• Nie Znaleziono Wyników

Z boku i na boku

K

ażdy, komu tylko postać Jana Zycha nie jest obca, mógłby nawiać się, czy najbardziej „na boku” nie był on poetą. Zaledwie sześć własnych tomików poetyckich, wydawanych średnio co pięć lat1, przy licznych przekładach cudzej twórczości wypada dość skrom-nie. W tłumaczeniu Zycha w języku polskim ukazały się wiersze m.in. Vasko Popy, Nicolása Guilléna, Pabla Nerudy, proza Carlosa Droguetta, Juana Rulfo, Gabriela Garcíi Márqueza czy też szkice

mek-1 Oto tytuły tomów poetyckich Jana Zycha (wraz ze skrótami, którymi będę się posługiwać w niniejszej pracy): Zielone skrzypce. Kraków 1955 – ZS; Wędrująca grani-ca. Kraków 1961 – WG; Układ serdeczny. Kraków 1965 – US; Pochwała kolibra. Kraków 1972 – PK; Blizny po świetle. Kraków 1978 – BpŚ. Szósty tom to Wybór wierszy wyda-ny w 1975 roku w Krakowie, wliczam go do tomów poetyckich, ponieważ zawiera również sporo utworów premierowych (cykl Z nowych wierszy), które kilka lat póź-niej znalazły się w tomie Blizny po świetle.

62

sykańskiego noblisty Octavia Paza2. Poza tym to właśnie dzięki tłu-maczowi Janowi Zychowi wielu polskich poetów, chociażby Zbigniew Herbert, Czesław Miłosz, Wisława Szymborska, zyskało hiszpań-skojęzycznych czytelników. Ale to nie wszystko. Również działal-ność naukowa może przytłoczyć tę poetycką. Zych ukończył filolo-gię polską (co dla nas nie jest przecież bez znaczenia) oraz uczęszczał na lektoraty m.in. z języka bułgarskiego, macedońskiego i serbochor-wackiego na Uniwersytecie Jagiellońskim (dwukrotnie wyjeżdżał rów-nież na stypendia do Meksyku, gdzie kształcił się między innymi na Narodowym Uniwersytecie Meksykańskim), otrzymał tytuł doktora i sam wykładał: w Krakowie na Uniwersytecie Jagiellońskim – język hiszpański, w Meksyku (tam od 1977 roku mieszkał na stałe) – lite-raturę polską. Jeszcze w Polsce Zych związany był przez długi czas z Wydawnictwem Literackim, w którym przez parę lat zajmował sta-nowisko redaktora działu poezji, a jego nazwisko szerszej publiczności kojarzy się z Haliną Poświatowską, której Wybór wierszy, wielokrotnie wznawiany przez Wydawnictwo Literackie, opatrzył wstępem i objął redakcją3.

Można zastanawiać się, czy gdyby nie czas i wysiłek poświęcony tłumaczeniom, podróżom i nauce kolejnych języków, Zych jako poeta

„wypowiedziałby się pełniej”4, jego dorobek poetycki byłby większy,

2 Oprócz twórców hiszpańsko - i serbskojęzycznych Zych przekładał również utwory z następujących języków: bułgarskiego, chorwackiego, macedońskiego, cze-skiego, ukraińcze-skiego, rosyjcze-skiego, francucze-skiego, angielskiego. Por. J. Zych: Poeta, tłumacz, poliglota. Rozm. przepr. M. Kuczewsk i. „Dziennik Polski” 1970, nr 243, s. 3; T. Okon iewsk i: Jan Zych – poeta i tłumacz. http://www.korczyna.one.pl/

index.php?option= com_content&view=article&id=13:zych&catid=1:slawni&Item id=11.

