• Nie Znaleziono Wyników

czałoby mi nie pójść do Bankiera: n’est-ce pas?

W dokumencie Listy. Cz. 2, (402-846). (Stron 108-128)

477-

no BRONISŁAWA ZALESKIEGO

[X//7d67]

Ani nie położyli daty Encykliki na mierzchu.

Ani mydrukomali bez omyłek — oni dmóch mierszy bez omyłki nie umieją zrobić!

(Ani przysłali mnie — co mniejsza!)

18 66-1868

97

Podpis mój pominien być pod rymem moim na końcu, tak, jak pod listem. Nazmisko albomiem przy monumentalnych słomach

sur - sum-corda

szkodziłoby i zmniejszałoby styl.

Niestety: młaśnie że dla tej niepopramności należałoby to po- pramnie mydać.

DO BRONISŁAWA ZALESKIEGO

1X1/1867}

Człomiek człomiekomi dziękuje — ale — czy Ty myślisz, że duża hebrajsko-grecka liryka, której dziś pramie mcale na śmiecie niema i która mygasa, czy myślisz, że to poety rzecz??? bajka!!.

Tak się tylko pisze: PRZED - zwycięstwem na polu bitwy... to nie retoryka!....

To też meź — zrób taką książeczkę, jak na Ekspozycyi rozdamano książeczki jak modę — taką, mómię, mielkości koperty listu — i po- pramnie (według oryginału, co u Karola) bo dma inne bruliony są niepopramne m kursie — mydrukuj: h la manićre des feuilles vo- lantes —i daj tytuł ten:

« SURSUM — corda!»

I za demizę na piermszej pustej karteczce połóż, co znajdziesz pal­

cem nalezione uważnym a trafnym.... m Wigilii śp. Krasińskiego....

cokolmiek z tej rzeczy pod koniec jej.

I puść takich książeczek cały obłok m Polskę... to:

wtedy — ona natrafi na tego Moniuszkę albo na tego Zarzyckiego albo na omego***, który ton Ody myklamiszuje.

I — za lat 2 i i/2, za 3 najdalej — dzień i mieczór i mrok taki i taka śmiętość m mroku i taki będzie grający tłum chórami: że mtedy nie będzie to, co mtedy będzie

z «poŻarÓUJ dymem»,

dym i pożoga...

LISTY

98

To — widzisz — tylko głos jeden z jednego szyldwachu, na którym stałem dni temu kilkanaście — ale już ja zeszedłem z szyldwachu, już inni poszli i już wrócili.

Ściskam Cię serdecznie C. N.

^9. DO BRONISŁAWA ZALESKIEGO

[14/XI 67]

To, nie Ty, ani Ja, ani żaden z nas, ale ludzie możni powinni sami robić. — Dlatego jeszcze raz Ci powtarzam, że możesz to (ma­

jąc już wszystko razem) zainicyować i zostawić pochodowi rzeczy — jeżeli się zrobi? to dobrze, że się zrobi!

Przepraszam Cię raz na zawsze za to, iż nie mogę mieć chwili spokojnej, aby przyzwoicie list napisać — przyjmuj tak jak jest, bo usprawiedliwią mię bardzo bardzo mnogie udręczenia i kłopoty.

Twój z głębokiem poważaniem

i przyjaźnią C. N.

(cytata ręką Norwida:]

« Kędy droga do Rzymu?...

« Jam odparł: niema tu drogi — tu pustynia.

« A oni odrzekli: « prowadź nas zatem ». A kiedym

«się wahał, znów się odezwali cichym i tęsknym

« głosem « Myśmy ostatki szlachty polskiej.

«— Anioł pokazał się nam, Anioł niepodobny

«tym, których oglądały Ojce nasze, bo miał

« skrzydła bez blasku i welon żałobny na

« czole — lecz wiemy, że on z nieba

» zesłan — a on nas tu posłał... »

Z. Krasiński — Wigilia Bożego Narodzenia.

[ołówkiem]

tyle — ale nie mam oryginału pod oczyma i nie wiem, czy to ściśle tak jest w arcydziele Zygla.

1866-1868

99 480.

