• Nie Znaleziono Wyników

KRYTYKA IDEOLOGJI SIENKIEWICZA

Powieść Henryka Sienkiewicza jest niewątpliwie jednym z najbardziej ustalonych w sobie i zakończonych typów artystycz­

nych. Posiada ona cechy sobie tylko właściwe. Można o niej mó­

wić tak, jak się mówi o powieści Tołstoja, Turgeniewa, Balzaka. Ma ona swoją własną estetykę, swój własny styl artystyczny. Jest przy- tem w wysokim stopniu dla ogółu naszego charakterystyczna. Nie- darmo rozkochała się w niej cała polska publiczność. Niedarmo zachwyca się nią umysł tak rdzenie polski, jak Witkiewicz. Nikt mnie nie posądzi o stronność i uprzedzenie na korzyść Sienkiewi­

cza, tem swobodniej mogę powiedzieć, że są w jego powieści c e- c h y, które napotykamy u takich klasyków polskiej literatury, jak Kochanowski i Fredro. Być może najgłębszą z tych cech jest jakaś dziwna ufność. Jest nienaruszona i zasadnicza wiara w dobro świata i pogodę. Zastanawiać się nad źródłem tej właściwości du­

szy polskiej nie będę tu. Tego rodzaju syntezy są zarówno łatwe, jak niepewne. Analiza zaś byłaby filozofją całych polskich dziejów.

Dość wziąć do ręki jakiekolwiek opowiadanie Sienkiewicza, dość

odświeżyć w pamięci wrażenia doznawane przy czytaniu jego pism, aby zrozumieć, o co mi idzie. Odrazu ogarnia nas niezmiernie swoj­

skie powietrze. I wydaje się nam, że wszystko inne śniło się nam.

Śniły się zwątpienia, zawody, walki i gorycze, śniły mi się moje artykuły o Sienkiewiczu *). Wszystko to było jakieś nieporozumie­

nie. Jakże to takiej Maryni Połanieckiej wytłumaczyć istnienie walki klas i coś wogóle tak stającego się dopiero. To się staje, ma być, jest niepewne, a tu już jest, jest ciepły, zaciszny dom, jest w kącie stara zbroja; pies wygrzewa się pod kominkiem, drzewo pali sie z miłym trzaskiem, pod gankiem parskają konie, gwiazdy skrza, śnieg chrzęści. Kulig! kulig! kuligiem na pasterkę. Bóg się rodzi! moc truchleje! Czy istnieje jakaś rosyjska rewolucja, czy istnieje siny trup Kasprzaka, wszystko to sen, nieprawdopodobny sen. W umyśle Sienkiewicza cała sfera bytu, cała forma życia, cała szlachetczyzna polska wyżłobiła swoje formy tak, że może on wi­

dzieć świat tylko przez ich pryzmat i wszystkiego, co się z temi formami nie godzi, nie widzi. Sienkiewicz stylizuje? Nie, on sty­

lowo czuje. On żyje, oddycha stylem szlacheckiego życia. Dlatego też gdy on coś zobaczy, powie, opisze, czujemy się nagle jakby przeniesieni nagle w kraj wspomnień, do prawdziwej ^ ojczj zny.

Dlatego też książkę jego czyta się z tem samem uczuciem, z ja­

kiem sie wracało do domu rodzinnego. Tu niema zagadnień, niema walki, wszystko ma sens. Tu jest ciepło i zacisznie. Tu każde po­

jęcie jest nasze własne. Tu nic nas nie kaleczy, nic nie wyrywa, nie szarpie. Tu jest nasz świat. I to jest czar Sienkiewicza. Społe­

czeństwo nagle zapomina o wszystkich walkach, zadaniach, pra­

cach, nagle widzi się zadomowionem, bezpiecznem. Ulegają temu czarowi najbardziej sterani, bezdomni, nie można mu się oprzeć.