3 Por. T. Gajewsk i: Jan Zych – Pan na Korczynie. http://tadeuszgajewski.pl.tl/

Art -. - -o -Janie -Zychu.htm; K. L isowsk i: Jan Zych 1931–1995. „Dekada Literacka”

1995, nr 6. http://dekadaliteracka.pl/?id=2373; T. Okon iewsk i: Jan Zych – poeta i tłumacz…

4 J. Zych: Autentyczna ciekawość. Rozm. przepr. A. Wa r zecha. „Dziennik Pol-ski” 1977, nr 23, s. 4.

63 a my nie musielibyśmy zaprzątać sobie głowy, czy poetą był w pełni, czy na tytułowym boku (o ile poetą się jest, a nie – jak pisał Norwid – bywa). Zych podkreślał w wywiadach, że jego twórczość własna oraz praca tłumaczeniowa są ze sobą „sprzężone”5. Doskonale obrazują to utwory zebrane nie tylko w tomie Pochwała kolibra; wpływ fascy-nacji, zainteresowań Zycha, czy to literackich, czy kulturowych, jest często widoczny6. W jednym z wywiadów poeta tak mówi o tej za-leżności:

Po pierwsze bardzo długo pracuję nad każdym moim wierszem. Po drugie znajomość literatury i kultury innych krajów jest bardzo kształ-cącą przygodą. Bez niej moje wnętrze i moja wyobraźnia byłyby zu-pełnie inne, być może uboższe.7

Usytuowanie na boku którejś z twórczych działalności Zycha wymagałoby przyjęcia jakościowego (raczej subiektywnego) lub ilo-ściowego (obiektywnego, o ile takie istnieje) kryterium. Można by też działalność tłumaczeniową Zycha uznać za poboczną lub nawet włą-czyć ją do poetyckiej (tym samym Zych -poeta z boku przeniósłby się do centrum), a naukowe doświadczenia poety włączyć do „kształcą-cych przygód”. Nie ma jednak takiej potrzeby. Nas interesować będzie Zych -poeta i to, co „na boku”, czasami między wierszami, mówi o poezji, jak widzi swój akt twórczy.

A dlaczego spojrzenie na Zycha jest spojrzeniem na kogoś pozo-stającego z boku? Każdy, komu ta postać nie jest obca, nie będzie się długo nad tym zastanawiać. Zych jest poetą zapomnianym, niezauwa-żanym. I był nim również za życia. Stanisław Balbus pisał w 1977 roku na łamach „Poezji”:

5 J. Zych: Poeta, tłumacz, poliglota…

6 Choćby w utworach Błękitna elegia (WG, s. 51–52), Elegia łemkowska (WG, s. 64–65), *** Jak kamienie w rzece obracają się słowa… (BpŚ, s. 69).

7 J. Zych: Poeta, tłumacz, poliglota…

64

W literaturze ostatniego dwudziestolecia Jan Zych należy do poetów najsłabiej docenionych, najczęściej pomijanych, najgruntowniej przez krytykę obmilczanych. Bo już nie tylko w podręcznikowych zarysach, w przeglądach krytycznoliterackich, ale nawet w antologiach poezji współczesnej nie zwykło się o nim pamiętać.8

Prawie czterdzieści lat po opublikowaniu szkicu Balbusa jest podob-nie. Z tą może różnicą, że po śmierci poety w 1995 roku i o nim, i o jego twórczości rzadko się przypomina9. Wcześniej publikowano przynaj-mniej recenzje tomów poetyckich Zycha, choć tekstów krytycznych

„bez okazji” było niewiele. Zatem i za życia poety głos krytyki był już bardzo ściszony, ale mimo wszystko choć trochę słyszalny. Są jednak i inne powody tego, że poeta jest kimś „z boku”.

Przyjaciele literaci z Krakowa mieli mówić o Zychu: Pan na Korczynie10. Brzmi to zabawnie, żartobliwie, może odrobinę drwiąco;

bynajmniej nie złośliwie. I nie o nadniemeński Korczyn pani Elizy Orzeszkowej tu chodzi, a o wieś położoną w okolicach Krosna – Korczynę, do której, aż po ostatnie wiersze, wracał nasz poeta i z której wyruszył w wielki świat: najpierw do Krakowa, później do Meksyku11.

