• Nie Znaleziono Wyników

BARBARA RADZIWIŁŁÓWNA

W dokumencie Szkice historyczne. T. 1 (Stron 133-166)

Od czasów głośnej trajedyi Felińskiego, stała się bo-

haterka opowiadania naszego jedną, z najmilszych postaci

fantazyi polskićj. Wiele tśż innych jeszcze prac poetycznych

przyczyniło się do tóm głębszego wpojenia nam jej rysów. Obok Barbary Radziwiłłównę.) Felińskiego, przechowała się trajedya tegoż samego nazwiska pióra Wężyka. Póź­

niej jął się tegoż przedmiotu, acz z innej strony, D.

Ma-gnuszewski, autor Barbary jeszcze Gasztotdowej żony.

Obecnie zapowiedziały doniesienia literackie nowy poemat

pod napisem BarbaraRadziwiłłówna, utworu A.E. Odyńca.

Wespół z dramatem ubiegała się także powieść o oddanie

swojego hołdu tej nadobnej dziejów naszych ofierze. Po­

mijając różne mniej pamiętne powieści wjęzyku francuzkim

i polskim, przytoczym tu przedewszystkiem wielkie dzieło

A. Bronikowskiego Hippolil Boratyński, malujące śmia­ łym pędzlem dzieje Barbary. Oswojeni z tymi utworami

czytelnicy, mniemają znać dokładnie historyą pięknej żony

Augusta. Atoli znają oni właściwie tylko poetyczną Bar­ barę, tylko dowolnie przemoczony, cząstkowy, fantastyczny

przerys jej dziejów. Właściwe ich sceny, opisane po więk­ szej części własnemi słowy głównych osób i widzów tego

romantycznego dramatu, słowami mnogich listów Augusta, Barbary, Radziwiłłów i t. d., zawartemi w szacownych zbio­ rach historycznych, jako osobliwie w Michała Balińskiego

Pamiętnikach o Królowej Barbarze, właściwe miejsce i oko­

liczność całego, ciągu wypadków są w ogóle zbyt mało

znane. Chcielibyśmy tu przypomnieć je czytelnikom. Ozna­

czając zaś tak wyraźnie historyczną intencyę tego opo­

przyto-142 DZIEŁA KAROLA SZAJNOCHY.

ezone w niem szczegóły są umiejętnie prawdziwe i auten­

tyczne. Nawet drobnostki jak jaskier i fiołki w ogrodzie

Radziwiłłowskim, formę listów Barbary, barwę jej sukni,

wzięliśmy w każdym razie z ówczesnych korrespondencyj, rejestrów, pamiętników i różnorakich zapisków. Nie bę- dziem jednak cytować tych źródeł poszczególnie przy każ­

dej wzmiance, ponieważ przyszłoby nam tylko odwoływać się ustawicznie do owych wybornych Pamiętników Baliń­

skiego, gdzie wszystkie prawie nasze źródła w 2-ch tomach

są zgromadzone. Im to przynależy wszelka zasługa erudy-

cyi; z naszój strony przybywa tylko chęć wyboru i układu

szczegółów.

I. Schadzki.

Wyjeżdżając przed trzema wieki, w r. 1545,

wscho-dnio-północnym gościńcem za bramy miasta Wilna, widzia­ łeś po lewój stronie wzdłuż brzegów Wilii, naprzód niższy zamek królewski, oparty o wysokie mury kościoła katedral­

nego, a tuż poniżej obszerny dwór Radziwiłłowski, otoczony

dokoła drzewami rozległego ogrodu. Jedyny przedział mię­ dzy temi obudwoma gmachami tworzyła niezbyt szeroka ulica z rzeczką Wilenką, która jednśm ze swoich ramion

opływając cały zamek królewski, wpadała tu do Wilii. Na zamku przebywał młodszy król Zygmunt, 25-letni młodzie­

niec, mający powierzone sobie rządy W. Xięztwa, od Kilku miesięcy wdowiec po swojej piórwszej małżonce, Rakuszance Elżbiecie. Dwór Radziwiłłowski służył za mieszkanie dwom

