• Nie Znaleziono Wyników

Uwagi nad elekcyą przeplatane zdarzeniami dziejowemi. Żadna istytucya nie demoralizowała szlachtę i oligarchów w tym stopniu

co elekcye. Prawda, że zrywanie sejmów głównie podkopywało byt państwa, ale na to zrywanie mnóstwo powstawało głosów, złorzeczyli mu i nawet zna- chodziło się wielu, którzy je chcieli całkiem usunąć lub przynajmniej ogra­ niczyć. Lecz na elekcyą królów nikt nie powstawał, owszem każdy od naj­ wyższego do najniższego głośno wypowiadał zdanie, jakoby: elekcyą królów była źrenicą złotej wolności polskiej. Przypatrzmy się dokładniej tej źrenicy i temu złotu. Do czasu wygaśnięcia dynastyi Jagiellonów, czyli do roku 1572, elekcyj królów w prawdziwem słowa znaczeniu, nie było. Z małym wyjątkiem, jeden król po drugim następował, na zasadzie rodu i pokrewieństwa. Istotna elekcyą odbyła się pierwszy raz po zgonie Zygmunta Augusta, a odbyła się przyzwoicie i z wielkim taktem. Bo choć nasuwano kandydatów krajowych, wybrano człowieka ze znakomitego rodu królewskiego. Drugiej elekcyi Ba­ torego i trzeciej Zygmunta III. także nic pod względem polityki zarzucić nie można. Że zaszła scyssya i dwóch wybrano królów, to nic nie ma do rzeczy. Wszakże zatargi między naczelnikami państwa zdarzały się u pierwszorzędnych narodów, n. p. w Anglii, królowę Maryą Stuart dała ściąć królowa Elżbieta. Czwarta elekcyą Władysława IV. i piąta Jana Kazimierza odbyły się także przyzwoicie. Za to elekcyą szósta Michała była połączona z ogromnemi niedorzecznościami. Bo nietylko wybrano niezdarę do noszenia korony, ale i podczas wyboru zaszły haniebne sceny. Wybór Sobieskiego, jako siódma elekcyą, przedstawia się w świetle wdzięczności za odniesione zwycięstwo pod Chocimem. Następne elekcye, ósma Augusta II.; dziewiąta Leszczyń­ skiego, dziesiąta Augusta III. i jedenasta Poniatowskiego, okazują się coraz gorsze. Przekupstwo z jednej strony, a obce wojska z drugiej, oto główne czynniki tych czterech elekcyj.

Widzimy więc, że sztuki oboru dobrego i zdolnego króla nasi przod­ kowie wprawdzie nie posiadali, ale przy pierwszych elekcyach nie tracili gło­ wy, ni politycznego sumienia; lecz w miarę mnożenia się elekcyj, moralność i rozum coraz bardziej ich opuszczały. A zatem nic pewniejszego jak twier­ dzenie, że elekcye gruntownie demoralizowały całe to społeczeństwo, które

się mieniło narodem. Przytoczymy pojedyncze zdarzenia podczas elekcyi, tu­ dzież uwagi różnych pisarzy nad niemi.

Pierwsze elekcye odbywały się z wielką powagą prawie namaszczeniem. Kiedy w roku 1587 obierano między Warszawą a Wolą Zygmunta III., takie było wzruszenie, nabożeństwo i skrucha w ludziach, iż wszyscy oblali się łzami, Pana Boga o ratunek i błogosławieństwo prosząc, a potem przystą­ pili do elekcyi, jakoby do sakramentu. Była to chwila milczenia i wzdychania ku Panu Bogu z wielką uczciwością i pokorą 1). W sto czterdzieści sześć lat później, przy wyborze Augusta III. nie modlono się, ale strzelano z armat po ulicach Warszawy.

