• Nie Znaleziono Wyników

Janina Hobgarska rozmawia z Januszem Leśniakiem

Janina Hobgarska — Twoja twórczość została

opisana i zinterpretowana przez wielu history-ków i krytyhistory-ków sztuki. Pisano o niej z różnych punktów widzenia. Wszystkich intrygował cień jako wyróżnik i stale obecny wątek, który stał się swoistym znakiem rozpoznawczym twoich zdjęć. Ciekawa jestem, co ty sam możesz i chcesz o tym powiedzieć. Kiedy pojawił się ten pierwszy cień?

Janusz Leśniak — Pierwsza fotografia z moim cieniem jako fotografującego powstała w  roku na plaży w Warnemünde, gdy miałem  lat. Na początku lat . zrobiłem zdjęcia przyjaciół w ich domu w Krakowie. W  roku powstały fotogra-fie na plaży w Południowej Francji. Na wszystkich tych fotografiach, obok mojego, znalazły się cienie innych postaci. Równolegle z nimi oraz później ro-biłem reportaż, zdegradowany krajobraz, portret, akt i jego optyczne przetworzenia. Duży cykl „Kra-jobrazy wewnętrzne”, w klimacie

trochę surrealnym, zawierał cienie fragmentów krajobrazów i poprze-dzał bezpośrednio główny nurt twór-czości. W połowie lat . skupiłem się wyłącznie na tworzeniu fotogra-fii z cieniem, które nazwano później „leśniakami”. Pamiętam, gdy na po-czątku pokazałem komuś cykl takich prac, ten po ich obejrzeniu roześmiał się i powiedział, że wszystkie zdję-cia na których znajdował swój cień,

uważał zawsze za nieudane. Gdy już na dobre byłem otoczony cieniami, zaobserwowałem, że część oglą-dających reaguje na nie niepewnością. Wyglądało na to, że taka fotografia może wyzwalać czasem re-akcję, nazwałbym ją, egzystencjalnym niepokojem — uświadomieniem sobie złożoności świata i nie-pewności istnienia. Ale tak jak dla jednego nieskoń-czoność kosmosu może być przerażająca, ktoś inny może być nią zafascynowany.

Cień, który pokazuję, to nie jest „cień” Junga, jako archetyp określany przez niego jako nieświa-domość — część osobowości . Nazwa ta u niego to-warzyszy ludzkiej psychice jako coś nie do końca uchwytnego, ale będąc stale i koniecznie w niej obecne. „Cień” Junga jest zawsze pojęciem i opi-sem, „mój” cień zaś zawsze wizualnym przedsta-wieniem. W potocznym rozumieniu oba „cienie” mogą wydawać się tożsame, ale faktycznie tak nie jest. Można zastanawiać się tutaj nad powszechnością i niezbędnymi wa-runkami dla ich przenikania — ale to odrębna sprawa. Moim fotografiom z cieniem nadawane są różne zna-czenia, również te, którymi posłu-guje się współczesna psychologia dla potrzeby interpretacji. Cień w mojej fotografii nie jest „zły” lub „dobry” — po prostu jest. Istniał we wszyst-kich kulturach od zarania dziejów, czyli nieporównanie wcześniej niż

Klucze do tajemniczego pałacu...

2 1

Jestem cały

czas w nim

zanurzony

i razem

prze-mierzamy czas

i przestrzeń.

Janina Hobgarska rozmawia z Januszem Leśniakiem

Janusz Leśniak . Prace autorskie Leśniaki mandala  Kraków, , ©Janusz Leśniak . Wernisaż wystawy fotografii Janusza Leśniaka .. Kraków, Pałac Sztuki Towarzystwo Przyjaciół Sztuk Pieknych, Frag-ment fotografii, fot. Daniel Leśniak . Prace autorskie Leśniaki mandala  Kraków, , ©Janusz Leśniak . Prace autorskie Leśniaki mandala  Kraków, , ©Janusz Leśniak

83

FORMAT 63 / 2012 P R E Z EN TA C

przybliżył go współczesnej cywilizacji Jung. Był azylem i dawał schronienie nie tylko w tak skrajnych przypad-kach jak odnaleziona w ostatniej chwili oaza na pustyni. Jest przyjazny i chętny do współpracy — stale odkrywa przede mną nowe oblicza — stale czekam na jego ko-lejne „odsłony”. Ta gotowość ma niewątpliwy związek z „koniecznością tworzenia” — jestem cały czas w nim zanurzony i razem przemierzamy czas i przestrzeń. Póki co, obecność cienia człowieka zawsze była dowodem na jego trwanie w ziemskiej egzystencji.

