• Nie Znaleziono Wyników

Marta Kostulska: Możesz tak krótko streścić mi swoją karierę podróżniczą?

Grzegorz: W ogóle pomysły o podróżowaniu zaczęły się wykluwać jak byłem jakimś nastolatkiem. W harcerstwie w sumie zacząłem podejmować jakieś pierwsze próby samodzielnych wyjazdów nie pamiętam czy to z mojej inicjatywy czy z inicjatywy moich druhów. Potem to się rozwijało, to były coraz ambitniejsze cele, coraz dalsze, związane z jakimiś tam wyzwaniami nowymi. Mniej więcej koło osiemnastki pierwszy raz pojechałem z kolegą, przez dwa tygodnie jeździłem po Europie stopem. Okazało się, że za 40 euro można ładnych parę tysięcy kilometrów przejechać i naprawdę zobaczyć kawał Europy. To był taki bardzo przełomowy moment dla mnie, bo okazało się, że nie trzeba mieć pieniędzy, wystarczy chcieć, trochę pogłówkować, pokombinować. Podróżowanie jest fajne, podobało mi się to, jarało mnie to, najciekawsze w podróżowaniu... najciekawsi dla mnie byli ludzie, których spotykałem, bo zawsze starałem się dużo podróżować autostopem i to była taka przygoda intelektualna, spotkanie z tymi podwożącymi.

Zabytki, oczywiście jakieś zwiedzanie, poznawanie nowych miejsc, wszystko bardzo fajne, ale wszystko jakby kręciło się wokół tego aspektu społecznego: jak ludzie żyją, co myślą, co mówią, jacy są. Podróżując, szczególnie autostopem, spotyka się bardzo dużo bardzo fajnych ludzi... No i trochę popłynąłem. No potem były jakieś kolejne wyjazdy, dużo podróżowałem, nie zawsze były to wyjazdy backpackerskie, czasem były to wyjazdy w góry, do jakichś innych krajów, takie bardziej powiedziałbym kulturalne. No i aż do momentu kiedy zgadałem się ze swoją dziewczyną Karoliną o tym, że od bardzo dawna marzymy o tym, żeby pojechać w podróż dookoła świata, zrobiliśmy badania na ten temat z opcją wyjazdu na rok, no okazało się niestety, że ona może najwyżej na cztery miesiące. No i pojechaliśmy na te cztery miesiące do Azji. To było w zasadzie takie największe wydarzenie backpackingowe dla nas, bo to był w pełni backpackerski wyjazd, tak naprawdę trochę z naszej decyzji, bo mogliśmy go zrealizować w inny sposób. Zdecydowaliśmy się na tę formę backpackingu bo nam się to podobało, bo w ten sposób byliśmy najbliżej ludzi, a obojgu nam na tym zależało, żeby to nie była konsumpcja lizaka przez papierek, tylko naprawdę poczuć jak to wygląda, wejść między ludzi, porozmawiać z nimi. Tak, teraz od jakiegoś czasu nigdzie nie jeździliśmy. Dużo o sobie odkryliśmy podczas tej podróży, ja dużo ciekawych obserwacji na swój temat poczyniłem. I dużo we mnie to zmieniło.

Marta Kostulska: (...)

Grzegorz: Pierwsza samodzielna to kiedyś z rodzicami byłem przez miesiąc w Afryce.

Przejechaliśmy przez kilka krajów, północno-zachodnie wybrzeże zwiedziliśmy, mój tata tam

pracował. Aha, może ta ciekawość świata trochę wynika z tego, że mój tata jeździł na misje zagraniczne. To tu, to tam, palcem na globusie mogłem namierzyć gdzie to jest. Coś tam opowiadał, ale chciałem sam poznać, zobaczyć, zweryfikować, obalić mity, zobaczyć jak to naprawdę wygląda.

