• Nie Znaleziono Wyników

ak podkreślałem wcześniej, defamiliaryzacja jest strategią stosowaną szeroko i dla osiągania odmiennych celów: literackich, malarskich, wizualnych, sce‐

nicznych, a także mieszczących się w różnych wariantach antropologii. Zaryso‐

wana wyżej analiza skupiała się dotąd na formach uniezwyklenia wypracowy‐

wanych przez samych antropologów, bądź to w trybie ironii, bądź poważnej refleksji. W tej części rozdziału zamierzam rozszerzyć swoje badania o kolejny rodzaj tekstów, tym razem tworzonych poza kręgiem akademickiej antropolo‐

gii, jakkolwiek adresowanych, formowanych i usensawniających się niemal wy‐

łącznie poprzez umieszczenie w kontekście tej dyscypliny.

W zgoła odmienny sposób skonstruował swój wariant tekstu defamiliary‐

zującego Umberto Eco. Myślę w tym miejscu o tekście Przemysł i przemoc sek‐

sualna w społeczności doliny Padu z 1962 roku, który najpierw pojawił się na łamach czasopisma „Il Vieri” (w którym Eco publikował od końca lat 50.), a na‐

stępnie w zbiorze Dario minimo z 1963 roku115.

Początek artykułu włoskiego semiotyka zbudowany jest tak jak tekst Linto‐

na, zaczyna się więc od nakreślenia geograficznych i kulturowych współrzęd‐

nych przestrzeni zamieszkiwanej przez opisywany potem lud:

Badania nasze prowadzone były na terenie aglomeracji mediolańskiej, usytuowanej w rejonie północnym Półwyspu Apenińskiego, w Grupie Śródziemnomorskiej, bę‐

dącej pod protektoratem watykańskim. Mediolan leży mniej więcej na 45˚ szeroko‐

ści geograficznej północnej od Archipelagu Melanezyjskiego i około 35˚ szerokości geograficznej południowej od Archipelagu Nansena116.

_________________

115 Istnieją dwie spolszczone wersje tego tekstu: pierwsza pod tytułem Przemysł i tłumienie seksu w pewnej społeczności padańskiej (przeł. A. Szymanowski, w: U. Eco, Diariusz najmniejszy, Kraków 1995), druga jako Przemysł i przemoc seksualna w społeczności doliny Padu (przeł. T. Rut‐

kowska, „Konteksty. Polska Sztuka Ludowa” 1994, nr 1–2). Wszystkie poniższe cytaty pochodzą z tej drugiej wersji.

116 U. Eco, Przemysł i przemoc seksualna w społeczności doliny Padu…, s. 38.

J

Wskazanie na peryferyjność Mediolanu względem innych centrów kultury i cywilizacji (takich jak Archipelag Melanezyjski) sugerowała, że znajdował się on dotąd z dala od „wszelkich etnograficznych szlaków badawczych”. Peryfe‐

ryjność owa została następnie uwypuklona przez kolejne uwagi wstępne:

Badaniami na temat Mediolanu zająłem się za radą profesora Korao Paliau z Insty‐

tutu Antropologicznego na Wyspach Admiralicji, a mogłem ją zrealizować dzięki hojnej pomocy Fundacji Aborygenów Tasmańskich, która zapewniła mi grant w wy‐

sokości osiemdziesięciu tysięcy psich zębów na pokrycie kosztów podróży i wypo‐

sażenia. Ponadto, po powrocie z ekspedycji, nie byłbym w stanie dokonać przeglądu posiadanego materiału i zredagować tych notatek, gdyby nie przychylna atmosfera, jaką zapewnili mi państwo Pokanau z wyspy Manus, oddając mi do dyspozycji dom na palach, z dala od zgiełku, wywoływanego zazwyczaj obecnością rybaków łowią‐

cych szkarłupnie i sprzedawców kopry, za których sprawą pobyt w pewnych rejo‐

nach naszego cudownego archipelagu stał się nieznośny117.