Ten człowiek nazywa przedmioty temi samemi imionami, jakiemi nazywała je pastunka. Sienkiewicz urodził się klasykiem, ale uro­

dził się klasykiem warstwy, znajdującej się w upadku. I dlatego jego widzenie świata skończone, zamknięte, jasne, stało się od po­

czątku kłamstwem, kłamstwem tem niebezpieczniejszem, że było źle pogrzebaną, źle przezwyciężoną prawdą przeszłości. Dlatego też odrazu występuje druga cecha artyzmu Sienkiewicza. Jest on skoń­

czonym przez ograniczoność, plastykiem przez ślepotę, artystą przez i) Brzozowski drukował w «Głosie» warszawskim w r. 1903 szereg arty­

kułów, będących ostrą filipiką przeciw Sienkiewiczowi. Tło wyrażonych tam sądów znajdziemy w dalszym ciągu tego w parę lat później napisanego stu- djum. (Przyp. wyd.).

bezwiedny egoizm. Gdy rodzi się człowiek, któremu jest d a n e widzieć to, co jest typowem w jego warstwie i jej stosunkach, gdy ta warstwa sama, czy naród cały żyje, rozwija się, człowiek ten daje kształt skończony rzeczywistości, bo ją najlepiej widzi. Sien­

kiewicz, klasyk warstwy, której cały byt ulegał rozkładowi — da­

wał kształt skończony — gdyż rzeczywistości nie widział. Dlatego dziełom jego brak wagi, dlatego jego Grecja jest Alma Tademy — nie Homera.

Źle rozumie psychologję klasowości ten, kto przypuszcza, że w takich przykładach całkowitego zrośnięcia się jednostki z war­

stwą, w takich wypadkach, gdy wszystkie formy, jakiemi rozpo­

rządza myśl i życie umysłowe danego człowieka, są wiernem od­

biciem form życia klasy, jej sposobów czucia — może być mowa o wyborze, tendencji. Sienkiewicz w młodości na krótką chwilę usiłował zrozumieć nowy, stający się naokoło świat, ale właściwie wmawiał tylko w siebie, że stoi na jego punkcie widzenia. Podrwi­

wać sobie z kazania księdza, prawiącego mieszkańcom Baranich Głów o katarach, wyszydzić Zołzikiewicza, ulitować się wreszcie nad Rzepową, to wszystko nie przekraczało granic szlacheckiego intelektu i światopoglądu. Ale odczuć piękno życia takich Rzepów, zrozumieć ich radość i smutki, przemierzyć wszystkie wartości świata ich żylastą dłonią — to była inna sprawa. Sienkiewicz, o tem przekonany jestem najzupełniej, szczerze usiłował wmówić w sie­

bie światopogląd demokratycznego liberalizmu, ale odrazu rzucały mu się w oczy jego dysharmonje. Sylwetka mistrza-demokraty wy­

dawała się taka nędzna, taka nikła, śmieszna na tle tego gotowego świata, w którym każdy gest był zrozumiały, rodził się bez namy­

słu. Ten nowy świat istniał dla Sienkiewicza jako myśl, jako idea, jako frazes. Świat szlachecki był światem jego oczu i serca. Myśl musiała nieustannie przypominać o sobie, ale gdy szukała potwier­

dzenia, ani oko, ani serce nie było w stanie go znaleźć: żyły bo­

wiem wyłącznie w świecie, któremu myśl rokowała krótkie życie.

Myśl, ale co to jest myśl? Kto ją wygłasza; oko widziało tylko de­

klamującego, unoszącego się i besztającego mistrza. Ta karykatura miałaby przeważyć ten spokój, tę logikę przemawiającą do oka.

To nie miałoby zdrowego sensu. To też Sienkiewicz musiał otrzą­

snąć z siebie ideologiczną, czy frazeologiczną warstewkę liberal­

nych, pozytywnych haseł. Trylogja musiała powstać w nim, jak ży­

wiołowy wybuch prawdziwej natury, jak wyzwolenie żywego czło­

wieka z pod władzy idei, pojęcia, słowa. Sienkiewicz przed Trylogja

napisał utwór, który prawdopodobnie przeżyje inne jego pisma, Latarnika. Latarnik narodził się w duszy pisarza nietylko z tęsknoty chwilowej, przemijającej, wywołanej oddaleniem od kraju. Współ­

brzmiały tu wszystkie uczucia żalu po świecie, do którego ciągnęło serce. Ale świat ten nie zostaje skreślony w sposób zacieśniający jego znaczenie. Jest światem, do którego wzdycha, po którym pła­

cze, do którego wyrywa się marzeniem, rozpaczą — cała bezdomna, osierocona Polska. Dzisiaj wyda się to oczywiście paradoksem, po­