DO BRONISŁAWA ZALESKIEGO

[XI/1867]

Nie róbcież z odji mazurka!... zauisze mazurka!!... i siekankę... Ja ani jednego słómeczka nie puściłbym i nie zmieniłbym, ale tu rze­

czach, które mają tu ogółu płuca rnejść, należy niezbędnie, aby za­

mierały m sobie amen od publiczności pochodzące — i dlatego tak, jak tu napisaliście, przyjmuję - niech tak zostanie.

C. N.

To, co Karol mómi o liczbach głosek, to jest najszkaradniejszy barbaryzm i absolutna nieznajomość samego nawet Horacego.

— Jak myjdzie z druku moje Vade-mecum, to dopiero zobaczą i po­

znają, co jest młaścima języka polskiego liryka, bo jej jeszcze mca- le a mcale nie znają i najmniejszego o niej nie mają pojęcia.

Prozy mcale niema i nigdy prozy na śmiecie nie było — to głup- stmo zupełne! cóż jest peryod??? Prozy nigdy nie było-zaś liczba, której pisarz nie umie ukryć długo- a okrągło-brzmienne- mi wyrazy, to zupełne zepsowanie natury rytmu.

W doskonałej liryce pominno być jak m odłemie gipsomym: za­

chowane powinny być i niezgładzone nożem te kresy, gdzie for­

ma z formą mija się i pozostawia szpary. Barbarzyniec tylko zdej- ma to nożem z gipsu i psoma całość. Ale zaprzysięgam się Wam, że to, co Polacy zmą liryką, jest siekanką i mazurkiem!

Cypryan Normid.

481.

DO BRONISŁAWA ZALESKIEGO

[XI/1867]

O! Barbarzyńcy....

Kiedyż i kiedyż i kiedyż z tej młockarni i z tego cepami mybija- nego pańszczyźnianego myjdą rytmu? czytać nieumiejący inaczej, jeno m butach do mazura zrobionych podrygając liczebnie.

100

LISTY

— Pojęcia najmniejszego a najmniejszego o pieśni nie mają — ma­

zurek i siekanina!

Żebyś wiedział, jak to boleśnie, skoro się wie, co to znaczy - co?

to znaczy... co? to znaczy.

«Quid mirum? ubi illis carminibus slupens

«Demittit atras bellua centiceps

« Aures, et intorti capillis

« Eumenidum recreantur angues? »

Cała piękność jest uj prozie ostatniego wiersza.

C. Norwid

4Ó2 D0 KAR- RUPRECHTA i bron, zaleskiego

Karolowi i Bronisławowi.

Liryka-polska.

Różnica dość znaczna, pomiędzy rytmem Ezechiela proroka a ma­

zurkiem na nutę 30 Maja----ram-tam-tam-ram-lam-tam!

addio!

[tu do listu dołączona była oda Do spółczesnych, przytoczona również w następnym liście do Wł. Bentkowskiego].

1867 Novembris

Paris

Cyprjan Norwid

W

DO WŁADYSŁAWA BENTKOWSKIEGO

Szanowny Władysławie —

Zawsze z największym wstrętem przychodzi mi brać pióro, aby dotknąć się Literatury czy dziennikarstwa i wydawnictwa Polskie­

go — dlatego też głównym moim Edytorem nie Rodak był ale Niemiec.

Cała ta rzecz u nas jest wielkiem kłamstwem. —

1866-1868

101

Jak żyję, nic nie publikowałem moim kosztem, dlatego że to jest źle — piszą bezpłatnie, drukują za swe pieniądze — rozsyłają za

swe pieniądze — płacą nieledwie, aby czytano!!..

To są roboty nieutrwalone i to jest oszukaństwo siebie samego.

Mój Edytor płacił mi 500 franków i 40 exemplarzy dla mnie.

*

Miłość rzeczy ojczystych nie zależy na okładkach podobnych do zagranicznych, ani na ogólnikach z obcego życia przeniesionych martwo. Gdzieindziej dobrze jest, jeżeli są książki bardzo tanie — u nas to źle jest.