Nie ulega wątpliwości, że Eco dokonuje w tym fragmencie parodystycznego uniezwyklenia zwyczajowych podziękowań i wyjaśnień, jakie znaleźć można w licznych pracach antropologicznych, zwłaszcza z pierwszej połowy XX wieku.

Uderzające jest zwłaszcza podobieństwo do zdań skreślonych w 1921 roku przez Bronisława Malinowskiego w „Podziękowaniach” towarzyszących jego Argonautom Zachodniego Pacyfiku:

(…) pod względem finansowym najwięcej mam do zawdzięczenia panu Robertowi Mondowi, który umożliwił mi tę pracę przyznając mi przez pięć lat (1914 oraz od 1917 do 1920 r.) Stypendium Podróżne im. Roberta Monda (Uniwersytet Londyń‐

ski) w wysokości 250 funtów rocznie. Poważną pomocą był uzyskany za staraniem pana Atlee Hunta dar 250 funtów od australijskiego Departamentu Spraw We‐

wnętrznych i Terytoriów. (…) Mój przyjaciel pan H. Hancock z Gusaweta (Wyspy Trobrianda) oddał mi do mojej dyspozycji swój dom i magazyn, które służyły mi jako baza dla ekwipunku i zaopatrzenia (…) Inni kupcy pereł na Trobriandach byli także bardzo uczynni względem mnie118.

Podobną formułę umieściła w Dojrzewaniu na Samoa także Margaret Mead w 1928 roku:

Winna jestem wdzięczność Komisji Stypendialnej Amerykańskiej Rady Badań Nau‐

kowych w Dziedzinie Biologii, której stypendium umożliwiło mi niniejsze badania.

(…) za pomoc, która w wielkim stopniu przyczyniła się do postępu moich prac na terenie Oceanii, pragnę podziękować dr. Herbertowi E. Gregory’emu, dyrektorowi

_________________

117 Tamże.

118 B. Malinowski, „Podziękowania”, w: tegoż, Argonauci Zachodniego Pacyfiku. Relacje o po‐

czynaniach i przygodach krajowców z Nowej Gwinei, przeł. B. Olszewska‐Dyoniziak, S. Szynkiewicz, Warszawa 1987, s. 25–26.

Muzeum im. B.P. Bishop (…). Szczególne słowa wdzięczności pragnę wyrazić na‐

czelnikowi okręgu Waitogi, Ufuti, i wszystkim jego domownikom, a także mówcy Lolo (…). Dobroć tych ludzi, gościnność i uprzejmość uprzyjemniły mi pobyt na wy‐

spie; ich pomoc i zainteresowanie umożliwiły prowadzenie badań w spokoju i z po‐

żytkiem119.

Jak wspomniałem, bardzo zbliżone formy podziękowań – kierowane wobec instytucji naukowych z krajów zamieszkania lub stałej pracy oraz osób prywat‐

nych z terenu badań – stanowią powtarzający się element klasycznych prac an‐

tropolożek i antropologów. Powyżej zdecydowałem się przypomnieć jedynie przykłady Malinowskiego i Mead, gdyż ich odniesienia przestrzenne pokrywają się z lokalizacjami podawanymi przez Eco: mamy do czynienia z Wyspami Admiralicji, Wyspami Trobrianda, Tasmanią, Samoa, a także wyspą Manus, na której Mead rzeczywiście prowadziła badania (kilkanaście lat po badaniach wśród samoańskich nastolatek). Rzecz jednak nie tylko w korespondencji prze‐

strzennej. Autor Imienia róży dokonał bowiem radykalnego przesunięcia cen‐

trum i peryferii. „Jego” antropolog wyrusza do Mediolanu i na Półwysep Ape‐

niński jak do ziem odległych, pozostających poza strefą zorganizowanych ekspedycji badawczych. Jego mentorem jest profesor z Wysp Admiralicji, wspiera go Fundacja Aborygenów Tasmańskich, materiały z badań opracowuje na przytulnej wyspie Manus, potrzebne dokumenty sprowadza – o czym do‐

