• Nie Znaleziono Wyników

Dobrą połowę prac Sienkiewicza *) stanowią utwory, któreby nazwano dawniej powieścią obyczajową, a które dziś uważamy za

W dokumencie Henryk Sienkiewicz : obraz twórczości (Stron 115-127)

now,esć czy nowelę psychologiczną. W tych to utworach zazwyczaj zdradza się autor ze swe,ni ukochaniami i nienawiściami, ze swa ywi ua na filozof ją życia. I chociażby nawet należał do szkoły najzagorzalszych «objektywistów», jak twórca

P an i B ouaru

np to wtedy jeszcze zobaczymy go, odczujemy jego moralną istotę, jak / ,zuwamy ' auberta bodaj przez przeciwstawienie do nie- śmiertelme aptekarskiej duszy pana Homais... Sienkiewicz zresztą mody| objektyw! f me by*- Wszystkie jego utwory mają podkład tak f ny’ Przemkni§te s? aż nadto widocznem uczuciem. Uczucie tak bezpośrednie, tak udzielające się, że chciałoby sie niejeden

w W ht u T 1 ,W UWaŻaĆ 23 r° dzaj liryki’ kunsztownie zawartej noweh V K yCZnT CPOSU- D° takich należ^ wszystkie niema

r iCZa 0d H a n i ’ aŹ d° te8 ° ^ U c ie g o Zbioru nowel,

“ w ~

U n a s T i m m : ej f U wart° mOŻe zaznaczyć> że Sienkiewicz jest Weli J eS\ me tWÓrCf ’ to w kazdym razie jednym z twórców no- --

N o W e l a

rozWlllęła Się

U

nas lat temu kilkanaście stosunkowo

n w SanC W r° kU 1897‘ (PrzyP- wydawcy).

P o l o c k J ^ » ^ skad m ieliśm y podany rozdział.

'ytulem- , r ¡.A ‘ )- S<i W tej powieścl dwie niezrównane nowele, jedna pod

• L" k“ ' <*ru8a o P

“ " 1

Pianiczowej i .Niteczce», (Przyp.

dość nagle, odpowiadając potrzebie prasy perjodycznej i będąc nie­

jako echem triumfów noweli francuskiej, bujniej rozkwitającej w tym samym czasie. Wrtiz z Sienkiewiczem wystąpiło na pole no­

welistyki kilka wielkich talentów — Orzeszkowa, Prus i nieco póź­

niej cały szereg młodszych. Zdaje mi się jednak, że nowele Sien­

kiewicza bardzo szybko skupiły na sobie najwyższą uwagę zarówno czytających, jak i piszących. Pierwsze pięć czy sześć tomów Sien­

kiewicza zawierają niejedno arcydzieło nowelistyki, które, jak np.

Janko muzykant, Latarnik, Jamioł, Szkice węglem, wydały całe potomstwo literackie, dostarczając, jeśli nie tematu wprost, to go­

towej formy i nastroju. I odrazu w tych pierwszych utworach po­

znajemy to jakieś nieuchwytne zacięcie nowelistyczne, które spra­

wia, że nowela nie jest ani małą powieścią, ani urywkiem czy sceną rodzajową, lecz właśnie odrębnym rodzajem literackim. Bar­

dzo niewielu pisarzy posiadało w zupełności ten dar noweli­

styczny _ dar wydawania jednym tchem takiej całości artystycz­

nej, którą znów jednym tchem, jednym rzutem nastroju objąć może czytelnik. Umieli to Merimee, Turgenięw, Maupassant, Bret-Harte — do tej samej rodziny nowelistów należy Sienkiewicz. Chciałoby sie nawet upatrywać podobieństwo między np. Hania a młodzieńcza erotyką Turgeniewa. I tu, i tam młodość gorąca, rozlewna szurnij jak owe wezbrane wody wiosenne, które Turgeniew wziął za sym­

bol jednej z najpiękniejszych swych nowel. Ale znowu gdzie indziej w Bartku, w Szkicach węglem, w Jamiole odnaleźćby można po­

dobieństwa do Maupassanta, wielkiego, przy całej swej przedmioto- wości, liryka realizmu. I tu, i tam boleśnie wierna, bezlitośna obser­

wacja brutalnej tragedji życia. Tylko, że u jednego pierwiastkowa boleść przetwarza się coraz bardziej w beznadziejność i obrzydze­

nie, zamaskowane niebywałym pozorem bezstronności, u drugiego zas wylewa się w młodzieńczych wyrazach żalu i «społecznikowa- nia». Zgoła nastrój, budowa moralna, głęboka szczerość, bezpo­

