• Nie Znaleziono Wyników

Będzie temu już dobrze lat k ilk a , kiedy wybrałem się był do K rak o w a, aby obaczyć to stare miasto po lsk ie, niegdyś sto­

licę królów n aszy ch , i oglądnąć wszystkie te święte pamiątki, które po naszej dawnej sławie pozostały. Nachodziłem się tam i napatrzałem , ja k nigdy w ży ciu , bo gdzie tylko nogą stąpisz w K rakow ie, tam zaraz masz ja k ą ś pamiątkę s ta rą , miłą dla serca polskiego.... Oglądnąwszy wszystkie kościoły i pomodli­

wszy się w n ic h , ja k na dobrego katolika przystało i zapła­

kawszy nad grobami królów polskich i nad mogiłą Kościuszki, chciałem już wyjeżdżać, kiedy mnie przypadkiem spotkał na ulicy mój dawny dobry znajomy i przyjaciel, Jakób Stolnik, który tam w Krakowie był nauczycielem przy jednej szkółce.

Kiedym się serdecznie powitał i rozgadał z Jakóbem , pyta mnie o n :

— Jak to już jedziesz?

— Zostałbym tu rad i wiek cały, — mówię mu na to — bo tu wszystko Polaka za serce chw yta, ale cóż kiedy mi spieszno do domu....

— A widziałeś ju ż w szystko? — pyta mnie Jakób.

— Co mogłem to zwiedziłem.

— A byłeś ju ż na wystawie starożytności ? — pyta mnie Jakób.

— A jak aż to je st w ystaw a?

— Oto widzisz — począł mi tłumaczyć Jakób — jest tu właśnie teraz taka w y staw a, na której widzieć można rozmaite stare sprzęty i rzeczy, które po kilkaset lat już m ają, a są pamiątkami po dawnych Polakach, naszych dziadacli i pra­

dziadach.

J a k mi to tylko powiedział Jak ó b , tak ja zaraz prosiłem go, aby mnie na tę wystawę zaprowadził i poszliśmy też obaj.

Jakób zaprowadził mnie do bardzo wielkiej izby i tu zobaczy­

łem to na ścianach porozwieszane, to znowu na stołach lub za szkłem poustawiane starożytne sprzęty i różności. Były tu i te bożki gliniane, które Polacy czcili, kiedy jeszcze wiary Chry­

stusowej nie zn ali, i stare siekiery z kam ienia, z tych czasów kiedy to jeszcze z żelazem ludzie obchodzić się nie umieli, i okrutnie wielkie miecze i spisy, i żelazne ciężkie zbroje, wy­

raźnie jak b y koszule z łańcuchów, w których dawniej rycerze polscy w ojow ali, a którychby już dziś nikt nie udźwignął, i pancerze stalowe i buławy hetm ańskie, i burka z grubego sukna, w której Czarnecki wojował Szweda i M oskala, i stare pieniądze i innne różne różności z dawnych wieków.

Oglądał ja to wszystko z wielką ciekawością a Jakób mi tłumaczył, bo w iedział, co każda rzecz oznacza, z jakiego czasu pochodzi i co się z nią za pam iątka wiąże. Kiedy już miałem odchodzić, zobaczyłem naraz na samym końcu izby duże kajdany z żelaza z ciężkiemi kulami, które wisiały na ścianie koło starych mieczów i toporów.

— A to na ja k ą pamiątkę są te kajdany ? — spytałem Jakóba.

— To są kajdany Gątkowskiego — odpowiedział mi J a ­ kób. O tych kajdanach je st cała cudowna historja.

Ciekawość mnie wielka zd jęła, więc też proszę Jakóba mocno, aby mi był łaskaw opowiedzieć tę cudowną historję.

Jakób jako dobry znajomy i przyjaciel a przy tem człek ro ­ zumny nie był od tego i począł mi taką historję opowiadać.

— Przed daw nym , bardzo dawnym czasem żyło w Szoł-drzykach ubogie małżeństwo, które miało syna jedynaka. Mał­

żeństwo to nazywało się Gutkowscy, a syn ich Jan. J a ś był bardzo pojętnem i dobrem dzieckiem , a kiedy podrósł, prosił bardzo swoich rodziców, aby go wysłali do K rakow a do szkoły, bo w Krakowie były wtedy sławne na świat cały szkoły, do których z dalekich nawet krajów przybywali młodzieńce.

Rodzice Jasia byli ubodzy, więc nie mieli za co posłać go na naukę do K rakow a, ale m atka jego miała w Krakowie brata, który był księdzem. Ten ksiądz obiecał być Janow i po­

mocnym i wziął go do Krakowa. Ja n począł się uczyć pilnie i gorliw ie, a był przy tem bardzo obyczajnym i pobożnym stu­

dentem. Chodził on często do kościoła, a że w bliskości był kościoł św. J a n a , więc J a n zazwyczaj chodził się modlić do niego. W tym kościele był znowu cudowny obraz Najświętszej Panny a Jan student powziął wielkie nabożeństwo do Matki Bożej, i modlił się gorąco przed tym jej obrazem, słynącym głośno z łask i cudów. To też Najświętsza Panna jakby się wyraźnie opiekowała biednym studentem , bo ile razy Ja n był w smutku lub utrap ien iu , zawsze biegał do kościoła i padał na kolana przed tym obrazem , i zawsze doznał pociechy w fra­

sunku, pomocy i ratunku w biedzie i nieszczęściu.

