• Nie Znaleziono Wyników

Cisza m a je sta ty c z n a — o to w rażenie, ja k ie d a je nam noc i podziw ianie niebios; cisza ta je d n a k je s t ty lk o p o z o rn a i w y n ik a z nieudolności naszych zm ysłów . D la isto t, o b d arzo n y ch lep iej, p o sia d a ją c y c h zm ysły czu jn e na su b teln e echa nieskończoności, w szystkie św iaty d rg a ją , tętn ią, śpiew ają, d a ją c w rażenie w sp an ia łe g o k o n ce rtu .

T o p ra w o h a rm o n ij niebieskich m ożem y spraw dzić na w łasnym sy ste ­ mie słonecznym .

W iadom o, że p o rz ą d e k k o le jn o śc i p la n e t w p rz e strz e n i o p ie ra się na praw ie sto p n io w an ia, t. zw. p ra w ie B o d e ’a. Z aczy n ając od słońca, o d le g ­ łości p o d w a ja ją się m iędzy plan etam i. T o sam o p ra w o o b o w iązu je każdą g ru p ę satelitó w . O tó ż ta k i sp o só b sto p n io w an ia m a sw ą zasadę, k tó ra zależy jed n o cz eśn ie o d p ra w liczby i w ym iaru, od m atem aty k i i h a rm o n ji.1)

O d ległości p la n e ta rn e sto su ją się do zw y k łeg o try b u sto p n io w an ia harm o n ic zn eg o i stan o w ią isto tn e p ra w id ło d rg a n ia tych p lan et, a h a rm o n je p la n e ta rn e , o p a rte na ty ch praw idłach, d a ją a k o rd dosk o n ały . M ożnaby p rz y ró w n ać system słoneczny do o lb rzy m iej h arfy , w k tó re j stru n am i są p lan ety . A zb e l pow iad a: „G dybym , za ch o w u jąc sto p n io w an ie odległości p la n e ta rn y c h , zasto so w ać je w p o m n iejszen iu p rz y układ zie stru n dźw ię­

kow ych, o trz y m a ło b y się in stru m e n t m uzyczny d o sk o n a le z e s tro jo n y .“2) W zasadzie — i to je s t cudow ne w łaśnie — p ra w o , n o rm u ją c e stosunki dźw ięku, św iatła, ciepła, je s t rów nież praw em o b o w iązu jącem dla ruchu, k sz ta łto w a n ia się i ró w n o w ag i sfe r, n o rm u ją c jed n o cześn ie ich odległości.

J e s t o n o zarazem praw em liczb, k sz ta łtó w i idej. T o p ra w o h a rm o n ji w calem znaczeniu te g o słow a: to m yśl, to działanie B o g a dostrzeżone!

M ow a lud zk a je s t u b o g a ; nie zd o ła o n a w yrazić cudow nych tajem n ic h a rm o n ji w iek u istej. Je d y n ie pism o m uzyczne zd o ła ją w yobrazić w pełni, oddać to w rażenie estety czn e, ja k ie o n a w y w o łu je. M u z y k a , ta m ow a b oska, w y ra ża ry tm k ształtó w , linij, liczb i ruchów . O n a w praw ia w drganie i ożyw ia p rz estw o rza . F alam i sw em i w ypełnia olb rzy m ią budow lę w szech­

św iata, tę św iątynię w sp an iałą, gdzie rozb rzm iew a hym n życia bez końca.