średniość noweli sienkiewiczowskiej czyni ją zjawiskiem najzupeł­

niej samorodnem i rodzimem, mimo tych luźnych podobieństw W późniejszych utworach, a raczej w ich kierunku raz mistycznym p , ; rodla’ Lllx in tenebris lucet), raz archaicznym (Wyrok Zeusa, ojdźmy za Nim!) może znalazłoby się więcej mody, która i we rancji np. wydała rozmaite neohellenizmy, neokatolic.yzmy i t. p.

e to świadczy tylko o niezmiernej wrażliwości Sienkiewicza, f ° ry’ łak płochy kochanek, pieści pokolei wszystkie rodzaje P]ekna i zazdrościłby niejako innemu, gdyby sam nie dotknął

każ-Sienkiewicz.

dego tematu, każdego nastroju. Taką zazdrość, czy niecierpliwą płochość artystyczną miał Słowacki, kiedy pisał i Pana Tadeusza, i Wallenroda, i cały szereg powieści wschodnich — bo inni pisali.

Wróćmy jednak do tego, co daje nam liryka utworów sien­

kiewiczowskich. Kilka pierwszych tomów odsłoniło w zupełności moralną istotę autora. W tym znakomitym artyście poznaliśmy od- razu człowieka o silnych, wyraźnych sympatjach i antypatjach. I był w nich może raczej za natarczywy, niż niezdecydowany. Proszę przypomnieć sobie te pełne żaru, a trochę naiwne wycieczki prze­

ciwko panu Skorabiewskiemu i pannie Jadwidze w Szkicach wę­

glem i ten zlekka romantyczny realizm Jamiola, i owe znowu nieco naiwne, ale gorące ujęcie się za Jankiem. To wszystko maluje czło­

wieka bardzo młodego, ale bardzo szlachetnego i rwącego się do ży­

cia z walecznym zapałem. Wypowiedzmy nawet ten wyraz specjal­

nie nielubiany przez mydłków literackich: tendencja.

Tak jest: wszystkie utwory Sienkiewicza zawierają tenden­

cję — od Latarnika do Quo uadis? Otóż tendencja t. j. podkład czy zamiar morality autora Bartka zwycięzcy, Szkiców węglem, Janku muzykanta, Jamiola, Niewoli tatarskiej, Latarnika drga całą pełnią życia, jak serce, bije w takt z obiegiem trosk i pragnień powszech­

nych w tej dobie. Nawet to właśnie poczucie bardzo głębokie i bar­

dzo trafne tych trosk i tych pragnień daje artyście moc twórczą w kreśleniu Bartka wśród Niemców, nieporównanej rozmowy kuma z kumą w Jamiole, sceny karczemnej w Szkicach węglem, tragedji starego rozbitka w Latarniku '). Tak właśnie mocą odrazy

’) (Przypisek wydawcy): «Arcydzieło kompozycji sienkiewiczowskiej, scena główna Latarnika, mało ma równych w literaturze świata. Wyzyskał tutaj twórca bogactwo asocjacyj, wiążących się z postacią powstańca i emi­

granta, z obrazem oceanu i pojęciem Ameryki, wreszcie z Panem Tadeuszem;

bohatera swego ukazał w momencie, w którym skupia się cała treść jego bo­

lesnego a szlachetnego żywota; dał Panu Tadeuszowi czytelnika idealnego, a Skawińskiemu do rąk włożył idealny, jakby dla niego stworzony poemat;

tę prostą, a jednak wyjątkową scenę uczynił punktem zwrotnym losu równie wyjątkowego, jak typowego — i niczem nie oddalając się od bezwzględnej rzeczywistości, wzniósł ją do wyżyn symbolu tragedji narodowej. A zarazem zmusił czytelnika, by widział owego starca wyniosłego i ową latarnię morską, daleką, samotną, i owe fale, o wyspy bijące — i by widział również owe ma- rzenia-wspomnienia, co z lat niepowrotnych i z ziemi odległej, a tak bliskiej, przyszły do latarnika-powstańca, melodją tęsknych wierszy mickiewiczow­

skich znęcone». (Juljusz Kleiner: Artyzm Sienkiewicza, w zbiorze wrażeń i szki­

ców p. t.: Sztychy, Lwów 1925, str. 160). — Por. nadto podany poprzednio sąd Zdziechowskiego.

lub mocą sympatji powstają postacie Zołzikiewicza, Rzepowej, Bartka, należące do najznakomitszych w galerji sienkiewiczowskiej.

