Z e od Ciebie wzięliśmy na ten wieniec kwiatu.
Pies i w i l k
P I E S i W I L K
(Naśladowanie z Lafontaina).
J e d e n bardzo mizerny w ilk, skóra a kości,
M yszkując po zamrozkach, k ie d y w ła p y dmucha, Z dybie przypadkiem brysia Jegomości,
Bernardyńskiego karku , sędziowskiego brzucha;
5 Sierść na nim błyszczy, g d y b y szmelcowana, Podgarle tłuste, zwisłe do kolana.
— »A witaj panie kumie! W itaj panie brychu!
Już od lat k o p y o was ni widu, ni słychu,
W te d y ś b y ł m ały kondlik, ale kto nie z postem, 10 Prędko zmienia figurę! Jakże służy zdrow ie?«
»Niczego* brysio odpowie,
I za grzeczność kiwnął chwostem.
>O j ! oj!... niczego! W id a ć ze wzrostu i tuszy!
Co to za łeb, mój Boże! choć walić obuchem!
15 A k ark jaki! a brzuch jaki!
Brzuch! niech mnie porwą sobaki, Jeżeli uczciwszy uszy
W ie p rza widziałem k ied y z takim brzuchem!*
»Żartuj zdrów, kumie wilku; lecz mówiąc bez żartu,
1 7 0 Pies i w i l k
Przybycie gości szczekaniem g ło sić,
30 N a dziada warknąć, żyd a potarmosić, Panom pochlebiać ukłonem ,
Sługom wachlować ogonem.
A za toż, bracie, niczego nie braknie, O d panów, paniątek, dzićwek,
35 Okruszyn, kostek, poliwek,
Słowem, czego dusza łakn ie«.
Pies mówił, a wilk słuchał: uchem, gęb ą, nosem, Nie stracił słów ka, połknął dyskurs cały,
I nad smacznej przyszłości medytując losem, 40 Już obiecane wietrzył specyały!
/
D o M a l a r z a 1 7 1
DO M A L A R Z A .
S t w ó r c o m alownych twarzy, mocnom tobie winny, N ad stwórcę żywych, więcej tyś dla mnie uczynny.
Szczęście wzięte z m ych ramion ukazem w yroku, T y na wieki mojemu zapewniłeś oku.
5 Stąd, chociaż zdawna wszelkim uczeniom się wstrętny, T w o je g o chciałbym kunsztu stać się umiejętny.
K i e d y K łó tn ic c y trąbią adwokatom w uszy, Za doktorem biegają trupy z resztą duszy, K t o szczery akadem a, hołdownik Minerwie,
10 Zmudzkich łb ó w obuczaniem rychło pierś o b e rw ie , A mędrzec arcytw orów napisawszy wiązkę,
D y m pochwał ma za napój, wawrzyn na zakąskę, T o b ie twarzyczki piękne zawsze są d o k o ła ,
Piękny świat tylko ciebie do posługi woła, 15 O kiem na jasne tylko kierujesz oczęta,
I dłoń pięknych ciałeczek robieniem zajęta.
Malarzu czarodzieju! Od ciebie pożyczę Odkradzione od mojej Maryi oblicze.
W iecznie je cisnąć będę na se rc e uprzejme, 20 Z liców jej nigdy oczu i myśli nie zdejmę,
17 2 D o M a l a r z a
Unosząc się nadzieją, że tych rysów władza D o reszty spsuje rozum, k tó ry mi zawadza,
I ja k uczucia moje o nićj nie zapomną,
T a k ją w zrok, dłoń i piersi osądzą przytomną.
Panicz i d z i e w c z y n a 173
P A N I C Z I D Z I E W C Z Y N A * .
1.
W gaiku zielonym
Dziewcze rwie jago d y;
N a koniku wronym Jedzie panicz młody.
I grzecznie się skłoni, I z konia zeskoczy;
Dziewcze się zapłoni, N a d ó ł spuści oczy.
»Dziewczyno kochana!
10 Dziś na te dąbrow y Z kolegam i zrana
Przybyłem na łow y.
»I trafić nie m ogę,
Gdzie leży miasteczko,
ię W s k a ż , proszę, mi drogę, Piękna pastereczko!
