• Nie Znaleziono Wyników

Relacje z wysiedleń uczestników akcji „Wisła”

opiero na początku 2015 r. miałem możliwość zapoznania się z ciekawą publikacją dotyczącą losów obywateli polskich narodowości ukraińskiej wysiedlonych w trakcie akcji „Wisła” z powiatu bialskiego, określanego tutaj Południowym Podlasiem. Bug, będący naturalną północną granicą pow. bial-skiego i zarazem województwa lubelbial-skiego, stanowił jednocześnie kres wy-siedleń Ukraińców w ramach akcji „Wisła” z terenów wschodnich Polski.

Książka jest o tyle interesująca, i zarazem wyjątkowa, że zawiera kilka-dziesiąt relacji naocznych świadków tamtych wydarzeń. To nic, że mieli oni bardzo często zaledwie kilka lat i siłą rzeczy nie mogli wiele pamiętać, o czym zresztą wielokrotnie wspominali. Wiele ich opowieści sprowadzało się do re-lacji usłyszanych od rodziców lub też starszego rodzeństwa, niekiedy już nie-żyjącego. Niemniej, dramaturgia narracji większości opowieści i tak uświa-damia czytelnikom ogrom cierpień i wyrzeczeń jakich doświadczyli nasi bo-haterzy.

W tym miejscu należą się specjalne podziękowania dla grupy młodych ludzi zrzeszonych w Bractwie Młodzieży Prawosławnej Diecezji Lubelsko-Chełmskiej, inspirowanych duchowo przez Jego Ekscelencję Prawosławnego Arcybiskupa Lubelskiego i Chełmskiego – Abla. W trakcie swojej żmudnej pracy zdołali zebrać i przekazać przyszłym pokoleniom relacje kilkudziesię-ciu wysiedlonych osób, głównie z południowego Podlasia. Należy się zgo-dzić z autorami publikacji, że był to już ostatni moment do takiego działania.

Jednocześnie trzeba mieć świadomość, że z historycznego punktu widzenia relacje spisywane wiele lat od zaistnienia zdarzeń mają mniejszą wartość do-kumentacyjną od relacji spisywanych na gorąco. Noszą bowiem w sobie wiele cech już bardziej przemyślanego ładunku emocjonalnego i tym samym są wy-ważone i pozbawione naturalnej dla człowieka żywiołowości, tak charakter-rystycznej w przypadku aktualnej oceny sytuacji. Jeden z bohaterów publika-cji, p. Eugeniusz Ostapczuk z Połosek, stwierdził wręcz: mam pretensje do siebie, że nie robiłem żadnych notatek z życia, bo idąc do pierwszej klasy podstawówki już trochę umiałem pisać. Chociaż dwa, trzy zdania …

Wspo-D

mnienia są treścią życia1. Niemniej, i tak należy się cieszyć, że podjęto się takiego zadania i zdążono jeszcze porozmawiać ze świadkami tamtych wyda-rzeń.

Książka zawiera relacje 43. osób, głównie z terenu dzisiejszego powia-tu bialskiego. Wśród przytoczonych relacji jedynie cztery dotyczą Chełm-szczyzny i Hrubieszowa oraz dwie okolic Tarnogrodu. Jednocześnie autorzy publikacji nie wyjaśniają powodów takiej sytuacji. Z terenów Chełmszczyzny, jak i okolic Tarnogrodu, podobnie jak i w przypadku południowego Podlasia, wywieziono wiele tysięcy Ukraińców. Jednak w publikacji zamieszczono je-dynie relacje sześciu naocznych świadków wysiedleń z terenów Chełmszczy-zny. Nie wiadomo czym się kierowano ustalając właśnie taką geografię wspo-mnień. W tej sytuacji nie do końca odpowiada prawdzie tytuł publikacji.

Jest mylący dla każdego potencjalne-go czytelnika. A już na pewno nie można się zgodzić z przytoczonym poniżej stwierdzeniem, pod którym podpisali się członkowie grupy ini-cjatywnej projektu Bractwa Młodzie-ży Prawosławnej Diecezji Lubelsko-Chełmskiej: Dzięki tej szeroko zakro-jonej akcji zbierania wspomnień niniej-szy zbiór zawiera teksty o wysiedle-niach z większości objętych deporta-cją powiatów obecnego województwa lubelskiego2. Nic bardziej mylnego.

