• Nie Znaleziono Wyników

D r. Stanisława Smolką

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1880, T. 3 (Stron 176-200)

G ospod arstw o. R yb ołów stw o. B u d ow n ictw o. H odow la byd ła. R o ln ic ­ tw o .— L udność niesw ob odn a. N iew o la . J e ń cy w ojenn i. H an d el n iew oln ik a­

m i. Zubożenie: d rogą do n iew o li i do osiadan ia na cudzym gr u n cie. C zyn - szo w u icy .— C hłopi przywiązani do gruntu. O sady chłopsk ie: roln ic ze, rybac­

k ie , bob row nioy, sk otn ik i, koniarze. O sady służebne: rzem ieśln icze i dwor­

sk ie. N aroczn iey i d z iesię tn ic y .— L udność sw obod na. Z naczen ie p o siad ło­

śc i zicm sk ićj. D zied zictw o .— D zied zice m ałego gruntu. W ład yczęta, W ła ­ dyki, rycerze. P o lsk ie w ładyotw o, a rycersk i rom antyzm . D w ór i w ło ści w ładyk i.— P anow ie, m agnaci. Prandota. W ojsław . P iotr W ło sto w ic. P o sia ­ d ło śc i z daru k siążęcego. Z b ilu t obdarzony k asztelan ią. P ierw szy pok w it m ożnow ładztw a.— P o sia d ło śc i k o ście ln e. M iasta przy sto lica ch b isk u p ich . H an d el. Ż ydzi. L u d n ość, obw arow anie, fizyogn om ia m iast. — U ob yczajen ie sp ołeczeń stw a. P o lsk a pogań sk a, a P olsk a K rzy w o u steg o .— R zut oka w przy­

sz ło ść.

Gallus chwali sobie w lesistćj Polsce „obfitość chleba i mięsa, ry ­ by i miodu.” Niejedno, czego sama ziemia nie dała, przyniosły zwy- cięzkie wojny z bogatszćm sąsiedztwem, a choć ludność kraju, na swo- jćm poprzestając, nie skorą była do handlowych zabiegów, to już kup­

cy postronni dla własnego zysku zostawiali jej obcy towar w zamian za to, czego naród z produktów własnćj ziemi zużyć nie potrzebował,

*) D ru k u jąc ten u stęp dzieła: M ieszko stary i jeg o w iek, k tórem u T o ­ warzystwo historyczno-literackie w P aryżu przyznało nagrodę konkursow ą,

Społeczeństw o.

%om II I. Sierpień 1880. * 23

tak, że według słów przybyłego z dalekich stron historyograła, ani sre­

bra ni złota w Polsce nie brakło. Bujna przyroda, na tak znaczućj przestrzeni odosobnionego kraju pierwotną jeszcze dziewiczością tchną- ca, zaspokajała sama wielką część potrzeb narodu, z małym tylko pra­

cy ludzkićj wysiłkiem. Przy obfitości zwierzyny i leśnego miodu, przy słynnćj rybności rzek i jezior, dość było wyciągnąć tylko rękę po te surowe produkta ojczystych wód i lasów, by głodu nie zaznać. Ale od wieków już ludność ziem polskich, jak wszyscy Słowianie, wyszła była ze stanu plemion łowieckich i rybackich, a wziąwszy sobie le­

miesz za godło pracy i życia, związała się nim tern ściślój z glebą ro­

dzinną, która tyle poprzednich już wyżywiła pokoleń. W całóm tćż swem pierwiastkowćm jeszcze wprawdzie, lecz zdolnem do dalszego rozwoju stanie życia doznawał naród od niepamiętnych czasów cywili­

zacyjnych dobrodziejstw rolnictwa.

