• Nie Znaleziono Wyników

dla uczczenia pięćdziesięcioletniej działalności literackiej

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1880, T. 3 (Stron 96-126)

J. I. KRASZEW SKIEGO.

(W arszaw a.— Drukiem Józefa U ngra.— r. 1880) *).

Zaraz po powieściach z pierwotnych dziejów Polski znajdujemy w Książce Jubileuszowej przegląd powieści z wieku XVI i XVII, przez p. W ładysława Nehringa. Nie wiemy, dlaczego powieść z XV wieku:

K rzyżacy, pominiętą została.

Pan Nehring rozpatruje powieści historyczne Kraszewskiego na tle całej jego powieściopisarskićj działalności, a mówiąc o najdaw niej­

szych, powtarza to, co już z Literatury i kry ty ki M. Grabowskiego zna- nćm było.

Rzecz dziwna, źe Mistrz Twardowski, chociaż mało ma z historyą wspólnego, znalazł przecież miejsce w przeglądzie p. Nehringa, kiedy prześliczna powieść: O Janaszu K orczaku i pięknćj inieczni/cównie, pełna cudownych scen z życia kresowego, z wiedeńskićj wyprawy i nie­

woli tureckiśj, zapomnianą, czy rozmyślnie pominiętą została.

Pan Nehring streszcza każdą z wymienionych powieści mnićj wię- cćj szczegółowo i dodaje swój sąd w jednćra, lub kilku ogólnikowych zdaniach.

Pan Kazimierz Jarochowski poświęcił kilka pięknych k a rt po­

wieściom z epoki saskiój. Należą tu: Hrabina Kosel, B r u k i, Z wojny siedmioletniej, Starosta W arszaw ski i S kry p t Flem m inga.

Na wstępie p. Jarochowski wskazuje wielkie zadanie powieści hi- storycznćj, szczególniej u nas, a mianowicie w tych stronach kraju gdzie nićma zakładów publicznych, z którychby św iatło znajomości

* ) D o k o ń c z e n ie — p a tr z z e s z y t za c z e r w ie c r. b.

dziejów spływało na ogół, czy choćby tylko na łaknących nauki wy­

brańców ...

Cyklowi powieści historycznych z epoki saskiój należy się, we­

dług p. Jarochowskiego, miejsce osobne: są to bowiem powieści więcćj saskie, niż nasze. Grunt polski dotknięty w nich z daleka i zlekka tylko; przedmiotem ich i widownią przeważnie: Saksonia, osobistości historyczne i stosunki saskie. Starosta W arszaw ski tylko i Skrypt Flemminga przekraczają granicę saską i połowicznie przynajmniej toczą się na ziemi polskićj.

Szereg powieści z epoki saskiój rozpoczyna Hrabina Kosel. S ła­

wna to kochanka Mocnego, była niewątpliwą przyczyną zaniedbania spraw polskich przez Augusta w pierwszej połowie 1705 roku i za­

wieszenia akcyi Augustowćj przeciw Szwedom. Taką ją przedstawiły p. Jarochowskiemu archiwalne badania. Jest to więc postać, którćj obraz mógł i powinien by w powieści historycznćj świecić pierwszo­

rzędnie na tle tego właśnie ustępu przeszłości sasko-polskićj. K ra­

szewski wolał przedstawić bohaterkę swojćj powieści z innćj strony.

Kosel jego, to jedynie tylko, czóm uiezaprzeczenie była, namiętna, przy­

wiązana do króla częścią uczuciem, częścią ambicyą kobieta, ale w obrębie tćż tego tylko stosunku, bez ukazania się na szerszśj wi­

downi. Cała o niój powieść jest pięknym w obrębie prawdy historycz- nój zamkniętym, artystycznie wykończonym, psychologicznie uspra­

wiedliwionym, główną bohatórkę idealizującym obrazem miłosnego jćj stosunku z Augustem. Z Polską i polskiemi stosunkami nićma ta powieść żadnego związku. Jedyny węzeł z krajem i ziomkami autora stanowi bićdny szlachcic Zaklika, dworzanin Koseli, sługa jćj i nie- udarowany wzajemnością kochanek, którego ostateczną, długo poszu­

