• Nie Znaleziono Wyników

D o Cecylii Chołoniewskiej 10 września 1817

W dokumencie Ksiądz Stanisław Chołoniewski (Stron 39-44)

t

nikt z bliższej rodziny nie zapatrywał się zbyt różowo na obietnice, na których już tyle razy doznano zawodu i po dokładnej rozwa­

dze uradzono, że nie ma po co chwilowo wracać do Petersburga, aby znów przez długie miesiące kołatać u wszystkich drzwi i znów prawdopodobnie niczego się nie dokołatać.

D o wzięcia urlopu przyczyniło się kilka ważnych okoliczności.

Najpierwszą w porządku czasu były kijowskie kontrakty, na które ojcu trudnoby się było wybrać, ale najważniejszą, choć przy wy- jeździe z Petersburga przez mgłę tylko przewidzianą było powoła­

nie siotry Cecylii do życia zakonnego, której ułatwić należało prze­

prowadzenie powziętego postanowienia a ojcu osłodzić boleść rozsta­

nia się z córką. Cecylia od dziecka okazywała szczególną skłonność do modlitwy, do wszystkiegcr co z służbą Bożą miało styczność:

dzieckiem stroiła ołtarzyki i zachęcała rodzeństwo do urządzania uroczystych procesyj; później przestała się ubierać w papierowe stuły i ornaty, ale za to utrzymując wzajemną harmonię w domu, pielęgnując ojca w coraz częstszych słabościach, słodyczą i pokorą jednała sobie miłość wszystkich i wysługiwała sobie welon zakonny, który jakby od samej kolebki stał się ideałem najgorętszych jej marzeń i pragnień. Stanisław umiał ocenić zalety siostry: radził jej się nieraz; pytał o zdanie o tej lub owej osobie, „bo moja siostra

„umie doskonale ocenić zalety drugich, a z zadziwiającym rozsąd­

k ie m rozpoznaje piękne dusze“ 1; znając niemniej sam piękną jej duszę, nie zdziwił się też zbytecznie, gdy przyjechawszy z Peters­

burga do Janowa, przekonał się, że siostra niemal zupełnie już jawnie, a coraz goręcej wyrywa się do klasztoru.

Powołaniu temu w zasadzie nie mógł być przeciwny: na to zbyt po chrześcijańsku był wychowany, zbyt dobrze znał a teraz odświeżył sobie w pamięci katechizmowe zasady; zostawało jedno tylko pytanie do rozstrzygnięcia, czy to istotnie głos Boży, czy może tylko przemijająca gra młodocianej wyobraźni? W Janowie, ówczesnem zdaniem jego, wszystko powleczone było zbyt może kla­

sztornym pokostem; z świętemi tamtejszemi duszami mówić nie można było jak tylko o wieczności; niektóre pobożne praktyki zbyt były wyśrubowane; służąc Bogu nie myślano d o sy ć , że służba

— 40 —

1 D o M . Grocholskiego 21 lipca 1816.

— 41

ta odbywać się zawsze powinna z wolnością i radością'. Czyż więc może, pytał się Stanisław, pociąg siostry do zakonu nie jest tylko niezdrowym owocem tego życia w pół klasztornego; czy nie łudzi samej siebie, sądząc, że klasztorna krata nie będzie miała innych kolców prócz tych, z którymi już w Janowie się zapoznała. „Cesia

„myśli o odsunięciu się od św iata2. Zasada sama w sobie dobra,

„ale trzeba przekonać się, do jakiego stopnia B óg zechce zasadę tę

„zastosować do Cesi. Tymczasem, można pracować nad sobą sa-

„mym wszędzie, gdzie jest krzyż, ołtarz i ofiara. Otóż moja zwrotka!“

Po wyczerpujących przez długie miesiące prowadzonych, prawdzi­

wie braterskich rozmowach z siostrą, zwrotka ta przekształciła się w inną: trzeba pracować nad sobą przy tym ołtarzu i taką Bogu składać ofiarę, jakiej On sam od nas zażąda.

Lecz nie dość powiedzieć so b ie : wstąpię do zakonu; należy jeszcze wybrać odpowiedni zakon i klasztor, i w tym właśnie wzglę­

dzie Cecylia, znająca zakony niemal jedynie z książek i opowiadań, potrzebowała najwięcej wskazówek i pomocy. Pełne zaparcia, od­

dane wyłącznie obcowaniu z Bogiem, niemal pustelnicze życie Kar­

melitanki, najbardziej przemawiało w tej chwili do jej pragnień;

nie znając jednak dokładnie ich reguły i codziennych zatrudnień, trudno było stanowczo się zdecydować. Postanowiono tedy na do­

mowej naradzie, źe Stanisław wystarać się powinien o przyłączenie do poselstwa w Paryżu, a przypatrzywszy się tam dokładnie życiu Karmelitanek i innych zakonnic, zda siostrze szczegółową relacyę, wedle której będzie mogła kierować przyszłe swe kroki. Ojciec bez trudności zgodził się na tę myśl, która synowi zapewnić mogła ka- ryerę, zwlekała wstąpienie córki do zakonu na długie jeszcze mie­

siące, a ostatecznie do niczego go nie zobowiązywała. Sam więc rachując zwłaszcza na protekcyę W. księcia, którego niegdyś w Ja­

nowie u siebie gościł, naglił syna, aby czemprędzej wybrał się do Warszawy, dokąd w marcu przybyć miał cesarz wespół z Capodi- strią, i raz wreszcie dowiedział się jasno, czy chcą go, czy nie chcą użyć w dyplomatycznej służbie.