Nic była jednak Polska jeszcze tym krajem na wskroś rolniczym, jakim ją dopićro późniejsze uczyniły wieki. Nic mogąc ani nie potrze­

bując zapełniać spichrzów dalekiego Zachodu obfitym plonem swojćj gleby, wydobywała z nićj tyle zboża tylko, ile jćj własne potrzeby wy­

magały. Niemało wprawdzie statków kupieckich snuło się po wodach Bałtyku, aż na daleki Wschód, do portów czudzkich, do handlowych emporyi północnśj Rusi zmierzając; ale nie zbożem jeszcze naładowane były ich barki, lecz bursztyn wybrzeży pruskich i pomorskich, wosk, bogate futra i skóry zwierzęce były głównym artykułem bałtyckiego handlu. Odkąd przedsiębiorcze m iasta niemieckie rozsiadły się na Baltyckićm wybrzeżu, wówczas dopiero otwarły się Polsce wrota zbo­

żowego handlu z Zachodem, podniecając bujny rozwój krajowego rol­

nictwa. Pod koniec rządów Krzywoustego nic było jednak poco szku­

tom zbożowym zdążać W isłą lub Odrą, wśród puszcz leśnych, ku Bał­

tykowi. Od lat kilku dopićro ujścia Odry i Wisły należały do Polski;

nad przystanią wiślnćj delty, która późnićj jeżyła się lasem masztów,

wyrażamy w dzięczność azan. p rofesorow i za to , żo nastręczył B ib lio te c e W a r ­ s z a w s k ie j sp o so b n o ść zaznajom ienia p u b liczn ości naszćj z przedm iotem , od n o­

szącym się wpraw dzie do dalekićj przeszłości; ale żywotnym przez śc iśle nau­

kow e je g o przed staw ien ie dla pożytku dzisiejszych p ok oleń . Ż yw otn ość b o ­ wiem pracy w piśm ie p eryodyczn ćm n ie p o leg a w yłączn ie na tćm , aby k o n ie ­ czn ie p ły n ęła z d zisiejszych wypadków cod zien n ych , ale zależy także w znacznćj części od te g o , aby każdy przed m iot w yłożon y b y ł w św ietle i ze stanow iska d z i s i e j s z e j nauki. P oniew aż praca sz. p rofesora czyn i zadość tem u w arunko­

w i, przeto tuszym y so b ie , źe czy te ln icy B ib l. W a r s z., d b ający o ja sn y p ogląd na w szystk ie żyw otne m om enta p r zeszło ści narodu, z p rzyjem nością Spojrzą na ten u stęp obrazu życia przodków sw oich , nim g o o g ó ł ujrzy w ca ło ści w odpow iodnićm d ziele, z całym uczonym aparatem b ib lio g ra ficzn o -k r y ty cz- nym . Za zgodą bow iem autora opuszczam y w szystk ie cytaty źród łow e, za­

chow ując z licznych objaśnień autora ty lk o te , k tó re w form ie relacyi samą

tr eść objaśniają. l ' r z y p . R e d .

po zboże polskie tutaj przybywających, sterczał tylko samotny zamek gdański, broniąc wybrzeża od korsarzy bałtyckich, a choć nad ujściem Udry oddawna już Juku i Szczecin słynęły handlem, to nie po zboże zawijali do ich przystani kupcy z Zachodu. Boć na Pomorzu mnićj jeszcze, niż w Polsce, kwitło rolnictwo. „Ludzie ci,” mówi biograf św.

Ottona o Pomorzanach, „trudnią się łowami, rybołówstwem, albo wy­

pasem bydła i na tćm ich całe bogactwo polega, rzadka jest bowiem jeszcze uprawa ziemi.”