kiwaną nagrodą było dać się zabić w niefortunnie podjętem dziele oswobodzenia hrabiny zpod klauzury stolpeńskiój. Postać, dodaje p. Jarochowski, historyczno-moralnie prawdziwa, istny symbol re- zygnacyi, prawdziwćj cnoty, czy wady, która wielkiemu ogółowi pol­

skiemu owćj epoki pozostała na spodzie zewnętrznego oblicza, zeszpe­

conego intrygą, zeszkaradzonego spekulacyą, stępiałego obojętnością na ojczyste losy... H rabina Kosel pozostanie tedy, choćby w takich tylko ramach, w jakie autor przedmiot swój ujął, wiernym historycz­

nie, wykonanym artystycznie obrazem epoki nie polskićj, na którym przecież, dzięki osobie skromnego, a nieszczęśliwego Zakliki i współ- czesnćj Polsce, rzut światła prawdy się dostaje.

D ruga powieść: liruhl, jest znowu specyficznie saską, nie mającą nic prawie wspólnego z historyą współczesną i stosunkami polskiemi, ale według sprawozdawcy, góruje nad poprzednią rozległością hory­

zontu, charakterystyką historycznych pierwszorzędnych postaci, zna­

jomością dworskich, politycznych i społecznych stosunków Saksonii, wreszcie znakomitćm psychologicznćm cieniowaniem występujących w powieści osób. Z niezrównaną praw dą przedstawione tu są postacie dwulicowego, ambitnego, a nikczemnego Briihla i Augusta III, z całą

jego chwiejnością, zamiłowaniem w wygodzie, lenistwem i niedołęz- twem. Niemnićj trafnie pomyślaną i artystycznie wyrzeźbioną jest charakterystyka osób, występujących na drugim planie powieści, czy- to królowćj Maryi Józefy, czy Ojca Guariniego, czy pokątnych doradź- ców i agentów Sułkowskiego i Bruhla, czy śpiewaczki lau sty n y Ilasse, czy choćby błaznów królewskich Storcha i Froscha. Dwór, teatr, kancelarya i ulica pierwszćj połowy XVIII wieku na gruncie Saksonii, na bruku jćj stolicy, oddane tu są z prawdą i wiernością, ktorśjby rodowity syn tćj krainy we własnym jakim utworze z pewnością prześcignąć nie był zdolny. Polskę przypomina tu bardzo odlegle Sułkowski.

Odprowadziwszy Bruhla do granic polskich, autor sam wraca do Saksonii i przedstawia w nowej powieści: Z siedmioletniej w ojny, jój obraz w przededniu i w pierwszćj chwili inwazyi pruskićj. I w tćj powieści znajdujemy się wyłącznie na gruncie niemieckim. Jedyną polską postacią jest tu Masłowski, rodzaj Porthosa z Trzech M uszkie­

terów Dumasowych, człowiek poczciwego serca, wielkićj odwagi, silnćj ręki, nie szczególnie daleko sięgającćj, ale praktycznćj głowy. I to

„opowiadanie historyczne, ja k poprzedzające, sięga śmiało w wysokie sfery ówczesnćj wojny i polityki, zachowując przecież niemniej szczę­

śliwy i prawdziwy pędzel dla niższych, dla owego ogółu, na którego ciele, jako in anima vili, eksperymentu owćj wielkiej polityki i wojny się odbywają... Światło-cieó między cyniczną, ale matematycznie śro­

dki swe obliczającą i praktycznie do celu zmierzającą polityką F ryde­

ryka, a owym optymizmem Augustowo-Briihlowym, który niebezpie­

czeństwa do ostatnićj chwili widzićć nie chce i nieprzyjaciela lekcewa­

ży, jest mistrzowsko uchwycony; występujące na tle jego osobistości z uderzającą scharakteryzowane są prawdą.

