• Nie Znaleziono Wyników

Do Z(drobnień)… w języku dzieci i dorosłych

w języku dzieci i dorosłych

Czy Polacy lubią zdrabniać wyrazy? Wydaje się, że zdrabniają, i to zdrabniają stosunkowo często, np. mówiąc do dziecka, mówiąc o dziecku, mówiąc o kulina-riach, zachwalając sprzedawany towar… Takie zachowanie językowe wpływa między innymi na odbiór języka polskiego przez cudzoziemców62. Jak zauważa Jan Miodek, powtarzając ten sąd za Witoldem Mańczakiem:

„[…] nadmierne używanie zdrobnień znacznie wydłuża przeciętną długość takiego czy innego polskiego tekstu – chociażby w stosunku do tekstów angielskojęzycznych” [Miodek, 2012, s. 402].

Bez wątpienia formą nadużywaną jest wyraz pieniążki w znaczeniu ‘pieniądze, jako alternatywa dla pieniędzy’, a nie jako określenie monet o niskim nominale.

Zdrabniane są także nazwy kulinarne: masełko, ziemniaczki, kotlecik, bigosik, chlebek, chlebuś, herbatka, kawusia itd. Niektórych derywatów (zdrobnień, spieszczeń i zgru-bień – augmentatiwów) broni Jerzy Bralczyk, pisząc:

„Moim zdaniem zdrobnienia nie świadczą o tym, że nasz język jest «niepo-ważny», ale raczej o tym, że jest bogaty. To samo zwierzę możemy nazwać tyloma wyrazami: zdrobniale – pieskiem, pieseczkiem, psiakiem, psiną, psinką, albo zgrubiale – psiskiem…” [Bralczyk, 2001, s. 91].

Zdrobnienia kulinarne autor wyjaśnia następująco:

„Przekupki już dawno odkryły, że zdrabniając nazwy zachwalanych przez siebie produktów, skuteczniej zyskują sobie klientelę63. Zwyczaj ten przejęli kelnerzy, którzy osobom odwiedzającym restaurację starają się zdrobnie-niami «uapetycznić» oferowane potrawy” [Bralczyk, 2001, s. 91].

Zdrobnienia64 opanowały język w branżach usługowych i w mediach, manierycznie wręcz atakując klientów i masowego odbiorcę. Groteskowo brzmią zdrobnienia wynotowane przez Jana Miodka: paczusia (‘paczka pocztowa’), pociążek (‘pociąg’), miejscóweczka, wyniczki, moczyk [Miodek, 2012, s. 402]. Zdrobnienia są obecne także w zachowaniach językowych nauczycieli, zwłaszcza w wypadku dziecięcych imion.

„W zachowaniach językowych nauczycieli (np. w sposobach nawiązywania i podtrzymywania kontaktu z uczniami, w formach etykiety językowej), prze-jawia się zróżnicowana kompetencja komunikacyjna oraz poziom kultury słowa. I tak używanie form adresatywnych ty + imię (często w formie zdrob-niałej, zwłaszcza w klasach młodszych), zwrotów fatycznych typu kochane

62 Cudzoziemiec może odebrać język polski jako miękki i pieszczotliwy. Informację o tym znajdziemy m.in. w książce Swego nie znacie… czyli Polska oczami obcokrajowców: „Polskie zdrobnienia to cecha, która pozwala stopniować miłość. W Polsce nawet największe na świecie słowo, czyli wszystko, można jeszcze zdrobnić. Wszyściutko. Wszyściusieńko. To nie jest infantylne. To chęć złagodzenia twardej rzeczywistości. Świadczy o dużej fantazji. To jest piękna rzecz” [Fibiger, 2010, s. 27].

63 Jan Miodek z kolei o handlowych sposobach komunikacji tak pisze: „W sklepach i sprzedawcy, i kupujący mówią o mleczku, śmietance, kefirku, maślaneczce, masełku, serku, chlebusiu i bułeczkach, podobnie w kawiarniach i restauracjach, gdzie są jeszcze kawusie, ciasteczka, koniaczki, wódeczki, setuńcie, piwka, herbatki i soczki, w pociągach mamy bileciki i miejscóweczki, u fryzjerów – przedzia-łeczki, fryzurki, grzyweczki i ondulacyjki, a wszędzie – w domu, w pracy i na ulicy – jednym z najbar-dziej natarczywych słów są od lat pieniążki […]; pluralne pieniążki funkcjonują raczej w znaczeniu

‘fundusze, zasoby pieniężne’” [Miodek, 2000, s. 67].