Skoro zatem nie było jeszcze pola do wywozu płodów rolniczych, a zdobywanie nowćj ziemi pod orkę, tyle trudności w lesistym kraju nastręczało, nie dziw, że siewano tyle zboża tylko, ile było potrzeba na chleb i piwo, tyle lnu lub konopi, żeby wystarczyły na płótno do ubrania. Tćm bardzićj za to kwitło jeszcze, obok rolnictwa, pier­

wiastkowe gospodarstwo wodne i leśne, nie tyle rąk ludzkich, nie tyle pracy wymagające. Gdzieniegdzie stawiano już w rzekach sztuczne przyrządy, by wygodniejszy i obfitszy połów ryb sobie zapewnić; gdzie­

indziej jeszcze po staremu wędki i sieci żywiły ludność nadbrzeżną; na niektórych jeziorach już tylko książę mógł ciągnąć wielki niewód przez całe wód zwierciadło, a okolicznym mieszkańcom wolno było je ­ dynie na brzegu sieci zapuszczać. I łowy na grubego zwierza księciu tylko były zostawione; biedni ludzie niemieli ztąd braku, bo któż z nich, domowej zagrody i roli zniewolony pilnować, byłby się mógł zapędzać w głębokie ostępy puszcz leśnych na walki z turem , żubrem lub łosiem; niemałćj zresztą od dzieciństwa potrzeba było na to w pra­

wy, by tak grubego zwierza oszczepem położyć. Ale na krańcach la ­ sów, w pobliżu osad, nikt nie bronił biedactwu zastawiać sieci i łapek, w które mniejsza zwierzyna się chwytała, z futra swego i mięsa sk ła­

dając ludziom daninę. Prawdziwćm jednak bogactwom dla wszyst­

kich, borami objętych okolic, było bartnictwo leśne, w całćj Polsce z wielką troskliwością pielęgnowane; zwłaszcza, gdzie większe obszary lasu zarastała lipa, tam wszystkie osady dokoła miodem płynęły.

Każdy był wówczas bartnikiem ') i każdy od dziecka, jak chodzenia lub mowy ojczystćj, tak i sztuki pielęgnowania rojów leśnych uczył się od rodziców. To tćż każdy, do tego gospodarstwa leśnego nawykły, um iał się z barcią obchodzić; wiedział, na jakich drzewach ją żłobić, z którćj strony, w jak dalekich odstępach, w jakićj wysokości od ziemi, by się pszczoły dobrze roiły; wiedział, jak ją wymazać przynętą i od chciwego słodyczy ptactwa ochronić, um iał wreszcie w stosownym cza­

sie obfite plastry podeb rać2). A choć go przy tern nieraz dobrze

') W nosić to można ztąd, żo daniny w m iodzie, w szędzie b y ły rozp o­

w szech n ion e, „ m e llific ia ” pojaw iają się zresztą we w szystk ich niem al doku­

m entach, od najstarszych p ocząw szy, pom iędzy n a jp o sp o litszem i użytkam i.

-) O b a rtn ictw ie leśnem por. p ou czający artykuł w O brazach z żu cia i n a tu ry VV. P o la t. I I , str. 2 3 7 p . n.: P a s z c z a k i ilf a z o w s z a .

Charaktorysty-pszczoły pocięły, to nie żal było bólu, bo nazbierało się podostatkiem przysmaku do omasty suchego chleba i napić się było czego w długich wieczorach zimowych, przy rozpalonśm ognisku. Wytrawny miód po­

morski i „piwo jaknajstarannićj przyrządzone,” tak połechtały podnie­

bienia bawarskich mnichów, towarzyszy św. Ottona, że nie wydały się lepszym napojem od win falerneńskich, o których sławie z czytania starożytnych poetów zasłyszeli. Wosk wreszcie, jeśli go bartnik nie potrzebował do oświecenia izby, na smolnćm poprzestając łuczywie, opłacał mu się lepiej jeszcze od miodu, bo wiele tylko krągów wytopił wśród lata, zawsze znalazł na nie kupca na targu. Na całym świecie bowiem o wosk się dopytywano, tyle go było potrzeba po kościołach i na zamkach pańskich, a mało który kraj w takiśj go miał obfitości, co bartnicza Polska. Nie zwierzyną samą wreszcie i barciami służyły lasy rozsiadłćj na swych brzegach ludności; nie mówić już o użytku z drzewa ua opał i budulec, naczynia i wozy, łodzie i korabie, które dla bezpieczeństwa smołą z lasów śpilkowych wylewano. Największóm obok barci dobrodziejstwem gospodarstwa leśnego były blizkie osad dębiny, gdzie na obfitćj żołędzi, bez żadnych kosztów, bez żadnego prawie nadzoru wypasały się tuczne trzody wieprzów. One to głównie bez pracy i zachodu dostarczały ówczesnćj ludności pożywienia mięs­