W Staroście W arszaw skim autor skreślił jakby dalszy ciąg B riih la, ale już na ziemi polskićj. Bohatćrem powieści je s t Aloizy Bruhl, zacny syn niegodnego m inistra. Stanowisko generała artyleryi, związek z rodziną Potockich, wprowadzają go na polityczną wyżynę, z którćjby się dało spoglądać na bieg współczesnćj wielkićj polityki polskićj, rozpatrzeć w szczegółach ówczesnćj walki między fa m ilią , a dworem, okazać na scenie bohatćrów i wodzów tćj często krwawćj rywalizacyi. Autor trzym ał się jednakże w przeprowadzeniu swćj po­

wieści innćj drogi. Z wyjątkiem kilku ustępów, nic widzimy w Staro­

ście W arszawskim wielkićj widowni politycznej, ani bohatćra powieści w stosunkach, czy w zapasach z głównemi jćj postaciami. Przeciwnie, opowiadanie usuwa się z podstawy dziejowo-polityczućj na stanowisko powieści historyczno-obyczajowćj, obraca się w sferze drobnój, zstępuje na poziom zwyczajnego romansu.

Ostatnim owego cyklu powieści historycznych z epoki saskićj utworem je st Skrypt Flemminga. Rzecz się dzieje jużto w Saksonii, już w Polsce. I ta jednakże powieść wychodzi raczćj na wspaniały Prawdą i życiem występujących w nićj czynników, obraz obyczajowy

drugiej potowy epoki Augustowćj, aniżeli je st właściwie powieścią hi­

storyczną, któraby w formie artystycznej przedstawiała wielkie i sta ­ nowcze narodowego życia chwile. Pod koniec wszakże powieści odsła­

nia się wielka widownia dworska w Warszawie, by ukazać na swćm tle zorzę nowo wschodzącego słońca, ową. Annę Orzelską, kochankę-córkę starego Sybaryty na tronie, amazonkę jego rewii warszawskich z lat 1730, 1731 i 1732, przedmiot zabiegów dyplomacyi zagranicznśj i pa­

nów polskich.

Taką jest w ogólnym zarysie charakterystyka powieści z epoki saskićj, skreślona sympatycznein piórem p. Jarochowskiego.

Pan Smoleński nazwał arty k u ł swój: Czasy Stanisława Augusta w powieściach J. I. Kraszewskiego. Jestto galerya rozmaitych p o rtre­

tów, skreślonych przez Jubilata w powieściach: Maleparta, Dyabeł, Sta­

ropolska miłość, D ola i niedola, Papiery po Glince, Macocha, B oża opieka, Ostatnie chwile księcia wojewody, Kawał literata i Syn m arno­

traw ny. P. Smoleński przepisuje charakterystykę tych postaci zaró­

wno męzkich, jak kobiecych, z samych powieści, nie dodając nic swego.

Po największćj części owe starościny, kasztelanowa, wojewodziny i t.

d., jako tćż ich mężowie i kochankowie, przedstawieni są u Kraszew­

skiego w świetle niekorzystnćm, często potwornćm, ale prawdziwćm.

Daje to jednak p. Smoleńskiemu pochop do oskarżenia autora o pesy­

mizm i jednostronność, o sfałszowanie niektórych charakterów (Stani­

sława Augusta, Naruszewicza, Kazimierza Sapiehy, Jacka Jezierskie­

go), o usuwanie dodatnich postaci na plan drugi, a nadto o ignorowa­

nie dobroczynnego wpływu obcego na zwrót polityczno-społeczny epo­

ki, o pominięcie ruchów socyalnych wśród mieszczaństwa i kmieci, tu ­ dzież sprawy kleru i żydów i t. d. Łatwo je st przecież zrozumićć, że wina w tćj mierze spada nie na autora, ale na przedmiot i stanowisko, z którego podobało się autorowi zapatrywać na fizyognomią społeczno­