Wybór króla nastręczał sposobność do okazania wewnętrznych uspo­ sobień mieszkańców i wielkich charakterów. Na elekcyi Zygmunta III. bardzo wielu glosowało za krajowcem. Jan Łączyński, pisarz grodzki krakowski roz­ sądnie argumentował, mówiąc: »nie cierpiemy cudzoziemców na biskupstwach, dygnitarstwach, opactwach, probostwach, nawet i hajduka, a króla cudzo­ ziemca cierpieć mamy?* Inną rażą powiedział na sejmie: »króla trzeba obie­ rać jako żonę — nietylko uszyma, ale i oczyma, — bo z nim także do śmierci mieszkać, nie z posagu, ale z godności osoby.< Paweł Orzechowski, podczaszy chełmski, marszałek koła antikonwokacyjnego, wyraził się na sej­ mie elekcyjnym: »jako ubiorów, potraw i innych spraw cudzoziemskich uży­ wamy, tak i w królu cudzoziemcu przed swoim bardziej sobie smakujemy.*

Inni obawiali się krajowca osadzić na tronie dla tego, że nie będzie miał dostatecznych funduszów. Wówczas ślicznie odezwał się Jan Zborowski, ka­ sztelan gnieźnieński: jeśli o nasz dom Zborowskich idzie, niech zginiemy, niech familia nasza wyniszczoną będzie, a dobro Korony niech zostanie.*

Stary Czarnkowski wykazując w swej sejmowej mowie niebezpieczeń­ stwo, gdyby przystąpiono do elekcyi, nie uleczywszy poprzód ran zadanych Rzpltej., wyraził się równie rozsądnie jak z głęboką polityką: »lepiej być bez króla w rządzie, niźli w nierządzie z królem.* — Jeźli krajowiec będzie wybrany na króla, kanclerz Zamojski obiecywał sto tysięcy złp. a starosta lato wieki tysiąc dukatów z własnych funduszów dla niego złożyć 2).

Affekta Polaków odmieniały się ze zmianą czasu. Krwi jagiellońskiej dom, zeszedł w Zygmuncie Auguście. Zaraz się rzucili do cudzoziemców i na­ stępnie pięciu królów, jednego po drugim obrali: Henryka Francuza, Stefana Węgrzyna, Zygmunta, Władysława i Kazimierza Szwedów. Sprzykrzyli się im cudzoziemcy, zawołali na Piasta i obrali dwóch: Michała Wiszniowieckiego i Jana Sobieskiego, po którego śmierci wyprzysięgli się Piasta i znów wzięto dwóch Niemców: Augusta II. i Augusta III.

[Poklatecki, kwestye polityczne str. 55).

') Dyaryusze sejmowe z r. 1587 Kraków 1887, str. 98. 2) Tamże str. 51, 65, 103, 108, i°9, 115.

90 Rozdział V.

Elekcye odbywały się z największą nieznajomością rzeczy. Wiadomo, że r. 1697 odbyła się podwójna elekcya, jedni byli za Sasem Augustem II., drudzy za Francuzem księciem Konti. Otóż szlachta mazowiecka w swej prostocie wołała: »już pozwalamy i na Kontystę, byle był Sasem a nie

Francuzem.« (Tamże str. 34).

Pewien Włoch, który na elekcyę r. 1697 był wysłannikiem od swego Pana, tak się wyraził: »kiedy będzie który z przyjaciół jego na elekcyę się gotował, konkurując za panem swoim o koronę polską, poradzi mu: aby nic więcej nie czynił przez całą elekcyę, tylko żeby się wszystkim największym i najmniejszym nizko kłaniał, jeżeli może z nimi pił, pieniędzy nic nie dawał, tylko po trzydzieści mszy na każdy dzień odprawować kazał na intencyę pryncypała swego, konkludując, że czego te mszy u Pana Boga nie sprawią, żadna na świecie praktyka i fakcya nie sprawi, bo często i pieniądze prze-

padły i fakcye nic nie zrobiły.* (Tamże str. 35).

Na elekcyi Jana Kazimierza, gdy się wszyscy na niego zgodzili, pod­ komorzy rawski zatamował niepozwalając żadną miarą. Pytano go, co ma za racyę sprzeciwiać się powszechnej zgodzie. Odpowiedział: »nic nie mam prze­ ciwko elektowi i przeciwko zdaniu Rzpltej, chciał tylko spróbować, czy wszyscy jednego słuchają, czego-żem teraz doznał, i ja idę za ogólnem zda­ niem.

