(Warszawa)
Jest pole...
Jest pole, nie ma kamieni Jest kamień, nie ma Zayin, Alef Jest proch – pytasz
w ziemi jest krew Jest
Jest kamień, nie ma łzy Jest łza, oczu nie ma Są twarze – pytasz z popiołu, dymu, mgły Są
Jest ścieżka, śladów nie ma Jest ślad, nie ma człowieka Jest pamięć – pytasz w zwojach, pudłach, tekach Nie ma
Przyśniła się
Przyśniła mi się śmierć we śnie
Tam gdzie do Bugu dorzucisz kamieniem Jeszcze ten sen za wcześnie
Jeszcze się mogłem zbudzić z własnym cieniem wyjść ze snu martwy i ożyć
Śniąc śmiercią śniąca we śnie samą siebie Najlepszą koszulę włożyć
drobne pozbierać i przyjdę do ciebie z żalem że nic nie skończyłem Tu gdzie się ziemia liliami pokryła Ty wiesz że tym tylko byłem
Kogo śmierć niema we śnie swym prześniła
W każdej ...
W każdej drobineczce świat cały się stwarza mówił rebe z Kocka, a może z Suraża Za wszelką iskierką biegnie czas stworzenia mówił rebe z Łucka, a może Zwolenia Nie szukaj ni kary ni miary u Boga mówił rebe z Pińska, a może z Ostroga
Zły czyn spłonie w prochu, dobry nie przemija mówił rebe z Bełza, a może ze Stryja
Domy rozkradziono, bożnice zburzono kamienie zabrali, księgi podeptali Bogu będzie miła ta ostatnia owca mówił rebe z Lidy, a może z Sosnowca
H. A.
Opluli, wyklęli, a teraz zabierają honor Pyta więc Hannę Arendt
człowiek skądinąd dobry i mądry co to dla niej znaczy, osoby wrażliwej
- Ma to dla mnie zupełnie drugorzędne znaczenie Bo sprawą wolnego umysłu jest
odpowiedź spokojna i zgodna z prawdą własną W rzeczy samej rzucać przed wieprze
cenniejsze niż diament zdania
Bo wolność mierzy się siłą prostego oddechu a oszustwo wagą uduszonych słów
Poecie nic po spokoju Spłonie sam
zanim podpalą go inni
Pisces
Czego pisces, rybo Nie usłyszy cię inna ryba ani człowiek, ani rak
ani Bóg, Rybi Bóg, ludzki Bóg Bóg raczy
się własnym głosem Nic mu po twoich piskach, rybo
Nawet jeśliś ty sum ergo cogito
Wózki drewniane
O! Wózku drewniany, druciany, dziecięcy na łachy, na trupy, na garnki, na pierzyny z dyszlem wśród gwiazd odbitym
trach, trach, trach tri, tri, tri
turkot – furkot pii, pii, pii z getta, do getta z Mazur, do Mazur z Warszawy, do Warszawy ze Śląska, na Śląsk
z Wilna, z Lidy, z Choroszczynki z Kałuszyna do Treblinki z troski w troskę
z nędzy w nędzę ze śmierci w śmierć
Nie limuzyny na benzyny, nie pociągi na ciągi samoloty na wzloty, okręty na odmęty Ty, wózku drewniany, druciany, dziecięcy przywiozłeś wiek XXI
z Kosowa, do Kosowa z Bagdadu, do Bagdadu z Donbasu do lasu z Karabachu do piachu Ze złomowiska na skup
naszych przeklętych czynów i dusz
Zmierzch
Kładka w wodzie ugina się Przed nią dzieckiem kółko gonię Za nią starcem w ciszy tonę W wodzie proch i kosteczki Ja na kładce, my na kładce Przed nią młodość i marzenie Za nią brak i otępienie W wodzie drejdle i kubeczki Bug za nami, Bug przed nami Dzień za nami, most przed nami Horyzont i złuda
Nam się udało z narodzinami może ze śmiercią się uda
** *
Z drogą krzyk wygasa, z drogą mleczną Ponad krzykiem żyje cisza i wieczność I żaden krzyk nie ma towarzysza i w górze nad nim tylko cisza, cisza
Iakovos Kambanelis
Leżącej na piasku rybie nadzieję daje deszcz
To mógłby powiedzieć Kambanelis gdyby rozmawiał z moją córką Pan jest bardzo stary Myśli Pan o śmierci
Grecy nie umierają ze starości mógłby odpowiedzieć Kambanelis Jestem największym dramaturgiem
Jestem największym epikiem i poetą
Nie mogę umrzeć zanim nie doczekam następcy Nie mogę umrzeć ani w części ani w całości Moje knykcie układają się równomiernie
Mam mocne golenie i nie boli mnie wątroba kiedy piję ouzo Nie mam problemów z jelitami
i łatwo się schylam dziękując za oklaski Grecy żyją wiecznie bo ich mit trwa wiecznie
Mógłby powiedzieć Kambanelis gdyby rozmawiał z moją córką Cięgle piszę i dokładnie stawiam litery
Zachwyca mnie piękno greckich kobiet i
smak greckiego sera Głęboko oddycham nad brzegiem morza i nie tracę z oczu ptaków które przylatują tu z Naxos
Zbieram w sobie całe piękno Grecji - mógłby powiedzieć Kambanelis - a wyrzucam przed orły jej brzydotę i zakłamanie Jestem centryfugą i sitem prawd i kłamstw mojego narodu A centryfuga i sito nie umierają A już na pewno nie ze starości Tak mógłby powiedzieć Kambanelis mojej córce
gdyby zdążyła na autobus do Aten
w ostatnią niedzielę marca 2011 roku
Bug
Śmiałkowie przepływali rzekę wszerz Atakowały ich wtedy ryby i węże
dlatego zdzierali resztki ubrań i jak najdalej wyciągali ręce a jeśli byli tacy, którzy przeżyli, to musieli stracić pamięć Opowiadał o tym Heraklit
zaraz po wyjściu z Oświęcimia Ci, których rzeka niosła, chowali twarz Tak, jakby chcieli zobaczyć jej dno albo wstydzili się zachodu słońca Heraklit znał tę rzekę z dzieciństwa
Zabierał go tam ojciec i razem moczyli nogi Myślał wtedy, że świat jest nieskończony
a woda, która wypłynęła z gór, nigdy już nie wróci.
Ale kiedy wiele lat później Heraklit przyjechał zza oceanu i przyszedł nad rzekę
a nie było już wiatraków
a pobliskie stawy zamieniły się w bajora
zobaczył i poczuł pełnym oddechem, że to jest ta sama rzeka i że świat właśnie tu się skończył
To będzie ...
To będzie
Bo swojej krwi pamięć nie ściera a cudzą ma za nic
Bo było To będzie
Bo matki ci los nie wybiera a cudzą ma za nic
Bo było To będzie
Bo i we mnie nienawiść przeciw słońcu gdy słońce przeciw nocy gdy noc Bo i we mnie jest sędzia I pogardy splunięcie I kret co żyłami przebija się w mózg To będzie
Niech cichy zasypie nas kurz
Do Wilna Jedźmy do Wilna
Taradejką, kolejką, pieszo pójdziemy To się uda
Trochę odwagi potrzeba Wszystko sprzedamy Co mamy
Kota nie damy, resztę sprzedamy Do Wilna pojedźmy już teraz Tam biblioteki, tam teki tam cepeliny i bliny Cienie rabinów duch Filaretów
W Wilnie nie może być tylu idiotów!
(Pojedźmy do Wilna już teraz)