dostojnym, a również owdowiałym paniom. Piórwszą była pani kasztelanowa wileńska, wdowapopanuwileńskimi het­ manie W. X. lit., Jerzym Radziwille, z małopolskiego domu Kolanków Wolskich, kasztelanka sędomierska; drugą, jej

córka, młoda, 25-letnia wojewodzina trocka, wdowa po sta­

rym wojewodzie trockim Gasztołdzie. Ponieważ pan wileń­ ski przed czterą, wojewoda zaś trocki przed trzema laty umarł, przoto skończyły już obiedwie panie żałobę swoją

i bywały od dłuższego czasu w kompaniach. Zdarzyło się

im nawet gościć w roku zeszłym kilkakrotnie na pokojach zamkowych, które przed śmiercią młodój królowej Elżbiety

SZKICE HISTORYCZNE. 131 obok klęczącego u drzwi Węgra z kościoła i dopiero na

dworze, pod bożśm niebem wolniej odetchbął.

Jak nasz Krzyżak w tśj chwili, tak wielu Krzyżaków przed nim, tak wielu gościną w Krakowie bawiących Niem­

ców, zwłaszcza Prusaków, opuszczało co rok z oburzeniem

katedrę na Wawelu. Domowe podanie o brodach w Krako­

wie ciągnęło ich za przybyciem tamże ciekawie do kościoła, a doznany wkościele widok, opisywany zprzestrachem ro­

dzinie i przyjaciołom w domu, dodawał coraz więcój wiaro-

godności podaniu. Niebawem stało się ono świętym artyku­

łem wiary „ludowej." Azakorzeniwszy się w.ludzie, w ży­ ciu przeszło ona także w literaturę, w kroniki. Który tylko

kronikarz pruski opisywał odtąd bitwę Grunwaldzką, każdy

miał się święcie do obowiązku przytoczenia szczegółu, iż

zabitym mistrzowi i komturom brody ze skurą odciętoi w Kra­

kowie na zamku wofierze zawieszono. Znajdziesz tę wiado­ mość we wszystkich głównych pisarzach z końcapiętnastego

i pierwszej połowy szesnastego stulecia, w szczególności:

Symona Grunaua Kronice pruskiśj, Tract. XIV. C. XII.

§ 3. (Voigt Histor. Prus. VII) w Kaspra Schiitza Histo-

ryi pruskiej, str. 102, w Kaspra Henneb ergera Opisaniu Prus str. 300.

Nie dość na tern. Jużto swoją ustną, jużto pisemną drogą, rozeszło się straszne podanie niemieckiepoza granice

swojej ojczyzny, po stronach okolicznych. I tak np. doszło ono aż na Ruś, do uszu albo oczu autora wydanój niedawno przez szanownego Teodora Narbutta kroniki ruskiej z 15-go

lub 16-go wieku, zwanej powszechnie: „Kroniką litewską

Bychowca." Jakby od naszego przerażonego Krzyżaka oświe­

cony, lub jakby wiadomość swoją dosłownie z przytoczonych

powyżej kronikarzów pruskich przepisał, opowiada ten lato- pisiec litewski (wydanie z r. 1846 str. rękop. 77—78).

„Polowicu choruhwej nemeckick i borody Mistrowu i wsichkunlorówjeho zmer twych obodrawszy, polowicu w ziali,

do Polski a polowicu do Litwy, hde toje borody i choruhwi.

