• Nie Znaleziono Wyników

Codzienność i uwikłanie w sieci pokrewieństwa

Proces badawczy, metody i materiał empiryczny

3. Codzienność i uwikłanie w sieci pokrewieństwa

Wysiłek klasyfikacyjny daje możliwość przyjrzenia się poszczególnym rodzinom jedynie z zewnątrz, a klasyczny sposób opisywania układów rodzinnych pozwala na ogląd ich jednostkowych struktur tylko w ściśle określonym momencie czasu bez szans na sprawdzenie tego, jak zazębiają się one z sieciami pokrewieństwa oraz jak są przystosowywane do zmiennych warunków codzienności. Innymi słowy, choć klasyfikacje bywają konieczne dla celów analitycznych, diagnostycznych i porząd-kujących dane, to nie dają szans na ujawnienie praktycznego wymiaru życia rodzin-nego. Uporządkowanie rodzin wedle kompozycji domowych czy rodzaju gospodar-stwa domowego daje pobieżny wgląd w to, z kim pracowałam i jakie środowiska rodzinne stanowią bazę dla moich rozważań. Dostęp do tych informacji uważam za niezbędny, by móc przeprowadzić analizy wskazujące na nieadekwatność tego typu klasyfikacji przy uwzględnieniu mechanizmów kształtowania się i działania sieci po-krewieństwa. Już w dodatkowych informacjach dotyczących poszczególnych rodzin sygnalizuję istnienie relacji i więzi, które zaburzają ich wyidealizowane kompozycje. Otóż zastosowana przeze mnie metoda genealogiczna w połączeniu z długotrwałą obserwacją umożliwiła zadanie pytania o to, jak w trzech badanych społecznościach lokalnych przedstawia się problematyka sieci krewnych, bez koncepcji której analiza życia rodzinnego pozostaje powierzchowną interpretacją o charakterze funkcjonal-no-strukturalnym.

Sieci krewnych, w których uwikłane są wyżej opisane rodziny przybierały różne formy. Ich rozmiary oraz kształt zależne są od rozproszenia geograficznego krewnych i powinowatych oraz zindywidualizowanych systemów wartości, które nie są jedna-kowe, różniąc się w zależności od pochodzenia, statusu społeczno-ekonomicznego członków rodzin, a nawet losowych sytuacji, w jakich się znajdują. Istotne są bieżące konteksty codzienności charakteryzujące się kryzysami rodzinnymi lub ich brakiem, podejmowanymi decyzjami ekonomicznymi czy udzielaniem różnego rodzaju pomo-cy. Okazuje się, że sieci krewnych mają tendencję do tymczasowego rozszerzania się na ludzi, którzy nie są ani krewnymi, ani też powinowatymi. Oczywiście im bardziej „endogamiczna” jest społeczność, której przykładem są Dziekanowice, gdzie powią-zania rodzinne oplatają całą wieś, tym mniejszy bywa zasięg sieci krewnych, a relacje pokrewieństwa przybierają bardziej dynamiczny i intensywny charakter. W rela-tywnie niewielką sieć można inwestować szybko, często i bezpośrednio. Zawężanie i rozszerzanie sieci krewnych zależy jednak nie tylko od kontekstu ekonomicznego. Częstokroć proces ten wynika z ideologii rodzinnej, a rozmiary sieci oraz powiązana z nią wiedza może wzmacniać poczucie przynależności i pełnić funkcję prestiżową, zwłaszcza w obrębie społeczności lokalnych.