J.H. — Czy od razu wiedziałeś, że będzie ci

towarzy-szył w całej drodze twórczej?

J.L. — Cień zapewne wiedział, że będzie stale ze mną, ja nie myślałem, że będzie tak ważny. Na pewno foto-grafując różne rzeczy, mogłem przypuszczać, który-mi raczej nie będę się zajmował w przyszłości (bardziej jesteśmy świadomi tego, co nam nie służy niż odwrotnie). Na pewno mój sposób widzenia i odczuwania nie zmienił się w znaczący sposób na przestrzeni lat. Ważne zawsze dla mnie były harmonia i światło. Ważne — określone krajobrazy czy wnętrza, istotne pewne motywy — np. fotografowałem cyklicznie schody, okna, bramy, drzwi — będące elementami związanymi z przemieszczaniem się i przechodzeniem. Wcześniejsze zdjęcia miały podobne klimaty i były zbliżone poprzez nie do obecnych obrazów. J.H. — Jakie znaczenie nadajesz cieniowi? Czy jest

nim twój wizerunek jako ślad obecności, przez skrom-ność może ukryty, czy ma on znaczenie bardziej uniwer-salne? Może to ta bardziej mroczna strona człowieka?

J.L. — Cień człowieka ma tak długą historię jak on sam, czyli był od zawsze, patrząc z ludzkiego punktu widzenia. Przypisano mu dużo znaczeń, często zupełnie różnych. Ta wieloznaczność jest jego siłą, zwiększa bowiem możli-wości wyrażania go. Każda rzecz, by zaistnieć, potrzebuje przeciwieństwa, by nie stała się szara i nie przeszła w nie-byt. Jak można zobaczyć cień bez tworzącego go światła? W przypadku tej fotografii stwierdzenie „fotografuję cień” jest równoznaczne z „fotografuję słońce”. Tutaj cień poza tym, że jest w jakiejś mierze autoportretem — przedstawia człowieka. Każdy, kto ogląda moje prace może utożsamiać się z nim i zobaczyć na fotografii samego siebie, obserwującego fragment rzeczywistości, tak jak ją widziałem w momencie powstawania zdjęcia.

J.H. — Ciekawi mnie proces powstawania twoich

fo-tografii. Co znajdujesz najpierw, miejsce, w które wpi-sujesz cień, czy to dla cienia szukasz sztafażu?

J.L. — Proces ten zależy od kilku czynników. Przy fo-tografowaniu znajduję miejsca bliskie mojemu odczuwa-niu i trafiam na znajome energie. Zdarzają się dni, w któ-rych ulegam nieokreślonym impulsom i biorę do ręki aparat, mimo że miałem inne plany. Trafiam na obszary, które mają nietypowy układ elementów bądź tkwi w nich coś, co jest dla mnie intrygujące. Od wielu lat wracam do tych samych miejsc, które przeniknięte są genius loci i każdorazowo znajduję tam coś innego. Przyciągają mnie szczegóły bardziej lub mniej widoczne lub odczuwalne, czasem — tajemnica tkwiąca w jakimś miejscu — w kra-jobrazie, na ogół nie miejskim, rzadziej we wnętrzach. Nie zawsze jestem do końca pewien jej obecności, dla-tego ważna przy fotografowaniu jest dla mnie możli-wość odseparowania od natłoku otaczających obrazów, dźwięków, zapachów etc., po to, aby w „ciszy” wybrać ten właściwy fragment i zarejestrować go. Inną, ważną sprawą jest zatrzymanie w sobie wrażliwości wyniesionej

4 3

84

PR E Z EN T A C J

z dzieciństwa. Pozwala to do każdego motywu podchodzić, tak jakby po raz pierwszy zobaczyło się go na oczy, bez balastu wcześniejszych informacji, ocen czy wyobrażeń. Ta „niewinność” umożliwia uwol-nienie spontaniczności.

J.H. — Mam wrażenie, że we wcześniejszych fotografiach

(„leśnia-ki”) cień był świadectwem obecności w danym miejscu i w pewnym sensie był drugoplanowy, ale w „leśniakach — mandalach” to on jest najważniejszy. Zgadzasz się z tym?