nego, bydła bowiem niewiele w tych czasach bito, na inny szanując je użytek.

Hodowla bydła łączyła się ściśle z rolnictwem, jako nieoddzielna gałąź gospodarstwa ziemskiego. Pasterstwo w właściwóm, etnogra- ficznśm znaczeniu tego słowa, nieznane było ówczesnćj Polsce, bo tćż cały jćj obszar niem iał do tego przyrodzonych warunków. Życie pa­

sterskie rozwinąć się może tylko na stepie, którego lesista Polska nie- miała, albo na halach i połoninach, a grzbiety gór zbyt odległe były wówczas jeszcze od osad ludzkich. To tćż tyle bydła tylko wypasano, ile go do uprawy roli i do zaspokojenia niezbędnych potrzeb codzienne­

go życia było potrzeba. Koń służył do pociągu i jazdy, w pokoju i na wojnie; woły w jarzm ie chodziły lub u biedniejszych zastępowały w gospodarstwie konia; krowa żywiła rodzinę właściciela mlekiem, masłem i serem; owca, prócz mleka daw ała wełnę, z którćj przemysł domowy tk a ł grube sukna na odzienie: czasem i ona wreszcie ginęła pod nożem, by obok trzód żołędzią leśną wypasanych, mięsem pana nakarmić, a wtedy i skóra przydała się w zimie na kożuch; wszystkim zresztą gatunkom bydła oddaje Gallus sowite pochwały. Ale o prze­

myśle pasterskim, o wypasie tucznego bydła na sprzedaż, o handlu se­

rem lub wełną pewno mało kto myślał. Obok każdćj osady rozlegało

ezn a o r g a u iz a c y a o sa d b a r tu io z y c h , w a r ty k u le tym o p isa n a , k tó r a w ta k p ó ź ­ n e p rzetrw a ła w iek i, p o c h o d z i n ie z a w o d n ie w sw y c h g łó w n y c h z a ry sa ch z n a j­

o d le g le j s z y c h cza só w .

się pastwisko, którego część zwykle i za łąkę służyła '), albo wśród boru na polanach, w pobliżu ról uprawnych albo wraz z rolą mozolnie na pustkowiu leśnćm zdobyte. Więcój bydła znajdowało się niezawo­

dnie w rozległych posiadłościach książęcych, biskupich lub niektórych panów bogatych; nie mówić już o licznych stadninach, których wybór pod siodłem rycerskićm na wojnę wyruszał, ale i bydła rogatego więk­

sza tam była potrzeba, bo stół pański nie obchodził się bez mięsa wo­

łowego. Łatwićj tćż było bogaczom wypasać bydło na rozległych ob­

szarach pastwisk leśnych, o których nie marzyło się ubogim osadom wiejskim, to tćż i przemysłu pasterskiego może tam już niekiedy pró­

bowano. Niewiele zapewne zmieniły się pod tym względem stosunki w ciągu jednego wieku, a właśnie w sto lat po śmierci Krzywoustego mamy dokładną wiadomość o zdumiewającćm bogactwie, jakie biskup włocławski w bydle posiadał: 475 koni bowiem, 575 wotów, 1176 krów, 3174 owiec i 1260 świń pasło się w jego kujawskich i mazowieckich włościach, które co najwięcej stanowiły dopiero trzecią część całego uposażenia biskupiego stołu. Takiego mnóstwa bydła nic potrzeba mu było przecież ani do uprawy roli, ani na własny użytek.

