• Nie Znaleziono Wyników

Dwoma k a r d y n a ln e m i niem al w a d a m i naszego^narodu ta k d a w n ie j, jak obecnie, z jednej strony jest b r a k m ia r y i o p a ­ n o w a n ia siebie, a z drugiej zb ytn ia opieszałość w p r a c y , p r z e ­ c h o d z ąca czasam i w r ę c z w lenistwo. Do n ajw ię ksz e g o bodaj n a sile n ia n ie p r z e str z e g a n ie norm doszło w cz asac h kró la A u g u ­ sta II S a s a , któ ry, ja k w y k a z u j ą n ajn o w sz e b a d a n ia h isto ry ­ ków, był członkiem m ięd z yn aro d o w e j masonerji. Za jego to rządó w p r z e k r a c z a n ie m ia r y w d zie d zin ie n ajp ro stsz ych funkcyj ż y c ia codziennego św ięciło w i e l k k triumfy, nie można je d n a k ż e , n ie s te ty , p o w ie d zieć, by zn acz n ie lepiej było w c z a s a c h o s ta ­ tnich, c z y obecnych. Ludzie d zisiejsi ta k ż e nie u m ieją u tr z y ­ mać się na poziomie normy, a nie pomnąc, że p r a c a może być p rzy w z b u d ze n iu intencji aktem m odlitew nym , z a p a tr u ją s ię na nią, jak na t w a r d ą konieczność, ja k na ja k ie ś malum n ec essariu m , czy o b o w ią zk o w e jarzmo. Obie te p r z y w a r y , ta k w ł a ś c iw e n aro d o w e m u c h a r a k t e r o w i polskiem u zarów no brak poczucia a u r e a e m edioritatis, poczucia złotego śro d ka, ja k b r a k um iło w ania p r a c y , o b a w ą napełniały w ie lk ą serca mężów, głębiej z a s t a n a w ia ją c y c h się nad p r z e ja w a m i ż y c ia społeczne­

go, ró w n o cześn ie zaś w z b u d zały one w nich zapał do s z u k a ­ nia sk u te c z n e g o na te n ied o m a g an ia antidotum. L e k a r z y z n a­

laz ło się sporo, a w śró d nich był ta k ż e ktoś, kto całą re c e p tę zam kn ął w d w u c h słow ach: „Pow ściągliw ość i p r a c a ” . Czło­

w iek iem tym w łaśnie był ks. Bronisław B o n a w e n tu ra M a r k i e ­ w ic z , tw ó rc a zakonnego T o w a rz y s tw a św. M ichała A rch anioła, c z y li zgrom adzenia ks. ks. M ich aelistó w . P a s ta ć tego kapłana p olskiego j< st n ieco d zien n a, n ależał on bowiem do ludzi, „któ­

rych — w ed łu g słów O jca św. P iu sa XI—Bóg w zbudzał w go­

dzin ie, przez S ieb ie w y b r a n e j, i k tó rzy , ja k te w ie lk ie m e te­

ory, w id y w a n e n ie k ie d y na sklep ien iu n ieb iesk iem , p rz e b ie­

g a j ą niebo h isto rji”, „którzy p rz y c h o d z ą goić r a n y i o ż y w ia ć miłość1).

. Ks. M a r k ie w ic z — to osobistość dni n asz ych , g d yż zmarł on z a le d w ie s ie d e m n a śc ie lat temu. U ro d z o n y d n ia 13 lip ca

Str. 50 PRO C H R I S T O - W IA R A 1 CZYN Ne 1

') Pius XI. M eteory d ucha. (K alendarz Królowej Korony Polskiej

na rok P ańsk i 1923. M iejsce P iasto w e, 1929, str. 32).

PRO CHRISTO— WIARA I CZYN S tr. 51.