Takich poetów, takich twórców przychodzących „z boku” jest wielu.

Można by się licytować, który zaskoczył większym talentem, talentem wprost proporcjonalnym do prowincjonalności swojego pochodzenia, który piękniej lub częściej o swoich rodzinnych stronach pisał z odle-głych miast, krajów, kontynentów… Ach, uwielbiamy tych wiejskich poetów i prozaików, którzy przedzierają się do powszechnej szkoły

8 S. Ba lbus: Poetyckie znaki zodiaku: Jan Zych. „Poezja” 1977, nr 4, s. 18.

9 Wyjątek stanowią wszelkie inicjatywy, spotkania, publikacje ziomków Zycha z okolic Krosna; mają one jednak typowo lokalny charakter. W 2015 roku ukaza-ło się pierwsze wydawnictwo zwarte poświęcone życiu i twórczości poety, jednak można przypuszczać, że zasięg również tej publikacji ograniczy się jedynie do Pod-karpacia.

10 Pisze o tym Tadeusz Gajewsk i w artykule Jan Zych – Pan na Korczynie…

11 Kraków i Meksyk podaję jako miejsca stałego pobytu Jana Zycha. Poeta wiele podróżował, głównie po krajach europejskich.

65 (a później do gimnazjum) przez lasy, zazdrościmy im uporu i wytrwa-łości w pokonywaniu piechotą kilometrów tylko po to, by móc zasiąść w szkolnej ławce, a także tego trudnego wyboru, jaki stawiają przed rodzinami, gdy chcą zostawić ojcowiznę, odejść od pługa i wyruszyć w świat (ale bynajmniej – nie to stanowi fundament ich „wielkości”

i naszej sympatii). I tu daleko odchodzić nie trzeba, by podać idealny przykład – wystarczy wyjechać z Korczyny ulicą Stanisława Pigonia i znaleźć się po chwili w sąsiedniej wsi: Komborni, z której w świat wyruszył znany historyk literatury, znawca twórczości Adama Mic- kiewicza, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego – Stanisław Pigoń12.

Zych należy do tych twórców, których nie da się przypisać do żadnej szkoły poetyckiej, żadnego kierunku. Co więcej, nawet sam do siebie nierzadko jest niepodobny13. Katarzyna Grela tak pisze o Wyborze wier-szy jego autorstwa:

[…] już wstępna lektura pozwala się zorientować, że mamy do czynie-nia z dynamicznym rozwojem osobowości i poetyki, że nie jest to tyl-ko przypadtyl-kowy zestaw najlepszych, a zarazem typowych dla autora tekstów, lecz również ciekawa historia życia i pisania. Przygodnie ze-stawione wiersze z lat 50. i 70. wydają się tak skrajnie różne w sposobie myślenia i kształcie, że aż trudno uwierzyć, że pisała je ta sama osoba.14 Te wyraźne niepodobieństwa w twórczości Zycha sprawiają, że choć mamy do czynienia z niewielkim dorobkiem poetyckim, wyjątkowo trudno o uogólnienia dotyczące tej poezji „w całości”, o syntetyczne jej ujęcie bez żadnego „ale”. Co więcej – jedne twierdzenia poety będą

12 Por. S. Pigoń: Z Komborni w świat. Wspomnienia młodości. Warszawa 1983.

13 Wyjątek stanowić będą Labirynty, które mają ten sam charakter, co szereg utworów pojawiających się od Wędrującej granicy począwszy. Zych napisał 37 takich utworów. Te swoiste prozy poetyckie są ciągiem głosów pozbawionych wyraźnej składni, znaków interpunkcyjnych (a nawet możliwości wstawienia tych znaków), są próbą zapisu tego, co wymyka się rozumowi: snów, obsesji, pragnień, lęków.

14 K. Grela: Jan bez ziemi. „Poezja” 1982, nr 7, s. 34.

66

sprzeczne z innymi, a czasami sprzeczne i jednocześnie współgrające.

