• Nie Znaleziono Wyników

R o z d z i a ł II.

Przypuszczalna sugestia myślowa.

Takie b y ły moje poglądy i w ątpliw ości, g d y w roku 1884 otrzym ałem z Nicei list od jednego z w ybitniejszych lekarzy. Oto ury w ek z owego listu:

„ P rz e d sta w io n o m i d ziś in te lig e n tn e g o i w y k sz ta łc o n e g o , m ło d eg o człow ieka w w ie k u la t 24, k tó ry z a o fia ro w a ł m i sw o je u s łu g i ja k o m e d ju m . P r a g n ą ł zrobić ze m n ą k ilk a e k s p e ry m e n tó w , p o n ie w a ż w ie rz y ł w sw ą w ie lk ą se n sy ty w n o ść n a s u g e s tję m y ślo w ą , n a w e t w s ta n ie z u p e łn e j św ia d o m o ści.

„ J e s t on lu n a ty k ie m od d z ie c iń stw a , ró w n ie ja k jego m a tk a i k ilk a osób z ro d zin y .

„D ziś jeszcze z ro b iłe m z n im d o św ia d c z e n ia n a s tę p u ją c e : w y o b ra z iłe m sobie, że w id zę p ta k a fru w a ją c e g o w p o k o ju i g d y u ją łe m rę k ę m łodego człow ieka, u jr z a ł go ró w n ie ż la ta ją c e g o w ty c h s a m y c h k ie r u n k a c h , w ja k ic h sobie w y o b ra ­ ziłem . (P o z a te m w id z ia ł p rz e d m io ty n ie w ic h n a tu r a ln y c h k o lo rac h , lecz w b a r ­ w ac h , ja k ie m y ślo w o m u p o d su n ą łe m .)

„C ie k aw y b y ł jeszcze te n szczegół, że c a ła le w a p o ło w a jego c ia ła lep iej i ży­

w iej o d c z u w a ła m n ie n iź li p ra w a .

„M oje m e d ju m je s t n a p r a w d ę ciek a w e ...“

„A. B a r e t y . “ Osobiście nie byłem w ielce przejęty tym listem. Opis dośw iadczeń był bardzo pobieżny i daw ał pole do różnych podejrzeń.

Jednakże w kilka tygodni potem otrzym ałem drugi list od tegoż doktora.

Tym razem list zainteresow ał mnie bardziej, gdyż by ł znacznie w ięcej szczegółow y.

P rzy tac zam część treści tego listu.

„Od cz asu o s ta tn ie g o m ego lis tu m ia łe m spo so b n o ść p rz e p ro w a d z e n ia k ilk u c ie k a w y c h e k s p e ry m e n tó w z ty m s a m y m m ło d y m czło w iek iem , o k tó ry m już p a n u d o n o siłem . P rz y c h o d z i te ra z do m n ie w to w a rz y s tw ie m a g n e ty z e ra .

M am n a b iu r k u d w ie s ta tu e tk i: je d n a z b ro n z u , d r u g a z k o ści słoniow ej.

P o s ta w iłe m je koło siebie, w o d leg ło ści 8—10 cm i z w ró ciłem się do m e d ju m ze sło w a m i: „ J a k ie g o k o lo ru s ą te d w ie f ig u r k i ? “ O d p o w ied z iał m i n a to, że je d n a je s t c ie m n a , a d r u g a b ia ła . W te d y p o ło ż y łem le w ą m o ją rę k ę n a jego ręce p r a ­ w ej i z a p y ta łe m , czy n ie z a u w a ż a czegoś szczególnego w ow ych f ig u rk a c h ? Je d n o ­ cześnie w y o b ra z iłe m sobie, że b ia ła f ig u rk a p rz e s z ła n a s tro n ę fig u rk i bronzow ej.

P o k ilk u m in u ta c h m e d ju m ośw iad czy ło , że w id zi ja k b ia ła f ig u rk a podchodzi do ciem n e j i u s ta w ia się po je j d ru g ie j stro n ie .

„To b y łe w ięc ej n iż się sp o d z iew a łem .

