• Nie Znaleziono Wyników

Jadwiga Mariola Jankowska

(Turek)

Ślady z dzieciństwa

im byłabym dziś, gdyby nie Biała Podlaska. Jaki ślad pozostawiło po sobie to urokliwe miasto, pełne tajemnic z mojego dzieciństwa. Często sięgam pamięcią do przebytych beztrosko lat … wakacji. Czym jest zatem dzieciństwo, czy może lepiej trwać w nieświadomości? Dziecięce szczęście, tak nazwałabym moje wspomnienia. Teraz już wiem i rozumiem wiele spraw, z którymi przyszło mi się zmierzyć. Dziękuję zatem mojej mamie, że tak właśnie mnie wychowała; była dla mnie zawsze wzorem do naśladowania, niczego nie narzucała, w niczym nie przeszkadzała. W pełni więc mogłam rozwijać swoje pasje poetyckie oraz miłość do zwierząt. Jak niewiele potrze-ba, aby być szczęśliwym. Wystarczą miłe wspomnienia, otoczenie najbliższych osób. A swoje doświadczenie życiowe nabywam codziennie, poprzez otwar-tość i szczerość w kontaktach z ludźmi.

Ale tymczasem opowiem wszystko od początku. Zaczynam więc swoją podróż sentymentalną od rodzinnych stron, czyli od Białej Podlaskiej. Tę da-tę, 30 grudnia 2010 roku, zapamiętam na zawsze. Poranek był jak każdy inny, sobota, codzienny rytuał związany z przebudzeniem się, gdy nagle z błogiej ciszy, przeplatanej muzyką Chopina, wyrwał mnie telefon. Któż to może być?

Koniec roku, z nikim nie umawiałam się na wieczór sylwestrowy. Tymcza-sem ze słuchawki dobiegł jakże miły i dźwięcznie brzmiący głos kobiecy, jak-by z lekko łamaną polszczyzną.

- Witaj Ewuniu, drogie dziecko, gdybyś zechciała odwiedzić mnie zanim odejdę … odejdę. Wiesz co mam na myśli, to i bardzo cię proszę. Wiem, że mnie nie znasz … wszystko ci zaraz wyjaśnię. Jestem twoją babcią ze strony ojca… Halo, słyszysz mnie?

- Tak, tak, słucham, ale obawiam się, że to pomyłka, ponieważ nigdy nie poznałam swojego ojca, a tym bardziej jego matki, więc trudno jest mi uwierzyć. Sama nie wiem – odpowiedziałam zmieszana, po czym znów usłyszałam ten miły głos.

K

- To sprawa bardzo skomplikowana, bez powodu Ewuniu nie dzwoni-łabym do ciebie.

Po czym nastąpiła lawina informacji, potwierdzających moje i mojej mamy dane. Co prawda mama zmarła miesiąc temu, więc nie miałam możliwości sprawdzenia, skonsultowania się z nią. Jakże mi ciebie brak, mamo. Gdybyś mogła być teraz obok mnie, pomogłabyś w podjęciu tej tak ważnej decyzji … Jechać, dowiedzieć się wszystkiego o moim ojcu?

Co mam robić?

Myśli kłębiły się, nie pozwalając na racjonalne myślenie. Pamiętam mamo, wspominałaś, że ojciec mój odszedł zanim się urodziłam, czyli 25 lat temu.

Skąd pochodził, gdzie mieszkał? Gdybym naciskała, być może powiedzia-łabyś mi wszystko co wiesz. Nigdy jednak nie drążyłam tego tematu … Ni-gdy…

- Czyli jest pani moją babcią? - zapytałam nagle.

- Właśnie tak, drogie dziecko. Bardzo chciałabym się z tobą spotkać, porozmawiać, ale mój wiek, sama rozumiesz, nie pozwala mi na tak odległą podróż. Bardzo cię proszę Ewuniu, przyjedź …

Pośpiesznie zapisałam adres. Pomyślałam sobie wówczas, iż są w na-szym życiu takie chwile, kiedy nic nie możemy odkładać spraw na później.

Pojadę więc, dowiem się wszystkiego. Mamo, możesz być ze mnie dumna.

Biorę sprawy w swoje ręce, jestem przecież tak odważna jak ty, mamo. Zaw-sze mi powtarzałaś „bądź kowalem swego losu”, więc jadę.

