(Zbigniew Herbert)
Księgarz, przed którym położyłem na ladzie dwa małe tomiki znalezione na wysokiej półce, spoj-rzał z niedowierzaniem.
– Poezje – dziwił się – ależ tego nikt prawie nie kupuje. To handlowa makulatura.1
Z
dziwił się księgarz. Zdziwił się i Zbigniew Herbert, zatapiając się w melancholijnych rozważaniach nad zmierzchem poezji Anno Domini 1948, czego efektem był pierwszy z felietonów cyklu Poetyka dla laików w „Tygodniku Wybrzeża”, mającego na celu „wyjaśnienie szeregu zaciemnionych pojęć o wartości i znaczeniu słów, jako two-rzywa poetyckiego”2.1 Z. Herber t: Poezja w próżni? W: Ten że: Węzeł gordyjski oraz inne pisma rozpro-szone 1948–1998. Warszawa 2001, s. 366. Dalej jako WG z podaniem numeru strony.
[Prwdr. „Tygodnik Wybrzeża” 1948, nr 38, s. 10].
2 Cyt. za: Z. Herber t: Noty o tekstach (WG, s. 754).
22
Edukację „człowieka ery atomowej” Herbert rozpoczął od wyja-śnienia podstawowych zagadnień, dotyczących poezji i języka poetyc-kiego, przez obywateli postrzeganego jako „jakieś wywijasy i łamańce językowe pozbawione odrobiny sensu”, w których „maluje się śle-dzie na zielono, żeby trudniej było odgadnąć”3. Już w tej pierwszej lekcji z poetyki normatywnej zdradził, że jego ambicje sięgają znacz-nie wyżej niż pisaznacz-nie elementarza i dowodzeznacz-nie, że poezja „to jest to, czego nie można wyrazić prozą”4. Postanowił nie tylko pokazać, na czym polega piękno i wartość poezji, ale przede wszystkim, dla-czego jest „artykułem pierwszej potrzeby” koniecznym do codzien-nego życia – co nie umniejsza, podkreślał, jej roli w rozwoju ludzkości jako forpoczty nowych idei, wolności, postępu i pokoju, czy znacze-nia w wymierzaniu sprawiedliwości światu i ukazywaniu jego piękna.
Zdaniu temu zaprzeczył jednak kilkadziesiąt lat później, pisząc:
„Historia nie zna ani jednego przykładu, aby sztuka czy artysta kie-dykolwiek czy gdziekolwiek zdołały wywrzeć bezpośredni wpływ na losy świata – i z tej smutnej prawdy wypływa wniosek, że powin-niśmy być skromni, świadomi swej ograniczonej roli i siły”5. Jeszcze większy sceptycyzm wobec możliwości postępu ludzkości, zwłaszcza moralnego, objawił u schyłku życia. Otóż Pan Cogito z „faktu przy-swojenia sobie / wiedzy, że Ala ma kota”, „wyciągnął zbyt daleko idące konsekwencje”6, że: możliwy jest postęp i zmiana ludzkiego świata, a człowiek ma prawo do ferowania wyroków moralnych i estetycz-nych, podczas gdy wystarczyło „poprzestać na mądrości starych górali o braku prawdziwego postępu”, by zyskać:
3 Z. Herber t: Poezja w próżni? (WG, s. 366).
4 Tamże, s. 367.
5 Z. Herber t: Poeta wobec współczesności (WG, s. 44). [Prwdr. „Odra” 1972, nr 11, s. 48–50].
6 Z. Herber t: Ala ma kota. W obronie analfabetyzmu [z tomu Epilog burzy. Wro-cław 1998]. W: Ten że: Poezje. Warszawa 1998, s. 667. Wszystkie cytowane wiersze Herberta wg tego wydania (dalej z podaniem tomu, z jakiego utwór pochodzi, i nu-meru strony w zbiorze).