w zamku krakowskom w cerkwi św. Stanisława, a w T'I ilni

takie u św. Stanisława zawieszony sut.11

Wreście, rozpleniwszy się tym sposobem po przestrzeni

132 DZIEŁA KAROLA SZAJNOCHY.

czasu. Wiek 16-ty podał ją 19-mu; Grunau, Schiitz, Henne- berger - Kotzebuemu. I ten w swojej „Dawniejszej histo-

ryi Prus“ tom III, str. 372, nie pominął krwawćj pa­ miątki w kościele katedralnym krakowskim, nie omieszkał wzdrygnąć się nad okrucieństwem Polaków. Jeszcze tylko

potrzeba było, aby podanie pruskie, podbiwszy sobie tyle

zdań, tyle ziem, tyle wieków, zliołdowało ostatecznie wiarę samych Polaków. Iowo zdarzyło się przed kilkunastu laty: '

iżzacnyTeodor Narbutt, autor 9-tomowćj Historyi Litewskiej, jedynego w swoimrodzaju a w naszych stronach, ze wstydem wyznać przychodzi, prawie wcale nieznanego dzieła, praco­ wał właśnie nad tomemszóstym, a w nim nad historyą bitwy grunwaldzkiej. Opisując śmierć wielkiego mistrza Ulryka, nie •

wiedział zrazu, czy ma przyjąć wiadomość o jego i komtu- rów brodach odciętych: gdy wtćm przypomniałsobie zdarze­

nie swojej własnej młodości, które rozstrzygnęło jego nie- ’

pewność. Dla zabawnej treści tego młodocianego wspomnie­

nia, przytaczamy je tu wlasnemi słowy autora, jakdłio wje-<o

„Historyi Litwy,“ w 6-m tomie, 6-m dodatku? na str. 45—47

jest umieszczone.

„Pamiętam"—mówi czcigodny dziajopis Litwy —, gdym jeszcze chodził do szkół w Wilnie, jak opowiadał przed oj­ cem moim ksiądz Korzeniewski, proboszcz kościoła św. Jana i zawiadowca przy fabryce kościoła katedralnego, mój kre­

wny po matce: Po przeniesieniu nabożeństwa, mówił on

z tego kościoła do św. Jana, skarbiec kościelny, ulokowany wjedym ze składów kapitulnych, pod ostatnie czasy zamie­

szali krajowych i po zgonie księdza biskupa Massalskiego, przyszedł wwielki nieporządek. W końcu gdy wejście do miasta wojska rossyjskiegozagrażać poczęło, rozmaici urzęd­ nicy kapitulni, obawiając się o reszty bogactw kościelnych

loztiatę, pobrali do przechowania paki i kufry bedace w skarbcu. Jeden z niższych tych urzędników, rozumiejąc

ze lo jest skryty podział, prawem własności, gdyż w nocy

rZGCZy dU UtryCia Przed okiem ™potrzeb-

do skład kaWrW’ Staiał S1§ C°Ś na SW0J’^ CZgŚĆ d0Stać- Trafił do składu podciemny wieczóri tam znalazłszy jeszcze ogromną

SZKICE HISTORYCZNE.

133

„iż

da-Z“TmiSiS“r'e? 1,52:11 «

l»m do „„jogo mie^Loi“Skarb ta "r!!e“

-toia ^wierzył się swej troski jednemu przełożonemu ™

wn-'-TAleVamiętaj ksieże.“-mawiał przełożony

™»«O°Z mieTW wWilnie 1 '™Ie »» ™ ™«y

pozostało. Być mogło, że i ta skrzynia do tej kollekcyi kójoiC LrHo1”'-/'21' miejSCU ŚWiste“

SP^-- ojme, dziś kto wie, co z mej wykłuć się może Lenić!

Łe‘‘PrZy k°ŚCiele P°stawić- lul) odesłać ad locum prl

hv.M KSI!dZ na drugi.e Postał. Lecz miejsce skarbcu iuż

nvch Zajg e lla skład gipsów, marmurów połamanyoli i

róż-Xe±X TT ZdarZył.Sig Wkrótce i 'rzeci

po-zrobił wniosek T* opowiadan 0 dziwnej szkatule,

ziooił wniosek, ze przełożony przesadzone rzeczy wymyślił zapewne aby się wjego ręce dostał ten skarb Z ty

Wnet „6C doradzi! „dbid i „bMJż oo jc3t w ibdku 8

Moslibr do”™- ““ ~ rzek! ksiądz.

