nie dozw alał, golem okiem rospatry- wany, dom yślać się w sobie w ydzielili k ry­

stalicznych. P o d mikroskopem jed n ak spo­

strzeżono m nóstwo drobnych, czarnych, ca ł­

kiem nieprzezroczystych k ryształków , k tó­

re przedstaw iały się w szystkie jak o mniej lub więcej regularnie w ytw orzone, prosto­

kątne krzyżyki; struktura ich we w szyst- kiem przypom ina strukturę obsydyjanów , sm ołow ców i innych naturalnych szkieł. Na rysunku widzim y to w pow iększeniu 250 ra- zow em . Z drobnych tych, czarnych g w ia z­

dek ledw o można cokolw iek w yw nioskow ać o naturze w ydzielonego m inerału; ale p rzy­

chodzą nam tu z pomocą inne części prepa­

ratu. W w ielu m iejscach znajdują się w iel­

kie u tw ory tej samej substancyi, kształtu krzyża, u którego ramion ugrupow ały się znów pod kątem prostym podobne krysz­

tałki, które w punktach krzyżow ania dzielą

(3)

N r 28. W SZECH ŚW IAT. 435 w niektórych m iejscach kąt prosty na poło­

wę. F ig . 2 ukazuje w przybliżeniu to z ja ­ w isko i, je ż e li się k ied yk olw iek w idziało tak częste w bazaltach i lawach w ydzielenie | żelaza m agnetycznego, trudno nie ros poznać j go i w badanym tutaj m inerale.

In n e zjaw isko przedstaw ia fig. 3. Tu mamy żółtoszare szk ło, w którem ju ż golem okiem dały się dostrzedz liczn e w ęzły i punk­

ciki, co dow odziło niejednorodnego w y tw o ­ rzenia się całej masy. Preparat m ikrosko­

p ow y przedstaw iał masę zupełnie przejętą nieregularnem i czarnemi ziarenkam i; g d zie­

niegd zie tylko pom iędzy tem i ziarnam i p o ­ zostaw ał rodzaj w olnćj przestrzeni, ja k to w id zim y w krystalicznych utw orach porfi­

rów sm ołow cow ych i podobnych skal; po­

śród tych przestrzeni znajdują się utw ory,

które w łaśnie b y ły na najlepszej drodze do stania się kryształam i, lecz przeszkodziło im j w tem szybkie ostyganie masy; w ew nętrzne j

tylko jąd ro przyjęło rzeczyw iście charakter I kryształu, co łatw o daje się spostrzedz przez j badanie barw interferencyjnych w polary- zow anem św ietle. T akie zjaw iska rów nież \ w naturze nie są rzadkie. W idzim y m iano­

w icie w w ielu blendach rogow ych m nóstwo igiełek , pręcików i innych m ikrolitów , któ­

re w łaśnie m iały przyledz do w iększego, ju ż j

utw orzonego kryształu, gdy zostały na dro- J dze swej w strzym ane przez stw ardnienie ca­

łej masy. W idzim y też z tego, że u tw orzo- I ny ju ż kryształ wzrasta nietylko przez u k ła ­ danie drobnych cząsteczek, m olekuł sub- J stancyi, lecz że niekiedy i m ałe kryształki i

przyczyniają się do je g o wzrostu, całkiem się z nim zespalając.

Jako trzeci przykład mamy tu figurę 4.

Żużel ten pochodzi z ok olicy A ue w R uda- wach, gdzie często b yw a używ any do na­

praw y dróg kołow ych. P odobny jest w zu ­ pełności do obsydyjanów , o połysku sm oli­

stym i przełom ie m uszlow ym . W ydzielono w nim kryształki są doskonale utw orzone i okazują cały szereg zjaw isk, tak często spostrzeganych w egzem plarzach natural­

nych m inerałów. W idzim y tu przedew szy- stkiem na w ielkim krysztale pośrodku fig u ­ ry niezw ykłe kształty jeg o końców: okrąża tu m ianow icie nakształt czepca obadw a końce ziarnista masa. I tu pew nie są to cząstki chem icznie jednorodne z masą kry­

ształu, które właśnie m iały się z nim połą­

czyć. Ciekawem je s t tu też lejkow ate w y­

pełnienie kryształu ziarnistą masą okrąża-

F ig . 6.

jącego go szkła, zjaw isko, nadzw yczaj p ię­

knie dające się obserw ow ać w kryształach chiastolitu (krzem ian glin y).

D okładniejsze obserwacyje pozw alają ró­

w nież bliżój określić form y kryształów w ten sposób sztucznie utw orzonych, oraz układ krystalograficzny, pod który się one dają podporządkować.

Otrzym any przez nas żużel z hut żelaz­

nych na K oszykach po odszlifow aniu przed­

staw ia się pod mikroskopem tak ja k to w skazuje fig. 5 ■). Jest to kryształ fayali- litu, odm iany oliw inu, zawierającej tlenek żelaza zamiast tlenku m agnezyi, który obok krzemionki jest jed yn ą składow ą częścią te ­ go minerału. O ddzielny taki kryształek przedstawia fig. 6. F ayalit jest m inerałem rzadkim i w naturze znalezionym został do-

') W ed łu g ry s u n k u zd ję teg o p rz ez d r a S ie m ira d z ­ kiego.

(4)

tychczas tylk o w law ie z H afnefiord w Is- la n d y i i na w ysp ie F a y a l (A zory). N ależy do układu rom bicznego; posiada łu p liw o ść w kierunku pryzm atycznym i w zdłuż krót­

kiej przekątni.

N a rysunku w id zim y też w pierw szym kierunku lin ije, w zd łu ż których poukłada­

ne są czarne kryształk i m agnetytu. R eszta szarćj masy, w idoczna w żużlu, je s t szk li­

stą. F a y a lit b y ł jeszcz e znalezion y w me­

teorycie z S taw rop olu (K aukaz).

G dy ju ż m ow a o sztucznie i m im o woli w ytw orzon ych m inerałach, przytoczym y tu jeszcze ciekaw ą notatkę z „S itzu n gsb erich te der N aturforscher-G esellschaft in D o r p a t”.

Z darzyło się m ianow icie w roku 1881, że w pew nym m ajątku okręgu W erro, w gub.

liflandzkiój, sp ło n ą ł spichrz z w ielk iem i za­

pasam i żyta. P o pożarze zn alezion o po­

m iędzy popiołem szarą, stopioną m asę, tu i ow dzie o p ołysk u grafitow ym , bardzo tw ardą, zu p ełn ie do żu żla podobną. Już w cześnićj, bo w roku 1878 badał podobne przypadkow o u tw orzone m inerały p. V ó- lain. W okazie, o którym tu m ow a, m i­

kroskopow e i chem iczne badanie w yk azało obecność au gitu , grafitu i ortoklazu (sani- dyn). T akie z roślin n ych substancyj w y­

tw orzone m inerały są bądźcobądź czemś w sw oim rodzaju jedynem .

Co się ty czy żużlów , w piecach h u tn i­

czych otrzym yw an ych , to ilość takich p rzy­

kładów z łatw ością dałaby się p ow ięk szyć;

tych kilka je d n a k w ystarczy dla przekona­

nia czyteln ik ów , ja k p ięk n ych i d la nauki praw dziw ie interesujących na tem polu ba­

dań m ożem y oczekiw ać rezultatów . 436

BLADOŚĆ I RUMIENIEC

w e d łu g p ro fe s o ra M osso z T u r y n u , s t r e ś c i ł 1 3 .