Tu również możnaby twierdzić, że nawet później, nawet prowa­

dząc czytelnika przez wszystkie zgrozy neronowskie, nie dał Sien­

kiewicz tak przejmującego momentu, jak owa scena uśmiercenia

«niebogi» Rzepowej przez Rzepę.

Czytelnik zapewne zrozumie, że kiedy tu mówię o tendencji w sztuce i podnoszę jej wpływ na sam przebieg artystycznego two­

rzenia, to nie powodują mną względy na «postępowość», ani na

«wstecznictwo» autora. I że nie chodzi tu o zamaskowanie po­

chwały czy nagany za przynależność artysty do tej czy innej «frak­

cji» przekonań. Tu chodzi li tylko o p s y c h o l o g i c z n ą stronę faktu: o stwierdzenie tego, że żywioł etyczny, podkład nie obojęt­

ności, lecz właśnie głębokiej wrażliwości moralnej, od pierwszych utworów przenika roboty Sienkiewicza. Powiedziałbym, że jest to nawskróś słowiańska organizacja (na wzór zresztą greckiego ideału), organizacja, w której zmysł moralny zdwaja potęgę twór­

czą. To nie «zwierciadło, odbijające podróżnych i drogę», jak okre­

ślił, romans pewien Francuz, to raczej dalsze, doskonalsze dążenia życia samego, jak u romantyków naszych, jak w głęboko słowiań­

skiej twórczości Tołstoja. Organizacje takie dają życie dziełom wiel­

kim i ważnym dla świata pod warunkiem zupełnej, wprost kapłań­

skiej s z c z e r o ś c i .

Otóż ten warunek ziszczonym jest w nowelach Sienkiewicza.

Tu ta młodsza dusza oddaje się nam ze wszystkiem, co ją nurtuje, i udziela nam swego drżenia, swoich bólów. A ponieważ jest to istotnie jeszcze bardzo młoda dusza, zwłaszcza zaś niedoświadczony, choć genjalny artysta, więc ta jej szczerość bywa nawet czasem niezgrabną — wtedy np. gdy peroruje zamiast tworzyć. Ale to nie szkodzi; mistrzostwo przyjdzie wraz z dojrzałością zupełną talentu i wypięknieniem duszy.

Antoni Potocki

(«Henryk Sienkiewicz» — w tomie: «Szkice i wrażenia literackie», Lwów 1903, str. 25—31).

Osobną kartę w twórczości Sienkiewicza tego okresu stanowią dwa obrazki: Z pamiętnika poznańskiego nauczyciela i Bartek zwy­

cięzca. Mały chłopczyna, wytężający wszystkie swe siły, aby podo­

łać naukom, wykładanym w niezrozumiałym dla niego, obcym ję-

8-zyku, bo otrzymaniem złej noty mógłby zasmucić chorą matkę — i padający ofiarą tych nadmiernych wytężeń, silny, ale naiwny Bar­

tek, oddający Prusakom w czasie wojny francuskiej wielkie usługi, a potem prześladowany wraz z rodziną przez tych, za których krew przelewał — to dziecko i ten chłop poznański to jedyne postacie, w których Sienkiewicz dotknął stosunków naszych pod rządami za- borczemi i przedstawił artystycznie prześladowanie żywiołu pol­

skiego przez Niemców w dobie obecnej. Później wspomni jeszcze o tych stosunkach w liście do br. Suttnerowej — ale jako materjał artystyczny ucisk nasz, nasza niewola przestanie istnieć dla niego zupełnie. W tych dwu drobnych obrazkach występuje patrjotyzm Sienkiewicza po raz pierwszy i — dotychczas — ostatni bezpośred­

nio, bez żadnych obsłonek satyry lub alegorji — one też zamykają najsympatyczniejszy dla nas okres jego działalności, w którym błyszczą takie perełki najczystszej wody, jak Latarnik.

Tadeusz Pini

(«H. Sienkiewicz jako pisarz narodowy i artysta», Tarnów 1901, str. 6—7).

Pomiędzy Bez dogmatu a Połanieckimi, Połanieckimi a Quo uadis, kilka rzeczy mniejszych, powiastek, lub tylko obrazków. Naj­

większa z powiastek, Ta trzecia, jest w swoim rodzaju rzadkością.

