• Nie Znaleziono Wyników

Eulalia Domanowska Życie jest sztuką

W dokumencie Format : pismo artystyczne, 2012, nr 63 (Stron 105-109)

2 1

ŻYCIE JEST SZTUKĄ

-. Andrzej Mitan, Cykl „Koncert na ryby”, fot. Marcin Kucewicz Powiedział Robert Filliou, który w  roku stworzył „Republikę Geniuszy”, podkreślając, że sztukę mogą

tworzyć amatorzy, przypadkowi uczestnicy zdarzeń. Ich kreatywność może być równie wartościowa co profesjonalisty ze względu na otwartość myślenia, niekonwencjonalność oraz wspólną radość przeżywania.

103

M

O

TYW

stało się sztuką. Przez pewien czas — dzięki ar-tyście — uczestnicy mieli okazję przebywać jed-nocześnie w sferze sztuki i sferze życia. Powstały bardzo bezpośrednie, spontaniczne, mające walor tekstu podobnego do strumienia świadomości, re-lacje opublikowane w książce Koncert na ryby.

Andrzej Mitan studiował m.in. historię i fi-lozofię na lubelskim KUL-u i warszawskiej Aka-demii Teologii Katolickiej. Toteż w jego koncepcji sztuki spotykamy wiele rozważań dotyczących sfery sacrum i duchowości. Wydaje się, że jak słusznie zauważył Romuald Bochyński, który

Koncert na ryby poddał szczegółowej analizie

symbolicznej i teoretycznej, według Mitana ar-tysta to przede wszystkim kapłan, mag, ale tak-że animator działań []. Rozsiewa idee, pomysły

3 Ibidem, s. 55. Tekst Romualda K. Bochyńskiego polecam do przeczytania w całości, gdyż autor opisuje, wyjaśnia i porządkuje prawie wszystkie kwestie dotyczące projektu Koncert na ryby.

i umożliwia ich realizację. Improwizuje, ale bardzo skutecznie organizuje różnego rodzaju festiwale, koncerty, akcje czy interdyscyplinarne działania. W akwariach znalazła się też srebrna mone-ta wytworzona w zakładzie jubilerskim jak w pra-cowni średniowiecznego alchemika. Andrzej po-szukuje kamienia filozoficznego, który nadałby życiu ten ostateczny, właściwy sens. Pytania o sens ludzkiej egzystencji pojawiają się przecież w filo-zofii, którą studiował. Aurę maga czy mistyka, jaką promieniuje Andrzej Mitan, zauważył już przecież Emmett Williams.

Ryby będące starochrześcijańskim symbo-lem Chrystusa, a obecnie również chrześcijanina, artysta wybrał nieprzypadkowo. Użył ryb — pa-letek w podstawowych barwach. Jaskrawe czer-wone, żółte i niebieskie rybki były wizualnym odpowiednikiem nut. Andrzej Mitan, podob-nie jak poszukujący wcześpodob-niej związku między

sztuką wizualną a muzyką Mikołaj Ciurlionis, Kandinski czy Paul Klee, pragnął stworzyć dzieło integralne. Zamiast abstrakcji znalazł jednak język codziennego życia, któremu nadał symbolicz-ny wymiar. Powstało dzieło poetyckie, osobiste, a jednocześnie uniwersalne, przekazujące wartości cenione przez artystę. Jeśli Koncert na ryby ma być podsumowaniem życia, doświadczeń, wspomnień i sztuki Andrzeja Mitana, podsumowaniem jego dokonań, ale też wartości, jakie wyznaje, to jest to na pewno wspomnienie nieco sentymentalne, choć przede wszystkim ukazujące cenne warto-ści sztuki, która, jak mówią filozofowie, a także nasz autor, powinna być tworzona bezintere-sownie. Artysta sprzeciwia się rosnącej komer-cjalizacji sztuki. Za pomocą osobistego przykładu chce wskazać innym możliwą drogę harmonii, bo-skiego i ludzkiego ładu, otwartości i kreatywności. Żyć w ten sposób jest sztuką.

Z

atytułowana „Nic nie jest takie, jak mówią” porusza wątki kobiece, najbardziej interesujące artystkę. To narracje wybrane z historii i z codzienności. Ich kanwą jest miłość, wierność i zaufanie, ale także zobojętnienie.