23 klarowną wiedzę
że wszelka filozofia jest zbyteczna a nawet szkodliwa
Ala ma kota. W obronie analfabetyzmu (Epilog burzy, s. 668) Już w Poezji w próżni? autor Struny światła sprzeciwił się artystow-skiemu pojmowaniu roli poezji i poety. Poeta nie stoi ponad światem, a poezja nie jest „tangensem samotności” (polemika z Aleksandrem Watem)7: jest „funkcją ludzką, arcyludzką” i „rozmową wzruszonego człowieka z bliźnim”8. Kilkadziesiąt lat później potwierdził tę opinię w rozmowie z Krystyną Nastulanką: „Są pisarze, którzy służą czy-stemu pięknu. Nie zazdroszczę im, czuję nawet odrobinę odrazy dla takiej postawy. Wiem, co to znaczy piekło estetów, piekło oderwanych od rzeczywistości”9. Cechą poezji ma być „przeźroczystość seman-tyczna” – słowo ma być „oknem otwartym na rzeczywistość”10.
Ów prymat rzeczywistości (a także „budowania wartości, dla któ-rych warto żyć” jako podstawowej funkcji kultury11) wciąż powracał nie tylko w wypowiedziach teoretycznoliterackich Herberta takich jak poniższa:
Sferą działalności poety, jeśli ma on poważny stosunek do swojej pracy, nie jest współczesność, przez którą rozumiem aktualny stan
7 Zob. A. Wat: List, Z wierszy dawniej drukowanych. W: Ten że: Poezje. Warszawa 1997, s. 257. Herbert, przytaczając lub komentując słowa „poetów współczesnych”, nie podaje ich nazwisk, ani źródeł cytatów czy parafraz. Wydaje się, że jedynie po-eci, których ceni, zasługują na wymienienie z imienia i nazwiska.
8 Z. Herber t: Poezja w próżni? (WG, s. 368).
9 Jeśli masz dwie drogi… Ze Zbigniewem Herbertem rozmawia Krystyna Nastulan-ka. „Polityka” 1972, nr 9. Cyt. za: J. Łu k a siew icz: Poezja Zbigniewa Herberta. War-szawa 1995, s. 115.
10 Z. Herber t: Poeta wobec współczesności (WG, s. 46).
11 Zob. Z. Herber t: Rozmowa o pisaniu wierszy (WG, s. 54). [Prwdr. jako wstęp do: Z. Herber t: Poezje wybrane. Warszawa 1973, s. 5–19].
24
wiedzy społeczno -politycznej i naukowej, a le rzecz y w istość, uparty dialog człowieka z otaczającą go rzeczywistością konkretną, z tym stołkiem, z tym bliźnim, z tą porą dnia, kultywowanie znikają-cej umiejętności kontemplacji.
A przede wszystkim – budowanie wartości, budowanie tablic war-tości, ustalanie ich hierarchii, to znaczy świadomy, moralny ich wy-bór z wszystkimi życiowymi i artystycznymi konsekwencjami, jakie z tym są związane – to wydaje mi się podstawową i najważniejszą funk-cją kultury12,
ale i w całej jego późniejszej twórczości poetyckiej i eseistycznej, także tej „rozproszonej” na wielość artykułów prasowych – polemik i przy-czynków do kwestii związanych z literaturą, sztuką i filozofią, jakie popełnił na przestrzeni 50 lat. W Martwej naturze z wędzidłem Herbert wyznawał:
Za sprawą obrazów doznawałem łaski spotkania z jońskimi filozofami przyrody. Pojęcia kiełkowały dopiero z rzeczy. Mówiliśmy prostym ję-zykiem żywiołów. Woda była wodą, skała skałą, ogień ogniem. Jak to dobrze, że zabójcze abstrakcje nie wypiły do końca całej krwi rzeczy-wistości.13
Pozwalały mu zachować to, czego pragnął Pan Cogito z wiersza Pan Cogito i wyobraźnia, a mianowicie jasną świadomość świata, wiedzę, że:
ptak jest ptakiem niewola niewolą nóż nożem śmierć śmiercią…
(Raport z oblężonego Miasta, s. 454)
