• Nie Znaleziono Wyników

PI ERWI OSNEK. *

W dokumencie Dzieła Adama Mickiewicza. T. 1. (Stron 56-84)

4 7

PI ERWI OSNEK. *

L

niebieskich najrańszą piosnek L edw ie zadzwonił skow ronek, Najrańszy kwiatek pierwiosnek

B ły sn ą ł ze złotych obsłonek.

JA.

Zawcześnie, kwiatku, zawcześnie, Jeszcze północ mrozem dmucha, Z gór białe nie zeszły pleśnie,

D ąbrowa jeszcze nie sucha.

Przymruż złociste światełka,

Ukryj się pod matki rąbek, Nim cię zgubi śronu ząbek,

L u b chłodnej rosy perełka.

k w i a t e k .

Dni nasze ja k dni m otylka,

Ż yciem w schód, śmiercią południe;

Lepsza w kwietniu jedna chwilka, Niż w jesieni całe grudnie.

P r i m u l a veris

4 8 P i e r w i o s n e k

C zy dla bogów szukasz datku, C zy dla druha lub kochanki, Upleć wianek z mego kwiatku, 20 W ianek to bedzie nad wianki.

JA.

W podłej trawce, w dzikim lasku Urosłeś, o kwiatku luby!

Mało wzrostu, mało blasku, Cóż ci daje tyle chluby?

25 Ni to kolory jutrzenki, Ni zawoje tulipana, Ni lilijowe sukienki,

Ni róży pierś malowana.

Uplatam ciebie do w ia n k a ; 30 L e c z skądże ufności tyle!

Przyjaciele i kochanka

C zy cię powitają mile?

K W I A T E K .

Powitają przyjaciele

Mnie wiosny młodej aniołka;

35 Przyjaźń ma blasku nie wiele I cień lubi ja k me ziółka.

C zym kochanki godzien rączek, Powiedz, niebieska Marylko!

Za pićrwszy młodości pączek

40 Zyskam pierwszą... ach! łzę tylko.

R o m a n t y c z n o ś ć 4 9

R O MA N T Y C Z N O Ś Ć .

Methinks, I see... Where ?

— In my mincTs eyes.

Shakespeare.

Zdaje mi się, że widzę... gdzie?

Przed oczyma duszy moj6).

S łu c h a j dzieweczko!

— Ona nie słucha

T o dzień b i a ł y ! to m ia ste czk o ! Przy tobie nie ma żyw ego ducha, 5 Co tam w k o ło siebie chwytasz?

K o g o w ołasz, z kim się witasz?

— Ona nie słucha. — T o ja k martwa opoka

Nie zwróci w stronę o k a : io T o strzela w k o ło oczym a,

T o się łzami zaleje;

C oś niby chwyta, coś niby trzyma;

Rozpłacze się i zaśmieje.

»Tyżeś to w nocy? to ty , Jasieńku!

15 »A ch! i po śmierci kocha!

»Tutaj, tutaj, pomaleńku,

»Czasem u słyszy macocha!

Dzieła Adama Mickiewicza T. I 4

50 R o m a n t y c z n o ś ć

»Niech sobie słyszy, już nić ma ciebie!

»Już po twoim pogrzebie!

20 »T y już umarłeś? A c h ! ja się boję!

»Czego się boję mego Jasieńka?

»Ach to on! lica twoje, oczki twoje!

»Twoja biała sukienka!

»I sam ty biały jak chusta, 25 »Zimny, jakie zimne dłonie!

»Tutaj połóż, tu na łonie,

»Przyciśnij mnie, do ust usta!

»Ach, jak tam zimno musi b y ć w grobie!

»Umarłeś! tak, dwa lata!

30 »Weź mię, ja umrę przy tobie,

»Nie łubie świata.

»Źle mnie w złych ludzi tłumie,

»Płaczę, a oni szydzą;

»Mówię, nikt nie rozumie;

35 »W id zę , oni nie widzą!