mimo to jest dla mnie rzeczą pewną, że Latarnik jest tym jedy­

nym momentem, w którym dusza Sienkiewicza stopiła się z duszą narodu. Pamiętajmy, że było to stopieniem się w uczuciu żalu, bólu i smutku, nie twórczej siły. Przyszłe pokolenia wybaczą dla bez­

granicznej naiwności — bluźnierstwo tych, którzy Sienkiewicza ze­

stawiali z Mickiewiczem. Mickiewicz duszę swą wydzierał indywi­

dualnym upodobaniom, smutkom, bólom, zlanie się z narodem osiągnąć pragnął przez przezwyciężenie w sobie całej indywidual­

nej przypadkowości, aby wykształcić w sobie m i ł o ś ć tego, co na­

ród kochać powinien, aby żyć. Mickiewicz nie we własnej naturze, nie we własnych pociągach artystycznych, ba, nawet nie we wła­

snym smutku i boleści — szukał przyszłości narodu, on duszę swoją zwolna i codzienną pracą przekuwał, przetwarzał, aby nie mieściła w sobie nic prócz tego, co narodowi życie zapewnić może. Czy droga od Pana Tadeusza, od tego rozkochania się oka i serca w zie­

leni gajów i łąk litewskich, od tego welgnięcia duszą całą w kraj wspomnień i przeszłości — do samotności, do zmagania się nie­

ustannego w okresie wygłaszania k u r s ó w l i t e r a t u r y , lun w roku 1848 była łatwa i prosta? Ale prawda, my przywykliśmy przecież tę bolesną i świętą pracę odrodzenia wewnętrznego, te po­

wtórne narodziny z ducha — uważać za zaciemnienie genjusza. My wyrzucamy genjuszowi, że zamiast po przeszłości płakać, zamiast wyczarowywać jej obrazy, starał się stworzyć w sobie człowieka przyszłości. Mickiewicz zerwał z obecnością drogich sercu kształ­

tów, aby wejść na drogę samotną, na której wypracowuje sobie człowiek nowe serce, nową myśl, nową wolę. Czy rozumiecie? Nie- dosyć jest kochać coś do szaleństwa nawet, niedość jest widzieć coś w pięknie i słońcu, niedosyć jest słowem wyczarowywać kształt mi­

łości swojej, trzeba się pytać jeszcze, czem jest moja miłość, jaką ma wartość to, co ja kocham, jaką ma cenę kształt, który mnie szczęściem napawa. I jeśli myśl i wola wydadzą wyrok, w proch rozbijający nasze ukochanie, trzeba się wyrzec ich, wyrzec dla na­

giej i surowej idei obowiązku, bo trzeba lat męki i pracy, lat licz­

niejszych, niż życie pojedynczego człowieka, nim narodzą się w nas organy duszy, zdolne widzieć nowe ukochanie. Widzieć nie jako obecność realną, lecz jako kształt, idealny choćby tylko. Trzeba wy­

rzec się kształtu znanego, jak serce własne, dla obowiązku, który nie obiecuje nic, każe tylko serce rozkrwawić i miłość swą porzu­

cić, poniechać zieleń pól i szumy fal zbożowych i poprzez piaski iść i patrzeć w szarą pustkę bez myśli i bez wiedzy, ażali jest gdzie jakie słońce, czy jest gdzie ptaków śpiew, czy szumi zieleń drzew, czy świeże tchnienie wód nagrodzi kiedy ból, obmyje z czoła trud Trzeba iść, nie zważając na wyrzuty, na szyderstwa tych, którzy nie rozumieją, a tylko czują, że odebrane im zostało coś rzeczywistego i nic im dać nie można, prócz nakazu mąk. Trzeba przetrwać ka­

mienne spiekanie się serca i osypywanie się wszystkich myśli i oschłość wszystkich uczuć. Wyrzec się pamięci i nie znać swej nadziei. Przez to przeszedł, to zmógł, zniósł Mickiewicz, a przecież Pan Tadeusz nie jest chyba mniej pełny, soczysty, jasny, niż Try- logja. A przecież Mickiewicz ze światem Pana Tadeusza zerwał i po­

został sam na paryskim bruku z obowiązkiem swoim i pracą.