„N ie ro b ią c ż a d n y c h g estó w w y o b ra z iłe m sobie, że f ig u rk i ro b ią się coraz m n ie jsz e . P o c h w ili m e d ju m zaczęło m i o p o w iad a ć, że w idzi ja k fig u rk i się z m n ie js z a ją i w re szc ie d o ch o d z ą do w ielk o ści łe b k a sz p ilk i. B y ły to s ta tu e tk i n a 12 cm w y so k ie. Z a c z ą łe m w ięc w y o b ra ż a ć sobie zn o w u , że fig u rk i się z w ię k sz ają , a p o tem , że p o w ra c a ją do d a w n e j n o rm a ln e j w ielk o ści. Bez m y c h z a p y ta ń m e ­ d ju m sa m o zaczęło m i o p o w ia d a ć to, co w id zi — i znów w id z ia ło to, co m y ś la ­ łem ...1“

P rz e ry w a m w tern miejscu opis seansu, g d y ż chcę zrobić kilka uw ag i zastrzeżeń. P rzyznaję, że to dośw iadczenie b y ło ciekaw sze, pow ażniejsze, niż poprzednie, ale niedostatecznie jasne, aby coś konkretnego m ożna było o tern powiedzieć. P rzed ew szy stk iem medjum było uprzedzone, że coś się ma

stać niezw ykłego z figurkami. P ró b y zm iany kolorów już na poprzednim sean­

sie b y ły dokonyw ane — a w ięc zm iana miejsc b y ła łatw a do przew idzenia.

Dalej — że zm alały, m ożliwe że medjum odgadło, a najbliższe skojarzenie w yobrażeń podsuw ało odw rotne działanie — czyli pow iększanie się figurek...

wkońcu p ow rót do norm alnej ich wielkości. T ak jak pom ysły najkrótszą drogą przychodziły do g łow y eksperym entatora, m ogły p rzyjść na m yśl i medjum.

P ozatem nie słyszałem dialogu prow adzonego m iędzy niemi, a rozm ow a ta m ogła nasuw ać w iele dom ysłów , w y tw a rz a ć pew ne asocjacje, czyli ś r o ­ d o w i s k o p s y c h i c z n e , ułatw iające osiągnięcie pow odzenia.

W tym duchu napisałem do dr. B are ty , precyzując mu moje przypuszcze­

nia, a które on uznał za zupełnie podstaw ow e i realne.

A tera z pow racam do listu:

„ N a stę p n e d o św ia d cz en ie p o św ięco n e było o d n a jd y w a n iu s c h o w a n y c h p r z e d ­ m iotów .

M e d ju m odw ró ciło głow ę, a j a s c h o w a łe m w p ra w e j ręc e fig u rk ę z kości sło ­ niow ej i rę k ę tę o p a rłe m n a b io d rze, poczem k a z a łe m m e d ju m o d w ró c ić się i p o ­ p a trz e ć n a s ta tu e tk i. N ie w id zą c żad n eg o z d z iw ie n ia n a jego tw a rz y , s p y ta łe m

czy w idzi o bydw ie s ta tu e tk i. K u m o je m u z d z iw ie n iu o trz y m a łe m o d p ow iedź tw ie rd z ąc ą. K a z a łe m w ięc m u w ziąć do rę k i b ia łą s ta tu e tk ę . W y c ią g n ą ł rę k ę , ja k b y ch c ia ł ją w ziąć i o b ejrzeć — i d o p ie ro w ty m m o m e n cie zd z iw ie n ie u k a ­ zało się n a jego tw a rz y . Z aczął p o ru s z a ć p a lc a m i i p rz y g lą d a ć się im ja k b y w idział, że coś u la tn ia się i z n ik a , p o z o s ta w ia ją c po sobie ty lk o ja k iś c ień — w idm o.

Z a p y ta łe m go w ted y : „co się s ta ło z f ig u r k ą ? “ W o d p o w ied z i zw ró cił n a m n ie Wżrok, ch w ilę p o p a trz a ł i w s k a z a ł n a m o ją p r a w ą rę k ę : „O na je s t ta m ".

U w aga: Do tej pory nie w idzę nic godnego uwagi, poniew aż zaciśnięta pięść doktora i niezw ykła jej pozycja m ogły dać do m yślenia medjum, że w łaśnie tam znajduje się figurka. Ale czytajm y dalej.