I to chyba jest najciekawsze w próbie ujęcia teorii poezji Zycha, a wła-ściwie – w uchwyceniu jego teoretyzowania rozproszonego na stro-nach kilku tomów.

Pozdrowienie dla moli?

Poezji Zycha patronować będzie głównie Cyprian Kamil Norwid („dziadyga ostatni”15), Bolesław Leśmian („mały garbaty urzędnik w czarnym tużurku”16), Arthur Rimbaud (który „choć przestał pisać wiersze, dalej robił to samo: znów przemycał narkotyki i broń”17) i Jan Kochanowski. Kwartet co najmniej niezwykły. Do tych osobistości (a właściwie: osobliwości) koniecznie trzeba dopisać matkę i dziadka poety oraz pieśniarzy ludowych18, ponieważ właśnie w dziecięcych kon-taktach z kulturą ludową, z którą przecież wszyscy wymienieni powyżej byli w różny sposób związani, należy doszukiwać się korzeni tej poezji.

O pieśniowym rodowodzie swoich wierszy Zych pisze wielokrotnie w debiutanckim tomie Zielone skrzypce (1955 rok):

Serdecznie dzisiaj patrzę w tę stronę – tu się uczyłem

kiedyś muzyki.

Od serca (ZS, s. 25–26) Nauczyłem się muzyki w krajobrazach,

gdzie na trześni gadatliwe sroki skrzeczą i kukułka po sto razy się powtarza, jednym rymem nazywając świt i wieczór.

15 J. Zych: Wiersz z przesłaniem (WG, s. 68–69).

16 J. Zych: Labirynt XV (PK, s. 49–50).

17 J. Zych: Wiersz z przesłaniem (WG, s. 68–69).

18 J. Zych: Elegia o moim dziadku (WG, s. 54).

67 […]

I przychodzą do mnie ludzie, ptaki drzewa, przywołuje mnie stuk siekier do sośniny.

Moim wierszom wiatr kolędy śpiewa na codzienne a niezwykłe narodziny.

Moi nauczyciele (ZS, s. 5) Zych również w bezpośrednich wypowiedziach podkreślał wpływ dzieciństwa spędzonego na wsi, blisko przyrody, ludzi nie tylko na kształt swojej poezji, ale na całą swoją osobowość, na wrażliwość, na widzenie świata. „Ważne i cenne dla mnie […] jest to właśnie, że na samym początku zobaczyłem świat nieograniczony murem z jednej strony, murem z drugiej strony i ciemnym podwórkiem […]” – możemy przeczytać w jego Monologu komponowanym19.

Taki otwarty, szeroki świat, pełen możliwości od pierwszych dni pokazywała poecie matka, Aniela Zych. Była ona osobą wykształ-coną i oczytaną, to ona również zaznajamiała małego Jasia z kulturą ludową, śpiewając mu pieśni i opowiadając bajki20:

[…] w ogrodzie

w niedzielne popołudnie bajki opowiadała mi matka.

19 J. Zych: Zychowe prace. Monolog komponowany Jana Zycha w opracowaniu Aliny Tarnowskiej. Cz. 1. „Magazyn Kulturalny” 1972, nr 3, s. 34–36. Cyt. za: B. Gr usz-k a, T. Ł opat usz-k iew icz: Jan Zych (1931–1995)…, s. 193.

20 Aniela Zych ukończyła pięć klas szkoły powszechnej i zapewne kształciłaby się dalej, gdyby tylko było to zgodne z tradycyjnym wzorem kulturowym, a ten dla jedynaczki przewidział inną rolę. Można przypuszczać, że doświadczenia Anny Zych, jej niezaspokojony głód wiedzy nie pozostały bez wpływu na decyzje związa-ne z edukacją najstarszego z ośmiorga dzieci – Jana Zycha. Por. T. Ł opat k iew icz:

Jan Zych (1931–1995). Dwadzieścia lat pierwszych i dwadzieścia wierszy najpierwszych.

(Materiały do biografii). W: B. Gr uszk a, T. Ł opat k iew icz: Jan Zych (1931–1995)…, s. 23.

