• Nie Znaleziono Wyników

Instytut Rozwoju Wsi i Rolnictwa Polskiej Akademii Nauk w Warszawie

Streszczenie

W polskiej socjologii funkcjonują trzy wizerunki polskiego chłopa . Pierwszy z nich nakreślił w 1903 roku Jakub Bojko, działacz ludowy, a dotyczył on „duszy pańszczyźnianej”, jaką uformował 300-letni okres poddaństwa . Drugi odnosi się do dyskursu publicznego w Polsce po 1989 roku, kiedy to naukowcy starali się uformo-wać „jaźń odzwierciedloną” polskiego chłopa, opisując go jako osobnika nieprzysto-sowanego i szkodliwego w nowych warunkach . Trzeci obraz wyłania się z postaw samych chłopów i jest przykładem tego, co Ortega y Gasset nazywał „solipsyzmem estymatywnym”, czyli samooceną niezależną ani od warunków życia, ani też od cudzych ocen .

Słowa kluczowe: dusza, tożsamość, mentalność, „dusza pańszczyźniana”, „balast rozwojowy”, „solipsyzm estymatywny” .

Pojęcie „duszy” obce jest, i to zasadniczo, refleksji socjologicznej . Dzieje się tak pomimo zapoczątkowanej już przez Emila Durkheima – a stanowiącej rezul-tat ucieczki przed ryzykiem naturalistycznego, czyli materialistycznego i biolo-gicznego redukcjonizmu – „spirytualizacji” tej dyscypliny (Kaufmann 2004: 169) . Rezygnacja z uznania roli materii oraz cielesności, a także wszelkich innych przyrodniczych determinizmów, nie oznacza jeszcze ani zwrotu w stronę tran-scendentnych czynników warunkujących życie społeczne, ani poszukiwania w człowieku jakichś trwałych cech nie poddających się wpływowi konkretnych okoliczności . Dzieje się tak również z tej przyczyny, iż wyrwawszy uspołecznioną jednostkę spod władzy tego, co fizyczne i fizjologiczne, socjologia poddała ją nie mniej bezwzględnej władzy społeczeństwa i kultury . Założenie mówiące o tym,

iż wszelkie przedmioty nie są takie, jakie wydają się być obiektywnie, ale takie, jak je określa dana grupa, znalazło swój odpowiednik w definiowaniu człowieka:

jest on wyłącznie tym, czym uczyniło go społeczeństwo i w jaki sposób go postrzega . Nawet w najbardziej indywidualnym zachowaniu jednostki nie ma zatem nic, co nie byłoby warunkowane wpływami otoczenia, a w jej najbardziej subiektywnym obrazie samej siebie nie może być miejsca na żadną niesprowa-dzalną do opinii innych autocharakterystykę .

Te założenia, typowe dla konsekwentnego socjologizmu (czyli stanowiska dopuszczającego tłumaczenie zjawisk społecznych wyłącznie przez inne zjawiska społeczne), zostaną poniżej zaprezentowane i zarazem poddane krytyce na przykładzie konkretnych sposobów wytwarzania „duszy” polskiego chłopa, z jakimi mieli oni do czynienia na przestrzeni wieków . Oczywiście, tych sposo-bów było wiele, bo historycznie rzecz biorąc polskie chłopstwo funkcjonowało w różnych warunkach i bardzo rozmaite jego wizerunki, stereotypy czy „legendy”