Nietylko każdy szlachcic, ale każdy kmieć umiejący czytać, jest 10 razy bogatszym od każdego pisarza Polskiego..! Nie widzą, że robią źle i że są nieoświeceni obywatele. —

Taka literatura w krew nie idzie — i to są przyklejstrowane arku­

sze papieru na murach zimnych, które lada szaruga opłukiwa bez stanowczego śladu.

A — oni się cieszą, że mają rrruch (!) literacki, i podobno bronią Języka ojczystego — ale to raczej języka, co w gębie..

*

lak to jest z wydawnictwem — a z dziennikarstwem jak?.. Dzien­

nik, który sam się utrzymać nie może, n’a pas la raison d’elre — po co?

A przeglądy jak?.. Szlachciców kilku, zebrawszy się raz w tydzień na herbatkę, pisze sobie to i owo i drukuje — żony kupują i czytają czasem. Wszystko to wygląda na duży Album, gdzie podpisują się dobrzy znajomi na pamiątkę.

Oto i cały rrruch umysłowy w narodzie, bronić mającym Wiary i Języka swego, i w narodzie, w którym za to się krew leje, za to tylko, że od lat stu każdy czyn zawcześnie, a każda książka za- póżno wychodziła i wychodzi.

~ Przypominam sobie szlachcica, który mówił, że lubi muzykę,

«bo to» (powiada mi) «jak sobie wrócę z pola, i sobie siędę, i Ma­

ciej mi obuwie z-zuje, to ja sobie siedzę i nogi moczę, a żona mi gra

102

LISTY

na fortepianie Chopina — a ja sobie tak lubię słuchać, moczącnogi.»

Istnie: że de gustibus etc...

Sto lat: jak czyn zawcześnie, * książka zapóźno!..

*

Upraszam Cię, Szanowny Władysławie, abyś raczył otwarty list mój do Wiek Zupańskiego Edytora uczynnością Twoją i słowem Twojem poprzeć — ażebym nieopóźnioną i konkretną odpowiedź od W° Edytora Zupańskiego pozyskał. — Zaś Ciebie w tej mierze utrudzam dlatego, iż pod ostatnie czasy modą się stało u pisarzy Polskich mną poniewierać — tak Genialny Kraszewski, i Genialny Małecki, i Genialny czy niespracowany Nehring, i inni, to genialni, to niespracowani, czynią.

Ze zaś u nas nigdy nie było społeczeństwa, tylko zawsze było i jest sąsiedztwo, może więc to po sąsiedzku łatwiej będzie zrobić.

Łączę wyrazy mojego głębokiego poważania i serdeczne ręki

uściśnienie CYPRJAN NORWID.

N° 3 rue Lallier — (prćs Martyrs). Paris.

1867 novembr.

DO SPOŁCZESNYCH (oda) 1

I pożegnałem kraj, i brzegi znane Odepchnąłem nogą, jak wioślarz z łodzi Ziemię odpycha — i jak odgarnia on pianę

Leniwo-plynną i luźną...

Kraj!----gdzie każdy-czyn zawcześnie wschodzi, Ale — książka-każda... zapóźno!

2

Nogą odepchnąłem ten brzeg, co pokornie Zgiął się pod moim obcasem;

I skrzypią! mi on, że jest męczeńskim wytwornie (Ale przeklinał mnie basem!).

866—1868

ic>3

3

— Oh! wy — którzy śpiewacie krwawo i pożarnie, Kiedyż?., zrozumiecie sąd?

Żyć wy radzi w dziejach, lecz żaden nie wie, Że cali urośliście w krwi-ulewie,

Czyści i matematyczni jak błąd!

4

Ciemna to pieśń jest — wzamian wy?., bardzo jaśni;

Szkoda tylko, że nigdy nie wiecie, Czemu?., umysł-mąż mówi ... «zaśnij!

«Zaśnij!...» mówi po tańcu mdłej kobiecie —

1867 Novembris Parisiorum-Lutetiae CYPRJAN NORWID.

Zawsze mazurek!