Jak wspominałam na początku, dzień ten był dla mnie przełomowy, dzień, w którym miałam dowiedzieć się wszystkiego o swoim ojcu. Spako-wałam więc niezbędne rzeczy i wyruszyłam pociągiem z Warszawy do Białej Podlaskiej. Podróże nocą mają swój urok. Zza szyby wagonu niebo promie-niało, w porównaniu z gwiazdami było niemal czarne. Z całą pewnością pro-mieniało, jakby za aksamitną zasłoną – tam na górze – było jakieś niebywałe światło. Nigdy nie widziałam takiego nieba jak tej nocy, tak jaśniejącego, tak iskrzącego się, tryskającego światłem. Ponad moją głową wisiała czarodziej-ska konstelacja gwiazd. Krzyż Południa, z błyszczącymi i diamentowymi gwóźdźmi, przybity do niewidzialnej przestrzeni, unoszący się w powietrzu, był imponujący. Z księżycowych wrażeń zeszłam jednak szybko na ziemię … Czas wysiadać. Wokół ciemna noc. Zatrzymałam się w pobliskim małym ho-teliku. Jakże tu przytulnie i jak cicho. Od jutra zacznie się kolejna historia mojego życia.

To nowe otoczenie, niewielki pokoik w hoteliku. napawało mnie jakąś niewypowiedzianą tęsknotą … Mamo, nie ma ciebie obok mnie. Jeśli jesteś teraz moim Aniołem Stróżem bądź obok, potrzebuję cię teraz jak nigdy

przed-tem. Czułam, że przychodzi na mnie takie zmęczenie, które było prawie roz-koszą. Trudno, niech się dzieje co się ma wydarzyć; dowiem się wszystkiego o moim ojcu i wracam do Warszawy.

Rano, pełna obaw, ale i ciekawości, wyruszyłam w poszukiwaniu adre-su: Biała Podlaska, ulica Stacyjna. Brzmiało tajemniczo… ale skądś znałam tę ulicę. Pamiętam, przecież mama w każde wakacje zatrzymywała się przy tej ulicy u zaprzyjaźnionej doktor weterynarii. Wspominam do dziś drewnianą willę z początku XX wieku. Często biegałam do końca ulicy, by po prawej stronie podziwiać murowaną parowozownię. Wieża ciśnień, patrząc z daleka, prezentowała się bardzo tajemniczo … Jakże musiałam być wówczas małym dzieckiem. W mojej pamięci pozostawała zaledwie nieco przyćmiona ta uro-cza miejscowość, w której spędzałam z mamą chwile wczesnego dzieciń-stwa. Mam ciągle przed oczyma ten sam widok – w różnych oświetleniach:

uliczka pnąca się w górę, pokryta przetartym śniegiem, po którym zjeżdżały dzieci na saneczkach. Domy były tak ciche, jakby nikt nie mieszkał w ich nieprzejrzystych wnętrzach.

Babciu, idę do ciebie. Mijam domy, ulice, w niczym nie przypomina-jące warszawskich. Cisza, spokój, śnieżno-białe zaspy, otulone śniegiem nis-kie zabudowania. Znalazłam ... nr 13. To tutaj! Serce zaczęło mocniej bić.

Niepokój wzrastał, a ja nie miała już odwrotu. Stałam pełna niepewności przy rzeźbionej bramie, z wyraźnym znakiem okrągłego koła od wozu. Miałam na-dzieję, że to szczęśliwy znak. Weszłam, nie oglądając się do tyłu.

W drzwiach przywitała mnie staruszka, siwa i malutka, niczym dziec-ko. Ale cóż to, przecież to Cyganka? Może pojawiła się w domu mojej babci przypadkowo; zdarza się tak czasem, wiem to z opowieści. Tymczasem star-sza pani zaprosiła mnie do środka, uważnie przyglądając się rysom mojej twarzy.

- A więc, ty jesteś Ewa? Widzisz dziecko … moim ostatnim marzeniem było poznać cię, opowiedzieć wszystko o twojej rodzinie ze strony ojca.

Nie zrozum mnie źle. Twój tata był wyjątkowy. Skończył Akademię Mu-zyczną i pomimo swego pochodzenia, bo jak zdążyłaś zauważyć jesteś-my Cyganami, ukończył ją z wyróżnieniem. Dużo później koncertował.

Uwierz mi, nie wiedział o Tobie, że jesteś, że istniejesz.

- Ale ja, stara i sprytna Cyganka, postanowiłam sprawdzić i śledzić losy twojej mamy. W tym miejscu muszę przerwać, inaczej nie zrozumiała-byś całości. Muszę ci dać jakby szkic topograficzny.