P y ta g o ra s i P la to n utrzy m y w ali, że słyszą „ m u z y k ę s f e r “. W śnie S cypjona, p rz y to c zo n y m p rz ez C ycero n a w je d n y m z n ajp ięk n iejszy c h utw orów , ja k ie odziedziczyliśm y p o staro ż y tn o śc i, śpiący rozm aw ia z duszą

') Zobacz A zbel, H a r m o n ja Ś w iató w , p a s sim . 2) To sa m o dzieło, s tr. 29.

sw ego o jca, P aw ła — E m ila i z duszą dziadka, S cy p jo n a A fry k a ń sk ie g o ; podziw iają oni w spólnie cuda niebieskie, przyczem ta k i się w yw iązuje dialog m iędzy nim i:

„S kąd p ły n ie ta p o tę ż n a , a sło d k a h a rm o n ja , k tó ra m nie p rz e n ik a ? z a p y tu je C. S c y p jo n .“

„ — J e s t to h a rm o n ja , o b ja śn ia g o p rz o d ek , u tw o rz o n a z p au z n ie­

rów nych, lecz łączonych w ed łu g słuszn eg o um iaru ; w ynika o n a z ruchu sfer, a zlew ając to n y o stre z cichem i w je d n y m w spólnym ak o rd zie, czyni z tych ró ż n o ro d n y c h dźw ięków m e lo d y jn y k o n c e rt. T ak znaczne ruchy nie m ogą d o k o n y w ać się w ciszy."

W szyscy praw ie g e n ja ln i k o m p o z y to rz y , k tó rz y o p ro m ien ili sztu k ę m uzyczną, ja k Bach, B eethow en, M o zart, ośw iadczali, że d o chodziły do nich m elo d je znacznie p ięk n iejsze od w szystkich ziem skich. B eethow en w czasie k o m pozycji w ychodził z siebie, p o d le g a ł pew nej ek staz ie i pisał g o rą c z ­ kow o, s ta ra ją c się n ap ró ż n o o d tw o rz y ć m uzykę niebieską, k tó ra g o czarow ała.

T rzeba m ieć w ybitną zd o ln o ść psychiczną, b y ta k m óc odczuw ać. R zad ­ kie je d n o stk i nią o b d arzo n e u trz y m u ją , że k to uchw ycił n u tę m uzyczną w szechśw iata, te n zn alazł n a jid e a ln ie jsz ą fo rm ę dla w y ra żen ia p ięk n a w iecznego i h a rm o n ji. N ajw yższe u tw o ry ludzkie są zaledw ie nikłem echem w ielkiej sy m fo n ji św iatów .

J e s t to źró d ło n ajczy stszy ch ro z k o szy ducha, tajem n ica życia w y ż­

szego, k tó re g o p o tęg i nie rozum iem y dla b ra k u o d pow iednich zm ysłów . Kto um ie je odczuć w pełni, dla te g o czas p rz e sta ł się posuw ać, a niezli­

czone dni są m u ja k o dzień je d e n . E w o lu c ja zbliży nas k u p ro g o m tych uczt duchow ych.

Znam y ju ż m ed ja, k tó re w stan ie tra n su słyszą ła g o d n e, sło d k ie m e ­ lodje. Łzy rzew ne, ja k ie m i z a le w a ją się w ów czas, św iadczą o rzeczyw istości doznaw anych w rażeń.

P o w ró ćm y do b ad a n ia ruchu sfe r i zauw ażm y, że n aw et w y ją tk i od pow szechnego p ra w a h a rm o n ji, n aw et p o z o rn e o d ch y len ia p la n e t m ożna objaśnić i podziw iać. S tanow ią one ja k b y „d ialo g i d rg a ń " , m ożliw ie zb li­

żonych do w tó ru i d o rz u c a ją now y cz ar estety c zn y do te g o cudu piękności, jak im je s t w szechśw iat.

Za p rz y k ła d n a jc h a ra k te ry sty c z n ie jsz y m o g ą służyć d ro b n e p la n e ty w liczbie 520, k tó re k rą ż ą m iędzy M arsem i J o w isze m , a z a jm u ją p rz e strz e ń całkow itej oktaw y, p o d zielo n e j na ty leż sto p n i; stą d p ra w d o p o d o b ień stw o , że zespól tych św iatków nie tw orzy, ja k przy p u szczan o , św iata szczątków w rozsypce, lecz la b o ra to rju m now ych św iatów , d o p iero się k ształtu jący c h .

