• Nie Znaleziono Wyników

442. D o konstancyi górskiej

W dokumencie Listy. Cz. 2, (402-846). (Stron 62-92)

_ [st. p. 8 Nov. 1866]

Droga Pani!

Parę razy, mając wiadomość, że Pani za parę tygodni wraca, cze­

kałem - i zachodziłem dziś do Anetty, żeby coś wiedzieć - i ona w tym względzie nic nie wie!—Nie mogłem jeszcze się zebrać, aby być u pp. de Bonneval.

1866-1868

51

Od Pani Kuczyńskiej nic i nic nie mam.

Cierpię i na zdrowiu, bo powieirze jest na śmiecie wyjątkowo złe.

Pór roku prawie niema od parę lat — trzęsienie ziemi aż w Pa­

ryżu. czego nie widziały wieki - komety prawie co rok - trzy razy cholera - inondacye i zaraza bydła - i podobno pomiędzy 12 a 13 tego miesiąca oczekiwany nadzwyczajny opad aerolitów, na jaki czasem 100 lat się czeka. Słowem, powietrze nie może być do­

bre, i pewno że ten wiek jest jednym z czasów krytycznych dla Ludzkości.

ręce Pani ściskam C. N.

443-

D° MARIANA SOKOŁOWSKIEGO

[St. p. 8/XI 66]

Wrzuciłem Ci kartkę moją przez drzwi — czy znalazłeś?

Czy zadziwiony byłeś, jakim sposobem tam weszła ona, cała?

Dnia tego jadłem barszcz w mleczarni Dzwonkowskiego, którego nie widziałem, a przypominało mi to, jak on uchodząc z Polski zbłą­

dzi) był w progi moje! Dawno!

— Czy czytałeś piękną rzecz Ampćre’a o starożytnym Rzymie w bie- żącem Revue des deux Morides?

Czytając te piękne i wierne karty, zadziwiony byłem obrazem Romy, kobiet, ludzi, towarzystwa, powietrza, obyczaju*)... zdawało mi się, że na grobie własnym usiadłszy przewracam karty mojego Quidam i pytam, czy się gdzie nie omyliłem! Zobacz Ampkre’a — ale ja to troszkę dawniej i głębiej określiłem w Quidam - i jeden głos ojczysty nie zrozumiał, nie pojął i nie ocenił. O!...

O! niech wszyscy dyabli wezmą takie drewniane społeczeństwo — co ono jest w stanie na czas ocenić — co wspól-uczynić?

*) Wiek Adriana był renesansem wieku Augusta i modelował się jak dziś na Napo- leonie I.

52

LISTY

Zadziwiony byłem z Ampćre’a, że też nigdzie a nigdzie nie zmy­

liłem się w Quidam moim - nigdzie — lubo, gdybym tę rzecz bliżej, nie o sto mil wydawał, poprawiłbym — ale u nas i to za wiele. —

Wszystko jest za wiele dla umarłych i lokajów.

Za to: w książce podręcznej dla młodzieży uczącej się Literatury zaleca przyszłym pokoleniom profesor poznański Wielmożny Nehring te słowa:

«do tych, co z mniejszym lub większym talentem drukują poezye,

« należy policzyć Cypriana Norwida, którego utwory pełne są myśli

« zagadkowych i uniesień niezrozumiałych.®

Dalej:

«Teofil Lenartowicz równy jest Chopinowi, ale mniej od Chopina monotonny.®

Jak żyję, w całej ojczystej krytyce nigdy a nigdy poczciwego sło­

wa o sobie nie spotkałem.

Salve — vale —

Cyprjan Norwid.

1866.

DO BRONISŁAWA ZALESKIEGO

[przed 1O/XI 66]

Miły Bronisławie —

i. Czytałem o Orenburgu - wielce cenię Twoje prace wogóle

— poważam miarę i pokój w pisanych — talent i virtus w artys­

tycznych cenić umiem.

Ale zrobię Ci uwagę, że mówiłem był Karolowi (przed powsta­

niem Syberyjskiem), i mówiłem, i mawiałem: iż od lat parę nale­

żało było złożyć towarzystwo en permanence Syberyjskie, gdzieby od morza Białego do Czarnego dośrodkowały się wszystkie poje- dyńcze wycierpienia i zdobycze, tworząc nieustanną całość ciągłych roczników jak Geograficzne towarzystwo. Ojczyzna robotę takową (lubo in partibus infidelium) uważać powinna jak departament

ko-1866—1868 53 lonizacyi lub coś podobnego — i departament, i komitet, i towa­

rzystwo, i klub takowy istnieć i funkcyonować zdawien powinien!! — 2. Zręczność u ludzi zacnych jest arcy miłym przymiotem i uwa­

żam za arcy zręczne to, co mi o braku Lelewela nekrologu odpo­

wiedzieć miałeś pozór.

