• Nie Znaleziono Wyników

formułowane przez Marcusa i Fischera stwierdzenia dotyczące defamiliary‐

zacji na gruncie antropologicznych praktyk pisarskich i myślowych – oraz związane z nimi typologie – można potraktować jako nowe, interesujące narzędzie analityczne. Perspektywa oparta na tych ustaleniach pozwala na wyodrębnie‐

nie korpusu tekstów i autorów, którzy starali się wykroczyć poza standardowe techniki analizy. W rezultacie powstawały teksty mające odświeżać spojrzenie na różnorodność kulturową zarówno wśród czytelników, jak i wśród samych badaczy. Defamiliaryzacja uzyskała dzięki temu charakter na tyle interesujące‐

go tropu interpretacyjnego, że chciałbym w dalszej części tego rozdziału prze‐

testować jej możliwości w odniesieniu do innych jeszcze przedsięwzięć antro‐

pologicznych, nieuwzględnionych w Anthropology as Cultural Critique.

Łatwo zauważyć, że generalna zasada defamiliaryzacji nie wyczerpuje swo‐

ich znaczeń ani w obszarze tekstów stricte antropologicznych, ani działań o charakterze artystycznym. Interesujące i ożywcze pendant dla nich stanowi bowiem pewien element myślenia neopragmatystycznego. W 1989 roku Richard Rorty dokonał szczególnego podziału autorów‐badaczy na dwie odrębne grupy:

metafizyków i ironistki. Metafizycy to osoby używające „gotowego”, rutynowe‐

go języka do opisu ważnych spraw, przywiązane do normy zdrowego rozsądku, zawierzające już istniejącym, starym, „sprawdzonym” słowom, terminom i per‐

spektywom. Jako osoby ceniące porządek dzielą zasoby bibliotek na osobne dyscypliny, przypisując im odrębne wymiary rzeczywistości i starannie odróż‐

niając od siebie poetów, filozofów oraz naukowców. Do drugiej grupy z kolei Rorty zaliczył tych wszystkich, którzy podzielają świadomość, że „poprzez no‐

wy opis sprawić można, iż każda rzecz będzie wyglądać dobrze lub źle”, którzy najwyżej cenią „pisma wszystkich ludzi posiadających dar poetycki, wszystkich oryginalnych umysłów posiadających talent do opisywania rzeczy na nowo”64. Ironiści/ironistki (nie zawsze rodzaj gramatyczny jest jasny), inaczej niż meta‐

_________________

64 R. Rorty, Przygodność, ironia, solidarność, przeł. W.J. Popowski, Warszawa 1996, s. 111.

S

fizycy, nie dzielą biblioteki według dyscyplin, ale według stopnia innowacyjno‐

ści języka, umiejętności oryginalnego obrazowania. Te cechy przypisywane iro‐

nistkom stawiają je w pobliżu rozpoznanego przez Szkłowskiego chwytu unie‐

zwyklenia. Rosyjski formalista zanotował w swoich wspomnieniach ważką uwagę: „Przede wszystkim pragnęliśmy zobaczyć nową istotę życia. Zobaczyć to, co niezwykłe, w tym, co zwyczajne, a nie zamieniać tego, co zwyczajne, na coś wymyślonego”65. Co więcej, Rorty wyraźnie zaznacza, że postawa ironiczna jest nominalistyczna i historycystyczna, osadzając ustalenia rosyjskiego forma‐

listy w dodatkowym kontekście: „Writing Culture było pracą nominalistyczną”, zauważył skądinąd Paul Rabinow66.