C ztery są zasadnicze u m iary harm o n iczn e, k tó re w p ły w a ją n a w z a ­ jem ne rozm ieszczenie p la n e t w naszym system ie słonecnzym . Z n a jd u ją one zastosow anie: Na pierw szem m iejscu : od Słońca do M e rku reg o ; tu p ra c u ją także siły harm oniczne, p o w s ta ją now e p lan ety .

D alej, od M e rku reg o do M arsa. T o obw ód m ałych p la n e t; w śró d nich Ziemia nasza g ra ro lę p a n u ją c ą z p ew ną sk ło n n o ścią do o d d alen ia się od słońca, a zbliżenia do w yższych u k ład ó w p lan eta rn y ch . C złonek te j g ru p y , Mars, na k tó ry m d o strz e g a m y p rzez telesk o p lądy, m orza, o lbrzym ie

ka-naly, św iadczące o sta rsz e j cyw ilizacji od n aszej, ja k k o lw ie k m niejszy od ziemi, je s t b ard ziej zró w n o w aż o n y o d niej.

N astępnie 500 p la n e t telesk o p iczn y ch stan o w i o b sza r przejściow y i ja k o szn u r p e re ł niebieskich łączy g ru p ę p la n e t niższych z p lanetam i w ielkiem i od Jo w isza do N ep tu n a i d a le j. T a o sta tn ia g ru p a stan o w i czw arty um iar h arm o n iczn y o n u tach zn iżający ch się w m iarę w z ro stu objętości tych o lbrzym ów . R olę p a n u ją c e g o g ra tu ta j Jo w isz, łącząc w sobie to n m ajo ro w y z m inorow em .

„ J a k p rz y zniżaniu h arm onicznem dźw ięku, m ów i A zbel1), g ru p a Jo w i­

sza i N e p tu n a p o stęp o w o zw iększa sw ą o b ję to ść . D op iero chaos drobnych ciał telesk o p iczn y ch z a trzy m ał g w ałto w n ie to pow iększanie. J o w isz p o z o ­ stał n a p ro g u D w óch system ów , ja k o w tó re słońce. Z roli o k taw y przeszedł do to n u w tó re g o , aby zaznaczyć sp e c ja ln y c h a ra k te r sw ej roli, w yraźnie m in o ro w y w sto su n k u do słońca, k ied y tym czasem m łode fo rm a c je , ro z ­ m ieszczając się, odsuw ały g o pow oli w ra z ze św iatam i, ja k ie m a w opiece, od gw iazdy, k tó re j był synem n a jp o k a ź n ie jsz y m .“

J e s t on rzeczyw iście p o k a ź n y w sw ym biegu, te n olbrzym i Jow isz, k tó re g o podziw iam z zachw ytem w ciszy letn ich nocy: W iększy tysiąc dw ieście razy od n asz eg o globu, w o rsz a k u pięciu satelitów , z k tó ry ch G anim ed o b ję to śc ią do ró w n y w a planecie, sunie o n bez nachylenia osi po sw ej d rodze, co w pływ a n a je d n o ro d n o ść te m p e ra tu ry na k aż d ej sz e ro ­ kości i na ró w n o trw ało ść dni i nocy. P rzy tem sk ład a się on z p ierw ia st­

k ó w o ścisłości c z te ro k ro tn ie m n iejszej, niż nasza sp o ista siedziba, co z a ­ pew nia zam ieszk u jący m g o isto to m ta k ą łatw ość w przem ieszczaniu się, ta k ą m ożliw ość życia n ap o w ie trzn eg o , że p o b y t tam by łb y dla k a ż d e g o u p ra g n io n y . Co za w sp an ia ła a re n a życia! Ja k ie ż c z aru jąc e o b ra zy z b a je k snuć m o żn a na w idok te j gw iazdy olbrzym iej!