(była bowiem „złota”, ale i „czarna”) utrwaliły się w polskiej literaturze i kulturze (Ziejka 1977; Ziejka 1984), lecz dla potrzeb prowadzonych tu rozważań wybrane zostaną dwa, bodaj najbardziej znaczące: jeden związany z okresem pańszczyzny i drugi, promowany w czasie transformacji . Co równie oczywiste, w prowadzonych dalej rozważaniach używane będą głównie określenia ze słownika nauk społecz-nych, takie jak: osobowość, tożsamość, jaźń, mentalność czy autoidentyfikacja, nie zaś tytułowa „dusza”, choć już za chwilę będzie można przekonać się, jak znakomity użytek uczynił z tego ostatniego pojęcia jeden z omawianych autorów . W roku 1904, w 110 rocznicę bitwy pod Racławicami, Jakub Bojko z Grę-boszowa – wybitny działacz ludowy i pisarz – opublikował tekst pod tytułem Dwie dusze . Ten utrzymany w stylistyce diatryby cynickiej manifest daje nie-zwykle trafną socjologicznie analizę zmian, które w osobowości chłopa dokonały się pod wpływem ustroju pańszczyźnianego i trwają nadal, mimo zniesienia pańszczyzny, i to nawet wśród tych, którzy z warstwy chłopskiej awansowali na pozycje inteligencji lub duchowieństwa . W tym sensie rozprawa Bojki może być po upływie ponad wieku czytana jako ciekawy przyczynek do charakterystyki mentalności znacznej części polskiego społeczeństwa . Istotnym walorem prozy Bojki jest piękna polszczyzna, poświadczająca nie tylko wybitny talent literacko--retoryczny jej autora, ale również jego imponujące oczytanie zarówno w litera-turze pięknej (polskiej i zagranicznej), jak też w poważnych pracach naukowych na tematy przede wszystkim historyczne . Sporządzony przez niego spis lektur tylko z jednego – 1887 – roku, obejmuje 25 pozycji, nierzadko wielotomowych, a są tu także regularnie czytane tytuły prasowe . Oto próbka talentu literackiego Jakuba Bojki, a zarazem prezentacja najważniejszej tezy jego manifestu, jaką zamieścił na pierwszej stronie swojego tekstu:

W nas, chłopach, pokutuje dotąd, prócz naszej duszyczki, jeszcze druga […] . W nas pokutuje dusza bardzo starej brzydkiej pani, która zmarła w roku pańskim 1848, a zwała się pańszczyzną . Pani ta trzymała w niewoli strasznej przeszło 400 lat całe

nasze chamskie plemię i zabiła w chłopie człowieka, a zrobiła po prostu grat, maszynę, z którą to można było zrobić, co ta pani chciała… Ta groza pańszczyzny tak weszła w krew ludu, że się to po dziś dzień odbija na nim w rażący sposób, a to nie tylko na prostym ludzie, ale nawet na tych jego synach . którzy zajęli dzięki szkołom i wyso-kie stanowiska nawet . Duch pańszczyzny, duch niewolniczy tkwi w nas wszystkich (Bojko 2002: 21) .

W czym przejawia się uporczywe istnienie, nawet w XX wieku, uformowa-nej pod wpływem pańszczyzny „duszy” chłopskiej? Odpowiadając na to pytanie, Bojko szkicuje kilka typowych sytuacji obrazujących specyficzne relacje społeczne, w jakie wchodzą przedstawiciele tej upośledzonej warstwy .

Oto jesteś chłopem . Jest cię na tylo wszerz i wzdłuż, Bóg ci dał urodę, jak i gdzie indziej baba takiej nie ma, dorobiłeś się coś niecoś, masz dzieci i żonę nie ostatnią i nazywasz się gospodarz . I niech no ci żona lub kto inny wlezie na uczciwość, to wpadasz w pasję i mówisz: Ho, ho! Jeszcze tu ja pan i gospodarz! […] A cóż, gdy wstępujesz np . do jakiego wyższego urzędnika, świeckiego czy duchownego? Dusza twoja ucieka ci aż w pięty, a ta druga, pańszczyźniana robi z ciebie cielę, bałwana, który wtedy gnie się w pas jak niewolnik, i nie tylko że sobie nic tym dobrego nie robi, ale sprawę nieraz własnych braci za darmo sprzeda… (Bojko 2002: 22–23) . Doskonałą ilustracją tych słów były, emitowane w telewizji mniej więcej rok temu, scenki z Brukseli, gdzie polskich europosłów w charakterystyczny sposób witał Jean-Claude Juncker: energicznym poklepywaniem po policzku lub ude-rzaniem płaską dłonią po czole . Znamienne, że tego gestu – podobno przyjaciel-skiego, ale przypominającego raczej zachowanie ekonoma – żaden z naszych roześmianych od ucha do ucha polityków nie odwzajemnił, co tylko demaskuje faktyczną niesymetryczność relacji na brukselskich salonach oraz protekcjonalizm unijnych urzędników, przyjmowany (co gorsza) jak coś oczywistego przez repre-zentantów Polski .