Akcja „Wisła” na terenie woj. lubel-skiego dotknęła w różnym wymiarze ludność ukraińską z następujących po-wiatów: bialskiego (ponad 9,3 tys.

osób), biłgorajskiego (ok. 600), chełmskiego (ponad 3 tys.), hrubieszow-skiego (ok. 9 tys.), tomaszowhrubieszow-skiego (ponad 8,2 tys.) i włodawhrubieszow-skiego (blisko 7 tys.). W niniejszej publikacji znalazło się kilkadziesiąt relacji z pow. bial-skiego i jedynie kilka z pow. chełmbial-skiego oraz biłgorajbial-skiego. W tej sytuacji można by się zastanawiać, czy autorzy publikacji nie przyczynili się do mi-mowolnej dezinformacji.

Nie do końca jest także jasny i zrozumiały geograficzny zasięg przyto-czonych relacji z terenu pow. bialskiego. Nie wiadomo jakie inne kryterium w tym zakresie, oprócz naturalnego, tj. śmierci świadków tamtych wydarzeń,

1 „Dwie godziny. … .”, s. 147.

2 Tamże, s. 13.

przyświecało autorom publikacji. Dość powiedzieć, że zdecydowana więk-szość zamieszczonych w książce wspomnień dotyczy ludności wywiezionej z gm. Sławatycze (dawnej gm. Zabłocie), gm. Kodeń, pojedynczych osad le-żących na wschodnich obrzeżach gmin Tuczna i Piszczac oraz płd. części gm.

Terespol (dawnej gm. Kobylany). Jednak i w tych gminach pominięto wsie i osady z których wysiedlono często o wiele więcej ludności, niż z miejsco-wości wymienionych w tej publikacji. Autorzy książki nie zadali sobie trudu aby dotrzeć do żyjących świadków. Dotyczy to w głównej mierze takich wsi i osad, z których wysiedlono stosunkowo najwięcej ludności: Liszna (118), Wólka Zabłocka (94), Krzywowólka (254), Międzyleś (311), Kodeń (366), Choroszczynka (103), Ortel Królewski (115) oraz z m. Terespol (116).

Zadziwiający jest fakt, że przytoczono dwie relacje z okolic Kodnia i trzy re-lacje z Międzylesia, pomijając jednocześnie właściwe miejscowości, z któ-rych wysiedlono w sumie blisko 700 osób. Zapewniam, że w każdej z tych wsi żyje jeszcze wiele osób, które były wysiedlane w ramach akcji „Wisła”.

Jednocześnie można próbować zrozumieć fakt nie dotarcia do osób wysiedlo-nych z Kostomłotów (329) i Okczyna (268), dlatego, że w dużej części nie byli to wyznawcy Kościoła prawosławnego, chociaż byli narodowości ukra-ińskiej. Mowa tutaj o neounitach.

Niestety, zupełnie nie można zrozumieć faktu pominięcia w publikacji relacji osób wyznania prawosławnego zamieszkujących na północ od miasta Terespol. Wychodzi na to, że według autorów publikacji wysiedlenia w ra-mach akcji „Wisła” na terenie południowego Podlasia dotyczą jedynie tere-nów położonych na południe od Terespola. Pominięta została, z kilkoma wy-jątkami – dotyczącymi Kobylan, Matiaszówki i Woskrzenic, ludność z wsi i osad leżących wzdłuż linii kolejowej Terespol – Biała Podlaska, m.in.

Polatycz (110 osób) i Dobrynki (180).

Analizując – w oparciu o przytoczone relacje – geografię wysiedleń w ramach akcji „Wisła” można także dojść do wniosku, że takowych na pół-noc od Terespola w ogóle nie było, głównie wzdłuż rzeki Bug, jak i wzdłuż jego lewego brzegu, w głąb powiatu, do 30-40 kilometrów (na terenach gmin:

Terespol – jej płn. części, Zalesia, Rokitna, Janowa Podlaskiego, Konstan-tynowa i Leśnej Podlaskiej). Nieobeznany w zagadnieniu czytelnik nie będzie zdawał sobie sprawy, że z takich wsi i osad, jak m.in. Koroszczyn (212 osób), Cicibór (95), Klonownica Duża (130), Kijowiec (263), Lipnica (118), Rokitno (118) i Dereczanka (169), również wywożono obywateli polskich narodo-wości ukraińskiej wyznania prawosławnego, do tego w pierwszej fazie akcji

„Wisła”. Wszystkie wymienione miejscowości leżą na historycznym obszarze południowego Podlasia.