O sobliw szy, cu d ow niejszy jeszcze, je s t Saturn, tyle w rażeń d a ją c y p rz ez telesk o p , S a tu rn rów ny skupieniu o śm iuset kul ziem skich, ze swym po tężn y m d jad em e m w kształcie p ierścienia i z ośm iu satelitam i, z p o śró d k tó ry c h T y ta n do ścig a ro z m ia ram i sam eg o M arsa.

S a tu rn z b o g a ty m o rszakiem , ja k i m u to w arzy szy w p rz estrzen i, s ta ­ now i sam istny w szechśw iat, niby zm n iejszo n y o b ra z system u słonecznego.

T o św iat p ra c y i m yśli, nau k i i sztuki, gdzie p rz e ja w y życia i intelig en cji ro z w ija ją się b u jn ie i b o g a to . J e g o e ste ty k a je s t m ą d ra i zło żo n a; p o czu ­ cie p ięk n a g łęb sze je s t i su b teln iejsze w sk u tek zm ian ruchu, zachodów pierścieni i satelitó w , g ry św iateł i cieni, barw , sta p ia ją c y c h się w o d cie­

niach n ieznanych o k u ziem skiem u, a w szystko to p rz y ak o rd ach h arm o n ic z­

nych ta k w z ru szają co zgodliw ych z m e lo d ją ca łe g o w szechśw iata sło ­ necznego!

D alej n a p o g ra n ic z u p a ń stw a sło ń ca idzie U ranus i N ep tu n , w spaniale i taje m n ic z e p la n e ty , ró w n a ją c e się w przy b liżen iu stu ku lo m ziemskim.

N uta h arm o n ic zn a N e p tu n a b y łab y o statn im to n em ak o rd u o g ó ln eg o , szczytem a k o rd u m a jo ro w e g o w całym sy stem ie.“ P o te m znów inne p la n e ty dalekie, ja k za g u b io n e czaty n asz eg o u g ru p o w a n ia niebieskiego, jeszcze niew idoczne*), a ju ż odczuw ane, n aw et obliczone p o d łu g wpływ ów , ja k ie

*) O sta tn io o d k ry li a s tro n o m o w ie „ P lu to n a “ (przyp. wyd.).

*) A zbel, „ H a rm o n ie d es M o n d e s“, s tr . 13.

w yw ierają n a k ra ń c e n asz eg o system u, te g o d łu g ieg o łańcucha, w iążąceg o nas z innem i rodzinam i św iatów .

W reszcie ro zlew a się b ezbrzeżny o cean gw iaździsty, o tch łań św iatła i h arm o n ji, k tó re g o m e lo d y jn e fa le o ta c z a ją zew sząd i k o ły szą nasz w szechśw iat słoneczny, ta k z d a je się w ielki dla nas, a ta k nikły w sto su n k u do zaśw iata. J e s t to sfe ra niezn an eg o , sfe ra tajem n icy , nęcąca b ez u sta n k u naszą m yśl, a n ied o stęp n a te jż e , n ie d a ją c a się zm ierzyć, czuć o k reślić z je j m iljonam i sło ń c ró ż n ej w ielkości i siły, z g ru p o w an y ch p o dwa i w ięcej, kolorow ych, o św ietlający ch p rz estw o rza , ro z le w ając y ch we w szystkie stro n y p o to k i św iatła, ciepła i e n e rg ji, u n o szonych z p rz e ra ż a ją c ą szybkością w niew iadom e dale w raz z ich orszak iem św iatów , ziem niebieskich n ie ­ d o strze g aln y ch , lecz p rzeczutych, rodzin ludzkich, k tó re je za m ieszk u ją, ludów , m iast i cyw ilizacyj w spaniałych, ja k ie na nich się ro z w ija ją .