Niemal każde z prezentowanych dzieł jest w wyra-zie bardzo silne. Na plan pierwszy wybija się opowieść o dwóch kobietach Adolfa Hitlera: Evie Braun — jego wie-loletniej kochance, która tuż przed śmiercią dostąpiła zaszczytu zostania żoną przywódcy Rzeszy, oraz suce Blondi — modelowym owczarku niemieckim, przez cztery lata wiernie towarzyszącym wodzowi. Wódz ponoć miał zoofobię i psa wyraźnie nie lubił. Złośliwi twierdzili także, że nie bardzo radził sobie z kobietami. Z drugiej strony jednak, nic nie jest takie, jak mówią, a Eva kochała go bez-granicznie. Niechęć do suki Hitler kompensował dręczącą tresurą, a zaniedbywanej, dużo od niego młodszej Evie odwdzięczał się drogimi prezentami, luksusowymi apar-tamentami i pozostawionym w jej dyspozycji samolotem. Na koniec — obie zabił. Może dla Evy było to wybawienie? Zgodnie z zaleceniem kochanka zupełnie nie interesowała się polityką, do końca była przekonana o wygranej Nie-miec. Żyła zajęta kobiecymi sprawami. Lubiła fotografię, sport i robienie zakupów. Nie była szczęśliwa. Dwukrot-nie w trakcie swojego związku z Hitlerem próbowała

popełnić samobójstwo. Blondi być może szczęśliwa była. Co my możemy wiedzieć o psim szczęściu? Na kilka tygo-dni przed śmiercią została matką. Jedno ze szczeniąt zna-leziono przy niej martwe, innemu Hitler nadał imię Wolf. Nie wiadomo, co się z nim stało. Wódz nie zabił Blondi z miłości, nawet takiej pojmowanej w chory sposób. Po prostu wypróbował na niej truciznę, którą potem chciał podać Evie. Pod koniec wojny w produkcji trucizn zdarza-ły się fuszerki, wytwarzana w obozach koncentracyjnych cjankalia nie zawsze gwarantowała skutek natychmiasto-wy. A Hitler chciał być pewien. Siebie zastrzelił.

Blondi nie miała wyboru. Łajka też nie. To dru-gi psi bohater tej ekspozycji. Kolejna tradru-giczna historia o psiej wierności. Uliczna przybłęda znajduje dom i ko-chających ją ludzi. Czuje się dobrze i bezpiecznie. Po-słusznie wykonuje wszystkie polecenia. Ufa ludziom, a ci wysyłają ją w kosmos, na pewną śmierć, w imię nauki i swojego interesu. O czym myśli Łajka patrząc w gwiazdy, kiedy nie wie, co ją czeka? O czym myśli pani Helenka, sąsiadka Agaty Zbylut, która dzień w dzień przez kilka godzin, obserwuje obskurne podwórko-studnię kamieni-cy, na którym absolutnie nic się nie dzieje? Tego nie wie-my. Nie wie tego też Agata, choć panią Helenkę poznała. Zawarły znajomość w związku z kręceniem wideo na Agnieszka Gniotek

Wiele bab i dwie suki

1 Agata Zbylut

-. z cyklu „Nic nie jest takie, jak mówią” Kameralna, ale skonstruowana w bardzo przemyślany sposób wystawa

Agaty Zbylut w Galerii Bielskiej BWA, dotyczy marzeń i pozorów.

105

FORMAT 62 / 2011 M OT YW Y

potrzeby wystawy. Należą jednak do zupełnie innych kobie-cych światów. Nie ma szans, aby się zrozumiały. Agata ciągle goni własne marzenia, pani Helenka nie marzy do lat. Jest apa-tyczna, zobojętniała i samotna. Może się modli w tym oknie, a może i to nie. Nie ma co sądzić po pozorach, nic przecież nie jest takie, jak mówią.

Postawa życiowa tego rodzaju dla Agaty jest nie do przyję-cia. Na film, rejestrujący nic-nie-robienie pani Helenki, nakłada inną historię — opowieść o spełnionym marzeniu. Przed oczami sąsiadki przelatuje, siedząc na krześle, Larry Walters. Przycze-pił wojskowe balony do kuchennego mebla i wzbił się w niebo niezwykle wysoko. Tak wysoko, że przeciął korytarze powietrze samolotów. Zaspokoił pragnienie podniebnej podróży, wylądo-wał i przeżył. Ziszczone marzenie to rzadko spotykane szczęście — tak sądzi wielu z nas. Nic jednak nie jest takie, jak mówią. Piętnaście lat po podroży krzesłem, Larry Walters popełnia sa-mobójstwo. Być może niektóre pragnienia powinny pozostać niezaspokojone, wtedy życie ma określony cel.