W zakończeniu opisu konfrontacji chłopa z urzędnikiem Bojko zwraca się do czytelników: „Połóżcie rękę na sercu i powiedzcie, czym choć na włos zełgał, czy my nie mamy duszy pańszczyźnianej? Mamy, a tych którzy się jej pozbyli i otwarcie i jasno prawdę ludowi głoszą, zowią dziś wywrotowcami, burzycielami itd .” (s . 24) . Poruszając ten wątek, Bojko miał na myśli własne, jako wójta gminy, doświadczenia z przedstawicielami miejscowego duchowieństwa, w których objawił swoją na pewno nie pańszczyźnianą, ale zdecydowanie rogatą duszę . Najpierw był to przecież zatarg z ks . Henrykiem Otowskim, zwanym „Cezarem”, proboszczem parafii w Gręboszowie, a potem z samym biskupem tarnowskim, ks . Leonem Wałęgą . Pierwszy konflikt zakończył się zwycięstwem Bojki, gdyż w międzyczasie ujawniono sprawę „nieślubnego dziecka księdza”, jak informuje stosowny przypis (swoją drogą ciekawe, czy ksiądz mógłby mieć „ślubne dziecko”

i czy coś by to zmieniało w ocenie sytuacji?) i proboszcz został zmuszony do opuszczenia placówki . Historia ta musiała być głośna, skoro posłużyła za fabułę

w znanej i ostatnio ponownie nagłośnionej tragedii Stanisława Wyspiańskiego Klątwa, której akcja toczy się właśnie w Gręboszowie . Drugi konflikt dotyczył wydanego przez biskupa Wałęgę – pochodzącego z rodziny chłopskiej – zakazu udzielania rozgrzeszenia zwolennikom ruchu ludowego . To w odpowiedzi na ten zakaz Bojko opublikował Dwie dusze, poświęcając biskupowi parę ciepłych słów…

Jak w kategoriach socjologicznych można zinterpretować analizę „duszy pańszczyźnianej” przedstawioną przez Jakuba Bojkę? Wydaje się, że w sposób niezamierzony wpisuje się ona w założenia orientacji badawczej znanej jako koncepcja „kultury i osobowości” . Usytuowana na pograniczu socjologii i antro-pologii szkoła ta tłumaczyła występujące w danej grupie cechy osobowości i wzory postępowania wpływem kultury i warunkowanych nią praktyk, nawet tak pro-zaicznych, jak sposób wiązania niemowlęcia w powijakach . Badacze wyróżniali więc „osobowość plemienną” (Ruth Benedict, Margaret Mead), „podstawową strukturę osobowości” formowaną przez pierwotne instytucje socjalizacyjne (Abram Kardiner i Ralph Linton), wreszcie „osobowość statusową” zależną od zajmowanej pozycji i pełnionych ról (Ralph Linton), ale zawsze chodziło tu o pewną zorganizowaną całość nabytych postaw decydujących o działaniach jednostki . Dopuszczany wcześniej w naukach społecznych redukcjonizm natura-listyczny (mające decydować o tzw . charakterze narodowym warunki przyrodni-cze, wpływ klimatu, cechy rasowe) zastąpiono nie mniej konsekwentnym reduk-cjonizmem kulturowo-społecznym, przyznając odpowiednio ukształtowanemu środowisku i nabywanym w nim doświadczeniom rolę formatywną względem wszelkich późniejszych zachowań człowieka .