„ P o p ro siłe m m e d ju m , a b y odw ró ciło się z u p e łn ie ty łe m do m n ie i p rę d z iu tk o sc h o w a łe m s ta tu e tk ę do k ie sz e n i w k a m iz e lc e ,. . . (ja u w a ż a m , że o d w ró c en ie się n ie je s t w y s ta rc z a ją c ą g w a ra n c ją , a b y n ie ro b ić sp o strz e ż e ń , choćby się było w n a jd a ls z y m k ą c ie p o k o ju ); p o te m z a c is n ą łe m rę k ę d la n ie p o z n a k i i o p a rłe m ją o biodro, ja k w p o p rz e d n im e k s p e ry m e n c ie , a b y zm y lić k a lk u la c je m e d ju m . Gdy m u k a z a łe m o dw rócić się i w zią ć w rę k ę b ia łą fig u rk ę , b y łe m zd ziw io n y r u c h a m i jego rę k i, k tó r a o d b y ła c a łą p odróż p o w ie trz n ą w p o s z u k iw a n iu fig u rk i.

N ajp ierw d o tk n ą ł r ę k ą ro g u sto łu , n a k tó ry m f ig u rk a s ta ła , p o te m p o w ió d ł r ę k ą koło m ego b io d ra i d o tk n ą ł k ie sz e n i k a m iz e lk i.

N a za k o ń cz en ie s e a n s u p o w tó rz y łe m p o p rz e d n ie d o św ia d c z e n ie z p o w ię k s z a ­ niem się i p o m n ie js z a n ie m f ig u re k — ty m ra z e m a n i n ie p a tr z ą c n a niego, a n i nie trz y m a ją c go za ręk ę . O p isy w ał m i m o je m y śli, ta k ja k b y je w id ział. Do­

św iadczenie to w y d ało m i się b a rd z o u d a łe i p rz e k o n y w a ją c e : co P a n są d zi o tern?"

Tak, to drugie dośw iadczenie jest ciekaw sze i bardziej przekonyw ujące.

Niestety, pow tórzone po raz drugi w ty ch sam ych w arunkach, posiada, jak już wyżej wspominałem, znacznie mniejsze w arto ści dośw iadczalne. Niemniej jednak eksperym enty dra B a re ty zain tereso w ały mnie bardzo, to też za sy p y ­ wałem doktora pytaniam i i prosiłem go, aby te w szy stk ie szczegóły dośw iad­

czeń ro zp atry w ał eksperym entalnie.

Co się ty czy szukania i odnajdyw ania schow anego przedm iotu, w czasie czego medjum w yk o n y w ało ręką tę sam ą drogę, jaką p rz eb y ła figurka nie rozumiałem nic i nic o tern pow iedzieć nie mogłem. N ależałoby tu p rzep ro ­ wadzić system atyczne i ścisłe studja. P an B a re ty rozum iał to i w zupełności się z tern zgadzał, ale sta w a ły tym studjom na przeszkodzie różne niesprzyja­

255

jące okoliczności. M oże być, że jestem pod tym względem niedowiarkiem, ale gdy idzie o skonstatow anie sugestii m yślow ej, nie ufam nikomu, tylko sam em u sobie. Nie chcę tu podaw ać w podejrzenie św iadectw a innych, któ rzy rów nie jak ja m ogą stara ć się o zdobycie ścisłych danych, ale bezpośredniość zbierania dośw iadczeń nie da się zastąpić żadnym opisem, choćby najbardziej szczegółow ym .

T o też ogrom nie ucieszyłem się wiadom ością, k tórą otrzym ałem w miesiąc później, że ow o m edjum w ra z ze sw ym m agnetyzerem m a zam iar przyjechać do P ary ż a.

Długo nam yślałem się, jakie poczynić przygotow ania do tych ekspery­

m entów . P orozum iałem się w tej spraw ie z drem B aretym i pierw szy seans urządziłem podług jego program u.

Zacząłem od dośw iadczeń z hipnoskopem. D ow iodły mi one nadzw y­

czajnej w rażliw ości medjum, k tóre dostaw ało skurczów i zupełnego zaniku czucia w całem ramieniu.

P oczątkow o chciałem zostaw ić zupełną sw obodę działania stałem u magne- tyzerow i, do którego medjum było już przyzw yczajone, a eksperym enty, które chciałem prow adzić osobiście, zarezerw o w ałem na inne w arunki.