W tym miejscu nasuwa się jeszcze jedna uwaga. Wskazane byłoby, aby autorzy publikacji byli w przyszłości bardziej precyzyjni w uściślaniu po-łożenia mniejszych wsi i osad, w stosunku do większych miejscowości.

W głównej mierze dotyczy to Nosowa k. Leśnej Podlaskiej i Peredyła k. Jano-wa Podlaskiego, lub też bardziej precyzyjnie k. KonstantynoJano-wa. W przypadku obydwu w/w wsi autorzy książki umiejscowili je w okolicy Białej Podlaskiej.

Omawiając niniejszą książkę trzeba też zaznaczyć, że jej autorzy doko-nali jednego, szkodliwego dla obiektywnej oceny zdarzeń, nie do końca zgod-nego z faktami uogólnienia. Po lekturze niniejszej publikacji mniej obeznani w faktografii czytelnicy mogą odnieść wrażenie, że wyznanie prawosławne było podstawowym kryterium przy wysiedleniach w ramach akcji „Wisła”

ludności zamieszkującej południowo-wschodnie tereny Polaki. Nic bardziej mylnego. Władze w 1947 r. przesiedlały na północne, północno-zachodnie i zachodnie rejony kraju obywateli polskich narodowości ukraińskiej, tych, którzy w przeważającej mierze faktycznie byli wyznania prawosławnego.

Mówiąc o wysiedlanej w ramach akcji „Wisła” ludności z Podlasia nie należy zapominać o, co jedynie wspominano na łamach niniejszej książki, wyznaw-cach Kościoła unickiego. Niektórzy autorzy wspominali o nich przy okazji opisów wspólnych losów w nowych miejscach zamieszkania, nie precyzując zarazem, że dotyczyło to Łemków i Bojków, wysiedlonych w ramach akcji

”Wisła” z terenu dzisiejszych Bieszczad. W przypadku południowego Pod-lasia nie należy zwłaszcza pomijać nielicznej grupy baptystów (nurtu słowiań-skiego) z okolic Rokitna, którzy także zostali wysiedleni. Nie dlatego jednak, że byli baptystami, czy też prawosławnymi. Potraktowano ich, zgodnie zresz-tą z prawdą, jako Ukraińców. O wyjątkowym skomplikowaniu tego zagad-nienia i niemożliwości jego uogólzagad-nienia niechaj świadczy fakt, że wśród wy-siedlonych w ramach akcji „Wisła” byli także obywatele polscy, narodowości polskiej wyznania prawosławnego oraz obywatele polscy narodowości ukra-ińskiej i polskiej wyznania unickiego (na terenie pow. bialskiego nazywani neounitami).

Podstawowym kryterium kwalifikującym do wywózki w trakcie akcji

„Wisła” była narodowość. Ówczesne władze podstawową wiedzę odnośnie narodowości ukraińskiej czerpały z dokumentów wystawianych w okresie II wojny światowej przez okupacyjne władze niemieckie. Na przełomie 1939 i 1940 roku każdy z mieszkańców Generalnego Gubernatorstwa zobowiązany był zadeklarować swoją narodowość. Pani Olga Sawczuk z Nowosiółek za-pamiętała: w czasie okupacji (…) zaczęli wyrabiać dowody, w których trzeba było zadeklarować, kto jakiej jest narodowości. Powiedzieliśmy: Jacy my Ukraińcy? Cały czas niby po swojemu rozmawialiśmy, ale czy Ukraińcy? No i nie Polacy. To niech będzie Ukraińska narodowość. I tak nas ojciec zapisał.

Kto tam bardzo zdawał sobie wtedy z tego sprawę. I później, tego kto miał kartę taką – dowód, że jest narodowości ukraińskiej – wywozili. A na przykład Szczury, już oni tam byli bliżej Polaków, koło Sławatycz, to zrobili dokumenty,

że oni narodowości polskiej, nie ukraińskiej i ich nie wysiedlili3. Kenkarty wystawiane ludności ukraińskiej były oznaczone w prawym górnym rogu literą „U”. Władze komunistyczne dodatkową, niejako uzupełniającą w tym zakresie wiedzę, brały z wyników spisu ludności z 14 lutego 1946 r., gdzie jedno z pytań dotyczyło deklarowanej narodowości.