Na przykład na Ukrainę kilka razy pojechałem właśnie dlatego, że słyszałem jakieś opowieści o Ukrainie jak to tam jest, jak to wygląda, że tak strasznie, że biednie. Pojechałem, zobaczyłem, Ukraina bardzo mi się spodobała, przypadła mi do gustu. To było takie obalanie mitu. Ja to chyba w ogóle jestem trochę takim typem niewiernego Tomasza, lubię wszystko sprawdzić, przetestować, wypróbować samemu. To chyba też mnie tak trochę motywuje, żeby samemu zweryfikować te treści, którymi jesteśmy karmieni. Jakiś tam obraz jest nam kreowany, na przykład filmów z Bollywoodu, które często w ogóle nie są kręcone w Indiach, które jakiś tam piękny krajobraz przedstawiają, a Indie okazują się być zupełnie inne.

Marta Kostulska: […]

Grzegorz: Przejechaliśmy łącznie dziesięć krajów, zaczęliśmy od Indii. Nie wiem czy mam wymieniać te wszystkie państwa. To były Indie, Nepal, potem wróciliśmy do Indii. Malezja, Tajlandia, Birma, Wietnam, Singapur, Japonia. Nie jestem pewien czy czegoś nie pominąłem. No ale ogólnie dziesięć państw przez parę miesięcy to było bardzo szybko. Gdybyśmy mieli więcej czasu to wydaje mi się, że byśmy trochę wolnej podróżowali, tak, że to tempo było bardzo męczące i przekładało się na trochę wyższy koszt tego pobytu w Azji. Ale z drugiej strony po trzech miesiącach byliśmy trochę znudzeni tym podróżowaniem, byś może zmęczeni, nakładało się to znużenie i zmęczenie i po tych trzech miesiącach trochę mieliśmy dość. Może dlatego, że te państwa Południowo-Wschodniej Azji były dość podobne do siebie. Natomiast potem takim miłym akcentem była Japonia, gdzie wszystko było... w zasadzie to było jak lądowanie na księżycu.

Wszystko było zupełnie inne, zupełnie inne i od Europy i od Południowo-Wschodniej Azji. A jednocześnie czuliśmy się tam spokojnie, bezpiecznie, wyższy poziom higieny dawał wyższe poczucie komfortu, wreszcie przestaliśmy chorować na brzuszki, to też na pewno w jakiś sposób wpłynęło na poprawę naszego samopoczucia.

Marta Kostulska: Gdybyś miał nakręcić film ze swoich podróży, to jaką scenę wybrałbyś na taki mocny trailer, jakie jest Twoje najsilniejsze wspomnienie, scena z podróży?

Grzegorz: Hm, tak naprawdę takim pytaniem pod spodem jest to, co mi się najbardziej podobało, co zrobiło największe wrażenie. I to pytanie jest no trochę zużyte, bo wiele osób mnie o to pytało, od razu przychodzi mi do głowy taka odpowiedź, że nie jestem w stanie wskazać jednej rzeczy, tym bardziej gdybyśmy podzielili to na kategorie, w kategorii jakiejś co na mnie największe wrażenie zrobiło to byłoby mi łatwiej odpowiedzieć. Każde państwo przynosi mi inne skojarzenie, unikalne i wyróżniło się czymś innym. Tak, że z całej podróży chyba nie potrafię wskazać takiej

jednej rzeczy, która by mnie powaliła. Bo zarówno Indie kochałem i nienawidziłem na zmianę – raz tak, raz tak, z dnia na dzień. Nepal miał piękną przyrodę a z kolei w Japonii byłem pod wrażeniem tego, jak Japończycy w takim codziennym życiu stosują zaawansowaną technologię

Marta Kostulska: Mówiłeś o tym, że twój ojciec dużo był za granicą, podróżował

Grzegorz: Przede wszystkim ciekawość poznawcza. Od zawsze byłem ciekawski, chciałem wiedzieć, chciałem umieć, chciałem potrafić zrobić sam. Chciałem wszystko spróbować sam i myślę, że chciałem sam sprawdzić jak to jest po tej drugiej stronie kuli ziemskiej, co ci ludzie robią, jedzą, jak się ubierają, jak żyją. No i tak jak wspominałem to obalanie mitów. Tutaj dostajemy te informacje o pomocy humanitarnej, że strasznie biednie, że nie mają dachu nad głową. Tak dla przykładu, ostatnio czytałem artykuł o tym, że biedni Afrykańczycy, kenijscy Marokańczycy mieszkają w domach, w których mają takie straszne dziury, że te domy są zrobione ze słomy, a tak naprawdę, gdyby to nie były przewiewne chatki słomiane to oni by się ugotowali w tych domach.