Rolę wszyscy niemal uprawiali, znaczna część ludności jćj była wyłącznie oddana, ale i rybak i bartnik i rzemieślnik, każdy m iał ko­

ło kurnćj chaty, choćby mały ornśj ziemi kawałek, który zasiewał zbożem, lnem lub konopiami. O stanie ówczesnego rolnictwa napróż- nobyśmy bliższych szczegółów w źródłach szukali. W czarnych b ar­

wach przedstawiają nam go utyskiwania mnichów lubiąskich, którzy w drugiój połowie X I I wieku z ojczyzny swojćj niemieckich kolonistów zaczęli na Szlązlc sprowadzać. Przybysze zastawali gospodarstwo lud­

ności miejscowej w opłakanym stanie: kilkoma kawałkam i drewna, niezgrabnie, bez żelaziwa w sochę zbitemi, którą dwie krowy lub dwa woły ciągnęły, poruszano z wierzchu piaszczystą glebę pod zasiew li­

chego ziarna; o włóczeniu, o nawozie pewno nikt nie myślał i lichy m u­

siał być plon z takiej uprawy. Ale choć w niejednym zakącie kraju, jak właśnie w niektórych opustoszałych okolicach Szlązka, w istocie nie lepićj szło gospodarstwo, nie można ztąd wnosić, żeby w całćj Pol­

sce ówczesnćj tak zaniedbana była uprawa roli. Wcześnie już odróż­

niano dokładnie role orne, łąki, pastwiska, a nawet ogrody, co już dostatecznym jest dowodem, że rolnictwo dawno wyszło było ze stanu pierwotnćj dzikości, a ziemie uprawne stale były oddane pod

panowa-') P a s c u a i p rata rza d k o s ą o d r ó ż n ia n e w d o k u m e n ta c h ó w c z e sn y c h . P o r . p o d ty m w z g lę d e m O sto s u n k a c h fr a n c u z k ic h X I w ie k u L a m p r e c h t ( B e i - I r a g e z u r g escliich te d es f r a n z ó s is c h e n W ir ts c h a ftle b e n s im X I J a h r h u n d e r t, L e ip z ig , 1 8 7 8 r ., s tr . 1 6 ) . „ M a n b e w a h r te w o h l e in e W e id o im F rilh ja h r e in e Z o it la n g v o r d er Iltitu n g u n d m a o h te s ie d a d u rch zu r h a lb e n W io s e , o d er m an c r ó ffn e te n ach E in b r in g e n d e s I le u s d ie W io s e n d em V ie h , w ie e s n o o h h e u te h iiufig g e s c h ie h t. D a m it w ar b e i e in ig e m S in n e ftir M e lio r a tio n d e r U e b e r g a n g v o n W e id e in W ie s e g e s io h e r t .”

nie pługa i motyki. Na Zachodzie tymczasem, w wielu nawet lesis­

tych okolicach Francyi, kwitło wówczas jeszcze pierwiastkowe rolnic­

two leśne: wypalano część lasu i zasiewano lekko poruszoną ziemię ta ­ kiego pogorzeliska, pomiędzy resztkami osmolonych pniów, dopóki no­

wy porost świeżego zalesienia nie zmusił koczującego po borze rolnika do wypalenia innego obszaru ')■ W lesistśj Polsce o takióm leśnćm, koczowniczćm rolnictwie nie słychać; broniła tego może władza książę­

ca, nad starem! borami rozciągając swoję opiekę; inna to bowiem rzecz wykarczowaniem jakiejś części czasu stale przysporzyć ornśj zie­

mi, a inna trzebić i niepokoić ostępy leśne, przerzucając z miejsca na miejsce lichą uprawę pogorzelin. Chyba na podgórzach było pole do takiego rolnictwa, gdzie tak rzadkie były osady i mało kto dbał o la­

sy, ciągnące się bez końca grzbietem gór i dolinami 2); w nizinach, w pobliżu grodów książęcych, były księciu lasy do łowów potrzebne.