12 Z. Herber t: Poeta wobec współczesności (WG, s. 45).
13 Z. Herber t: Martwa natura z wędzidłem. Wrocław 1993, s. 110.
25 To jasność, jakiej doświadcza się w kontakcie z dziełami sztuki Dawnych Mistrzów. Ich obrazy pozwalają dotrzeć do jednoznacz-nych, najprostszych przestrzeni („powierzchnie ich obrazów / są gład-kie jak lustro” – Dawni Mistrzowie, Raport z oblężonego Miasta, s. 447), do których słowa prowadzą nas niezwykle rzadko. Poeta nazwał swoją twórczość „wycieczką aktywnej wyobraźni w poszukiwaniu struktury, porządku”, a ustami Vermeera wygłosił następującą dekla- rację:
Jeśli dobrze rozumiem moje zadanie, polega ono na godzeniu człowie-ka z otaczającą rzeczywistością, dlatego ja i moi cechowi bracia […] bę-dziemy mówili światu słowa pojednania, mówili o radości z odnale-zionej harmonii, o wiecznym pragnieniu odwzajemnionej miłości.14 Jaką poezję zatem cenił Zbigniew Herbert i które nazwiska uznał za warte przywoływania? W tekście przygotowanym na wieczór poetycki w Teatrze Narodowym 74 -letni poeta, pisząc o poezji polskiej, przy-woływał tę „urodzoną na królewskich pokojach, z piętnem siły, pro-stoty i godności”15, a mianowicie: Jana Kochanowskiego („znakomi-tego od razu”), Franciszka Karpińskiego („Niesłusznie zaliczanego do rzędu poetae minores”16), Juliusza Słowackiego, Cypriana Kamila Norwida („Poeta -filozof w kraju, gdzie o każdą myśl za późno”17), Tadeusza Gajcego („Materia jego poezji z ognistego proroczego snu”18) i Krzysztofa Kamila Baczyńskiego („Pokolenie głupio nazwane pokole-niem Kolumbów”19). Widział w niej pragnienie „życia, przygody, Boga
14 Tamże, s. 168.
15 Z. Herber t: Słowo na wieczorze poetyckim w Teatrze Narodowym 25 maja 1998 roku (WG, s. 94).
16 Tamże.
17 Tamże, s. 97.
18 Tamże.
19 Tamże, s. 98.
26
i prawdy”20 i nadzieję, którą sam wciąż żywił, a którą 159 lat wcześniej zawarł w swoim najsłynniejszym testamencie poetyckim Słowacki:
Jednak zostanie po mnie ta siła fatalna, Co mi żywemu na nic… tylko czoło zdobi – Lecz po śmierci was będzie gniotła niewidzialna,
Aż was, zjadaczy chleba – w aniołów przerobi.21
Kontynuując swoją młodzieńczą przygodę edukacyjną z Poetyką dla laików22, Herbert zajął się tłumaczeniem specyfiki języka poetyckiego,
„nowego języka”, w którym „człowiek normalny chociaż poeta”23 (Konstanty Ildefons Gałczyński) księżyc przyrównuje do kałamarza24. Herbert uznał „problem słowa” za zasadniczy problem literatury, z którym muszą zmagać się wszyscy wybitni poeci. Chodzi nie tylko o to, by, jak u Norwida, „Odpow iednie dać rzecz y – słowo!”25, ale by nie stracić nad nim panowania: „[…] są również tacy twórcy, dla których słowo oddziela się od rzeczy, nabiera fizycznych właściwo-ści, żyje własnym życiem. Poeta nie tylko myśli słowami, ale zamie-niają się one na istoty, które można słyszeć, dotykać, widzieć”26, jak w Królu -Duchu Słowackiego czy u symbolistów, a zwłaszcza Arthura Rimbauda, który odkrył kolor samogłosek27. Stąd tak ważne jest, by
20 Tamże.
21 J. S łowack i: Testament mój. W: Ten że: Dzieła wybrane. Wiersze i poematy. Wyb.
i przedmową opatrzyli M. Bi z a n, P. Her t z. Warszawa 1983, s. 74.
22 Zob. Z. Herber t: Od słowa ciemnego chroń nas… (WG s. 369–371). [Prwdr.
„Tygodnik Wybrzeża” 1948, nr 39, s. 10].
23 Tamże, s. 369.
24 Zob. K.I. Ga łcz y ńsk i: Noctes Aninenses, III Nocny testament. W: Ten że: Wybór poezji. Oprac. M. Wyk a. Wrocław 1982, s. 126.
25 C. Nor w id: Ogólniki. W: Ten że: Pisma wybrane. T. 1: Wiersze. Wyb. i objaśnił J.W. G omu l ick i. Warszawa 1983, s. 271.