Ale na to jest monumentalnie piękny środek, to jest, napisać tylko tyle— monumentalnym drukiem:

Joachim Lelewel ur. *** zmarł ***

i jeżeli już tak uważacie na równi dojrzalszego odeń Obywatela, a niesłychanie mniej i miernie wystarczającego pisarza, to toż samo zrobić i z śp. ks. A. C.:

Adam X. Czartoryski ur. *** zmarł ***

Każdy się domyśli monumentalności napisu i poszuka indziej szcze­

gółów, które go obchodzą.

Język lapidarny ma do siebie sobie właściwe figury i miary.

Ale-ż! pochować w grobie komunalnym takiego uczonego praco­

wnika, ugościć go pierwej w szpitalu — i nie zostawić mu nekro­

logu!! A niech wszyscy dyabli wezmą takie i tak się poważające społeczeństwo!

Mnie Lelewel nie był sympatyczny, ale jeżeli Aleksander Mace­

doński zrównał z ziemią Teby, zostawuiąc tylko dom Pindara, to ja zrównałbym z ziemią Bruksellę i Quai d’Orleans, zostawując es- taminet de Varsovie. — Przynajmniej umierając powiedziałbym so­

bie: «liber et ingenuus sum»..

Cypr Norwid.

Ja wiem, że Doktór Medycyny powie, iż szpitale są dobrze urzą­

dzone, przekadzone i porządne, ale, widzisz, w porządnem spo­

łeczeństwie to KAŻDY STARZEC tak powinien być podjęty — ale

LISTY

54

to nie wszystko!... Ten starzec był i Lelewelem także. — Cudzoziemcy kiedyś zapytają o to — was — nie mnie. —

Vale -C. N.

3. ale u nas: szpital---1.

fosse commune---2.

i portret malowany — 3.

przez protegowanego miniaturzystę—jakbyśmy byli: lokaje i umarli!

445

DO BRONISŁAWA ZALESKIEGO

[st. p. 10'XI 66]

Dziękuję Ci bardzo za przyjęcie uwag dotyczących monumen­

talnego stylu. Wiedz zarazem, o czem nigdy nie wiedzą, nie mogą lub nie chcą wiedzieć:

1. śp. Lelewel pokazywał mi listy Ministra Ros. Imp. Okuniewa, który w kwestyach slowiańsko-historycznych pisywał do niego — to było za Panowania Mikołaja i° — albowiem umysły tej wyżyny urągają drobnym czasowościom;

2. lat temu parę młody książę Paskiewicz Erywański, przecho­

dząc w Paryżu przez rue de la Paix i widząc fotograf Lelewela w sklepie (fotograf z rysunku Gumińskiego — Lelewel w bluzie), weszedł i takowy kupił dla siebie i swoich;

3. może być wypadek, że Czech, Serb, Czarnogórzec, Rusin lub Minister Oświecenia z Petersburga, przybywszy do Paryża, zapyta o grób Lelewela----to być bardzo może, a wtedy zapewne odeszlą go do pamflecików i komitecików heroicznych oficerów, kiedy tacy ludzie są gdzieindziej i inaczej się ich waży.

Z tych powodów bardzo Ci jestem obowiązany, że pojąłeś, o czem mówiłem i pisałem.

Z przyjaźnią i poważaniem rękę Twą ściskam C. N.

1866-1868

55

(jlomi Zamoyskiemu już nic nie mów o pracy mojej od chwili, kiedy przez usta Twe odpowiedział mi — i odpowiedział także, że odpisał —

Zapewne zapomniał, że wcale nie odpisał — Bądź zdrów

C. N.

pod nekrologiem śp. Bolewskiego racz zostawić C. N. — jak życzyć miałeś wzgląd.

DO JANA KO2MIANA

Paris. Dćcembre 2. [ 1866 ] Czcigodny Ojcze i miły Panie Dobrodzieju!

