• Nie Znaleziono Wyników

Jan Major, Łowca dusz

W dokumencie F U R U PRZEWIŃ DO PRZODU N A A U T O T (Stron 136-140)

W „realu” każdej kobiecie zmiękłyby kolana na widok takiego faceta, tutaj to normalka; ja też nie wyglądam gorzej. A jednak smutno się na nich wszystkich patrzy, kiedy widziało się wcześniej, jak leżą niczym puste skorupy podłączone do komputera, gdzieś tam daleko, zapuszczone, wy-chudzone nastolatki wśród resztek gnijącego jedzenia.

Ale oto odzywa się do mnie grecki heros:

– Witaj nieznajomy! Kim żeś jest? Skądże przybywasz?

Tak, tutejszy „żargon” też sobie trzeba przyswoić.

– Witaj! Przybywam zza zasłony. Mam dla Ciebie ważne wieści.

– Masz dla mnie misję? Cóż mam zrobić?

Uff, sam to powiedział. To bardzo ułatwia sprawę, ale cały czas daleka droga przed nami.

– Tak, mam dla Ciebie zada-nie. Usiądź proszę, to może chwilę potrwać.

Siada ciężko, mimo że wi-dzę przed sobą kulturystę w kwiecie wieku, to jakaś nie-zdarność w ruchach potwier-dza to, co powiedział lekarz.

Mam jedną szansę, albo go wyciągnę teraz, albo trzeba go odłączyć na siłę, a to nigdy nie kończy się dobrze.

– Słuchaj, Jared – faktycz-nie nazywa się Antoni. – Potrzebuję twojej pomocy, naprawdę potrzebuję! To

będzie trudna misja, pewnie najtrudniejsza, z jaką przyszło ci się mierzyć.

– Taak? A cóż to za zadanie? Kogo? Co? Zlikwidować? Jaki skarb odzyskać?

Pewny siebie, nieco lekceważący ton, jak u rasowego łowcy głów z jakie-goś filmu.

– Nic z tych rzeczy, panie! Potrzebuję pomocy dla pewnej osoby. Obiecałem jej pomóc, ale sam nie dam rady, tylko Ty możesz temu podołać.

Stoi przede mną, idealny model, wojownik.

W „realu” każdej kobiecie zmiękłyby kolana na widok takiego faceta, tutaj to normalka; ja też nie wyglądam gorzej.

136

– Widzisz przecież, że jestem wojownikiem, czemu ja miałbym się tym zająć? I w ogóle, dlaczego mnie szukałeś na tym pustkowiu...

– Zaczekaj! Posłuchaj do końca!

Zaczyna być podejrzliwy, niedobrze! Jeszcze chwila, a skojarzy, że chcę go wyciągnąć. Muszę wykorzystać tę iluzję, w której tkwi. Wyciągam spod płaszcza opasłą księgę, przedstawienie czas zacząć!

– W tych proroctwach ze starożytnego królestwa Hah’nur, jest zapisane, że to ty, nie kto inny, musi pomóc, a wtedy droga do źródła szczęścia sta-nie otworem. Nawet jeśli to zadasta-nie jest odmienne od tych, które zwykłeś wykonywać, to jest naprawdę bardzo ważne, abyś się go podjął.

– Dobrze, powiedzmy, że cię wysłucham.

Chyba go zainteresowałem i przekonałem, że chodzi o jego „realny” świat.

– Jest pewien mężczyzna, właściwie jeszcze chłopiec. Bez cechu, rzemio-sła, planów na życie. Jednak jest ważny, tego jesteśmy pewni, ważny dla swojej przyszłości, choć nie wiemy, jaka będzie. Wpadł niestety w pułapkę i niewolę, nie w zwyczajną, z której każdy inny śmiałek mógłby go oswo-bodzić. Wpadł w straszną iluzję, która go zabija.

– Jak iluzja może zabić? I co ja mam do tego? Nie znam się na magii.

– Czekaj! Dowiesz się. Iluzja może zabić: chociażby, jeśli wydaje ci się, że jesz, a naprawdę nie jesz, to umrzesz z głodu.

– Tak, jest prawda w tym, co mówisz. Więc to taka iluzja?

– Nie tylko, to bardzo skomplikowana iluzja. Stworzona przez wielu mistrzów w swoim fachu, każe mu myśleć, że jest kimś innym, mówi mu, że je, kiedy nie je, odpoczywa, kiedy nie odpoczywa, porusza się, kiedy się nie porusza i marnieje. Nawet nie rozpoznaje swoich bliskich.

– Dobrze, to faktycznie smutne, ale co ja mam z tym zrobić?

Nic nie mówię tylko podaje mu zdjęcie. Nie było łatwo je tu skopiować, ale to czasem najlepszy środek. Patrzy na nie, na wychudzonego chłopaka z młodzieńczym zarostem, oplątanego kablami, wyglądającego jak topie-lec w wodorostach, na siebie.

Jego postać wstaje powoli. Mimo że w szczegółach doskonała, nie oddaje ludzkiego spojrzenia, jego głębi. Nie można dojrzeć prawdy patrząc w oczy, ale mimo to już wiem, że będzie dobrze. Odwraca się, jeszcze wolniej i z trudem. Wokół już niepotrzebnej kukły zbiera się mgła. Wychodzi z kokonu. Zostaję na równinie sam, już niepotrzebny, też się wylogowuję.

Jan Major, Łowca dusz

Oczywiście Antoniego czekają jeszcze miesiące terapii, leczenia zwichrzo-nej psychiki i wyczerpanego ciała, ale mogę poczuć satysfakcję, że pierw-szy, największy krok ma już za sobą.

Takie czasy nastały, to też musieli się pojawić i terapeuci od zadań specjalnych. Wirtualny świat narzuca się coraz bardziej. Kusi wszystkimi możliwymi sposobami. Już mamy idealną wizję dzięki rzutowaniu obrazu na siatkówkę, zapachy uwalnia rurka sięgająca nosa, ubieramy się w stroje wyściełane elektrodami, zadające ból albo tylko łaskoczące.

Czujniki rejestrują każdy sygnał pędzący nerwami do mięśni. Można w to wszystko wejść, można i to cholernie głęboko. Są tacy ludzie: podłączają się do kroplówki albo i o tym zapominają, robią pod siebie i nawet, jeśli coś do nich dotrze mimo słuchawek, ekranów i elektrod, to nie zwracają na to uwagi, uciekli już z tego ciała. Tam jest życie, a my jesteśmy dla nich tylko snem. Jednak w końcu ktoś wyciąga wtyczkę, elektrownia czy zmartwieni rodzice, nieważne: szok jest straszny. Wielu umiera od razu na zawał, niektórzy popadają w szaleństwo, tracąc już kontakt z czymkolwiek, grając dalej gdzieś wewnątrz siebie. Dla niewielu odłączenie kończy się bezboleśnie. Dzięki takim ludziom i dla takich ludzi mam pracę, zbieram informacje, szukam, rozmawiam, trzeba ich przekonywać, żeby wyszli, podstępem, groźbą, prawdą, na każdego jest jakaś metoda. Ważne, żeby sami zdjęli hełm, wtedy może jakoś to będzie.

Tak.

Mam dla Ciebie misję...

138

Czy rzeczywistość wypracowała

W dokumencie F U R U PRZEWIŃ DO PRZODU N A A U T O T (Stron 136-140)

Powiązane dokumenty