Warcaby 1 3 7 Nabawi pewnie klęski albo znacznej straty.
T e są w tyle, lecz inne z czoła stanowiska,
185 Środkiem gracz najbieglejszy i najgorszy lezie, Często jest tam zwycięstwo, ale częstsze rzezie.
C hyba się losem szczęsnym przeciwnik om yli,
W tenczas możesz mu pieszków w jednćj zrąbać chwili,
138 Warcaby
L e c z kiedy w k ąty wjedzie, zapęd wojska wstrzyma, 190 T a k się zaprzesz na środku, iż stąpić gdzie nie ma.
A le po cóż szćroko przepisy rozwodzę?
Nie przepisy stanowią zwycięstwo, lecz wodze.
Oni początkiem bojów, dają bojom prawa,
I przegrawszy nareszcie po rozwagach długich, Pozna, iż sam się znudził i nie bawił drugich.
Równie śmieszny, kto drobnych obyczajem dzieci, Bez namysłu, bez celu, oślep w ogień leci;
205 Biją go, jeśli natrze, łowią, jeśli zm yka,
Ginie wreszcie, nie ciesząc zgonem przeciwnika.
T e n tylko słusznie wielkie gracza imie bierze, Franciszek będzie takim, jeśli tylko przymie
Ustawy, w przyjacielskim nakreślone rymie.
215 L e c z za cóż go nie wołam do stolika ze mną,
Warcaby 1 3 9
T o b ie spokojność moję gdym przegrał w warcaby, Odtąd już gra ta dla mnie straciła powaby!...
225 Nie dziw, żem toczył zawsze mniej szczęśliwe boje:
T y ś patrzyła w w?arcaby, — ja w oblicze twoje;
Najdroższego oblicza będąc niedaleki,
I wiecznie chcąc je widzieć i tracąc na wieki, Miotany od sprzecznego poruszeń natłoku,
230 Ból w sercu, w licach bladość, ogień miałem w oku, A lem się nadaremnym nie zdradził zapałem,
Westchnienie zatłumiłem, słówka połykałem . Bo los, wynosząc ciebie między jasne rody, Z samą nadzieją wieczne przykazał rozwody!
235 Ustąpię, jęki nawet z głębi nie wypadną.
K azała grze poczętej nietknioną pozostać.
245 Franciszku! czy litości, czyli doznam wiary, C z y to bóstw o, c z y zm ysłu popsutego czary, Z uniesieniem widzący, a niechętny badać, Nadludzkie tobie cudo muszę wyspowiadać.
Pomnisz, ja k przeraźliwych strat odniósłszy rany, 250 Z jej obecności, z waszej pociechy obrany,
Warcaby
Chmurka jej przezroczysta za sukienkę służy, 260 Czerwieniejąc u piersi obwiązkami róży.
W idziałem ją , ja k ciebie oglądam na jawie, W idziałem ją w codziennej obecną postawie, T y lk o mającą bardziej jasności do koła,
W ięcej boską — bo więcej piękną b y ć nie zdoła.
265 K u stolikowi potem przyśliznęła kroku,
Spotkaliśm y się okiem , cały byłem w oku;
Sercem tak blisko serca i licem do lica, Szczupła nas rozdzielała tylko warcabnica.
Odtąd już wielokrotnie w przedporanne cienie 270 B óg jest łaskaw podobne zsyłać mi widzenie.
Zawżdy około warcab pobawi się zbliska,
L e c z nie chce, abym graniem zmienił stanowiska;
Snać od bóstwa sprawionych orszaków i błoni D o tyk a ć skazitelnej nie godzi się dłoni.
275 T a k gra musiała dla mnie wszelki powab zgubić, Franciszku, jeśli dłużej chcesz w arcaby lubić,
N a spółbliźnich uzyskuj tryumfalny wianek, N igdy nie w yzywając do boju niebianek.
Pomnij, że kto ośmielił na Pafią dłonie,
280 T y d e jc z y k rychło zbrzydził szeregi i bronie.
A ja , com niegdyś smutki rozweselał cudze,
Teraz smutny was mijam, lub uczeniem nudzę.
Ż e g l a r z
Ż E G L A R Z .
O morze zjawisk! skąd ta noc i słota!
B yła jutrznia i cisza, g d ym b y ł bliski brzegu, Dziś jakie fale, jaki wicher miota!