* (Tamże str. 23).

»Z powodu, że sposób wyboru króla żadnemi prawami nie byl opisany, czworakie złe wynikało dla państwa: różne i srogie fakcye podczas elekcyj, zbytnie panowanie wolności, poniżenie królewskiego majestatu i pogarda praw.*

(Pirrhis a Varillaeo, zebranie polityczne. Warszawa 1760 str. 170). » Przerzućcie różne dzieje nasze, ledwo jeden przykład wolnej elekcyi wy- najdziecie, do którejby gwałt jakowy albo podejście nie przymieszalo się.*

(Tamże str. 169). »Wolna elekcya królów, jest niepodobieństwem, jest dziwotworem nie­ ładu, jest uprzedzeniem pastwiącem się nad prawdą, jest słodkiem odurzeniem, jest igrzyskiem cudzej przemocy, jest uciskiem obywateli, jest przyczyną

rozszarpania Polski.*

(Rozwagi o królach polskich. Warszawa 1790 str. 246.) Z powodu wojny domowej między królem Stanisławem Leszczyńskim a Augustem II. powstała przypowieść pospólstwa:

»Czyj ty? — Stanisławowski, — bij go. Czyj ty? Augustowski— bij go.« Na tę przypowieść Turski, zwolennik elekcyj a przeciwnik sukcessyj- nego tronu, obawiał się, by pod ustaloną dynastyą nie mówiono: Czyj ty senatorze? Patryotyzmu. — Bij go. Czyj ty pośle? Ojczyzny. — Bij go. Czyj ty deputacie? Sprawiedliwości. — Bij go. (Tamże str. 247).

»Nieszczęśliwa korona elekcyjna, ten toć grzech pierworodny naszych magnatów, jest źródłem haniebnego upadku Polski i póki tylko w prawach naszych znajdować się będzie, choćbyśmy najlepszą formę rządu przepisali, zginiemy przez samą chciwość korony, która do tego punktu zaślepia ma­ gnatów polskich.* (Listy Kołłątaja pisane z emigracyi r. 1792, 3 i 4. — Po­ znań, 1872, tom II. str. 13).

*) Dyaryusze sejmowe z r. 1587, str. 97.

Mówiono nieraz, że charakter Polaków, Rusinów i Litwinów dużo sprzeczności w sobie zawiera, lecz nie wymieniono, że te sprzeczności zda­ rzały się i zdarzają nietylko w prywatnem, ale także w publicznem życiu. A przecież tak jest. Jednego dnia posuwać zwady i kłótnie aż do zabójstwa, a zaraz nazajutrz zalewać się łzami podczas elekcyi króla, można wielką na­ zwać kontradykcyą. Kiedy na elekcyjnym sejmie r. 1587 w dniu 13 Sier­ pnia siedmiu zabito, a ósmego Jerzego Ossolińskiego, żupnika ruskiego, szkodliwie postrzelono i o jego życiu zwątpiono, zaś dziewiąty pijany Poło- tyński, płynąc na koniu przez Wisłę dla bezpieczeństwa księcia Krzysztofa Radziwiłła, wojewody wileńskiego, utonął, zaraz nazajutrz t. j. dnia 14 Sier­ pnia na polu elekcyjnem między Warszawą a Wolą odbywał się wybór i gdy »z serdecznym płaczem i wielkiem nabożeństwem śpiewano Venicreator, nie było żadnego elekta, któryby się łzami nie oblał* 1). Toć już prawdziwa kontradykcya, jednego dnia puginałem swego przeciwnika przebijać, a za­ raz nazajutrz modlić się, płakać i szlochać.

Czterech mieliśmy królów krajowców nie pochodzących z panujących domów: Wiśniowieckiego, Sobieskiego, Leszczyńskiego i Poniatowskiego i żaden z nich nie oddał korony swym potomkom; cztery zaś dynastye pa­ nujące: piastowska, jagiellońska, Wazów i Saska przenosiły koronę z ojca na syna lub na innego krewnego, ale coraz króciej. Z piastowskiej dyna- styi mieliśmy 22 królów, z jagiellońskiej już tylko 7, ze szwedzkiej 3, z sa­ skiej dwóch jedynie.