»Śród dnia przyjdź k ie d y ... T o może we śnie?

»Nie, nie... trzymam ciebie w ręku.

»Gdzie znikasz, g d z ie , mój Jasieńku!

»Jeszcze wcześnie, jeszcze wcześnie!

40 »Mój Boże! kur się odzywa,

»Zorza b łysk a w okienku.

»Gdzie znikłeś! ach! stój Jasieńku!

»Ja nieszczęśliwa*.

T a k się dziewczyna z kochankiem pieści, 45 Bieży za nim, krzyczy, pada;

N a ten upadek, na k rzy k boleści, Skupia się ludzi gromada.

R o m a n t y c z n o ś ć 5 1

»M ówcie pacierze!« — k rzy czy prostota,

»Tu je g o dusza b y ć musi.

50 >Jasio b y ć musi przy swej Karusi,

»0n ją k och ał za ż y w o ta !«

I ja to słyszę i ja tak wierzę, Płaczę i mówię pacierze.

»Słuchaj dzieweczko!* — krzyknie śród zgiełku 55 Starzec i na lud zawoła:

»Ufajcie memu oku i szkiełku,

»Nic tu nie widzę dokoła.

t

»D u chy karczemnej tworem gawiedzi,

»W głupstwa w yw arzone kuźni.

60 »Dziewczyna duby smalone bredzi,

»A gmin rozumowi bluźni*.

»Dziewczyna czuje« — odpowiadam skromnie,

»A gawiedź wierzy głęb oko;

»Czucie i wiara silniej mówi do mnie, 65 »Niż mędrca szkiełko i oko.

>Martwe znasz prawdy, nie znane dla ludu,

»Widzisz świat w proszku, w każdej gwiazd iskierce,

»Nie znasz prawd żywych, nie obaczysz cudu!

»Miej serce i patrzaj w serce!«

5 2 Ś w i t e ź

Ś W I T E Ź

B A L L A D A

Do M ICH AŁA W E R E S Z C Z A K I

K t o k o l w i e k będziesz w Nowogródzkiej stronie, Do Płużyn ciemnego boru

Wjechawszy, pomnij zatrzymać twe konie, B yś się przypatrzył jezioru.

5 Świteź tam jasne rozprzestrzenia łona, W wielkiego kształcie obwodu,

Gęstą po bokach puszczą oczerniona, A gładka jak szyba lodu.

Jeżeli nocną przybliżysz się dobą 10 I zwrócisz ku wodom lice,

G w iazdy nad tobą i gw iazdy pod tobą, I dwa obaczysz księżyce.

Niepewny czyli szklanna z pod twej stopy Pod niebo idzie równina,

15 C zyli też niebo swoje szklanne stropy A ż do nóg twoich ugina:

1

Ś w i t e ź 5 3

G d y oko brzegów przeciwnych nie sięga, Dna nie odróżnia od szczytu,

Zdajesz się wisieć w środku niebokręga, 20 W jakiejś otchłani błękitu.

T a k w noc, pogodna jeśli służy pora, W z ro k się przyjemnie ułudzi;

L e c z , żeb y w nocy jechać do jeziora, T rzeb a b y ć najśmielszym z ludzi.

25^ Bo jakie szatan wyprawia tam harce! ’ Jakie się larwy szamocą,

Drżę cały, kiedy bają o tem starce, I strach wspominać przed nocą.

Nie raz śród w o d y gwar ja k o b y w mieście, 30 Ogień i dym bucha gęsty,

I zgiełk w alczących i wrzaski niewieście I dzwonów gw ałt i zbrój chrzęsty.

Nagle dym spada, hałas się uśmierza, N a brzegach tylko szum jodły,

35 W wodach gadanie cichego pacierza I dziewic żałośne m odły.

Co to ma znaczyć? różni różnie plotą, Cóż kiedy nie b y ł nikt na dnie;

Biegają wieści pomiędzy prostotą,

40 L e c z któż z nich prawdę odgadnie?

Pan na Płużynach, którego pradziady B y ły Świtezi dziedzice,

Z dawna przem yślał i zasięgał rady, Jak te zbadać tajemnice.

45 K a z a ł przybory w bliskiem robić mieście I wielkie sypał wydatki;

Ś w i t e ź

Związano niewód, głęb o k i stóp dwieście, Budują czółny i statki.

Ja ostrzegałem: że w tak wielkićm dziele, 50 Dobrze, kto z Bogiem poczyna.

Dano więc na mszą w niejednym kościele, I ksiądz przyjechał z Cyryna.

Stanął na brzegu, ubrał się w ornaty, Przeżegnał, pracę pokropił.

55 Pan daje hasło: odbijają baty,

Niewód się z szumem zatopił.

T op i się, pławki na dół z sobą spycha, T a k przepaść w o d y głęboka.

Prężą się liny, niewód idzie z cicha, 60 Pewnie nie złowią ni oka.

N a brzeg oboje wyjęto już skrzydło, Ciągną ostatek więcierzy...

Powićmże jak ie złowiono straszydło?

Choć powiem , nikt nie uwierzy.

65 Powiem jednakże. Nie straszydło wcale, Ż y w a kobieta w niewodzie,

Tw arz miała jasną, usta ja k korale, W ło s biały skąpany w wodzie.

D o brzegu dąży, — a g d y jedni z trwogi 70 N a miejscu stanęli głazem ,

Drudzy zwracają ku ucieczce nogi, Ł a g o d n y m rzecze wyrazem:

»Młodzieńcy, wićcie, że tutaj bezkarnie Dotąd nikt statku nie spuści,

75 K ażdego śmiałka jezioro zagarnie D o nieprzebrnionych czeluści.

Ś w i t e ź 5 5

»I ty zuchwały, i twoja gromada W razbyście poszli w głębinie,

L e c z że to kraj b y ł twojego pradziada, 80 Ze w tobie nasza krew płynie;

»Choć godna k a ry jest ciekaw ość pusta, L e c z żeście z Bogiem poczęli,

B óg wam przez moje opowiada usta Dzieje tej cudnej topieli.

85 »Na miejscach, które dziś piaskiem zaniosło, Gdzie car i, trzcina zarasta,

Po których teraz wasze biega w iosło, S ta ł okrąg pięknego miasta.

»Świteź i w sławne orężem ramiona, 90 I w kraśne twarze bogata,

N iegdyś od książąt Tuhanów rządzona K w itnęła przez długie lata.

»Nie ćmił widoku ten ostęp ponury, Przez żyzne wskroś okolice

95 W id a ć stąd b yło N owogródzkie mury, L itw y naówczas stolicę.

»Raz niespodzianie obiegł tam Mendoga Potężnem wojskiem car z Rusi,

Na całą Litw ę wielka padła trwoga, 100 Że Mendog poddać się musi.

»Nim ściągnął wojsko z odległej granicy, D o ojca mego napisze:

»Tuhanie! w tobie obrona stolicy, Śpiesz, zwołaj twe towarzysze«.

105 > S k o ro przeczytał Tuhan list książęcy 1 w y d a ł rozkaz do wojny,

Ś w i t e ź

Stanęło zaraz mężów pięć tysięcy, A każdy konny i zbrojny. .

»Uderzą w trąby, rusza młódź, już w bramie

iio B ły sk a Tuhana proporzec,

L e c z Tuhan stanie i ręce załamie I znowu jedzie na dworzec.

»I mówi do mnie: jaż w łasnych mieszkańców D la obcćj zgubię odsieczy?

115 W sza k wiesz, że Świteź nić ma innych szań ców , Prócz naszych piersi i mieczy.

»Jeśli rozdzielę szczupłe wojsko m oje, Krewnem u nie dam o b r o n y ;

A jeśli w szyscy pociągniem na boje, 120 Jak będą có ry i żony?

* Ojcze, odpowićm , lękasz się niewcześnie, Idź, k ę d y sława cię w oła,

B ó g nas o b r o n i: dziś nad miastem w e śnie W idziałam jego anioła.

125 »O k rą ży ł Świteź miecza błyskawicą I n akrył złotemi pióry

I rzekł m i: póki męże za granicą, Ja bronię żony i córy.

»Usłuchał Tuhan i za wojskiem goni,

130 L e c z g d y noc spadła ponura, '.

Słychać gwar zdała, szczęk i tentent koni, I zewsząd straszny wrzask, ura!

»Zagrzmią tarany, p a d ły bram ostatki, Zewsząd pocisków grad leci,

135 Biega na dworzec starce, nędzne matki, D ziewice i drobne dzieci.

Ś w i t e ź 5 7

»Gwałtu! w ołają, zam ykajcie bram ę, T u ż , tuż za nami Ruś wali.

A c h ! zgińmy lepiej, zabijmy się same, 140 Śmierć nas od hańby ocali.

»Natychmiast wściekłość bierze miejsce strachu;

Miecą bogactwa na stosy,

Przynoszą żagwie i płomień do gmachu I krzyczą strasznemi głosy :

145 »Przeklęty będzie, kto się nie dobije!

Broniłam, lecz próżny opor,

K lęczą, na progach w yciągają szyje, A drugie przynoszą topor.

»G otow a zbrodnia... Czyli wezwać hordy 150 I podłe przyjąć kajdany,

C zy bezbożnemi w ytępić się mordy?

Panie ! zawołam , nad pany,

»Jeśli nie możem ujść nieprzyjaciela, O śmierć błagam y u Ciebie,

155 Niechaj nas lepiej twój piorun wystrzela, L u b żyw ych ziemia pogrzebie.

»Wtem jakaś białość nagle mię otoczy, Dzień zda się spędzać noc ciemną, Spuszczam ku ‘ziemi przerażone oczy, 160 Już ziemi nie ma podemną.

»Takeśm y uszły zhańbienia i rzezi;

Widzisz to ziele dokoła,

T o są małżonki i córki Świtezi, Które B óg przemienił w zioła.

165 »Białawem kw ieciem , ja k białe m otylki, Unoszą się nad topielą,

Ś w i t e ź

List ich zielony, jak jodłow e szpilki, K ie d y je śnićgi pobielą.

»Za życia cnoty niewinnej obrazy, 170 Jej barwę mają po zgonie,

W ukryciu żyją i nie cierpią skazy, Śmiertelne nie tkna ich dłonie.

« y

»D ośw iadczył tego car i ruska zgraja, G d y piękne ujrzawszy kwiecie,

175 T en rwie i szyszak stalony umaj a, T en wianki na skronie plecie;

»Kto tylko ściągnął do głębini ramie, T a k straszna jest kwiatów władza, Ze go natychmiast choroba wyłamie 180 I śmierć gwałtowna ugadza.

»Choć czas te dzieje wymazał z pamięci, Pozostał sam odgłos kary,

Dotąd w swych baśniach prostota go święci I kwiaty nazywa Cary«.

185 T o mówiąc, pani zwolna się oddala, T o p ią się statki i sieci,

Szum słychać w puszczy, poburzona fala Z łoskotem na brzegi leci.

Jezioro do dna pękło nakształt rowu, 190 L ecz próżno za nią wzrok goni,

W p a d ła i falą nakryła się znowu, I więcćj nie słychać o niej.

Ś w i t e z i a n k a

5 9

Ś W I T E Z I A N K A

B A L L A D A .

J a k iż to chłopiec piękny i m łody?

Jakato o b o k dziewica?

Brzegami sinej Świteziu w ody Idą przy świetle księżyca.

5 Ona mu z kosza daje maliny, A on jej kwiatki do wianka;

Pewnie kochankiem jest tej dziewczyny, Pewnie to je g o kochanka.

K ażd ą noc prawie, o jednej porze, 10 Pod tym się widzą modrzewiem.