ści w daućj chwili. Pod względem artystycznym, zarzuty p. Smoleń­

skiego ściągają się do słabego zarysowywania się charakterów, niepra­

wdopodobieństwa niektórych postaci, braku prostoty i jednolitości, sztuczności efektów i powtarzania się motywów; przyznaje on tylko au ­ torowi mistrzowstwo w kreśleniu postaci bez względu na ich stosunek do czasu. Nie widzimy potrzeby zbijania tego nawału zarzutów. Choć­

by i była w nich cząstka słuszności, toć i Homerowi przecież zdarzało się zdrzćmnąć. Pod względem pomysłu i wykonania. Ostatnie chwile księcia wojewody, p. Smoleński uważa za najprzedniejszą perłę pomię­

dzy utworami Kraszewskiego.

Kto chciałby przypomnićć sobie wydatniejsze z ujemnych postaci, przesuwających się w powieściach Kraszewskiego z epoki Stanisławow- skićj, ten znajdzie w artykule p. Smoleńskiego zbiór ich dosyć liczny i rozmaity.

Z działu poezyi, o dramacie mamy arty k u ł p. W ładysława Bogu­

sławskiego; epos i lirykę roztrząsnął p. W incenty Korotyński.

Pan Bogusławski słuszni], czyni na wstępie uwagę, że wszystkie wycieczki Kraszewskiego w sfery teatralne, czyto w formie komedyi, czy obrazka, lub udramatyzowanćj anegdoty, albo dyalogowanej przy­

powiastki, m ają cechę czysto przygodną, okolicznościową. Rozmowa o zadaniu i zakresie komedyi, gorąco odczuty przełom w stosunkach społecznych, chęć zasilenia repertuaru dźwigającćj się sceny, bogdaj nawet dobrotliwe przychylenie się do prośby jakiegoś amatorskiego te­

atru: oto bodźce, pod działaniem których Kraszewski ubierał swoje po­

mysły w dramatyczną sukienkę.

Niecierpliwość— powiada p. Bogusławski—zdaje się być m atką dramatycznćj dziatwy Kraszewskiego... Autor u czuwa widocznie od czasu do czasu potrzebę szybszego rozprawienia się z postaciami, uro- dzonemi pod wpływem okoliczności, mnićj więcćj pilnych i doniosłych.

Wtedy od ogniska jakićjś palącćj kwestyi odpada drobna iskierka, ażeby rozniecić naprędce akcyą sceniczną tendencyjnego utworu, zanim z silniejszego płomienia wyjdzie dzieło z jednego odlewu; lub zabłą­

kany rys szlacheckich obyczajów daje początek obrazkowi kontuszo­

wemu, albo wreszcie okruszyna z epoki dziejowćj tradycyi, wyprysku­

jąca z pod d łu ta bądź dziejopisarza, bądź artysty, przybiera kształty anegdoty historyczućj... Tło pozostawia Kraszewski dekoratorowi, o budowę sztuki zbytecznie się nic troszczy, w dobieraniu sytuacyi nie jest wymyślnym, akcya popycha często powieściowym szlakiem, a po­

stacie swoje charakteryzuje mową więcćj, aniżeli czynem; i wynikają ztąd utwory, według wskazań techniki dramatycznćj niezupełnie może zdolne do życia, w których jednak żyją wszystkie postacie jedynie si­

łą dyalogu, prowadzonego z dziwnym darem indywidualizowania każ- dćj, najmniej nawet znaczącćj figurki... Charakterów między nimi nie wiele, typów niema wcale. Postaci zato i figur obfitość, przedsta­

wiających wierne odbicie bądź przeszłości karmazynowćj lub kapoto- wćj, bądź teraźniejszości surdutowćj albo siermiężnćj. Otacza je a t­

mosfera jakiegoś spokoju, który znów spływa na dram aturga z po- wieściopisarza, zbyt różnostronnie rozglądającego się w życiu, aby mu się jego kontrasty dramatyczne czy komiczne, w jaskrawych uprzyto­

mniały zestawieniach. Kraszewski nićma tem peram entu teatralnego.

