• Nie Znaleziono Wyników

I. O w łasności.

Od dawna już o tem radzono i myślano, aby w gminach ustanowiony był sam orząd, t. j. aby się same rządziły, same o swych potrzebach pamiętały i same nad swem dobrem pra­

cowały. Na lwowskim sejmie mówiono tego roku o tem wiele a sejm uradził i uchwalił nową ustawę gm inną, według której gromady rządzić się mają. T eraz Najj. Cesarz potwierdził tę ustawę.

Ale ustaw y choćby i najlepsze, nic nie nadadzą, jeżli ludzie nie potrafią dobrze pojąć i zrozumieć obowiązków i spraw gminy.

D latego też podajemy wam tu rozmaite uwagi o gm inie, abyście rozumieli, jak ie to sprawy i obowiązki z nią się łączą, i na czem się porządek jej zakłada. Czytajcie je z u w ag ą, a wyjdą one wam na pożytek.

Gmina, je st to społeczność wielu mieszkańców w jednej okolicy osiadłych, którzy mają w s p ó l n e j a k i e ś w ł a s n o ­ ś c i , l u b w s p ó l n e i n t e r e s a. T a k ą gminą bywa jedno mia­

sto , lub wieś d u ż a , lub kilka wiosek połączonych, według tego ja k wspólne ich potrzeby wymagają.

Muszę na tera miejscu najprzód wytłumaczyć niektóre oko­

liczności, abyśm y jasno zrozumieli te rzeczy, które mogą być spólną w łasnością, lub spólnym interesem ; ponieważ mogłoby się komuś zd aw ać, iż w gminie powinnoby być wszystko spólną własnością, ja k w jednej rodzinie. Że naprzykład wszystka ziem ia, lasy, sady, stawy, młyny i inne użytkowe rzeczy, po- winnyby być spólne, tak aby wszyscy mieszkańcy do spółki pracowali, i spólnie pożytkiem się dzielili.

Do takiej spólności niema człowiek obowiązku, ani spo­

łeczeństwo ludzkie niema praw a, kogokolwiek do takiej spól­

ności zmuszać.

Każdy człowiek ma wrodzoną skłonność, aby posiadał swoją osobną własność. Sprawiedliwość wym aga, aby mu wolno było posiadać swoją w łasność, jeżeli na nią pracuje nie krzywdząc drugiego, to je s t, jeżeli nie przywłaszcza sobie cudzej własno­

ści. N ie b y ł b y c z ł o w i e k w o l n y m , g d y b y m u n i e w o l n o b y ł o p o s i a d a ć o s o b n e j w ł a s n o ś c i .

Lecz nietylko wolność tego wymaga, ale pożytek samego towarzystwa ludzkiego. Chęć posiadania własności, je s t zachętą do pracy. T a chęć robi człowieka pilnym , przem yślnym , pro­

wadzi go do nauki, prowadzi go do dobrego życia. Próżniak i niedbalec, bierze od niego przykład, jeżeli także chce przyjść do czego. Tym sposobem praca i nauka znajduje swą nadgrodę, a próżniactwo zasłużoną biedę. J a k sobie kto pościele, tak się i wyśpi.

Gdyby wszelka własność była w spólną, to pracowici p ra­

cowaliby na próżniaków, a próżniak nie troskałby się wiele, ja k na utrzymanie zapracować, jeżeliby ze spólnej własności tak ja k z własnej spiżarni dostawał na życie.

Spólność własności może być w klasztorze, gdzie człowiek dobrowolnie w yrzeka się swojej osobnej własności, a co ma swego, oddaje do spółki. Tam równo z drugimi pracuje i je ­ dnakowe z drugimi ma utrzymanie.

Spółka własności może być tam , gdzie jest dobrowolna ugoda na to, między kilkoma lub więcej ludźmi. Spółka trw a tak długo na ja k długo się ugodzą, i każden tam pracuje i odnosi pożytek według tego, ja k się umówi i o co się

umówi: ale poza tą spółką, może każdy mieć osobną własność, która do spółki nie należy. To każdemu człowiekowi wolno-, jak mu wolno posiadać swoje ręce do pracy i swoje zęby do jedzenia, tak mu wolno posiadać swoją osobną własność, z któ­

rej ciągnie pożytek dla siebie; i nikt niema prawa tego mu za­

braniać. A s p o ł e c z e ń s t w o m a p r a w o i o b o w i ą z e k c z u w a ć n a d t e r n , a b y n i k t w ł a s n o ś c i n i e n a b y w a ł k o s z t e m c u d z e j w ł a s n o ś c i .

Lecz mógłby kto powiedzieć, że skoro między ludźmi po- winnaby być rów ność, że człowiek do wolności i równości stwo­

rzony, toć pierwszy przykład tego, powinienby być w gminie.

Więc powiedziałby, że wszelka posiadłość w gminie powinnaby być przynajmniej rów na, — jednego ja k drugiego; wszyscy mie­

szkańcy powinniby być równo obdzieleni?