B ojaźń, której człow iek dośw iadcza na w id ok czegoś, co mu grozi, lub zdaje się że grozi, na w ieść, na m yśl sam ą o jakiem ś niebespieczeństw ie, a n iek ied y n aw et bez żadnego powodu; bojaźń, która ty le złego

w yrządziła i w yrządza ludziom , która sama jed n a je st matką w iększej zapew ne liczby w ierzeń, podań i przesądów, aniżeli w szyst­

k ie inne razem wzięte stany psychologiczne człowieka; bojaźń ta, ja k każdy inny objaw p sych ologiczn y, je st ściśle pow iązana z sze­

regiem zjaw isk fizyjologicznych. Z d ru­

giej strony bojaźń nie je s t zjaw iskiem pro- stem i zam kniętem w sobie, ale całem m nó­

stw em stopniow ań i zbliżeń łączy się z inne- mi stanami psychologicznem i, zależy «d nich i w p ływ a na nie. Obszerną tę dziedzinę pojaw ów objął profesor M osso z Turynu w książce bogatej w treść, ja k najlepsze studyjum z nauk dośw iadczalnych, a bar­

w nie i w yk w in tn ie napisanćj, ja k b y jak a po­

w ieść. Z książki tej bierzem y rozdział pod napisanym u góry nagłów kiem i, usunąw szy trochę szczegółów oraz rzeczy w iążących się z innem i rozdziałam i, podajem y naszym Czytelnikom.

N r 28. _

C iało nasze zaw iera w sobie przeciętnie około czterech kilogram ów k rw i, a ciecz ta krąży nieustannie w złożonym układzie sprę­

żystych rurek. D la rurek tych zarów no punktem wyjścia, ja k i celem , do którego dą­

żą, je st serce. Z serca w ychodzą tętnice i dążą ku obw odow i całego organizmu; d zie­

lą się i rozgałęziają coraz dalej i dochodzą do w szystkich organów . N ajdrobniejsze z tych odgałęzień otrzym ały nazw ę naczyń w łosk ow atych , poniew aż ich cienkość poró­

w nyw am y z cienkością w łosa, choć co praw ­ da częstokroć są one daleko jeszcze cieńsze, tak cienkie, że ju ż ich okiem nie dojrzyć.

T ak ie w łoskow ate tętniczki w niektórych m iejscach, np. na ustach, policzkach, koń­

cach palców i t. d. tworzą cudow nie splecio­

ne sieci, a przeglądająca przez ich delikatne ścianki czerw ona barwa krw i nadaje ciału naszem u tę karnacyją, która tak m ile prze­

m aw ia do oczu, gdy pięknym sw ym k olory­

tem oblew a hoże lica.

K rew tętnicza słu ży do odżyw iania orga­

nów , a spełniw szy to zadanie, w yczerpana, przechodzi do innych naczyń o średnicy n ie ­ co w iększej, które nazyw am y żyłam i. Jak drobne potoki zbierają się w strum ień, a ze strum ieni tw orzy się rzeka, tak samo z naj­

WSZECHS W IA T.

(5)

Nr 28. Ws z e c h ś w i a t. 437 cieńszych żyłek tworzą, się coraz grubsze,

aż w reszcie w szystkie zbierają się w pnie 0 bardzo j uż pokaźnćj grubości, które dopro­

wadzają krew żylną do serca. O dnow iona w płucach, pow róci ona potem znow u do serca, a z niego dostanie się napow rót do tętnic.

Sprężyste naczynia, w których krew krą­

ży, na zew nętrznych ściankach mają war­

stw ę w łók ien m ięsnych. W łók n a te— to ros- ciągają naczynie, którego objętość wtedy się zwiększa; to przeciw nie, ściskają je , zm niej- j szając jeg o objętość. B ladość, barwa boja- źni, je st następstw em zw ężenia się naczyń krw ionośnych; rum ieniec, zw y k łe św iade­

ctw o obrażonego w stydu, najpiękniejszy 1 najw ym ow niejszy ze znaków , jak iem i tłu ­ maczą się pow ierzchow nie pojaw y psychicz­

ne, ma za przyczynę rosszerzenie się naczyń.

D w a te przeciw ne sobie zjaw iska nie zależą od serca, gdyż ono bije silnićj tak pod w p ły­

wem w stydu, ja k i bojaźni; zależą od ner­

wów. Z ośrodków w ychodzą niezliczone gałązki nerw ow e, które towarzyszą naczy­

niom krw ionośnym na całym przebiegu.

N erw y te, zw ane naczynio-ruchow em i, dzia­

łają na wspom niane w łókienka m ięśniowe, okryw ające ścianki naczyń, a skutkiem na­

prężenia lub zw olnienia w łókienek odbywa się zw ężenie lub rosszerzenie naczyń.

U czucia wyrażają się zapom ocą tych ko­

lorów szczególniej na tw arzy, poniew aż tu­

taj naczynia krw ionośne są w rażliw sze, niż w ja k iejk o lw iek innój ok olicy ciała. D zie ­ je się to raz dlatego, że ośrodki nerw ow e

silniej działają na naczynia przebiegające w policzkach, a po wtóre i naczynia są tu delikatniejsze, zw ężają się i rosszerzają przy najm niejszej zm ianie naprężenia włókienek m ięśniow ych.— Jeżeli odetchniem y parą azo- tonu am ilu, na tw arz w ystąpi nam zaraz siln y rum ieniec. P oddając się tćj próbie, czujem y jak gd yb y uderzenie płom ienia na policzki. J est to najprostszy środek sztu­

cznego pow tórzenia zew nętrznych objawów w stydu.

Różne osoby rum ienią się i bledną z roz­

maitą łatw ością. Osoba starsza, która w m ło­

dości rum ieniła się i b ladła przy lada oka- zyi, d oszed łszy do późniejszego w ieku, nie zm ienia kolorów , nie dlatego, że w nićj w y­

gasła w stydliw ość, albo żeby ją zahartowa­

ły walki życiow e, — dlatego poprostu, że naczynia krw ionośne z wiekiem stają się sztyw niejsze, mniój sprężyste. Przechadza­

ją c się w gorący dzień słoneczny, spostrze­

gam y, że dzieci są silnićj zarum ienione, niż m łodzież, a m łodzież siln iej, niż osoby nie­

młode.

Zresztą i m iędzy ludźm i jed n eg o wieku spotykam y znaczne różnice indyw idualn e.

Na w ieczorze w szak niew szystkie m łode osoby dostają rów nie silnych kolorów , a j e ­ żeli przy pożegnaniu zw racam y uw agę po­

dając im rękę, spostrzeżem y, że ich dłoni nie w równym stopniu są rozgrzane. D ło ń cie­

plejsza albo chłodniejsza w tych warunkach wskazuje, u kogo naczynia krw ionośne są rosszerzone, a u kogo zwężone.

Oprócz tych zmian, które możnaby na­

zwać m iejscowemi, pod w pływ em ośrodków nerw ow ych odbywają się jeszcze silniejsze, pow szechniejsze zm iany w krążeniu krwi.

Są osoby, których naczynia krw ionośne mają inną w rażliw ość z prawój strony, a in­

ną z lew ćj. P o krótkim nam yśle pew nie każ­

dy przypom ni sobie, że na balach i prze­

chadzkach w id ział nieraz twarze, których jed en policzek bardziej rum ienił się niż

drugi.