Opisywane przeze mnie środowiska to również przestrzenie podatne na plotki i procesy społecznego etykietowania. W każdym z trzech badanych miejsc, w nieco

odmienny sposób kształtują się relacje międzyrodzinne oraz sąsiedzkie nie pozostając bez znaczenia, na przykład dla codziennego funkcjonowania gospodarstw domowych. W Poznaniu zasiedziałość i „rdzenność” rodzin zwiększa znaczenie relacji sąsiedzkich, które są ważnym uzupełnieniem sieci krewnych i powinowatych. Dziekanowice także cechuje zasiedziałość jego mieszkańców oraz to, iż sieć krewnych ogarnia niejako całą wieś, nakładając się jednocześnie na sąsiedztwo. W przypadku dwóch dzielnic Jeleniej Góry sprawa nieco się komplikuje. W Sobieszowie bardziej mamy do czynienia z pro-cesami charakterystycznymi dla miasta, a w Jagniątkowie dla wsi. Sieć wykraczając poza osoby spokrewnione i spowinowacone rozszerza się na sąsiadów, znajomych i przyjaciół. Są to tak zwani 'znaczący inni' (important others) czyli ludzie, którzy mie-li lub mają konkretny (materialny lub emocjonalny) wpływ na życie rodziny; ludzie, z którymi wchodzimy w równie intymne relacje jak z krewnymi, którzy współdziałają z nami, którym udzielamy pomocy lub od których tę pomoc otrzymujemy.

W kontekście wspomnianych relacji kluczowe staje się pojęcie zażyłości odnoszą-ce się do bliskich i poufałych relacji między ludźmi. Stosując owe pojęcie odwołuję się do koncepcji stworzonej przez Michaela Herzfelda (2007: 23) oraz stwierdzenia Davida M. Schneidera (2004: 306-307), iż pokrewieństwo oraz naród opierają się na działaniu podobnych mechanizmów. Oddolne definicje rodziny i krewnych odnoszą się do potocznego rozumienia zażyłości i poufałości. Jej częścią są plotki generowane w obrębie sieci krewnych na temat innych krewnych oraz w środowisku lokalnym, które dotyczą najczęściej życia rodzinnego sąsiadów lub powinowatych. Plotki po-wodują, że wszyscy coś o sobie wiedzą, znają swoje problemy, przebyte choroby, przynajmniej częściowo także swoich krewnych. Kiedy w codziennych rozmowach między znajomymi pojawia się pytanie o to: „co tam słychać?”, to jest to pytanie o to: „co się dzieje u ciebie w domu? jak tam mama, żona, dzieci?”. Rodzina z całym jej bagażem konfliktów, momentów przełomowych, takich jak śmierć, śluby, narodziny czy też efektami podjętych decyzji ekonomicznych jest w dużym stopniu lokalnie publiczna. W tym kontekście nie da się łatwo przystać na częste przeciwstawienie domeny domowej domenie publicznej. Te dwie sfery życia społecznego na lokal-nym poziomie zachodzą na siebie i wpływają na życie poszczególnych jednostek rodzinnych. W przypadku zażyłości istotny bywa również status społeczny rodzin, który, jak się okazuje, im jest wyższy, tym mniejsza chęć spoufalania się z osobami niespokrewnionymi i nie będącymi powinowatymi. Za przykład mogą służyć choćby rodziny o pochodzeniu szlacheckim lub dysponujące dużym kapitałem ekonomicz-nym, dla których poszerzanie sieci krewnych może nie być atrakcyjne ze względów ideologicznych bądź ekonomicznych.

W odniesieniu do zebranego przeze mnie materiału empirycznego można mówić o sąsiedztwie rodzinnym i nierodzinnym. Z wcześniejszych opisów niektórych rodzin jasno wynika, że rodzinne sąsiedztwo występuje we wszystkich trzech lokalizacjach, najwyraźniej zaś w Dziekanowicach. Sąsiadowanie z krewnymi może czynić mniej