J.L. — W mojej fotografii cień i jego otoczenie funkcjonują na rów-nych prawach, a istnienie jednego warunkuje byt drugiego i na od-wrót. Nie ma tu znaczenia fakt, że w jednym przypadku cień jest bar-dziej wyrazisty a w innym — trzeba się go doszukiwać. W fotografiach tych otoczenie jest wyraźnie rozpoznawalne — dotyczy to pejzażu czy też wnętrz — cień jest zaś bardziej nierealną jego częścią. Rzeczywi-ście, w mandalach cień pozostał na swoim miejscu, natomiast zmieniło się jego otoczenie. Nie jest ono już rozpoznawalne w takim stopniu jak we wcześniejszych fotografiach. Paradoksalnie to w mandali cień stał się teraz bardziej konkretny niż jego otoczenie (bywa też cza-sem inaczej). Ta zmiana miejsc to wynik metamorfozy, jaką przeszła moja twórczość w ostatnim czasie (pierwsze mandale zostały zrobio-ne w  roku). Ma ona zresztą swą historię — w latach . robiłem do celów reklamowych serie fotografii pod nazwą „Kaleidoscope”, gdzie realistycznie przedstawiane obiekty były dodatkowo jeszcze de-formowane optycznie na planie koła wpisanego w kwadrat, znajdując się jakby w lustrzanym tunelu. Wszystkie te zdjęcia posiadały dużą dynamikę i intensywny kolor. Pierwszy raz tego typu przetworzenia optyczne zastosowałem w aktach czarno-białych („Sublimacje”), które zrobiłem jeszcze wcześniej, bo w  roku. W latach . oglądałem po raz pierwszy fotografie wykonane przez teleskop Hubble’a, które publikowała NASA. Zdjęcia te stały się dla mnie prawdziwym objawie-niem i były bezpośrednią inspiracją do powstania mandali. Fotografie Hubble’a w sposób szczególny potwierdzają harmonię kosmosu, i to, że my jako ludzie jesteśmy nieodłączną jej częścią. Początkowo zazdro-ściłem Mr Hubble’owi tych obrazów, aż do chwili, od której zacząłem fotografować mandale — kosmos, tutaj, na Ziemi.

J.H. — Twoje leśniaki-mandale mogą być

odczytane jako metafora drogi, przejścia do innego świata. Ty sam stoisz jakby na granicy dwóch światów realnego i wyobrażonego. Czy jest w tym jakiś osobisty kontekst?

J.L. — Wiele z tego, co nas otacza, może nawet większość, ma kształt okręgu z cen-trum w środku i jest mandalą. Chcę przypomnieć Junga, który przyswoił mandalę współczesnemu człowiekowi i zaadaptował ją twórczo w psycho-logii, uznając za najważniejsze odkrycie swego życia. Latami sam je tworzył i uznał, że są pierw-szym i najważniejpierw-szym symbolem całego kosmo-su i przechodzenia od chaokosmo-su do harmonii. Gdy po raz pierwszy zrobiłem fotografię z moim cie-niem w środku z koncentrycznie rozchodzącymi się smugami, które tworzyły koło — odruchowo nazwałem tę pracę mandalą. I tak to się rozpoczę-ło… Gdy zaczęły pojawiać się mandale, znaleźliśmy się z Anią niespodziewanie w osobliwym stanie umysłu i ducha — w tak intensywnym pobudzeniu jak nigdy dotąd. Każda kolejna mandala była od-krywaniem oblicza jakiegoś nowego świata, któ-ry się nagle ujawnił. To tak, jakby znaleźć klucze do tajemniczego pałacu, o istnieniu którego niby dobrze wiemy, ale którego bezskutecznie dotych-czas szukaliśmy. Ta intensywność współuczest-nictwa w misterium trwa nadal i dotyczy każdej nowej mandali. Znajduję miejsca o wielu obliczach i to one w jakiejś mierze kształtują wygląd tej fotografii. I dalej trafiam na różnorodność, która otacza postać człowieka. Mandale przez to, że zawierają projekcję do innej rzeczywistości stają się wielowymiarowe. Znamienna była dla mnie reakcja osób, które po pierwszym w życiu zetknięciu z mandalą reagowały bardzo żywo i utożsamiały ją z ilustracją przedstawiającą dwa światy — realny i ten inny, przeczuwalny.

J.H. — Format kwadratu pojawił się u ciebie razem z mandalami

czy wcześniej? Czy przypisujesz kwadratowi specjalne właściwości?

J.L.– Zawsze korzystałem z aparatów fotograficznych na błony zwojowe  x  cm, a były to kolejno: Druch i Start, następnie Kiew, 2

1

85

FORMAT 63 / 2012