1842 r. w P ru ch n iku , w pow ie cie jarosław skim , w M ałopolsce w&chodniej, był syn e m J a n a i M arji z G ryz ie ck ich , n a le ż ą c y c h do stan u m iesz cza ń skie g o . O jciec jego należał do e lity o w e ­ go m ia ste c z k a , p o n iew aż piasto w ał godność b urm istrza p r u c h ­ nickiego. Dom p ań stw a M a r k ie w ic z ó w , g d ?ie oprócz małego B ro n isław a w y c h o w y w a ł a się re sz ta d z ia tw y , z a c h o w y w a ł w ie r n ie t r a d y c je k a to lic k ie i narodow e, co, n a w ia s e m m ów iąc było w w ię k s z e j cz ęści zasługą m atki, b ęd ą cej osobą w y ż sz e j in telig en cji d u ch o w ej. P rz yszły przeto kap łan w z ra sta ł w śro­

d o w isk u dobrem, w c h ła n ia ją c w sieb ie te w s z y s tk ie dodatnie p ie r w ia s t k i, k tó r e stały się p o d sta w ą przyszłych cnót. W ia r ę rodzice w sz cze p ili mu w se r c e ż y w ą , mocną, w ia r ę , u z e w n ę ­

tr z n ia ją c ą się przezu c z y n k i, to też, k ie d y w młodem sercu o d e­

zw ał się głos pow ołania do stanu kapłańskiego, złe w p ły w y otoczenia nie zdołały zagłuszyć tej ś w ię te j iskry.

F a k te m , k tó r y o statecz n ie wpłynął n a p o św ięcen ie się pobożnego m łodzieńca na służbę Bożą, było w id z en ie p ew n eg o k o leg i jego w dniu 3 m a ja 1863 r. Kiedy był on w k la s ie ó sm e j, tuż p rze d sa m ą m a tu rą rzek o m y p r z y ja c ie l jego miał n ie z w y k łą z a ist e w izję: oto ujrzał n a d lu d z k ą postać, k tó ra w y ja w i a j ą c mu przyszłe losy dopiero co św ieżo powstaniem sty czn io w em w 1863 r. sk rw a w io n e j Polski, ośw iad c zyła: „Po­

kój w a m , słudzy i służebnice P a ń sk ie ! P o n ie w aż Pan N a jw y ż ­ szy w a s w ięc ej umiłował, an iż eli inne n aro d y, dopuścił na w a s te n ucisk, a b y ś c ie , o c z y ś c iw s z y się z grzechów w a s z y c h , sta li się wzorem dla in n ych narodów i ludów, k tó re nieb aw em odbiorą k a r ę sroższą od w a szej, w zupełności g rz ech ó w swoich.

Oto już stoją zbrojne m iljony wojsk z bronią w rę k u , strasznie m orderczą. W o jn a będzie p o w sz ech n a na całej ku li ziem skiej, t a k k r w a w a , iż w ie lu ze strac h u rozum p ostrada. Za nią p r z y jd ą jej n a s t ę p s tw a . U jrz y c ie zgliszcza, gruzy naokół i t y ­ sią c e d zie ci opuszczonych, w o łający ch chleb a. W końcu w o j­

na s ta n ie się religijną: w a lc z y ć b ęd ą d w a obozy: obóz ludzi, w ie r z ą c y c h w Boga, i obóz nie w ie r z ą c y c h w Niego. N astąpi w r e s z c ie b a n k ru ctw o p o w sz ech n e i n ęd z a, ja k ie j ś w ia t nigdy nie w idział, do tego stopnia, iż w o jn a sa m a u stan ie z b raku sił i środkó w . Z w y c ię s c y i z w y c ię ż e n i z n a jd ą się w r ó w n e j niedoli i w te d y n ie w ie rn i uznają, iż Bóg rząd zi św iate m i n a ­ w r ó c ą się, a pom iędzy nimi w ielu żydów . W o jn ę p o w sz ech n ą

p oprzedzą w y n a la z k i z d u m ie w a ją c e i s tr a s z liw e zbrodnie, po­

pełnione na całym św iecie. Wy, P o lacy, p rzez u c isk n in ie j­

szy o cz ysz czen i i miłością wspólną silni n iety lko b ę d z ie c ie się w z a je m w spom agali, nadto poniesiecie r a tu n e k innym narodom i ludom, naw et w a m n ieg d yś wrogim. I tym sposobem w p ro ­ w a d z ic ie dotąd n iew id z ian e b rate rstw o ludów ; Bóg w y le je na w a s w ie lk ie łaski i d a ry , wzbudzi m ięd z y w a m i ludzi ś w i ę ­ tych i m ąd ryc h i w ie lk ic h mistrzów, którzy z a jm ą poczytne s ta n o w isk a na kuli z ie m skie j, ję z y k a w aszego b ę d ą się u c z y ć na całym św iecie... N ajw yżej zaś P an Bóg w a s w y n ie s ie , k ie ­ d y d a c ie ś w ia t u w ielk ieg o p ap ież a. U fajcie przeto w Panu, bo jest dobry, m iłosierny i niesk o ń cz en ie s p r a w ie d liw y ! On pokornych p o d w y ż sz a i im łaskę d a w a , a p ysz n ych poniża i o d rzu ca na w ie k i. S z u k a jc ie p r z e d e w s z y s tk ie m K rólestw a Niebieskiego, dóbr d u ch o w n ych , k tó re t r w a ją na w ieki! Po­

