stko powiedzieć... Czyste szczęście twoje wierzaj mi, zostanie tutaj, pomiędzy temi klombami; to szczęście święte, wymarzone, szczęście pierwszej i prawdzi
wej m iłości; tu zostanie część twego życia najle
psza!.... Wiek dziecinny, jak sen krótki, uroczy, ledwie pamiętny, i poezya dziewiczych marzeń i pierwszej miłości... Sen, Amelko, i poezya!.... Ale tu, za tym ogro
dem , tam patrz na zachód, tam czeka cię
rzcczywi-slość!.... O! aniele mój, czy ty w iesz, coto rzeczy
wistość?..
— To ty jesteś, mój drogi!..
— Zapewne, ja zawsze ten sam co dzisiaj, zawsze niezmieniony ! I przysięgam tobie na pamiątkę téj chwili uroczystej, ja zawsze i wszędzie będę dla cie
bie wszystkiém; tak jak ty jesteś dla mnie światem ca
łym. Ále ja, przyzwyczajony do rzeczywistości, nieraz już w szranki z życiem występywałem; znamy się jak dwa zapaśniki, którzy znają wszystkie słabe strony swoje. A ty znasz życie ze snu i z poezyi; ale nie znasz tego życia rzeczyw istego, olbrzyma by się zmęczyć, karła by uszczęśliwić. Nie znasz prozy do
mowej, nie znasz życia kobiety, matki, nie dodam żo
ny, bo ja nie tak mężem, jak kochankiem będę two
im, aniele! Ja ci powtarzać nie będę, co tylekroć ci powiedziałem; przypominam tylko w téj właśnie chwi
li, w której stoisz na granicy dwóch żyć odrębnych.
Jeszcze masz czas, i jeszcze cofnąć się możesz...
— W grób bez ciebie, w raj z tobą!
— Ja (m ów ił dalej Bolesław, nie zważając na przer
w anie), ja cierpieć przyzwyczajony, ale ty, Amelko?
a znasz ty codzienne życia prozaiczne potrzeby? Znasz ty cierpienie ciężkiej myśli o jutrze? Wierz mi; na myśl trudności, cierpień, zgryzot, stanu bliskiego nę
dzy, jaki długo, jeżeli nie zawsze, naszym będzie udzia
łem , mnie serce pęka z żalu, że ja posiadając skarb niewyczerpanych uczuć dla ciebie, w obnażone rze
czywistości ściany prowadzić cię muszę.
— Owoce i mleko, powiadają że kochankom star
czyć mogą, rzekła z uśmiechem swawolnym prawie;
ale widząc zasępioną twarz kochanka, dodała powa
żniej: zapewne ja nie użyłam dotąd, ja nie rozumiem tak życia, jak ty, ale tyle wiem o niem, tyle znam sie
bie, że mogę ci zargczyć, iż się pogodz?e z niem. I nie mów mi więcej o tem, bo czyliż raz ja już sobie w y
rzuciłam, czego przecież winną nie jestem, że nic ci innego nie przynoszę, prócz serca, i...
— Nie mówmy więc o tem! jakoż, nadto cię wyso
ko cenię, bym nie wierzył, iż przyjm iesz,życie, jak przyjąć powinnaś; ale ty wiesz, Ameiko!.... nasze sló- sunki!.... A jeżeli ty, która przyzwyczajona byłaś do życia towarzyskiego; w rowiestniczek gronie, śród żar
tó w , śmiechów, tańców i zalotnych spojrzeń drugiej płci, dnie ci ulatyw'ały ki'ótkie i błogie; jeżeli ja ci to życie zabawy wydrę, by dać natomiast życie sa
motne!.... Jeżeli będziesz musiała sama ze mną sa mym
— Sama z tobą! sama z tobą! zawsze sama i szczę śliwa! Wierz mi, mój drogi; ta m iłość którą ja cie
bie kocham, wystarczy i na życie pracy, i na życie samotności!
— O! ty nie znasz jeszcze św iata, ty nie znasz lu
dzi, nie znasz obmowy, tej klątwy moralnej.
Wtem d łu g ie, przeciągle gwiźnienie ozwało się z końca ogrodu! Zadrżeli mimowolnie oboje! Bole
sław ły sn ą ł wzrokiem silnym, twarz posępną prze
leciał wyraz w esoły prawie. I porwał wpół- kochan
kę, wzniół oczy w niebo!....
— Niechże i tak będzie! Słyszałaś ten znak? to znak naszego żyCia, nowego szczęścia! A więc precz myśli próżne, precz słabości z mamek wyssane, od nianiek wmówione! Amelio, chodźmy! Raz jeszcze tu, w tym ogrodzie, w którym pierwsze słyszałaś wy.
