• Nie Znaleziono Wyników

KURHANEK* MARYLI

W dokumencie Dzieła Adama Mickiewicza. T. 1. (Stron 84-96)

KURHANEK* MARYLI

R O M A N S

(ze śpiewu litewskiego).

C u d z y c z ł o w i e k , D z i e w c z y n a , Ja ś, M a t k a , P r z y j a c i ó ł k a .

CUDZY CZŁOWIEK.

T a m u Niemnowej odnogi, T a m u zielonej rozłogi,

Co to za piękny kurhanek?

Spodem uwieńczon, jak w wianek, 5 W maliny, ciernie i g ło g i;

Boki ma strojne murawą,

G ło w ę ukwieconą w kwiaty, A na niej czerem chy drzewo, A od niej idą trzy drogi.

10 Jedna droga na prawo, Druga droga do chaty, Trzecia droga na lewo.

Ja tędy płynę z wiciną,

Pytam się ciebie, dziewczyno, 15 C o to za piękny kurhanek?

* Pagórek.

7 6 K U R H A N E K M A R Y L I

K U R H A N E K MARYLI 7 7

7 8 K U R H A N E K MARYLI

Niemasz, ach, niemasz komu!

Pókiśm y mieli ciebie,

Mchem się dziedziniec zieleni;

B óg nas opuścił, ludzie opuścili,

K U R H A N E K MARYLI

7 9

Już więcćj z sobą nie będziem mówili, Niemasz, niemasz Maryli !

115 K tóż mi zwierzy się szczerze, K om uż się ja powierzę?

Ach! g d y z tobą, kochanie,

Smutku i szczęścia nie dzielę, Sm utek smutkiem zostanie,

120 W eselem nie jest wesele.

0

CUDZY C Z Ł O W IE K .

S łyszy to cudzy człow iek, W zd y ch a i ł z y mu p łyn ą,

W estchnął, otarł ł z y z powiek I dalej poszedł z wiciną.

8o D O PRZYJACIÓŁ

DO PRZYJACIÓŁ

posyłając im balladę »To lubię*.

B i j e raz, dwa, trzy... już północna pora, G łuche w około zacisze,

W iatr tylko szumi po murach klasztora . I psów szczekanie gdzieś słyszę.

5 Św ićca w lichtarzu dopala się na dnie, Raz w głębi tłumi ogniska,

Znowu się wzmoże i znowu opadnie, B ły s k a , zagasa i błyska.

Straszno! — Nie b yła straszną ta godzina, 10 G d y b y ł y nieba łaskaw sze;

Ileż mi słodkich chwilek przypomina!

P recz!... to już znikło na zawsze.

T eraz ja szczęścia szukam, ot w tćj księdze, K sięga znudziła, p o rzu ca m ;

15 Znowu ku lubym przedmiotom myśl p ęd zę, T o marzę, to się ocucam.

Czasem g d y słodkie złudzi zach w ycenie, K och an kę widzę lub b r a c i;

t )0 PRZYJACIÓŁ 8 l

Zryw am się, patrzę, aż tylko po ścienie 20 Biega cień własnej postaci.

Ot, lepiej pióro wezmę i śród ciszy G d y się bez ładu myśl plącze,

Zacznę coś pisać dla m ych towarzyszy, Zacznę, bo nie wiem, czy skończę.

25 Może też pamięć o minionej wiośnie Zim ow y wierszyk umili;

Chcę coś okropnie, coś pisać miłośnie O strachach i o Maryli.

K to pragnie pędzlem swe rozsławić imie, 30 Niech jej maluje portrety,

W ieszcz w nieśmiertelnym niech opiewa rymie Serca, rozumu zalety.

Mnie choć to wszystko w umyśle przytomne, Pociechy szukam, nie sławy ;

35 Lepiej wam powiem, jeżeli przypom nę, Jakie z nią miałem zabawy.

Maryla słodkie miłości w yrazy Dzieliła skąpo w rachubie;

C hoć jej kto kochani, m ów ił po sto razy, 40 N ie rzekła nawet i łubie.

Za to więc w Rucie pod północną chwilę, K ie d y się w szyscy spać k ła d ą ,

Ja na dobranoc żegnając M arylę, T a k ą straszyłem balladą:

Kow no, d. 27. grudnia.

Dzieła Adama Mickiewicza Tom I. 6

L U B 1^

T O L U B I Ę

B A L L A D A . *

S p ó j r z y j , M arylo, gdzie się kończą gaje W prawo łó z gęsty zarostek,

W lewo się piękna dolina podaje, Przodem rzeczułka i mostek.

T u ż stara cerkiew, w nićj puszczyk i sow y, O b o k dzwonnicy zrąb zgniły,

A za dzwonnicą chrośniak m alinowy, A w tym chrośniaku mogiły.

C z y tam bićs siedział, czy dusza zaklęta, Z e o północnćj godzinie,

N ikt, ja k najstarszy człow iek zapamięta, Miejsc tych bez trwogi nie minie.

Bo skoro północ nawlecze zasłony, Cerkiew się z trzaskiem o d m yk a,

W pustćj zrąbnicy dzwonią same dzwony, W chróstach coś huczy i ksyka.

Ta ballada jest tłumaczeniem wiejskiej pieśni

T o LUBIĘ

Czasami p ło m y k okaże się b lad y, Czasem grom trzaska po grom ie, Same się z m ogił ruszają p o k ła d y 20 I larwy stają widomie.

Raz trup po drodze bez g ło w y się toczy, T o znowu g ło w a bez ciała;

Roztwiera gębę i wytrzyszcza o czy , W gębie i w oczach żar pała.