-WPantóS‘o 7 P""'”””1"- - „Albdż to Fan dziś o tern sig dowiedziałeś? Wiedzże że i a od

Kem ItytoÓS JUŻ °d tyg°dnia 0

o tein.“ 7 1 szukałemzręczności wybadania u WPana bliżej

W, 1p krzyszl'0 więc do tego, że ksiądz udał się do biskuna rzecz cała 7 n Z“'ZQdzajaceS° dyecezyą podówczas,, wyznał

pyty wał śmiałT TrTCie SZkatUły- Biskup długo wy-

T , J T J zksiędza, w końcu zebrawszy kilku z o-

134 DZIEŁA KAROLA SZAJNOCHY.

„Jakież było zdziwienie nasze, — mówił ksiądz Korze­

niewski, obecny przy tćm,— kiedyśmy oprócz niezmiernej ilości pyłu, przykrywającego zawinięcie, nic więcój nie zna­ leźli. W rzeczy samej to zawinięcie zdawało się magicznym, lekkie, obwiązane porwanymi sznurami kolorowego jedwabiu

rozmaitej grubości; najcieńszy był jak palec, inne splecione po szmuklersku. Po rozwinięciu postrzegliśmy, że to były

szczątki chorągwi i chorągiewek. Inne miały ślad fręzlów złotych, srebrnych i kutasów, na innych były naszyte jakieś

znaki, niewyrozumiałe dla dawności i zepsucia. Ten zaś cały pęk gałganów obejmował w sobie rzecz dziwną. Był to sznur pleciony zjedwabiu czerwonego, długi więcej sążnia,

do którego wplecione były na długości około półpięta łok­

cia, brody ludzkie rozmaitej długości i barwy, prosto jakby ze skóry odarte, siwe, czarne, ryże i t. d. Nikt nie umiał objaśnić, coby ten feston z bród znaczył. Jedni wno­

sili, że to jakiś zabytek z czasów poganizmu; drudzy, że Żydom kiedyś za jakieś świętokradztwo odartopopiół brody ze skórą żywym-, i te na pamiątkę zachowane być musiały przy kościele, razem z trofeami zwycięztw, których szcząt­

kiem były owe chorągwie. “

„Rzecz poszłaby w zapomnienie wieczne1'—kończy sza­

nowny Narbutt —„gdybym nie znalazł w kronice rękopisnćj

litewskiej Bychowca str. 77—78wyraźnego śladu o brodach krzyżackich podczas bitwy pod Grunwaldem z poległych przełożonych zdartych. Były więc te brody w kościele katedralnym wileńskimzawieszone razem z chorągwi połową. Lecz tak już dawno zdjęto pamiątki te, że nikt o nich nie pamiętał. Nawet podanie poszło w zapomnienie. Stało się to zdjęcie zapewne podczas przerabiania kościoła po poża­ rze, w r. 1610 przydarzonym. Przeto mogło leżeć w skrzyni okutćj sto ośmdziesiąt i kilka lat. Gdzieby się podziałynie wiem; gdyż i ksiądz Korzeniewski już nie żyje. Możew skła­

dach kapitulnych czy katedralnych, znalazłby się ślad jaki

SZKICE HISTORYCZNE.

„De Jagellomim familia,'* w Pistoryusza Zbiorze do his-toryi polskiśj służącym, w tomie II, na str. 288. *)

) Oto początek i koniec własnych słów Deciusza: „Ridebam ego face­ tom m prosimis Sigismundi regis nuptiis mihi injectam a Mar-

chiano inilite ąuaestionem... ąuod in templis yidisset Maryanorum

olim.caesorom militum crines atąue barbas certis hastis ad Divi

Stanislai tumulum affixas apparere Verum ego quod Tartarorom

signa essent et caudae, quae Turcorum Tartaroromąue imperato­

rom atąue ducum eąuorum collis affiguntur ex partis victoriis...