W szędzie cuda za cudam i: g ru p y słońc o p rzedziw nych barw ach, a rc h i­

pelagi gw iazd, rozw ichrzone k o m ety , błąd zące nocą p o swem a fe lju m , ogniska k o n a ją c e , k tó re n a g le się ro z p a la ją i p ło n ą w głęb iach otchłani, blade m gław ice fa n ta sty c zn y ch k ształtó w , w idm a św ietlane, k tó ry c h p r o ­ mienie, ja k m ów i H erschel, w y m a g a ją dw óch m iljo n ó w la t na dojście do nas, olbrzym ie genesis św iatów , k o leb k i i g ro b y życia pow szech n eg o , gło sy przeszłości, obietnice czasów idących, sk a rb y nieskończoności!

I w szystkie te św iaty łączą swe d rg a n ia w je d n ą p o tę ż n ą m elo d ję.

Dusza, o sw o b o d zo n a z w ięzów ziem skich, g d y dosięgnie ty ch w ysokości, słucha g łęb o k ieg o g ło su niebios w iekuistych!

U m iary harm oniczne, w ed łu g k tó ry c h rozm ieszczone są p la n e ty w p rz e ­ strzeni, stan o w ią p o d łu g A zb ela1) ro z ciąg ło ść k la w ja tu ry i o d p o w ia d a ją praw u odleg ło ści i ruchu. W ynika stąd, że nasz system sło n eczn y p o d o b n y jest do budow li o ośm iu p iętrach , czyli ośm iu o k taw a ch ze schodam i o 320 stopniach, czyli fa la ch h arm onicznych, na k tó ry c h ro z rzu c o n e są p lan ety podług h a rm o n ji d o sk o n a łe g o ak o rd u .

R ozdźw ięki są ty lk o p o zo rn e, lub p rz e m ija ją c e . W e w szystkiem o d n a j­

duje się w końcu ak o rd . P raw id ła naszej h a rm o n ji m uzycznej z d a ją się być tylko niedoskonałem p rzy sto so w an iem p ra w a h a rm o n ji n a jw y ż szej, to w a ­ rzyszącej biegow i św iatów . M ożem y więc słusznie w ierzyć, że p o jęlib y śm y m elodję sfer, g d y b y zm ysły nasze chw y tały fa le dźw iękow e, w y p e łn iają ce przestw orza.2)

Ta ab so lu tn a zasad a nie je s t w szakże sztyw ną i ciasną. W n iek tó ry c h w ypadkach, ja k n a p rz y k la d z N eptunem , h a rm o n ja z d a je się uchylać od reguły, nigdy je d n a k nie p o m ija je j zupełnie. B adanie ruchów p la n e ta r­

nych dostarcza na to jaw n y c h dow odów . ') Azbel, H a rm o n ie des M ondes, s tr. 10.

1 P. E m i l C h i z a t, m ó w i Azbel (la M u siq u e d a n s l’espace), stw ie rd z a , że g ra o rg an o w a, p rz e z w a n a „g lo sy n ie b ie s k ie “, je s t w ła ś n ie in tu ic y jn e m p r z y ­ stosow aniem m u z y c z n e m d o n io słe j ro li „m y śli g w ia z d “. Może zc za sem n a te n te m at p o w s ta n ą u tw o ry sy m fo n ic zn e , k tó re d a d z ą słu c h a c z o m w iele n ie o c z e k i­

w anych w rażeń . G dybyż m o g ły one sk ie ro w a ć n a s z e „ z ie m sk ie “ m u z y k i ze ścieżki obłędnej do w yższych p o jęć o k a p ła ń s tw ie h a rm o n ji, ja k ie s p ra w o w a ć p o śró d n a s pow inny.