* Pićrwsza cześć tego wićrsza jest pióra Antoniego Edwarda O d y ń ca , a dwie drugie A dam a Mickiewicza.M
174 Panicz i dziewczyna
»Czy prędko już z lasu T a ścieżka wywiedzie ?«
— »Jeszcze pan zawczasu 20 D o dom u zajedzie.
»Na polu wnet drzewo, K o ło drzewa brzózki, Stąd droga na lewo, T a m o k o ło wioski.
25 >W g ó rę przez zarostek, W prawo ponad rzeczką.
T a m m ły n e k i m ostek, I w idać miasteczko*.
Panicz podziękow ał, 30 Czule rączkę ścisnął,
W usta pocałow ał, N a kon ika świsnął.* Siadł, ostrogą śpina, Nie w idać młodego...
35 W estchnęła dziewczyna, Ja nie wiem dla czego.
n.
W gaiku zielonym
D ziew cze rwie ja g o d y ; Na koniku wronym
40 Jedzie panicz młody.
I w o ła zdaleka:
»Pokaż inną drogę!
Za wioską jest rzeka, Przejechać nie mogę,
Panicz i dziewczyna
»Ni mostu żadnego, Ni brodu wytropić.
Chciałażbyś m łodego C hłopczyka utopić ?«
— »To jedź pan drożyną N a prawo kurhanu«.
— »Bóg zapłać, dziewczyno
— »Dziękuję waćpanu*.
W las poszła drożyna, Nie widać młodego...
W estchnęła dziewczyna, Oj! wiem ja dla czego.
III.
W gaiku zielonym
Dziewcze rwie jago d y;
Na koniku wronym Jedzie panicz młody.
I zawoła znowu:
>Dziewczyno, dla Boga!
W jechałem do rowu:
Jakaż twoja droga?
»Nie jeździł w te ślaki Nikt z dawnego czasu;
C hyba wieśniak jaki Po drzewo do lasu.
»Poluję dzień cały,
Koniam nie popasał, Jeździec zadyszały,
K o n ik się zahasał.
Panicz i dziewczyna
»Siędę i z ponika Pragnienie ugaszę;
75 Odkiełznam konika I puszczę na paszę«.
I grzecznie się skłoni, I z konia zeskoczy;
Dzićwcze się zapłoni, 80 N a dół spuści oczy.
T e n milczy, ta wzdycha, Po niedługiej chwili
T e n głośno, ta z cicha, Coś z soba mówili.
85 L e c z że wietrzyk dmuchał W tę stronę dąbrowy,
Przetom nie dosłuchał Panicza rozmowy,
L e c z z oczu i z miny
90 T o m pewnie w yczytał, Ze więcćj dziewczyny O drogę nie pytał.
T oasty 1 7 7
T O A S T Y .
l ^ o b y b y ło wśród zakresu, N a którym ludzie rzuceni,
Bez światła, ciepła, magnesu I elektrycznych promieni?
5 C o b y było? zgadnąć łatwo:
Ciemno, zimno, chaos czyste.
Witaj więc słoneczna dziatwo,
Wiwat
światło promieniste!L ecz cóż po światła iskierce,
10 G d y wszystko dokoła skrzepło ? Zimny świat i zimne serce,
Ciepła trzeba.
Wiwat
ciepło!Pełnych światła i zapału,
Często silny wiatr rozniesie:
15 B y ciało zbliżyć ku ciału,
Jest magnes.
Wiwat
magnesie!Dzieła A dam a Mickiewicza T . I. 12
i 7 8 T oasty
T a k g d y zrośniem w okrąg wielki Przez magnesowaną styczność,
W ów czas z lejdejskiej butelki 20 Palniem: Wiwat elektryczność!
D o M ***
179
\
D o M
W ie r s z napisany w roku 1822.
P r e c z z moich oczu!... posłucham od razu, Precz z mego serca!... i serce posłucha,
Precz z mej pamięci!... Nie! tego rozkazu Moja i twoja pamięć nie posłucha.