Grę kolorów na policzkach spostrzegam y tak łatw o, że częstokroć osoby, które jej podpadają, niem ały mają kłopot chcąc ją ukryć. A le i na innych miejscach skóry w ystępuje ona, chociaż trudniejsza je st do spostrzeżenia. Jeżeli jed n ak okiem n iep o­

dobna ocenić małych zmian w barwie skóry ramienia lub nogi, jeżeli naw et termometr nie wykazuje małych zmian temperatury, będących następstwem obfitszego lub skąp- szego napełniania krw ią naczyń krw ionoś­

nych w tych częściach ciała, to w każdym

j razie przyp ływ y i od p ływ y tego rodzaju

| muszą pociągać za sobą zm iany objętości uważanych organów . M ierząc zatem w oko-

| licznościach odpow iednich objętość naszćj

J ręki zapomocą w łaściw ego przyrządu, otrzy­

mamy obraz, sztuczny w praw dzie i dający się zrozum ieć dopiero po uważnem rospa- trzeniu, ale we wszystkich szczegółach p o ­ dobny do mienienia się tw arzy. Zadanie

(6)

438 W SZECHŚW IAT. N r 28.

m ierzenia objętości ręki lub nogi, p. Mosso rosstrzygn ął w sposób, którego zasada jest bardzo prosta. W zią ł on rurę szklaną, tak szeroką, żeby ręka sw obodnie w ch od zić w nią m ogła, oba jej otw ory zam knął szczel­

nie przystającem i korkam i, w których w y ­ ciął otwory: w jed n ym tak szeroki, żeby m ógł obejm ow ać rękę poniżej łokcia, w dru­

gim przeciw nie, tak wąski, że u tk w ić w nim można było tylk o cieniutką szklaną rurecz- kę, długą i zgiętą pod kątem prostym tuż za korkiem . P rzystęp u jąc do dośw iadczenia, p. M osso um ieszcza rękę badanej osoby w szeroldśj rurze; kitem szklarskim z a p eł­

nia w szelkie szczelin y m iędzy ręką a k or­

kiem; n alew a p ełn o w ody, ogrzanej do tej samćj tem peratury, co i ciało ludzkie; na- koniec zakłada korek z cienką rureczką.

W szelk ie zw ięk szen ie objętości ręki spraw i, że AVoda, w ypychana z szerokiój rurki, bę­

dzie się podnosiła w cienkiej; przeciw nie k ied y ręka wraca do pierw otnej objętości, albo ją naw et zm niejsza,— poziom wody w cienkiej rurce opada. T a prosta w zasa­

dzie konstrukcyja u leg ła następnie przerób­

kom i ulepszeniom i ostatecznie doprow a­

d ziła sw ego autora do zbudow ania przyrzą­

du, zapisującego bespośrednio sw oje spo­

strzeżenia.

P rzyrząd ten otrzym ał trudne do spam ię­

tania nazw isko pletysm ografu, to znaczy — przyrządu, m ierzącego zm iany objętości.

G dybyśm y jed n ak je g o w skazania tłu m a­

czyć ch cieli zaw sze na ję z y k psychologii, kto wie, czy nie słu szn ie nazw aćby go m oż­

na przyrządem , m ierzącym w rażenia. W r z e ­ czy samej przed tym czujnym szpiegiem nie zdoła się ukryć żadne poruszenie um ysłu.

P . M osso budow ał go i pierw sze z nim p ró­

by czyn ił w lipskiej pracow ni profesora L u ­ dw iga. O tóż zd arzyło się, że kiedy p rzy­

g o to w y w a ł się do pierw szego dośw iadcze­

nia, a k olega je g o sied ział p rzed przyrządem zapisującym , mając obie ręce zanurzone w cylindrach, naraz w eszedł do sali n ieocze­

kiw any profesor L u d w ig . T o wrażenie, w żadnym razie przecież n ie nazbyt g łę b o ­ kie, które zostało w y w ołan e przez w ejście profesora, w yraziło się natychm iast przez dw ie lin ije, d łu gie na 10 cen tym etrów , na­

kreślone przez pletysm ograf ja k o dow ód, że część krw i z rąk u ciek ła do g ło w y . M osso

nie notuje, czy kolega jeg o zarum ienił się w tedy — m ożna jed n ak przypuszczać, że nie, a w takim razie, czy przyrząd je g o nie m ógłby oddać w ażnych u słu g inkw irentow i sądowem u przy badaniu przestępców? Tu ju ż żadnym w ysiłkiem w oli nie można ukryć zew nętrznych oznak tego, co wewnątrz czło ­ w ieka się dzieje. Zm iany w krążeniu są tak dalece od w oli n iezależne, że odbywają się i w czasie głębokiego snu, pod w p ływ em w ew nętrznych albo naw et i zew nętrznych pobudek, nad któreini śpiący w żaden sp o­

sób zapanow ać nie m oże i o których nie pa­

m ięta po przebudzeniu. Przyrząd p. Mosso zastosow any do osoby śpiącej, okazuje cią­

g le zm iany w krążeniu, zależne od wrażeń pow odow anych przez obrazy widziane w sen- nem m arzeniu. A le i każdy szm er w po­

koju, każde słow o, zm iana w ośw ietleniu, rozejście się jak iejś w oni — w szystko to w y w o łu je w śpiącej osobie szeregi wrażeń, o których po przebudzeniu pamiętać nie bę­

dzie, ale które na przyrządzie zapisującym utrw alą się, jak o wyraźne dow ody p rzy p ły ­ w ów i odpływ ów krw i w różnych kierun­

kach.

Jeżeli w istocie ten bystry potok, który w nas nieustannie krąży, bije co ch w ila o brzegi tajem niczej krainy układu n erw ow e­

go, gdzie zapew ne siedlisko mieć muszą du­

chow e w ładze naszej istoty; jeżeli m ianow i­

cie kieruje się on do stolicy tego państwa, do mózgn; to różne części naszego ciała mu­

szą w spółcześnie tracić lub zyskiw ać na w a ­ dze. „A żeby jaśniej wykazać, m ów i Mosso, nieustanne przem ieszczanie się krw i, która zbiera się raz w tej, to znow u w innej oko­

licy ciała, zbudow ałem dużą w agę, mającą postać długiego i szerokiego stołu, na któ­

rym można u łożyć człow ieka. Zapomocą cię­

żaru, który posuw a się po ramie tego w sw o­

jem rodzaju łóżka ruchom ego, łatw o dopro­

w adzić do rów now agi, jeż e li środek ciężkości ciała będzie się znajdow ał blisko punktu za­

w ieszenia w agi. Żeby w aga nie przechylała się za każdem poruszeniem w kierunku po­

przecznym , uczepiłem na jej osi dużą masę m etaliczną, którą na śrubie można podnosić i obniżać. Środek ciężkości w agi przez masę

(7)

N r 28:. WSZECHŚ WIAT. 439 ow e został obniżony o tyle, że nie je s t ona,

ja k m ówią, szalona, to je st nie w ałia się za lada chw ilow ą zmianą w obciążeniu prawej lub lewój połow y, gdyż ciężar um ieszczony u dołu w yw iera przeciwrne działanie i d op ro­

wadza w agę do położenia poziom ego. Nada­

łem mojej w adze taki stopień czułości, że w aha się ona nieustannie w edług rytmu od­

dychania.

„Na w adze doprowadzam y do rów now agi osobę, poddającą się doświadczeniu, ułożo­

ną poziom o i całkow icie spokojną. Przem a­

wiam y teraz do niój i oto waga pochyla się natychm iast w stronę g łow y. G łow a w ięc zyskała na w adze, a nogi straciły. I zjawisko to powtarza się zaw sze, w tedy naw et, gdy człow iek leżący zachow uje w szelką ostroż­

ność, żeby się nie poruszyć, kiedy usiłuje pow strzym ać oddech, nie mówi i wystrzega się w szystkiego, coby m ogło sprowadzić p rzyp ływ krw i do m ózgu.