Zmuszony jestem niepokoić Cię rzeczą stojącą na krańcach wid­

nokręgu świeckiego i kościelnego, a przeto w miejscu poniekąd naj­

dramatyczniej dziwnem i pogwałconem. Rzecz jest treści następu­

jącej:

Wielebna przełożona Sióstr Miłosierdzia (narodem, polskich) ży­

czyła sobie mota proprio przez damę mi znaną, abym wykonał dla kaplicy nowo się zakładającej wielki ołtarzowy obraz. Ku temu zaś przesłała mi swój list własnoręczny i swoje w tej mierze życzenia — a obrazu przedmiotem jest widzenie S° Stanisława Kostki, — zaś wy­

miar płótna tego obejmuje przeszło sześć łokci wysokości — obraz ołtarzowy — i rzecz nieledwie kolosalna. —W kompozycyi pokazało się powoli sześć figur wielkości naturalnej — to jest: Matka Zbawi­

ciela świata — Zbawiciel-dziecię — SlM Stanisław — Archanioł Gabriel lilie trzymający i dwóch aniołów sfery mniejszej uzupełniających całość.

— Rzecz tę, doprowadziłem do połowy... i stanąłem!

— Przyczyna i powód listu są takowe:

LISTY

— Skoro odebrałem zawezwanie Matki, miałem zaszczyt przyjąć i naturalnie że odpowiedzieć, iż błogosławieństwo zakonu mi wy­

starcza i że zapewne wszelkie trudności się umorzą. Pojmujesz al­

bowiem, łaskawy Panie Dobrodzieju, że Miłosiernice płacić mi nie będą, ani ja tego inaczej pełnić dla nich nie mogę.

Następnie — prawie wszystkie wielkie Imiona Polskiego Społe­

czeństwa były łaskawe gorąco mię zapewnić, iż praca tych wymia­

rów nie spocznie na samych moich środkach — które są ŻADNE —

— Przyrzeczenia te, zapewne zbyt gorące i doraźne, uczyniły, że do połowy doprowadziwszy tę pracę nietylko stanąłem sam bez pomocy żadnej, ale nawet pod koniec roku, wiele pociągający za sobą ciężarów, zaczynam się obawiać, czyli nie za daleko posunąłem się. Gdyby wyrażenie, którego użyję, nie było nieparlamentarne, powiedziałbym, że lękam się, abym z mem wielkiem płótnem do Clichy nie pojechał za długi!..

— Był czas! i są mimowolne świadectwa tego drukowane (patrz Gordona Pamiętnik), że p. Norwid nie kalkulował i nie rozliczał groszy w wypadkach daleko więcej personalnych. — Jest-że podo­

bieństwo, aby zupełnie na żadne spółdziałanie nie liczyć w czasie, w którym końcem końców pono że w CAŁEJ EUROPIE jest zaled- wo jakie JEDENAŚCIE artystów religijnego stylu — a może i tylu nawet niema!*)

— Jeśli nie trzykroć ile mogłem, to pewno co mogłem, uczyni­

łem i widzę się przy ciężarach końca roku opuszczonym. Przyszła mi myśl pisać do hrabiego Cezara Platera, którego animusz dla koś­

cioła był mi znany i którego poręki oliarowanej mi niegdyś nie nadużyłem!!

Smętna epoka! 10 osób, po kilka srebrników rzuciwszy, przyszło- by mi w pomoc — ale jest absolutnem niepodobieństwem być zara­

zem artystą (co lat pracy wymagało) i homme du monde, financier, charmant, populaire, riche et par consćąuent bien compris et

secou-*) Oni potem piszą uczone biografie, jak już ludzi niema!

1866-1 868

57

ru! — Czy nie raczysz, Czcigodny Ojcze, być mi - być rzeczy tej - po­

mocnym przed końcem roku??

Ramię Tmoje całuję z poważaniem glębokiem

rue Lallier 3. c. Norwid.

Dokonstancyi górskiej

I dziś jeszcze na karteczki Łaskawej Pani nie odpisuję z powodu, że przez cały ten czas nie wychodziłem i nie wychodzę ze zmar­

twieli wielkich, a wielkich tak, że mówić o nich nie mogę i nie chcę. Ludzie dzisiaj nie są w stanie podzielać i słuchać głębokich nieszczęść i tragedyj — każdy ma swe własne kłopoty i o tych tylko mówić mniej więcej godzi się — ale o boleściach wielkich i głębo­

kich gdybym otworzył usta, to ogadaliby mi tylko i zniesławiliby nieszczęśliwego brata mego, któr^ wzrok traci ze zmartwień — ale nic nie pomogliby i jeszcze rubasznie potrąciliby.