25 A lb o wilk bieży; pragniesz go odegnać, A ż orłem skrzydłem wilk macha,

D ość >zgiń, przepadnij!* wyrzec i przeżegnać, W ilk zniknie, wrzeszcząc: cha cha cha.

K a żd y podróżny oglądał te zgrozy 30 I k ażd y musiał kląć d r o g ę :

T e n złamał dyszel, ten w yw rócił w ozy, Innemu zwichnął koń nogę.

Ja chociaż pomnę, nie raz Andrzej stary Zaklinał, nie raz przestrzegał,

35 Śm iałem się z d yab łó w , nie wierzyłem w czary, T am tęd ym jeździł i biegał.

Raz, g d y do R u ty jadę w czas noclegu, N a moście z końmi wóz staje,

Próżno woźnica przynagla do biegu, 40 Hej! k rzy czy , biczem zadaje.

Stoją, a potem skoczą z całej m o cy, Dyszel przy samej p ęk ł szrubie:

Zostać na polu samemu i w nocy, To łubie, rzekłem , to lubię!

45 Ledw iem d o k o ń czył, aż straszna martwica W y p ły w a z bliskich wód toni;

T o LUBIĘ

Białe jej szaty, ja k śnieg białe lica, O gnisty wieniec na skroni.

Chciałem uciekać, padłem zalękniony, W ło s dębem stanął na głow ie;

K rzyk n ę : niech będzie Chrystus pochwalony!

»Na wieki w ie k ó w « odpowie.

»K tokolw iek jesteś, poczciwy człowieku, Coś mię zachował od m ęki,

Dożyj ty szczęścia i późnego wieku, I pokój tobie i dzięki.

»W idzisz przed sobą obraz grzesznej duszy, W k ró tc e się niebem pochlubię,

Boś ty czyscowej zbawił mię katuszy, T e m jednćm słów kiem : To łubie.

»D opóki gw iazdy zejdą i dopóki W e wsi kur pierwszy zapieje, Opowiem tobie, a ty dla nauki

Opowiedz innym me dzieje.

»Onego czasu żyłam ja na świecie, Marylą zwana przed laty.

Ojciec mój, pierwszy urzędnik w powiecie, Możny, poczciwy, bogaty.

t

»Za życia pragnął sprawić mi wesele, A żem dostatnia i m łoda,

Zbiegło się zewsząd zalotników wiele, Posag w abił i uroda.

»Mnóstwo ich marnej pochlebiało dumie, I to mi było do smaku,

Z e k ied y w licznym kłaniano się tłumie, Tłum em gardziłam bez braku.

T O LUBIĘ

»P rzy b y ł i Józio; dwudziestą miał wiosnę M ło d y , cnotliwy, nieśmiały;

O b ce dla niego w y r a z y miłośne, Choć czuł miłośne zapały.

»Lecz próżno nędzny w oczach prawie znika, Próżno i dzień i noc płacze;

W boleściach je g o dla mnie radość dzika, Śm ićch obu d zały rozpacze.

»Ja p ó jd ę !« m ówił ze łzami. >Idź sobie!«

Poszedł i umarł z miłości.

T u nad rzeczułką w tym zielonym grobie Złożone jego są kości.

»Odtąd mi życie stało się nie lube, Późne uczułam w yrzuty;

L e c z ani sposób w ynagrodzić zgubę, Ani czas został pokuty.

»Raz g d y się w północ z rodzicami bawię, W zm a g a się hałas, szum, świsty,

Przyleciał Józio w straszliwej postawie, Jak potępieniec ognisty.

^Porwał, udusił gęszczą dym nych kłębów, W czyscow e rzucił potoki,

Gdzie pośród jęku i zgrzytania zębów, T a k ie słyszałam wyroki:

— »W iedziałaś, że się spodobało Panu Z męża ród tworzyć niewieści,

N a osłodzenie mężom złego stanu, N a rozkosz, nie na boleści.

»T y ja k b y ś w piersiach miała serce z głazu, A ni cię jęki ubodły,

8 6 T O LUBIĘ

N ikt nie uprosi! słodkiego wyrazu Przez ł z y , cierpienia i modły.

»Za ta k ą srogość, długie, długie lata n o D ręcz się w czyscowej zagubię,

P óki mąż jaki z tamecznego świata, Nie powić na cię c h o ć : lubię.

»Prosił i Józio niegdyś o to słowo, G orzkie łzy lał n ieszczęśliw y;

115 Prośże ty teraz, nie łzą , nie namową, A le przez strachy i d z iw y «. —

»R ze k ł, mnie natychmiast porwały złe duchy, Odtąd już setny rok minie,

W dzień męczą, na noc zdejmują łańcuchy, 120 Rzucam ogniste głębinie;

»I w cerkwi, albo na Józia mogile, Niebu i ziemi obrzydła,

Muszę podróżnych trwożyć w nocne chwile, Różne udając straszydła.

125 »Idących w błota zawiodę lub w gaje,

%

Jadącym konia uskubię;

A każdy naklnie, nafuka, nałaje, T y ś pierwszy w y r z e k ł : to lubię.

»Za to ci spadnie w yroków zasłona,

130 Przyszłość z pod ciemnych wskażę chmur, A c h ! i ty poznasz Marylę, lecz ona...«

W te m na nieszczęście zapiał kur.

Skinęła tylko, widać radość z oczek, Mieni się w parę cieniuchną,

135

Ginie,

ja k

ginie

bladaw y obłoczek, K ie d y zefiry nań dmuchną.

T O LUBIĘ

87

Patrzę, aż cały wóz stoi na łą c e ,

W dokumencie Dzieła Adama Mickiewicza. T. 1. (Stron 84-96)

Powiązane dokumenty