A przecież Mickiewicza nie otaczał ten nowy stający się świat, tak jak Sienkiewicza. Mickiewicz zerwał z rzeczywistością widzialną, aby móc P r z y s z ł o ś ć tworzyć. Sienkiewicz zamknął oczy na żywą teraźniejszość, oślepł na budzące się naokoło nowe życie, ogłuchł na straszliwy ból walki o nie, aby tylko nie utracić piękna, w którem rozkochało się serce jego. Mickiewicz wyrzekł się sztuki dla prawdy swojej, Sienkiewicz nie postawił nawet przed sobą tej alternatywy. Poszedł za popędem natury własnej. Jeżeli indywi­

dualizmem jest dogadzanie sobie wbrew światu — to Henryk Sien­

kiewicz jest najkonsekwentniejszym polskim indywidualistą. Jest solipsystą, bo zamknął się ze swojem widzeniem świata i na niem poprzestał. Jeżeli dekadencją jest niezgodność podporządkowania uczuć swych wymaganiom pracy i życia, to jest on najdoskonal­

szym typem dekadenta, pogrążonym w niemoc swą jak w ciepłą kąpiel. Jeżeli idealizmem jest wierzenie sobie wbrew światu, to roz­

różniajmy przecież idealizm obowiązku Mickiewicza lub Fichtego od idealizmu wygody własnej Sienkiewicza. Ironja bolesna w swej krańcowości. Ci sami ludzie, którzy biorą na serjo «idealizm» Sien­

kiewicza, rozprawiają o egoizmie Słowackiego. Chciałbym poruszyć tu pewną sprawę oddawna mnie już zastanawiającą: sprawę sto­

sunku, zachodzącego pomiędzy Sienkiewiczem a Słowackim. Jest

on istotny i niezaprzeczalny. Płoszowski jest minjaturą i karyka­

turą «wielkiego Julka», jak podoba się nazywać Słowackiego na­

wet p. Gawalewiczowi. Ale nie o tę stronę sprawy mi tu idzie. Je­

żeli był poeta rozkochany w świetności i połyskliwości polskiej przeszłości, jeżeli był poeta, dla którego przeszłość ta przybierała formę jakiegoś promiennego, tęczowego cudu, to był nim Słowacki.

Cała praca duchowa Słowackiego, cała walka duszy i myśli, wyra­

żona w Królu Duchu, w Genezis z Ducha, w liście Do księcia Adama Czartoryskiego — miała na celu dopatrzeć się głębokiej prawdy dziejów naszych, prawdy ducha polskiego. Prawdy, któraby była uprawnieniem tego zachwytu, rozkochania, jakiem płonęła dusza poety. Słowacki usiłuje uzasadnić piękno, usiłuje dowieść, że jest życiem, usiłuje odnaleźć treść duchową, kryjącą się poza niem i przebłyskującą przez nie. Tworzy nową m e t a f i z y c z n ą mito- logję dziejów polskich. Jak dalece nie wystarcza mu własny za­

chwyt, tak dalece potrzebuje dowieść, że piękno jest prawdą, że jego widzenia przeszłości, widzenia Polski nie są omamieniem. Pamię­

tamy wszyscy ten obraz z Króla Ducha aniołów, porozumiewają­

cych się pomiędzy sobą grą tęcz i połysków. Dla Słowackiego wi­

zja poetycka staje się takiem samem rozbłyśnięciem ducha naro­

dowego, przeniknąć usiłuje poza nią, doszukać się treści, którą wy­

raża. Piękno jest dla niego językiem ducha, on chce zrozumieć sens jego mowy. Dlatego obrazy jego ducha są tak powietrzne, dlatego tak nieustannie rozpryskują się jak miraże, ustępując miejsca no­

wym. Duch świata, duch narodu, duch dziejów objawić się może duszy pojedynczej przez piękno. Ale żadne pojedyncze piękno go nie wyczerpuje. Więc nieustannie nowem ku nam łysk a1). Sienkie­

wicz zatrzymuje się na samem widzeniu, nie szuka i nie bada. Do­

brze mu jest z niem, więc je przyjmuje. Gdy człowiek uważa za ostateczny sprawdzian prawdy, dobra, piękna, poczucie zadowole­

nia, spokoju — oddaje życie swoje na los przypadku, pozbawia się sam dobrowolnie związku z treścią wewnętrzną świata. Dla czło­

wieka czynu i przyszłości dobrem jest to, co wywalczył on, dobrem jest to, co stanowi zdobycz jego pracy. Czuje się on zadowolonym, gdy praca jego rozwija się i rośnie. Umie on wylegitymować się ze swych zadowoleń. Gdy zadowolenie jest samo sprawdzianem i podstawą sądów, narzuca się nam ono jako fakt zewnętrzny.