Pacta c o n v e n t a.

Sławne polskie pacta conventa były pisemną umową czyli kontraktem między królem a narodem. Umowę tę król uroczyście przysięgą stwierdzał, że ją jak najściślej przez całe swoje panowanie pod każdym względem prze­ strzegać będzie, w przeciwnym razie uwalnia naród od posłuszeństwa. Nam rozbitkom dawnego państwa, podobny kontrakt z głową państwa i podobne upewnienia politycznej wolności, wydają się jak coś niesłychanego, prawie niemożliwego, jednak było to rzeczywiście. Jak w bardzo wielu, choćby najważniejszych czynnościach, zarówno co do pactów conventów nie było

92 Rozdział V.

ścisłego prawa, kto i kiedy miał je układać. Aż do Jana Kazimierza spisy­ wano pacta przed elekcyą, pacta zaś następnych królów były po elekcyi spi­ sane. Przy układaniu używano zwykle pactów poprzedniego króla i doda­ wano lub zmieniano wedle potrzeby. Polska była jednem państwem w całym świecie, które zawierało ze swemi obieralnymi naczelnikami podobne umowy. Przeto pacta conventa są sławne na całą Europę jako arcyważny chociaż może nie arcypolityczny sposób ugruntowania wolności. Pactami wiązaliśmy ręce królom, jednak nie zawsze ze skutkiem, albowiem August II. wbrew pactom, wydał wojnę Karolowi XII., z czego niezliczone nieszczęścia spadły na państwo.

Pacta conventa zawierały w sobie czasem oczywiste kłamstwo. Tak n. p. pacta Augusta II. 1) zarówno jak innych królów, zawierały punkt, że małżonka króla powinna należeć do wyznania katolickiego, co jest wierutnym fałszem, ponieważ Eberhardyna żona Augusta II. została do zgonu przy wy­ znaniu ewangielickim. Pacta conventa były według prawa przy rozpoczęciu każdego sejmu w senacie, gdzie także izba poselska się zgromadzała, czytane i każdy senator lub poseł mógł uwagi robić, czy król je przestrzega lub nadweręża. Czytanie to jak łatwo pojąć, było niebezpieczną bronią w rękach opozycyi, jednak rzadko z niego użytek robiono.

Do ułożenia pactów conventów, 2) mianował prymas z każdej prowincyi biskupa, wojewodę i kasztelana, marszałek zaś poselski po dwóch z każdego województwa a po jednemu z ziem pomniejszych. Spisywali zaś te pacta polską mową sześciu senatorów, a czterech posłów ze szlachty, albo zaraz na polu elekcyjnym, jak Augusta II., albo też zwykle w zamku warszawskim.

Posłowie króla wybranego, imieniem swego mocodawcy zaprzysięgali pacta conventa w kościele św. Jana w Warszawie. Królowie J. Kazimierz, Michał i Sobieski sami osobiście wykonali przysięgę. Po tym zaprzysiężeniu oddawany był królowi dyplom elekcyi podpisany przez senatorów i prze- dniejszych ze szlachty.

Ponieważ treść umowy między królem a narodem mało komu z tego- czesnych czytelników jest znaną, umieszczamy w dodatkach Pacta con- venta króla Augusta III. z d. i Listopada 1733.

Po dokonanej elekcyi i ta szlachta, którzy nie jako posły, ale z pry­ watnej ochoty, byli jej obecni, powracała do domu, stany zaś dalej obrady kończyły, naznaczając dnie na pogrzeb zmarłego króla, na koronacyę nowo- obranego, na sejm koronacyjny i na sejmiki przedsejmowe. Na polu zaś elekcyjnem pod Wolą, okopy i rowy zostały zasypane i zrównane, a szopa rozebrana lub spalona, jak wypadło.

Pogrzeb króla. — Koronacya nowego króla i królowej.—

Sejm koronacyjny.

Pogrzeb króla.