Pojawienie się „duszy pańszczyźnianej” dałoby się więc wytłumaczyć dłu-gotrwałym istnieniem opresyjnego systemu, który – jak każdy dyskurs społeczny w rozumieniu Michela Foucaulta – nie zawierał się jedynie w zwerbalizowanych nakazach i zakazach, ale przede wszystkim w zaprojektowanym ładzie instytu-cjonalnym (choćby role pana, wójta i plebana), wprowadzonych dystansach proksemicznych (podział na dwór, folwark, wieś) oraz w najbardziej bezwzględ-nym czynniku socjalizacji – w porządku niemych rzeczy potwierdzających i egzekwujących ustalone zasady (z jednej strony narzędzia pracy, z drugiej – urządzenia służące karaniu); o roli przedmiotów materialnych jako symboli kondycji chłopskiej interesująco pisał Karol Modzelewski (Modzelewski 1987) . Natomiast trwanie tej szczególnej struktury psychicznej nawet mimo likwidacji warunków, które ją ukształtowały, dałoby się wytłumaczyć często wspominaną w pracach socjologów „zasadą autonomii funkcjonalnej” . Zaobserwowana naj-pierw na gruncie psychologii społecznej przez Gordona Allporta, zyskała następ-nie swoją wykładnię socjologiczną w tekstach Roberta Mertona (1982), ale chyba najcelniejszą charakterystykę znalazła w refleksji Georga Simmla, kiedy ten tłumaczył utrzymującą się przez wieki pogardę Hiszpanów dla pracy . Bierze się ona mianowicie stąd, że „przez czas dłuższy mogli oni w pracy wyręczać się Maurami . Potem, kiedy wypędzili bądź wytępili Maurów i Żydów, zachowali pozory zwierzchnictwa, choć zabrakło już podwładnych, którzy stanowiliby

drugi człon stosunku” (Simmel 1975: 337) . Podobna siła bezładu cechuje najwy-raźniej także przedstawioną przez Jakuba Bojkę „duszę pańszczyźnianą”, przy czym śladów jej zadziwiającej trwałości należałoby poszukiwać nie tylko w kon-dycji „beznadziejnego proletariusza” analizowanej w książce Ludzie teraźniejsi a cywilizacja przyszłości Floriana Znanieckiego czy w opisach robotnika folwarcz-nego prezentowanych w pracach Józefa Chałasińskiego, czy wreszcie w charak-terystykach badanych przez Hannę Palską byłych pracowników byłych PGR-ów (1998), ale również w aktualnych zachowaniach naszych elit politycznych za granicami kraju . Jak się okazuje, nawet teraz, u progu XXI wieku „dusza pańsz-czyźniana wychyla swój głupkowato-lokajski łebek” w najmniej spodziewanych okolicznościach (Bojko 2002: 52) .

Przykładów zupełnie odmiennego sposobu formowania chłopskiej „duszy”

dostarcza lektura socjologicznych i publicystycznych tekstów powstałych po 1989 roku . W przeciwieństwie do omówionej wcześniej odmiany związanej z okresem pańszczyzny, ta druga wersja odnosi się nie tyle do „osobowości” (przez co najczęściej rozumiano pewną trwałą strukturę psychiczną determinującą nawykowe reakcje), ale raczej do „tożsamości” (czyli wyobrażenia samego siebie), ale tę – zdaniem socjologów – jednostka buduje głównie na podstawie opinii na własny temat dostarczanych jej przez otoczenie . Ten niesamodzielny, bo zapo-średniczony mechanizm tworzenia poczucia siebie dobrze oddaje wprowadzony przez Charlesa Cooleya termin „jaźń odzwierciedlona” (Cooley 1992), stosowany powszechnie we wszelkich interakcyjnych koncepcjach społeczeństwa . Wcze-śniejsze, substancjalne i esencjalistyczne rozumienie człowieka (jego natury, istoty, temperamentu, charakteru, jaźni) zastąpiono więc poglądem, iż stanowi on swoistą tabula rasa, którą tak naprawdę zapisują inni . Dobitnie wyraził to Georg Herbert Mead: „Jednostka doświadcza siebie samej jako takiej nie bezpo-średnio, lecz tylko pobezpo-średnio, przyjmując punkty widzenia innych członków tej samej grupy społecznej lub uogólniony punkt widzenia grupy społecznej, do której należy” (Mead 1975: 193) .