T akie zdanie byłoby także fałszywe.

J a k nam wiadomo, że człowiek z natury swojej pragnąłby posiadać coś własnego, tak wiadomo nam, że z natury swojej czy wychowania sw eg o , nie każdy człowiek jednakowo około swej własności je st dbały. Jeden będzie skrzętny, zapobiegliwy, pilny w pracy i oszczędny; drugi szuka tylko wymówki, jakby robotę z dnia na dzień mógł odkładać; pracuje ospale, a na­

reszcie co zarobi łatwo roztrwoni. Otóż już i naraz ja k w pracy tak w pożytku jest nierówność.

Gdyby nawet i zaraz ja k ą gminę równo własnością obdzie­

lono, to wnet pracowity i oszczędny posiadałby więcej. A nie- tylko praca ale i szczęście może dać jednem u więcej niż dru­

giemu. Jednego rodzina zdrowa je st mu pomocą w pracy, dru­

giemu choroby i leki zabierają dostatek. Jednem u chudoba się mnoży i pożytek niesie, drugiemu się nie chowa albo zaraza mu stajnią wymiecie. Jednem u rola pięknie urodzi, drugiemu rok po rok grady zboża wybiją. I tak różne przygody jednem u u jąć, a drugiemu dodać m ogą, a ztąd nierówność w majątku.

N areszcie, kto raz zamożniejszy, to i dzieciom swoim wię­

cej zostawi. A jeżeli się tym z pokolenia na pokolenie poszczę­

ści, to się majątek powiększać będzie jednych więcej niż dru­

gich i coraz bardziej odbiegać będzie od równości. Gdzie ludzki rozum przeszkodziłby tem u? A gdyby nawet rozum szukał

*

— 99 —

sposobów na t o , i chciał do tego świat nakłonić, jak ab y to była sprawiedliwość na świecie? Czy to byłaby wolność, aby za­

bierać cudzą w łasność? — Czy to byłaby wolność jeżeli komuś nie wolno używać pożytku swojej pracy ? swojego szczęścia, albo własności, którą ma od swoich przodków? — Czy to by­

łaby wolność, gdzie rodzicom nie wolno zostawiać swojego mie­

nia dzieciom swoim? dzieciom nie wolno posiadać nic od ro­

dziców lub krewnych swoich? — Czy to byłaby wolność, czy to byłaby sprawiedliwość, gdzieby jednym odbierano a drugim dawano, dlatego tylko że im się to przyda?

To nie byłaby wolność, ale niewola jednych a pano­

wanie d ru g ic h ; niewola tych co coś mają a panowanie tych co m ają mniej; niewola sytych, a panowanie głodnych.

A gdzie je st niewola jednych, a panowanie drugich, tam niema wolności i tam niema równości. Społeczeństwo ma prawo i obo­

w iązek czuwać nad t e m , aby nikt cudzej własności sobie nie przyw łaszczał; ma prawo tę cudzą własność odebrać i prawemu właścicielowi oddać, ale niema prawa zabierać komu dlatego, że on ma więcej niż drugi.

Więc jeżeli powiadamy że ludzie są między sobą równi, to ta równość nie tyczy się m ajątku, ale to jest, że mają ró­

wne prawa w społeczeństwie. I właśnie to stanowi piękność tej zasady, że ona przypuszcza wielkich i m aluczkich, bogatych

i ubogich, równo według równej zasługi.

Nie mamy się co przeto dłużej zastanawiać nad spólnością lub równością własności w gminie. Przystępując do poznania gminy, widzimy wszędzie rozdział własności ju ż gotowy. To co ja k o własność czyją znajdujemy p r a w n i e o p i s a n e , po­

winno być święcie szanowane. T o j e s t p o c z ą t e k r o z u m u i s u m i e n i a w r z e c z a c h p u b l i c z n y c h .

Lecz w tej własności jedne rzeczy należą do pojedynczych osób, inne do całej gminy. T o , co jest własnością osobistą, nikomu się do tego nie mieszać. To, co jest własnością gminy, je st rzeczą publiczną; i o tem obszerniej pomówimy.

Gmina ma rozmaite swoje potrzeby i interesa, które tylko j ą obchodzą, j ą dotykają, jej tylko korzyść przynoszą, jeżeli są dobrze prow adzone, jej straty i niepowodzenie przynoszą,

jeżeli się źle koło nich chodzi. T akie interesa zasługują prze­

de wszystkiem na to, ażeby się gmina niemi sama zajmowała, a nawet gmina ma do takich spraw swoje najlepsze prawo, nie kto inny, bo to jej własność. I pewnie sama dla siebie naj­

lepiej zrobi, bo najszczerzej robić zechce.

Gmina posiada naprzykład swoje pastw iska, swoje lasy, albo stawy z młynami lub inne użytki, a nawet ja k po wię­

kszych miastach może posiadać całe swoje folw arki, które nie należą do pojedynczych ludzi, do pojedyńczych mieszkańców tej gminy, ale są własnością całej gminy, są własnością wspólną, ja k to na wsi w yrażają, g r o m a d z k ą .