M łod y jest strzelcem w tutejszym borze, K to jest dziewczyna? ja nie wiem.

S k ąd przyszła? darmo śledzić kto pragnie, Gdzie uszła ? nikt jej nie zbada.

15 Jak m okry jaskier wschodzi na bagnie, Jak ognik nocny przepada.

* Jest wieść, że na brzegach Switezi pokazują sie Ondiny czyli Nimfy wodne, które gmin nazywa Świteziankami.

6o Ś w i t e z i a n k a

»Powićdz mi piękna, luba dziewczyno, Na co nam te tajemnice

Jaką przybiegłaś do mnie drożyną?

20 Gdzie dóm tw ój, gdzie są rodzice ?

»Minęło lato, zżółkniały liścia I dżdżysta nadchodzi pora,

Zawsze mam czekać twojego przyścia N a dzikich brzegach jeziora?

25 »Zawszeż po kniejach ja k sarna płocha, Jak upiór błądzisz w noc ciemną?

Zostań się lepiej z tym, kto cię kocha, Zostań się, o luba! ze mną.

»Chateczka moja stąd niedaleka 30 Pośrodku gęstej leszczyny;

Jest tam dostatkiem owoców, mleka, Jest tam dostatkiem zw ierzyn y«.

»S tó j, stój, odpowie, hardy młokosie, Pom nę, co ojciec rzekł stary:

35 Słowicze wdzięki w mężczyzny głosie, A w sercu lisie zamiary.

»Więcćj się waszej obłudy boję, Niż w zmienne ufam zapały, Możebym prośby przyjęła twoje;

40 A le czy będziesz mnie stały ?«

Chłopiec p rzyklękn ął, chw ycił w dłoń piasku, Piekielne w z y w a ł potęgi,

K lą ł się przy świetnym księżyca blasku...

L e c z czy dochow a przysięgi?

45 »Dochowaj, strzelcze, to moja rada:

Bo kto przysięgę naruszy,

Ś w i t e z i a n k a 6 l

A c h , biada jem u, za życia biada!

I biada je g o złej d u s z y !«

T o m ówiąc dzićwka, więcej nie czeka, 50 W ieniec w łożyła na skronie,

I pożegnaw szy Strzelca z d aleka, N a zw ykłe uchodzi błonie.

Próżno się za nią strzelec p o m y k a , Rączym w ybiegom nie sprostał, 55 Znikła ja k lekki powiew wietrzyka,

A on sam jeden pozostał.

Sam został, dziką powraca drogą, Ziemia uchyla się grzązka,

Cisza w o k o ło , tylko pod nogą 60 Zwiędła szeleszcze gałązka.

Idzie nad w od ą, błędny k ro k niesie, Błędnemi strzela oczyma.

W tem wiatr zaszumiał po gęstym lesie, W o d a się burzy i wTzdyma.

65 Burzy się, w zdym a, pękają tonie, O niesłychane zjawiska!

Ponad srebrzyste Świtezi błonie Dziewicza piękność wytryska.

Jej twarz, ja k róży bladej zawoje, 70 Skropione jutrzenki łezką;

Jako m gła lek k a, tak lekkie stroje O b w iały postać niebieską.

»Chłopcze mój piękny, chłopcze mój młody,

— Zanóci czule dziewica — 75 Poco w około Świteziu w ody

Błądzisz przy świetle księżyca?

6 2 Ś w i t e z i a n k a

»Poco żałujesz dzikiej wietrznicy, Która cię zwabia w te knieje;

Zawraca głow ę, rzuca w tęsknicy, 80 I może jeszcze się śmieje.

»Daj się namówić czułym wyrazem, Porzuć wzdychania i żale,

D o mnie tu, do mnie, tu będziem razem Po wodnym pląsać krysztale.

85 »Czy zechcesz, niby jaskółka chybka, Oblicze tylko w ód muskać,

C zy zdrów jak ryb ka, wesół ja k rybka, C ały dzień ze mną się pluskać.