26 Z. Herber t: Od słowa ciemnego chroń nas… (WG, s. 370).
27 Zob. A. R imbaud: Samogłoski. Przeł. A. Wa ż yk. W: Ten że: Poezje. Oprac.
A. Wa ż yk. Warszawa 1956, s. 73.
27
„wnikać w wartość słowa”, nie tylko poprzez jego znaczenie, ale i przez
„podszewkę”. I zadanie dla czytelnika: „Niech stara się usłyszeć jego dźwięk, poznać barwę, światło i ciężar”28. Najdobitniej pragnienie dotarcia do „wartości słowa” (istoty, źródłowych sensów) Herbert wyartykułował w wierszu Chciałbym opisać:
oddam wszystkie przenośnie za jeden wyraz
wyłuskany z piersi jak żebro za jedno słowo
które mieści się
w granicach mojej skóry
(Hermes, pies i gwiazda, s. 86) Utwór ten wyraża „odwieczne marzenie poety”, aby: „jego dzieło stało się konkretnym przedmiotem, jak kamyk albo jak drzewo, aby – utworzone z podległej nieustannym przemianom materii języka – zasłużyło na długotrwałe życie”29.
Tylko w ten sposób „po ostatniej wojnie, po potopie kłamstw”, przez przywrócenie wartości słowu (wybawienie od „słowa ciemnego”), możliwe będzie odbudowanie moralne świata: „Musimy na nowo oddzielić zło od dobra, światło od ciemności”30. To literatura przede wszystkim, a nie nauka czy wiara, ma pełnić tu rolę etycznego i spo-łecznego strażnika. Herbert – zarówno jako „Patryk przyczynkarz”31 z działu Bez ogródek w „Tygodniku Powszechnym”, jak i autor innych
28 Z. Herber t: Od słowa ciemnego chroń nas… (WG, s. 371).
29 Z. Herber t: Lyrik heute. W: Ten że: Inschrift. Frankfurt am Main 1973, s. 12.
Cyt. za: K. Dedecius: Uprawa filozofii. Zbigniew Herbert w poszukiwaniu tożsamości.
Przeł. E. Fel i k sia k. W: Poznawanie Herberta. Wyb. i wstęp A. Fra na szek. Kraków 1998, s. 139.
30 Z. Herber t: Od słowa ciemnego chroń nas… (WG, s. 371).
31 Jako „Patryk” podpisywał się także pod tekstami publikowanymi w „Dziś i Jutro” oraz „Słowie Powszechnym”.
28
„pism rozproszonych” – stawał na straży owego „strażnika”, czy to nie mogąc powstrzymać się przed złożeniem „ostrego protestu metodo-logicznego” recenzentowi Niobe, który nawał „bohaterkę” poematu Gałczyńskiego „nieszczęśliwą boginią”, zamiast „nieszczęśliwą królo-wą”32, czy to ubolewając nad brakiem rzetelnych dyskusji literackich i nad tym, że „biedni krytycy” zamiast „rozbierania literatury” (głów-nie z braku tejże), „muszą rozbierać się sami”33.
Herbert w swej twórczości poetyckiej pokazywał, że ani nauka, ani wiara nie mogą rościć sobie prawa do wyłączności, do słuszności i nie-omylności, gdyż nie są w stanie ogarnąć całej złożoności świata i czło-wieka, jak w Herbertowej Ścieżce, czy jak w poniższym wierszu:
Pan Bóg kiedy budował świat marszczył czoło
obliczał obliczał obliczał dlatego świat jest doskonały i nie można w nim mieszkać
W pracowni (Studium przedmiotu, s. 235) – gdzie ujawniał skazę w wizji świata Leibniza (która miała łączyć naukę i wiarę)34 – to, co miało być gwarantem harmonii
(pogodze-32 Z. Herber t: Niobe boginią? (WG, s. 403). [Prwdr. „Tygodnik Powszechny”
1952, nr 16, s. 8].
33 Zob. Z. Herber t: O wyższości rękoczynu nad dyskusją (WG, s. 465). [Prwdr.
„Tygodnik Powszechny” 1957, nr 33, s. 7].
34 Chodzi o Leibnizowskie twierdzenie, że nasz świat jest tylko jednym z wielu światów, ale najlepszym z możliwych. Według niemieckiego filozofa Bóg, jak mate-matyk, stosujący rachunek wariacyjny do znalezienia wartości ekstremalnej, wybie-ra do stworzenia właśnie ten świat – najdoskonalszy z możliwych. Możliwe jest, co prawda, istnienie innych światów, ale wszystkie byłyby mniej harmonijne. Poznanie i stopienie się z ową harmonią jest istotą ludzkiego szczęścia; przekonanie, iż jest to najważniejszy cel ludzkiego życia i że na dopasowaniu się do owej harmonii polega naczelny obowiązek człowieka, wynika wprost z Leibnizowskiej teodycei. W. Ta -t a rk iew icz: His-toria filozofii. T. 2. Warszawa 1993, s. 79–80.