Ani polacy ani język polski nie mają pojęcia o istnej liryce — to, co polacy nazywają liryką, jest zawsze mazurkiem i tętnem pań­

szczyźnianych cepów na klepisku — to zawsze młockarnia i pań­

szczyzna — kroku w niczem nie zrobili naprzód — oniby radzi liry­

kę Ezechiela na nutę 30 Maja mazurkiem podrygać w butach palo­

nych — ram tam tam! ram tam tam! N

484.

DO KAROLA RUPRECHTA

Słuszny Karolu!

Tobie zwłaszcza, jeżeli Pruska i inna Cenzura dozwolą druku, dzięki moje wielorakie.

Ten, którego zwą Bogiem, nagrodził Ci — albo nagrodzi. Rodacy (jeśli, co należy, Garibaldi w proch zmieciony będzie) Rodacy znaj­

dą wtedy Odę moją piękną. Tak ich widziałem zawsze przez całp cicig żpwota mego i włos mi bieleje patrząc na to. Zawsze się kła­

niali pięści i pieniądzom. Żadnego źródła ducha nigdy nie ocenili

— nigdy. Wszelako, aby się wszystko wypełniło, patrz na kartę od

LISTY

104

41 do 49 Kursu mego i programatu fo Słowackim). Żaden z nich, którzy przedali klejnot człowieka za pokłony okolicznościom i pię­

ściom, a słowo narodu za pieniądze drukarskie, żaden z nich nie pomyśli tam spojrzeć w kurs mój.

Nie dla nich też i nie o nich też kwapię się myśleniem mojem.

Dzięki Tobie, mój drogi.

Cyprjan Norwid.

ps. Właśnie dowiaduję się, że gwardye Pontyfikalne pobiły o- pryszków bez-historycznych. Słowa OSTATNIEGO spełniły się tak, jak teraz od lat 1867™'“ spełniać się mogą, to jest, nie w Swej dot­

kliwej plastyczności —

patrz kurs mój o Słowackim

DO KAROLA RUPRECHTA

Uprzejmy Karolu

Ze staraniem i próżno szukałem takich ołówków jak owy, który mi ofiarowałeś — może to przypadek — wszelako gdybyś znalazł ten sam, to racz go dla mnie zatrzymać. W tym celu dwa razy byłem w Bibliotece, a teraz kiedyś zajdę i wcześnie, lubo ściśle dnia i go­

dziny nie wiem.

Druga,niemniej błaha rzeczjest.októrejmożenie zapomnisz,t.j., że racz przy zdarzonej sposobności wzmiankować (jeśli się nie mylę) Ministrowi wojny Wmu Dembińskiemu, że ciąg i koniec mej o staro­

żytnych rozmowy znajdzie w pobieżnie pisanym (bo stenografii-Pol- skiej niema) w pobieżnie przeto i małoskładnie spisanym kursie moim o J. Słowackim (wydanym w Paryżu przed ostatnią polską ruchawką).

Ojcowie Pijarzy (w Polsce) byli niedobrzy księża, albowiem bili dzieci — niedobry ksiądz jest ksiądz nieoglądający się na wcielony Ideał. Zbawiciel miał najstaranniejsze względy dla dzieci, kalek i

nie-1866-1868

105

wiast. Pan nasz, skoro użył suiej świeckiej i czasowej władzy, to jest, skoro chciał wjechać w tryumfie do stolicy ojczyzny swej i ży­

czył sobie, aby lud wołał mu słowa tryumfu, jako następcy Królów Izraelskich z pokolenia królewskiego —kiedy nietylko nie chciał u- skromić wołających, ale nawet zastrzegł, że gdyby oni nie wołali, to materya martwa wołać będzie---- słowem, kiedy świeckiej i czaso­

wej władzy używał, przez ark tryumfu do stolicy o słońcu i wśród wo­

łań ludu, en prósence du suffrage du peuple, wjechawszy wtedy----podniósł On rękę i uderzał powrozem po karkach, ale to nie dzie­

ci, nie słabych, nie niewiasty, nie ostraszonych i nie nie-zdecydo- wanych, tylko tych tęgich, co, w Kościele siedząc, zbójcami byli i wyzyskiwali grosze.