64 Często funkcjonują w języku polskim w zestawieniu z wulgaryzmami na zasadzie komplementarności.

dzieci, kochani, świadczy o dostrzeganiu przez uczącego osoby wychowanka i próby skracania dystansu między nim a sobą” [Synowiec, 1999, s. 116].

Zdrobnienia są charakterystyczne dla języka nianiek, którym posługują się najczęściej osoby kontaktujące się z małym dzieckiem (rodzice, dziadkowie, ciocie, wujkowie, starsze rodzeństwo i inne osoby okazjonalnie opiekujące się dzieckiem).

W literaturze polskiej język nianiek nazywany jest także językiem: opiekuńczym, piastunek, dziecięcym, dodziecięcym (w terminologii angielskiej – mother tongue65).

Na język ten składają się wyrazy używane przez dorosłych w kontaktach języko-wych z małymi dziećmi. W większości przypadków przekazywane są one z pokolenia na pokolenie. Są to słowa oznaczające: części ciała, czynności wykonywane przez dzieci, jedzenie i napoje, zwierzęta domowe, najbliższe otoczenie dzieci i przed-mioty w nim występujące, krewnych, podstawowe cechy (np. dobry – zły), nazwy gier i zabaw… Słownictwo tego języka bazuje na onomatopejach: hau, brum, bach, ała, cik, a także – na prostych jednosylabowcach: am, be. Leksykę tego języka współ-tworzą również wyrazy złożone z dwóch identycznych lub niemal identycznych sylab: mama, tata, sisi, ziaziu. Są w nim nawet czasowniki myju-myju, buju-buju, na wzór których dzieci tworzą własne, np. pisiu-pisiu.

Czy powinniśmy mówić do dziecka po dziecinnemu? Na ten temat panują różne opinie. Trzeba przede wszystkim ustalić, co znaczy „po dziecinnemu”? Czy używanie zdrobnień, spieszczeń i neologizmów mieści się w kategorii „po dziecinnemu”?

To nie szkodzi, że w stosunku do dziecka częściej używamy zdrobnień (np. Chodź, umyjemy rączki), to czasem nawet pomaga, bo rączka ma odmianę bardziej regularną niż ręka, co jest ułatwieniem dla dzieci, ponieważ one bardzo skrzętnie i skutecznie omijają trudności fleksyjne. Różne zdrobnienia (osiołek, zwierzątko, myszka) sprawiają, że zredukowane zostają paradygmaty fleksyjne i alternacje [Smoczyńska, wywiad].

W kontaktach z dziećmi spieszczamy i zmiękczamy wymowę, np. A ćo to, moje słonećko jąćki śobie pobludziło. Gdyby ktoś tak mówił do dziecka cały czas, to utrud-niałby mu naukę języka. Ale zwykle tak zagadują do niemowlęcia babcie i ciocie (i tylko od czasu do czasu). Takie zachowanie językowe jako wyraz czułości raczej nie szkodzi. Używamy słów z języka dziecka lub tworzonych na ich podobieństwo, np.

Marysia pójdzie lulu (’spać’).

Język nianiek występuje we wszystkich kulturach. Jest to rodzaj języka środowis-kowego (podobnie jak np. gwara uczniowska), służy ekspresji emocjonalnej i stwarza nić porozumienia między jej użytkownikami; jest to też pomost do mowy dorosłych.

Jak obcokrajowiec zapyta nas o drogę, to nie powiemy: Pójdzie pan ulicą równo-ległą do głównej alei i skręci w trzecią przecznicę za szkołą. Tylko jak najprościej opiszemy mu drogę. Podobnie upraszczamy język, kiedy zwracamy się do dziecka.