Ztąd zapewne ów spokój, który go w najdramatyczniej szych nie opusz­

cza sytuacyach. Nastrój taki, nieoceniony w dziejopisarzu, jest pewną zawadą dla dram aturga. W dziele swojćm może on nagromadzić wie­

le m ateryatu dramatycznego, a nie stworzy dram atu. P rzykład tak ie­

go dzieła, według p. Bogusławskiego, przedstawia obraz dramatyczny Równy wojewodzie. Nie brak tam żywiołów do dram atu: je s t tra g ic z ­ ne tło XVIII wieku: szamotanie się całego narodu między sceptyczną filozofią a szlachetnemi wysiłkami uratowania choćby honoru, "dy już nic więcćj wyratować się nic da; występują na tern tle przedstawicie­

le dwu prądów życia publicznego, ale w chwili wzajemnego ich starcia

Tora II I. Lipiec 1880. 13

się, w punkcie kulminacyjnym akcyi, widz nie je st tak silnie zaintere­

sowanym, jakby tego n atura sytuacyi wymagała. W rzeczywistości wszystko mogło się stać ta k a nieinaczój, ale z tćj prawdy, bardzo przedmiotowej, autor nie wydobył całćj poezyi, któraby sytuacyi, dość w gruncie rzeczy powszednićj, nadała dramatyczne natężenie. Całość przedstaw ia się, jako obraz o barwach posępnych, których Kraszew­

ski nie szczędzi, ilekroć w XVIII wieku szuka do twórczości natchnie­

nia. W dramacie: D zień 3 m aja, spokój przedmiotowy Kraszewskie­

go staje się surową bezstronnością dziejową, pod wpływem którój po­

wstało przykre, przytłaczające malowidło obyczajów politycznych z r.

1791. Tu znowu bezstronnością, stanowiącą siłę historyka, "osłabia się niezbędny czynnik wszelkiego, a szczególniej historycznego dram a­

tu —namiętność.

Taki atoli a nie inny sposób zużytkowania na scenie m ateryału historycznego, zdaje się odpowiadać ideałowi dram atu dziejowego, po­

stawionemu przez Kraszewskiego jeszcze w 1842 roku w Sludyach li­

terackich.

W ramy komedyi kontuszowej ujmuje Kraszewski anegdotę hi­

storyczną, która w takićj całości tworzyć ma ltomedyą historyczną, formę, zdaniem autora, możliwą u nas i godną uprawiania. Ze tam, gdzie przeważa anegdota, nie może być mowy o komedyi właściwej, ze stopniowaną akcyą, z rozwijającemi się charakteram i, to pewna.

Ale anegdota ma w takim razie nieocenioną właściwość wydobywania zpośród świateł i cieni historyi takich rysów postaci dziejowej, które jój prawie dotykalną nadają wypukłość. Spójrzmy na księcia Karola Radziwiłła. Fantazya przejawiająca się w słynnych kłamstwach Pa­

nie K ochanku, w mistyfikacyach i teatralnych przyborach życia, tra k ­ towaną była rozmaicie, ja k zresztą cała jego osoba. U Kraszewskie­

go R adziw iłł wierzy w połowie własnym zmyśleniom, dykteryjkom, konceptom i kto wić, czy ta wiara nie wyjaśnia nam lepićj mnóstwa sprzeczności, niż wiele innych wywodów. Widzimy przed sobą indy­

widualność, którój wola jednostkowa, upojona swobodą bez hamulca, potrzebuje tworzyć sobie w życiu nadzwyczajne okoliczności, sztuczne przeszkody, zmyślone niebezpieczeństwa, aby wyjść ze stanu bierności, na k tó rą skazaną jest zawsze, ilekroć jój upór do czynu nie budzi. Za wiarą w bredzenia wtasnćj wyobraźni, idzie łatwowierność w cudze mistyfikacye; na tym właśnie rysie psychologicznym opiera się akcya anegdoty dramatycznej p. t.: Panie Kochanku.