Dlategoto ksiądz, który batoży dzieci i schłebia popułarnym tę- gościom, albo pieniędzmi (zawsze dla niego fałszywemi) bawi się, jest zły ksiądz i niedoświadczonej wartości patryota. Każdy—już Chrześcijański — obywatel, który podnosi bat na obywatela i kobie­

tom grozi chłostą, jest albo nieprzytomny, albo nikczemny, albo Tatar, choćby od Piasta pochodził.

Albowiem: człowiek nigdy nie jest zwierzęciem istnem z tej przy­

czyny, iż człowiek jest zawsze obrazem i podobieństwem Boga ży­

wego — zasługuje przeto od równych sobie na głębokie uczczenie.

Może ten obraz być skażony, ale to zawsze Boga żywego obraz.

Definicy a, jaką Minister daje co do przeszłości Narodu polskiego, że

«Zo był sobie szelma-tęgi», może słuszna, ale złożona z wyrazów cudzoziemskich: «Zęgi» z łaciny a «szełma» od Niemców.

Łączę wyrazy przyjaźni i dobrej wiary.

1867 Cyprjan Norwid.

DO KAROLA RUPRECHTA

Uprzejmy Karolu.

Jest jeszcze i to, na co zwrócić uwagę mężów poświęconych, Mi­

nistrów i dobrze zasłużonych obywateli, nie byłoby płonne ni zby­

teczne, to jest, że teroryzm mówi: «Ja znam przyszłość

obowią-100

LISTY

zującą i ja prowadzę ludzkość, a kto mnie zaprzecza, usuwam go - posyłam mu truciznę, jak Sokratowi, albo kąpiel, jak senatorowi Senece etc... — ale ja ich usuwam mieczem moim dlatego, iż szanuję ich ducha i walczę z nim» (---bardzo pięknie i bardzo logicznie... Przedwieczny, sądzi resztę).

Intymidacya Azyacka ekonomów mówi wprost przeciwnie — ona mówi: «Ja nie dbam o waszego ducha i wasze przekonania, bo je batem wybiję, i duch wasz odmieni się, dlatego że to żaden duch.*

Z tejto przyczyny Chrześcianin walczy z Rosyą dzisiejszą w Imię Boże.

Teroryzm. nie zaprzeczył Duchowi Świętemu; owszem, poddał się pod sąd jego i jest przezeń ostatecznie osądzonym zawsze. Szewc francuski gilotynuje dlatego, że ten szewc powiada, iż on lepiej zna tory dziejów i prowadzi — a przeto nożem gilotyny odsuwa zawadzające mu śmiecie.

Ale ekonom polski i tatar powiada rzecz wprost przeciwną — on Ci mówi, że nie dba bynajmniej o Ducha Ste8° i sąd i myśl i prze­

konania twoje — z powodu, że jemu wystarcza, aby Ci baty wybił, żebyś mu był powolnym, zdanie Twoje zmienił, odwagi nabrał i służył mu.

Kto mniema, że teroryzm może być stopniowanym, począwszy od kary śmierci publicznie na słońcu zadanej do powrózków w kie­

szeniach noszonych, noży zatrutych, batów, i chłosty kobiet, i fał- szowania-pieniędzy... ten się myli o jedną tylko małą rzecz, to jest, o samo pojęcie teroryzmu wyżej skreślone. Może się on nazywać legalnie i legitymacyjnie Piasto-Koniecpolsko-Kościusz­

kowsko-Sobiesko-Lelewelowacki... ale to nic nie znaczy: — to za­

wsze będzie tylko Ekonom i Tatar. II n’y a pas de terrorisme gradue—

1867 C. Norwid.

II n’y en a pas du tout — comme il n’y a point de courage civique en Pologne depuis presąue un sićcle!

1866-1868

107

ĄÓf. do BRONISŁAWA ZALESKIEGO

[A7//J8Ć7]

Lękam się, mój drogi, ażebym 16-go nie znalazł się tak, jak w tej chudli jestem,---- to jest, że nawet przedłużenia opłacić nie potra­

fiłbym.

Dlatego z wielkim bólem serca i prawie wstydem posyłam Ci tę kartkę zastawu. Trzeba przedłużyć. Jeżeli podpisu mego trzeba (co wątpię), to podpisz moje nazwisko na ten raz.