263

W zak resie ty ch b a d a ń b a rd z ie j, niż w ja k im innym , w idzim y w y stę­

p u jące p ra w o P ię k n a i D oskonałości, rządzące w szechśw iatem . Zaledwie sk ie ru je m y swą u w a g ę k u p rz estw o rzo m gw iezdnym , natychm iast d o z n a ­ je m y p o tę ż n e g o w ra żen ia estety c zn eg o . W raże n ie to będzie jeszcze ro sło w m iarę p o zn a w an ia ścisłych zasad h a rm o n ji p ow szechnej i uchylania się zasłony, k ry ją c e j p rz e d nam i p rz ep y ch niebios.

W szędzie o d n a jd z ie m y tę zg odność, k tó ra zachw yca i w zrusza. Nie- m asz tu rozdźw ięków , zaw odów , ta k częstych w łonie ludzkości. W szędzie czuw a p o tę g a pięk n a, ro z w ija ją c e g o w nieskoń czo n o ść swe kom binacje;

łączy o n o w je d n o ść w szystkie p ra w a w e w szystkich sto su n k ach , a ry tm e ­ tyce, g e o m e trji, estetyce.

W szechśw iat to p o e m a t w zniosły, z k tó re g o zaledw ie zaczynam y sylabi­

zow ać pieśń w stęp n ą. Zaledw ie chw ytam y pierw sze to n y o d leg łe, a ju ż tych k ilk a lite r a lfa b e tu m uzycznego n ap e łn ia nas zachw ytem . Co będzie w tedy, g d y stan iem y się g o d n ie jsi rozw ażan ia m ow y b o sk iej, g d y posłyszym y i zrozum iem y w ielkie h a rm o n je p rz estrze n i, n ieskończony a k o rd w n ie­

sk o ń cz o n ej ró ż n o ro d n o ści, śpiew zaw o d zo n y p rz ez te mil jo n y gw iazd, k tó re p rz y ró ż n o ro d n o ści sw ych ruchów i ro zm iaró w u z g a d n ia ją swe d r g a ­ nia w sy m fo n ję w ieczności.

Z apytacie m oże, co m ów i ta m uzyka niebieska, ów glos, z oddali nie­

bios idący?

T a m ow a ry tm iczn a j e s t to S ł o w o isto tn e, zap o m o cą k tó re g o p o r o ­ zu m iew ają się w zajem w szyskie w yższe św iaty i isto ty , n aw o łu jąc się z o d d ali; S ło w o , k tó re i nam p o słu ży kiedyś do obcow ania z innem i ro d z i­

nam i człow ieczem i z p rz e strz e n i gw iaździstych.

T o rów nież, o p a rty n a sam ej zasadzie d rg n ień myśli, te le g ra f p o ­ w szechny, ro zn o szący id e ję we w szystkie k ra ń c e w szechśw iata, m ow a dusz podnio sły ch , d onoszących sobie z gw iazdy na gw iazdę o p ra cac h w spólnych, 0 za m iarach i celach.

T o w reszcie hym n, śpiew any B o g u p rzez św iaty, hym n radości i uw iel­

bienia, sk a rg i i m odlitw y; to w ielki g lo s sfer, n ajw y ż sza h a rm o n ja istot 1 rzeczy, k rz y k m iłości, b iją c y w iecznie k u In telig en c ji, zaw iad u jącej św ia­

tam i.

Kiedyż nauczym y się od ry w ać m yśli od codziennej p o sp o lito ści i słać je ku tym szczy to m ? Kiedy nauczym y się p rz e n ik a ć taje m n ic e nieba i p o j ­ m ow ać, że k aż d e odkrycie, k a ż d a zdobycz na te j d ro d ze św iatła i piękna u szlac h etn ia n asz um ysł, p o d n o si życie m o ra ln e i d o starc za nam rozkoszy w yższych, niż m oże to spraw ić m a te rja ?