SZKICE HISTORYCZNE. 143 bizmiały ustawicznemi ucztami. Nie przyszło jednak wów­ czas do żadnego przyjaźniejszęgo zbliżenia między zamkiem a dworem, a z niedawną śmiercią królowój, ‘'przerywającą

szereg dotychczasowych festynów dworskich, przerwały się także wszelkie pomiędzy nimi stosunki.

Zmarła królowa, jakkolwiek piękna, cnotliwa i po­ wszechnie wielbiona, nie posiadał miłości-, swego młodego

małżonka. Ztąd nie bolał on srodze po jój stracie, a będąc nadzwyczajnie czynnym i lubiąc wielce zabawy, znosił

z trudnością posępność obowiązkowój po Elżbiecie żałoby.

Widząc to młodzi panowie otaczający Zygmunta Augusta, starali się wszelkimi sposobyrozweselić się nieco. Wmiejsce publicznych festynów dworskich nastąpiły teraz prywatne

igraszki i krotofile, w których młody król zapomniał z to­ warzyszami o wielkiej różnicy stanu i folgował chciwieucie­

sze. W rzędzietych towarzyszów można wymienić Stanisława Kiezgałłę, stolnika w. litewsk., szwagra Mikołaja Radzi­

wiłła Czarnego, stryjecznego brata pani wojewodziny troc­ kiej, i Stanisława Dowojnę, podówczas starostę mereckiego, później wojewodę połockiego, również bratanka Radziwiłłów.’

Osobliwie ten ostatni, dworak przebiegły, obeznany z rze­ miosłem lekarskiśm, pełen sekretów i sentencyj medycz­ nych, zresztą dwujęzycznik i krętacz, dbał o zadowolenie

młodego króla. W gronie takich towarzyszy bywała często

mowa o najpiękniejszych kobićtach w kraju. Jednego razu wspomniano panią . wojewodzinę trocką. Król przypomniał

ją sobie niewyraźnie z przeszłorocznych festynów. Głośne pochwały, oddawane niezrównanym wdziękom wojewodziny, skłoniły króla do ponowienia sobie jej miłego widoku. Oto­

czony gronem szlachetnśj młodzieży dworskiój udał się Au­

gust w odwiedziny do sąsiedniego dworu Radziwiłłowskiego. Gościnna wycieczka króla przyniosła obudwóm stronom wielką przyjemność. Zygmunt August przekonał się o rzad­

kich w istocie wdziękach pani wojewodziny, którym jakkol­ wiek wjbiedny, nic zarzucić nie umiał. Jej nadzwyczajnie regularne rysy twarzy, alabastrowa cera, delikatna budowa

wiotkiej postaci, byłyto jeszcze zalety które zpanią woje­ wodziną.dzieliło wiele szlachetnych córek Litwy. Ale czćm

144

DZIEŁA KAROLA SZAJNOCHY.

to była jój niewymowna słodycz wejrzenia, będąca w miłej harmonii z łagodnością jej mowy, z nadobną nawet powol­

nością jój ruchów. Widząc ją zdała, można było w tych spokojnych wdziękach upatrzyć brak potrzebnej do ich uzu­

pełnienia żywości charakteru. Bliższe jednak wpatrzenie się w, piękne oblicze pani wojewodziny, zapoznając z jój peł-

nem głębokiego marzenia okiem, z promienną dumą jój wy­ niosłegoczoła, odsłaniało za to skarb innych, wspanialszych wdzięków. Zamiast żywości zewnętrznej, ileż najpiękniej­

szego życia, bo życia duszy, jaśniało w tóm zamyślonem oku.