Jak mówimy zatem do dziecka? Zazwyczaj zwracamy się do niego w trzeciej osobie:

Mama teraz da Jasiowi pić i Jaś będzie ładnie pił. Nie używamy zaimków. Mówimy:

O, piłka! Rzuć piłeczkę. Podnieś piłeczkę, prezentując w ten sposób różne formy gramatyczne tego samego wyrazu [Smoczyńska, wywiad].

Często do niemowlęcia mówimy bardziej skomplikowanym językiem. Później, gdy dziecko zdradza pierwsze oznaki rozumienia, używamy najprostszych struktur. Do dwulatka powiemy: O, piesek ! Nie powiemy natomiast: Zobacz, jamnik szorstkowłosy.

65 Taki język nosi też nazwę baby talk. Określenie mother tongue przyjmuje dwa znaczenia: 1) język ojczysty, 2) język matczyny. Inne określenia: motherese tongue w tłumaczeniu ‘zmatczały język’, a także caretaker speech – tą odmianą języka posługują się wszyscy mający kontakt z dzieckiem (rodzice, dziadkowie, opiekunowie) [Richards, Platt, Platt, 1993, s. 45].

Sami czujemy, kiedy już możemy powiedzieć jamnik. Zwykle w pewnym okresie my dorośli używamy równolegle form standardowych i form z języka nianiek. To umoż-liwia dziecku przechodzenie z jednego kodu na drugi, np. To jest muu? Tak? To jest mu? Krówka to jest? Tak?; Jesteś aja dziewczynka! Ajka jesteś! Tak? Grzeczna jesteś?

Przestróg o nieużywaniu języka nianiek udzielają logopedzi. Ponieważ dzieci z opóźnioną mową bardzo chętnie posługują się językiem nianiek, np. trzylatek mówi: Jaja pi lulu. Jaś tu bam. Logopeda sądzi, że to matka daje dziecku niewła-ściwy wzór. Tymczasem, gdyby dziecko (o opóźnionym rozwoju mowy) nie miało okazji słyszeć takich „uproszczonych” wyrazów, to w ogóle by nie mówiło. Brak języka upośledza rozwój w wielu dziedzinach. Dzięki językowi nianiek dziecko może tworzyć pojęcia (nawet jeśli określa je po dziecinnemu). Język nianiek to proteza, dzięki której dziecko… uczy się składni, buduje nawet złożone zdania. Jest to bardzo dobra proteza. Nie można dziecka jej pozbawić i czekać, aż za trzy lata zacznie mówić.

Słowa typu am-am, be, lulu, papu funkcjonują w polskiej odmianie języka nianiek już od stuleci. Leksyka ta z pewnością będzie wykorzystywana przez następne pokolenia.

Językoznawcy przestrzegają przed nadużywaniem zdrobnień w codziennej komu-nikacji; np. Witold Mańczak podkreśla, że nie potępia zdrobnień, jednak…

„Jednak co innego nazwać małą wieś wioską, a co innego nazwać wioską każdą wieś. Co innego kiedyś tam żartem powiedzieć bilecik, a co innego, gdy konduktor przechodząc cały pociąg w każdym przedziale żąda bilecików do kontroli” [cyt. za Miodek, 2000, s. 67].

A zatem – ostrożniej ze zdrobnieniami – nie tylko ze względu na ich infantylność, ale także – ze względów ekonomicznych, co także wyjaśnia Witold Mańczak:

„Jeżeli zaś chodzi o aspekt praktyczny, należy zwrócić uwagę na to, że już obecnie tekst polski zawiera więcej sylab niż tekst angielski, co nie jest zjawi-skiem korzystnym: zużywa się więcej czasu na mówienie i słuchanie, na pisanie i czytanie, nie mówiąc już o kosztach produkcji książek oraz koszcie budowy i utrzymywania pomieszczeń do ich przechowywania. Jeśli zaś za naszych czasów infantylizacja polszczyzny nie ulegnie zahamowaniu, jeśli jeszcze więcej zdrobnień wyprze wyrazy niezdrobniałe, stosunek między tekstem polskim a angielskim stanie się jeszcze bardziej niekorzystny dla naszego języka” [cyt. za Miodek, 2000, s. 68].