źnanie moje, posłuchaj przysięgi św iętej, Uroczystej, że jakiekolwiek losu, ludzi i okoliczności zwalić się mogą na mnie ciężary, ja ciebie nigdy kochać nie przestanę! Nigdy i zawsze!.... kocham cieb ie, i póki to serce bije w łonie, kochać nie przestanę.
—^Kocham, nad życie kocham i kochać nie prze*
stanę; cichym, rozrzewnionym szepnęła głosem Amelia.
I oboje spojrzeli raz jeszcze poza sieb ie, raz i ostatni w tem życiu może. O! jest w tem pożegna- wczćm spojrzeniu, jakie się rzuca na przedmiot naj
obojętniejszy, który widzieć ciągle przyzwyczajeni jesteśm y, cóś nadzwyczaj przykrego. Zdaje się pra
wdziwie, jakby cząstki nas samych zostawały w tem starem krześle, w tym zaczernionym kominie,v tej zna
jomej plamie na stoliku, bo tam się zostają dzieje nasze w łasne, najtajemniejsze dzieje chwil samotnych, z Bogiem, z myślą, lub z czuciem przepędzonych. Bądź co bądź, ale długie było spojrzenie; Amelia zmieści
ła w niem ca łą przeszłość swojg i nadzieję przyszło
ści. ■ Co czuła, co myśliła, nikt nie odgadnie, i sama czyliż wyrozumie te tysiączne m yśli, które przez mie
siące, lata, rozrzucała po tym ogrodzie, i które wszyst
kie zdają się patrzeć na nią z klom bów , krzewów, altanek, mostków i wody, i żegnać kołysaniem róży co wczoraj była jeszcze pączkiem, gałęziami tćj samo
tnej na trawniku brzozy.
— Bądźcie mi zdrowe! szepnęła cicho; i łyszcza- ły jej oczy uniesioną ku niebu łz ą pożegnania, czy zapałem szczęścia pragnącej m iłości, nie wiem... Ale słowik odgadł pono, bo dobywszy tonów najrzewniej
szych, jeszcze raz zanucił pieśń ostatnią i w dalsze gdzieś poleciał gaje.
Tom r. S ty c z e ń i84V
Trzymając się za ręce, patrzali w niebo! raptem zabłysło cóś ponad lipy, ponad wierzby, ponad to
pole. To krzyż kaplicy! dawnej domu przyjaciół
ki, piastunki roi^zipnych grobów. Nieruchomy, jakby w powietrzu zawieszony, jakby brylantowym ogniem posypany, patrzał także pożegnąwczem okiem na młodą parę, i nierayra jgzykiem bogatej w pamiątki mowy, zagadał dp, nich ostatnią może radą, osta- tniem napomnieniem. Za staryto był głos na młode serca! westchnienie wydarł, ale kroków nie wstrzy
mał...
Gwiźnienie drugie, przeciąglejsze dało się s ły szeć! 1 w cieniu topoli znikł przed szybko idącemi len powiernik rodzinnych ich dziejów!....
Jeszcze jedno czekało ich pożegnanie! Na za
wrocie ulicy prowadzącej do bocznej fórtki, poka
zał sig dom ciemny i zamknigty ! Jednem okiem odemkniętego, dobrze im znanego okna, spoglądał on za uciekającemi. Byłoto okno Amelii pokoju!
czekało na zan^ykającą zwyczajnie pani rgkę. Pró
żno czekasz dziewiczy pokoju; innych wkrótce dzie- jó\v świądek, zapomnisz oddalonej pani, jak ona te raz ciebie zapomina, i ledwie przelotnym wzrokiem spojrzała ku tyloletniemu schronieniu swemu. Prgdko mijali to miejsce, nie aby sig bali jakiej pogoni, ale aby prędzej stracić domu widok; aby tak prgdko stra
cić mogli tę myśl, która im truje tg chwilg szczęścia.
Tam została siostra ulubiona, tam został ten aniołek luby. Śpią, snem ujęci.
Trzecie gwiźnienie usłyszeli tow.arzypzoue parska
niem koni! I już są przy fórtce; powóz czeka, konie
grzebią ziemię; służący nieciet-pliwie otwiera fórtkę.
I stanęła Atttblia na stopniu Jitłwttżu: jieśzcze jeden wzrok rzuciła za siebie, i pośtrzegła z ciśińnćj mas- sy kłombów, krzewów i gaju ogrodowego wystające końce sadzawki znajomej, połuśzczonej promifeńmi księżyca, dach domu i krzyż kaplicy!... Łzy szczere za
b ły sły w jej oku.
Tuman kurzu ciągnie sig ulicą topolową i dalój wioską, i dalej już na grobli! To bni pojechali i zni
kli!....