• Nie Znaleziono Wyników

f) Aksjomat mówienia

W dokumencie Mały podręcznik inestetyki (Stron 121-125)

Tekst organizuje się więc zgodnie z hipotezami odnoszącymi się do kursu, do kierunku myślenia. Hipotezami odnoszącymi się do tego, co związuje, roz-wiązuje bądź wpływa na triadę byt-półcień, cień-egzystencja, czaszka-myślenie.

Hej na dno będzie omawiać triadę byt/egzystencja/myślenie za pomocą katego-rii próżni, tożsamego i różnego, trójki oraz kompleksu widzieć/mówić.

Zanim sformujemy hipotezy, trzeba będzie wesprzeć się pewną liczbą aksjomatów, które ustanawiają pierwsze akty związywania czy rozwiązywania.

Quasi-unikalny aksjomat Kursu na najgorsze, który zresztą generuje jego tytuł, jest starym aksjomatem Becketta – absolutnie nie jest on tutaj wymyślony – a nawet jednym z najstarszych. Brzmi on tak: mówić, to źle mówić.

Należy dobrze zrozumieć, że maksyma „mówić, to źle mówić” jest esen-cjonalną tożsamością. Esencją mówienia jest złe mówienie. Złe mówienie nie jest porażką mówienia, wręcz przeciwnie: całe mówienie jest w swojej egzy-stencji, będącej właśnie mówieniem, złym mówieniem.

„Złe mówienie” przeciwstawia się „dobremu mówieniu”. Co to znaczy

„dobrze mówić”? „Dobre mówienie” jest zakładaniem adekwatności: mówienie jest adekwatne z powiedzianym [le dit]. Jednakże fundamentalna teza Becketta twierdzi, że mówienie adekwatne z powiedzianym znosi mówienie. Mówie- nie jest wolnym mówieniem – a już szczególnie artystyczne mówienie – tylko wtedy, gdy nie łączy się z powiedzianym, gdy nie znajduje się pod wpływem autorytetu powiedzianego. Mówienie znajduje się pod wpływem imperatywu mówienia, imperatywu „jeszcze”, nie jest wymuszone przez to, co zostało po-wiedziane.

Jeżeli nie ma adekwatności, jeżeli mówienie nie jest zarządzane przez „to, co zostało powiedziane”, a jedynie przez regułę mówienia, wówczas złe mó-wienie jest wolną esencją mówienia, czyli afirmacją narzuconej autonomii mówienia. Mówi się po to, żeby źle mówić. A szczytem mówienia, które jest poetyckim bądź też artystycznym mówieniem, jest, precyzyjnie rzecz ujmując, kontrolowana regulacja złego mówienia, która doprowadza do szczytu narzu-coną autonomię mówienia.

Kiedy czytamy u Becketta sformułowania typu: źle powiedzieć, nie udać się etc., to koniecznie trzeba o tym wszystkim pamiętać. Gdyby chodziło o empi-rystyczną doktrynę języka, zgodnie z którą język przykleja się bardziej bądź mniej adekwatnie do rzeczy, to takie zabiegi nie przynosiłyby żadnej korzyści, i zresztą sam tekst byłby niemożliwy. To wszystko funkcjonuje wtedy, gdy ro-zumiemy, że w wyrażeniach typu „nie udać się” „źle powiedzieć” chodzi o au-toafirmację nakazu mówienia zarządzanego przez własną regułę. Beckett jasno to wyjaśnia od początku:

Powiedzieć aby było. Powiedziane jeszcze. Powiedziane źle. Odtąd powie-dzieć aby było powiedziane źle113.

g) Pokusa

Ścisłą konsekwencją tego wszystkiego jest fakt, że normę mówienia można by wypowiedzieć jako: porażkę. To, że norma mówienia jest porażką, wzbudza oczywiście subiektywnie błędną nadzieję, która została perfekcyjnie zidentyfi-kowana przez Becketta: nadzieję na to, że istnieje porażka maksymalna, poraż-ka absolutna, której zasługą byłoby obrzydzenie nam języporaż-ka oraz mówienia raz na zawsze. Jest to pokusa haniebna, pokusa oderwania się od imperatywu mó-wienia; pokusa doprowadzenia do stanu, w którym nie będzie już „jeszcze”, w którym nie będziemy się już znajdować pod wpływem nieznośnego nakazu złego mówienia.