„ B yło to ciekaw e w idow isko dla mych k olegów , odw iedzających mnie podczas do­

św iadczeń, kiedy ktoś z przyjaciół lub zna­

jom ych spał sobie na wadze. W godzinach popołudniow ych, najdogodniejszych do ba­

dań tego rodzaju, zdarzało się często, żek toś zasypiał, ukołysany m iarowem wahaniem się tej k ołyski naukow ej. W ch w ili, kiedy drzw i się uch ylały przed przybywającym , w aga opadała natychm iast ze strony głow y i pozostaw ała w tem położeniu pięć, sześć, do dziesięciu m inut, zależnie od tego czy sen był mniój, czy więcój głęboki. N ieraz kiedy śpiący się budzi, krew nie rozdziela się tak, jak była przed zaśnięciem . W ypada prze­

sunąć ciężarek na ramie od strony g ło w y ku nogom , gdyż pewna ilość krw i przeniosła się w kierunku przeciw nym . Potem , kiedy czło­

w iek zasypia nanowo, w aga zw olna pochyla się w stronę nóg. K rew oddala się, można pow iedzieć, od centrów działalności i obficie roschodzi się po żyłach nożnych. W ted y cię­

żarek w ypada znow u przysunąć ku głow ie, aż nakoniec, podczas głębokiego snu, krew rozm ieści się tak, ja k tego w ym aga ów stan naszego organizm u, a ciężarek trzeba będzie ustaw ić w tem samem m iejscu, gdzie był przed przebudzeniem . A wahania oddecho­

we przez cały ten czas trw ają nieustannie.

„G d y tak w szystko było pogrążone w ci­

szy i spokoju, naraz ktoś zn a s spraw iłszm er

niew ielk i— kaszlnął, posunął nogą, lub prze­

staw ił krzesło. W aga w tej chw ili zadrgała pochyliła się w stronę glowry i pozostaw ała tak pochylona kilka minut, choć śpiący po­

zornie w cale nie zau w ażył hałasu.

„W śród nocnój ciszy, albo w spokojnych chw ilach popołudniow ej sjesty, w idziałem nieraz wahania, niem ające żadnój zew nętrz- nój przyczyny. B y ło to jak g d y b y dobrow ol­

ne przem ieszczanie się krwi pod w pływ em sennego marzenia lub innego jak iegoś zja­

w iska psychicznego, które działając na n er­

w y naczynio-ruchow e, zm ieniło krążenie, przyczcm w całej tej spraw ie świadom ość śpiącej osoby nie przyjm ow ała żadnego udziału, albo, conajmnićj, udział ten nie po­

zostaw ił po sobie żadnego śladu w pam ięci”.

Zapomocą swej wagi profesor Mosso do- w iódł, że każde, by najsłabsze wrażenie po­

woduje przypływ krw i do gło w y . C hciał on jednak to zjaw isko, o którem w iędziano już i dawniej, chociaż bez dośw iadczalnego p o ­ tw ierdzenia, poznać we w szystkich fazach pośrednich, chciał jaknajściślćj oznaczyć w szystkie etapy, które fala krw i przebyw a na swój drodze od kończyny do m ózgu.

P rzed sięw ziął w tym celu szereg obserwa- cyj nad tętnem na w szystkich punktach ciała i pośród okoliczności najbardziej urozm ai­

conych. Szczegółam i dośw iadczeń tego ro­

dzaju nie dzieli się ? publicznością, ale za­

pewnia, że obecnie, m ając przed oczym a g ra­

ficzny obraz tętna, może z zupełną p ew noś­

cią określać, czy badana osoba była głodna lub też nasycona, czy spała lub czuw ała, czy jej było chłodno lub ciepło, czy była spokoj­

na lub wzruszona, czy rozm yślała lub trw a­

ła w roztargnieniu.

P rzyjaciel naszego badacza, uczony lite­

rat z profesyi, z uśm iechem niedow ierzania poprosił o w ykonanie dośw iadczenia na so ­ bie. P ołączyw szy jeg o tętno z przyrządem zapisującym, p. Mosso podał mu książkę włoską. T ętno k reśliło sw oję krzyw ą, we w'szystkiem podobną do norm alnych śladów;

w chw ili wszakże, kiedy od łatw egp czytania badany przeszedł do przekładu jakiegoś

(8)

440 W SZECH ŚW IAT. N r 28.

trudnego ustępu z H om era, w śladach tętna w ystąp iła natychm iastow a i bardzo głęb ok a zm iana.

Ż ycie je st tem czynniejsze im krew szy b ­ ciej krąży, a ruch krw i zostaje przysp ieszon y przez kurczenie się naczyń. W naszym u k ła ­ dzie krw ionośnym następuje toż samo, co w rzece: im węższe koryto, tem prąd bystrzej­

szy. K ied y niebezpieczeństw o nam grozi, k ie­

dy uczuw am y przestrach lub w zruszenie, or­

ganizm nasz m usi zbierać siły , m usi ożyw ić czynność ośrodków nerw ow ych; autom atycz­

n ie zwężają, się w ted y n aczynia i krew na­

p ływ a ku g ło w ie. Jeżeli zakłopotanie nasze je s t n ie w ie lk ie — w ystarcza ten zasiłek, j a ­ ki z w ew nętrznych n aczyń n ad p łyn ął, ow szem byw a go zaw iele i nadm iar rozlew a się po tw arzy, pow lekając ją szkarłatem . A le k ied y stan je st praw dziw ie g ro źn y — m ózg zbiera zapasy skąd może, n aw et z p ow ierzch ow ­ nych n aczyn iek w łosk ow atych skóry, a w ted y na licu naszem osiada złow różb n a bladość.

L E N I W O

I. Siemiiadzkiagt).

Sp om ięd zy ssaw ców w łaściw ych lądow i am erykańskiem u, len iw ce należą bezzaprze- czenia do n ajciekaw szych, a co w ażniejsza najdaw niejszych aborygenów tego lądu. W i­

dząc te osobliwe' stw orzenia o ruchach ocię­

żałych i kształtach d ziw aczn ych , te istoty drobne, słabe, bezbronne, trudno je st p o g o ­ dzić się z m yślą, że są to ostatni potom ko­

wie w ym ierającego rodu olbrzym ów d y lu - w ijalnój epoki M ylodontów , M egateryjów , | w ielkością d'orównywających słon iom i no- sorożcom, uzbrojonych w potężne pazury j

i olbrzym iej siły m ięśnie, ja k w n osić można z potw ornie grubych ich kości, znajdow a- j

nych obficie w napływ ach d olin y L aplaty i innych okolic A m eryk i p ołu d n iow ej.

P rzed n ie ich kończyny nieproporcyjonal-

nie d łu gie, tylne niepom iernie krótkie, za­

opatrzone w d łu gie haczykow ate, niezgra­

bne pazury, którem i się zw ierzę za g a łęzie chw yta, szyja stosunkow o długa, zak oń czo­

na m ałą okrągłą m ałpią g łó w k ą o drobnym p yszczku bezzębnym , zaopatrzonym tylko w twarde, praw ie nieruchom e wargi, o ma­

łych , okrągłych oczach zaspanych i uszach u krytych zupełnie w śród sierci. Sierć w re­

szcie sama niepom iernie długa, szczecinia- sta, gruba, rośnie naodw rót niż u w szyst­

kich innych zw ierząt w kierunku od brzu­

cha ku grzbietow i, przez co tw orzy w oko­

licach krzyża dziw aczny wicher, okalający zw ierzę całe ja k b y króciuchną spódniczką, zw łaszcza gdy w zw ykłej pozie usiędzie na zadzie, z głow ą pionow o do góry podniesio­

ną, tylnem i łapam i obejm ując pień drzewa lub jakibądź przedm iot przed nim ustaw io­

ny, co zdaje się być dlań również niezbę- dnem, ja k dla m ałp chw ytnoogoniastych ma­

chinalne ow inięcie ogonem chociażby ka­

w ałk a drewna leżącego koło nich. Jed yn ą w sw oim rodzaju w całym św iecie zw ierząt ssących, je st budow a kręgosłupa leniw ców . Zam iast 7 kręgów szyjow ych mają niektóre gatunki len iw ców po 6, inne po 9, a naw et aż do dziesięciu, liczba zaś kręgów piersiow ych rośnie od 14 do 24. U zęb ien ie składa się z pięciu w alcow atych zębów trzonow ych z każdój strony górnej szczęki, w dolnej w i­

dzim y tylko po cztery zęby szczątkow e, po- dobniejsze z barwy i natury swojej do rogo­

w ych pręcików, aniżeli do zębów w łaści­

w ych, w arstw a em alii je st bowiem niezm ier­

nie cienka i nie tw orzy pow ierzchni zęba, lecz je g o w arstw ę środkową pom iędzy ko­