widoczną efektywność kontaktów, które siłą rzeczy są codzienne. W takich przypad-kach kontakt między krewnymi często jest przypadkowy i nie powoduje wymiany usług czy przepływu wzajemnej pomocy. Tu między innymi ujawnia się błąd uży-wanej przeze mnie metody genealogicznej, która nie dawała możliwości zidentyfiko-wania jakości kontaktów z krewnymi. W kontaktach międzyrodzinnych, zwłaszcza w aspekcie sąsiedztwa, charakterystyczne było narzekanie na rodzinę: „rodzina to przede wszystkim kłopot, kula u nogi”. Ogólnie rzecz biorąc, mówić można o ambi-walentnym stosunku ludzi do ich własnego bycia w rodzinie. Prawo do oczerniania i narzekania na krewnych uznaję za wpisane w relacje pokrewieństwa będące przecież systemem społecznych interakcji. Wszędzie tam, gdzie jakaś przestrzeń, jakieś war-tości, rzeczy, działania, interesy są podzielane przez ludzi, występują także napięcia i konflikty. W takiego typu relacje wchodzą jednostki i nawet jeśli przypisywane są im określone role, zachowania, obowiązki i prawa, to nigdy nie są one realizowane w zakładany i idealny sposób. To właśnie w takim kontekście pojawia się kwestia za-żyłości. Narzekanie na rodzinę (na żonę, męża, rodziców, rodzeństwo, dzieci, ciotki, chrzestnych, synowe, zięciów, wujków, kuzynostwo) wpisuje się w regułę poufałości w kontekście społeczeństwa polskiego, w którym mówienie o rodzinie jest czymś „normalnym”, kulturowo uwarunkowanym. O rodzinie opowiadamy nie tylko są-siadom i krewnym, ale i księżom, lekarzom, sprzedawcom, prawnikom, obcym lu-dziom w sytuacjach chwilowej znajomości, na przykład tym napotkanym w sklepie, w autobusie, pociągu bądź w parku. Oprócz tego, że na rodzinę narzekamy, to także się nią chwalimy. Jesteśmy dumni z osiągniętego przez danego członka rodziny pre-stiżu21, z powodzenia w „interesach, emigracji zarobkowej, sukcesów zawodowych, nowych nabytków, spadku, wnuków, ślubów, udanych przekrętów, zagranicznych wakacji, ciężkiej pracy, pochodzenia, bohaterstwa czy religijności”. Wszystkim tym, co potencjalnie buduje wizerunek, co pozwala działać, wpływać oraz lokować się w hierarchiach.

Jak już wielokrotnie nadmieniałam, moje zainteresowanie sposobami używania więzi pokrewieństwa odnosi się do codzienności. Stąd też nie koncentrowałam się, na przykład na rytuałach rodzinnych związanych z celebrowaniem świąt wpisanych w tradycyjną obrzędowość doroczną, jubileuszy takich jak imieniny i urodziny czy też na zwyczajach ślubnych bądź pogrzebowych. Moje uczestnictwo w wydarzeniach rytualnych i odświętnych oczywiście zdarzało się, ale miało charakter wyłącznie przy-padkowy. Eksploracja codzienności jest z jednej strony banalnie prosta, bowiem co-dzienność dzieje się nieustannie, lecz z drugiej strony, kiedy badacz prowadzi badania we własnym środowisku społeczno-kulturowym, pojawia się szereg problemów – od metodologicznych po emocjonalne. W sytuacji pogłębionych i długotrwałych badań

21 Jednocześnie chwalenie się jest kreowaniem tego prestiżu, zwłaszcza na poziomie lokalnym czy też wewnątrz sieci krewnych.

codzienność jest czymś, czego badacz staje się mimowolnie współtwórcą i współ-uczestnikiem. Jest oczywista i w pewien sposób trywialna. Trudność wynika także z tego powodu, iż owa codzienność jest znaczeniowo przezroczysta. Ludzie jej „nie dostrzegają”, ponieważ posiada ona charakter zrutynizowany, wypełniają ją działania wydające się koniecznymi i oczywistymi. Trudno jest więc o jednoznaczną identy-fikację i co więcej, klarowną werbalizację tego, na czym polega rodzinna codzien-ność. Najbardziej znamienitym przykładem tej trudności jest zjawisko pomocy, które w zrutynizowanym życiu z dnia na dzień jest niezauważalne ani przez jej dawców, ani też przez beneficjentów. Wyodrębnienie tego, co stanowi udzielaną i pobieraną pomoc komplikuje się dodatkowo w kontekście pokrewieństwa, a to ze względu na to, że pomoc należy do pakietu moralnych obowiązków, które bezwzględnie należy realizować. Życie codzienne składa się z kulturowo ukształtowanych i uporządkowa-nych sytuacji, zachowań, działań typowych i powtarzali uporządkowa-nych. Sposoby użycia przy-pisanych codzienności strategii postępowania tworzą świat podstawowej, normalnej i nieuświadamianej rzeczywistości. Jest to wybitnie utajona kategoria, w której to ludzie funkcjonują, odczuwając ją jako zastaną i podzielaną z innymi.