Powyższy cytat został zaczerpnięty z jego wykładów na temat psychologii społecznej zrekonstruowanych na podstawie notatek studentów i dobrze pokazuje zasadniczą odmienność obu pojęć . O ile „osobowość” odsyła do postaw nabytych w kontakcie ze społeczeństwem i typowymi dla niego urządzeniami, o tyle „toż-samość” jest raczej poczuciem samego siebie uformowanym dzięki takim kon-kretnym interakcjom . Po drugie, mówiąc o „osobowości” w sensie tu charakte-ryzowanym ma się raczej na myśli strukturę faktyczną, ale niekoniecznie uświadamianą, podczas gdy w przypadku „tożsamości” zachodzi sytuacja dokładnie odwrotna: chodzi nie o to, jaki kto jest, ale o to, co sam o sobie myśli, a więc jest to konstrukt urefleksyjniony . I po trzecie wreszcie, „osobowość” musi wyrażać się w konkretnych zachowaniach, bo dopiero na ich podstawie jest identyfikowana, natomiast „tożsamość” może być deklarowana „bez pokrycia”, czyli demonstrowana werbalnie, niekoniecznie zgodnie z wewnętrznym poczuciem

czy nawet ze stanem faktycznym, a więc najzupełniej „fasadowa”, jak ją nazywał Adam Podgórecki (1968) .

Tak, w największym uproszczeniu, rysowałaby się problematyka ludzkiej

„duszy” wyrażona w języku socjologii . Zazwyczaj przyjmuje się, że zawsze jest ona dziełem społeczeństwa i powstaje bez udziału jakiejkolwiek „natury” czy tym bardziej „transcendencji”: albo kształtuje się bezwiednie pod wpływem okoliczności, w których jednostka funkcjonuje (osobowość), albo świadomie tworzy ją sama jednostka, ale na podstawie swoich doświadczeń z otoczeniem (tożsamość) . O tym, że nie jest to, na szczęście, ujęcie wyczerpujące i należycie pogłębione i że niejednokrotnie sugerowano istnienie czegoś jeszcze – jakiegoś rezyduum niesprowadzalnego do czynników zewnętrznych, ale tych intuicji nie rozwijano – przyjdzie pora napomknąć w końcowej części rozważań, natomiast teraz warto przyjrzeć się, jakie to opinie na temat polskiego chłopa formułowano w dyskursie naukowym, ale i medialnym po roku 1989 w nadziei, iż zbudują one jego odpowiednią „jaźń odzwierciedloną” oraz dlaczego tak a nie inaczej czyniono . Dominującym motywem prowadzonej przez minione 25 lat debaty nad miejscem wsi i rolnictwa w Polsce było przeświadczenie, iż tzw . segment agrarny to nader kłopotliwe dziedzictwo przeszłości, czynnik istotnie zagrażający ambit-nym planom modernizacyjambit-nym państwa, a nawet powód do wstydu . „Wieś ma prasę złą i coraz gorszą – konstatował już w pierwszej dekadzie przemian ustro-jowych Jerzy Jastrzębski . – Jej grzechem głównym jest to, że w ogóle istnieje . Wieśniaków zostało za dużo i nie takich, jacy są potrzebni Europie, Polsce, miastom i gminom… W marszu do Europy są zatem chłopi kamieniami po kieszeniach i worami niepotrzebnych kartofli na plecach . Z takim bagażem nie zechcą nas wpuścić na salony” (Jastrzębski 1998: 509) . Zadekretowany przez wybitne autorytety socjologiczne kierunek przemian od ładu „partykularystycz-no-opiekuńczo-roszczeniowo-tradycyjno-wspólnotowo-egalitarnego” do ładu