lacy , Bóg ż ą d a od w a s nie w a lk i, ja k ą s ta c z a li n a jle p si p rz o d ­ kow ie w asi na polach b itew w c h w ila ch sta n o w c z y c h , ale bo­

jo w a n ia cichego, pokornego, a znojnego. On ch ce od w a s, ab y ś c ie k a ż d y na swojem stan o w isku w iedli p r z e d e w s z y s tk ie m na k a ż d y dzień bój b e z k r w a w y ” .8)

J a k i e było n az w isk o kolegi, k tó r y doznał łaski w id z e n ia przyszłości, urzec zyw istn io n ej dopiero w pół w ie k u potem, ks. M a r k ie w ic z nie podaje. To dało prof. W incentem u Luto­

sław skiem u asum pt do p o sta w ien ia hipotezy, „że to, co później k siąd z M a r k ie w ic z podaje za w id z e n ie kolegi, było jego wła- snem w id z en iem , bo nie m ożnaby in aczej w y tłu m a c z y ć , d la ­ czego nie podał n a z w isk a owego k o le g i”8). S p r a w a ta, zdaje się, nie będzie w y św ie tlo n a nigdy, dość na tern, iż p a ł a ją c y miłością Boga oraz o jcz yzn y ośm ioklasista po ukończeniu stu- djów średn ich w stąpił do sem inarjum duchow nego w P rz e ­ myślu, by tam przysp osobić się na k ap łan a, k tó r y b y p rzy go ­ tował r o d a k ó w sw y c h do w ie lk ie j misji w sposób n ależ yty .

Str. 52 PRO C H R lS t O- W I A R A I CZYN M 1

*) W id zen ie to zostało przez ks. M a rk ie w ic z a ogłoszone drukiem je s z c z e w 1904 r. K iedyś zdarzyło s ię nam n a trafić na druk jego z koń­

ca w ieku ubiegłego, gdzie to je d n a k zostało w ówczas opublikowane, nie prz ypom inam y sobie.

3) Prof. W incenty Lutosławski. Nieznany prorok, (W ie lki ilustro ­ wany Kalendarz Królowej Korony Polskiej na rok Pański 1926. Miejsce Piastowe, 1926, Str. 54).

Ns 1 PRO C H R I S T O - W I A R A I CZYN Str. 53 Przez c z te r y lata studjował on n auki teologiczne, zap o zn aw ał się z um iejętnościam i, potrzebnemi przyszłem u d u sz p a ste r z o ­ wi, nie zap o m in ając ró w n o cześn ie pogłębiać swego ż y c ia w e ­ w nętrznego, aż w resz cie w 1867 r. został ost te c z n ie w y ś w i ę ­ cony r a kapłana.

O środkiem p ierw sz / ch p rac k ap łań skich ks. M a r k ie w ic z a były kolejno: H arta i P rzem yśl. Tam to Oaczniejszą uw agę z w ra c a ł młody kapłan n a lud, na w a rs tw y robotniczo-wło- śc ia ń sk ie , cz u jąc intu icy jn ie, że przyszłość Polski i to p r z y ­ szłość św ietn a le ż y w tym uśpionym narodow o i drzem iącym pod w zględem religijnym olbrzym ie. Celem obudzenia go z tej ś p iącz k i począł o rga n iz o w ać w ow ych m iejscow ościach ku rsa ośw iatow e i w y k ł a d y k ate ch izm o w e, p r z e d s t a w ia ją c podczas ta kich le k cv j potrzebę p o d n iesien ia się moralnego, jakoteż usz la c h e tn ie n ia i u św ię to b liw ie n ia dusz w łasnych, ażeby św ity z m a r tw y c h w sta n ia nie zastały ich pełnymi brudu moralnego.