68

I słuchałem jej z zapartym tchem.

[…]

To nie było o skarbach – a po prostu o tym, że każdy konik polny

ma zielone, malutkie skrzypce, […]

Mamo, […]

Bajki i pieśni dałaś mi na drogę.

Zielone skrzypce (ZS, s. 13–15) Mówiła matka

stare bajędy i wieczorami śpiewała pieśni […]

Od serca (ZS, 25–26) Pisanie – śpiewanie, muzyka – poezja. Utworów nawiązujących do pieśniowego pochodzenia poezji jest szczególnie wiele w pierw-szym tomie, ale jego echa będą słyszalne do ostatnich wierszy, które, choć znacznie odbiegają od utworów z lat 50. (są raczej o „poważniej-szej” tematyce i lapidarniejszej formie), czasami nadal będą utrzymane w „nucie lekkiej, piosenkowo -ludowej stylizacji”21.

Stefan Lichański kreśli w recenzji Wędrującej granicy pieśniowy rodowód poezji Zycha, stawia go wśród poetów -pieśniarzy takich jak Tadeusz Kubiak, Jan Bolesław Ożóg czy Tadeusz Nowak i tak charak-teryzuje specyfikę utworów Pana na Korczynie:

21 S. Ba lbus: Poetyckie znaki zodiaku…, s. 20.

Zychowi chodzi o odmienną niż poezja -literatura poezję -pieśń, któ-ra inspiktó-racje swoje czerpie z konkretnych przeżyć twórcy i wyktó-raża jego stosunek do otoczenia i do własnej sytuacji w świecie, stosunek

69 nie wyczerpujący się na estetycznej kontemplacji i filozoficznej reflek-sji, ale obejmujący również etyczny aktywizm osądów, decyzji prze-obrażeń. […] „Pieśniarstwo” Zycha nie jest […] założeniem warszta-towym, technicznym, ale jego? – rzec by można – ontologiczną wła-ściwością, wynikającą z najbardziej elementarnych, niemożliwych do wyminięcia determinacji psychologicznych, jest spontaniczne i na pe-wien sposób nieuniknione. […] w ten sposób [poeta – M.S.] osiąga po-etycką niepodległość i suwerenność. Jakikolwiek mundurek takiej czy innej szkoły, grupy, tego czy innego kierunku literackiego zechcieliby-śmy mu przymierzyć, żaden nie będzie pasował idealnie. […] Nie zna-czy to bynajmniej, że Zych jest geniuszem, który nic nikomu nie za-wdzięcza. Przeciwnie, widać po jego wierszach, że całą nowszą poezję, od Staffa poczynając, przerobił bardzo gruntownie. Posiada rozległą i dobrze przyswojoną kulturę literacką, a równocześnie silną i pew-ną siebie indywidualność, dzięki której czerpać może z bardzo roz-maitych źródeł, nie popadając w bezstylowy eklektyzm. Ucząc się od wielu, nie staje się naśladowcą czy epigonem któregokolwiek ze swoich mistrzów.22

Warto dodać, że Leopold Staff był obiektem pierwszej poetyckiej fascynacji Zycha. Fascynacji ucznia szóstej klasy, któremu szkolna woźna potajemnie wypożycza książki ze zdeponowanej na szkol-nym strychu biblioteki. Poeta we wspomnieniach podkreśla, że wów-czas poezja Staffa była dla niego „lekcją pokazową całego XX wieku w poezji”23.

Do mistrzów, a raczej poetyckich przyjaciół, którzy także niewątpli-wie mieli wpływ na kształt twórczości Zycha, należą twórcy tłumaczeni przez poetę (poprzestańmy na tych wymienionych na początku szkicu).

We wstępie do antologii Z poezji bułgarskiej (napisanym w 1969 roku) Zych tak pisał o tej szczególnej więzi między autorem a tłumaczem:

22 S. L icha ńsk i: Miejsce na muzykę. [Recenzja tomiku Jana Zycha Wędrująca gra-nica (Kraków 1961)]. „Twórczość” 1962, nr 9, s. 74.