Pogłębiona charakterystyka ironistek wypunktowuje ich trzy kluczowe ce‐

chy: (1) stałe wątpliwości dotyczące własnych, aktualnych przekonań, wywo‐

ływane faktem, że poznało się także inne interesujące przekonania („słowniki finalne”); (2) świadomość tego, że własne, aktualne przekonania nie są w stanie tych wątpliwości rozproszyć; (3) przyjęcie, iż własne, aktualne przekonania nie są bliższe rzeczywistości niż przekonania inne, co ostatecznie prowadzi do tego, że „wygrywa się nowe przeciwko staremu”67. Rorty podkreśla dodatkowo, że w rozpraszaniu wątpliwości i wychodzeniu poza gorset własnych przekonań bardzo pomocne okazuje się „poszerzanie kręgu znajomości (…) z obcymi ludźmi (…) z obcymi rodzinami (…) obcymi społecznościami”68. Jakkolwiek nie było intencją filozofa korespondowanie z ideą defamiliaryzacji, to łączność taką wskazać jest łatwo. Rorty’owskim ironistkom idzie wszak przede wszystkim o to, by znajdować możliwości nowego opisu rzeczywistości. Priorytet rosyj‐

skiego formalisty i amerykańskiego neopragmatysty jest zatem ten sam.

Warto w tym kontekście zauważyć podobną ideę sformułowaną w ramach historiografii na początku lat 70. XX wieku. Zakończenie Kultury i społeczeństwa w renesansowych Włoszech Petera Burke’a zawiera bowiem interesującą propo‐

zycję:

Ożywczym ćwiczeniem intelektualnym (a może nawet czymś więcej) byłoby wyob‐

razić sobie, w jaki sposób mógłby pisać o Odrodzeniu Max Weber (kładłby on na‐

cisk na zeświecczenie, wyrachowanie i abstrakcyjność); jak zrobiłby to Émil Durk‐

heim (podkreślający rolę podziału pracy i jej wpływ na wyobrażenia zbiorowe).

Ciekawe, jak pisałby Norbert Elias (widzący Odrodzenie jako część całego procesu cywilizacyjnego), a jak Erving Hoffman (koncentrujący się na problemach wyraża‐

nia własnego ja); jak Pierre Bourdieu (skupiający uwagę na strategiach ‘symbolicz‐

_________________

65 W.B. Szkłowski, Ze wspomnień, przeł. A. Galis, Warszawa 1965, s. 139.

66 P. Rabinow, G.E. Marcus, J.D. Faubion, T. Rees, Designs for an Anthropology of the Contempo‐

rary, Durham–London 2008, s. 26.

67 R. Rorty, dz. cyt., s. 108.

68 Tamże, s. 117.

nej dominacji’), a jak Clifford Geertz (rozważający związki pomiędzy uporządkowa‐

niem a znaczeniem)69.

Historyk – którego książka stała się szybko kanonicznym tekstem na temat włoskiego renesansu i nowych form interpretacji przeszłości – zupełnie otwar‐

cie postuluje w tych słowach wartość odmiennych ujęć tej samej rzeczywisto‐

ści. Każde z nich może bowiem przynieść nie tylko nowe dane, ale także doko‐

nać transformacji perspektywy poznawczej. O ile jednak Burke fantazjuje w granicach nauki, a jego ewentualna defamiliaryzacja zamyka się w kręgu róż‐

nych porządków paradygmatycznych humanistyki, o tyle w antropologii pole uniezwyklania jest znacznie szersze – dotyczy bowiem różnych porządków kul‐

turowych.

Defamiliaryzacja jako narzędzie sztuki, filozofii, polityki czy prawa zajmuje mnie tutaj jednak głównie jako tło; celem tego rozdziału jest wszak pytanie o obecność i znaczenie tej strategii w ramach antropologii. Nie mam wątpliwo‐

ści, że jednym z najlepszych i najszerzej znanych zastosowań defamiliaryzacji w tej dyscyplinie jest krótki artykuł amerykańskiego antropologa Ralpha Linto‐

na. Tekst zatytułowany „100% American” po raz pierwszy ukazał się w pracy Lintona The Study of Man w 1936 roku70. Był to niewielki fragment wpływowe‐

go (i jednego z pierwszych) podręcznika do antropologii kulturowej. Stał się jednak na tyle popularny, że już w rok później – w bardziej rozbudowanej i iro‐

nicznej wersji – zamieszczono go na łamach „American Mercury”. Utworzony w 1924 roku magazyn publikował teksty wybitnych pisarzy (William Faulkner, Scott Fitzgerald) i słynął z krytycznej, a często kontrowersyjnej postawy wobec zjawisk artystycznych i społecznych. Oto wersja z „American Mercury”:

Stuprocentowy Amerykanin

Nie powinniśmy mieć żadnych wątpliwości co do przeciętnej amerykańskiej ame‐

rykańskości ani potrzeby zachowania tego dziedzictwa za wszelką cenę. Niestety, niektóre podstępne obce idee utorowały sobie drogę do wnętrza tej cywilizacji. Zu‐

pełnie nieoczekiwanie można spotkać patriotę ubranego w piżamę, strój wywodzą‐

cy się z Indii Wschodnich, leżącego w łóżku zbudowanym według wzoru, który ukształtowano w Persji bądź Azji Mniejszej. Patriota ten po same uszy owinięty jest w nie‐amerykańskie materiały: bawełnę, pierwotnie udomowioną w Indiach; len, udomowiony na Bliskim Wschodzie; wełnę uzyskiwaną od zwierząt z Azji Mniej‐

szej; i jedwab, którego zastosowanie odkryli Chińczycy. Wszystkie te materiały zo‐

stały przekształcone w ubrania metodami wynalezionymi w południowo‐wschod‐

niej Azji. Jeśli jest zimno, nasz patriota może spać pod puchową kołdrą wymyśloną w Skandynawii.

_________________

69 P. Burke, Kultura i społeczeństwo w renesansowych Włoszech, przeł. W.K. Siewierski, War‐

szawa 1991, s. 217.

70 R. Linton, The Study of Man, New York 1936, s. 326–327.

Po przebudzeniu, rzuca on okiem na zegar, wynalazek średniowiecznej Europy, uży‐

wając jakiegoś łacińskiego słowa w jego skróconej formie, po czym wstaje w pośpie‐

chu i idzie do łazienki. Tam – jeśli ma czas, by o tym pomyśleć – musi poczuć obecność wielkiej amerykańskiej instytucji: dobiegną go opowieści o jakości i rozpowszechnie‐

niu zagranicznych instalacji wodno‐kanalizacyjnych, dowie się też, że w żadnym in‐

nym kraju przeciętny człowiek nie myje się w otoczeniu takiego przepychu. Podstęp‐

ne obce wpływy dopadną go jednak nawet w tym miejscu. Szkło zostało wynalezione przez starożytnych Egipcjan, użycie glazurowanych płytek na podłodze i ścianach wymyślono na Bliskim Wschodzie, porcelanę w Chinach, a sztukę emaliowaniu meta‐

lu wypracowali śródziemnomorscy rzemieślnicy w epoce brązu. Nawet jego kabina prysznicowa i toaleta są tylko nieznacznie zmodyfikowanymi kopiami rzymskich ory‐

ginałów. Jedynym amerykańskim wkładem jest grzejnik parowy, dzięki któremu nasz patriota znajduje miejsce na bardzo krótki odpoczynek.

W łazience Amerykanin myje się mydłem wymyślonym przez starożytnych Galów.

Potem czyści zęby, stosując wywrotową europejską praktykę, która podbiła Ame‐

rykę nie wcześniej niż w końcu XIX wieku. Następnie się goli, w masochistycznym rytuale wynalezionym po raz pierwszy przez rozpalonych kapłanów starożytnego Egiptu i Sumeru. Proces ten jest jednak dzisiaj mniej dotkliwą pokutą, gdyż żyletkę wykonuje się ze stali, stopu żelazowo‐węglowego odkrytego jednocześnie w Indiach i Turkiestanie. Na koniec, nasz patriota wyciera się w pochodzący z Turcji ręcznik.

Wracając do sypialni, nieświadoma ofiara nie‐amerykańskich praktyk, zbiera swoje rzeczy z krzesła, wymyślonego na Bliskim Wschodzie, i zaczyna się ubierać. Zakłada przylegające do ciała ubranie, którego kształt pochodzi od skórzanych strojów dawnych koczowników z azjatyckich stepów i zapina je na guziki, których prototy‐

py pojawiły się w Europie pod koniec epoki kamiennej. Ubranie to jest dostosowane do pracy na wolnym powietrzu w zimnym klimacie, ale jest nieodpowiednie do wa‐

runków amerykańskiego lata, rozgrzanych domów i wnętrz wagonów kolejowych.