Sienkiewicz jest pełen świetnego humoru i używa go w najpoważ­

niejszych swoich dziełach, a nawet w najsmutniejszych (początek Szkiców węgłem). Ale obrazek, choćby mały, w całości humory­

styczny, jak doskonała Komedja pomgłek, jest u niego zawsze wy­

jątkiem, czy może przypadkiem. Ta trzecia jest nawskróś i w ca­

łości humorystyczna; jest taką w samem zasadniczem pojęciu two­

rzonych figur i scen. Autor obrał sobie jakiś punkt, z którego wi­

dzi komiczną stronę każdej osoby i każdego stosunku. Dla dam jest łaskawszy, choć nie można ręczyć, czy nie uśmiecha się ironicznie nad panią Heleną i panną Ewą, z których się głośno i wyraźnie nie śmieje. Ale mężczyźni są śmieszni bez wyjątku, nawet kiedy sym­

patyczni i nie głupi. Dickens miewa często ten sposób patrzenia i tworzenia; Sienkiewicz ma go w tym jednym razie. Z wielkim skutkiem, skoro powieść bardzo zabawna miała powszechne i za­

służone powodzenie, z wielką sztuką także. Niezmiernie subtelnie wprowadzony jest ten pierwiastek humoru i ironji w głównej

fi-gurze młodego malarza, który sam spisuje swój mały pamiętnik, wesoło, z fantazją, ale bez żadnej nad sobą samym krytyki; a za nim stoi, jego rękę prowadzi Sienkiewicz i co chwila daje poznać, co myśli o tym wartogłowie, który talentu ma może bardzo dużo, ale nie ma porządnie w głowie. Czy zdarzają się takie natury mię­

dzy artystami? Być może; ale mniejsza o to. W powieści świetnie wygląda ten miody chłopiec z dobrem sercem, a żywym umysłem, który zdaje się mieć w sobie coś z ptaka. Jak ptak lata bez celu, z gałęzi na gałąź, kontent, że lata, że słońce świeci, że on sam młody, bez troski, bez myśli, bez celu. Owszem w ptaku znalazłoby się może więcej statku, niż w nim. Ptak, kiedy buja w powietrzu, szuka mu­

szek, ptak buduje sobie gniazdko przemyślnie, starannie, ma tylko instynkt; ale przecie za tym instynktem idąc, czegoś chce i robi wszystko w jakimś celu. Ta dziwna istota ludzka zna tylko po­

pędy, zachcenia, wrażenia i idzie za niemi ślepo, bez myśli, bez troski, bez próby i chęci nawet świadomego zdania sobie sprawy z tego, co czuje lub robi. Czy popęd jest uczuciem, czy zachcenie jest wolą, o to on nie pyta sam siebie nigdy; a czy dzisiejsze wra­

żenie będzie takiem samem jutro, o tern myśleć nie warto. Dziś ono jest, a więc trzeba go używać, albo mu dogodzić; a co jutro będzie, to się jutro pokaże, i znowu zrobi się to, do czego popchnie popęd, zachcenie, albo wrażenie. W tym chłopcu miłym, pełnym samorodnej fantazji, który swoje myśli i wrażenia oddaje takim oryginalnym, zabawnym stylem, w swoich spostrzeżeniach ma wiele dowcipu, w swoim temperamencie nieoceniony dar wesoło­

ści, tkwi przecież głęboko ukryte, ale ostre żądło satyry. Wszystko to dobrze, i ze wszystkiem ci nawet do twarzy, dopókiś ty młody i sam na świecie, wolny jak ptak w powietrzu. Ale jak przyjdzie wiek dojrzały, jak przyjdzie rzeczywistość życia ze swojemi obo­

wiązkami i frasunkami, co ty poczniesz, jakim będziesz, jak sobie dasz rady, kiedy masz naturę ptaka? Zaręczyłeś się z jedną, bo ci się podobała, sam nie wiesz z czego; zerwałeś z nią, bo ci się nie podobał jej ojciec, a przed zerwaniem jeszcze odpodobała ci się ona sama, znowu nie wiesz dlaczego. Zakochałeś się w jakiejś dru­

giej, zapaliłeś się jak słoma, a tego samego dnia czy nazajutrz klę­

czałeś u nóg trzeciej i sam nie wiesz, jak się z nią ożeniłeś. Ta biedna żona, która się w tobie kochała oddawna, ten syn, który ci się u rodził w W e r o n i e (w przejeździe oczywiście, boś nie po­

myślał o tern, żeby żonie na słabość obmyśleć stałe i wygodne miej­

sce pobytu), ta żona i ten syn, kto wie, czy nie będą mieli wiele do

cierpienia z twojego powodu. Kiedy ona po nocach czasem pła­

cze, ty myślisz, że dawna aktorka tęskni za teatrem i za oklaskami?