Literatura

Bralczyk J., 2001, Poradnik językowy profesora Bralczyka. Mówi się, Warszawa.

Fibiger J., 2010, Swego nie znacie… czyli Polska oczami obcokrajowców, Warszawa.

Miodek J., 2000, Jaka jesteś, polszczyzno?, Wrocław.

Miodek J., 2012, Szaleństwo zdrobnień trwa!, „Język Polski”, z. 5, s. 402.

Richards J.C., Platt J., Platt H., 1993, Dictionary of Language Teaching and Applied Linguis-tics, Harlow, Longman.

Smoczyńska M., 2012, Droga do słowa. Rozmowa z prof. Magdaleną Smoczyńską, rozmawia Martyna Bunda, „Niezbędnik Inteligenta. Polityka. Wydanie specjalne. O języku w mowie i piśmie”, nr 11, s. 48-52.

Smoczyńska M., Mowa dziecka, rozmawiała H. Bartoszewicz, [w:] http://www.edziecko.pl /rodzice/1,79362,2765920.html; 20.02.2012.

Synowiec H., 1999, Język polski w szkole, [w:] Polszczyzna 2000. Orędzie o stanie języka na przełomie tysiącleci, red. W. Pisarek, Kraków, s. 115-129.

Zakończenie

Musimy zaakceptować nową sytuację – sytuację zmiany polszczyzny. Współcze-śnie pozostajemy stale pod presją komunikacyjną, bo funkcjonujemy w „cywilizacji sieci”.

„Ale też powinniśmy zdawać sobie sprawę, że coś gubimy, być może bezpo-wrotnie, podążając za najnowszymi tendencjami, że narastają zjawiska nega-tywne, ponieważ młode pokolenie Polaków po prostu przestaje sprawnie pisać. Może jeszcze nie wszyscy, może jest to jeszcze zbytnie uogólnienie, ale tendencja wydaje się wyraźna” [Ławrywianiec, 2011, s. 25].

Jeden ze szkiców w poradniku Mówi się Jerzego Bralczyka nosi tytuł Po co są języ-koznawcy? Korespondent (ponieważ poradnik ma strukturę dialogową – profesor odpowiada na pytania czytelników) zadał następujące pytanie:

„Po co kształcimy nauczycieli języka polskiego, po co są językoznawcy, jeżeli od nich nic nie zależy?! Zamiast sięgać po poradniki językowe pójdę na rynek, bo tam będę mógł posłuchać wielu ludzi – jak mówi większość, jak kształtuje się przyszłość naszego języka” [Bralczyk, 2001, s. 12].

Zdaniem J. Bralczyka, poproszonego o odpowiedź na ten zarzut, nie należy języ-koznawców traktować jako policji językowej, ale nie można także we wszystkim, co dotyczy języka polskiego, ulegać presji społecznej.

„Niestety, ważne kryterium poprawności językowej – kryterium stopnia rozpowszechnienia danej formy – można doprowadzić do absurdu, ale w istocie językoznawcy nie są policją językową. Nie mogą stosować restrykcji ani też bezwzględnie wymagać, aby mówiło się inaczej niż właśnie… się mówi!

A ludzie mówią tak, jak mówią, ponieważ stosują się – świadomie lub nieświa-domie – do różnych wzorów językowych” [Bralczyk, 2001, s. 12].

Za upowszechnieniem lingwistyki edukacyjnej, integrującej obszary objęte bada-niami przez psychologię, pedagogikę, psycholingwistykę, socjolingwistykę, kulturę języka, lingwistykę normatywną, logopedię i metodykę nauczania, opowiada się Marceli Olma.

„Celem nadrzędnym edukacji lingwistycznej jest nie tyle uczenie języka (gramatyki), ile wspomaganie, przyspieszanie oraz intensyfikacja jego akwi-zycji” [Olma, 2001, s. 282].