29 nia człowieka z rzeczywistością), stoi na jej przeszkodzie. Herbert był sceptyczny co do możliwości zasypania przepaści między nauką a wiarą. Poeta nie powinien żadnej z nich służyć (także Johann Wolfgang Goethe uważał, że poeta nie powinien opowiadać się po którejkolwiek stronie). Nie tylko tu dostrzegalna jest niechęć Herberta do jednostronności: „do wszelkich uproszczeń, usiłujących sprowa-dzić wielość i różnorodność świata do jednej, abstrakcyjnej formuły”35. Przyświecająca Herbertowi pokusa wniknięcia w wartość słów „od podszewki” miała wagę Miłoszowego pragnienia zaglądnięcia pod
„podszewkę świata” i pojęcia niepojętego:
– Kiedy umrę, zobaczę podszewkę świata.
Drugą stronę, za ptakiem, górą i zachodem słońca.
Wzywające odczytania prawdziwe znaczenie.
Co nie zgadzało się, będzie się zgadzało.
Co było niepojęte, będzie pojęte.36
To wyraz odwiecznej tęsknoty do absolutnego poznania, dotknię-cia istoty rzeczy, ale i do prostoty, dotardotknię-cia do najprostszej elemen-tarnej rzeczywistości37, do „wilgotnego serca rzeczy” (Ścieżka, Napis, s. 319):
dwa może trzy razy
byłem pewny
że dotknę istoty rzeczy i będę wiedział
35 A. Fra na szek: Ciemne źródło (o twórczości Zbigniewa Herberta). Londyn 1998, s. 192.
36 C. M i łosz: Sens. W: Ten że: Dalsze okolice. Kraków 1991, s. 60.
37 Zob. J. Kw iat kowsk i: Imiona prostoty. W: Ten że: Magia poezji (O poetach pol-skich XX wieku). Kraków 1997, s. 312.
30
[…]
będę siedział nieruchomy zapatrzony w serce rzeczy martwą gwiazdę
czarną kroplę nieskończoności
Objawienie (Studium przedmiotu, s. 285–286) Dążenie do jasności dostrzegamy w zacieraniu granicy między poezją a prozą, to – jak podkreślał Marek Adamiec – jedna z naj-ważniejszych cech języka artystycznego poety, języka „nie tylko zacierającego granice między poszczególnymi instancjami nadaw-czymi, uczestniczącymi w teatrze mowy konkretnych tek-stów, ale także między poszczególnymi gatunkami mowy, naru-szając wreszcie nieomal sakralne rozróżnienie między »poezją«
a »prozą«”38:
tak się miesza tak się miesza we mnie
to co siwi panowie podzielili raz na zawsze i powiedzieli
to jest podmiot a to przedmiot
Chciałbym opisać (Hermes, pies i gwiazda, s. 87)
38 M. Ada m iec: „…Pomnik trochę niezupełny…”. Rzecz o apokryfach i poezji Zbi-gniewa Herberta. Gdańsk 1996, s. 158.
31 W rozmowie z Renatą Gorczyńską Herbert wyznawał, że jego twór-czość jest „projekcją osobowości”:
[…] autor jak gdyby nie występuje we własnej osobie. On stwarza pew-ną osobowość poetycką, która – niestety – jest lepsza od niego. Bo ja uważam, że człowiek nie jest tym, czym jest w istocie – a któż z nas wie, kim jest – tylko tym, czym chciałby być. […] Wzruszające, że to dążenie, próba przeskoczenia siebie, to jest właśnie literatura. To tę-sknota do lepszego „ja”, które sobie wymyśliłem, i które się potem na mnie mści. Bo ludzie mówią: „Patrzcie, on tak pisze, a tak żyje – coś takiego!”39
Mowa jest jedynym królestwem poety (którego jest suwerennym władcą i prawodawcą)40, a „artysta powinien ukryć się w swoim dziele, tak jak w przyrodzie kryje się jej Stwórca”41.