Jeśli się chce spraw dzić jakiś fenomen, nie należy p rzygotow yw ać odrazu w arunków najtrudniejszych, k tó reb y kom plikow ały pojawienie się jego, ponie­

w a ż nie znając jeszcze jego natury, łatw o w y tw o rz y ć sobie m ożna pom iesza­

nie pojęć i w yciągnąć fałszyw e wnioski.

D latego na w stępie zapytałem m agnetyzera, pana R., czego m ożna spo­

dziew ać się po jego medjum. W odpowiedzi w y re cy to w ał mi całą litanję fenomenów, dokonanych p rzez medjum, z których w ybrałem i zanotow ałem tylko trz y :

1. W yczuw anie sym patji i przyciąganie p ra w ą stroną, w yczuw anie nie­

chęci i odpychanie stroną lew ą; 2. paraliż pow odow any na dystans; 3. w y ­ szukiw anie schow anych przedm iotów .

— A czy m oże się P an spodziew ać po sw ojem medjum bezpośredniej transm isji m yśli? — spytałem .

Ku w ielkiem u memu zdziw ieniu zaprzeczył.

— Ależ to jest celem naszych dośw iadczeń!

— M ożemy spróbow ać — odparł — ale bez użycia gestów nie gw aran ­ tuję pow odzenia.

Dopiero trzecie dośw iadczenie dało pew ne rezultaty, których całkowicie jednak nie byłem pew ny. P ostanow iłem mimo to robić nadal doświadczenia, skoro dr. B a re ty zapew niał mię, że mu się udaw ały.

P ierw szeg o seansu opisyw ać nie będę, poniew aż nie było wątpliw ości, iż udał się tylko pozornie, z pow odu p rzyzw yczajenia i t. zw. w yszkolenia hipnotycznego.

D r u g i e d o ś w i a d c z e n i e . Medjum odw róciło się plecami do m agne­

ty zera, znajdującego się w drugim pokoju w odległości około 8-miu m etrów . P rz y medjum stał tylko dr. B a re ty — ja obserw ow ałem z ubocza. Medjum liczyło głośno. Na dan y przeze mnie znak m agnetyzer rzucił zakaz m yślow y, co sparaliżow ało m edjum i pow strzy m ało je od liczenia. To dośw iadczenie pow tórzyliśm y trz y ra zy z pow odzeniem . Nie byłem tylko pew ny, czy m an­

k iety m agnetyzera nie szeleściały podczas jego ruchów, w ięc za drugim razem przechadzałem się po pokoju, aby zagłuszać odgłosy pow odow ane ruchami

m agnetyzera. D ośw iadczenie zasadniczo udało się, lecz było opóźnione, t. zn.

medjum nie odrazu spełniało rozkazy.

P oniew aż m agnetyzer by ł człow iekiem najlepszej woli i w iary, w ięc poprosiłem go, ab y zdjął m ankiety. Zaczęliśm y dośw iadczenie na now o — nie było sły ch ać najm niejszego szm eru — i mimo to dośw iadczenie u d a ł o s i ę w z u p e ł n o ś c i .

K o n k l u z j a : D ziałanie bezpośrednie nie b y ło dow iedzione, ale rów nież nie odkryłem innej przyczyny, powodującej pow odzenie.

T r z e c i e d o ś w i a d c z e n i e było napraw dę now e i ciekaw e. W sz y st­

kie ostrożności, zm ierzające do ustrzeżenia się od pom yłek, b y ły zachow ane.

W ybiera się jakiś przedm iot, np. książkę leżącą na stole, bierze się ją w nie­

obecności medjum i jego m ag n ety zera i chow a w jakim ś kącie, w schow ku trudnym do odgadnięcia. Dr. B are ty i ja w iedzieliśm y jedynie o m iejscu scho­

wania przedm iotu, dlatego siadaliśm y w czasie seansu w ukryciu, ab y nie daw ać medjum niechcąco żadnych dom ysłów . W prow adziliśm y medjum z za­