ścią w ew nętrzną i rogow ą pow łoką zew nę­

trzną. Niem niej oryginalną je st budow a niektórych miękich części ciała: żołądek le ­ niw ca np. ma kształt podłużnie półksiężyco- w aty, rozdzielony na dw ie połow y, pom ię­

dzy którem i w chodzi doń przew ód pokar­

m owy. P o ło w a prawa, m niejsza, je st trzy razy kiszkowato zw inięta, lew a podzielona na trzy odrębne komory. Serce, wątroba i śledziona są nadzw yczaj m ałe. M ózg ma­

ły, o nielicznych zwojach, w skazuje niski stopień um ysłow ości.

D w a są rodzaje leniw ców , każdy z nich mający po kilku przedstaw icieli. Jeden z nich (C holoepus) odznacza się szyją krótką, bra­

(9)

Nr 28. Ws z e c h ś w i a t. 441 kiem ogona i obecnością, dw u tylko potęż-

nem i pazurami uzbrojonych palców na każ­

dej nodze. Najbardziej znanym przedsta­

w icielem tego rodzaju je st len iw iec dw u- palczasty (C holoepus didactylus) barwy je ­ dnostajnie żółta woszarój.

D ru gi rodzaj B radypus posiada po trzy palce na nogach, długą, szyję i wyraźny ogon. N ajbardziej znany przedstaw iciel te­

go rodzaju brazylijski A j czyli leniw iec trójpalczasty (B radypus tridactylus) odzna­

cza się oprócz k ształtu sw ego, rów nie bar­

wą. ciała, która je st rudawopopielatą zw ierz- chu, srebrzystosiw ą na brzuchu, z niew y­

raźną pręgą ciem niejszą z każdej strony grzbietu od pleców do ogona.

O byczaje w szystkich leniw ców są do sie­

b ie tak podobne, że zastrzegłszy się tylko, że zoologow ie kilka gatunków pom iędzy niem i odróżniają, możemy śm iało mówić 0 obyczajach leniw ca w ogólności.

D ziew icze lasy A m eryk i południow ej są w yłączną ich ojcżyzną, nieprzebyte gąszcze 1 cieniste sklepienia podzw rotnikow ej ro­

ślinności — ulubionem siedliskiem tych upo­

śledzonych przez naturę istot. L eniw ce ży­

ją na drzewach, lecz dostać się tam, gdzie zw inna w iew iórka lub małpa znajdzie się w parę sekund, dla len iw ca jest w ielce tru- dnem i mozolnem zadaniem . W porówna­

niu z niedołęstw em ich ruchu po ziemi, ła ­ żą one jed n a k dość szybko. L en iw iec, k tó­

regośm y przez czas jak iś hodow ali w Chim- bo, urw aw szy się ze sznurka poti-afił w cią­

gu kilku m inut przedostać się po belkow a­

niu w erandy na drugą stronę zajm ow anego przez nas domku. Żyw ią się w yłącznie pączkam i, m łodem i pędam i i ow ocam i, w o ­ dę zastępuje im w zupełności obfita rosa;

nasz pupil zadaw alniał się wyssaniem paru pomarańcz dziennie, w ody nie pijał wcale.

Na głód i pragnienie len iw iec jest niezm ier­

nie w ytrzym ały. D opóki drzew o, na któ- rem się znajduje, może go w yżyw ić, len i­

w iec go nie opuszcza, dopiero po wyczerpa­

niu żyw ności przenosi się pow oli z gałęzi na gałęź, szukając m iejsca, gdzieby się za gałęź sąsiedniego drzew a m ógł zaczepić, a że w gąszczach nad brzegam i r.:ek, gdzie len iw iec najchętniej przebywa, korony drzew są ze s o b ą splecione w jed n o zielone skle­

pienie, przychodzi mu to bez trudu. L en i­

w iec n ie je st w ybrednym , każde drzewo mające liście i ow oce, zadow olnić go jest w stanie. Jedząc posługuje się sw em i dłu- giem i kończynam i przedniem i, których u ży­

wa do przyciągania ku sobie cieńszych ga­

łązek i do obryw ania z nich pazurami liści i ow oców , które do gęby sobie łapam i po­

daje.

R uchy leniw ca po ziem i są rospaczliw ie niedołężne i najbardziej chód żółw i przy­

pominają. R osstaw iw szy szeroko nogi, wsparty na łokciach, poruszając każdą nogą z osobna szerokim lukiem naprzód, posuwa się zw ierzę nadzwyczaj pow oli, kiw ając g ło ­ wą i szyją na prawo i lew o, jak b y dla utrzy­

mania niezbędnej rów now agi. W chodzie tym pazury są zagięte do w ew nątrz, stopa dotyka ziem i tylko stroną zewnętrzną. J a k ­ kolw iek jednak niezgrabne są ruchy len iw ­ ca na ziem i, poruszenia jego na drzew ie są pomimo swej pow olności zadziw iająco pe­

wne; len iw iec je st w stanie w isieć przez dłuższy czas zawieszonj' za gałęź pazurami jednój tylko nogi, a co większa, je st dość s il­

ny żeby podnieść całe sw e ciało do wysokości pochwyconej pazurem gałęzi. Jakkolw iek bezbronny, posiada w ielką siłę w kończy­

nach, a jeżeli mamy wierzyć Szom burgko- w i, trzech indyjan tow arzyszących mu zale­

dwie zdołało oderwać napotkanego leniwca od korzenia ryzofory, na którym siedział.

W potrzebie potrafi p ływ ać wcale szybko, B a te siW a lla c e w idzieli leniw ca przepływ a­

jącego rzekę w m iejscu, gdzie rzeka ta mia­

ła około 300 kroków szerokości. O ile w y­

trzym ałym jest len iw iec na głód i pragnie­

nie, o tyle też nieczułym się zdaje na w szelki ból i n iew ygod y, uderzony prętem nasz leniw iec w Chimbo budził się, otw ierał oczy i podnosił zw olna długie ramię aby się podrapać, lecz zw yk le niedokończyw szy ruchu, zaraz zasypiał. K ied y w reszcie wyjeżdżając z Chimbo m usieliśm y go uśm ier­

cić, pierwsza kula z m ałego karabinka, którą dostał w głow ę, nie zrobiła nań w ięk ­ szego wrażenia od uderzenia prętem, bo się tylko w głow ę podrapał, dwie inne również zostały bez skutku, dopiero strzał z rew ol­

weru w kręgi szyjow e zabił go. G łosu le­

niwca nie słyszeliśm y nigdy, na w olności odzyw a się niekiedy, w ydaje krótki i ostry dźwięk I. Nasz w ięzień przew ożony w wor­

(10)