Nie można płynąć, cofnąć niepodobna biegu...
5 A wiec porzucić k o rab ’ żyw ota?
Szczęśliwy, czyjej przewodniczą łodzi
Cnota i Piękność, niebieskie siostrzyce!
G d y się noc zgęszcza, wzmagają powodzi, T a puhar daje, ta odsłania lice,
10 Tamtej widok oświeca, a tej nektar słodzi.
Szczęśliwy, kto i samej ulubował Cnocie, D opłynie, k ę d y sław y góruje opoka,
Balsam go rzymski ukrzepi w ochocie, A le jeżeli Piękność nie zwróci nań o k a , 15 D opłyn ie we krwi i w pocie.
A komu Piękność całe pokaże oblicze, Potem śród drogi zdradliwa odlata,
Nadziei z sobą mary unosząc zwodnicze,
A c h jakaż poźnićj czczość w obszarach świata!
20 Już nie dość krzepią i Cnoty słodycze.
142
Ż e g l a r zZamiast Piękności niebieskiego wschodu,
W a lc z y ć z ustawną burza, jęczeć pośród cienia, Zamiast serc czułych, trącać o pierś z lodu,
Zamiast jćj rączek, chwytać za ręce z kamienia, 25 I długo śród takiego nie ustać zawodu?...
Zawód tak trudny! zakończyć tak snadnie!
Nie będziem dłużej ćmieni, więcćj kołatani,
L e c z wszystkoż z nami w tych falach przepadnie?
Czyli kto raz wrzucony do bytu otchłani,
30 Nie zdoła z niej wylecieć, ani zginąć na dnie?
i
C o żyje, niknie — tak na mnie świat woła,
Z a cóż głos ten wewnętrznej w iary nie wyziębi, Ze gwiazda ducha zagasnąć nie zdoła,
I raz rzucona krąży po niezmiernej głębi, 35 Póki czas wieczne toczyć będzie koła.
K tó ż to krzyknął od lądu? jakie słychać żale?
W y ż to, o bracia moi, przyjaciele moi, Dotąd stoicie na nadbrzeżnej skale?
I tak się oko wasze znudzenia nie boi,
40 Ze aż dotąd patrzycie na mnie i me fale?
Jeśli się rzucę, k ę d y rozpacz ciska,
Będą łz y na szaleństwo, na niewdzięczność skarga, Bo wam mniej widne te czarne chmurzyska,
Nie słych ać zdała wichru, co tu liny targa, 45 G ro m , co tu bije, dla was tylko błyska.
I razem ze mną, pod strzałami gromu Co czuję, inni uczuć chcieliby daremnie!
Sąd nasz, prócz B oga, nie dany nikomu.
Chcąc mnie sądzić, nie ze mną trzeba być, lecz w e mnie.
50 —* Ja płynę d alćj, w y idźcie do domu.
V.
P r z y p o m n i e n i e
143
P R Z Y P O M N I E N I E .
S O N E T .
L a u r o ! czyliż te piękne w ieków naszych lata Jeszcze się kiedy twojej malują pamięci ?
K ie d y śm y sami tylko i sobą zajęci,
D b a ć nie chcieli o resztę obcego nam świata.
5 Chłodnik, co się zielonym jaźminem wyplata,
Strumień, co z m iłym szmerem po łą c e się kręci, T a m nas często wzajemne tłóm aczących chęci,
Późnej n o cy miłośna osłoniła szata.
A księżyc, z pod bladego wyjrzawszy obłoku, 10 Śnieżne piersi i złote rozświecał pierścienie,
Boskiego wdziękom twoim przydając uroku.
W tenczas serca poryw a słodkie zachwycenie, Usta się spotykają, oko ginie w oku,
Ł z a ze łzą i z westchnieniem miesza się westchnienie!
1 4 4 Don Carlos
W y ją te k z tragedyi S zyllera
D O N ' C A R L O S .
A K T I.
O g r ó d k r ó l e w s k i w A r a n c h w e s . S C E N A I.
K a r o l i D o m i n g o ,
d o m i n g o .
Z b i e g ł y dni w esołego w Aranchwes pobytu, Królew ic nieweselszy wraca do Madrytu.
Próżnośmy tu rozryw ek szukali (podchodzi do K arola)
mój książę!
Niech się w końcu ta smutna zagadka rozwiąże.