Tak, że to jest zupełnie inny odbiór, zupełnie inne wrażenie teraz. Chciałem takiej weryfikacje.

Marta Kostulska: A skąd bierzesz te informacje?

Grzegorz: Z cudzych opowiadań, z książek, z telewizji, tak naprawdę ze wszystkich stron jesteśmy bombardowani tymi informacjami ze świata, chyba taką najszerszą rzeką informacji, która płynie prosto do naszej głowy jest telewizja, więc dopóki miałem telewizor, to pewnie dużo obrazów utkwiło w mojej głowie z tamtego czasu.

Marta Kostulska: [...]

Grzegorz: Nie. Tutaj nic takiego... no, nie wskażę niczego takiego szczególnego. No, nie za wiele.

Marta Kostulska: A jakieś książki?

Grzegorz: To były chyba, jeśli chodzi o książki to takie opowiadające o dalekich stronach, tak to nazwijmy. To były książki na przykład Szklarskiego. Potem nie czytałem książek podróżniczych, próbowałem nawet podejście zrobić, przed naszym wyjazdem do Azji, coś tam poczytać.

Przeczytałem co tam Pawilikowskiej, potem coś takiego bardziej offowego, ale tak naprawdę nie porywało mnie to. Poza tym nie chciałem sobie zepsuć radości odkrywania samemu.

Marta Kostulska: A jak pamiętasz to, co miałeś w głowie przed wyjazdem, to możesz powiedzieć jak ci taki wyjazd zmienił postrzeganie świata?

Grzegorz: Aha. Przede wszystkim Azja okazała się być znacznie bardziej cywilizowana niż mi się pierwotnie wydawało. Bieda w Indiach mnie uderzyła, niby o tym wiedziałem, ale nie sądziłem, że to jest na taką skalę i że to rzeczywiście dziś cały czas tak wygląda. Te Indie to był też taki szok przyjazdu z Europy. Jak jest się tam na miejscu to człowiek się nie tyle, że znieczula, ale przyzwyczaja i zaczyna to traktować jako coś normalnego. Tak naprawdę ci ludzie są w stanie żyć i

funkcjonować na ulicy bez domów własnych. Nie jest to taki straszny problem nie do przejścia. Ale przede wszystkim bardziej cywilizowane niż się wydawało, łatwiejsza była komunikacja, myślałem, że będzie dużo trudniej się komunikować z ludźmi na miejscu. Okazało się, że jest bezpieczniej i że świat się bardzo skurczył, świat okazał się być znacznie bardziej globalny, okazało się, że globalne marki są wszędzie te same. Producenci odzieży, producenci kosmetyków.

Weszliśmy do sklepu i zobaczyliśmy ten sam szampon, to samo mydło, które można kupić w Warszawie. Można kupić te same ubrania, najki, adidasy, to samo jest tu. No, z różnicą cenową. Ale na to byłem przygotowany, czytałem wcześniej książki Naomi Klein, miałem dużą świadomość tego, taką teortetyczną. Bo znowu – wiedzieć a poczuć na sobie to dwie różne rzeczy. I niby wiedziałem, że oni tam to produkują, że te same produkty są tam, a zobaczyć, kupić polski termometr w Singapurze to było w sumie sympatyczne wydarzenie.

Marta Kostulska: A czy był jakiś taki impuls, który sprawił, że zdecydowałeś się jechać w tym właśnie momencie życia?