wiadujemy się w dalszej części tekstu – z Ośrodka Dokumentacji Antropolo‐

gicznej na Samoa, a we wszystkich trudach wspiera go żona o imieniu Aloa, na co dzień zajmująca się wyplataniem naszyjników z kwiatów pua. Wystarczy tych tropów, by pojąć, że Eco konstruuje w swoim artykule perspektywę antro‐

pologii niemetropolitarnej i niezachodniej jednocześnie, że – przy zachowaniu rygorów terminologii, procedur i nazewnictwa – dokonuje radykalnej zamiany miejsc. Przedmiotem i podmiotem obserwacji, opisu oraz interpretacji staje się Zachód, względem którego aplikowane są najbardziej popularne idee, stosowa‐

ne dotąd do zrozumienia nie‐Zachodu.

W pierwszej kolejności Eco rozprawia się ze „źle pojmowanym historycy‐

zmem”. Przyjęcie tezy o uniwersalności cyklów kulturowych miało prowadzić do przekonania, że wspólnota anglosaska będzie ostatecznie przypominać Me‐

lanezyjczyków, jakkolwiek obecnie znajduje się na niższym stopniu rozwoju.

Nowa antropologia każe jednak założyć, że

mieszkaniec Paryża żyje zgodnie z kodeksem norm i obyczajów, które składają się na pewną organiczną całość i tworzą określoną kulturę, która, mimo odmiennych form, ma taką samą wartość jak nasza. Od tej chwili otwarta została droga ku wła‐

_________________

119 M. Mead, Dojrzewanie na Samoa. Psychologiczne studium młodzieży w społeczeństwie pierwotnym napisane na użytek cywilizacji zachodniej, w: tejże, Trzy studia, t. 1–2, przeł. E. Ży‐

cieńska, Warszawa 1986, s. 9–10.

ściwym poszukiwaniom antropologicznym nad człowiekiem nie‐kolorowym oraz do zrozumienia cywilizacji zachodniej120.

Eco przywołuje także „iluzję historiograficzną”, polegającą na wierze w trwanie pewnych stanów kultury. Cytuje w tym przypadku trzy obszerne ustępy z fikcyjnej publikacji pod tytułem Wioski włoskie a kult „Risorgimento”

(autorstwa dr. Dobu de Dobu), konkludując, że jej wartość w badaniu współ‐

czesnego Mediolanu jest niemal żadna. Zniknęły dawne organizacje polityczne, nie ma śladów rozgorączkowania, walki ani formowania jakichś ogólniejszych idei. Następnie przywołuje jeszcze równie znaczące cytaty z trzech dzieł innego typu. Pierwsze z nich to Paradoks porta Ludovica (lub triangulacja ambiwalent‐

na) profesora Moa, będący próbką abstrakcyjnego myślenia o pojęciach geome‐

trii płaskiej w odniesieniu do topografii Mediolanu. Drugim dziełem jest praca Karla Opomata Mailandanalyse, utrzymana w tonie uwznioślonej hermeneutyki z zastosowaniem niemieckojęzycznych terminów (np. „Mailandlichkeit von Mailand überhaupt”). Trzecia wreszcie fikcyjna publikacja to niedrukowany rękopis Manoi Cholai, fenomenologiczne studium pełne „bycia”, „praźródeł”,

„oddaleń” i „trwań”, także często podawanych w wersji niemieckiej. W tych par‐

tiach tekstu Eco jednoznacznie i skutecznie stosuje strategie parodii i ironii, właściwe przecież wielu innym jego pracom.