- Twoja mama Hania była u nas, w naszym mieście, na praktyce wete-rynaryjnej. Praktyki miały trwać przez okres wakacji. Latem rozkoszo-wał się każdy, kto spędzał letnie miesiące w okolicach Białej

Podlas-kiej. Niezapomniane uroki lata mogły rozmarzyć niejedną dziewczynę. - - Tego lata rozbiliśmy swój obóz cygański tuż za miastem. Ludzie

życzliwie przyjęli rozbawioną zgraję dzieci i dobrych cygańskich rze-mieślników. Naprawialiśmy sprzęt dla pobliskich gospodarstw domo-wych. Pewnego dnia, a dokładnie na początku lipca, nasz ukochany pies Oskar nagle zachorował. Z dnia na dzień gasł w oczach. Z wielkim bólem ciągnął za sobą chore tylne łapy. Nie mogliśmy patrzeć jak cierpi. Wtedy Piotr, czyli mój syn, zawiózł go do Białej Podlaskiej do gabinetu weterynaryjnego. Tam właśnie miała dozór twoja mama Ha-nia. Wiesz, Ewuniu, serce do zwierząt miała niespotykane.

- Seria zastrzyków i środki przeciwbólowe zdziałały cuda. Widok cier-piącego zwierzaka widocznie rozczulił twoją mamę, bo bardzo troskli-wie zaopiekowała się chorym Oskarem. Żył z nami jeszcze troskli-wiele lat.

Tymczasem mój syn w dowód wdzięczności zaprosił twoją mamę do naszego obozu na wieczorne ognisko. Była u nas witana niczym królo-wa, która z takim poświęceniem ratowała chore ciało psa. Podczas gdy twoja mama przyjeżdżała do nas częściej dzieci z obozu przynosiły do niej na badania przeróżne zwierzaki; były to chomiki, świnki morskie, mieliśmy nawet oswojonego jeża, który z naszym taborem wędrował wiele lat. Hania była wyjątkowym człowiekiem, nie dziwię się zatem mojemu synowi, że zwrócił na nią szczególną uwagę. Śpiewał dla niej serenady cygańskie, a ponieważ był bardzo muzykalny trudno było go nie słuchać. Teraz już wiesz, dlaczego musiałam cię wprowadzić do dalszego tematu.

Pozwoliłam jej mówić, czułam całym sercem, że jest szczera i chce mi wy-jaśnić wszystko, bym oceniła tę sytuację sama. A z punktu widzenia młodej osoby, jak to było w moim przypadku, sprawy sercowe są szczególnie bliskie.

Nie ukrywałam więc, że chciałabym dowiedzieć się wszystkiego, co tylko by-ło możliwe. Nagle przerwałam i drżącym gby-łosem powiedziałam:

- Czy mogłabym, czy pozwolisz babciu, że tak właśnie będę się do cie-bie zwracała?

- Oczywiście – powiedziała uśmiechając się do mnie szczerze. Spójrz Ewuś na zdjęcie twojej mamy i mojego syna, czyż nie byli wspaniałą parą. Ale losy ludzkie są nieprzewidywalne. Hania wyjechała nagle pod koniec wakacji do Warszawy. A ja, jako przebiegła i sprytna Cyganka podejrzewałam, iż musiało dojść do … no wiesz co mam na myśli, dro-gie dziecko.

- Mój syn, dowiedziawszy się że Hania wyjechała nie mógł sobie zna-leźć miejsca wśród swoich. Wyjechał niebawem do Stanów

Zjedno-czonych na stypendium muzyczne, zostawiając mnie samą w tym uro-czym domku, który wykupił po kilku latach, posyłając mi kwotę w zupeł-ności wystarczającą na zakup i godne życie staruszki. Niejednokrotnie

pisałam do Piotra, by zainteresował się losem Hani. Być może chciałby o czymś powiedzieć, lecz on w wigorze nauki i muzyki zatracił się zupeł-nie w swych muzycznych poczynaniach. Ale serce matki coś czuło. Do-wiedziałam się gdzie mieszka twoja mama. Mając wspaniałych przyja-ciół wśród Polaków mogłam sobie pozwolić na ciche śledztwo.

- Zatrzymałam się w Warszawie u znajomej, i razem z nią, małymi kroczkami, przemierzałyśmy gabinety weterynaryjne w poszukiwaniu Hani. A wyobraź sobie, znalazłyśmy. Pewnego dnia, idąc boczną ulicą,

coś mnie tchnęło. Chodźmy tędy – mówię, być może ten duży szyld naprowadzi nas na właściwy ślad. Twoja mama była właśnie w tym ga-binecie, a zaawansowana ciąża dodawała jej tyle uroku. Była rozpro-mieniona i szczęśliwa, kiedy ujrzała mnie w drzwiach. Oczy matki nie kłamią, od razu wiedziałam, że dziecko noszone pod sercem Hani nale-ży też do Piotra. Oczywiście twoja mama pytała o niego, lecz nie chcia-ła adresu do Stanów, mówiąc, że wszystko się z czasem samo ułoży. Nie chciała widocznie przerywać mu kariery muzycznej, wiązać Piotra przy sobie i ich dziecku.