Z opinią tą polemizuje Ireneusz Bobrowski, relacjonując stanowisko Rady Naukowej Instytutu Języka Polskiego PAN w Krakowie:

„Nie można jednak całkowicie wyeliminować z edukacji szkolnej podsta-wowych wiadomości z gramatyki języka polskiego, szczególnie zaś zrębu pojęciowego tzw. gramatyki tradycyjnej. Gramatyka tradycyjna bowiem, która różni się od najnowszych modeli języka tym, iż jej kategorie zmieniają się nie rewolucyjnie, ale ewolucyjnie, jest stałym składnikiem kultury naro-dowej, a pewne jej kategorie są składnikami kultury europejskiej. Nie sposób zatem wyobrazić sobie szkoły, która nie zapoznaje ucznia z pojęciami zako-rzenionymi w kulturze (takimi jak podmiot, orzeczenie, zgoda, rząd, zdanie nadrzędne, podrzędne, podmiotowe). Te zresztą pojęcia są wykorzystywane w życiu codziennym kulturalnego człowieka, np. w trakcie nauki języków

obcych czy podczas przypominania sobie przepisów ortograficznych lub przyswajania treści zawartych w popularnych słownikach polskich i obco-języcznych. Znajomość tych pojęć jest przeto podstawowym warunkiem rozumnego używania języka polskiego” [Bobrowski, 2001, s. 285-286].

W zakończeniu relacji Bobrowski podkreśla, że zgodnie ze standardami egza-minacyjnymi uczeń powinien umieć przeprowadzić wyczerpujący rozbiór logiczny i gramatyczny wypowiedzeń.

„Jest to warunek podstawowy prawidłowego funkcjonowania standardów wymagań egzaminacyjnych66. W przeciwnym razie wiedza gramatyczna, która jest – jak już podkreśliliśmy – wiedzą kulturową, zostanie ze szkół usunięta” [Bobrowski, 2001, s. 286].

Przedłożona do lektury książka Od A(lfabetu) do Z(dronień) jest zbiorem szkiców o wybranych zagadnieniach językowych: fonetycznych, poprawnościowych (orto-graficznych i interpunkcyjnych), słowotwórczych i semantycznych. Jej celem jest wyczulenie na ważne dla lingwistycznej edukacji elementarnej kwestie ortofo-niczne i ortograficzne, na istnienie w obrębie językoznawstwa różnych stanowisk badawczo-interpretacyjnych, na konieczność ciągłego (do)czytywania różnego typu lektur i wykształcenia pewnego dystansu wobec tego, co nowe w dydaktyce, ale co nie zawsze jest czy musi być – dopracowane i w rezultacie – dobre dla dziecka67. W młodym pokoleniu należy umacniać poczucie wartości językowego dziedzictwa.

Z tak utrwalonym poczuciem wartości języka ojczystego młody człowiek pójdzie dalej przez życie, wnosząc poczucie wartości polszczyzny do większej wspólnoty i w jej ramach je pielęgnując.

Literatura

Bobrowski I., 2001, Stanowisko Rady Naukowej IJP PAN w Krakowie w sprawie standardów wymagań egzaminacyjnych, „Język Polski”, z. 4, s. 285-286.

Bralczyk J., 2001, Poradnik językowy profesora Bralczyka. Mówi się, Warszawa.

Ławrywianiec A., 2011, Wielka debata o języku (I), „Relacje – Interpretacje. Kwartalnik Re-gionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej”, nr 3(23), s. 23-25.

Olma M., 2001, Język – edukacja, edukacja – język, „Język Polski”, z. 4, s. 282-285.

Synowiec H., 2003, Kultura języka w świadomości uczniów – próba diagnozy, konsekwencje dydaktyczne, [w:] Horyzonty edukacji językowej, literackiej i kulturowej, red. R. Mrózek, Cieszyn, s. 113-120.

66 Konieczność wypracowania standardów egzaminacyjnych wynika z faktu wielości programów nauczania języka polskiego i wielości podręczników (dostosowanych do tychże programów).

Podstawa programowa, z którą powinny się zgadzać akceptowane przez MEN programy, jest niezwykle ogólna, hasłowa, dlatego niewiele programów nie spełnia warunku zgodności. „Z nadzieją – jak pisze Ireneusz Bobrowski – zatem przyjęliśmy zapowiedź wypracowania standardów egzami-nacyjnych. One bowiem w tym stanie rzeczy mogłyby zapobiec powstawaniu programów niekon-kretnych, pisanych przez niedoświadczonych pedagogów” [Bobrowski, 2001, s. 286].