Faktem jest, że wyznanie prawosławne było kolejnym kryterium przy kwalifikowaniu do wysiedleń. Nabrało ono większego znaczenia dopiero w drugiej fazie akcji „Wisła” (na przełomie lipca i sierpnia 1947 r.), kiedy to władze terenowe i wojskowe, chcąc wypełniać odgórnie formułowane wy-tyczne władz centralnych, starały się uzupełniać braki w listach „kontyngen-towych” wysiedlanej ludności ukraińskiej o prawosławnych wyznawców, bez dociekania ich narodowości. Funkcjonował wtedy prosty schemat, polegający na uogólnionym założeniu, że każdy wyznawca Kościoła prawosławnego był Ukraińcem, a tym samym niejako automatycznie kwalifikował się do wy-siedlenia. Dlatego wśród przesiedlanej ludności (w ramach akcji „Wisła”, nie tylko z terenu południowego Podlasia) byli także i obywatele polscy naro-dowości polskiej, tyle, że wyznania prawosławnego.

Analizując treść poszczególnych relacji można wątpić w brak obiekty-wizmu i oceny prawdy historycznej wśród niektórych ich autorów. Wśród najbardziej kuriozalnych sformułowań należy wymienić stwierdzenie, że to jakoby z inicjatywy Watykanu powstał w Berezie Kartuskiej obóz

3 Tamże, s. 62.

Grupa inicjatywna projektu Bractwa Młodzieży Prawosławnej Diecezji Lubelsko-Chełm-skiej „Uczmy się tolerancji na błędach historii” Od lewej: Paweł Bakunowicz, Katarzyna Rabczuk, Olga Kuprianowicz, ks. Marcin Gościk, Joanna Iwaniuk, Katarzyna Sawczuk

cyjny, blisko Podlasia, dla przetrzymywania w nim prawosławnych4. Na przy-równanie obozu w Berezie Kartuskiej do obozów koncentracyjnych z czasów II wojny światowej zdobywali się jedynie rządzący w czasach PRL. Nie wia-domo także czemu mają służyć przywoływane w kilku relacjach historie o bu-rzonych w 1938 r. prawosławnych cerkwiach. Chyba, że autorom wspomnień chodziło o przyrównanie władz II RP z władzami okupacyjnymi z czasów PRL. Niezrozumiałe jest także stwierdzenie jednej z autorek publikacji, że głównym powodem przeprowadzenia akcji „Wisła” była likwidacja prawo-sławia. Co oczywiście jest nieprawdą. Odnośnie tak postawionej tezy nie do końca była pewna nawet jedna z bohaterek publikacji, p. Maria Sobol z Za-horowa, która krótko i zarazem wymijająco stwierdziła prozaicznie, że Może i tak…5. Właśnie w takich miejscach redaktorzy publikacji powinni reagować i zdobywać się na stosowne sprostowania. Brak reakcji z ich strony może być postrzegane jako godzenie się z takimi sformułowaniami.

Wyjątkowym przykładem kompletnego braku obiektywizmu jest sfor-mułowanie wcześniej cytowanego p. Piotra Andrzejuka. Prawosławny miesz-kaniec Peredyła stwierdził: Jak wiadomo, początek lat czterdziestych [XX w. – A. T.] nie był radosny dla społeczności prawosławnej. Zarówno społeczność żydowska, jak i prawosławna, nie miały łatwo (…)6. Takie postawienie spra-wy jest spra-wyjątkowo niegodziwe, złośliwe i zarazem spra-wystawiające autorowi słów jak najgorszą ocenę. Akurat Ukraińcy wyznania prawosławnego w okre-sie II wojny światowej na terenie GG cieszyli się wieloma przywilejami (konsumpcyjnymi, politycznymi i wyznaniowymi), których pozbawieni byli polscy katolicy. Z kolei jedynym przypisanym ludności żydowskiej „przywi-lejem” była ich jak najszybsza śmierć. Przyrównywanie faktu niszczenia pra-wosławnych świątyń na terenie Chełmszczyzny i Podlasia w 2. poł. l. 30. XX w. do losów Żydów w czasach II wojny światowej jest wyjątkową podłością.

Pozostawienie przez autorów publikacji takiego sformułowania bez ko-mentarza nie wystawia im dobrej oceny z lekcji historycznego obiektywizmu.