ocienionym lekko narysowaną rzęsą! Klasztorne wychowanie

pań polskichnakazywało im zazwyczaj ukrywać światło tego

wewnętrznego życia pod korcem pobożnej skromności i po­ kory. Wdowi stan pani wojewodziny, nie pozbawiając ją uroku młodój dziewicy, pozwalał przebijać się temu światłu w śinielszóm niekiedy spojrzeniu oka, w wyrazistszym tonie

słowa tkliwego. Nadto było wychowanie niewieście daleko

swobodniejsze w Litwie niż w Polsce; zląd ^eż panie litew­ skie znały się, oddawna na sztuce nadobnego uwydatniania

swych wdzięków, jeżeli nie chcemy powiedzieć, osidływania nimi serc męzkich. Mogła tedy piękna litewska wdowa tóm

snadniej zająć młodego króla polskiego, ile że on śród ognis­

tych spojrzeń włoskiego fraucymeru swej matki Bony wy-losłszy, a klasztornym zwyczajnie ułożeniem córek Korony zniechęcony ku paniom polskim, pragnął właśnie swobod­ niejszego objawu wdzięków i uczuć niewieścich. Teraz zna­

lazł on tę swobodę, obfitego życia wnętrznego, połączoną w nader uroczy sposób z naturalną skromnością łagodnego usposobienia i ucieszył się tóm, jakby na widok najpowab­ niejszej jaką mu się kiedyś ujrzóć podarzyło piękności.

Podobnież i wrażenie, sprawione obecnością Augusta,

nie było wzajem niepomyślne królowi. Wysmukły słusznego’

wzrostu młodzieniec, pociągłej melancholijnej twarzy, wznio­ słego czoła, kruczego włosa, nie potrzebował być królem,

aby się mógł podobać. Blask korony upiększał go dwójna­

sób w oczach matki i córki. Obiedwie oczekiwały z cieka­

wością, czy też odwiedziny królewskie wkrótce się powtórzą.

Odwiedziny powtórzyły się. Owszóm, powtarzały się

SZKICE HISTORYCZNE.

145

za’Z-i741pan°’ ?JSl^pka 11 matki i córki jakiemuś dziwnemu śli "tec/Tl f6 mi,an0 J'eszCze Powierzyć sobie swych

my-„ra, i Pieta. wjeUi^

zajmowały się widocznie coraz troskliwszym uprzyieinnia-em kiolowi odwiedzin we dworzeRadziwiłłowskim baczyły

czytana z nich wieść zdała się być dość pewną aby ośmie

z có“£ i°iWyrzeczenia wP°UM umowie

coiką słowa miłości królewskiej. Pani wojewodzina wie-™otćm 16piej mż matka’ ale ™ nie mówiła. Stała sie

ylko nieco weselszą i żywszą, co młodego króla tćmwiecćj

zachwycało. "

Jawna już dla rodziny miłość króla w wojewodzinie

mogła wprawdzie zadziwiać, lecz nie obrażać. Córka domu

Radziwiłłów me zdała od tronu urodziła się. Niepodobna jej było zostać miłośnicą królewską, lecz podobna było

ko-onie uwieńczyć jej skroń książęcą. Toć pradziad młodego

m? /UgU8ta, Jagiełł°’ P°dzielił si§ tronem z nieza.

Szlachciank% P°1SM; dla czegożby prawnuk

. i S? ZSązku z P^kną córą rodziny, ważącej potęgą

łowSi °S{ kraj* s7°jeg0’ Niel§kał si§ wi§c dwór

Radziwił-mwski żadnego ztąd uszczerbku swój dobrćj sławie; ale

spo-nk niJgS5tego, o czern był pewnym, że się nie sta-o 2 1 f r°™ieŻ °bojgt1^ spokojnością myśleć

tern, co Slg stac mogło_ Możliwość ślubnegQ poł^czeQia kiola z wojewodziną zajęła głównie umysły Radziwiłłów.

Postanowiono zezwolić na wszystko, coby króla przyzwy­ czajało do towarzystwa wojewodziny. Matka kasztelanowa nie środków81V\aWet rStf2ymaĆ Od zasi^“enia rady i pomocy Siodków nadziemskich. Czy to dla zbadania losów przy- krófow vCZynS7°h d°jŚCia sposobów’ którymiby młoda -miłość

-newska dała się rozżarzyć i utrzymać, udawała się stara 0 sztuk magicznych, praktykowała z wróżkami litewskiemi

Niemcem, Ha§nerem> g«sła i czary, sprowadziła

wet az z Błonia pod Warszawą, jakąś sławną wróżkę w tym celu. Bracia wojewodziny, Mikołaj Rudy, podczaszy

. ’ it., lodzony, i Mikołaj Czarny, marszałek w. lit., stry­ jeczny, naturalni opiekunowiewdowy, patrzyli z pobłażaniem

na zalecanie sig króla do siostry. Jeśliż matka i bracia dla

Dzieła Karola Szajnochy T 1.