Dla tych więc powodów, o których milczę, nie mogłem do Pani pisać i dziś jeszcze nie jestem w sile.

Przytem zapracowany jestem i byłem, a przytem przecież i o so­

bie muszę czasem pamiętać — koniecznie —

Nie pojmuję, czemu od Pani Joanny Kucz, nic niema...! może się tam na nowo harmonia zrobiła, i może się o tyle pokochano napo- wrót, o ile było przeciwnie. Wszak i tego przykłady mnogie są, że się tak małżeństwa rozrywają, tem lub owem uczuciem czas zaprzą­

tając. Inaczej, nie pojmuję, dlaczegoby milczano.

Miłego nic Pani nie doniosę, niemiłego zaś nie śpieszę się.

Przez całą dobę wód, nie było tu pnu Maryi Bolewskiej, i dopie­

ro wczora z kąpieli morskich przyjechała. Ktoś z jej przyjaciół przy­

słał był zaproszenie i pieniądze, aby pojechała nieco do morza i odpoczęła sobie po tym deptaku nieustannym, na jakim żyje. Nie mdliłem już, aby tacy byli przyjaciele!-U nas, dopiero jak kto ręką i nogą ruszyć nie może, wtedy dopiero czynne są uczucia przy­

LISTY

58

jaznych i bliźnich. — Ja, co zupełnie inaczej pojmuję te rzeczy, pra­

gnąłem zawsze dla Panny Bolewskiej, aby odetchnąć gdzie cokol­

wiek udało się jej —i oto jak pragnąłem, tak też było! Cieszę się z tego i dla polskiego społeczeństwa, w którem miłosierdzie szpi­

talne jest tylko JEDNO a Fordre du jour...!

Wiedziałem, że kuzynka i bratowa moja poszła za mąż, i żadnej kobiecie nie zarzucam, jeżeli owdowiawszy odżenia się, albowiem małżeństwo tylko na tym śmiertelnym śmiecie jest coś ważne —ale że mi to przedwczesny zgon brata i cenionego powszechnie oby- watela-brata przypomina, więc ona nie śpieszyła dać mi o tem wie­

dzieć—i wiem nie od niej,

ręce Pani ściskam z poważaniem i serdecznością

I866 Cypr. Norwid

ĄĄ8'

doj. jabłonowskiej

Pani!

Mam zaszczyt przesłać Pani efemerydy jakich w żadnej żadnego ludu historyi spisać tak wierzytelnie i rubasznie niepodobna. Są one dowodem, że fanatyzm jest zaślepieniem, albowiem znajdujemy tam osoby ze wszystkich partyj i wszystkich zasług zarówno hańbio­

ne i lekceważone. Czyta się to rychło — boleje długo — i otrzymuje w skutkach: zupełny brak sensu-stanu i odwagi-cywilnej,pokrywa­

ny chełpliwością nieuzasadnioną i omywany od czasu do czasu krwią niewinną i nieświadomie laną —

Łączę wyrazy uprzejmej pamięci i głębokiego poważania dla Pa­

ni, Matki Jej i domu Jej.

sługa

1867 Cyprjan Norwid

1. X. P. Skarga, Jezuita, zagrożony kijami od dobrych polaków, kiedy schodził z mównicy, z której prorokował.

1866-1868

59

2. Jan III Sobieski, okrzyknięty zdrajcą ojczyzny od patryotycz- nych polaków zgromadzonych naówczas w Gołębiu.

3. X. Adam Czartoryski, opisany i odrukowany jako zly polak we wszystkich dziennikach Emigracyjnych z wyjątkiem jednego — (to jest, tego, który do Xcl« należał).

4. Adam Mickiewicz, lżony jako zly polak w Dreźnie, skoro nie przybył na powstanie z Neapolu i nie dotknął się powstania, w któ­

re nie wierzył.

5. Maurycy Mochnacki, zelżony na ulicy jako agent rządu Rosyj­

skiego, skutkiem rękopismu, którego do dziś nikt nie zna i nikt nie czytał i nie widział.

6. Zygmunt hrabia Krasiński, uderzony w policzek od dobrego polaka.

7. Władysław hrabia Zamoyski, uderzony kijem przed kościołem S. Magdaleny w Paryżu od walecznego polaka.

8. Generał Bem, podwakroć dosięgany kulą dobrego polaka z pis­

toletu, która raz się oparła na pięciu frankach w srebrze (rzeczy rzadkiej u tego wodza w kieszeni!).