Na obszarach uprawnych zdawałoby się, że najbardzićj rozpowszech­

nione mogło być pierwiastkowe gospodarstwo, na corocznćj przemianie ról ornych i pastwisk polegające, za tein przynajmniśj przemawiałaby analogia stanu rolnictwa w podobnem stadyum cywilizacyjnem naro­

dów zachodnich. Zdaje się jednak, że pastwiska nigdy nie szły pod uprawę, skoro je tak pospolicie od ról ornych stale odróżniano;

kto wić zatśm, czy już wówczas trójpolowe gospodarsto nie było w Pol­

sce rozpowszechniono. O zasiewie oziminy i jarzyny wczesne w każ­

dym razie napotyka się w źródłach wzmianki.

Z rozmaitych gatunków zboża, najwięcćj uprawiano pszenicy, owsa i jęczmienia; owies szczególnie najbardzićj był rozpowszechniony.

Wypiekano z nich chleb i warzono piwo, a byłto napój tak smaczny i umiejętnie przyrządzony, że Polakowi trudno było obejść się bez nie­

go. Wszak Leszek Biały nie mógł dopełnić ślubu krucyaty, w oba­

wie, że mu w gorących krajach piwa zabraknie. Nie dbali tćż Pomo­

rzanie o wino, mówi biograf św. Ottona, mając w piwie i miodzie tak ') O rolnictwie na pogorzeliskach leśnych por. Inam a-Ste rnegg: D eu ­ tsche IV irtsch a ftsg esch ich te bis zum Sch lu ss der K aro lin g erp erio d e. 1 64 n., 4 0 5 n. (O epoce K a ro lin g ó w i czasach w czein iejszg ch ). J a k pospolity był ton system gospodarstwa, zwany exartoria we Fra ncyi X I wieku ob. Lampre clit 1. c. 2 1 . P o r. wogóle o tym rodzaju gospodarstwa rolnego Rosoher: N a - tio n a ld k o n o m ik des A ckerb a u es u n d der vcrw a n d ten U rp ro d u ctio n em , 5 wyd., str. 71.

2) T a k np. między Bochnią a Szczyrzycami ciągnął się jeszcze w r o ­ ku 1 2 6 2 na przestrzeni 4 mil □ las, który Bolesław Wstydliwy dziedzicom Biegowca cum omnibus utilitatibus tam in arboribus, in terris, in pratis, in agris... pascuis. K o d . K a p it. nr. 86. T e role wśród tak rozległego lasu, to były może właśnie takie pogorzeliska chwilowo uprawiane. Takie go sp o d ar­

stwo prowadził może na Podgórzu szlązkiem ów Kołacz, który por multa nemora in circuitu et silvas dominabatur i inni rustici ducis wśród lasów osie­

dli, o których mówi w L ib e r fu n d a tio n is c la u s tr i H einricho str. 1 7 , 4 2 i t. d.

wyborno napoje. Ale jak św. Otton zasadził na Pomorzu winną lato­

rośl, żeby przynajmniej do Mszy św. było zkąd o wino się postarać, tak i w Polsce ówczesnćj ku temu samemu zapewne celowi służyły głównie dość rozpowszechnione nawet winnice; szczególnićj w Sando­

m iersk im nie rzadko można się było z niemi spotkać. Dziwna to rzecz wprawdzie, że to wino udawało się w klimacie, który pewno od dzisiejszego nie był łagodniejszym, alo tćż niezawodnie i podniebienia ówczesne mnićj drażliwe były na cierpkość napoju, a zresztą do Mszy św. nie potrzeba było wytwornego wina. Zawsze jednak winnice były tak ą rzadkością, że mało kto um iał się z niemi obchodzić; spro­