— Dopatruję: że ten recepis powinien być ćchangć contrę une reconnaissance, ale to tylko formalność groźna dla tych, którzy chcą sprzedawać reconnaissances. Zaś tu nic ona za sobą nie pociąga.

Mój drogi! Wszystkie moje długi zawsze plącę, ale a la longue, tu zaś więc nie idzie o to, ale o to, że d la longue może się urwać, bo gdybym nawet formalności przedłużenia nie mógł podjąć, tak jak dziś jestem?! cóż byłoby? Pojmujesz, że nietylko miłej, ale łat­

wiej byłoby mi to zrobić, niż pisać Ci te słowa ze smutkiem.

— que faire!

C. N.

U va sans dire, że te 25 i koszta ja Ci powrócę, ale idzie o dzień naznaczony.

488'

DO BRONISŁAWA ZALESKIEGO

[st. p 2^/XII 1867]

15 dni cierpię ból serca — trzecie z rzędu wielkie nieszczęście mię spotyka przez nagłą śmierć pułkownika Kleczkowskiego w Chi­

nach; — pod koniec-roku jestem w zupełnej niemożności dania ra­

dy interesom, a ze zdrowiem, o którem nigdy myśleć nie dano mi ----oto warto cośkolwiek dla tego zamarzłego społeczeństwa robić lub myśleć:

luszystko brudne

i ciężkie jak męty!

Czy Generał Zamoyski? czy Xż« Wład. Czar, w Paryżu?

LISTY

108

Myśl Twoja wysoka i dlatego wielkiej prostoty wymaga, ale zro­

bić, jak marzysz, to marzenie. — Marzenie dlatego, że wyrazy są nadużyte deklamacyami, chełpliwościami i podchwytywaniem.

Wyraz «Moskab> dziecinnie nadużyty (Napoleon wielki o spaleniu Moskwy zawołał: «to starożytnego Rzymu warte!»), Moskale dwa razy szczytni są: raz, Polaków, drugi raz Francuzów z Ojczyzny swo­

jej wypierając. Wyraz zaś «Rosyanin» jest zepsowany przez pseudo- polityko-historyków.

— Rosyanie są tacyż sami Słowianie jak Polacy — tamci z /łzyac- kiemi, ci z Europejskiemi ludami pomieszani: bo tak być powinno!..

Jużcić oni Słowianie są, i dali tego dowód od początku: i° bosię

sami rządzić nie umieli

i zawezwali Waregów; 2° bo się upi- jają-łatwo i ściskają się i placzą-lalwo; 30 bo nic oryginalnie sami

z

siebie postawić i wywieść nie umieją bez zuchwalstwa lub na­

śladownictwa. Wszystko to dowodzi, że są Słowianie.

— Napisałem przeto tak, jak w tej rzeczy postąpiłby np. kaszte­

lan Kochanowski, albowiem w kwestyi

pram

nie mam zniewieś- ciałego a dziecinnego zwyczaju wdawać się w legitymacyę krwi:

zdaje mi się, że to zniewieścialość i że to nieobywatelstwo, zresztą:

ja sam nie jestem czysty Słowianin ale Normand!

1867 C. Norwid

DO KAROLA RUPRECHTA

[ręką, zda stę, obcą:] '\OjlO

Prześladowania, zwane religijnemiw Polsce, są, bywały i bywa­

ją strategicznemi obrotami ku rzuceniu na chorągiew tej sprawy ta­

kiego wyłącznego i fanatycznego światła, które rozdziela i obojęt­

ni szeregi zachodniego-wojownika i rozdziela ducha zachodniego- wojownika.

Dlategoto peryodycznie się one pojawiają, i dlategoto

zarządza-1866- 1868 109 ne być mogą i są przez indywidua żadnego i żadno-rakiego niema- jące i niemogące udzielać fanatyzmu.

Oto — i zagadka i jej treść.

Każdy urzędnik Petersburskiego rządu tu Polsce wie bardzo do­

brze, że SZLACHCICE POLSKIE rzadko umieją katechizm i są zu­

pełnie obojętne na losy ducha człowieczego w wieczności.