Grzegorz: Tak, frustrowała mnie praca, strasznie się nudziłem w pracy, czytałem w pracy książki, w PDF-ach oczywiście, żeby było, że pracuję. Przeczytałem książkę Tima Ferrisa

„Czterogodzinny tydzeń roboczy”, nie wiem jak to będzie po polsku... „4 hours work week”. I to była taka ostateczna inspiracja, przelała się we mnie frustracja i stwierdziłem, że muszę rzucić tę pracę i to jest świetna okazja żeby wyjechać. Poza tym też myślę, że na wszystko w życiu jest czas i miejsce i też chciałem wyjechać w tym okresie swojego życia w którym byłem wtedy i jestem teraz, bo wydaje mi się, że to jest stosowny czas na takie rzeczy. Z jednej strony mogę sobie na to pozwolić finansowo, z drugiej strony nie mam dzieci, kredytu, jakiejś odpowiedzialności dużej na sobie, odpowiadam za siebie i za Karolinę i to wszystko. To był dla nas dobry czas i to była jakaś motywacja. Z kolei z drugiej strony wiedziałem, że jak się na to nie zdecyduję to do końca życia będę żałował i będzie mi przykro. I cały czas gdzieś tam w środku by mnie męczyła ta ciekawość jak to tam jest, jak to wygląda, jak oni żyją, co myślą. Bo też chyba szukałem jakiejś inspiracji dla siebie. Co mogę zmienić poprawić w moim życiu. Podróżując szukałem inspiracji, żeby z każdej kultury uszczknąć coś dla siebie. Czegoś się nauczyć od tych spotykanych ludzi.

Marta Kostulska: I co, udało się?

Grzegorz: Z całą pewnością tak

Marta Kostulska: A jakich rzeczy się nauczyłeś?

Grzegorz: Pierwsza rzecz taka, która rzuca się od razu to jest spokój, opanowanie, wszystko w swoim czasie i duża pokora Azjatów. Oni nie są tacy zabiegani jak my w Europie, nie mają takiego parcia karierowego, na kasę, nie wiem jak to nazwać, są dużo bardziej do tego zdystansowani.

Trochę generalizując, generalizowanie nigdy nie obejmuje wszystkich, ale generalizując, oni

bardziej stawiali na wartości, niż na jakieś tam spełnianie swoich zachcianek i potrzeb no i przede wszystkim żyją wolniej, żyją spokojniej, są szczęśliwsi. Nie przypominam sobie, żebym spotkał Azjatę, który by się użalał nad swoim losem. Są bardzo pokorni.

Marta Kostulska: A zostało ci coś z tego?

Grzegorz: Tak, wróciliśmy z tej Azji, zaczęliśmy wolniej jeździć samochodem, przepuszczać ludzi jadąc samochodem. Coś zupełnie nienaturalnego dla warszawskiego kierowcy. Dla warszawskiego kierowcy to jest ujma na honorze kogoś przepuścić albo nie jechać 20 kilometrów powyżej dozwolonej prędkości. A tutaj się okazało, że żyjąc dużo bardziej na chill oucie można być dużo bardziej zadowolonym z życia. Też okazało się, że potrzebujemy dużo mniej niż nam się wydawało i to też od Azjatów... Chyba szczególnie w Indiach od tych biedaków się tego nauczyliśmy. My tu biegamy, wariujemy, szalejemy, każdy chce coś mieć nowego, coś fajnego, zrobić karierę, kupić mieszkanie, zasadzić drzewo, spłodzić gromadkę dzieci. A tu tak na spokojnie, wszystko w swoim czasie.

Marta Kostulska: A co ci jeszcze ta podróż dała?

Grzegorz: Jest jeszcze jedna rzecz. Japonia była dla mnie sporą inspiracją, jak tam pojechałem do Japonii to szukałem inspiracji na temat tego co mógłbym robić po powrocie do Europy no i generalnie ta zaawansowana technologia, którą oni tam mają, niby powszechnie znana, ale oni ją tam stosują. To było też dla mnie inspiracją do rozpoczęcia jakichś tam swoich projektów, pomysłów biznesowych. Nie wiem czy to będzie ciekawe. Między innymi chodziliśmy po różnych showroomach różnych koncernów japońskich, gdzie obejrzeliśmy na przykład Ashimo. Ashimo to jest taki humanoid, robocik. Zacząłem ten temat badać, zastanawiać się jak robotyka stoi na świecie i przez parę ładnych miesięcy kombinowałem jak by tu zacząć produkować elektromechaniczne kończyny, protezy, które są zintegrowane z ludzkim układem nerwowym, tak, że można takim czymś sterować nazwijmy to, swoimi myślami. Są takie prototypy na świecie, jest to jakieś pole do popisu.