wiązanemu oczam i i pokazaliśm y m iejsce n a stole, gdzie pierw otnie leżał schow any przedm iot, nie w ym ieniając czerń on był. Medjum nie było przez m agnetyzera uśpione, lecz w czasie poszukiw ania koncentracja m yśli w p ro ­ w adziła go w stan nadw rażliw ości p raw ie hipnotycznej. Zaczął od nam acy- wania w skazanego miejsca, nie odgadując przedm iotu ukrytego, lecz — rzecz zadziwiająca — ręce jego zd a w ały się obw odzić kontury książki. Robiło to wrażenie, jakgdyby na miejscu, gdzie leżała książka, pow stało po niej jakieś widmo w yczuw alne dla palców . Z badaw szy dobrze m iejsce i kontury leżącego przedtem przedm iotu, zaczęło m edjum m acać pow ietrze w różnych kierun­

kach i odnalazło po pew nej chwili w łaściw y kierunek. Pow olutku ręce jego posuwały się w tym kierunku, jak po jakiejś niewidzialnej ścieżce. D w a ra zy cofał się, nabierał pew ności znów szedł naprzód, aż doszedł do schow ka i odnalazł książkę.

P rzez cały czas obserw ow ałem jego ruchy i drogę, jaką o d b y w ały jego ręce, a b y ła to praw ie ta sam a droga, k tó rą odbyła książka. Spojrzeliśm y na siebie z dr. B are ty — bez słow a, lecz z w y razem zainteresow ania i podziwu.

W następnem dośw iadczeniu, chow ając przedm iot, w ykonyw ałem przez drogę różne p iruety z g ó ry na dół i odw rotnie, ab y skom plikow ać drogę, p rz e­

bytą przez przedm iot. T ym razem w y b ra n y m przedm iotem był magnes.

Medjum w eszło do pokoju, dotknęło w skazanego miejsca, na którem pierw otnie leżał m agnes i stanęło nagle nieruchomo.

— Nie mogę nic w ięcej w yczuć, bo moje palce sta ły się zupełnie sztyw ne.

Istotnie medjum zaczęło dostaw ać skurczów nietylko palców , ale i całej ręki.

Nie odpowiedziałem nic, podszedłem tylko do niego i zrobiłem mu lekki masaż, a gdy skurcze ustały, poleciłem mu skończyć dośw iadczenie. Medjum posunęło się naprzód, w yszukując drogę palcam i jak poprzednim razem , lecz gdy doszło do kominka, na którym stała w a za z ukry ty m w niej m agnesem — kurcze powróciły.

— To zapew ne tam — rzekło medjum; lecz znów zesztyw niała mu ręka.

Po każdem dośw iadczeniu m edjum czuło się bardzo zm ęczone i w yczerpane.

Zapewne zapytacie mnie państw o, jakie jest w ytłum aczenie tego feno­

menu. Oto w szystko, co mogę o tern pow iedzieć:

1. W szystkie dośw iadczenia mniej w ięcej się udały.

17 257

2. Nie było tu sugestii m yślow ej, a w każdym razie grała ona rolę drugo­

rzędną.

3. Główną rolę odgryw ało tu nadzw yczaj w ysubtelnione w yczucie d o ty ­ kowe.

4. P rzedm iot m ógł być m agnetyzow any lub nie i przenoszony przez osobę nieznajomą, a w ięc fluidy indyw idualne osób nie m iały tu znaczenia, jak ró w ­ nież żadne em anacje zapachów .

5. W dośw iadczeniach ty ch naukow o nie m am możności dowieść ani sugestji m yślow ej, ani tego, że przedm ioty pozostaw iały na m iejscaah sw ego zw ykłego pobytu jakieś dynam iczne w idm a niewidzialne.

6. M iędzy przeniesieniem przedm iotu z jednego m iejsca na drugie, a za­

częciem poszukiw ań, nie m ogło upłynąć w ięcej jak kilka minut — inaczej bow iem ś l a d w p o w i e t r z u g i n ą ł , rozp ły w ał się i medjum już nic odnaleźć nie było w stanie.

O to jeszcze kilka ciekaw ych w skazów ek. Medjum, zapytane o swoje oso­

biste zdanie i opinję co do ty ch fenomenów, odparło, że uw aża je jako przejaw w ysubtelnionego zm ysłu dotyku nabytego przez ćwiczenia.