- Tak więc, podczas pożegnania postanowiłyśmy, że będziemy w kontak-cie. Z niecierpliwością oczekiwałam listu od twojej mamy, o jej maleń-stwie … a mojej wnuczce. Spójrz, to zdjęcie z przedszkola, gdzie wystę-pujesz grając na flecie. Twoje czarne oczki i włosy wyróżniały się poś-ród innych dzieci. Nie chcę nikogo oceniać, tym bardziej twojej mamy.

Musiałam uszanować jej decyzję w sprawie wyjaśnienia twojego po-chodzenia, więc i ty musisz ją zrozumieć. Dlatego cokolwiek postano-wisz, pomyśl, czy chciałabyś przejąć po swojej starej babci ten piękny dworek z malutkim gankiem, ogród pełen kwiatów i krzewów, pięknie kwitnących gdy nadejdzie wiosna.

- Jestem już wiekową staruszką. Na razie świetnie sobie radzę, ale nie mogę dalej udawać, że nie istniejesz, zwłaszcza teraz, gdy odeszła twoja mama. Obiecałam jej, że póki ona żyje będę się trzymała z daleka, śle-dząc twe kolejne losy. Spójrz, twoja matura, studia, absolutorium. Każ-de wydarzenie z twojego życia Hania szczegółowo mi opisywała. Ostat-ni list przyszedł z wiadomością, że czuje się źle, że idzie do szpitala, po czym przez kilka miesięcy nie otrzymywałam od niej wiadomości. Po-stanowiłam więc do ciebie zadzwonić. Wybacz Ewo, jeśli jest to dla cie-bie zbyt duży ciężar, ale postaraj się mnie zrozumieć. Listy od twojej mamy były pełne ciepła i zrozumienia. Nigdy nie miałyśmy do siebie ża-lu. Twój ojciec czasem pisze ze Stanów. A jeśli zdecydujesz i zechcesz go poznać, postanowimy jakie podjąć kroki.

Tyle informacji na raz! Siedziałam jak sparaliżowana, a jednak szczę-śliwa. Dlaczego mama nic mi nie powiedziała, czego się obawiała lub raczej wstydziła? Teraz, z perspektywy czasu, rozumiem skąd było u niej tak wielkie zamiłowanie do muzyki cygańskiej. I nagle zrozumiałam dlaczego każde wa-kacje spędzałyśmy tak blisko Białej Podlaskiej, wypatrując co roku taboru cygańskiego obok naszego letniska. Sama przyłapywałam się niejednokrotnie na tym, że czuję ogromny sentyment do kultury cygańskiej … i gdybym mo-gła, to zatańczyłabym wraz z cygańskimi kobietami i dziećmi.

Czyżby mama chciała mnie uchronić przed tym, co sama przeżyła?

Widocznie kochała mnie ogromnie, dając mi życie, wyrzekając się szczęścia i spędzając całe swoje życie tylko ze mną. O moim ojcu mówiła zawsze, że wyjechał i nie ma z nim kontaktu. Było nam tak dobrze ze sobą. Taki układ nawet mi odpowiadał. W żadnym wypadku nie miałam do niej żalu, że pokie-rowała swoim losem w taki właśnie sposób.

Mamo, jestem z ciebie dumna, ogromnie dumna, za to, że dałaś mi ży-cie. Ani przez moment nie wątpiłaś w słuszność swoich decyzji życiowych.

A teraz, gdy ciebie zabrakło, jest mi niezmiernie smutno. Jestem sama… cho-ciaż mam przecież babcię. Tak, przemyślę wszystko. Z głębokiej zadumy wy-rwała mnie babcia.

- Ewuś, mam dla ciebie niespodziankę, chodź ze mną na górę.

Szłyśmy pięknie rzeźbionymi schodami na piętro. Dwa pokoje lśniły słonecz-nym blaskiem na stylowo pięknych meblach.

- Babciu, jak tutaj masz przytulnie.

- Przechowuję właśnie tutaj wszystkie pamiątki twojego ojca, a obok, spójrz w kufrze, listy do ciebie. Hania pisała równocześnie do mnie i do ciebie. Swoje czytałam wielokrotnie, a te obok, w srebrnej wstążeczce, dla ciebie. Przeczytaj je wieczorem w spokoju, są ułożone chronolo-gicznie. Będziesz śledziła swój los z umykających lat. Może z listów do-wiesz się jeszcze więcej niż przypuszczasz. Tymczasem chodźmy, zrobi-my sobie uroczystą kolację przy świecach, powspominazrobi-my miniony czas, by przywitać Nowy Rok, w pełni świadomi nowych wyzwań.