Własność taka potrzebuje rozmaitego zaopatrzenia i ciągłego starunku. Gospodarstwo około tych rzeczy wymaga uprawy, obsiewu, dozoru, opłaty różnych ludzi do usługi. Celem n a­

reszcie tej własności je s t, ażeby z niej był pożytek; a ten po­

żytek aby szedł na pożytek właściciela, to je s t na pożytek członków gminy, nie kogo innego; musi w tem być ja k aś miara i rozkład porządku.

Jeżeliby własnością gminy jacyś obcy ludzie zawiadywali i rządzili, trzebaby to jakichś świętych ludzi, żeby pracowali z gorliwością i nie szukali własnej korzyści, tylko korzyści gminy. Po ludzku sądząc, nie po anielsku, ci obcy ludzie, któ- rychby gminie narzucono, nie dbaliby o dobro gminy, ale o swoje własne. Szafowaliby z cudzej kieszeni, a napełnialiby swoję.

I to, coby miało być dobrem publicznem gminy, szłoby na po­

żytek niektórych ludzi, co nie należą do gminy — przyszli tylko po to, aby się obłowić, dopóki ich inni nie zm ienią, tacy sami przybysze ja k oni.

T akie panowanie nad własnością gminy kogokolwiek bądź, jest niesprawiedliwe. J e s t niesprawiedliwe nawet w tenczas, cho­

ciażby to gospodarstwo obcych ludzi było d o b re; a co je st nie­

sprawiedliwe nawet nigdy nie je st dobrem.

Gmina ma więc wyłączne prawo rządzenia swoim m ająt­

kiem, chociażby nawet źle rządziła. Wolność wymaga tego, aby to prawo było szanowane, bo na tem nie cierpi niczyja wolność, ani innej gminy, ani żadnego człowieka po za tą

— 101 —

gminą mieszkającego, a więc robić to jej wolno. Co gmina robi u siebie i dla siebie, to nikogo ni świerzbi ni boli, to nie przeszkadza drugim , żeby robili u siebie inaczej i lepiej jeźli chcą i umieją. I to jest swoboda gminy. Gdzie tego niema, niema wolności: bo co mi to za wolność jeżeli kto obcy z góry do gminy powiada: ja będę rządził i gospodarzył twoją wła­

snością, uczynię dla twojego pożytku co mi się podoba, a brać będę od ciebie co mi się zechce. T y gmino chociaż masz swoje m ajątki i różne własności, to się nie pytaj w iele, co ja z tem zrobię, tylko słuchaj i nie mrucz.

Byłaby to wielka niewola, gdzieby tak do gminy przema­

wiano ; gdzieby sobie takie prawo do gminy przywłaszczono*

Nie wolno tego robić z pojedynczym człow iekiem , nie wolno robić z żadną rodziną, nie wolno też robić z gm iną: bo wszelka własność je s t św iętą, powinna być szanow aną, nietykaną; — je st własnością tego, do kogo należy, i jemu tylko przystoi rzą­

dzić nią i gospodarzyć według rozumu swojego i woli swojej.

Gdzie tego niema, je s t niewola; je st gwałt zadany boskiemu prawu o własności.

Rodzicom wprawdzie przystoi rządzić dziećm i, starać się o ich potrzeby, za nich pracować, dla nich oszczędzać, nakłaniać dzieci do posłuszeństw a, a nie tłumaczyć się im z tego, co robią i dlaczego tak ro b ią : ale to rzecz inna.

J a k długo dzieci są dziećmi i mają rodziców, to własność wszelka jest rodziców, nie dzieci. Jeżeli rodzice pom rą, a dzieci pełnych lat nie m ają, to jest nad niemi ja k aś opieka, która je wyręcza i dobro ich do pewnych lat pod swoim rozumem i swoją mocą trzyma. Gmina zaś, to nie dziecko małoletnie;

gmina jest to wielki i dojrzały człow iek; gmina ma swoich letnich i poważnych mężów; ma dojrzałe, rozumne i sumienne głowy, które w iekiem , powagą i zacnością sw oją, ja k starcy i troskliwi ojcowie nad swojemi dziećmi, czuwają nad całością i bezpieczeństwem mienia, które ma być ich i wszystkich młod­

szych i przyszłego ich pokolenia, całem nienaruszonem mie­

niem. Oni to najlepiej znają swoje potrzeby, najserdeczniej p ra­

gną dobra wszystkich członków i członeczków swojej gminy;

bo dla nich wszystko jest spólne. W ięc gmina nie je st to płoche, niedojrzałe dziecko, ale to jest wolny i dojrzały czło­

wiek , który sam ma prawo rządzić swoją w łasnością, i nie tłumaczyć się z tego nikomu. T ak gmina może i powinna za­

rządzać sam a, według swego uznania, w szelką w łasnością, która do gminy należy. J a k się ten zarząd odbywa później zobaczymy.