„uniwersalistyczno-rynkowo-osiągnięciowo-innowacyjno-indywidualistyczno--antyegalitarnego”, jak to w barokowym stylu zrekapitulował Marek Ziółkowski (2001), wykluczał zatem z grona pożądanych twórców, a nawet aktorów nowej świetlanej przyszłości niemal 40% obywateli, mieszkańców wsi, a już na pewno kilka milionów chłopów – drobnych rolników . Grupę tę charakteryzowano w zdecydowanie negatywnych kategoriach, zwracając uwagę przede wszystkim na jej liczebność (chłopów jest tyle, że dosłownie „zadeptują ziemię”, jak wyraził się jeden z badaczy), archaiczność i reliktowy charakter . W znanym tekście Klasa z przeszłości Edmund Mokrzycki przekonywał, że społeczeństwo, w którym żyją chłopi, zwłaszcza tak liczni jak w Polsce, nacechowane jest

głębokim pęknięciem cywilizacyjnym oddzielającym podstawową masę ludności wiejskiej od reszty społeczeństwa . Pierwsza żyje w cywilizacyjnej niszy sięgającej głęboko w przeszłość, druga podąża za rozwijającym się światem . Cywilizacyjna nisza uwalnia chłopa od przymusu modernizacyjnego, ale tym samym skazuje go na status człowieka z gorszego świata… Chłopstwo jest strukturalnym znamieniem

czasu, a sam fakt istnienia tej klasy jest dziś świadectwem zacofania kraju (Mokrzycki 2001: 52–53) .

Jakichże to wad dopatrywano się w tej warstwie społecznej? Ich lista jest długa, ale wystarczy wymienić kilka najważniejszych . Na podstawie badań son-dażowych istotnie wykazujących sporą dozę nieufności co do kierunku wpro-wadzanych zmian w gospodarce, sceptycyzm wobec mechanizmów demokracji, a zwłaszcza obawy przed wejściem Polski do UE (wszystko to, jak się teraz okazuje, nie do końca bezpodstawnie) diagnozowano u chłopów rozliczne „bariery mentalne”, „irracjonalne fobie” i ewidentne niedostatki w zakresie „kompetencji cywilizacyjnych” . Oskarżano ich także o to, iż „zatrzymali się w procesie ewo-lucji do kapitalistycznej normalności” i stanowią „bastion oporu wobec rynkowego kapitalizmu”, że cechuje ich „lumpowski brak standardów”, bo „nie nauczyli się pracować”, a zamiast tego przejawiają „postawy roszczeniowe” i „wyuczoną bezradność” . Socjologowie z upodobaniem cytowali też określenie ukute przez ks . Józefa Tischnera: „klasy złodziejsko-żebracze” (ponieważ okradają słabszych i żebrzą u silniejszych) i używali zdecydowanie pejoratywnego terminu homo sovieticus (Buchowski 2008). Zwłaszcza to ostatnie pojęcie zasługuje na uwagę, ponieważ zostało szczególnie perfidnie zmanipulowane . Jego autor, Aleksander Zinowiew, w swojej znanej książce pod takim właśnie tytułem nie miał bynajmniej na myśli zwykłych obywateli, a już zwłaszcza robotników czy chłopów, lecz uprzywilejowaną za czasów komunizmu grupę złożoną z pracowników frontu ideologicznego, którzy zajmując dogodne pozycje w sektorze oświaty, nauki, kultury czy zarządzania gorliwie propagowali totalitarne ideały, zaś po zmianie systemu potrafili w oka mgnieniu przedzierzgnąć się w zwolenników nowego porządku . Tego rodzaju zabiegi semantyczne typowe dla języka III RP zdema-skowali Dawid Wildstein i Katarzyna Majchrowska wskazując, iż homo sovieticus to nie „przegrany transformacji” (pracownik byłego PGR-u, drobnorolny chłop czy zagrożony bezrobociem robotnik), ale osobnik ten sam, co poprzednio:

„zaradny cynik, plastyczna forma zdolna adaptować się do nowych warunków i jako taka pozbawiona własnej istoty – potrafiąca dostosować się do każdej

«dziejowej konieczności» . Czy jest nią walka klas, czy europeizacja” – piszą autorzy i podkreślają, że towarzyszące tym metamorfozom perwersyjne przeinaczanie znaczeń to zabieg służący legitymizowaniu aktualnego systemu politycznego i ochronie uprzywilejowanej pozycji określonych środowisk, nie zaś neutralnemu opisywaniu rzeczywistości (Wildstein, Majchrowska 2013: 16) .