Pozostałe części artykułu „Przemysł i przemoc seksualna w społeczności doliny Padu” są już znacznie bliższe antropologii. Eco próbuje na przykład od‐

malować początek dnia przeciętego mediolańskiego tubylca:

Dzień tubylca mediolańskiego przebiega zgodnie z elementarnym rytmem solar‐

nym. Wstaje wcześnie, aby oddać się zajęciom typowym dla tej populacji, takim jak zbiór stali na plantacjach, uprawa kształtowników metalowych, garbowanie two‐

rzyw plastycznych, handel wewnętrzny nawozami sztucznymi, wysiew tranzysto‐

rów, wypas skuterów, chów alfów‐romeów itd.121.

Autor opisuje „kult metra” (nieistniejącego jeszcze wówczas w Mediolanie środka masowej komunikacji), niedzielne kompulsywne wypady nad morze, a także specyficzne „festyny”, odbywające się w ogromnej konstrukcji w formie elipsoidalnej. Mimo wielu starań „badaczowi” nie udało się dostać do środka tej konstrukcji. Kupno umożliwiającego to pozwolenia przekraczało zdolności finansowe ekspedycji. Pozostało zatem w tej sytuacji przyjęcie pozycji ze‐

wnętrznego obserwatora. Ta perspektywa ujawniła brutalną prawdę: za mu‐

rem konstrukcji tubylcy dokonywali aktów kanibalizmu, rozszarpując ludzi na‐

leżących do innego plemienia. W aktach tych ceni się najwyżej „cudzoziemców kolorowych”, a zwłaszcza latynoamerykanów. O przebiegu owych uczt informu‐

_________________

120 U. Eco, Przemysł i przemoc seksualna w społeczności doliny Padu…, s. 38.

121 Tamże, s. 39.

ją publicznie swego rodzaju alchemiczne formuły w rodzaju „3:2”, „4:0”, „2:1”.

„Badaczem” wstrząsają ponadto chaotyczne „ryty przejścia”, jakim poddawani są młodzi autochtoni. W podziemnych salach stają naprzeciw siebie młodzie‐

niec i panna, poruszając biodrami i całym ciałem w taki sposób, aby się one nie zetknęły. Imitowanie kopulacji może trwać bardzo długo. Aseksualność tego tańca jest jednak pozorna: młodzi ludzie zamiast odsłonić swoje ciała (jak to czyni się na Manus) pozostają całkowicie ubrani – „pozostawiam czytelnikowi trud wyobrażenia sobie, jak intensywną odrazę odczuwa najskromniejszy na‐

wet obserwator”. Efektem praktykowania tego typu rites de passage jest głębo‐

ka frustracja, obecna w trakcie całego życia mediolańskich tubylców.

W podsumowaniu swojego studium autor podejmuje się rozważenia sto‐

sunków sił dwóch najważniejszych potęg rywalizujących o kontrolę nad półwy‐

spem. Potęgami owymi są Kościół i Przemysł.

Kościół, zgodnie ze świadectwami pozyskanymi na miejscu, jest władzą świecką i ograniczoną w czasie, aspirującą do dominacji ziemskiej i nabywania terenów pod zabudowę oraz do kontroli władzy politycznej, podczas gdy przemysł – to władza zmierzającą do dominacji nad duszami oraz do upowszechnienia świadomości mi‐

stycznej i ascetycznego stylu życia122.

Hipoteza (jakże skądinąd intrygująca, nie tylko w odniesieniu do społeczno‐

ści doliny Padu!) jest legitymizowana wieloma argumentami. W widowiskach organizowanych przez Kościół – zauważa „antropolog” – liczy się pokazanie siły i pompy wojskowej. Biorą w nich udział przedstawiciele władzy, straży, kor‐

dony policyjne, lokalna generalicja. Widoczne są tutaj bardzo wyraźnie cechy organizacji militarnej, co z kolei stoi w sprzeczności z logiką działania drugiej siły, czyli Przemysłu. Wierni jego obrządkowi żyją w specyficznych „mrocznych klasztorach pełnych mechanicznych rupieci”, wewnątrz których dominuje ry‐

gor typu cysterskiego. Ich naczelnicy spotykają się na długich i ascetycznych posiedzeniach, gromadzących ludzi w szarych ubraniach i z zapadniętymi twa‐

rzami. Ich spotkania poświęcone są ulotnym problemom mistycznych celów społeczeństwa, „produkcji” postrzeganej jako „rodzaj odwiecznej kontynuacji boskiego tworzenia”.