Niestety, obce idee i obyczaje uczyniły nieszczęsnego człowieka swoim niewolni‐

kiem, czego nie zmieni nawet oznajmienie mu, że autentyczne amerykańskie ubra‐

nie składa się z przepaski i mokasynów, które są dalece bardziej komfortowe. Po‐

tem zakłada na nogi sztywne ochraniacze wykonane ze skóry wygarbowanej w procesie wynalezionym w starożytnym Egipcie, a skrojonej według wzoru po‐

chodzącego z antycznej Grecji i wykończonej na wysoki połysk, także według grec‐

kiego pomysłu. Na koniec, nerwowo zawiązuje wokół szyi kawałek materiału w ja‐

snym kolorze, który jest pozostałością szali zakładanych na ramiona przez siedemnastowiecznych Chorwatów. Sprawdza swój wygląd w lustrze, będącym sta‐

rym śródziemnomorskim wynalazkiem, po czym schodzi na dół na śniadanie.

Tutaj oczekuje na niego cały szereg nowych, obcych rzeczy. Picie i jedzenie usta‐

wiono przed nim w glinianych naczyniach, których właściwa nazwa – porcelana (w oryg. – china) – precyzyjnie wskazuje na ich pochodzenie. Jego widelec jest śre‐

dniowiecznym włoskim wynalazkiem, a jego łyżka kopią włoskiego oryginału. Zwy‐

kle rozpoczyna posiłek od kawy, abisyńskiej rośliny odkrytej przez Arabów. Ame‐

rykanin chce w ten sposób odpędzić poranny efekt nadużycia napojów poddanych fermentacji, wynalezionej na Bliskim Wschodzie albo destylacji, wymyślonej przez alchemików średniowiecznej Europy. Aby arabska kawa zaczęła działać, prawdo‐

podobnie doda do niej cukru, odkrytego w Indiach; rozrzedzi ją ponadto śmietaną, w wypadku której zarówno udomowienie bydła, jak i technika uzyskiwania mleka zostały stworzone w Azji Mniejszej.

Jeśli nasz patriota jest zwolennikiem tradycyjnego, tak zwanego amerykańskiego śniadania, jego kawie będzie towarzyszyć pomarańcza, udomowiona w rejonie Śród‐

ziemnomorza, a do tego melon udomowiony w Persji albo grapefruit udomowiony w Azji Mniejszej. Potem sięgnie po miskę płatków, uzyskanych z nasion udomowio‐

nych na Bliskim Wschodzie, a przygotowanych metodami także pochodzącymi stam‐

tąd. Następnie przejdzie do gofrów, skandynawskiego wynalazku, do których doda dużą ilość masła, które pierwotnie było bliskowschodnim kosmetykiem. Jako dodatek będzie miał jajko pochodzące od ptaka udomowionego w południowo‐wschodniej Azji albo paski mięsa ze zwierzęcia udomowionego w tym samym regionie, które zo‐

stało posolone i uwędzone w procesie wymyślonym w północnej Europie.

Skończywszy śniadanie, nasz patriota założy na głowę specjalnie uformowany ka‐

wałek filcu, wynaleziony przez koczowników ze wschodniej Azji, a jeśli zanosi się na deszcz, nałoży buty z gumy, odkrytej przez starożytnych Meksykanów i weźmie parasol, wynaleziony w Indiach. Potem pobiegnie na pociąg, będący angielskim wy‐

nalazkiem. Na stacji zatrzyma się na moment, żeby kupić gazetę, płacąc za nią mo‐

netami wynalezionymi w starożytnej Lidii. Będąc już w pociągu, zasiądzie do pale‐

nia papierosów wymyślonych w Meksyku albo cygar wymyślonych w Brazylii.