23 J. Zych: Zychowe prace. Monolog komponowany Jana Zycha…, s. 189.

70

Tłumaczenie, a szczególnie tłumaczenie poezji powinno być ofiarowa-niem przyjaźni. Nie myślę tu o przyjaźni osobistej tłumacza i autora, lecz o nici wewnętrznego porozumienia, o bliskości, która jest czymś więcej niż tylko znajomością tłumaczonych utworów, choćby to była nawet znajomość niepobieżna, nie ze wszystkich znajomości rodzą się przyjaźnie.24

W cytowanym już Monologu poeta również podkreślał, że w wier-szach, które tłumaczy, szuka czegoś, co jest jego, lub odwrotnie – prze-ciwnego spojrzenia, dzięki któremu będzie mógł spojrzeć w inny sposób, a to stanowi „uzupełnienie […] widzenia świata i dopiero z nim tworzy pełną całość”25. Zych twierdził, że dzięki poezji można poznać człowieka, zbliżyć się do niego, zaprzyjaźnić bardziej niż dzięki roz-mowom, ponieważ często poezja jest jedyną możliwością wypowie-dzenia tego, co dzieje się w człowieku najgłębiej26.

Wyrazy, takie jak pieśń, piosenka, śpiewanie pojawiają się we wczes- nej twórczości Pana na Korczynie dosyć często. Z tomu na tom coraz częściej powracają również słowa: wiersze, poezja, pisanie. W twórczo-ści Zycha nie brakuje też terminów poetyckich, najczętwórczo-ściej obecne są te dosyć powszechne: rym, metafora, strofa, ale jest też poemat roz-kwitający, poetyka opisowa, wiersz biały, jamb, metrum27. Pojęcia te nierzadko nabierają innego sensu, nierzadko też istnieją w tej poezji dzięki ich przenośnemu znaczeniu, odrzuceniu czy nego- waniu:

24 J. Zych: Zamiast wstępu. W: Ten że: Z poezji bułgarskiej. Kraków 1972, s. 5.

25 J. Zych: Zychowe prace. Monolog komponowany Jana Zycha…, s. 191.

26 Tamże, s. 192.

27 Niezwykle interesująca jest również metaforyka roślinna w odniesieniu do procesu twórczego, którą posługuje się Zych w Monologu komponowanym: wiersz rośnie, dojrzewa, można go przesadzić na kartkę, należy unikać wyrwania z korze-niami itp. Por. J. Zych: Zychowe prace. Monolog komponowany Jana Zycha w opracowa-niu Aliny Tarnowskiej. Cz. 1 i 2. „Magazyn Kulturalny” 1972, nr 3 i 4.

71 Kiedy wrócę z tego miasta,

nie będę szukał metafor:

pójdę na łąkę

i długo będę leżał w trawie.

*** Kiedy wrócę z tego miasta… (BpŚ, s. 72) Nie szukaj tu metafor. To zwyczajna opowieść.

Rymy, jeśli chcą, niech toczą się same.

To odrzucenie stylistyk, szkół zapomnienie, kiedy oczy zamykając otwieramy pamięć.

Opowieść (WG, s. 20–21)

W dawną nieufność powracam, nie dbając o rymy, choć mógłbym dać i rymy, żeby były jak bębny, ja, który dzieciom pomagam pisać na murze albo zaświecam światło, kiedy cień pada na różę.

Zamiast ody do szpiku kości (WG, s. 88–89) Stosowanie takich zabiegów może być spowodowane chęcią wydo-bycia utworów z kręgu sztuki, twórczości i nadania im statusu „zwy-kłej” wypowiedzi, bardzo autentycznej, w której mówi nie podmiot liryczny, a sam Zych, w której każde słowa mają wartość – nie są użyte tylko do rymu, nie są tylko oryginalnym epitetem, nie stanowią tylko pięknej metafory; tak jest np. w utworze Bez metafor z tomu Blizny po świetle.