W nielicznych przypadkach nie do końca są także prawdziwe dane licz-bowe, przytaczane przez autorów relacji, dotyczące wysiedlanej ludności z poszczególnych wsi i osad. Starszych wiekiem rozmówców tłumaczy za-awansowany wiek i naturalna skłonność do zapominania ulotnych zazwyczaj liczb i dat. Jednak autorów publikacji nie zwalniało to w żadnej mierze od konieczności opatrzenia tych fragmentów relacji stosownymi komentarzami naukowymi. Podnoszony zarzut dotyczy rozbieżności liczbowych występu-jących w przypadku wysiedleń z Zahorowa i Połosek. Zarówno p. Halina

4 Tamże, s. 101. Relacja p. Piotra Andrzejuka z Peredyła.

5 Tamże, s. 143.

6 Tamże, s. 100.

Jewtoszuk, jak i Maria Sobol, mówią o wysiedleniu z Zahorowa wszystkich mieszkańców7. Dokumenty archiwalne wytworzone przez żołnierzy eskor-tujących wysiedlaną ludność do stacji w Chotyłowie mówią o wywiezieniu 254 osób, na ogólną liczbę niespełna 600 mieszkańców. Z kolei p. Eugeniusz Ostapczuk mówi o wywiezieniu z Połosek ponad 90% mieszkańców8. Jest to ewidentna nieprawda. Dokumentacja archiwalna potwierdza bowiem fakt wysiedlenia ze wsi 321 osób, na ogólną liczbę 719 mieszkańców, stano-wiących 142 rodziny.

Słabą stroną publikacji jest wielokrotne powielanie w przypisach infor-macji uściślającej miejsca położenia tych samych wsi i osad. Brakuje za to wielu wyjaśnień i wytłumaczeń zaistniałych zjawisk. Można tylko żałować, że w ramach edukacji, nie tylko młodego pokolenia czytelników, autorzy książki nie pokusili się o bardziej szczegółowe wyjaśnienie terminu „ba-tiuszka”, poza standardowym, powielanym 12-krotnie sformułowaniem, po-tocznego określenia duchownego prawosławnego. Używając słowa „batiusz-ka” powinno się wspomnieć o pieszczotliwej i zdecydowanie sympatycznej w odbiorze nazwie duchownego prawosławnego, stanowiącej przeciwwagę dla nadużywanego przez większość Polaków sformułowania „pop”, które jest odpowiednikiem katolickiego „klechy”. Ale o tym mało kto wie. Szkoda tak-że, że redaktorzy publikacji nie pokusili się o przytoczenie w przypisach chociażby krótkich notek biograficznych duchownych prawosławnych, którzy nieraz z narażeniem życia walczyli o ciągłość istnienia na południowym Podlasiu oraz reaktywacji na terenach Warmii i Mazur zrębów Kościoła pra-wosławnego. Zapewniam, że takie przypisy byłyby o wiele bardziej ciekawe i przydatne dla badaczy tematu, jak i dla współczesnego czytelnika.

Niezaprzeczalnie mocną stroną publikacji jest przytoczenie tych frag-mentów relacji mieszkańców południowego Podlasia, które potwierdzają fakt zgodnego współżycia na tym samym wschodnim skrawku polskiej ziemi, jak i również na terenie Warmii i Mazur, wyznawców różnych religii. Tylko tzw.

wielka polityka jest w stanie popsuć dobre relacje obywateli polskich różnych narodowości i wyznań. Świadczą o tym wspomnienia kilku bohaterów niniej-szej publikacji. Pani Wiera Roszakowska z Woskrzenic Małych zapamiętała z Podlasia, że (…) we wsi byli i katolicy i prawosławni. Jedna strona wioski mówiła bardziej po polsku, a druga strona gadała po swojemu. Do tej pory stale mnie rozpoznają, że ja jestem z Podlasia, albo zza Buga. Jak przyszło Boże Narodzenie u katolików, prawosławni szli do nich kolędować. Później jak były nasze święta, to katolicy przychodzili kolędować do nas. Żyliśmy dobrze, nie było wytykania: Ty prawosławny, ty katoliku. Wszyscy dobrze żyli,

7 Tamże, s. 134, 137.

8 Tamże, s. 144-145.

bawili się, spotykali i gościli9. Z kolei p. Nadzieja Waszczuk, aktualnie mieszkanka Kobylan, opowiadała: U mnie we wsi [Polatycze – A.T.] było mało katolickich dziewczyn, więcej było prawosławnych. Ale spotykaliśmy się wszyscy razem, nie było żadnego wyróżniania. Nikt nikogo nie nazywał Ukra-ińcem. My nawet nie wiedzieliśmy co to znaczy10.