Marta Kostulska: Jak tak mówiłeś o tym czterogodzinnym tygodniu pracy, to oczy m to jest dokładnie?

Grzegorz: On opisuje swoje patenty na to, jak pracować cztery godziny w tygodniu i być zadowolonym z życia. To jest taki gość, backpacker w gruncie rzeczy, robi sobie onlinowo jakieś biznesiki swoje, a generalnie podróżuje po świecie, zarabia w krajach bogatszych, na przykład w Stanach, wydaje w biedniejszych, czyli w Azji no i podaje dużo konkretnych informacji, dużo przykładów i dużo pisze o tym, co on zrobił albo co można zrobić, żeby zacząć żyć w tym stylu, w ten sposób, jakby uwolnić się od tego nazwijmy to korporacyjnego więzienia.

Marta Kostulska: Powiedziałeś, że on jest takim backpackerem... kim dla ciebie jest

backpacker?

Grzegorz: Backpacker, dla mnie? To taki gość, który mieszka w plecaku. I to chyba tyle, dlatego, że cała reszta... do worka backpackerów zaliczyłbym bardzo różnych ludzi z bardzo różnym stylem podróżowania, stylem życia, z poglądami, jakby to jest niezależne. Punktem wspólnym dla nich jest to, że całe swoje życie, wszystko co mają, wszystko jest w ich plecaku. Ich dom jest tam, gdzie jest ich plecak.

Marta Kostulska: Powiedziałeś, że wybrałeś taki sposób podróżowania, bo nie chciałeś tego lizaka jeść przez folię. A co sądzisz o tych, co jeżdżą na wykupione wakacje?

Grzegorz: Jak to rozumiem? Myślę, że pojechanie do Egiptu, do hotelu iluśtam gwiazdkowego, w którym ci mówią, że lepiej, żebyś nie wychodziła, bo poza hotelem jest niebezpiecznie, tak naprawdę nie ma nic wspólnego z pobytem w Egipcie, ty tego Egiptu nie poznałaś. Byłaś po prostu na wycieczce w hotelu a nie w Egipcie. To jest taki lizak w papierku bo niby podróżujesz ale tak naprawdę to wszystko jest sztuczne, plastikowe, nie ma wartości poznawczej, rozwijającej, bo tak naprawdę nie ma nic z tego, co mi kojarzy się z podróżami. To jest po prostu wyjazd wypoczynkowy, gdzie żyjesz sobie w jakimś tam turystycznym getcie.

Marta Kostulska: A jakie są różnice między backpackerami a tymi ludźmi, którzy jeżdżą na takie wyjazdy?

Grzegorz: Jestem daleki od oceniania kogokolwiek a chyba trochę mnie podpuszczasz, żebym ocenił. Wydaje mi się, że to mogą być nawet ci sami ludzie – siedzieć tam i jeździć na wyjazdy backpackerskie. To jest po prostu kwestia czasu, potrzeb, momentu w życiu tego, na co masz ochotę, i tak naprawdę ta sama osoba... no znam takie osoby, w jednej chwili chcą pojechać na luksusowo i się polenić a z drugiej strony jadą się sponiewierać, na wyjazdy backpackerskie czy na adventure railsy, turystykę ultramaratońską prowadzą i jeżdżą po świecie, żeby przez parę dni pobiegać po jakimś tam kraju.

Marta Kostulska:(?)