5 Przed ro d z ic ie ls k im sercem odkryj twoje chęci, Czegóż dla jed yn a k a ojciec nie poświęci? ,
Czego król nie dokaże władnemi ramiony?
Jakiż twój ślub od niebios dotąd nie spełniony?
Karolu! b y łe m z tobą, widziałem w Toledzie
10 K ied yś hołdownćj książąt przodkow ał czeredzie.
T łu m y do całowania ręki twojćj biegły,
Królestwa sześciorakie u nóg twoich leg ły ,
Stałeś dumnie, m łodzieńczy ogień z liców strzela, Pierś wre królewskim duchem, w zrok pjany wesela
D on Carlos
15 O blatyw ał grom ady — czytałem w tern o k u , I K arol b y ł szczęśliwy. (K a ro l odwraca się).
Teraz od pół roku
T a nigdy z czoła twego nieschodząca chmura, Ból w głębi zatajony, tęsknota ponura,
Której źródeł napróżno dwór stara się dociec, 20 K tórą naród podziela... A ch ! i król twój ociec
Nie jedne noc bezsenną winien tej zagadce, Ona niejedną łe z k ę w yciska twej matce!
K A R O L (odwraca się z zadziwieniem) .
Matce ?
D O M IN G O .
Książe!
K A R O L (uderzając się w czoło).
O! g d y b y m darować b ył w stanie T em u , co ją za matkę narzucił...
DOM INGO.
Mój panie!
K A R O L (spostrzega się).
25 Tak... tak... bom ja z matkami nieszczęśliwy tyle, Zaledwiem świat o b aczył, w pierwsze życia chwile Już b yłem matkobójcą.
DOM INGO.
B yłeś mimo woli,
C zyż cię dotąd grzech taki na sumnieniu boli?
K A R O L .
A moja druga matka! wszakżem przez nią zgubił
30 Miłość ojca, 'mnie ociec i tak mało lubił,
Dzieła Adam a Mickiewicza Tom I. 10
1 4 6 Don Carlos
Żartujesz, żartujesz, mój książę!
35 Królow a, którą wielbią z zapałem Hiszpanie, T y nienawiści okiem miałbyś patrzeć na nie?
Patrząc na nie, na przyszłe oglądać się czasy?
Jakże? czyliż to bóstwo? c o , ten anioł krasy, Monarchini prócz koron z samego oblicza,
40 K tóra ledwie dziś wiosnę dwudziestą dolicza,
Don Carlos
147
KAROL.
Spowiednik króla, kapłan boski, (ponuro).
Dziwno, że na tak błahe czatujesz pogłoski;
L e c z słyszałem i dobrze w pamięci naznaczę, 60 Ze takie stów kołow y i gestów szperacze,
W ięoćj broją, niżeli truciznik i zbójca.
Jeżeli chcesz zapłaty, idź do m ego ojca.
D O M IN G O .
Książe jest za ostrożny. Słusznie, w dworzan tłumie Niechaj będzie ostrożnym, niechaj nim b y ć umie,
65 I rozróżnia, kto szczerze, a kto radzi chytrze, Ja zawsze całem sercem...
K A R O L .
W ię c już po twej mitrze!
G d y się ociec o twojem przywiązaniu dowie, Już więcej na królewskiem nie polegaj słowie,
Ze pierwsza w państwie mitra tw ych nie minie skroni.
DOM INGO.
70 Książe sobie żartuje.
K A R O L .
A niech Pan Bóg broni!
Ja, mój straszliwy ojcze, ja, żartować z ciebie, Co rządzisz duszą ojca i możesz ją w niebie A lb o w piekle osadzić?
D O M IN G O .
Nie pragnę zuchwale
Przedzierać świętych zasłon, kryjących twe żale, 75 A le wiem, że na tajne sumnienia choroby,
Ma kościół, matka nasza, rady i sposoby,
Ma strapionym ucieczkę, i że do nićj klucza N ie mocarzom światowym, ale nam porucza.
1 0*
1 4 8 Don Carlos
Grzech nawet do wieczności strącony odmętu 80 Na wieki pokryć może pieczęć sakramentu.
Rozumiesz, dość mówiłem.
K A R O L .
Nie mam wcale chęci, Kusić tak poważnego strażnika pieczęci.
D O M IN G O .
Zawsze nieufność... Książe... prawdziwie... nie raczy Poznać wiernego sługę.
K A R O L .
Niech sługa w ybaczy.