Za to zagubiona w realiach tzw. wielkiej polityki p. Antonina Mileszyk z Kożanówki, roztrząsając zasadność przeprowadzenia akcji „Wisła”, stwier-dziła: Dotychczas nie wiem, o co chodziło rządowi polskiemu. Czy chciano zniszczyć prawosławie, czy zasiedlić Ziemie Odzyskane? A może to nienawiść do Ukraińców zmusiła ich do takich działań? Wszystko jest o tyle dziwne, że współmieszkańcy naszej wsi, też prawosławni, tylko zapisani jako Białorusini, nie byli wywożeni (…). W naszej wsi Kożanówka nie było waśni na tle reli-gijnym. Katolicy, a było ich tylko kilka rodzin, i my – prawosławni, żyliśmy w przyjaźni, a nawet razem spędzaliśmy święta11. W niektórych przypadkach nawet strach i niepewność jutra, po wysiedleniu na obcą ziemię, nie były w stanie zburzyć niezwykle dobrych relacji między katolikami i prawosław-nymi, mieszkańcami tego samego południowego Podlasia. Pani Wiera Man-drosz z Kobylan zapamiętała z chwili wysiedlania: Ludzie zagubieni, w roz-paczy pakowali się szybko, byle jak, co się dało. Brali ze sobą toboły pościeli i garów, wszystko to, co wpadło w ręce. Część dobytku rozdawali sąsiadom katolikom, bo tu nigdy nie było waśni międzyludzkich na tle religijnym. Od wieków mieszkali tu ludzie dobrzy i spokojni, a sąsiedzi zawsze sobie poma-gali, nie bacząc na wyznanie12.

Nawet strach i niemoc, z powodu przebywania na obcej ziemi (War-mia, Mazury), nie były w stanie zniszczyć naturalnych ludzkich odruchów.

Świadczy o tym relacja p. Haliny Jewtoszuk z Zahorowa, która zapamiętała, że (…) choć na Zachodzie spotykali się ludzie z różnych stron, wszyscy żyli w zgodzie. Teraz nie ma takich przyjaźni jak kiedyś. Ktoś coś ugotował, to wszystkim wynosił i dzielił się13.

Podsumowując, należy stwierdzić, że mocną stroną książki jest fakt ze-brania w jednym miejscu relacji kilkudziesięciu uczestników akcji „Wisła”.

Jest to tym cenniejsze, że dotyczą one powiatu bialskiego, wymiennie nazy-wanego Południowym Podlasiem. Trzeba obiektywnie przyznać, że na tle in-nych rejonów woj. lubelskiego pow. bialski pomijany jest przez większość historyków (także regionalistów) oraz badaczy dziejów Polski. Tym bardziej

cieszy fakt jej ukazania się na rynku wydawniczym. Do współczesnej mło-dzieży bardziej trafiają żywe relacje, niż natłok treści wypełniających pod-ręczniki szkolne lub opasłe skrypty akademickie. Wydaje się, że najcenniejsze są te fragmenty wspomnień, które opisują losy wysiedlonych Ukraińców już na nowej, obcej dla nich ziemi, tj. Warmii i Mazur. Można tylko żałować, że młodzi autorzy publikacji, zapewne z wielu niezależnych już od nich powo-dów, nie mieli możliwości przeprowadzenia wywiadów z większą, bardziej reprezentatywną, zarówno dla pow. bialskiego jak i Warmii i Mazur, liczbą wysiedleńców.

Mam nadzieję, że z większością krytycznych uwag redaktorzy publi-kacji się zgodzą i zechcą je uwzględnić w trakcie kolejnych projektów pro-mujących współczesne losy mieszkańców Południowego Podlasia. Życzę tego serdecznie wszystkim osobom biorącym udział w różnych etapach powsta-wania niniejszej publikacji. Pozdrawiam.

Dwie godziny: wspomnienia mieszkańców Chełmszczyzny i Południowego Pod-lasia o akcji Wisła, Lublin – Biała Podlaska, 2013

Powiązane dokumenty