Tymczasem będzie czytał wiadomości dnia, wydrukowane znakami wymyślonymi przez starożytnych Semitów, w procesie wynalezionym w Niemczech, na materiale wynalezionym w Chinach. Po przejrzeniu najnowszych redakcyjnych doniesień wskazujących naszym instytucjom na postępującą akceptację obcych idei, podzięku‐

je hebrajskiemu Bogu w jakimś indo‐europejskim języku za to, że jest stuprocento‐

wym (dziesiętny system został wynaleziony przez Greków) Amerykaninem (nazwa pochodzi od włoskiego geografa Amerigo Vespucci’ego)71.

Należy dodać, że Lintonowska satyra na „stuprocentowego Amerykanina”

także w kolejnych dekadach była przedrukowywana. W symbolicznym sposób pojawiła się w reaktywowanym „American Mercury”, które to pismo, po niemal 30 latach nieobecności na rynku, powróciło w wersji on‐line. Cytowany tekst zamieszczono w numerze z lipca tego roku, a redaktor konstatował, że Linton pokazuje w nim „irracjonalność etnocentryzmu”. „100% American” zamiesz‐

czono także w antologii The American Studies Anthology. W odredaktorskim komentarzu stwierdzono, że Linton z powodzeniem zastosował strategię „stu‐

procentowego amerykanizmu, sloganu, wokół którego budowało swoją siłę w okresie międzywojennym wiele antyimigranckich, antyrobotniczych, antyka‐

tolickich, antysemickich, izolacjonistycznych i nawołujących do supremacji bia‐

łego człowieka grup”72.

_________________

71 Tenże, 100% American, „American Mercury” 1937, no 40, s. 427–429.

72 The American Studies Anthology, ed. R.P. Horwitz, Oxford 2004, s. 175. Warto dodać, że spojrzenie Lintona miało swój interesujący odpowiednik także w Polsce. W zbliżony, krytyczno‐

W tej samej antologii obok tekstu Lintona umieszczono fragmenty artykułu innego amerykańskiego antropologa Horace’a Minera. To Rytuały cielesne wśród Nacirema, pierwotnie opublikowane w „American Anthropologist” w 1956 ro‐

ku73. Jakkolwiek Miner opublikował kilka prac dotyczących kultur rolniczych i afrykanistyki, to w potocznej świadomości i w pamięci dyscypliny zapisał się przede wszystkim jako autor tego krótkiego artykułu. Jego tekst jest najczęściej zamawianą kopią artykułu zamieszczonego na łamach „American Anthropolo‐

gist”! Przedrukowywany był w licznych podręcznikach dla studentów antropo‐

logii, figuruje na przykład jako tekst otwierający Applying Cultural Anthropology pod redakcją Aarona Podolefsky’ego i Petera J. Browna74, fragmenty znajdują się ponadto w podręczniku Barbary D. Miller75. Ironiczna praktyka defamiliaryza‐

cyjna Minera zasiliła wiele antologii antropologicznych, kulturoznawczych i socjo‐

logicznych w wielu krajach (także w Polsce), umieszczono ją nawet w antologii literackiej The Bedford Reader, powszechnie używanej jako pomoc dydaktyczna na uniwersyteckich kursach literackich w Stanach Zjednoczonych. Wyjątkowy jest fakt, że pochodzące z tego tekstu określenie „Nacirema” zaczęło ostatecznie wieść swój niezależny już od autora żywot76.

_________________

‐ironiczny, sposób na kwestie „czystości” i „stuprocentowości” zapatrywał się bowiem futurysta Bruno Jasieński, czemu dał wyraz w wierszu „Dekret” opublikowanym we Lwowie w 1928 roku:

Siadł przy biurku satrapa/Mózg mu troski żre kret,/Po głowie się podrapał/I napisał de‐

kret:/Czas przez jeden śmiały nóg sus/ Wyrugować z Polski luksus!/ Odtąd kraj nas redivivus/

Musi wstrzymać wszelki wywóz./ Sam rób wszystko, sadź i oraj,/ Reszta luksus jest od wczoraj./