Sam św iec ił grom adce każdej ś w ie tla n y m wzorem, gorzał cno­

tam i jasno, ja k b y żagiew , albow iem posiadał to zrozumienie, iż słowa, choćby najw z n io ślejsze, b ę d ą za w sz e rzucaniem gro­

chu o ścian ę, o ile nie zo staną poparte przykładem .

Po p ie r w sz y c h tych usiłow aniach działalność jego pośród ludu uleg ła na czas ja k iś przerw ie, te ra z bowiem w ypadło ud ać się mu na studja filozoficzne zrazu do L w ow a, a n a s t ę ­ pnie do K rakow a, skoro nato m iast ukończył je, powrócił na ulubione te ry to rju m d u sz p a ste rsk ie , otrzym ując probostwo w Gaci, po opuszczeniu którego przeniósł się do Błażowej.

S tą d odwołał -go dopiero rozkaz w ład z y duchownej, m ian o w i­

cie ks. Ł u k asz O stoja-Solecki, biskup przem yski, w e zw a ł go w 1782 r. na stanow isko profesora teologji pastoralnej w se- m inarjum duchow nem w Przem yślu. M ając ciągłą styczność z przyszłym i siew c am i z ia rn a E w angelji, starał się ks. M a rk ie ­ w icz w y w r z e ć na młódź w pływ ja k n a jsiln ie jsz y , oraz wpoić w nią te id eały, jakie p r z y św ie c a ły jem u samemu: u ś w ia d o ­ mienie religijn e ludu.

W 1885 r. w sercu jego obudziło się powołanie do stan u zakonnego. Pomny ciąg le na słowa n ad z iem sk iej istoty z w i ­ d z e n ia o p rzyszłych losach o jcz yzn y, chciał ro zsz erzyć w s z ę ­ dzie miłość ku Temu, co na naród polski zesłał błogosławioną k a r ę o c z y sz c z a ją c ą , p rag n ął płomień miłości, t r a w ią c y jego

duszę, p rze rz u cić do dusz rodaków , n astęp stw em zaś tej ś w ię ­ tej ż ą d z y była g w ałto w n a potrzeba op u szc ze n ia drogi, w io d ą ­ cej do w y n ie sie ń i dostojeństw , a k ro czen ia przez ż y cie s z la ­ kiem e w an g e lic zn yc h cnót zako nnych. Czułe jego se r c e nie mogło p atrz eć toż obojętnie n a nędzę d z ia tw y , opuszczonej i z a n ie d b a n e j przez w sz y s tk ic h niem al, w ięc rozpoczął n ie ­ zwłocznie s ta r a n ia o pozwolenie n a opuszczenie profesorstwa.

Zrazu zam yślał zostać T eatynem , dopiero potem za r a d ą sp o w ie d n ik a swgo udał się do zgrom adzenia ks. ks. S a le z ja ­ nów, do czcigodnego sługi Boże o, J a n a Bosko.

(D. c. n.). J . M. Chudek.

PRZYSIĘGA.

Do fałszu, zdrady nie wyciągną dłoni, N ie zaznam uciech, ani zm ysłów sz a łu ! P rz ed złotym cielcem nie pochylą skroni,Lecz będą zawsze w słu ż b ie\Id ea łu !

I drogą Praw dy stąpać będę wiernie, Choćby mi, idąc, przyszło iść pod ciernie!

Cnocie i męstwu podam dłoń pomocną, 1 b ę d ę 'w ie lb ił bohaterstwa wzloty, W Sztukę i Piękno będę wierzyć mocno, 1 w Zm artwychwstania blask jutrzenki złoty, N igdy nie będę się p ią ł na wyżyny,

B y skroń w kłam liwe ^ustroić wawrzyny!

Tych, którzy zejdą na mgliste bezdroże, Ostrzegę głosem , co ich ze snu zbudzi; 1 choć nikomu duszy nie otworzę,Lecz będę m iłość m ia ł dla braci — ludzi!

1 nigdy sercem w szlachetność bogatem

Nie wzgardzę,— lecz sam będę dla [nich bratem : Zaw sze iść będę z podniesionem czołem,

Choć mi pod nogi sła ć będą kam ienie;

Gdzie stąpnę,będę Pokoju Aniołem, 1 B ożej Ł ask i siać będę promienie-, 1 zaw sze duchem dążyć będę wzwyż!

Tak mi dopomóż Bóg i Św ięty Krzyż!...

Br. W — ski.

S tr. 5 4 PRO CHRISTO - W I A R A 1 CZYN Mit 1