— Kiedy jest pan w kąpieli, rzekł m łody człow iek, odczuw a pan w yraźnie różnicę środow iska w ody i pow ietrza. Mniej w ięcej odczuw am to samo, szu­

kając w pow ietrzu drogi, k tórą przeb y ł chow any przedm iot. Dla mnie ta droga posiada jakby rzadsze pow ietrze — jest w ięc mniej prężna i mniej odporna.

P ozatem nie jestem zupełnie panem siebie w takich chwilach, a powodzenie dośw iadczenia zależy dużo od tego mojego stanu, którego jaśniej nie potrafię określić. P oprostu czuję się izolow anym od w szystkiego, co mnie otacza, tak jakbym cały ży ł tylko w m ych palcach, które pracują jakąś sw oją w łasną inteligencją. Czem w ięcej w takich razach m yślę, tern gorsze są rezultaty, tern mniejsze w yniki...“

D otykałem medjum, narzucając mu m yślow o obrazy jakiegoś przedm iotu o pew nych formach, kolorze i w łaściw ościach — lecz medjum albo nie w y ­ czuw ało nic, albo bardzo słabo.

Np. położyłem przed nami arkusz białego papieru i w yobraziłem sobie, że w idzę na nim żó łty krążek, tym czasem medjum zobaczyło coś szarego, gdy w yobraziłem sobie czarn y k rz y ż — m edjum w idziało krążek czerw ony.

W idocznie dr. B are ty bardziej b y ł szczęśliw y niż ja, gdyż jego myśli odgadło w edjum 3 ra zy ; zaś nic szczególnego nie m ogłem odnaleźć w dośw iad­

czeniach z niem robionych.

W 1825 r., czyli w następnym roku, Ch. R ichet opublikował nieprzeciętną p racę w R e v u e p h i l o s o p l i q u e p. Bibot.

B y ł on pod w pływ em idei, podług mnie niesłychanie prostej i genjalnej zarazem . P o sta ram się ją streścić w sposób następujący:

Niema g ranicy absolutnej m iędzy fenomenami psychologicznem i — są tylko pew ne stopnie i gradacje. Z tego w y p ły w a, że jeśli sugestja m yślow a m oże być p rzez pew ne uprzyw ilejow ane osoby odczuw ana, to w mniejszym lub w iększym stopniu odczuw ać ją m oże każdy. To co w jednym odosobnio­

nym w ypadku m oże nie dać rezultatu, m oże go dać p rzy pow tarzaniu podob­

nych sytuacyj. P ew n a s t a t y s t y k a p rz y d ałab y się, gdyż rzuciłaby na- pew no now e nieoczekiw ane św iatło n a te spraw y.

R ozpatrzenie staty sty czn e różnych m ożliw ości łatw o w skaże, co p rz y ­ pisać należy przypadkow i, a co realnym czynnikom . W prow adzając staty sty k ę,

położyłoby się racjonalny fundament, podstaw ę do osądzania każdego bez­

pośredniego ciekaw ego faktu.

Richet robił dośw iadczenia, grupując je odpowiednio i doszedł do konkluzji, że w tych w ypadkach, gdzie sugestja m yślow a dodana b y ła do innych czyn­

ników, tw o rz y ła się zaw sze pew na nadw yżka pow odzenia. Ze w szystkich sw ych dośw iadczeń w ysnuł w nioski następujące:

1. Myśl jednego człow ieka przerzuca się sam a na tego, kto p rzy nim siedzi — bez pom ocy specjalnych ruchów.

2. O w a transm isja myśli nie zaw sze w jednakow ym stopniu się przejaw ia.

Każdy osobnik m a inne m ożliw ości odbiorcze, które jeszcze podlegają w a h a­

niom w zależności od w arunków i nastrojów .

3. T ransm isja dokonyw a się zw ykle podśw iadom ie i dlatego łatw iej p rze­

jaw ia się u osób, które nastaw ione są m yślow o biernie (jeśli idzie o stację odbiorczą, bo stacja nadaw cza musi b y ć zaw sze aktyw na).

4. U osób dorosłych, zdrow ych, niełatw o poddających się hipnozie, łatw ość odbiorcza nie p rz ek ra cza ‘/ 16. W najlepszych w yjątk o w y ch w a ru n ­ kach dochodzi do ‘/ 10 dośw iadczeń udałych.