Primo: każdy obcy napój/ Zaraz z handlu powyłapuj./ Czas, by wygnać z wszelkich sfer bat/ Smak zamorskich kaw i herbat./ Gdzie zobaczysz obcy szampan,/ Wnet butelce szyjkę złam pan./ Nie‐

chaj pije każde dziecko/ polski szampan: „Ostromecko”!/ Dalej każdy obcy zapach,/ Czy na no‐

gach, czy na łapach,/ Czy na mamie, czy na tacie/ W mig podlega konfiskacie./ Kto kupuje obcą odzież,/ Skarb własnego państwa bodzie,/ Porzuć „blues” dla swojskich kolęd –/ Wiwat suknie

„made in Poland”!/ Dan w Warszawie w pierwszym roku/ Wielkiej Wojny… celnej./ Pieczęć z dołu, pieczęć z boku,/ Podpis nieczytelny./ Wstał od biurka rad satrapa,/ Rękawiczki wciągnął „Nappa”/

Klnąc zagranic dziwny wabik/ Zdjął z wieszaka czarny „Habit”/ Że zaś padał deszcz swawolnik,/

Wdział kalosze „Treugolnik”/ I do domu autem Forda/ Pomknął, myśląc z miną lorda:/ Po cóż tuczyć Zachód starczy?/ Własny przemysł nam wystarczy! (B. Jasieński, Utwory poetyckie, wybór i wstęp A. Stern, Warszawa 1960, s. 191–192).

73 H. Miner, Body ritual among the Nacirema, „American Anthropologist” 1956, vol. 58, no 3, s. 503–507.

74 Applying Cultural Anthropology. An Introductory Reader, eds. A. Podolefsky, P.J. Brown, 5th ed., Mountain View 2001, s. 5–8.

75 B.D. Miller, Cultural Anthropology, 2nd ed., Boston 2002, s. 4. W komentarzu do wyimków z tekstu Minera autorka podręcznika zamieściła znaczącą uwagę: „Proszę wybaczyć Minerowi, że w opisie społeczeństwa Nacirema stosuje tylko zaimki męskoosobowe; jego artykuł pochodzi sprzed pół wieku” (tamże).

76 Nacirema stało się nazwą fikcyjnego kraju w jednej z role‐playing game, zostało także użyte w tytule antologii z zakresu antropologii społecznej: The Nacirema: Reading on American Culture, eds. J.P. Spradley, M.A. Rynkievich, Boston 1975.

Tekst rozpoczyna się od stwierdzenia: „że każdy antropolog jest tak oswo‐

jony z odmiennością, że nie są go w stanie zdziwić najbardziej nawet egzotycz‐

ne obyczaje”.

Antropolog jest tak oswojony z odmiennością zachowań różnych ludów w podob‐

nych sytuacjach, że nie dziwią go nawet najbardziej egzotyczne zwyczaje. Gdy oka‐

zuje się, że nie wszystkie logicznie możliwe kombinacje zachowań zostały już odna‐

lezione gdzieś na ziemi, to jest zazwyczaj skłonny przypuszczać, że muszą one występować wśród jakiegoś jeszcze nieopisanego plemienia. Założenie takie zostało wyrażone przez Murdocha (1949: 71) w odniesieniu do organizacji klanu.

W świetle powyższych stwierdzeń, wierzenia i praktyki magiczne ludu Nacirema charakteryzują się cechami tak niezwykłymi, że wydaje się pożądane opisanie ich jako przykładu najbardziej ekstremalnych praktyk, do jakich posunąć się może ludzkie zachowanie77.

W następnym akapicie pojawia się bardzo interesująca – także dla tego roz‐

działu – informacja o tym, że pierwszym badaczem, który zwrócił uwagę na ry‐

tuały Nacirema, był profesor Linton, a stało się to w 1936 roku. Jest to, rzecz jasna, intertekstualne nawiązanie do artykułu „100% Amerykanin”.