67 Helena Synowiec, pisząc o randze języka polskiego, podkreśla: „[…] jak wynika z obserwacji szkolnej rzeczywistości – ranga języka polskiego, jako przedmiotu nauczania, w ostatnich latach znacznie się obniżyła. Obniża się również stopień poprawności językowej – wykroczenia przeciw normie językowej nie są w przekonaniu przeciętnych użytkowników polszczyzny istotne, jeśli wypowiedź jest zrozumiała dla odbiorcy. Wynika to z uwarunkowań cywilizacyjnych, których konsekwencją jest zmiana hierarchii wartości – dominują wartości utylitarne, pragmatyczne, styl życia «na luzie», bezkrytyczne uleganie modzie (także językowej). Niepokojącym zjawiskiem jest także wulgaryzacja języka (nie tylko młodego pokolenia)” [Synowiec, 2003, s. 113].

Małgorzata Bortliczek: Od A(lfabetu) do Z(drobnień).

Tuzin szkiców o języku

(Recenzja dla wydawnictwa)

Praca z dziedziny językoznawstwa (polonistyki) przedstawia i poddaje analizie kilka aktualnych i istotnych problemów związanych z używaniem języka, i to nie tylko w komunikacji szkolnej (lekcyjnej). Skierowana jest zarówno do węższego kręgu odbiorców, którzy na co dzień komunikują się z dziećmi i młodzieżą (aktu-alni lub przyszli nauczyciele, wychowawcy, ale też rodzice), jak i do wszystkich tych, którzy zauważają błędy językowe popełniane przez społeczeństwo i sami starają się ich unikać.

Praca nie jest podręcznikiem ani rozprawą naukową. Nie ujmuje kwestii kompleksowo, nie obejmuje całego systemu języka. Wręcz przeciwnie – zajmuje się wybiórczo kilkoma tematami dotyczącymi stanu polszczyzny kulturalnej, ewen-tualnie – aspirującej do tego określenia. Jej celem jest zwrócenie uwagi na nieraz pomijane aspekty kultury języka, a także interpretacja stanowisk znanych języko-znawców, autorytetów, a więc użytkowników języka, których opinie i sposób wyra-żania się uznawane są za normotwórcze. Z drugiej strony wskazuje na bylejakość tekstów, które pojawiają się w komunikacji ogólnospołecznej (w mediach, nawet w podręcznikach i w tekstach dla dzieci) i które – pomimo popełnianych w nich błędów – kształtują język najmłodszej generacji Polaków. Do piętnowanych przez autorkę pracy uchybień należy m.in. niedbałe obchodzenie się z potoczną i fachową terminologią lingwistyczną i niewłaściwa interpretacja pojęć.

Jak zostało zasygnalizowane w tytule i jak dowiadujemy się z samego spisu treści, autorka rozpoczyna swoje rozważania od poziomu dźwiękowego (fonetycznego i fonologicznego) języka, by następnie wskazać na jego powiązanie z ortografią (grafią), która – jak wiadomo – nie wchodzi w system języka, ale jest z nim związana bardziej, niż mogłoby się wydawać. Porusza się więc między mówieniem a pisaniem, między produkcją a odbiorem tekstu. Do cytatów ze wspomnianych źródeł (Bral-czyk, Bugajski, Dunaj, Gajda, Kucała, Kurek, Lubaś, Markowski, Miodek, Nagórko, Polański i in.) dodaje własny komentarz, który łączy, poszerza i wyjaśnia prezento-wane stanowiska. Ocenić należy obiektywność przedstawianych zagadnień – słowo mają zarówno językoznawcy prezentujący stanowisko tradycjonalistyczne, jak również ci, którzy przychylni są uzusowi.

Praca napisana jest w sposób ciekawy, popularny, co nie obniża jej walorów naukowych. Lekturę ułatwia przejrzysta struktura rozdziałów, skrupulatnie podana literatura fachowa.