0 Do sądu Brzozowskiego o Słowackim por. jego «Filozofję romantyzmu polskiego» z r. 1906, drukowaną w «Kurjerze Lwowskim» w r. 1921 i w od­

dzielnej broszurze w r. 1924. (Przyp. wydawcy).

Wiemy, że nam dobrze, i przyjmujemy to, co nas tym błogostanem darzy. Dlatego twórczość Sienkiewicza jest uznaniem siły, gotowych stosunków, mniejsza o to jakich, byleby nie naruszały jego har- monji wewnętrznej: — dlatego z dziejów naszych zrozumiał ich rozmach czysto fizyczny, dlatego jego epopeja polska jest właści­

wie karykaturą polskości, apoteozą tego wszystkiego, co było w niej najlichsze. Czy to umieli w przeszłości polskiej wyczuć i odnaleźć Lelewel, Wroński, Trentowski, Mickiewicz, Słowacki. Oni odnajdo­

wali tam zapowiedzi i założenia jakiegoś czystego ludzkiego życia, oni odnajdowali w przeszłości zawiązki i zapowiedzi syntezy, która przyszłość odległą ogarniała.) Kochali tę przeszłość za ideał w niej odnaleziony, lecz nie za to, że obraz jej cieszył ich, zadowalał, po­

dobał się im. Nie czynili oni ze swych upodobań miary świata. Fi- lozofja historji Sienkiewicza jest wyrazem i symptomatem naszego upadku umysłowego. Jest ona absolutnem zrzeczeniem się myśli wobec dziejów. Sienkiewicz przyjmuje swoje upodobania, swoje reminiscencje historyczne, nie próbując ich nawet uzasadniać. Je­

żeli istnieją tu ślady pracy, walki myślowej, to ma miejsce ona pomiędzy rojalistycznemi teorjami stańczyków a temperamentem autora. Upodobanie, pociąg osobisty wiążą Sienkiewicza z anar­

chizmem temperamentu Kmicica, myśl buduje teorje o silnej wła­

dzy królewskiej. Konflikt nie został w duszy autora rozstrzygnięty.

Sienkiewicz załagodził go tylko. Optymizm sienkiewiczowski po­

lega tu, jak zawsze, na niedostrzeganiu konsekwencji. Z chwilą, gdy wnioski, wypływające z jakiejś zasady, przesądu i t. d., które uznaje się, zagrażają innej zasadzie, którą pragnęłoby się także za­

chować, nie dostrzega się ich. Silna władza królewska mogła była powstać w Polsce jedynie na gruzach s p o ł e c z n e j potęgi szlachty, mogłaby powstać jedynie oparta na klasach społecznych, ciemiężonych przez szlachtę i powstrzymywanych przez nią w swym rozwoju. Gdy Władysławowi IV nasuwa się myśl stworze­

nia sobie takiego oparcia w kozaczyźnie, wyraża się w tern cały fa­

talizm dziejów polskich. Kozactwo ma odegrać w Polsce rolę, jaką na całym Zachodzie odegrało mieszczaństwo. Nie potrzeba chyba podkreślać całej znamienności tego faktu. Jest w nim tragizm, ale nie od Sienkiewicza przecież można żądać zmysłu dla tragizmu.

Logiką i ideą jego działalności jest przekonanie, dogmat, że tra­

gizm nie istnieje, nie może istnieć, gdyż życie byłoby zbyt cięż­

kie, a on,'Sienkiewicz, jest i czuje się przedstawicielem tych, któ­

rzy potrzebują nie prawdy, lecz pocieszenia. Pocieszenia a tout

\

prix, choćby kupionego za cenę aż nazbyt widocznych iluzyj i wmó- wień, choćby za cenę hańby i ogłupienia. Sienkiewicz pragnie być jednocześnie i na stronie króla, i szlachty, i nawet możnowładców.