Dalej czytelnik dowiaduje się, że Miner poddał analizie grupę północno‐

‐amerykańską, która według legendy przybyła ze wschodu i wywodzi się od bohatera narodowego Notgnihsaw. Od tego momentu wiadomo już – a przy‐

najmniej dzieje się tak najczęściej – że zarówno etnonim grupy, jak i imię jej herosa czytać należy wspak, a cały tekst dotyczy po prostu kultury amerykań‐

skiej lat 50. XX wieku. Ośrodkiem praktyk rytualnych jest w niej ludzkie ciało, a zwłaszcza jego wygląd i zdrowie. Aby można było skutecznie o nie dbać, każ‐

dy dom wyposażony jest w jedną (lub nawet więcej) „kaplic”. Znajdują się w nich wmurowane w ścianę skrzynki z „czarodziejskimi preparatami” oraz „mała chrzcielnica”. Przy niej codziennie dokonuje się „obrzędowych ablucji” oraz „ryt związany z ustami”, polegający na tym, że do ust wkłada się małą wiązkę świń‐

skich włosów z pewnym magicznym proszkiem i wykonuje serię określonych gestów. Miner opisuje dalej „świętych‐ludzi‐ust”, którzy – powiększając otwory powstałe na skutek psucia się zębów – egzorcyzmują zło czające się w ustach ludzi. Wspomina także o kolejnym rytuale cielesnym, praktykowanym tylko przez mężczyzn, a sprowadzającym się do skrobania i kaleczenia skóry twarzy (dodaje, że nawiązywał już do tego „prof. Linton”). Innemu typowi rytów pod‐

dają się kobiety, które cztery razy w roku wkładają swoje głowy do piekarni‐

ków, piekąc je przez około godzinę. Kolejnym ważnym ceremonialnie miejscem okazuje się latipso: ludzi pozbawia się tam ich ubrań, czynności fizjologiczne załatwia w obecności westalki (wydaliny te służą potem do wróżb), ciała dźga się

_________________

77 H. Miner, Rytuały cielesne wśród Nacirema, przeł. J. Minksztym, w: Amerykańska antropolo‐

gia postmodernistyczna, red. M. Buchowski, Warszawa 1999, s. 31.

magicznymi igłami. Na koniec autor prezentuje medyków zwanych „słuchają‐

cymi”. Przeganiają oni złe duchy z głów mężczyzn i kobiet, przy jednoczesnym braku jakichkolwiek praktyk magicznych – wystarczy, by ludzie opowiadali im o tym, co pamiętają z własnego życia.

Istnieją rytualne posty, mające zmienić grubych ludzi w szczupłych i ceremonialne uczty, aby ze szczupłych uczynić grubych. Jeszcze inne ryty służyć mają powiększa‐

niu kobiecych piersi, jeśli są one małe, i pomniejszaniu ich, jeśli są duże. Powszech‐

ne niezadowolenie z kształtu piersi manifestuje się w fakcie, że ich forma uznawana za idealną praktycznie nie występuje w sposób naturalny u człowieka78.

Współżycie seksualne wśród Nacirema jest tabu. Planuje się je jako specjal‐

ny akt i stosuje magiczne środki, mające zapobiec ciąży. W konsekwencji poczę‐

cia są raczej rzadkie. Kobiety ciężarne ubierają się w ten sposób, by zamasko‐

wać swój stan, a sam poród odbywa się w ukryciu, bez udziału rodziny czy przyjaciół. Miner nie ma wątpliwości, że kultura Nacirema jest zdominowana przez magię, wyraża też zdziwienie, że mimo wynikających z niej obciążeń lu‐

dziom tym udało się przetrwać.

Nasz przegląd życia rytualnego Nacirema z pewnością ukazał, że są to ludzie zdo‐

minowani przez magię. Trudno zrozumieć, w jaki sposób udało im się przetrwać tak długo pomimo obciążeń, jakie sami na siebie nałożyli. Ale nawet tak egzotyczne zwyczaje nabierają głębokiego znaczenia, jeśli wejrzy się w nie z taką dozą zrozu‐

mienia, jaką wykazał Malinowski, kiedy pisał (1948: 7):

„Patrząc z oddali i z góry, z naszych uprzywilejowanych, bezpiecznych miejsc we‐

wnątrz rozwiniętej cywilizacji, łatwo jest dostrzegać całą brutalność i nieadekwat‐

wnątrz rozwiniętej cywilizacji, łatwo jest dostrzegać całą brutalność i nieadekwat‐