»A na noc w łożu srebrnćj topieli 90 Pod namiotami źwierciadeł,

N a miękkiej wodnych lilijek bieli, Śród boskich usnąć widziadeł*.

W tem z zasłon błysną piersi łabędzie, Strzelec w ziemię patrzy skromnie,

95 Dziewica w lekkim zbliża się pędzie, I »Do mnie, w o ła , pójdź do mnie*.

I na wiatr lotne rzuciwszy stopy, Jak tęcza śmiga w krąg wielki, T o znowu siekąc wodne zatopy, 100 Srebrnemi pryska kropelki.

Podbiega strzelec i staje w biegu I chciałby s k o c zy ć i nie chce;

W tem modra fala, prysnąwszy z brzegu, Z le k k a mu w stopy załechce.

105 I ta k go łe c h c e i ta k go znęca,

T a k się w nim serce rozp ływ a, .

Ś w i t e z i a n k a

6 3

Jak g d y tajemnie rękę młodzieńca Ściśnie kochanka wstydliwa.

Zapomniał strzelec o swej dziewczynie, 110 Przysięgą pogardził świętą,

N a zgubę oślep bieży w głębinie, N ow ą zwabiony ponętą.

Bieży i patrzy, patrzy i bieży;

Niesie go wodne przestworze,

115 Już zdała suchych odbiegł wybrzeży, Na średniem igra jeziorze.

I już dłoń śnieżną w swej ciśnie dłoni, W pięknych licach topi oczy,

Ustami usta różane goni 120 I skoczne okręgi toczy.

W tem wietrzyk świsnął, o b ło czek pryska, Co ją w łudzącym k r y ł blasku...

Poznaje strzelec dziewczynę z bliska!

A c h , to dziewczyna z pod lasku!

125 »A gdzie przysięga? gdzie moja rada?

W sz a k kto przysięgę naruszy, Ach, biada jem u, za życia biada!

I biada jego złej duszy!

»Nie tobie igrać przez srebrne tonie, 130 L u b nurkiem pluskać w głąb jasną;

Surow a ziemia ciało pochłonie, O c z y twe żwirem zagasną.

»A dusza przy tern świadomem drzewie Niech lat doczeka tysiąca,

135 W iecznie piekielne cierpiąc żarzewie Nie ma czćm zgasić g o rą ca «.

Ś w i t e z i a n k a

>

i

S ły sz y to strzelec, błędny k rok niesie, Błędnemi rzuca oczyma,

A wicher szumi po gęstym lesie, 140 W o d a się burzy i wzdyma.

Burzy się, wzdym a i wre aż do dna, Kręconym nurtem pochwycą,

Roztwiera paszczę otchłań podwodna, Ginie z młodzieńcem dziewica.

145 W o d a się dotąd burzy i pieni, Dotąd przy świetle księżyca

Snuje się para znikomych cieni;

Jestto z młodzieńcem dziewica.

Ona po srebrnem pląsa jeziorze, 150 On pod tym jęczy modrzewiem.

K tóż jest młodzieniec? Strzelcem b y ł w borze.

A kto dziewczyna? Ja nie wiem.

R y b k a

6 5

ł

>

10

R Y B K A

B A L L A D A . *

O d dworu, z pod łasa, z w ioski, Smutna w ybiega dziewica,

Rozpuściła na wiatr w łoski I łzami skropiła lica.

Przybiega na koniec łączki,

Gdzie w jezioro wpada rzeka;

Załamuje białe rączki

I tak żałośnie narzeka:

-» 0 w y , co mieszkacie w wodzie, Siostry moje Świtezianki,

Słuchajcie w ciężkićj przygodzie G łosu zdradzonej kochanki.

»K och ałam pana ta k szczerze, On mię przysięgał zaślubić, 15 Dziś księżnę za żonę bierze,

K rysię ubogą chce zgubić.

* Ze śpiewu gminnego.