1 Do M . Grocholskiego. Warszawa 23 marca N . S. 1818.

2 Do M ikołaja i E m ilii Grocholskich. Janów 26 listopada 1817. — List francuski.

f

„Stanąłem szczęśliwie w Warszawie, donosił Stanisław ojcu 1,

„w sobotę, drugiego zrana, tj. 2/14 marca; podróż rozpędziła żółć; .

„drogi bezecne były powodem wynurzania jej obficie, lecz moralnie.

„Kwatera z łaski Tymoskiego, jak na ten czas i tania i dobra. Je-

„dna kareta kosztuje miesięcznie 80 zł. Warszawa wybielona; place

„rozprzestrzenione, Zygmuntowski osobliwie; całe linje domów wa-

„lono, płacąc podług wszelkiej słuszności właścicielom i kazano

„gdzieindziej stawiać. Dotąd co do mego przyjazdu; następnie ra-

„port faktów tak publicznych, jak i partykularnych od czasu mego

„przyjazdu. W nocy z piątku na sobotę o godzinie 5 zrana zjechał

„N. Pan do stolicy swojej królewskiej; tego dnia prezentowali mu

„się tylko naczelnik z Wielkim księciem i niektórymi generałami.

„W niedzielę zrana pokoje były przede m szą, na których my dwo-

„racy paradowaliśmy. N. Pan nie dawał tego dnia audyencyi, jak

„tylko ministrom i senatorom. Reszta urzędników miała go szczę­

ś c i e oglądać i powitać na przechadzce do kaplicy. Ponieważ podług

„obydwóch kalendarzy już się post zaczął, albo kończy, żadne bale,

„ani fety nie mogą mieć miejsca w tym tygodniu. Skończył się

„więc ten dzień na assamblach u naczelnika. W poniedziałek zrana,

„przygotowawszy list wiadomy papie, udałem się przed ósmą zrana

„do Monseigneur (Wielkiego księcia) lecz go już nie zastałem w pa-

„łacu. Ostrzegł mię K icki, adjutant, że o samej siódmej trzeba się

„tam znajdować. Powtórzyłem więc moją wizytę we wtorek. Przy­

jech aw szy kilku adjutantów rady zaciągałem względem oddania

„listu, — i czy nie lepiejby było zapytać się wprzód Monseigneura

„o pozwolenie w tej mierze. Po konsultacyi z generałem Korutą

„upewniono mię, iż przy prezentacyi, kiedy W. książę przystąpi do

„mnie, bezpiecznie można oświadczyć, od kogo list i wręczyć go

„Jemu*.

„Nie od rzeczy tu jest nadmienić, źe cesarz tegoż dnia uświe­

t n i ł dwa pierwsze półki gwardyi polskiej, mianując się ich naczel-

„nym dowódzcą, tak jak półków gwardyi starej w Petersburgu,

„i że nad innemi dwoma pólkami, podobnież swego brata nazna­

c z y ł naczelnym szefem. Z tego powodu mnóstwo oficerów przyszło

„z powinszowaniem do W. księcia, który wesół wszedł do sali.

— 42 —

1 Varsovie W. Piątek 7/19 mars 1818. — List polski.

— 43 —

„Oficerowie w linii stali: ja przy końcu. Podziękowawszy im, pole­

c i a ł prosto do mnie. Oświadczyłem mu, que m on père, qui a eu

„le bonheur de posséder Voire A ltesse Im p éria le dans sa m aison

„p en d a n t quelque tem ps, a p r is la liberté de me charger d ’ une let­

t r e p o u r V. A ., na co on grzecznie odpowiedziawszy, zażądał listu,

„który ja spiesznie wręczyłem. Stał obok mnie młody X . Wiaziem-

„ski, takoż dworak. Gadając z nim kilka minut W . książę rozpie-

„czętowywał przez ten czas list papy. Potem nagle nas rzucił, a od­

d a w sz y kopertę oficerowi, na warcie u drzwi stojącemu, poszedł

„opatrywać żołnierzy, którzy w dalszych salach stali. W kilka mi-

„nut potem widziałem go, równie spiesznie powracającego, obok

„nas, przez ten sam pokój, w którym z nami rozmawiał. Trzymał

„list w ręku, zdawał się go z atencyą czytać, bo nie patrząc się

„na otaczających, ciągle czytając wrócił do swoich pokojów. Tu się

„zakończyła audiencya, bo wkrótce parada się zaczęła; wszyscyśmy

„się rozjechali. T em pus edax rerum okaże skutki tej mojej relacyi“.