Oby tak było. Ale mnie się zdaje, że ona płacze, bo się boi, bo mędrsza i lepsza od ciebie, pyta, jaka przyszłość czeka ją i dziecko z takim szaławiłą, jak ty.

Dlatego powieść, choć do końca wesoła i śmiejąca, przy końcu zostawia czytelnika pod wrażeniem raczej przykrem obawy o tę biedną kobiecinę, która kochała długo, ufnie i bardzo, a może lada dzień ujrzeć się na ruinach tego szczęścia, które spadło na nią tak niespodzianie.

Może zresztą wrażenie to tylko osobiste i mylne, a w każ­

dym razie powstaje ono późno, pod koniec powieści dopiero, i nie maci wesołego opowiadania swoim smutniejszym tonem. Początek zwłaszcza jest nieoceniony jako żywość figur i jako humor. Młodzi malarze na poddaszu, Światecki ze swoją niesforną czupryną i swoim sposobem wystraszania właściciela domu, kiedy ten nie­

szczęśliwy przychodzi upominać się o pieniądze, kontrast ponu­

rego" niby humoru Świateckiego z pogodnym, słonecznym humo­

rem Magórskiego, historja żydów siedzących do obrazu, kompanja młodych malarzy, obchodzących triumf kolegi, a wśród tego wszyst­

kiego dopiero pan Susłowski ze swoją powagą i swoją głupotą (Nie­

miec nazwałby go ideałem filistra), jego patetyczna żona, jego gą­

ska córka, scena zaręczyn, ciotki na kanapie, Światecki w tym świę­

cie dla siebie wielkim — to wszystko mogłoby konającego jeszcze pobudzić do śmiechu. Rzecz staje się cokolwiek mniej zabawną, odkąd się komplikuje poważniejszemi sytuacjami i wdzięczniej- szemi niby figurami. Czy mamy wierzyć w urok pięknej, młodej wdowy Ukrainki, czy też wolno nam śmiać się z niej? Nam ta Ukrainka wydaje się chorą na fałszywą poezję, i udającą. Zdaje nam się, że znalazłaby się w swoim elemencie na «florenckich wie­

czorach» pani Osnowskiej, i podobałaby się pani Broniczowej z Połanieckich. Z biednej Ewy nie mamy najmniejszej ochoty się śmiać; z sympatją i uszanowaniem patrzymy na uczucie, jakie ma do swego kochanego Władzia, z obawą na jej los przy Władziu.

Ale właśnie dlatego od chwili, jak odkrywa się jej miłość, a na­

stępuje zamężcie, nie możemy już śmiać się tak szczerze, tak całą gębą, jak przedtem. Darowalibyśmy chętnie i Ukrainkę, i Ewę, i przebranego dziada, i Ostrzyńskiego, byle mieć zato więcej Su- słowskich, więcej żydów, więcej gospodarza, więcej Świateckiego, który na szczęście ożeniony z dawną narzeczoną przyjaciela i przez

nią wycywilizowany i uczesany, kończy powieść tę wesołą nutą, która w środku była trochę przycichła.

Przeciwstawieniem do Tej trzeciej jest Lux in tenebris. Tam, to życie artysty w blasku i uszczęśliwieniu młodości, talentu, sławy, powodzenia, miłości, czy miłostek; pieniędzy niema, a czasem może nawet chłodno i głodno, ale zato tyle jest rzeczy dobrych i mi­

łych, że życie śmieje się do szczęśliwego młodego artysty. Tu, to samotność po najboleśniejszej stracie, opuszczenie, niedostatek, choroba, bez jednej dobrej duszy, któraby dała choć trochę współ­

czucia, starania, ulgi; to nieszczęście artysty w całem strasznem znaczeniu tego słowa. Biedny rzeźbiarz, który od lat tęskni za utra­

coną żoną, a teraz umiera z nędzy, miał talent, mógł być sławnym jak inni, ale choć nieszczęście talentu nie złamało doszczętu, to niedostatek, a później choroba nie dały tworzyć, wykonać pomy­

słów. Bolesny, aż nadto może bolesny i rozdzierający jest widok tego nieszczęśliwego. Ale wśród tego przychodzi to, co stanowi samą istotę i wielką oryginalność tego pomysłu. Umierający ma­

rzy o siostrze miłosierdzia; jak lepiej byłoby mu pod jej opieką!