Było to właściwością w dawnej Polsce, że równocześnie z koronacya nowego, odbywał się pogrzeb zmarłego króla. Król nowoobrany nie mógł być koronowanym,. dopóki zmarły naczelnik państwa nie został solennie pogrzebany; zarówno zmarły król nie mógł być grzebany, aż nowy król został wybrany i).

Porządek w tej mierze uregulowało prawo od czasów Władysława IV. Sobieskiemu sprawiono dwa pogrzeby: pierwszy przed koronacya Augusta II. r. 1697, kiedy stronnictwo antisaskie, obrawszy królem Contiego, ciało Sobie­ skiego w Warszawie zatrzymało; drugi pogrzeb bohatera z pod Chocima, z pod Wiednia i z wielu innych miejsc, odbył się r. 1734 podczas koronacyi Augusta III. i wtedy ciało Sobieskiego z Warszawy do Krakowa przywie­ ziono. Zmarły r. 1763 August III. pochowany w Dreźnie, Poniatowski umarł r. 1795 w Petersburgu, gdzie go Rossyanie pochowali. Najstosowniejsze miejsce spoczynku dla niego. — Jan Kazimierz złożywszy koronę, wyjechał r. 1669 do Francyi i tam-zmarł r. 1672. Dopiero za panowania Sobieskiego przywieziono jego ciało do Krakowa, gdzie razem pogrzeb dwóch królów Jana Kazimierza i Michała Wiśniowieckiego się odbył. Król Stanisław Leszczyń­

ski zmarł także we Francyi r. 1766 i tam leży pochowany w Lunewillu. Dupont tak opisuje pogrzeb króla polskiego: 2) »Orszak pogrzebowy wyruszał z przedmieścia prowadzony przez wielkiego chorążego w pełnej

*) Polnischer Staatsprotokol 44 Frage. 2)Memoires a thistoire de Sobieski. Warszawa 1885, str. 68.

94 Rozdział VI.

zbroi, który jechał na pysznym krepą okrytym koniu, trzymając w rękach chorągiew państwa na dół pochyloną. Za nim w parach postępowali wszyscy chorążowie prowincyonalni, ubrani jednako, z chorągwiami na dół spuszczo- nemi. Zaraz za niemi jechali konno wszyscy wielcy dygnitarze państwa. Karawan ciągnęło ośm koni przykrytych kapami z karmazynowego aksamitu sięgającemi aż do ziemi, a na nich herby korony i Litwy złotem wyszywane. Za karawanem szedł nowoobrany król, otoczony arcybiskupami, biskupami, wojewodami i innymi senatorami, wszyscy piechotą. Na karawanie leżała odkryta trumna z umarłym królem, wybita złotym brokardem z galonami i frendzlami, a przymocowana srebrnymi gwoździami pozłacanymi. Cała ro­ dzina zmarłego króla, ubrana w grubej żałobie, postępowała tuż za karawa­ nem, a przed nią szło 24 trębaczów i ten co bił w kotły. Pochód zamykało kilka oddziałów wojska, których zbroje i konie krepą były okryte, a na ich włóczniach powiewały chorągiewki kitajkowe.

Parada pogrzebowa odbywała się w dzień. Ciało zmarłego króla zawo­ żono do katedry, gdzie wszyscy królowie polscy są pochowani. Tamże skła­ dają trumnę na wspaniałym katafalku. Po odprawionych obrzędach kościel­ nych, rycerz na koniu od stóp do głowy uzbrojony, wjeżdżał do kościoła głównymi drzwiami, szybkim pędem zbliżył się do katafalku i złamał berło, uderzając nim o trumnę. Po chwili drugi rycerz tym samym sposobem gru- chotał koronę, trzeci rycerz kulę, czwarty z całą siłą uderzył bułatem o tru­ mnę, piaty łamał dziryt, wreszcie szósty skruszył kopię. Ci wszyscy sie­ dzieli na przepysznych koniach i cały ten akt odbywał się przy odgłosie trąb, bębnów i strzelaniu z armat. Wkońcu ciało króla było złożone w gro­ bach.« *).

Nazajutrz po pogrzebie, nowy król udawał się z zamku krakowskiego do kościoła na Skałkę dla uczczenia relikwii św. Stanisława Szczepanowskiego.