Wie on, Z KIM MA DO CZYNIENIA, I SAM TYLE WIERZY, ILE ONI WIERZĄ (wyjąwszy żon ich i biednych ludzi) — ale jednakowoż prześladuje, i morduje, i niweczy z rozkazu wyższego, aby wyrobił tym sposobem na czas dany tyle fanatyzmu, ile go potrzeba do prze­

inaczenia chorągwi i rozpołowienia obozu zachodniego.

— Kwestya jest i strategiczna i poniekąd genialna!! N.

4QO.

DO BRONISŁAWA ZALESKIEGO

[ołówkiem:] Z jednej strony:

DO

POGWAŁCICIELI ■ PRAW • POLITYCZNYCH • I • CYWILNYCH WIELKIEGO ■ KSIĘSTWA ■ LITEWSKIEGO

DEDYKUJĄC • IM

TO • STARANIEM • I • WOLĄ ■ POTOMSTWA • DOKONANE ■ NA • WYGNANIU ZUPEŁNE ■ WYDANIE ■ DZIEŁ

ŚWIĘTEJ • PAMIĘCI

ADAMA • MICKIEWICZA

URODZONEGO • UWIĘZIONEGO ■ I • POTĘŻNEGO NA • LITWIE

ZNAKOMITEGO ■ W • POSPOLITEJ ■ RZECZY SŁYNNEGO • W • ŚWIECIE.

[dopisek ołówkiem: ] To powinno być drukowane lapidarnemi pom- pejańskiemi (zkropkami tak: TO - ZUPEŁNE - W •) wielkiemi litery.

110

LISTY

(ołówkiem:) Z drugiej strony karty:

Nie kość skamieniałego Tura, ni odłam błędnej kotwicy, Napotkane gdzieś pługiem Wam ofiarujemy — nie! lecz Pomnik Cały, i który jakby dziś w jaśniejącej stanął zbroicy

Z wielkim głosem, tysiącznik Litewskiego ducha i ogromnik.

— Pieśni jego, gęsta, i co jest nieodwołalnego niczem,

Rzucamy Wam — Zdobywcy-smętni (bo, nietryumfalni duchem).

Ręką wzięliście ziemi-piasek, a hołdownictwo-trzód biczem, I obywatelstwa-majestat śmieliście dotknąć łańcuchem!

— Dlatego zagrabcie-ż już i pieśń miekopomnego Adama:

Opima zwycięstw i podboje im zupełniejsze, tem lepsze;

Do ila? Litwa Waszą... pieśń Jej niech Wam poświadczy sama Dzielniej niż słup stalowy, wniebogłośniej niż Trąby w Dnieprze!

1867. C. N.

(ołówkiem:)

(to powinno być drukowane drukiem szesnastego wieku podob­

nym do kaligraficznego pisma ręcznego) naprzyklad...

(ołówkiem:) Typograficzny wzór z jednej strony:

DO

P...

W...

D...

TO, S...

Z...

S...

A...

U...

N...

Z...

S...

1866-1868

1 11

(ołómkiem) Z drugiej strony drukiem XVI wieku kaligraficznym, aby się z Poezyami nie mieszało:

Nie koić skamieniałego Tura...

N...

C...

Z...

P...

R...

R...

J ...

D...

O...

D...

D...,...*

* C xV. 1867 — w myśl Wydawców.

491.

D0 WŁADYSŁAWA MICKIEWICZA

Wielmożny Panie Dobrodzieju!

W charakterze pańskim jako wydawcy posyłam Mu te słów parę.

— Pańska Biblioteka zowie się Popularną. Zaiste, nic popularnego nigdy nie drukowano z pism moich dla powodów, których długi jest szereg, a przed-ostatnim powodem jest i to, że nic popularnego nie chciałem pisać----a nie chciałem niemniej z wielu powodów

— Pańska Biblioteka zowie się Popularną. Zaiste, nic popularnego nigdy nie drukowano z pism moich dla powodów, których długi jest szereg, a przed-ostatnim powodem jest i to, że nic popularnego nie chciałem pisać----a nie chciałem niemniej z wielu powodów

W dokumencie Listy. Cz. 2, (402-846). (Stron 108-128)