(…) Przemysł jawi się jako ostatni bastion broniący pierwotnej cywilizacji antycz‐

nej. Nie do antropologów należy ocena, czy ta zachowawczość ma walor pozytywny:

należy wszakże podkreślić rolę Przemysłu. On to w tym celu wzniósł białe opactwa, gdzie setki tysięcy kapłanów, zamkniętych w swoich celach i refektarzach („studia”

i „biura”) wyrysowuje w ciszy, w atmosferze nieludzkiej czystości i precyzji, plany doskonałych konstrukcji przeznaczonych dla mających nadejść pokoleń, z dala od inwazji, hałasu i szaleństw123.

_________________

122 Tamże, s. 42.

123 Tamże.

Defamiliaryzacja zaproponowana w tekście Eco ma kilka uzupełniających się wymiarów. Na pierwszym z nich uniezwykleniu podlega Mediolan, jego ży‐

cie i mieszkańcy, praktykujący niezrozumiałe zachowania, pełni seksualnych frustracji, egzystujący w cieniu ciągłego konfliktu między Kościołem a Prze‐

mysłem. To wątek znany już i omawiany przeze mnie choćby na przykładzie Rytuałów cielesnych wśród Nacirema Minera. Na drugim poziomie, w artykule Przemysł i przemoc seksualna w społeczności doliny Padu, defamiliaryzuje się postać antropologa, który nie jest w tym przypadku ani ekspertem centrum, ani współobywatelem naszego, oswojonego świata, ale przybyszem skądinąd, wyposażonym w bagaż własnej – czyli odmiennej – kultury. Zauważmy, iż mimo implikowanej w ten sposób odmienności antropolog ów zachowuje się i myśli zaskakująco przewidywalnie, przypominając swoich odpowiedników ze środowiska brytyjskiej, amerykańskiej, francuskiej czy niemieckiej dyscypliny.

To zaskakujące powinowactwo odsyła jednak ostatecznie do trzeciego, ostat‐

niego poziomu ostranenia, dotyczącego najogólniejszej zasady postrzegania.

Z pewnymi zastrzeżeniami można je ulokować w kontekście znanej opozycji między perspektywą emic a etic124. W kontekście przywołanego tekstu mamy do czynienia z czymś, co można by określić jako radykalną optykę etic.

Zewnętrzne spojrzenie defamiliaryzuje, denaturalizuje i wyobcowuje medio‐

lańską rzeczywistość, czyniąc to przy użyciu standardowych narzędzi analizy antropologicznej. Okazuje się w rezultacie, że zwierciadło przedstawiania – zbudowane z takich elementów, jak rytuał, ryty przejścia, mit, wymiana, kani‐

balizm, kult, tabu, magia, tubylec – nie jest adekwatnym narzędziem do ujmo‐

wania i rozumienia rzeczywistości. Z powodzeniem można przecież przyjąć, iż karykaturalny w istocie obraz życia społeczności doliny Padu ma wiele cech wspólnych z obrazami ludzi żyjących w dolinach Nilu czy Sanu, obrazami skła‐

danymi z identycznych elementów, a czasem również na podstawie zbliżonych procedur. Uniezwyklenie Eco należy zatem odczytywać jako przestrogę o cha‐

rakterze poznawczym, która, mimo upływu wielu lat, nadal warta jest przypo‐

minania.

_________________

124 Patrz np. G. Berreman, An emic and an emic analyses in social anthropology, „American An‐

thropologist” 1966, no 68.

Rozdział 7