Dzieła Adama Mickiewicza Tom I, $

6 6 R y b k a

»Niechże sobie żyją młodzi,

Niech się z nią obłudnik pieści, Niech tylko tu nie przychodzi

20 Urągać się z mych boleści.

»Dla opuszczonej kochanki Cóż pozostało na świecie?

Przyjmijcie mię Świtezianki,

L e c z moje dziecię... ach, dziecię!*

25 T o mówiąc, rzewnie zapłacze, Rączkami oczy zasłoni,

I z brzegu do w o d y skacze I w bystrćj nurza się toni.

W tćm z lasu, gdzie się dwór bieli, 30 Tysiączne świecą kagańce,

Zjeżdżają goście weseli, Muzyka, hałas i tańce.

L e c z mimo tego hałasu

Płacz dziecięcia słychać w lesie, 35 W iern y sługa w yszedł z lasu

I dziecię na ręku niesie.

K u wodzie obraca kroki,

G dzie łoza, gęsto spleciona, W zd łu ż wykręconej zatoki

40 O kryła rzeki ramiona.

T a m staje w ciemnym zakątku, Płacze i woła: »Niestety!

A c h , któż da piersi dzieciątku?

Ach! gdzie ty, Krysiu, ach, gdzie ty?«

V A

45 »Tu jestem w rzece u spodu,

— Cichy mu głos odpowiada —

R y b k a 6 7

Tutaj drżę cała od chłodu,

A żwir mnie oczki wyjada.

»Przez żwir, przez ostre kamuszki 50 F a le mnie gwałtownie niosą,

Pokarm mój koralki, muszki, A zapijam zimną rosą«.

L e c z sługa, ja k na początku,

T a k wszystko woła:- »Niestety!

55 A c h , któż da piersi dzieciątku,

A ch! gdzie ty, Krysiu, ach, gd zie t y ?«

W tć m się cóś zlekka potrąci

Śród kryształowej przezroczy,

W o d a sie z lekka zamaci,* * 7 60 ' R y b k a nad wodę podskoczy.

I ja k skałka płaskim bokiem,

G d y z lekkich rąk chłopca pierzchnie, T a k nasza ryb ka podskokiem

Mokre całuje powierzchnie.

65 Złotemi plamki nadobna,

Kraśne ma po bokach piórka, G łó w k a ja k naparstek drobna,

O czko drobne ja k paciorka.

W tem rybią łuskę odwinie, 70 Spojrzy dziewicy oczym a,

Z g ło w y jasny włos wypłynie,

Szyjka cieniuchna się wzdyma.

N a licach różana krasa,

Piersi jak jabłuszka mleczne, 75 R ybią ma płetwę do pasa,

Płynie pod chrósty nadrzeczne.

6 8 R y b k a

I dziecię bierze do ręki, U łona białego tuli, •

»Luli, w o ła , mój maleńki, 80 Luli, mój maleńki, luli«.

G d y dziecię płakać przestało, Zawiesza kosz na gałęzi

I znowu ściska swe ciało I g łó w k ę nadobną zwęzi.

85 Znowu ją łuski powleką,

O d boków w yskoczą skrzelki, Plusła i tylko nad rzeką

Kipiące pękły bąbelki.

T a k co wieczora, co ranka,

90 G d y sługa stanie w zakątku, W raz w y p ły w a Świtezianka,

Z eb y dać piersi dzieciątku.

Za cóż jednego wieczora

Nikt nie przychodzi na smugi?

95 Już zw yk ła przemija pora;

Nie widać z dziecięciem sługi.

Nie może on przyjść tą stroną, Musi zaczekać troszeczkę,

Bo właśnie teraz pan z żoną

100 Poszli przechadzką nad rzeczkę.

W ró cił się, czekał zdaleka,

Za gęstym usiadłszy krzakiem ; L e c z próżno czeka i czeka,

Nikt nie pow racał tym szlakiem.

105 W staje i dłoń w trąbkę zwinął, I patrzył przez palców szparę,

R y b k a 6 9

A le i dzień już przeminął I mroki padają szare.