Opiniowaną pracę oceniam pozytywnie i polecam do druku.

Doc. PhDr. Irena Bogoczová, CSc.

Wydział Filozoficzny Uniwersytetu Ostrawskiego, Republika Czeska

Recenzja wydawnicza książki Małgorzaty Bortliczek Od A(lfabetu) do Z(drobnień). Tuzin szkiców o języku

Język jest zjawiskiem społecznym, mającym szerokie zastosowanie komunika-cyjne. Powszechnie wiadomo, że jest także jednym z najważniejszych składników kultury i tradycji, bez którego jednostka ani społeczeństwo nie są w stanie funkcjo-nować w sposób pełny, wartościowy, twórczy i efektywny. Wiedza ta jednak w prak-tyce (co nietrudno zauważyć) w różny sposób jest uaktywniana.

Cechy języka ulegają ciągłym przekształceniom nie tylko wskutek transformacji społecznych, ale również – wskutek spontanicznych działań uczestników komuni-kacji na różnych poziomach wymiany komunikatów.

Jedną z cech języka jest jego elastyczność, która stwarza możliwość wchłaniania przez polszczyznę standardową różnych stylów (głównie potocznego), mód, wzorców i elementów stosowanych jako narzędzia szeroko rozumianej gry komunikacyjnojęzy-kowej. Efektem tych działań jest m.in. próba obalania reguł, zasad i norm wpisanych w ciągłość i rozwój języka, uznawanych przez użytkowników języka jako utrudnienia komunikacyjne lub zbyteczny zbiór ograniczający tempo przekazu informacji, kompli-kujący ich działanie i nadmiernie zaprzątający ich uwagę. W kontekście tego zjawiska szczególnego znaczenia nabierają głosy językoznawców. Ich apel dotyczy wypraco-wania form i strategii dbania o język w celu podtrzymania i umacniania jego statusu, wpajania szacunku do języka i ochrony przed płynącymi zewsząd zagrożeniami.

Do apelu tego w sposób (bez)pośredni włącza się Autorka książki Od A(lfabetu) do Z(drobnień). Tuzin szkiców o języków.

Jako jeden z walorów tej książki uznać można fakt, iż jest ona rezultatem edukacyj-nych doświadczeń Autorki. Kolejnym jej atutem jest przejrzysta struktura zawartych w niej esejów, pogrupowanych tematycznie. Struktura książki ułatwia odbiór opisy-wanej w przystępny sposób problematyki, mającej wspomagać i ułatwiać wartościową komunikację we wszystkich sferach życia.

Z całą pewnością eseje te przybliżają i utrwalają wiadomości lingwistyczne, ułatwiając przygotowanie do zawodu nauczycielskiego wymagającego rozległej wiedzy, w tym – wiedzy z zakresu języka polskiego. Opisane w książce zjawiska językowe, poświęcone elementarnej edukacji polonistycznej, ważne z punktu widzenia praktyki nauczycielskiej na każdym szczeblu edukacji, posłużą wszystkim tym odbiorcom – użytkownikom języka, dla których polszczyzna stanowi zasadniczy składnik i nośnik tradycji narodowej. Jestem przekonana, że po książkę tę sięgną nie tylko nauczyciele zintegrowanej edukacji wczesnoszkolnej i poloniści szkoły podstawowej, ale również maturzyści przygotowujący się do egzaminu dojrzałości, studenci kierunków huma-nistycznych oraz ci wszyscy, których narzędziem pracy jest język.

Zawarta we Wstępie myśl Autorki: Taki będzie język Polaków, jakie nauczycieli przygotowanie, będąca ideą przewodnią, motywującą Ją do napisania szkiców, jest w pełni zasadna. Należy bowiem czynnie propagować ideę, że troska o język i jego tożsamość jest ważna nie tylko dla jednostki, ale również dla całego społeczeństwa uczestniczącego w wielu przeobrażeniach aksjologicznych, kulturowych, społecz-nych, politycznych oraz obyczajowych.

dr Izabela Łuc, Uniwersytet Śląski, Wydział Etnologii i Nauk o Edukacji