146 DZIEŁA KAROLA SZAJNOCHY.

korony córki i siostry tyle wyrozumienia i względów mieli,

dziwnaż, iż sama wojewodzina lubowała w nadziei tego za­ szczytu, który jej własną skroń miał ozdobić?

Toteż długo już ciągnęła się znajomość Zygmunta Au­

gusta z wojewodziną trocką. Z czasem odwidziny ceremo­

nialne zamieniły się w poufne schadzki prywatne. Dawno

już wyznał w nich August miłośćswoją wejewodzinie i otrzy­ mał znak wzajemności. Miało to przecież być tajemnicą

przed matką i braćmi. Takaż tajemnica osłoniła takżecoraz

częstsze schadzki miłosne. Odbywały się one w ogrodzie

dworu Radziwiłłowskiego. Dla ułatwienia ich sobie, kazał młody król zbudować most na Wilence5, przedzielającśj za­

mek od dworu. Tymto mostem, łączącym prawie bezpośred­

nio tylną furtę zamku niższego z furtą Radziwiłłowską, po­ spieszał król wieczorami do ulubionego ogrodu. Byłto ob­ szerny ogród włoski, otoczony cienistemi szpalerami litew­ skich lip i jodeł. W tylnśj części ogrodu znajdowały się roz­ ległe sady wiszeń, jabłoni i innych drzew owocowych. Bliż­

sza pałacu część błyszczała rybnemi sadzawkami. Dokoła wód kwitnęły rozmaite rodzaje kwiatów, zasadzanych w duże

bukiety. Tu woniały krzewy bzu, rozmarynu i nardów, tam

jaskra i bukszpanu, owdzie lawendy i fiołków. Cały ogród, z swoim przepychem roślin, z wznoszącym się w środku pa­ łacem, wystawionym niedawno przez architektów włoskich,

z niezwykłego podówczas materyału, bo z cegieł, uchodził

w oczach tamtowiekowśj Litwy za dziw cudzoziemskiej

wy-tworności i elegancyi. Odpowiadała im tóż delikatność uczuć

pary miłośnej, szukającej schronienia w cieniach ogrodu. Znany melancholijny temperament Augusta i łagodne, do

marzenia i samotnych dumań skłonne usposobienie wojewo­

dziny, wykluczały z tych schadzek wszelką zmysłowość i na­ miętność. Trefiła je obca tym północnymstronom

sentymen-talność, zaszczepiona obojgu kochankom wczesną edukacyą włoską, przystającą nader zgodnie do wrodzonej miękkości

serc. Gdyż i pani wojewodzinaotrzymała wychowanie w duchu'

dworu królowej Bony, a niejedno z tajnych słówek miłości

włoskim szeptało dźwiękiem. Niejedna tćż z słodkich nie­

spodzianek tego miłośnego pożyciaobdarzała kochankę i kraj

połud-SZKICE HISTORYCZNE. 147 niowych. I jak najromantyczniejszy onego wieku czciciel

płci pięknej, rycerski król Francyi, Franciszek I, mało co przedtem zaprowadził łabędziena Sekwanie, tak i wytworny syn Bony ucieszył jednego razu kochankę niespodzianym

widokiem sprowadzonych przez się łabędzi. Osadzone na małej, wierzbowemi krzewy porosłej wyspie Willi, w pobliżu ogroduEadziwiłłowskiego, były one długo dla miastaWilna

wdzięczną, pumiątką miłości młodego króla.

W dokumencie Szkice historyczne. T. 1 (Stron 133-166)

Powiązane dokumenty