J. Jeśli idzie o dośw iadczenia p r z y p u s z c z a l n e j s u g e s t j j i m y ­ ś l o w e j , stosunek ilościow y udały ch dośw iadczeń zw iększa się i dochodzi do %.

T e dane staty sty czn e są podług mnie realną p odstaw ą w szelkich docie­

kań z tej dziedziny. T o jest m etoda, k tó ra nie tw o rz y iluzyj, lecz przeciw nie:

strzeże przed niemi.

„W szystkie moje dośw iadczenia — m ówił Dr. R ichet — robiłem tylko na dwóch osobach, rów nie niew rażliw ych jak ja. C iekaw em w ięc byłoby, jakie powodzenie osiągnąłbym z osobam i w rażliw em i, nerw ow em i, łatw o podda- jącemi się hipnozie, histeryczkam i, lub medjami dobrze w yszkolonem i przez długie ćw iczenia w sugestii m yślow ej. N iestety nie m iałem nigdy okazji robie­

nia dośw iadczeń z osobam i w rażliw em i.“

Postanow iłem w ięc sam iść na poszukiw ania. Z aopatrzyłem się w tym celu w hipnoskop i udałem się na w iększe zebranie, ab y w y p ró b o w ać ze 20 osób. Chciałem porów nać te moje dośw iadczenia i próby z próbam i robio- nemi przez tow . angielskie „ S o c i e t y f o r p s y c h i c a l R e s e a r c h e s “.

Oto rezultat pierw szego mojego seansu:

Medjum, pani D„ b y ła siedem dziesięcioletnią staruszką, łatw o poddającą się hipnozie, lecz zdrow a, zbudow ana bardzo dobrze, tęga, trochę krępa.

Inteligencji b y ła nieprzeciętnej, w drożona do p ra cy literackiej, o dużej erudycji, wnikliwości, w rażliw ości, dużym tem peram encie, choć opanow ana — uspo­

sobienie przyjacielskie i pełne wdzięku.

Medjum odw rócone było do nas tyłem . P an i S. i ja posyłaliśm y mu obrazy myślowe jednego przedm iotu, t. j. pew nej w ybranej przez nas k arty . Medjum uprzedzone było, iż odgadyw ać będzie jakąś kartę.

Oto w yniki:

P r z e d m i o t o b m y ś l o n y : P r z e d m i o t o d g a d n i ę t y :

1. S zóstka p ik. S z ó stk a c z arn a.

2. D ziesiątka pik . C zerw one; nie, c z arn e, — d z ie sią tk a .

3. W a le t k ie r. C zerw one; k ró l? czy d a m a ?

17* 259

4. B iałe.

Zauw ażyliśm y w idoczne zm ęczenie medjum, przerw aliśm y w ięc dośw iad­

czenia. B yłem w każdym razie bardzo zainteresow any. Na 31 p y tań 13 było zupełnie dobrze odgadniętych, tern bardziej, że szanse odgadnięcia nie b y ły duże. M iędzy dobrze i źle odgadniętem i b y ła jeszcze spora ilość odpowiedzi z dużem podobieństw em do rzeczyw istości, np. trz y pierw sze odpowiedzi m iały cechy domniem anej obecności sugestji. Jedno tylko podejrzenie mnie niepokoiło.

O bjaśniałem już przedtem , co rozumiem pod nazw ą p s y c h i c z n e g o ś r o d o w i s k a . W łaśnie owo psychiczne środow isko mogło mieć tu miejsce, poniew aż w szystkie przedm ioty b y ły w ybierane w czasie seansu przeze mnie i panią P. Jeśli w ięc jej i mnie przychodziły pew ne myśli, łatw o przyjść m ogły i medjum, stw orzyliśm y bow iem pew nego rodzaju w spólny m echanizm m y ­

O bjaśniałem już przedtem , co rozumiem pod nazw ą p s y c h i c z n e g o ś r o d o w i s k a . W łaśnie owo psychiczne środow isko mogło mieć tu miejsce, poniew aż w szystkie przedm ioty b y ły w ybierane w czasie seansu przeze mnie i panią P. Jeśli w ięc jej i mnie przychodziły pew ne myśli, łatw o przyjść m ogły i medjum, stw orzyliśm y bow iem pew nego rodzaju w spólny m echanizm m y ­

Powiązane dokumenty