Skoro dobre mówienie jest niemożliwe, to jedyna nadzieja leży w zdradzie:

trzeba ponieść pewną porażkę, która doprowadzi do totalnego opuszczenia samego nakazu, do porzucenia mówienia i języka. Oznaczałoby to, że dołą-czamy do pustki, że jesteśmy puści, wypróżnieni, pozbawieni wszelkiego naka-zu. Finalnie jest to pokusa, aby przestać istnieć na rzecz bytu. Dołączamy do pustki, a więc do czystego bytu; jest to zatem pokusa, którą moglibyśmy na-zwać mistyczną pokusą w sensie, jaki znajdziemy u Wittgensteina w jego ostat-niej propozycji z Tractatusa. Chodzi więc o osiągnięcie punktu, w którym na-leży milczeć o tym, o czym nie można mówić. Chodzi o osiągnięcie punktu, w którym świadomość tego, o czym nie można mówić, czyli świadomość abso-lutnego niepowodzenia, sytuuje nas pod wpływem imperatywu, który nie jest już imperatywem mówienia, ale imperatywem milczenia.

W słownictwie Becketta mówi się o: odejściu. Odejściu od czego? Cóż, jest to odejście od ludzkości. W rzeczywistości to Beckett myśli, tak jak Rimbaud, że nie możemy odejść. Z całą pewnością rozpoznaje pokusę odejścia od ludz-kości, która jest porażką obrzydzającą nam język i mówienie. Rozpoznaje

po-____________________

113 S. Beckett, Hej na dno, s. 5.

kusę odejścia raz na zawsze od egzystencji i dołączenia do bytu. Jednak rektyfi-kuje i odrzuca taką możliwość.

Oto tekst, w którym zostaje ewokowana hipoteza mówiąca o tym, że odej-ście i próżnia są dostępne za pomocą nadmiaru porażki; nadmiaru porażki, który mieszałby się z absolutnym sukcesem mówienia:

Spróbować jeszcze raz. Chybić jeszcze raz. Chybić znów jeszcze lepiej. Lub lepiej, jeszcze gorzej. Chybić znów jeszcze gorzej. Jeszcze raz, jeszcze go-rzej. Aż znużyć się tym na dobre. Wyrzygać się na dobre. I odejść. Odejść na dobre. Gdzie nie ma ani tego, ani tamtego na dobre. Na dobre raz na zawsze (s. 8-9)114.

To jest właśnie pokusa: odejść tam, gdzie nie ma już żadnych cieni, gdzie nic nie jest już podporządkowane imperatywowi mówienia.

Jednak w licznych, dalszych fragmentach taka pokusa będzie odrzucona, odwołana, zabroniona. Na przykład na stronie 49, gdzie idea „lepiej gorzej” jest zadeklarowana jako nie do pomyślenia:

Powrót odwołania lepiej gorzej bardziej nie do pomyślenia. Jeżeli ciemniej-sze mniej świetlne, wtedy lepiej gorzej ciemniejciemniej-sze. Odwołać zatem lepiej gorzej bardziej nie do pomyślenia. Lepiej gorzej nie może być mniejsze niż mniej więcej. Lepiej gorzej co? Mówić? Powiedzieć? To to samo. Takie sa-mo nic. Takie sasa-mo prawie że nic.

Fundamentalnym punktem jest fakt, że nie istnieje „Wyrzyganie się na do-bre (…) Na dodo-bre raz na zawsze”, ponieważ każde „takie samo nic”, jest w rze-czywistości „takim samym prawie że niczym”. Hipoteza radykalnego odejścia, które oderwałoby nas od imperatywu ludzkości, czyli esencjonalna pokusa postępowania zgodnie z nakazem ciszy, nie może powieść się z przyczyn onto-logicznych. „Takie samo nic” jest w rzeczywistości zawsze „takim samym pra-wie że niczym” albo „takim samym niemalże niczym”, ale nigdy „takim samym niczym” jako takim. Nigdy więc nie będziemy mieli wystarczających podstaw do oderwania się od imperatywu mówienia w imieniu zachodzenia czystej „ni-cości”, czyli absolutnej porażki.

____________________

114 Tamże, s. 6.

W dokumencie Mały podręcznik inestetyki (Stron 121-125)