Codzienność materializuje się w zjawiskach i działaniach odbywających się w konkretnych przestrzeniach, spośród których najbardziej interesowały mnie domy/ mieszkania, w których żyją rodziny moich rozmówców, zatem przestrzenie najbar-dziej oczywiste i własne. Poruszanie się w obrębie domu, działanie w nim i jego tworzenie często nie jest świadome, w tym sensie, że „normalni ludzie nie reflektują nad tym, co dzieje się codziennie”. Oczywistość przestrzeni codzienności powoduje, że nasz stosunek do niej pozostaje niezwerbalizowany, dlatego tak ważna w moim przedsięwzięciu badawczym była obserwacja uczestnicząca. Rzecz jasna rozmawiałam z ludźmi, dyskutowałam z nimi, czasem wręcz prowokowałam ich do wypowiedzi, lecz nie przeprowadzałam wywiadów w ścisłym tego słowa znaczeniu.

W odniesieniu do życia codziennego pojawiało się coś, co roboczo określam jako „telenowelowość” życia rodzinnego. Termin zapożyczam bezpośrednio z narracji lu-dzi, którzy swoje historie rodzinne postrzegają jako niezwykłe i burzliwe („u mnie to jak w dramacie, jak w telenoweli, słuchaj dalej...”). Te „telenowelowe” fragmenty życia rodzinnego stanowiły przedmiot opowieści, będących przeciwwagą dla codzien-ności oraz remedium na nieumiejętność zwerbalizowania „jak się ma zwykłe życie”. Tego typu narracje ilustrują również dynamikę, konfliktowość, nieoczywistość zja-wiska rodziny oraz stanowią elementy integrujące ludzi. I tak w opowieściach moich rozmówców pojawiły się „pompatyczne rozstania, tragiczne wypadki, długotrwałe i teatralne konflikty, burzliwe romanse, miłość, nienawiść, powroty, choroby, po-święcenie”. Przykładami może być rodzina Bąków z rozwodami, romansami, „wpad-kami”, spektakularnymi ucieczkami z kochankami, dalej rodzina Zawadzkich z tra-gicznymi śmierciami oraz pożarem jako efektem mafijnych porachunków czy rodzina Szczepańskich z historią burzliwego romansu, a także rodziny, w których zdarzyły się

aresztowania, przedziwne zbiegi okoliczności, bijatyki, a nawet morderstwa, tajemni-cze zniknięcia krewnych, zemsty, mezalianse, kradzieże, napady pirackie, nawiedzenia przez duchy a nawet kontakty z przybyszami z kosmosu.

Moi rozmówcy opowiadali bardzo wiele, nierzadko dokonując wręcz psychoana-lizy ich wspólnego życia z ludźmi, których nazywali rodziną bądź krewnymi. Nie-ustannie zastanawiali się nad własnym życiem, poczuciem spełnienia, obowiązkami, posiadaną wiedzą, podjętymi decyzjami, wydarzeniami; powracali do dzieciństwa, zastanawiali się nad swoimi związkami, macierzyństwem lub ojcostwem, kłócili się ze sobą o to, jak było i jest na prawdę. Metodologiczne uprzywilejowanie formu-ły rozmów zamiast wywiadów było niezwykle istotne dla mojego projektu z tego względu, że te niespodziewanie zjawiające się refleksje pozwoliły mi na dotarcie do emocjonalnego i subiektywnie postrzeganego życia rodzinnego. Innymi słowy, do sposobów jego jednostkowego odczuwania, a w konsekwencji do praktycznego wy-miaru więzi pokrewieństwa.

Rozdział III