C zek ał długo po zachodzie,

110 A g d y noc gw iazdy zapala, Zbliża się z lekka ku wodzie

I śledzi oczym a zdała.

P rz e b ó g ! cudy czy moc p i e k ł a ! Uderza go w idok nowy.

115 Gdzie pićrwćj rzeczułka cie k ła , T a m suchy piasek i rowy.

Na brzegach porozrzucana W a la się odzież bez ład u , Ani pani, ani pana

120 N ie widać nigdzie ni śladu.

T y lk o z zatoki połową

Sterczał wielki głazu k a w a ł, I dziwna kształtu budowa

D w a ludzkie ciała udawał.

125 Zdumiewa się wierny sługa,

Rozpierzchłych myśli nie z ł o w i ł ; Przeszła godzina i druga,

Nim wreszcie słówko przemówił.

»K rysiu, o K r y s iu !« za w o ła :

30 E cho mu »Krysiu* odpowie, L ecz próżno patrzy do k o ła,

N ikt nie pokazał się w rowie.

Patrzy na rów i na głazy,

Otrze pot na licu zbladłem, 35 I kiwnie g ło w ą trzy razy,

Jakby chciał m ów ić: już zgadłem.

R y b k a

Dzieciątko na ręce bierze,

Śm ieje się dzikim uśmiechem, I odmawiając pacierze

W ra c a do domu z pospiechem.

P o w r ó t t a t y 7 1

P O W R Ó T T A T Y

B A L L A D A .

»P ó j d ź c i e , o dziatki, pójdźcie wszystkie razem Za miasto, pod słup, na w zgórek,

T a m przed cudow nym klęknijcie obrazem, Pobożnie zmówcie paciórek.

»Tato nie w raca; ranki i wieczory W e łzach go czekam i trw odze;

Rozlały rzeki, pełne zwierza b o r y , I pełno zbójców na drodze*.

S ły szą c to dziatki, biega wszystkie razem, Za m iasto, pod słu p , na w zgórek,

T a m przed cudownym klękają obrazem I zaczynają paciórek.

Całują ziemię, potem : w imie Ojca, S y n a i Ducha świętego,

Bądź pochwalona, przenajświętsza Trójca, T eraz i czasu wszelkiego.

Potem : Ojcze nasz

1

Zdrowaś i W ierzę, Dziesięcioro i koronki,

A kiedy całe zmówili pacierze, 20 W y jm ą książeczkę z kieszonki.

I litanią do Najświętszej Matki

Starszy brat śpiewa, a z bratem,

^Najświętsza M atko, przyśpiewują dziatki, Zmiłuj się , zmiłuj nad tatem !«

25 W tem słychać tarkot, w ozy jadą d ro g ą , I wóz znajomy na przedzie ;

S k o c z y ły dzieci i krzyczą, jak mogą :

»Tato, ach, tato nasz je d z ie U O baczył kupiec, łz y radośne leje, 30 Z wozu na ziemię wylata:

»Ha, ja k się m acie, co się u was dzieje?

Czyście tęskniły do tata?

»Mama czy zdrowa? ciotunia? domowi?

A ot rozynki w koszyku...*

35 T en sobie mówi, a ten sobie mówi*

Pełno radości i krzyku.

»Ruszajcie, kupiec na sługi zawoła, Ja z dziećmi pójdę ku miastu«.

I d z ie ... aż zbójcy obskoczą do k o ła , 40 A zbójców było dwunastu.

B rody ich długie, kręcone wąsiska.

W zro k dziki, suknia plugawa;

Noże za pasem, miecz u boku błyska, , W ręku ogromna buława.

45 K rzy k n ę ły dziatki, do ojca przypadły, T u lą się pod płaszcz na łonie;

^ #

Truchleją sługi, struchlał pan w ybladły, :

Truchleją sługi, struchlał pan w ybladły, :

W dokumencie Dzieła Adama Mickiewicza. T. 1. (Stron 56-84)

Powiązane dokumenty