Herbert był świadomy, że w jego tekstach zostały zatarte wymie-nione granice (a także „perspektywy całości twórczości”, gdzie jedne teksty odsyłają do innych w celu weryfikacji zawartych w nich sensów).
Świadomie też u progu twórczości zrezygnował z „żarłocznego rymar-stwa”, widząc, czyhające z powodu „zużycia” rymów, niebezpieczeń-stwo sztuczności i banału:
Rymy zużyte, czyli jak się to mówi „ograne”, tracą wartość, bo przesta-ją nas niepokoić i wzruszać. Łatwo je przewidzieć, powracaprzesta-ją natrętnie jak mucha. Z nieba poezji spadają jak jałmużna dla ubogich grafoma-nów i łzawych autorów piosenek ulicznych.42
39 R. G orcz y ńsk a: Sztuka empatii. Rozmowa ze Zbigniewem Herbertem. „Zeszy-ty Literackie” 1999, nr 4, s. 158.
40 Z. Herber t: Rozmowa o pisaniu wierszy (WG, s. 52).
41 Z. Herber t: Lyrik heute. W: Ten że: Inschrift…, s. 139.
42 Z. Herber t: Poeci i rymarze (WG, s. 372). [Prwdr. „Tygodnik Wybrzeża” 1948, nr 42–43, s. 8].
32
Rym rzadki43 (jak w Beniowskim Juliusza Słowackiego czy Rymie Antoniego Langego) lub „zniesienie rymu” to jedyne, co może pomóc poecie nie zgubić „porządku i proporcji” własnych myśli44. Herbert był jednym z tych niewielu poetów, których rymy nie podniecały i który przyłączył się do buntu przeciw ich tyranii: „Bo istotnie, rym nie decyduje, czy dany utwór jest czy nie jest wierszem. […] Jest on, jak określono, dzwonkiem alarmowym, który sygnalizuje: Uwaga. Proszę o natchniony wyraz twarzy. Zaczyna się wiersz”45.
Uważał, że rzadkość powinna także cechować przenośnie („bilety do nieba”), a słowa należy „tak łączyć, aby one wzruszały ramionami, dziwiąc się sąsiadom”46. Dzięki nim poezja staje się czarodziejską różdżką, która ożywia „szary i niewidomy” świat. „Świat poezji zna tylko jedno prawo – prawo twórczej wyobraźni”47, to daje jej wszech-moc wyrwania zarówno twórcy, jak i czytelnika z szarej codzienno-ści i wypłynięcia na szerokie wody: „Czekają nas wówczas niezwy-kłe podróże i przygody po lądach i morzach wszystkich zmyślonych atlasów…”48. Ważne jest, podkreślał, aby czytelnik stał się partnerem poety, który akceptuje „reguły gry” (rozumie intencję autora, jego zamiary, poetykę i świat) – „gry wyobraźni”, która jest „grą na serio”49, grą niepozbawioną jednakże rygoru:
43 „Pokonuje się przeciwnika posunięciem nieoczekiwanym (w poezji zaska-kujący rym)”. Z. Herber t: Warsztat Majakowskiego (WG, s. 383). [Prwdr. „Arkona”
1948, nr 10–12, s. 11].
44 Z. Herber t: Poeci i rymarze (WG, s. 373).
45 Tamże, s. 374.
46 Z. Herber t: Bilet do nieba, czyli przenośnie (WG, s. 376). [Prwdr. „Tygodnik Wybrzeża” 1948, nr 46, s. 8]. Tekst skrytykował W. W ir psz a w artykule Nie ma bi-letów do sztuki („Tygodnik Wybrzeża” 1948, nr 49–50), co zakończyło współpracę Herberta z pismem.