442 W SZECHŚW IAT. N r 28.

ku zry w a ł się tylk o i sapał, pom ału w ycią­

gając d łu gie sw e ramiona, ja k g d y b y niem i ch ciał sw ych d ręczycieli do piersi p rzyci­

snąć, n ie krzyczał nigdy. R ów n ie słabo ja k zm ysł czucia, rozw inięte są u leniw ca zm ysły w zroku i słuchu, jed yn ie zm ysł sm a­

ku zdaje się bardziej w ykształconym . Z tem w szystkiem w iadom ości podróżni­

ków o braku w szelk ich zdolności u m ysło­

w ych u leniw ca są przesadzone i g łó w n ie oparte na apatyi tych zw ierząt, w yłączn ie nocnych, podczas dnia, k tóry zarów no na w olności jak i w n iew oli przesypiać z w y k ły . O bserw acyje Brehm a dow odzą, że n iekształ­

tne w łochate kłębki, w yglądające ja k w iązki siana, g d y zw ierzę sk rzyżow aw szy nogi na piersiach i schow aw szy p om iędzy nie głow ę, nie daje żadnego znaku życia, n ieczu łe na krzyki iszturchańce publiczności zw iedzają­

cej ogród zoologiczny, są czu łe na gło s sw e­

go dozorcy, poznają go, pełzną na jeg o sp ot­

kanie, gram olą mu się na piersi, przym ilając się i prosząc o łakocie; że k łęb k i te b yw a­

ją naw et w ielce w ojow niczego ducha, gd yż kiedy razu p ew n ego chciano w jednój k la t­

ce um ieścić dw a gatunki len iw ców , siln iej­

szy len iw iec dw upalczasty z taką g w a łto w n o ­ ścią natarł pazuram i i zębami na sw ego słab­

szego trój palczastego tow arzysza, że inter- w en cyja dozorców okazała się konieczną i niepodobna było pozostaw ić m niejszego le ­ niw ca na pastw ę w iększem u.

D o charakterystycznych w łaściw ości le ­ niw ca należy łatw ość, z ja k ą człon k i sw oje na w szystkie strony obracać m oże, najnie- m ożliw sze przytem niekiedy przybierając pozy. M oże się np. drapać pazuram i tylnćj łapy po krzyżu, co dla w szelk iego in n ego czw oronoga je s t niepodobieństw em , a tak dziw acznie może w ykręcać sw oje koń czyn y, ja k g d y b y ścięgna i m ięśnia w je g o staw ach w cale nie istn iały. P oza, w ja k iej sypiają len iw ce dw u- i trzypalczaste n ie je st je d n a ­ kow ą, z w yjątkiem tych razów, k ied y zm u­

szone do sypiania na p odłodze, zw ijają się w kłębek. N a gałęzi len iw iec d w u p alcza­

sty śpi, siedząc w położeniu pionow em , obją­

w szy gałęź pazuram i krótkich ty ln y ch k o ń ­ czyn, przednie zaś sk rzyżow aw szy na p ier­

si. G łow ę przytem trzym a albo prosto do góry podniesioną, albo też u k r y w a ją na piersi. Z upełnie inną jest poza sp oczyn - I

ku rodzaju B radypus, które pazurami w szystkich czterech kończyn p och w yciw szy poziom ą gałęź w iszą w d ół, ja k m iękie k o ­ smate tornistry, zaw ieszone taśmami na drążku.

P ożytek z leniw ca niew ielki, w n iek tó ­ rych okolicach niew ybredni w smaku in d y- jan ie i m urzyni jadają je g o w strętnie cu ­

chnące mięso, czasami też z mocnćj i trw a­

łej je g o skóry robią torby i futerały. P o ­ mimo to, pom im o je g o nieszkodliw ości, człow iek posuwając się coraz dalój w głąb puszcz dziew iczych tępi coraz bardziej te zresztą dość rzadkie zw ierzęta tak, że praw ­ dopodobnie ju ż w niedalekiej przyszłości ostatni potom kow ie dylu w ijaln ych M egatery­

jó w i M ylodontów będą należeli do historyi.

HIPOTEZA NAGELEGO

i bijologija ciał m ańw ych

N iejaki p. E ven w artykule, um ieszczo­

nym w Revue scientifique, zestaw ia pod pow yższym tytułem szereg m yśli, które po­

dajem y w streszczeniu:

N ftgeli przyjm uje, że każda cząstka ciała istot żyjących i ich zarodków od n a jw c z e ­ śniejszych stadyjów rozw oju składa się ze stereoplazm y i idyjoplazm y, z których każ­

da ma odm ienne w łasności, a obie składają m icelija, to je st nadzwyczaj m ałe k ryształ­

ki organiczne. P rzod k ow ie na zasadzie dziedziczności przekazują potom stwu w łaś- ściw ą sobie idyjoplazm ę razem z charakte- rystycznem i cecham i, które z idyjoplazm ą każdego osobnika są zw iązane. R óżnice indyw idualn e zależą od różnic w ilościach m icelijów i zm ian w ich „rów noległości”.

Oprócz tego idyjoplazm a, zbudow ana w po­

w yżej wskazany sposób, może „autonom i­

c zn ie” kom plikow ać się, tw orzyć now e zw iązk i i przez to nabyw ać now ych sk łon ­ ności; w ogóle, m oże sama przez się w y tw a ­ rzać odm iany.— M ożliw ość podobnej auto­

nom ii w cząsteczkach m ateryi została zazna­

czona przez profesora K ek u leg o z B onn,

(11)

Nr 28. W SZECHŚW IAT. 443 który jeszcze w 1878 roku, w swej m owie

uniw ersyteckiej, w ypow iedział: „Możemy przedstaw iać sobie, że nieustanne przenosze­

nie się z miejsca na miejsce atomów w ielo- w artościow ych w yw ołu je w łonie agregatów m olekularnych nieustanny ruch cząsteczek, z których się tamte składają. Skutkiem podobnych w ędrów ek sąsiednie cząsteczki zostają w ciągnięte w sferę działania siły pow inow actw a, a dawniej tam zostające — usunięte. W taki sposób masa t. z w. mar­

twej materyi jest obdarzona pewnym rodza­

jem życia”.

M icelija, ja k k o lw iek są niew ym ow nie m aleńkie, podlegają jednak prawom fizy­

cznym i chem icznym , rządzącym krystaliza- cyją. Przyznając kryształkom organicznym N a gelego te w łasności, ja k ie „bijologija ciał m artw ych” przypisuje kryształom w zw ykłem znaczeniu słow a, zobaczmy, ja ­ kie stąd w yp ływ ają następstwa.

1-o, „U trw alające się zm iany są dow ol­

ne i zależą od przyczyny w ewnętrznej, któ­

ra zapew ne może być sprowadzona do pro­

stego zjaw iska m nożenia się albo zmiany w zględnego położenia m icelijów . Jest to w ięc skutek sil m iędzycząstcczkow ych, po­

dobnych do tych, ja k ie wszędzie spotykam y”.

M amy tu dw ie siły, które tak często w idu­

jem y w niezgodnem działaniu, a które rzą­

dzą każdem zjaw iskiem chemicznem. J e ­ dną z nich je st pow inow actw o, które dla m icelijów stanow i w ładzę kierow niczą, dru- gą — spójność, której w ynikiem je st stan skupienia. Jeżeli w ostatecznym wniosku przyjm ujem y, że m ateryja je st jedna we w szystkiem (sv t o ~dv), to rozm aitość istftt zależy tylko od różnic w ypadkow ych sil nierów nych i niejednakow o działających.

Zresztą w elem encie anatom icznym wszak j mamy najprostszą istotę żyjącą, w mikroko- sm ie— ciążenie pow szechne. „1 nie bez słu ­ szności, mówi W urtz, porów nyw ano ten świat, w którym w irują atomy, do w szech­

świata, w którym krążą słońca”.

2-0. „Dziecię pow iada N ilgeli, zw ykle je st podobne zarów no do ojca, jak do matki.