Grzegorz: Jeszcze nie, ale myślę, że potrafiłbym sobie coś zorganizować, ale nie bawiłoby mnie to mimo wszystko nawet jakbym pojechał na takie wczasy to kombinowałbym, żeby jednak...

no, trochę się zamotałem. Spokojnie mógłbym pojechać na takie wczasy all inclusive, ale myślę, że ułożyłbym sobie dodatkowy program i nie siedziałbym w hotelu i starałbym się jak najwięcej skorzystać z tego, że jestem w takim a nie innym miejscu. Ale myślę, że nie ma w tym nic złego.

Pewnie większość backpackerów gardzi tymi hotelowcami a hotelowcy brzydzą się obrzydliwymi backpackerami. Dla mnie okej, jeden i drugi styl są okej i w jednym i drugim siebie widzę.

Marta Kostulska: (?)

Grzegorz: Każdy mierzy swoją miarą. Ci co siedzą w hotelu, myślą, że ojej tacy biedni ci

bakcpackersi, tak muszą z tymi plecakami, nawet żaden tragarz im nie poniesie walizki, no tragedia, tragedia. A backpackerzy pewne myślą bardziej o takich biednych zwierzątkach w zoo zwanym hotelem, w takim plastikowym sztucznym świecie. Więc to chyba wynika z tego, że każdy mierzy swoją miarą i porównuje do siebie, a wiadomo, że każdy chwali swoje i wybiera dla siebie, to co uważa za najlepsze. Czasami takie wybory wynikają z możliwości, bo nie ukrywajmy, że taki wyjazd all inclusive pewnie będzie droższy i będzie krótszy, to są po prostu wczasy wypoczynkowe dla ludzi, którzy są zapracowani. Backpackersi z reguły mają dużo czasu i mniej pieniędzy. Z tego co obserwuję, to parametry czas i pieniądze, zawsze występują odwrotnie proporcjonalnie do siebie – albo ma się czas albo pieniądze. Studenci mają full czasu, mało pieniędzy, potem się człowiek zawodowo rozwija, to ma dużo więcej pieniędzy a nie ma czasu ich wydać w ogóle.

Marta Kostulska: Czy mógłbyś opisać najbardziej niekomfortowe sytuacje, które cię spotkały?

Grzegorz: No tych sytuacji było bardzo dużo. Przyjechaliśmy do Indonezji, była akurat pora deszczowa, jeszcze sylwester i nie było żadnych miejsc w hostelach, na szczęście znaleźliśmy całodobowy McDonalds, i przespaliśmy całą noc na zjeżdżalni w McDonaldzie, ale strasznie zmarzliśmy, nie mogliśmy spać. Byliśmy świadkami masowego obrabowania pociągu w Indonezji, też bardzo nieprzyjemne doświadczenie. No, regularnie kłóciliśmy się z Hindusami, bo regularnie nas chcieli robić w balona a my nie jesteśmy z tych, co się dają robić w balona. Targowaliśmy się często z nimi, nieraz nas oszukali, to się nie dawaliśmy. Chyba największy problem był ze spaniem, że dużo nocy spędziliśmy w pociągu, albo musieliśmy gdzieś po prostu przesiedzieć, bo nie znaleźliśmy miejsca do spania, z takich czy innych powodów. Albo lądowaliśmy o wpół do drugiej w nocy na dworcu i musieliśmy czekać do rana na autobus, bo nie chcieliśmy wyładować fortuny na taksówki. No i choroby brzuszka, regularnie.

Marta Kostulska: (?)

Grzegorz: Uhm, dla mnie duża różnica była między okolicami mocno turystycznymi, gdzie biały człowiek był dla nich chodzącym bankomatem, potencjalnym źródłem zarobku na różne sposoby, a ich kreatywność nie znała końca. Ale w tych bardziej prowincjonalnych obszarach to

Grzegorz: Uhm, dla mnie duża różnica była między okolicami mocno turystycznymi, gdzie biały człowiek był dla nich chodzącym bankomatem, potencjalnym źródłem zarobku na różne sposoby, a ich kreatywność nie znała końca. Ale w tych bardziej prowincjonalnych obszarach to