Pod tą opieką Najświętszej Panny ukończył szkoły Ja n G ątkow ski a gdy wyrósł w chłopa, zaciągnął się do wojska pod chorągiew Stanisław a Lubomirskiego. A było to w roku 1629.

W łaśnie podówczas wybierało się wojsko polskie pod Lubo­

mirskim i sławnym rycerzem Stefanem Chmieleckim na T a ­ tarów pogan, którzy wpadli byli do Polski i okrutne czynili spustoszenia.

Kiedy już Ja n Gątkowski miał ruszać z innymi na wojnę, poszedł jeszcze do Kościoła św. J a n a i modlił się długo przed cudownym obrazem Najświętszej Panny, prosząc ją o łaskę i pomoc, i oddając się jej pod świętą opiekę.

Zaledwie jednak przyszło po raz pierwszy do bitwy z T a ­ taram i, Ja n Gątkow ski dostał się do niewoli tatarskiej. Ciężka

to była niewola u p o g an , ja k już o tera w iecie, bo nieraz wam 0 niej opowiadaliśmy. To też i ten Jan Gutkowski musiał zno­

sić wielkie męczarnie i ciężkie trudy, a Tatarzy kazali mu pra­

cować na polu, przyprzęgając go do taczek i wozów jakby konia. Do tego jeszcze okuli T atarzy Gątkowskiego w ciężkie kajdany żelazne z wielkiemi kulam i, i ledwie tyle jeść mu da­

wali, że mógł jeszcze oddechać.

Pewnego wieczora, po długiej pracy, Ja n Gątkowski po­

kaleczony i niezmiernie zbity padł ja k nieżywy na ziemię i po­

czął płakać gorźko na swoją niedolę. W tym żalu i płaczu serdecznym przyszedł mu na pamięć obraz w kościele św. Jan a w K rak o w ie, przed którym modlił się tyle razy będąc studen­

tem , ukląkł więc i począł się modlić gorąco do Najświętszej Panny. Zaraz też jak aś pociecha wstąpiła w jego serce i z a ­ snął snem spokojnym.

W e śnie zdało mu się, że Matka Boża zstąpiła z tego obrazu, przyszła do niego i rzekła mu:

— Idź , jesteś w olny!

Obudził się zaraz G ątkow ski, porwał się na równe nogi 1 o dziwo! patrzy a tu na jego nogach niema już kajdan! K aj­

dany te cudem opadły z niego i leżały obok na ziemi.

W idząc to cudowne zmiłowanie Boskie Gątkowski umyślił uciekać. Ale przypomniał sobie z a r a z , że niedaleko stał na straży T atar. Chwycił tedy Gątkowski kajdany, aby ich użyć zamiast broni i bić niemi T a ta ra , gdyby go chciał zatrzymywać, i wyszedł z więzienia.

Przed bramą zastał T a ta ra , który stał na w arcie, i już Gątkow ski był na to przygotowanym, że przyjdzie mu z tym poganinem walczyć na śmierć lub życie, ale tymczasem Tatar­

ów nie zatrzymuje go wcale, ale mówi mu tylko:

— Jeźli chcesz uciekać, to uciekajmy razem , bo mnie się śniło, że mnie Pan Bóg uszczęśliwi, jeżeli pomogę do ucieczki jakiemu biednemu więźniowi.

Zabrał tedy z sobą Gątkowski T atara i dziękując Najśw.

Pannie za to cudowne wybawienie, udał się z nim w ucieczkę.

Po długich trudach i najrozmaitszych przeszkodach udało się im obu dostać na polską ziemię, do Tulczyna. Skoro tu

przybył Gątkow ski, udał się zaraz z Tatarem do klasztoru Do­

minikanów. W klasztorze tym T a ta r poganin, oświecony łaską B o sk ą , dał się ochrzcić i przyjął wiarę chrześciaiiską, Gątkowski zaś nie zatrzymując się długo, ruszył do K rakow a, aby złożyć dzięki Najświętszej Pannie za cudowne uratowanie. Przybywszy do K rakow a Gątkowski wstąpił do zakonu, a kajdany owe ta ­ ta rsk ie, które był zabrał z sobą, zawiesił jak o wotum przed cudownym obrazem Matki Boskiej w Krakowie.

— Otoż taka to jest historja tych kajdan, które tu wiszą

A Morawski jeden sam ,

A gdy już gorzka łza b ra tn ia , Jeśli się zręcznie poliźnie Co życie z oka zadmucha Można usłużyć ojczyźnie.

Przyszła do niego o statn ia, A że cierpiał za ojczyznę,

Z tą nadzieją oddał ducha. W ięc je st chwały wart — i kwita W ięc ta k w śmierci jak i w życiu, Więc kto Polak niech to czyta Morawski przez swoje dzieła, I z czcią wielbi każdą bliznę, Choć siedział sobie w u k ry ciu , Ja k ą rzeźnik konfederat, Choć dusza jego nie lgnęła Poniósł w boju za ojczyznę, Ani do wielkich honorów, I jak Moskwie on był nie r a d , Ani do sławy — wielkości, Tak my jem u bądźmy rad zi, Dowiódł, że ogniem miłości W ięc i krzyknąć nie zawadzi:

I za pomocą toporów, W i w a t r z e ź n i k k o n f e d e r a t !

71