„Jeszcze w niedzielę o drugiej popołudniu dano nam znać, że

„nasz hr. Capo dTstria przyjechał. Polecieliśmy do niego z So­

b olew sk im młodym, który także w jego biurze pracuje. Przyjął

„nas grzecznie, oświadczył mnie zaraz, że mnie tu będzie zajmo-

„wał. Jakoż nad moje spodziewanie, drugiego dnia od 9 zrana do

„2 popołudniu zaciągnięto mnie do roboty. N ie mogę jednak, jak

„z tego się cieszyć, bo komplet w biurze bardzo przyjemny. Prócz

„nas kilku rosyjskiej służby, jako to : M iiller, Sallen, ja i Stroga-

„nof, mamy kilku Polaków m łodych, co już byli w Petersburgu,

„a to Sobolewski młody, i Małachowski młody. N ic nie mogę je-

„szcze donieść o mojej determinacyi nadal. Jeśli bowiem ciągle mną

„tak się zechce trudzić hr. C ap., to zupełnie jego opinii zostawię

„moje nadal przeznaczenie. Wiem zaś pewnie, że z cesarzem będzie

„Cap. w K iszeniew ie, Odessie etc. Sejm zacznie się 15/27 Marca;

„zakończy się 15/27 kwietnia. Cesarz 18/30 kwietnia ma wyjechać

„na Podole. Jeszcze po domach tutejszych nie miałem czasu być,

„bo rano całe w biurze, a po obiedzie nieco obchodzić trzeba N i e ­ d z i e l ę świętą“.

P o kilkunastu dniach, kiedy Sejm na dobre rozpoczął roboty, Chołoniewski zaczął dołączać do swych listów najświeższe warszaw­

skie gazety, prawdziwy specyał dla Podolaków, żądnych nowin,

_ 44

-a zbyt dotychcz-as w tym względzie nie rozpieszczonych. Spuszcz-a­

jąc się więc na gazety sam krótko tylko i nawiasem wspominał o obradach sejmowych, w krótkich biletach pisanych pośpiesznie, ale wskazujących na wrażenie ówczesnej chw ili, na zainteresowanie się ogólne publicznemi sprawami. „Ukradłem nieco poranku biurowi

„przeznaczonego, pisał do szw agra1; przyszedłem wcześniej do kan-

„celaryi, aby od twego listu zacząć mą pracę. Posyłam ci mowę

„N. Pana i pismo peryodyczne Koźmiana o sejmie. Mowy M o­

sto w sk ieg o tak egzemplarze rozebrane, źe dopiero za parę dni będę

„ją mógł dostać. Dopiero jedną sesyę sejmową mieliśmy prócz o-

„twarcia, a która trwała do białego dnia, tak, iż W. ks. Konstanty

„wracając z wieczoru u p. Stanisława Potockiego, widząc jeszcze świa-

„tła w izbie poselskiej, poszedł na obrady, przy zagajeniu których

„zrana się znajdował“.

K iedy Sejm noc w dzień przemieniał, w biurze, nie chcąc zo­

stać w tyle, trzeba było przynajmniej przenieść pracę z rannych na popołudniowe godziny; zresztą w ten, czy w ów sposób czas mijał prędko, zajęcia nie brakło, ciekawość i różnorodne wzniecone na­

dzieje miały ciągle nowy pokarm przed sobą. „Zrana, brzmiał na­

s tę p n y z rzędu biuletyn 2, włóczę się po kościołach; potem do biura,

„gdzie często do wieczora trzeba makiem siedzieć. Mamy tu awan-

„taż (tj. my b i u r o w i dworacy), że nas do stołu W ołkońskiego

„w zamku zapraszają; kuchnia wyborna, a co najdogodniej, że pod

„jednym dachem z biurem. Jak tylko momencik wolny, leci

„się na obrady, które także obok tego biura, które tak w tej

„mierze jest topograficznie szczęśliwie położonem, iż z jednej strony

„okna jego na senatorską izbę wychodzą, z drugiej przez sień tylko

„sąsiaduje z poselską. Szwęda się, wypytuje i błaznuje człowiek,

„ije można, potem znowu do roboty. Wieczór wcale wolny; to albo

„u namiestnika, albo u Stanisława Potockiego, albo u Nowosilcowa;

„albo u pani Rozalii“. Naturalnie zabawę i przyjemną naukę trzeba było czasem okupić nudami: „Nieustannie tu mamy b a le 3, lecz

„dla mnie, który mało osób znam zbliska, a o których znajomość

W dokumencie Ksiądz Stanisław Chołoniewski (Stron 39-44)