Przeciwstawia on tylko dobrych magnatów złym, cnotliwych ryce­

rzy warchołom. Dlaczegóżby jednak wszyscy nie mieli stać się do­

brymi. Od czegóż istnieją księża i Święta Panienka Częstochow­

ska. Ani na jedną chwilę nie ukazuje nam Sienkiewicz przygoto­

wującej się nieuchronnie w XVII wieku katastrofy ostatecznej, nie ukazuje nam, jak dalece bezsilną okazała się Polska do zrozumie­

nia i rozwiązania zagadnień społeczno-kulturalnych, stworzonych przez wielki przewrót XVII wieku. Jeżeli dobiega tu echo wielkich, historycznych bojów, jeżeli wspomniane jest imię Kromwella, to jako straszak, którym niańki niegrzeczne dzieci płoszą. Jeżeli istnieje pisarz niezdolny do zrozumienia historji, która jest nie­

ustanną pracą i walką, która jest nieustannem rewolucjonowaniem wszystkich stosunków, to jest nim Sienkiewicz. Ilekroć dotknie się on historji, tworzy karykaturę, mimowolną i upokarzającą paro- dję. Parodją jest jego chrześcijaństwo w Quo vadis, parodją Krzy­

żacy, ta powieść z epoki, w której zakładały się podstawy wszech­

władzy szlachectwa, parodją złośliwą, upokarzającą, piekącą, jak hańba, jego Trylogja. Z epoki, w której już rozstrzygniętym był los Polski, w której stanowiła ona już paradoksalny anachronizm w Europie, z epoki, w której, wyganiając arjanów, Jan Kazimierz sprawił, że już nieodwołalnie i wyłącznie głosom Kartezjuszów, Locke’ôw, Hobbesow, Spinozów, Malebranch’ôw, rozlegającym się w Europie, u nas odpowiada wycie pijane tłuszczy, ogłupianej przez 0 0 . jezuitów, chciał wysnuć Sienkiewicz dla narodu pokrze­

pienie. Stworzył zaś przedewszystkiem igrzysko dla łyków całego świata, potrzebujących go dziś, kiedy i oni już pragną zapomnieć o powadze historji i życia — Applaudite bourgeois całego świata.

Z nędzy ojczyzny swojej, jej ciemnoty, barbarzyństwa, upodlenia wysnuwa dla was wszystkich fascynującą baśń ten jedyny w swoim rodzaju Sclavus Saltans. Czytelniku polski! Wzruszasz ramionami, gdy to czytasz. Rozdrażnia cię i rozśmiesza ta moja nieustanna przesada. Przesadą stały się dla ciebie oddawna już wymagania pracy, myśli, dziejów. Przesadą jest niewątpliwie, że ziemia obraca się naokoło słońca. Dlaczegóżby słońce nie miało się troszkę krę­

cić naokoło ziemi. Przesadą jest, że obowiązuje logika każdej przy­

jętej myśli. Przecież myśl jest we władzy twojej, a tobie nic nie przeszkodzi zatrzymać się w rozumowaniu, kiedy potrzeba. Jeżeli

polska ospałości, polski optymizmie niedołęgów, leniów, tchórzy.

Saski trąd, szlacheckie parchy nie przestają nas przerażać. Od XVI wieku już zaczyna dla nas nie istnieć to, co jest pracą ludzkości.

Od XVI wieku jesteśmy już w Europie gapiami, przyglądającymi się z paradyzu wielkiemu dramatowi świata. To, co ludzkości ży­

cie stanowiło, jej cała krwawa praca jest dla nas rozrywką. Sien­

kiewicz skodyfikował, nadał kształt estetyczny temu naszemu sta­

nowisku. Jest on klasykiem polskiej ciemnoty, szlacheckiego nie­

uctwa. Przez niego żyje w formie artystycznie skończonej aż do czasów naszych saska epoka naszej historji. Cały tragizm dziejów polskich, cała nieskończoność ofiar, poświęceń, zniesionych i zno­

szonych upokorzeń prześliznęły się po tym człowieku. Jakoś to było — jakoś to będzie — z tern hasłem wysunął się on na czoło lak zwanych historycznych warstw. Niech mi tylko nikt nie mówi 0 krzepkości plemiennej, która na zaledwie ostygłych zgliszczach straszliwej pożogi, pod obuchem wroga zdobywa się na taką po­

godę. Pogoda, płynąca z nierozumu, niepamięci, niedostrzegania, jest h a ń b ą d l a i s t o t y m y ś l ą c e j . Popularność Sienkiewi­

cza pośród warstw ludowych to z a r a z a s z l a c h e c k i e g o

cza pośród warstw ludowych to z a r a z a s z l a c h e c k i e g o