47 Z. Herber t: Bilet do nieba, czyli przenośnie (WG, s. 377).
48 Tamże, s. 378.
49 Z. Herber t: Rozmowa o pisaniu wierszy (WG, s. 49).
33 W poezji, jak w każdej sztuce, obowiązuje zasada kompozycji i ry-goru. Inaczej mówiąc świadome i odpowiedzialne organizowa-nie piękna. Bo rygor jest sztuką skreśleń. Sztuką zastępowania paru słów jednym słowem, gdyż na tym właśnie polega poetyckie bo-gactwo. A jak tu skreślać, jak tu realizować własny zamysł, jak tu osaczyć wzruszenie, jeśli nieopanowana śpiewność narzuca inne treści, inne skojarzenia, tak urocze, że trudno z nich zrezygno- wać.50
Herbert również w swoim języku poetyckim, zgodnie z młodzień- czym teoretycznoliterackim wokabularzem, uciekał od wszelkich ekstremów, a nade wszystko od „ciemnego słowa”. Stąd skromność w doborze środków (oszczędne, dyskretne obrazowanie, bez nad-miernej metaforyki) i podporządkowanie ich refleksji, a nie olśnie-niu odbiorcy wiersza. Styl trochę melancholijny, ale budowany rze-czowym opisem, powtórzeniem, kontrastem. Podobnie jak Julian Przyboś, Herbert przywiązywał wagę do elipsy i do oszczędności lek-sykalnej, ale odrzucał Peiperowską teorię poezji jako tworzenia pięk-nych zdań51. Metafora działająca na zasadzie zaskoczenia była mu obca (wolał oczywistość). Znacznie bliższy był tu Czesławowi Miłoszowi niż krakowskim awangardzistom. Z Miłoszem łączyły go także: ład, koherencja, brak deformacji słów, składnia mowy potocznej, a przede wszystkim traktowanie poezji jako metajęzyka historii i kultury. Stąd
„aktywizacja międzysłowia”, stąd związki erudycyjne z filozofią, lite-raturą, sztuką („istotne dla interpretacji konteksty interdyscypli-narne”), uniwersalizujące problemy przedstawione w poezji Herberta i wprowadzające kontekst etyczny oraz sankcjonujące „wysoki status
50 Z. Herber t: Od liry do katarynki (WG, s. 381). [Prwdr. „Tygodnik Wybrzeża”
1948, nr 47, s. 10].
51 Samą twórczość i dokonania Tadeusza Peipera bardzo cenił. Zob. Z. Her ber t: Tadeusz Peiper (WG, s. 448). [Prwdr. „Nowe Sygnały” 1957, nr 15, s. 5]; Z. Her -ber t: Niewygłoszone przemówienie o Tadeuszu Peiperze (WG, s. 460–461). [Prwdr. „Ty-godnik Powszechny” 1957, nr 27, s. 4].
34
autora wewnętrznego, jego dojrzałość, a także »przygotowanie« do roli komentatora oraz sędziego rzeczywistości”52.
Herbert -teoretyk literatury i Herbert -poeta wyrażali te same ocze-kiwania i cele:
Podmiot Herberta lubi utożsamiać się z „kimś zwykłym”, gdyż uwa-ża, że w ten sposób pozostaje bliżej metafizycznej zagadki, jaka kryje się w życiu każdego człowieka. Miara codzienności jest u niego próbą obnażającą różne wmówienia, mitologizacje, także o charakterze tota-litarnym. Wymiar codzienny, zwykły, jest przy tym blisko pewnej sa-kralności, międzyludzkiego ciepła, dobra
– podkreślała Anna Nasiłowska53.
W utworze Pan Cogito. Ars longa Pan Cogito -poeta wygłosił expli-cite manifest poezji codzienności. Krytykował tych, którzy „pragną wyrwać poezję / ze szponów / codzienności” i „już za młodu / wstę-pują do zakonu / Przenajświętszej Subtelności / i Wniebowstąpienia”:
nie przeczuwają nawet ile obietnic
uroków niespodzianek kryje w sobie język którym gadają wszyscy hycel i Horacy
Pan Cogito. Ars longa (Epilog burzy, s. 646–647)
52 D. Opack a -Wa la sek: „…pozostać wiernym niepewnej jasności”. Wybrane proble-my poezji Zbigniewa Herberta. Katowice 1996, s. 28.
53 A. Na si łowsk a: Zbigniew Herbert: Pan Cogito ma kłopoty. W: Sporne postaci pol-skiej literatury współczesnej: Kontynuacje. Red. A. Brod zk a, L. Bursk a. Warszawa 1996, s. 37–38.
35
„Anachoreci czystej poezji”, biorący udział w Festiwalu Poezji Obu Półkul, nie dostrzegają, że nie jej język jest w stanie opanować
„Anachoreci czystej poezji”, biorący udział w Festiwalu Poezji Obu Półkul, nie dostrzegają, że nie jej język jest w stanie opanować