9. Ludwik Mierosławski, uderzony w policzek przez heroicznego polaka w Paryżu.

10. Lord Dudley Stuart, uderzony kijem w Londynie przez do­

brego polaka.

Cyprjan Norwid. 1867.

44Q.

DO BRONISŁAWA ZALESKIEGO

Piątek [st. p. 12/IV67]

Chciej mię ostrzedz, czy godziny Twoje też same? strach mi odle­

głości i podróży napróżno —

Słońca już trochę, a na wielkiem płótnie nic nie robię, bo wciąż

6o

LISTY

czegoś brak! jak z kamienia mszystko. Aż z gniernu napisałem rym

francuski: Epitaphe

Ci git Fartiste religieux Qui s’ćtait bien crottć

<1 la recherche de l’atelier Dans un lieu-athe[e]...

priez pour lui et portez vous bien Cyprjan N.

DO MICHAŁA KLECZKOWSKIEGO

Mon cher Ami - Jeudi lmai l8671

Veuillez prćsenter mes excuses ii Madame la Ctesse que je n’ai pas pu saluer assez poliment lors de la rćcente rencontre----je revenais a pied de l'Exposition ou j’ai passć plusieurs heures sur pieds, et j’ai ćtć souffrant, et j’allongeais mes jambes pour arriver

& l’heure fixe chez moi.

Ma belle-soeur va vous ecrire en vous priant des ćclaircissements sur un sujet qui ne nous est pas facile ii bien saisir:

Elle est nee d'une Anglaise de naissance et d’un Anolais natu- ralise----comment lui obtenir un passeport pour qu’elle puisse partir le plus vite possible en Pologne??

Pensez un peu quel genre de sombres devoirs j’ai eu---- Elle est presque veuve (car son mari ne peut rien), orpheline, ćtrangfere ----et deux polonais lui ont perdu deux fois toute la fortunę, celle de sa m£re et celle qui constituait sa dot. Bon grś, mai gre, le tout retombe sur moi... mais 1’Eternel m’a aide---ma belle-soeur a reęu deja l’invitation de venir le plus vite en Pologne pour occuper une place chez une des plus puissantes et des plus res- pectables familles---elle aura presque une mfere, c’est a dire, ce qu’elle n’a jamais eu---pauvre (riche) enfant.

De cette maniere ma conscience de frere et de Polonais est un peu soulagće.

Le tuteur anglais & qui j’ai fait prćsenler la lettre d’invitation ne dćlaissera la voyageuse sans son assistance---- nous lui trouverons tous les moyens et facilitćs.

11 reste: la question de passeport.

Je termine---- car il me faut me borner au stricte nćcessaire, parce que je ne fais qu’ecrire maintenant et j’en ai la tete cassće.

Je vous baise le front

C. N.

Vous savez que la Comtesse Adam Potocka est devenue sourde comme moi---- momentanement elle perd 1’oui’e et cela lui est arrivee & la visite officielle chez Ilmpćratrice des Franęais.

Le comte Adam (mari) doit venir dans peu de Cracovie.

(ma belle-soeur s’ćtait louśe de la teneur et de la formę de votre lettre malgrć le sujet de la question----je lui en ai fait une pelite setne, mais cela a passć)

Ai-je besoin apres ce qui prćcćde de vous faire des excuses de ne pas me rendre autrement ci la demande que vous m’avez fait 1’honneur de m’adresser par votre lettre du 2 courant?

J'ose esperer que non et que vous serez convaincu qu'en y re- pondant comme je viens de le faire, je n’ai eu en vue que votre interet, que la rćussite aussi prompte que possible de vos projets, bons, senses et en tout dignes de vous.

451. DO TOWARZYSTWA HISTORYCZNO-LITERACKIEGO [St. p. 17lV 67]

Towarzystwo historyczno-literackie zawiadamia, iż doroczne nabo­

żeństwo żałobne w Montmorency za dusze ś.p. Juliana Ursyna Niemce­

wicza, Jenerała Kniaziewicza i wszystkich zmarłych na wychodźtwie ro­

daków, odbędzie się w przyszły Wtorek dnia 21 Maja o godzinie jede­

nastej.

Paryż, dnia 16. Maja 1867 roku.