K iedyż zrozum iem y, że nasze w łasne p rzezn aczen ie tam w łaśnie ro z ­ w ijać się będzie, w tym w spaniałym w szechśw iecie? B adać go, to znaczy b ad ać środow isko, gdzie sąd z o n o nam odżyć, ro z w ija ć się bezustannie, sycąc się co raz b ard ziej o ta c z a ją c ą h a rm o n ją . W szędzie bow iem życie ro z ­ kw ita sn o p am i dusz; p rz e strz e ń je s t za lu d n io n a p rz ez niezliczone s p o łe ­ czeństw a, do k tó ry c h isto tę lud zk ą w iąże je j n a tu ra i przyszłość.

U bolew ania g o d n i są ci, k tó rz y o d w ra c a ją oczy od tych w idoków , a um ysł od tych za g ad n ień ! N iem a g łębszych b ad a ń ; niem a w yższego o b j a ­ w ienia w zak resie w iedzy i sztuki.

Nie, ta je m n ic a n asz eg o szczęścia, naszej p o tę g i i p rzyszłości nie leży w rzeczach p rz e m ija ją c y c h te g o św iata; pouczyć nas m o g ą o niej rzeczy wieczne. A w ychow aw cy ludzkości są b ard zo ciem ni, czy b ard zo w ystępni, sk o ro nie s ta r a ją się p o d n o sić dusze k u szczytom , gdzie ja ś n ie je p ra w ­ dziwe św iatło.

Jeż eli dręczy nas zw ątpienie, je ż e li życie nam ciąży, gdy, idąc p oom ack u , nie z n a jd u je m y dla n ieg o celu, je śli o g a rn ia nas zniechęcenie i sm utek, nie rośćm y u ra zy do n ikogo, ty lk o do siebie, bo w ielka księg a nieskończoności leży o tw o rem p rz e d naszym w zrokiem , a n a je j k a rta c h w sp aniałych k ażde słow o — to g ru p a gw iazd, k aż d a lite ra — to słońce.

T am je s t praw d a, w ypisana g ło sk am i z pło m ien i i zło ta, p ra w d a — rzeczy ­ w istość p ięk n iejsza od w szystkich leg en d i ułud.

O na o p o w iad a nam o n ieza trac aln em życiu ducha, o je g o przeżyciach na spirali św iatów , tych niezliczonych eta p a c h p ro m ien n e j d ro g i, o d ą ż e ­ niu do w iecznego do b ra, zdobyw aniu p ełn ej św iadom ości, o radości, d o z n a ­ w anej stąd, że m ożem y zaw sze żyć, ab y zaw sze kochać, zaw sze iść w yżej, zaw sze p ra co w ać nad zdobyciem now ych w ładz, co raz w yższych zalet i szerszych w id n o k rę g ó w ducha.

Z p o śró d tych w spaniałych b a d a ń i d o ciek ań w yłania się ja śn ie j i m a ­ jesta ty c z n ie j idea B oga. N au k a h a rm o n ji niebieskiej tw o rz y niby p ied estał niezm ierny, na k tó ry m w znosi się d o s to jn y p o są g , P ię k n o najw yższe, k tó re g o blask, zb y t o lśn iew ają cy dla naszych słabych oczu, p o z o s ta je p rz y ­ sło n ięty jeszce, lecz p ro m ie n iu je łag o d n ie p rz ez o ta c z a ją c e g o m roki.

Ideo B oga, o śro d k u przedziw ny, sk u p ia ją c y w b ez b rze żn ą syntezę w szystkie nauki, w szystkie sztuki, w szystkie n ajw y ższe p ra w d y , ty ś je s t pierw szem i o statn iem słow em rzeczy o becnych i m inionych, bliskich i o d ­ ległych; tyś je s t P raw em sam em , ty ś je d y n ą p rz y czy n ą w szystkich p rz y ­ czyn, zespoleniem zasadniczem i b ezw zględnem P ię k n a z D obrem , k tó re g o pożąd a myśl i w y m ag a sum ienie, a w k tó re m dusza lu d zk a o d n a jd u je ra c ję sw ego istnienia i niem ilknące ź ró d ło sił, św iateł i natchnień!

Marja Florkowa (K raków )

Powiązane dokumenty