To stąd pochodzi, że idyjoplazm a jaj- I ka w yrów nyw a mniej więcej w objętości idyjoplazm ie ciałka nasiennego; przewaga idyjoplazm y w jed n ym lub drugim elem en­

cie rozrodczym decyduje, w którą stronę

| skierują się podobieństwa i różnice”. D z ie ­ dziczność w ięc ma swoje źródło w miceli- jach. A le każdy kryształek posiada swój w łasny cykl rozwoju, który przejść musi, zanim dojdzie do kształtu ostatecznego, to jest do stanu, w którym warunki rów now a­

gi są w nim najzupełniej zaspokojone.

Jeżeli jednak dw ie idyjoplazm y (ojcow ska i m acierzyńska) są nierów ne, jeżeli jedna z nich przemaga, to i warunki równowagi dla każdego indyw iduum są inne. Stąd w ynika walka. — „W ielkie kryształy zjada­

ją m ałe”, pow iedział H . Sainte-C laire D evil- le. Pow szechna w alka o byt trwa nieustan­

nie, nietylko pom iędzy istotam i, ale i po­

m iędzy ich zaczątkam i.

3-o. K ryształy niezaw sze posiadają te piękne postaci gieom etryczne, które pozw a­

lają zaliczyć je do tego lub ow ego układu krystalograficznego. Znajdują się m iędzy niem i niepraw idłow e, w ykrzyw ione, po­

tworne; istnieje teratologija m ineralna.

N iepraw idłow ość kształtów istnieć m oże także i w m icelijach elem entów rozrod­

czych. D laczegożby nie można było potw or­

ności istot rozw iniętych uw ażać za następ­

stwo teratologii m icelijów?

Zdaje się, że w hipotezie N agelego kry- stalografija powinnaby być wstępem do em - bryjologii. H ipoteza ta je st ważną stacyją na drodze nauk bijologicznych ku poglądo­

wi na sprawy życiow e jako na zjawiska mechaniczne.

SPR A W O Z D A N IE .

Ferd. Roetner. L e th a e a e rra tio a o d e r A u fk liiru n g u n d U e sch reib u n g d e r in d e r n o rd d e u tso h en E b e n e v o rk o m m e n d en D ilu v ia lg esch ieb e n o rd is c b e Sedi- m en tiirg esch ieb e. (D am en u n d K ayser, P alaeontologi- sche A b h a n d ln n g en . T. U zeszyt 5, B eri. 1835, 4"

173 str., 11 tab l.).

N a w ielce cenn% tę p ra c ę zasłużonego d la gieolo- gii naszego k ra ju p ro fe s o ra w rocław skiego u n iw e r­

sy te tu z w racam y uw agę sp e c y ja listó w n aszy ch , i n te ­ r e s u ją c y c h się k w e sty ją napływ ów n a sz y ch i p o c h o ­ d z en ia głazów n a rz u to w y c h . J e s lto o b sz e rn a i w y ­ c ze rp u ją c a m o n o g raflja w szy stk ic h n a ró w n in ie pół- no cn o n iem ieck iej w p o staci g łazów n a rzu to w y c h z n a ­ lez io n y ch sk a m ie n iało śc i i sk a t o sadow ych, z d o k ła-

d n e m oznaczeniem m ie jsc a ich p o c h o d z e n ia w Szwe-

(12)

c y i, n a w y s p ac h B a łty k u i w p ro w in c y ja c h N a d b a łty c ­ k ich , ta k b o g a ty c h w p rz e p y sz n ie z a ch o w an e s k a m ie ­ n ia ło ś c i fo rm ac y j p a le o zo ic zn y c h . S p o m ięd zy n a j ­ cie k a w sz y c h , z a z n ac zy ć n a le ży z n alez ien ie k o ło K ró ­ lew ca i K ie lu s k a ły fo rm a c y i w ęglow ej z P ro d u c tu s s e m ire tic u la tu s , p o ch o d zącej ze śro d k o w ej R ossyi;

d a le j k a w a łk a c e c h sz te jn u z P ro d u c tu s h o r r id u s k o ło W ro c ła w ia , k a w ałk ó w sk a ł ju r a js k ic h z A m m . L am - b e r ti i A. c o rd a tu s n a S z ląsk u i g łazu k im e ry d z k ie - go z P te ro c e ra O eeani i T e r e b r a tu la s u b s ella k o ło R ix d o rf. W k o ń cu sw ej p r a c y a u to r d a je ta b e la ry c z n e z es ta w ien ie głazów n a rz u to w y c h p o d łu g ic h p o c h o ­ d z en ia i ro z m ieszc z en ia g ieo g raficz n eg o . D o sk o n ałe ta b lic e dodają, w a rto ś c i te j w ielce c e n n e j d la n a ­ sz y c h sto su n k ó w g ie o lo g ic z n y c h p ra c y .

./. S.

444

T a c z a n o w s k i W ła d y s ła w . O rn ith o lo g ie d u P e ro u . R e n n es w d r u k a rn i O b e rth iira . 1880. T o m III, s t r 622, m a p a P e r u z o zn aczen iem d ró g p r z e b y ty c h p rz e z de C a steln a u , pp. J e lsk ie g o i S z to lc m an a . T a b lic e s y n o ­ p ty c z n e i spis a lfa b e ty c z n y , s tr . 218.

W p iśm ie n in ie jsz e m z dw u o s ta tn ic h l a t (W sze c h ­ ś w ia t 1884 s tr. 364, 1885 s tr . 76) z ap o z n ałe m c z y te l­

n ik ó w z d w o m a p ie rw sz e m i to m a m i d z ie ła p. T a c z a ­ now skiego, k tó re w y s z ły n a ś w ia t 1884 r. O b ecn ie u k o ń c zo n o d r u k całeg o d z ie ła, t. j . w y d a n o to m t r z e ­ ci, o ra z d o d a tk o w y to m o b e jm u ją c y ta b lic e s y n o p ­ ty c z n e do o k re ś la n ia rz ęd ó w , ro d z in i ro d z a i, o ra z sp is a lfa b e ty c z n y do w s z y s tk ic h trz e c h to m ó w . D o to m u trz e c ie g o a u to r d o łąc zy ł c h ro m o lito g ra fo w a n ą m a p ę rz e c z y p o s p o lite j p e ru w ija ń sk ie j z o z n a c ze n iem n a n iej k ie ru n k u p o d ró ż y d e C asteln au , pp. J e ls k ie ­ go i S zto lcm an a.

W to m ie trz e c im z n ajd u je m y o p isy 431 g a tu n k ó w , p o m ię d z y n ie m i 23 g a tu n k i p o ra ź p ierw szy o p isa n e p rz ez p. T aczan o w sk ieg o . N a d to w ty m to m ie z n a j­

d u ją się u z u p e łn ie n ia i s p ro s to w a n ia d o dw u p ie r w ­ sz y c h tom ów .

W c a łe m dziele o p ta k a c h p e ru w ija ń s k ic h p . T a ­ c zan o w sk i o p isa ł 1 351 g a tu n k ó w i o d m ia n , p o m ię ­ d z y n ie m i 113 n o w y c h , czy li p rz esz ło &% w s z y s t­

k ic h z n a n y c h p ta k ó w rz e c z y p o s p o lite j P e ru , 9 g a ­ tu n k ó w p o z o stało w ą tp liw y c h z p o w o d u b ra k u o k a ­ zów i n ie d o k ła d n y c h opisów .