I budząc się, widzi ją przy swojem łóżku, widzi w izdebce słońce, którego dawno nie widział, lepiej mu, miło mu; siostra miłosier­

dzia nawet z rysów przypomina mu zmarłą żonę... to nie rzeczy­

wistość! To ostatnie myśli i pragnienia ziemskie łączą się z pierw- szemi radościami duszy już wyzwolonej z ciała, tak, że nie wie­

dzieć, gdzie się tamte skończyły, gdzie się te zaczęły. Śmierć ciała nie jest śmiercią duszy, i ona snuje dalej ten wątek uczuć i myśli, które stąd z sobą zabrała, tylko snuje go w błogości, w uszczęśli­

wieniu, w zachwycie. To przejście z życia do śmierci, które dla du­

szy nie jest ani przerwą, ani przemianą, to pomysł niezmiernie oryginalny i bardzo pięknie wykonany.

Artystą także, nieświadomym, nie kształconym, ale artystą do szpiku kości, prawdziwym, zdolnym natchnienia, jest Organista z Ponikły. Nic ładniejszego, misterniejszego, zręczniej zrobionego, jak sposób, w jaki natura artystyczna, wrażliwość, namiętność mu­

zyki przebija się przez proste, nieuczone słowa tego wiejskiego or­

ganisty; a to, co się w nim dzieje, kiedy przy sumie gra, a jego mu­

zyka z dymem kadzideł i chórem modłów leci gdzieś do nieba, to, naszem zdaniem, jedna z rzeczy tak pięknych, że u Sienkiewicza nawet, choć równych może być wiele, choć jest wiele świetńiejszych i na skalę nierównie większą, piękniejszych znajdzie się chyba mało. Drobiazg; kilkanaście wierszy ledwo, ale porywające. I

cze-mu ten biedny chłopiec kończy tak scze-mutno? Tak cze-mu dobrze, taki jest szczęśliwy. Kanonik przyjął go na stałego organistę; strycharz, który przedtem córki dać nie chciał, teraz stał się uprzejmym, przy­

jacielskim, nie zezwolił jeszcze stanowczo, ale nie wzbronił nadziei.

I wśród tego szczęścia, wracając od kochanki do domu, biedak zmarzł na drodze? Są nieszczęścia w życiu, są czasem wśród sa­

mego szczęścia, to rzecz wiadoma. Ale ma się przecie jakiś żal do Sienkiewicza, że temu chłopcu nie pozwolił być szczęśliwym, a czy­

telnikowi cieszyć się jego szczęściem. Nieszczęścia się zdarzają, ale niezawsze znowu ludzie marzną, idąc z jednej wsi do drugiej, w noc mroźną wprawdzie, ale jasną i bez wiatru, jak niezawsze wilki zjadają dzieci, które w lesie zasnęły. Nam się zdaje, że Klon mógł zajść zdrowo do Ponikły, a powieść i jego figura nie byłyby na tern nic straciły z tego wielkiego wdzięku, jaki w nich jest; zdaje nam się, że to nieszczęście niekonieczne, przypadkowe, to ślad czy resztka tego pesymizmu, który u Sienkiewicza młodego zjawiał się często, a od Jamiola już się nie był odzywał.

Pełne smutku, ale pełne prawdy także, niedociągane umyśl­

nie do końcowego efektu, ale przejmujące silnem i bolesnem wra­

żeniem przeciwieństwa, jest U źródła. Młody urzędnik na skrom­

nej posadzie kochał młodą panienkę; rodzice odmówili, bo nie był dość dobrą partją. Żal jego jest bliski rozpaczy. Ale nazajutrz, czy za dni parę przyszedł ojciec panny, powiedział mu wręcz, że sie rozmyślił, że się przekonał, że córka tęskni i cierpi, a więc niech

nej posadzie kochał młodą panienkę; rodzice odmówili, bo nie był dość dobrą partją. Żal jego jest bliski rozpaczy. Ale nazajutrz, czy za dni parę przyszedł ojciec panny, powiedział mu wręcz, że sie rozmyślił, że się przekonał, że córka tęskni i cierpi, a więc niech

W dokumencie Henryk Sienkiewicz : obraz twórczości (Stron 115-127)