Każdemu coś jest przeznaczone. Często wydaje się nam, że wiemy, co przeznaczone jest innym. Na przykład kobieta. Kobieta powinna spełniać się jako żona i matka. O tej powin-ności mówi kolejna praca. Z prezentowanych na wystawie jest to najstarsze dzieło Agaty Zbylut, niejednokrotnie już pokazy-wane. Zestaw manekinów odzianych w komunijne, białe su-kienki, poruszających się w somnambulicznym tańcu, pokazuje schemat wg jakiego dziewczynka jest wdrażana w dorosłe prze-znaczenie, którym jest małżeństwo. Choć praca ta koncepcyjnie nieco odstaje od pozostałych pokazywanych w Bielsku-Białej, to przytoczenie jej na kolejnej już indywidualnej prezentacji Agaty Zbylut udowadnia, jak ważnym jest dla artystki temat społecznie sankcjonowanych stereotypów, według których oceniane są dokonywane przez kobiety wybory życiowe.

Agata Zbylut, „Nic nie jest takie, jak mówią”, Bielska Galeria BWA, Bielsko-Biała. Wystawa czynna - marca  r.

3

106

M

O

TYW

W

Muzeum Ernsta zaprezentowano wrażliwy wybór prac (kurato-rem wystawy jest artysta), które pokazują nam problematykę badaną przez Natalię w taki sposób, dzięki któremu nie-koniecznie musimy znać sztukę neoawan-gardy; po prostu utożsamiamy się z danym sposobem widzenia. Chociaż data powstania niektórych prac jest bardzo odległa, to nie jest to odczuwalne jako przedawnienie; cała twórczość wydaje się być w zupełności bezczasowa i wiecznie aktualna.

Co prawda niektóre dzieła wyrwane z kontekstu historycznego są samotnymi zabawkami: tak jest w przypadku pozba-wionej strukturalizmu i manii semiotycz-nej lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych pracy otwierającej wystawę, w której ar-tystka z liter swojego imienia tworzy nowe słowa (siedem faktoriałów), i te zapisuje obok siebie na licznych wydrukach. Jeszcze bardziej intrygującą pracą jest Natalia ist

sex (), gdzie litery trzech słów składają

się z fotografii, które pokazują różne po-zycje głównego motywu, w różnym czasie. Z form obrazów rodzi się niezależny język, odnosząc się do podstawowych form liter i ich funkcji. Można by powierzchownie stwierdzić, iż jest to typografia seksualna, lecz widzimy tutaj techniczną, magiczną fuzję tekstu i obrazu, gdzie znaczenia pod-stawowe są wielokrotnie zmodyfikowane. Tekst — litera — obraz — fotografia — kolor — litera — tekst: w taki sposób kierujemy naszą uwagę na nieznany wymiar. Natalia LL tworzy jedność między zmysłowością, intuicją i kombinacją.

Druga ważna grupa wczesnych prac nosi tytuł „Sztuka konsumpcyjna”, ich krytyka społeczna wydaje się być dziś na-wet bardziej aktualna niż w okresie po-wstania (-). Wtedy — w gorączce pop-artu i Warhola — postawienie trywial-nych treści, rytmiki monotonnej w pozy-cję wyróżnioną kryło w sobie jakąś trans-cendencję, prace pełniły funkcję własnych masek. Na zdjęciach i filmach widzimy kobietę jedzącą banana, pojedyncze ele-menty zostały ułożone w serię składają-cych się z różnych kombinacji „zabawy” z bananem. Kontynuacją tych prac jest cykl „Sztuki postkonsumpcyjnej”, gdzie wokół ust modelki można zauważyć już jedynie jakiś płyn, sugerując „zakończenie”. W tle całej twórczości sytuuje to te prace charak-teryzujące się bezczasową zmysłowością

i propagandą, w ironiczno-dramatyczny kontekst.

Świat Warhola, zwiększenie konsump-cyjnego wymiaru, prezentacja seksual-ności jako towar sprawy wyobcowania są wieczne.

Zbliżając się do teraźniejszości, na wy-stawie następują kolejne większe cykle (po krótkim przejściu): Wagner i jego uczuciowa-zmysłowa podwójność. Cią-głe wznowienie ciała artystka demonstruje na postaci ciągle młodego Odina. Darzony szacunkiem do tej pory banan też źle skoń-czy: na melodię „Zmierzchu Bogów” sztylet go przeszywa, rytmicznie się ślizga. Wokół monitora jest mnóstwo kalii — kwiat jest symbolem piękna, z potężnym znamieniem przypominającym penis. l tu nadchodzi zmiana, kobieta zwycięża nad wszystkim.

Recenzja z wystawy „Natalia LL: Opus Magnum” Ernst Muzeum, Budapeszt .. do .. György Jerovetz

W dokumencie Format : pismo artystyczne, 2012, nr 63 (Stron 105-109)