Ważnym wątkiem literatury tranzytologicznej było również wytykanie wyimaginowanych niedostatków mających dyskredytować chłopów już nie tylko w roli sprawnych, czego wymaga gospodarka rynkowa, wytwórców, ale też oby-wateli nowoczesnego państwa . Diagnozowany na podstawie wskaźników – dobie-ranych nieumiejętnie i tendencyjnie, bo nieuwzględniających specyfiki i tradycji wiejskiego samoorganizowania się – kapitał społeczny wsi faktycznie prezentował się mniej korzystnie na tle imponujących danych o ilości fundacji, stowarzyszeń

i innych organizacji typu NGO-sów rejestrowanych w miastach, a jeżeli nawet jego poziom zbliżał się do wartości średnich w skali kraju albo nawet je przekra-czał, tłumaczono takie wyniki występowaniem na wsi głównie „brudnego”,

„mafijnego” rodzaju kapitału społecznego, przenikniętego nepotyzmem, amo-ralnym familizmem i klientelizmem . Negatywne i z gruntu błędne nastawienie socjologów wobec tych zjawisk poddał trafnej krytyce historyk Antoni Mączak pokazując, że największe potęgi świata budowano właśnie na tego typu relacjach i wartościach, natomiast absolutyzowanie zachodniocentrycznego punktu widze-nia jest tu szczególnie mylące i niesprawiedliwe (Mączak 2003) . Nie zmiewidze-nia to faktu, że – także wbrew Kajetana Koźmiana koncepcji wspólnoty politycznej wyrażonej słowami „miasto ma mieszkańców, wieś obywateli” (Mycielski 2004) – socjologowie zgodnie zapowiadali, iż ludność wiejska może stać się „grabarzem państwa liberalnego i gospodarki rynkowej” (Rychard, Federowicz 1993), a co gorsza: „hamować wspólny wysiłek na rzecz obywatelstwa europejskiego par excellance” (Lamentowicz 1995) .

W toczonej wówczas debacie starano się także obnażyć deficyty moralne i inne odrażające cechy typowe dla środowisk wiejskich, jednym słowem – jak to określają psychologowie społeczni – nadać danej grupie „brudne znaczenie” . Prowadzone wówczas badania traktowały wieś jako istny matecznik wszelkich negatywnych zjawisk: ksenofobii i antysemityzmu, autorytaryzmu i nietoleran-cji, a w dodatku złego traktowania zwierząt – postaw wpajanych kolejnym poko-leniom dzięki pielęgnowanym tam „patologiom socjalizacyjnym” . I tak według Krystyny Szafraniec polska wieś to pewna „zamknięta społeczno-kulturowa całość o stosunkowo silnych więziach i hierarchicznym układzie stosunków”, której struktura jest zdominowana przez grupy o „wybitnie niekorzystnych charakterystykach” (Szafraniec 2005: 393) . Zaś cytowany już Mokrzycki pisał, iż wśród stanowiących polską under class drobnych rolników „następuje

W toczonej wówczas debacie starano się także obnażyć deficyty moralne i inne odrażające cechy typowe dla środowisk wiejskich, jednym słowem – jak to określają psychologowie społeczni – nadać danej grupie „brudne znaczenie” . Prowadzone wówczas badania traktowały wieś jako istny matecznik wszelkich negatywnych zjawisk: ksenofobii i antysemityzmu, autorytaryzmu i nietoleran-cji, a w dodatku złego traktowania zwierząt – postaw wpajanych kolejnym poko-leniom dzięki pielęgnowanym tam „patologiom socjalizacyjnym” . I tak według Krystyny Szafraniec polska wieś to pewna „zamknięta społeczno-kulturowa całość o stosunkowo silnych więziach i hierarchicznym układzie stosunków”, której struktura jest zdominowana przez grupy o „wybitnie niekorzystnych charakterystykach” (Szafraniec 2005: 393) . Zaś cytowany już Mokrzycki pisał, iż wśród stanowiących polską under class drobnych rolników „następuje