O dramatycznych utworach Kraszewskiego poświęconych tera­

źniejszości (Kosa i kamień, Stare dzieje, Portret i Łatw iej popsuć niż napraw ić), p. Bogusławski nadmienia tylko pobieżnie.

Ponieważ rozprawę p. Bogusławskiego streściliśmy własnemi je­

go słowami, nietrudno więc będzie czytelnikowi ocenić jój niepoślednie zalety.

Piękną kartę w historyi literatury naszśj mógłby stanowić a rty ­ kuł p. Korotyńskiego, mający za przedmiot dwa tomiki Poezyi K ra ­ szewskiego, trzy wielkie poem ata objęte wspólnym tytułem: Anafielas, fantazyą dramatyczną: Szatan i kobieta, H ym ny boleści, sielankę Wios­

ka i ustępy S ta rej baśni.

Na początku p. Korotyński zaznacza, że poetą „pojmowanym ja ­ ko malarz, ubierający swe myśli w obrazy, przemawiający raczej do uczucia, niż do rozwagi, „przez oczy wchodzący do duszy,” ja k powia­

da stara piosenka, takim poetą Kraszewski je st wszędzie, nawet w dzie­

łach z pozoru niedostępnych dla twórczości poetyckićj. Cóż dopićro mówić o powieściach, które pod względem pomysłu, układu części, krajobrazów i wizerunków osób działających, wszystkie należą niepo­

dzielnie do poezyi.

W zawodzie rymotwórczym Kraszewskiego, upatruje p. K orotyń­

ski cztery dość odosobnione zwroty. Pierwszy, od lat młodzieńczych ciągnie się prawie do roku 1840; cechuje go zwykła młodości gorącz­

ka, rozpraszanie się na drobnostki, walka z formą zewnętrzną; to je ­ dnak nie przeszkadza szczeremu poczuciu piękna i plastyki, bez czego ntajpiękniejsze nawet wiersze nie będą poezyą. Drugi zwrot znacz­

nie krótszy, sięgający do roku 1844, odznacza się swobodą wyrobionćj już formy, tudzież nierównie większćm, niż pierwćj, skupieniem i doj­

rzałym spokojem artysty; zaw arł Kraszewski w tym okresie trzy wiel­

kie poemata z dziejów Litwy i jednę obszerną fantazyą obyczajową.

Trzeci zwrot po czternastoletnićm milczeniu, płynie przez chwilę by­

strym potokiem liryzmu; należy do niego jeden poemat opisowy i Hy­

m ny boleści. Czwarty zwrot, po siedmnastoletniój przerwie, rozpoczy­

na się pieśniami ślepego Słowana w S ta rej baśni, niby kartkam i wy- ciętemi z Królodworskiego rękopismu, lub słowa o P ułku Igora.

Nuta rozczarowania i rozpaczy, która zabrzm iała w pierwszych drukowanych poezyach lirycznych Kraszewskiego, nie była właściwie tćm, co się przyzwyczajono nazywać „bajronizmem,” poeta nasz tam nawet, gdzie widocznie ulega wpływowi Byrona, ma cechy obce czyste­

mu bajronizmowi. Nigdy się on nie mógł przejąć rozpaczą wyrosłą na gruncie wzgardy dla ludzkości, ani też długo pozostawać w oderwniu od świata, w zamknięciu się z samym sobą na pustyni, „w otoczeniu duchów.” Dla niego, jak powiada, przespać całe życie na „łożu durnań”

je st to sarno, co „być dla świata, jak kaw ał kam ienia urodzony na Alp szczycie.” Gardzi on rozkoszą zmysłową, wierzy w miłość szla­

chetną, widzi ją nawet w Maryi Magdalenie. Jego rozpacz, znużenie, żądza spoczynku „na dębowćj pościeli” jest zupełnie nasza rodzinna;

jest, jak powiada p. Korotyński, „polskim bajronizmem.” Rozpacz bez granic, niewiara bez zastrzeżenia, odzywa się u niego wtedy jedynie, gdy zamyka się w stosunkach wyłącznie ziemskich, jak np. w im pro- wizacyi: Do moich przyjaciół, kończącśj się gtębokićm szyderstwem:

K to z w as p r z y ja c ie l, m o i p r z y ja c ie le ? ”

Skoro jednakże wyżćj nad chwilę obecni), wzięci, zaraz do nuty pols- kićj powraca, jak np. w wierszu Do nowonarodzonego, najpiękniej­

szym pono w ca tej pierwszśj wiązance. Nie obcą mu też jest rzewna skarga cichćj boleści, jak to widzimy np. w wierszu p. n.: Pogrzeb r y ­ baka, a jeszcze udatnićj w innym, noszącym miano: B ied n y ehlopicc.

W m iarę postępu czasu—powiada sprawozdawca—wypogadzało się coraz bardzićj na niebie duszy poety. Wprawdzie nazawsze pozostać miało gorczyczne ziarnko niesm aku w jego patrzeniu na rzeczy tego świata, pozostała odrobina lekkiego przekąsu pod dobrodusznym u ś­

miechem, ale z rozpaczą i żądzą śmierci, poeta wkrótce dozgonny uczynił rozbrat.

Więcćj może czystego bajronizmu znaleźć można w m łodzień­

czych utworach epickich Kraszewskiego, aniżeli w jego pieśniach liry­

cznych. Przynajmniśj „powieść wenecka” Paolo, z potwornej nam ięt­

ności i formy ciągle w liryzm przechodzącej, należy do wnucząt Don Juana i Giaura. Prawdziwym upałem poetyckim już nie weneckiego nieba, ale afrykańskićj pustyni, wieje od poemaciku A zarad, stan o ­ wiącego piękną przypowieść, nawskroś przejętą wybuchami lirycznemi.

Na tćm jednakże kończy się u Kraszewskiego szukanie wątku do pie­

śni poza granicami własnego kraju. Oddanie się studyoin nad dzieja­

mi W ilna i Litwy, zwróciło też w tam tą stronę jego natchnienia poe­

tyckie, lubo jeszcze nie uwolniło ich od lubowania się w gwałtownych dram atach i bohaterach napiętnowanych zbrodnią. Taką jest osnowa poemacików: Gerhard Ruda, Biruta, Kiejstut i R yn g a la . W yjątek od tego bajronicznego nastroju znajdujemy tylko w niewielkim utworze:

Dziewięć pokoleń Litwy. W ogóle, we wszystkich tych utworach, po­

mimo wielu pięknych ustępów, brak wybitnego kolorytu epoki.

Kilka ballad i bajek mocno zaprawnych satyrą i wybornym do­

wcipem, uzupełnia pierwszą wiązankę epicką Kraszewskiego. Celniej­

sze pomiędzy nimi: D zia d i baba, Ban i człowiek, Monomachia w iatru z chmurą, B ra n ka i Panna Barbara.

Do formy dramatycznćj w poczyi, bardzo wcześnie uciekać się po­

czął Kraszewski. Oprócz H alszki, inne niby dramatyczne utwory je ­ go wierszowane są poprostu pieśniami lirycznemi, satyram i lub scena­

mi opisowemi, pociętemi na dyalogi. Urywek: W świat! je st ostrą sa­

tyrą wiejskich stosunków, przeniesioną w drugą połowę X V III wieku.

W “Ślepej babce chodziło autorowi o wypowiedzenie reprym andy głup­

com, wietrznikom, rozczarowanym małżonkom, a nareszcie o to, by dać tryum f nad wszystkimi poecie. Szerokie miejsce w tych kartkach dyologowanych zawiera fantastyczność. W B urzy, Szubienica i Pio­

run rozmawiają z m atką wisielca. Podobnież się dzieje w B a rb a rze,

run rozmawiają z m atką wisielca. Podobnież się dzieje w B a rb a rze,

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1880, T. 3 (Stron 96-126)

Powiązane dokumenty