[Drukowane (z wyjątkiem podkreślonych, dopisywanych ręcznie szcze­

gółów) zaproszenie. Pod nieui odpowiedź ręką Norwida:]

62

LISTY

Cyprian N. nigdy na żadne zgromadzenie publiczne Emigracyi nie chodził przez lat część całego żywota swego, z przyczyny iż na pu­

bliczne zaproszenia odpowiadać się zwykło publicznie, zaś na pry­

watne prywatnie. — II n a jarnais ćte invitć autrement qu’& la suitę de la yigilante mernoire de ses amis personnels - c'est pourąuoi ayant trop de respect pour 1’esprit public et assez de titres pour etre autrement oublie ou invitć, il n’y va jarnais et on ne l a jarnais vu preridre part a des reunions pubhques ou il n’eiait invitć que par ses amis personnels.

C. N.

452.

Do BRONISŁAWA ZALESKIEGO

Ist. p. 18/V 67]

Cyprjan N. nigdy na żadnem zgromadzeniu w Emigracyi nie był przez lat boleści mnogo, dlatego iż na każde zgromadzenie proszo­

ny był zawsze grace h la yigilante deJicatesse de ses amis person­

nels - ił a trop de respect pour 1'espril public et il croit avoir des titres pour etre oublić d’une autre manićre —

- dlatego na prywatne zaproszenia zwykł jest prywatnie odpo­

wiadać 1 bywa bardzo łatwo u prywatnych przyjaciół swoich w ich progach domowych —

1867 Cyprjan Norwid.

453-

DO BOHDANA ZALESKIEGO

Ani jednej w tych czasach książki Polskiej nie dotykam bez zna­

lezienia w niej, że, skoro tylko możność i tok i styl i margines po­

zwalają, natychmiast mnie uwierzgną i obcasem poczęstują.

Za co?., co?., komu?., wziąłem... SAMOTNIE JAK NIKT całą mo­

ją młodość przetuławszy... Co?., komu?., kiedy?., nie dopuściłem----

1866—1868 63 nie do-milczałem. Kto?., tak samotnie czekał, i czeka, i milczy—jak ja?., kio?., pokażcie. kto?

Wszędzie, skoro kto po kim słomo bierze lub krzesło, zutykł po­

przednikowi swemu kilka grzeczności słóm albo milczenie poświęcić.

U nas inaczej (jak śpiemał książę Kazimierz Lubomirski):

«u nas inaczej

«dla duszy-Kozaczej*.

Otóż — p. Małecki, w anegdotycznym obrazie śp. Słowackiego, uważał za słuszne uwierzgnąć tylko mnie w bardzo-naciągniętym marginesie — ale, aby uwierzgnąć chociaż — aby troszkę...

Szlachcice oblizując się czytają to i mówią:

«Co to za styl?-jaki płynny styl! to, Mości-d-brodziejn, jak .siądę w krześle i czytani paląc fajkę, to jakby mi kto w gę-

«bę lal a lal — to mi styl płynny: takich pisarzów dawaj mi

«dużo i prędko tu».

Nieprzeto jednak Pan Małecki w anegdotycznej rzeczy o Słowac­

kim mniema, iż Ludwik Norwid jest Ludwikiem Nabielakiem, i że Ludwik Norwid rzeźbiarzem dlatego, że pod ów czas byłem we Florencyi na Akademii i rzeźby uczyłem się owdzie — gdzie też i stary Bartołini jeszcze żył: ów, u którego godzinami calemi B<jron siadywał był i mawiał z nim... — ale p. Małecki utrzymuje, że my o Byronie nic nie wiemy pewnego - Ja przecież znałem ludzi, któ­

rzy Milorda znali---lubo narodziłem się w Mazowszu właśnie że czasu, gdy Byron w Grecyi konał.

Cała rzecz o Słowackim tejże siły i prawdziwości. — Jeszcze-ć i za żywota Thorwaldsena w pracowni jego byłem w ostatnim roku życia jego - a i u siebie mam listy Ary-Scheffera do mnie kreślone, i Pawła Delaroche’a spomnienie —

Ale Kraszewski zaraz, w płynnie kreślonych swych rachunkach z 1866 r., dalej uwierzgnąć mię znowu butem swoim...

6 4

LISTY

Zaiste - miło jest u> Ojczyźnie być ocenianym, bo u nas inaczej!

Michał-Anioł Buonarroti znalazł był tu ogrodzie Medyceuszóm

Michał-Anioł Buonarroti znalazł był tu ogrodzie Medyceuszóm

W dokumencie Listy. Cz. 2, (402-846). (Stron 62-92)