wadzano tćż z dalekich stron, z włoskiej lub francuzkićj lepszego wina ojczyzny, świadomych tćj sztuki mistrzów, od których zczasein i miej­

scowi ludzie w niej się poduczali. Do nich tćż i wyrób wina należał, jak wogóle przerabianiem surowych płodów ziemi zajmował się ten sam rolnik który je z gleby wydobył, własna rodzina i m ąkę mu zm ełła i piwo uwarzyła i płótno sporządziła. Kobieca to zwłaszcza była rzecz prząść na wrzecionach, czego się nawet bogate panie nie leniły i, co już cięższą było robotą, zboże mlćć na żarnach, przyczćm nieraz siła męzka niewieście m usiała pomagać. Rzadkością bowiem wielką były jeszcze młyny, choć wody do poruszania kamieni nigdzie nie b ra ­ kło; snać dlatego, że od wieków wszyscy przywykli, plon własnćj ziemi własnemi w swojćj chacie obrabiać rękami, a do podziału pracy nie przyszła była jeszcze pora. Wszystkie potrzeby codziennego życia za­

spokajał przeważnie pierwotny przemysł domowy.

Niemała część narodu składała się z takich ludzi, którzy na ma- łćm poprzestając, żyli sami i rodzinę wyżywiali ż tego, co ich własna dłoń wraz z rękoma żony i dzieci wydobyć zdołała z małego kaw ałka dziedzicznćj ziemi orućj, z wód, nad któremi się urodzili i z lasów, któ­

re drobną ich posiadłość okalały. Jeśli posiadłość takiego człowieka zdała od innych osad, leżała odosobniona wśród lasu, choćby mu nikt był nie bronił karczowaniem leśnego pustkowia przysparzać sobie roli pod zasiew, na nieby mu się to nie przydało; gdyż właśnie stać go tyl­

ko było wraz z całą rodziną na tyle siły roboczćj, by uprawić ten dro­

bny kaw ał gruntu, który po ojcu otrzym ał w spuściźnie, zebrać zeń plon i dla własnych potrzeb go zużytkować, bo pochodzić koło bydła potrzebnego do uprawy roli, by dopilnować barci w lasach i ryb poddo- statkiem w rzekach nałowić. Gdyby mu kto dozwolił na stokroć rozle­

glej szych gospodarzyć obszarach z tą siłą roboczą, nie zdołałby z nich więcćj wydobyć; dopićro kiedy rodzina w dalszych pokoleniach szeroko się rozrosła, jeśli jćj nie zdziesiątkowały jakie nadzwyczajne zdarzenia, trzeba było myśleć o czćmś nowćm. Wszędzie bowiem i na polach uprawnych i w wodach lub lasach więcćj jeszcze nierównie na wpół dziewicza ziemia daw ała, niźli naród m iał rąk i siły roboczćj, by te d a­

ry zgarnąć i na korzyść swą obrócić.

Były jednak w Polsce ówczesnćj rozległe ziemi obszary, do je ­ dnego należące pana, który nieraz znacznćj ich części przez całe życie

nie widział, a lemiesza, rok w rok prującego ich powierzchnię, tknąć się nawet nie umiał. Takim panem był książę, jego własnością był cały niemal obszar kraju z nielicznemi, w stosunku do tego ogromu, płatam i posiadłości prywatnych. Biskupi wreszcie, zdawna przez szczodrych książąt obfitemi nadaniami wyposażeni i możni panowie świeccy żyli dostatnio z bogatego plonu rozległych włości, po który ni­

gdy sami nie wyciągnęli ręki. Za nich i dla nich pracować tam mu­

gdy sami nie wyciągnęli ręki. Za nich i dla nich pracować tam mu­

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1880, T. 3 (Stron 176-200)

Powiązane dokumenty