O prócz fo rm o p isa n y c h p rz e z p. T a c za n o w sk ie g o , p p. J e ls k i i S z to lc m an d o s ta rc z y li n a d to 27 n o w y ch g a tu n k ó w o p isa n y ch p rz e z p. C a b an isa i 7 n o w y c h g a tu n k ó w o p isa n y c h p. S c la te ra . Z a te m o b a d w a j ci d z ie ln i p o d ró ż n ic y z n a le ź li w P e ru 147 p o p rz e ­ d n io n ie z n a n y c h p ta k ó w , co c z y n i p rz esz ło 1 0 % c a ­ łej d o ty c h c z a s z b a d a n e j fa u n y p e ru w ija ń s k ie j.

G a tu n k i op isan e w to m ie tr z e c im n a le ż ą do n a stę - j p u ją c y c h ro d z in : F rin g illid a e , P ic id a e , A lc e d in id a e , M o m o tid a e , G alb u lid ae, B u c co n id ae , C a p ito n id a e , R h a m p h a s tid a e , T ro g o n id a e , C u c u lid a e, P s ittac.id ae, C o lu m b id a e, O p isth o e m id a e, C ra cid ae , T h in o c o rid a e , T e tra o n id a e , T in a m id a c , R a llid a e , 1 'a rrid a e , O edic- n e m id a e, C h a ra d riid a e , S co lo p ac id ae, P s o p h id a e , A ra m id ą e, E u ry p y g id a e , A rd e id a e , C ico n id a e, P la - I

ta le id a e , T a n ta lid a e , P h o e n ic o p te rid a e , P e le e a n id a e , F r e g a tid a e , P h a la c o c o ra c id a e , S u lid ae, P h a e to n id a e , L a rid a e , P r o c e lla r id a e , A n a tid a e , H e lio rn ith id a e .

A . W . N r 2 & _

KRONIKA NAUKOWA.

A STR O N O M IJA .

— T e m p e ra tu ra s ło ń c a n a je ży n ie w ą tp liw ie do n a j­

sła b ie j d o tą d ro z w ią z a n y c h ustęp ó w fizyki słońca.

Z a p a tr y w a n ia ró ż n y c h b a d a c z y ro sc h o d zą się w g r a ­ n ic a c h k ilk u ty s ię c y d o k ilk u m ilijo n ó w sto p n i; otóż o b e cn ie d r J . M. l’e r n te r zało ży ł sobie ró żn icę tę sp ro w ad z ić do g ra n ic szczu p lejszy ch .

Do o z n a c z e n ia te m p e ra tu r y fo to sfery sło ń ca stoso­

w an o g łó w n ie dw ie m e to d y , k tó re d a ją się o p rz eć n a d o k ła d n y c h p o m ia ra c h . J e d n a z n ic h p olega n a w y m ie rz a n iu w yso k o ści p r o tu b e r a n c y j, d ru g a n a o z n ac za n iu n a tę ż e n ia p ro m ie n io w a n ia słonecznego.

P ro tu b e r a n c y je są to w y b u c h y w o d o ru , z a te m p r ą ­ d y w znoszącego się g a zu n a sło ń cu . P r ą d te n gazu w m ia rę w zn o szen ia się w g ó rę sty g n ie, a sp ad ek . je g o te m p e r a tu r y d a je się o b lic z y ć n a z a s a d a c h teo- r y i m e c h a n ic z n e j c ie p ła . W w ie rz c h o łk u w szakże p r o tu b e r a n c y i te m p e ra tu r a n ie m oże b y ć n iżs z ą od 560°, in ac ze j b ow iem gaz p rz e s ta łb y św iecić: stą d z a te m z n a ją c w ysokość p r o tu b e r a n c y i, o trz y m a ć m o żn a i te m p e ra tu r ę sp o d n ic h je j w a rs tw , zatem i je j ź ró d ła , t,. j. fo to sfery . Otóż d o strz eg a n o p ro tu - b e ra n c y je m a ją c e d o 3 0 000 m il w y so k o ści, co b y o d p o w ia d ało te m p e ra tu rz e fo to sfery 30000000°.

O lb rz y m ie ta k ie p ro tu b e ra n c y je p r z y tr a f ia ją się w y ją tk o w o , ale i d la m n ie jsz ej ic h w ysokości o k a zu je się jeszcze w ed łu g Z ó lln e ra te m p e ra tu r a 1 000 000°C.

Co do ty c h ra c h u n k ó w w ła śn ie d r P e r n te r p r z y ta ­ cza dw ie uw agi, k tó r e r e z u lta t teg o r a c h u n k u zn a­

czn ie z m n iejsza ją. P rz e d ew szy stk ie m u ż y ta tu fo r­

m u ła ty c z y się ty lk o gazów d o sk o n a ły c h , jeż eli zaś p o m ięszan c są one z p a ra m i, u w zg lęd n ić n a le ży , że p rz y ic h s k ra p la n iu w y w ią zu je się ciep ło , k tó re z n a ­ czn ie o s ła b ia u b y te k te m p e ra tu r y . T a k n p . p rz y p rą d a c h zie m sk ich w znoszącego się p o w ie trz a s p a ­ d ek te m p e ra tu r y w sk u te k s k ra p la n ia z aw a rtej w n im p a ry w odnej zm n iejsza się do połow y. G d y ­ b y w p ro tu b e ra n c y i is tn ia ła p a r a w odnej, sp a d e k te m p e r a tu r y n a m ilę w y n o s iłb y 70°C; c ie p ło u tajo n e p a r y w o d n e j j e s t w szakże w iększe a n iżeli p a r m e ta ­ lic z n y ch , k tó re w p ro tu b e ra n c y i w y s tę p u ją , d late g o lic z b a p o w y ższa d la sło ń ca p rz e d s ta w ia ty lk o pew ne m in im u m .

D ru g a u w a g a P e r n te r a o d nosi się do p r o tu b e r a n ­ cy j, k tó re za p o d staw ę ta k ic h ra c h u n k ó w p r z y jm o ­ w ać n ależy . P o n iew aż id zie tu o te m p e ra tu r ę ś r e ­ d n ią fo to sfe ry , o b ie ra ć p rz e to n a le ż y p r o tu b e r a n c y ­ je ta k ie , k tó re n a jc zę śc iej z a c h o d z ą , a k tó re sięg ają d o 2 0 0 0 m il p o n a d fotosferę. J e ż e li za ś re d n ią ich w ysokość p rz y jm ie m y 1 500 m il, to w y p ły w a s tą d t e m p e r a tu r a fotosfery 104 000° C.

W SZECH ŚW IAT.

Cytaty

Powiązane dokumenty

szą; W związku z pobytem Hiudeaburga cdbyłs się wczoraj mssa połowa na ryn­.. ku, przyczem doszło do krwawych starć między Relchswehrą a

W pisanych po polsku w latach wojennych Wspomnieniach (być może ów tekst powstał razem z Auto-życiorysem, jednak jest to raczej mało prawdopodobne) autor jeszcze mocniej

- rozwiązuje zadania znacznie wykraczające poza wymagania na ocenę bardzo dobrą stopniem trudności i tematyką... Dział programowy :

przywitanie Młodej Pary chlebem i solą - w cenie francuskie wino musujące na toast - w cenie wino podawane do obiadu - w cenie. apartament „Książęcy” z sejfem dla Młodej Pary

Choć wydawałoby się, że w myśli tej nie ma nic odkrywczego, okazuje się, że prawdopodobnie główny pro­.. blem leży właśnie w tym, że gm ina tylko połowicznie

Liczbagodzi n Treści wynikające Cele katechetyczne Sposoby Po r ogólne celów Temat z programu nauczania Wymagania Wymagania szczegółowe

Wystawa oprawy książki.. alten

Mówi się „jeśli coś jest od wszystkiego, to jest do niczego” ~ tak skazują się na porażkę osoby, które chcą wszystkich zadowolić, zamiast BYĆ SOBĄ.. Oddaj