Na chwilę zamyśliłam się, przyglądając się dokładnie twarzy mojej babci. Widziałam teraz dokładnie jej rysy, łagodne i jakże na swój sposób uj-mujące. Poczułam dziwną więź z tą staruszką. Jej oczy przypominały przecież moje, błyszczące i oczekujące zarazem. Babcia … piękne słowo, lekkie, zdrobniałe, brzmi jak poezja. Jak szczęśliwa rodzina rozmawiałyśmy ze sobą do późnych godzin nocnych, obie rozpromienione uczuciem, które nas po-łączyło. Nie wyznałyśmy tego sobie wzajemnie, choć czułyśmy, że to więź rodzinna.

Czułam się zmęczona jak nigdy. Po długim i twardym śnie z rozbudzo-nymi zmysłami dotykałam wszystkiego wokół siebie, nie pojmując gdzie się znajduję. Aż w końcu zobaczyłam, poznałam, oto dom mojej babci, który po części był domem mojego ojca. Rozejrzałam się niespokojnie i podniosłam z łóżka. Miałam zamęt w głowie, ale i ów niepokój był również wokoło. Czu-łam się jak mała dziewczynka, otoczona przedmiotami z którymi przebywał

niegdyś mój ojciec. Czy był szczęśliwy, czy myślał o mojej mamie, czy wie-dział o mnie? Tyle pytań, tyle niewiadomych.

Ale dziś jest kolejny dzień, czas więc uporządkować resztę swojego życia. Z wielkim namaszczeniem otworzyłam pierwszą kopertę, zaadreso-waną pięknym pismem mojej mamy. Nie miałam wątpliwości, to ona pisała.

Co wówczas myślała, adresując listy do swojej maleńkiej, a później dorosłej już córki. Czas przyprószył starością szare koperty, ale były one dla mnie jak świeże wspomnienia, przeplatane miłością mojej mamy. Zrozumiałam ją, chciała mnie chronić przed wrogością otoczenia, niewiedzą i nieuzasadnio-nymi domysłami innych. Mamo, możesz być ze mnie dumna, spotkałam się z babcią! Wiem, bo to wynika z twoich listów, pragnęłaś tego. Łzy … są w najbardziej oczekiwanym momencie. Mogłam zatem wypłakać się do woli.

Dałam w końcu upust swoim emocjom. A jeszcze tak niedawno jechałam tu mamo ze ściśniętym gardłem, nie znając tylu faktów ze swojego życia.

Wracam teraz wspomnieniami do swojego dzieciństwa, przywołuję wspomnienia związane z pobytem w Białej Podlaskiej. Teraz zrozumiałam, mama chciała bywać jak najbliżej miejsca, gdzie zostawiła swoje serce, mło-dość i uczucia, które w tak tajemniczy sposób przerwała. Trudno mi sobie wyobrazić moje przyszłe życie, gdyby mama podjęła inną decyzję. Może by-łabym teraz w taborze – wraz z mamą, a może wyjechaby-łabym do Stanów – do ojca. Ale mamę, jako lekarza weterynarii, jaka czekałaby przyszłość wśród Romów? Może oboje zamieszkaliby w Białej Podlaskiej. Chwileczkę, muszę zapytać babci od jak dawna mieszka w tym uroczym domku. Kolejny dzień, kolejny wieczór przed domkiem. Światło księżyca oświetlało nasze twarze.

Czy zdążymy wszystko sobie powiedzieć, wyjaśnić.

Opowiadałam babci o chorobie mamy. Jedno pytanie nasuwało się nie-mal codziennie. Jak to jest, kiedy człowiek umiera? Kiedy jego ciało się kur-czy, a płuca chwytają powietrze, gdy gardło nie może nabrać tchu, gdy czło-wiek opiera się śmierci i oczy mu błyszczą z przerażenia. Dlaczego mamo musiałaś odejść, dlaczego właśnie teraz, gdy mogłybyśmy być szczęśliwe we trójkę – z babcią? Dlaczego?

Opowiadanie Jadwigi Marioli Jankowskiej (godło „Cyganka”) otrzy-mało nagrodę specjalną (temat o Podlasiu) w XXX Ogólnopolskim Konkursie Literackim im. J.I. Kraszewskiego. Biała Podlaska-Roma-nów 2014

Marta Świć

(Suchowala)

Powiązane dokumenty