85 Świętym jesteś, niech sobie i najświętszym z ludzi, A le się twoja świętość nazbyt o mnie trudzi.
I tak droga szeroka, zawód oddalony,
Trzeba zajść aż do Rzym u, Piotra osieść trony, Z tylą nowin za ciężko — powiedz to królowi, 90 Bo król przez ciebie mówił.
D O M IN G O .
K ró l przezemnie mówi?
K A R O L .
O! wiem ja bardzo dobrze! W ie m , że na tym dworze Oddawna mię zdradzają; wiem, że w każdej porze
Tysiączne płatne oko czyn y moje śledzi,
Ze król zaprzedał w ręce ostatniej gawiedzi, 95 Zaprzedał syna swego, jed yn eg o syna!
Ze hojnie każda o mnie płaci się nowina,
Za słówko, co się kiedy z ust moich wyśliźnie, Hojniej, niżeli za krew przelaną ojczyźnie.
A le dosyć już o tćm — tak jest — d o syć o tem!
100 Moje serce boleśnym zaranione grotem, I tak już może nadto...
D o n C a r l o s 1 4 9
D O M IN G O .
K r ó l dzisiaj wieczorem
N a powrót w miasto z ca ły m w ybiera się dworem.
W szy stk o już w gotowości, służby już zwołane;
W a sza w y s o k o ś ć ...
K A R O L .
D obrze, dobrze, zaraz stanę.
(s a m )
105 N ędzny Filipie! w jakićj dręczysz się katuszy,
Nędzny, ja k syn twój nędzny. W id zę do twej duszy W pijającą się krw aw ą podejrzenia żmiję.
Nieszczęsny! jeśli twoja ciekawość odkryje
Straszne tych kazirodczych tajemnic zasłony!
110 A le jeśli o d k ry łe ś, coś zrobił szalony!...
S C E N A I I .
K a r o l i R o d r y g o .
K A R O L .
C o widzę, Rodrygo!
R O D R Y G O .
K a r o lu !
K A R O L .
O! Boże!
T y ż e ś to, ty? T a k to ty, bo czyjaż pierś, czyja, Uderzeniom mćj piersi tak silnie odbija?
O ! teraz w szystko dobrze, teraz mi już zdrowo, 115 T eraz zbolałe serce rzeźwi się na nowo,
G d y m w objęciach mojego Rodryga.
R O D R Y G O .
K a ro lu ! A coż tu b y ło złe g o , o jakim to bolu
W spom niałeś, co to znaczy?
Don Carlos
K A R O L .
Drogi przyjacielu!
Co cię tak niespodzianie przyniosło z Bruxelu, 120 K o m u za to dziękować, komu? o! bluźnierca,
Boże! daruj pianego obłąkaniom serca.
K toż to inny, jeżeli nie Opatrzność boża Z sy ła mi przyjaciela i Anioła stróża?
R O D R Y G O .
Książe! daruj, g d y na ten ogień w każdćm słowie 125 T w ó j R od rygo oziębłćm zdumieniem odpowie.
N igdym nie m yślał, że mię tak K a ro l pozdrowi, Nie tak przystało witać Filipa synowi.
I cóż znaczą te w oczach niezw ykłe płomienie,
T en chłód w yb lad łych liców, ust gwałtowne drżenie?
130 T y że ś to lwiego serca ów bohatyr młody, D o którego o wsparcie wołają narody?
Bo nie jak o współucznia, co z tobą urosłem, A le całej ludzkości oglądasz mię posłem.
U ciebie, syna królów a cesarzów wnuka,
135 Nieszczęśliwa Flandrya wsparcia jeszcze szuka.
Jeśli w tobie ludzkości ogień słabo tleje, Niderlandy straciły ostatnią nadzieję.
K A R O L .
Straciły — łzy mam tylko, łez i mnie potrzeba, I ja napróżno w ołam o wsparcie do nieba;
140 Inszych środków w ym aga narodu niedola...
R O D R Y G O .
-uj mnie, ja w tych słowach nie widzę Karola.
A mówisz? ty wielki, ty rzadki człowieku, 'n nietknięty m orowym tchem wieku,
"'we ludzkości zasłaniać niezłomnie?
D on Carlos
Jak daleko bandera Kastyllanów sięga,
Żadnej nie masz, tak, żadnej, najmniejszej ustroni,
1 5 2 Don Carlos