5 Jak cień tćm dłuższy, g d y padnie zdaleka, T e m szerzej k o ło żałobne roztoczy,
T a k moja postać, im dalej ucieka,
T e m grubszym kirem twą pamięć pomroczy.
N a każdem miejscu i o każdej dobie,
10 Gdziem z tobą p ła k a ł, gdziem się z tobą baw ił, W szędzie i zawsze będę ja przy tobie,
Bom wszędzie cząstkę mej duszy zostawił.
C z y zadumana w samotnej komorze D o arfy zbliżysz nieumyślną rękę,
15 Przypomnisz sobie: właśnie o tej porze Śpiewałam jemu tę same piosenkę.
C zy grając w szachy, g d y pierwszemi ściegi Śmiertelna złow i króla twego matnia,
i8o
Do M ***Pomyślisz sobie: tak stały szeregi,
20 G d y się skończyła nasza gra ostatnia.
♦
C z y to na balu w chwilach odpoczynku
Siędziesz, nim m uzyk tańce zapowiedział, O baczysz próżne miejsce przy kominku, Pomyślisz sobie: on tam ze mną siedział.
25 C z y książkę weźmiesz, gdzie smutnym w yrokiem Stargane ujrzysz kochan ków nadzieje,
Złożyw szy książkę z westchnieniem g łęb o k iem Pomyślisz sobie: ach, to nasze dzieje...
A jeśli autor po zawiłćj próbie 30 Parę miłośną naostatek złączy ł,
Zagasisz świecę i pomyślisz sobie:
Czemu nasz romans tak się nie zakończył...
W tćm błyskaw ica nocna zamigoce,
Sucha w ogrodzie zaszeleszczy grusza 35 I puszczyk z jękiem w okno załopoce...
%
Pomyślisz sobie, że to moja dusza.
‘T a k w każdżm miejscu i o każdćj dobie,
Gdziem z tobą p łakał, gdziem się z tobą bawił, W szędzie i zawsze będę ja przy tobie,
40 Bom wszędzie cząstkę mćj duszy zostawił.
E uthanasia
l
E U T H A N A S I A .
Naśladowanie z Lorda Byrona.
P r ę d z e j czy później, g d y mię czas owionie
Snem nieprzespanym, w którym się nic nie śni, 0 niepamięci! wtenczas chłodne skronie
W e ź pod twą schronę do grobowej cieśni.
5 N ie proszę ręki druha, ni dziedzica, A b y łzy otrzeć lub grabić zostałość,
L u b żeb y z w łosem popsutym dziewica Żałow ać przyszła lub udawać żałość.
Po co najęte płaczków korow od y ? — 10 Samemu wstąpić pozwólcie do dołu!
Nie chciałbym chmurzyć niczyjej p ogod y 1 brać wesela kochanemu czołu.
Przecież miłości! jeśli w twojej sile
Poskromić jęk i, marnym żalom sprostać, 15 T y sama osłodź rozstania się chwilę,
Mnie, co odchodzę, i tej, co ma zostać.
Marylo moja! kiedy przeszłe bole
Z ostatnim puszczę w niepamięć oddechem,
1 82 E uthanasia
Niech boski pokój widzę na twem czole,
20 A w bolach na cię patrzyłbym z uśmiechem.
L e c z oko martwe zrazi wzrok niebieski,
Przed bladem licem zbledną twe pow aby:
Uronisz łezkę, człow iek dla tej łezki, Jak żyjąc słabiał, tak i umrze słaby.
25 A więc bez żalu i pobożnćj prośby, Sam otny będę w ostatniej godzinie:
D la nieszczęśliwych śmierć m ało ma groźby, Ból jeszcze zmniejszy i prędko przeminie.
N L e c z umrzeć, odejść, k ę d y tyle gości
30 Rusza przedemną, k ę d y reszta ruszy...
Przepadać w nicość, ja k pierwej z nicości W szed łem dla życia, ży łe m dla katuszy?
G d yś wiek przeminął, wstrzymaj się u ścieku, Ostatniem powróć na przeszłość obliczem;
35 Zlicz dni szczęśliwe, a wyznasz, człowieku, Czćm kolwiek byłeś, że lepiej b y ć niczem.