Pan na Korczynie nie tylko z rezerwą korzysta z całego repertuaru środków poetyckiego wyrazu, ale również pokpiwa z tych, którzy pod-czas czytania skupiają się na strukturze dzieła poetyckiego:

Wy, co znaleźć jamb umiecie rozgryzając każdy wiersz, pieśni znacie drobne włókno,

72

do was zwracam się, powiedzcie:

jakim metrum ćwierka świerszcz, gdy mu smutno?

Pytanie półretoryczne (ZS, s. 53) Zych przywołuje tu świerszcza nie tylko jako element krajobrazu lat dziecinnych, ale też – a może przede wszystkim – jako symbol poezji.

Co istotne, taka symbolika cykających owadów bierze się właśnie z „zadawnionego współdziałania poezji, zwłaszcza lirycznej, z muzy-ką”28. Motyw świerszczy, koników polnych i ich zielonych skrzypiec będzie jeszcze nie raz pojawiał się w wierszach Zycha (raczej w tych napisanych w latach 50.), podkreślając tym samym pieśniowy rodowód jego poezji.

Jak już wspomniałam, poezja nie jest dla Pana na Korczynie zbio-rem środków poetyckich, nie rządzą też nią żadne ścisłe reguły.

Podchodzi on do zasad poetyki z dystansem, z właściwą sobie ostroż-nością. Zresztą stosunek Zycha do poezji „w ogóle” oraz do własnej twórczości i do siebie jako poety jest raczej ambiwalentny. Doskonale odzwierciedlają to dwa wersy utworu Kantata:

Myślałem: liryka to modlitwa najbardziej świecka.

A to może tylko pozdrowienie dla moli.

Kantata (US, s. 33–35) Przypisanie liryki do sfery sacrum (bowiem modlitwa – nawet świecka – będzie przecież sytuować się w sferze sacrum), a więc uzna-wanie jej za coś magicznego, nadprzyrodzonego, umożliwiającego

28 T. M icha łowsk a: Świerszcz i poeta. Na marginesie „Muzy” Jana Kochanowskiego.

„Pamiętnik Literacki” 1980, z. 4, s. 165–171. Michałowska, pisząc o źródłach symbo-liki świerszcza -poety (oraz cykad i innych podobnych owadów), odnosi się przede wszystkim do kultury starożytnej Grecji. Dawniej wierzono, że cykające owady to ludzie, którzy tak mocno kochali muzykę i poświęcali się jej, że zapomnieli o ca-łym świecie.

73 kontakt z tym, co nadludzkie – to wszystko zostaje tu podważone.

Owo „pozdrowienie dla moli” jest przeniesieniem do sfery profa-num, bowiem adresatami pozdrowienia miałyby być malutkie owady, ba, szkodniki – mole. Niejeden uznałby taką możliwość za bluźnier-stwo. Czasownik „myślałem” umiejscawia sakralizację liryki w czasie przeszłym (trudno stwierdzić, o jak odległym czasie tu mowa), a więc skłonność tę można przypisać świadomości młodego poety, który pod-chodzi do swojej twórczości w sposób niemal romantyczny. Jednak wystarczy choć raz podać w wątpliwość status poezji („pozdrowienie dla moli”!), by już nigdy nie miała tej wartości, co wcześniej.

Również w innych utworach Zycha spotykamy się z ambiwalentną postawą wobec poezji. Pojawia się wstyd spowodowany błahą, niską tematyką wierszy29, ale jest też poczucie, że nie ma tematów niskich i wysokich, „wszystko pragnie wyjaśnienia”30. Chodzi o to, żeby „zdać sprawę”, o wyraz wdzięczności wobec świata. Tylko tyle i aż tyle.

Pozostaje wierzyć Zychowi na słowo:

Wiem, jak się niebo obłokami obleka,

strumyków niedorzeczność w czas posuchy znam i wiele wzruszeń jestem winien światu:

strumyków niedorzeczność w czas posuchy znam i wiele wzruszeń jestem winien światu: