obroną i nie żąda mieć obrońcy z urzędu, w takim razie może zabrać głos dopiero po odczytaniu raportu.
163
Prezes.
Słusznie. Lahorie, odpowiadaj tylko na zadane przezemnie pytania.Lahorie.
idąc aresztować ministra, mniemałem iż jestem posłuszny rozkazom Ma
leta, jako mającego wyższą władzę nade- mną. Co do tytułu ministra, ten jedynie przyjąłem z powodu zamięszania i przez bojaźń o życie księcia Royigo. Z tegoto jedynie powodu przywłaszczyłem tytuł ministra; lecz jeślibym sądził że nim je stem rzeczywiście, korzystałbym wówczas z tego i przynajmniej uwolniłbym kilku moich spółwięźniów w la Force. W ięcej powióm: że tylko przez szlachetność zgo
dziłem się na przyjęcie tego tytułu, i jedy
nie aby ratować życie ministrowi; albo
wiem pierwsze słowa, które wyrzekłem mając go już w ręku, były: „Winszuj so
bie żeś popadł w szlachetne ręce, albo
wiem nic ci się złego nie stanie.“ Późnićj
164
zaś widząc, że wkoło niego zwiększa się zaburzenie, dodałem: „Dla bezpieczeń
stwa twojej osoby nie widzę innego środ
ka, nad przesłanie cię do więzienia la For- ce.“ Niewiedząc jak mam dozorcy kazać go przyjąć, musiałem przybrać jakikol
wiek tytuł. Lecz niech mi pokażą choć je
dno pismo, w którembym przywłaszczył urząd ministra.
Prezes,
Nadto jesteś światły, abyś mógł dać się omamić pismom pokazanym przez Maleta, a które nie miały najmniej*szćj cechy autentycznej.
— Panie prezesie,— odrzekł Lahorie,—
dozorca więzienia oznajmił mi o mojem uwolnieniu, jak się to zwyczajnie donosi więźniowi. Wychodząc spotkałem genera
ła Maleta, który mi oddał pakiet. Prędko mówił o jakićjś uchwale senatu i o wszy- stkióm co zaszło. Musiałem więc uwierzyć
w uowy rząd: słowem, mniemałem, że bio
rę udział w rew olucji, ale nie w spisku.
Prezes.
Musiałeś przecież znać ex-ge- nerała Maleta. Czjż dawniej, nie siedział i panem w więzieniu la Force?— Tak, lecz odkąd wyszedł z więzie
nia , nie miałem z nim żadnjch ani pośre
dnich, ani bezpośrednich stosunków: nie wiedziałem o niczćm co się działo, a sam miałem wkrótce odjeżdżać do Stanów Zjednoczonjch Ameryki, kiedy mi donie
siono żem wolny. Będąc już skazanym na wygnanie i niespodziewając się wyjść z więzienia chyba tylko dlatego, aby być rzuconym na obcą ziemię, opuściwszy mój majątek, mogę być więcej od innych usprawiedliwiony za to, żem łatwowier
nie przyjął nadzieję Iepszćj przyszłości. Ci, którzy znają serce ludzkie, wiedzą dobrze, iż należy wybacząć pierwszą chwilę błędu,
166
mianowicie w człowieku niemającym je
dnej minuty do namysłu. Malet rzekł do mnie: Niema chwili do stracenia. Widzia
łem już dzień 18 brumaira, była to rew o
lucja, która się odbyła tym samym sposo
bem, jak to wiadomo wam wszystkim Panowie.
Prezes.
Nie m ówię, że jesteś twórcą spisku, lecz tylko, że są dowody, iż czynny miałeś w nim udział.Prezes zapytał Guidala: lecz ten od w o
łał się do odpowiedzi, jakie dał podczas indagacyi, użalając się gorzko, że nićma obrońcy, lubo dwóch nawet wymieni!
rapporterowi.
Kapitan Delon.
Powiedziałem oskarżonemu, iż może obrać kogo tylko zechce.
Prezes rozkazuje oskarżonym Regnier i Fessard aby powstali. Potem obracając się do Guidala:
167
— Czy poznajesz tych dwóch ludzi, na których pada podejrzenie, iż w ministe- ryum, w obecności twojćj, mówili te słowa:
„D o czegóż tyle zachodów? naszpikować ich raczćj jak żaby!“
Na to zapytanie hrabiego Dejean, od
powiedział Guidal wzruszając ramiona
mi:
— Nieznam tych dwóch ludzi.
Potćm odwrócił głowę w inną stronę, gwiżdżąc ścicha przez zęby,
Dowódzca Souiier, który od czasu roz
poczęcia badań, okazywał najżywszą nie- spokojność, wypytywany przez hrabiego Dejean, oświadczył, że dopiero po wypad
kach zaszłych dnia 23 dowiedział się, że generał, który przychodził do niego i do koszar, był Malet.
Prezes.
Przeczytałeś pan mniemane akta senatu?1.68
Souiier.
Nie, panie. Przeczytano mi je, lecz będąc wstanie gorączkowym, nic nie zrozumiałem.Żywa wszczęła się sprzeczka z tego po
wodu między Prezesem a Souiier, który przyznał się, iż wydał rozkaz zebrać kohor
tę i starał się usprawiedliwić swe postę
powanie, a raczej błąd, mówiąc:
— Niestety! Jaśnie wielmożny panie, wieść o śmierci Cesarza tak bardzo po
większyła gorączkę , iż w przeciągu kwa
dransa musiałem zmienić kilkakroć bie
liznę.
Fiąuerel. To prawda.
Prezes, A ty, któryś się odezwał, oo masz na usprawiedliwienie siebie?
Piąuerel.
Do stokroć, Panie Prezesie, to wcale nie trudno; obudził mię o w pół do czwartej z rana mój adjutant, mówiąc:Panie majorze, śpiesz się, dowódzca cię
169
potrzebuje.11 O pół do czwartej udałem się do komendanta, a ten rzekł: „Mój ko
chany kapitanie, smutną mam ci donieść wiadomość/' Cóż takiego? Czy minister wojny chce mi dać dymissyę? „Nie, Cesarz nie żyje!“ Tak byłem przerażony iż ustać na nogach nie mogłem. Dowódzca dodał:
„Usłyszysz uchwałę senatu, jaką odczytać każe generał: którego ta widzisz.11 Potćm powiedział mi jeszcze : „Pójdź przypasz pa
łasz , skoro ludzie twoi będą gotowi, odej
dziesz z pięcią kompaniami, jednę zosta
wisz przy mnie, którą wezmę z sobą.“
Gdy hrabia Dejean zapytał w tym przed
miocie Soulier’a, Malet szepnął mu do ucha jego i ten odpowiedział natychmiast:
— Tak mało o tem pamiętam, że pan Malet czyni mi uwagę iż on właśnie wy
dał rozkaz żołnierzom do wyjścia z ko
szar.
15
170
— Prawda, przydał Malet.
Kapitan rapporter
(do Soulier’a): Czy nic udałeś się Pan na ratusz, to jest do prefektury departamentu Sekwany ?— Tak, panie.
Prezes.
Skoro się udałeś osobiście z kompanią do prefektury, więcej przeto jak pe
wna , że sam musiałeś wydać i uprzednie rozkazy.
— Jeżeli wolno mi odezwać się przez chwilę — rzekł Malet, przerywając nową sprzeczkę zaszłą w tym samym przedmio
cie między hrabią Dejean i Souiier, — ja tę rzecz objaśnię. Kiedym przybył do do- wódzcy (a wszystko co m ówił dotąd, naj
szczerszą jest prawdą), znalazłem go w łóż
ku, tak chorego, iż w krótkim czasie po kilka razy zmienił bieliznę. Prosiłem go aby kazano wziąść broń kohorcie dla od
czytania przed nią uchwały senatu,
rożka-171
s!u dziennego i innych papierów. W ezwał więc adjutanta-majora i powiedział mu, • żeby kohorta stanęła pod bronią i przeszła pod moje rozporządzenie. Ponieważ kaza
łem dowódzcy aby wystąpiła kohorta, musiał przeto być mi posłuszny, w mnie
maniu, że jestem rzeczywiście generałem przysłanym przez senat; odegrywałem do
brze rolę, jego więc powinnością było po
słuszeństwo dla mnie.
Prezes
(z żywością). Powinnością jego było aresztować pana.— Jeszcze raz, Panie Prezesie, ja sam tylko wprowadziłem w błąd dowódzcę;
wszelkich do tego użyłem środków. W y padki świadczą o tern, wszyscy zaś ci ofi
cerowie, powtarzam, są niewinni.
— W takim razie, jacyż byli pana spól- nicy? — zapytał Prezes, — chciej ich wy
mienić.
172
— Francya cała, a Pan pierwszy, mości hrabio, jeśliby mi się powiodło.
Na te słowa nie jedna twarz pobladła między obecnemi.
Potem Prezes zapytał Piquerel’a :
— Czy byłeś obecny aresztowaniu mi
nistra policyi, i czy do ciebie nic nie mó
w ił?
P ip erel. Tak, panie prezesie. Rzekł do mnie: „Jeśliś człowiek honoru'1 i zro
bił poruszenie, którego niezrozumiałem, potśm dodał: „Jestem minister policyi.11 Niemam zaszczytu znać Pana, odpowie
działem. „Któż cię tu przysłał?11 Przypro
wadził mię tu generał, któregom nigdy niewidział. Niewiedziałem nawet dokąd nas prowadzono, — przydał Piquerel obra
cając się do słuchaczy.
Prezes.
Ty, czy Guidal, kazaliście zaprowadzić ministra do więzienia la Force?
173
— Nie ja , Panie prezydencie';
Lahorie.
To ja. Takeśmy się umówił z księciem Rovigo.Piąnerel.
Po wyjściu dopiero ministra z jego pałacu napotkałem pana Laborde, który m ówił do żołnierzy zgromadzonych w dzićdzińcu: „W róćcie na wasze kwatery;Cesarz żyje!“ Wszyscy wówczas zawołali:
Niech żyje Cesarz! a ja głośniej od innych, albowiem niezmiernie byłem rad, iż oznaj
mię moim kolegom tak dobrą nowinę.
Hrabia Dejean badał następnie oskarżo
nych: Fessard, Lefebre, Rogu i er, Steen- houver, Lebis i Provost. Rierne te narzę
dzia Maleta, nic ważnego nie zeznały. Pre
zes pytał dalej Boccheampe:
— Czy obwiniony Malet kazał ci wyjść z więzienia la Force?
— Niewićtn tego wcale, jasny panie,—
odpowiedział oskarżony, straszliwie kale-15*
174
czącfrancuzczyznę na sposób włoski— był to mały dozorca (pisarz). W ówczas w y
szedłem dla użycia nieco powietrza, albo
wiem w uchwale senatu było powiedzia
no, iż wszyscy więźniowie mają być uwol
nieni .
— Sam poprowadziłeś oddział straży?
— Nie, jasny panie. Niemogłem prowa
dzić straży, albowiem nieznałem nikogo.
— Cóż miałeś robić w ratuszu?
— Miałem prosić ministra o kartę po
bytu dla siebie. W tedy mię aresztowano, lecz jestem niewinny.
Prezes.
(obracając mowę do 'półkownika RabbcJ: Czy odczytano panu uchwałę enatu, rozkaz dzienny i proklamacyę?
— Tak, panie hrabio. Owoż jak to się odbyło: K oło godziny ósmej stawa prze- demną mój adjutant, trzymając w ręku pakiet. „Półkowniku, rzekł do mnie, mamy
175
dziś dużo nowin“, Niemógł dalćj mówić tak bardzo był zadyszany. Nakoniec zaczął czytać, a z pierwszych słów dowiedziałem się, iż Cesarz zginął pod murami Moskwy i wzdrygnąłem się. Niewiem co się działo w moim umyśle, lecz ażeby nie upaść, mu
siałem oprzeć się o kominek. Po skończe
niu czytania rzekłem do mego adjutanta:
„Zginęliśmy, cóż się z nami stanie?" Ubra
łem się atoli z pośpiechem i udałem się na plac Vendóme, kiedy adjutant Laborde wszedłszy rzekł do mnie: „Jakto, tylko co spotkałem kilka twoich kompanij w ró
żnych stronach; cóż się to ma znaczyć?
W ówczas kazałem zwołać resztę i pobie
głem do generała Doucet, który ujrzawszy mię zawołał: „Cóż zrobiłeś Rabbe? Pa
nie generale, odpowiedziałem, jestem uwie
dziony; lecz już większa część oddziałów nazad wróciła.
116
Prezes.
Dla czego niezachowałeś przy sobie rozkazów ?— Oto cały mój błąd, Panie brabio;
głow ę straciłem. Nawet się niedotykałem tych rozkazów: adjutant je czytał; lecz sko
ro usłyszałem o zgonie cesarza, wiado
mość ta ścisnęła mi piersi tak, iż byłem jakby całkiem fizycznie i moralnie sparali
żowany.
Obwinieni Godart, Borderieux, Beau- mont, Limosin, RoufF, Vieillavielhe, Cau- mette i Caron byli następnie zapytywani kolejno; gdy ich zeznania ściągały się je
dynie do szczegółów wojskowych, Prezes przeto niezwłocznie zajął się badaniem Rateau.
—- Zeznałeś w czasie śledztwa — rzekł mu — żeś kilkakroć widywał obwinionego Maleta przed dniem dwódziestym trzecim?
177
— Bardzo przepraszam Jaśnie W ielmo
żnego Pana, — odpowiedział Rateau kła
niając się, — lecz to jest najistotniejszą prawdą.
Prezes.
To się niezgadza z zeznaniem Maleta, który utrzymuje, że cię wprzód nigdy nie widział.— Z przeproszeniem Jaśnie Wielmożne
go Pana, byłem u niego pięć czy sześć ra
zy; lecz nie w tym interessie tam chodziłem;
distinguo, jak powiada major.
— O to tylko rzecz idzie, że obwiniony znał cię i widywał. Ztąd słusznie wnosić można, że jeśli Malet nie powierzył ci wszystkich swoich zamiarów, przynajmniej część ich musiał ci objawić.
Rateau kłaniając się, uczynił głową znak zaprzeczenia.
Prezes,
(ciągnąc rzecz clalćjj. Powiedział ci: „Będziesz moim adjutantem."
178
Rateau.
Z przeproszeniem Jaśnie W ielmożnego Pana; nic mi nie powiedział aź dopiero potem.
— Naznaczył ci miejsce schadzki?
— Z przeproszeniem Jaśnie W ielm o
żnego Pana, to Boutreux, któregom na
potkał dniem przed tern, i który mi po
wiedział, że chce spędzić ze mną przyje
mnie wieczór, aby się zabawić w Paryżu, i że należy mi uwolnić się na 24 godzin, żebyśmy mogli pójść do Palais-Royal i zjeść obiad w Caveau du Sauvage, a ztamtąd iśdź do kawiarni Ślepych. Prawda, obiado
waliśmy razem; lecz wieczorem zamiast do kawiarni, zaprowadził mię na ulicę S. Pio
tra.... S. Fiakra.... S. W ilhelm a,.., wre
szcie nie przypominam sobie imienia Świę
tego, dokąd bardzo późno przybył generał Malet, bo czas był taki, iż niepodobna by
łoby wypędzić psa z kordegardy.. .W te d y ..
179
Prezes,
(przerywając]: Często nadużywałeś uprzejmości swych naczelników, pro
sząc o uwolnienie na dwadzieścia cztćry godziny, które trawiłeś w nieporządnych miejscach. Oddawałeś się pijaństwu, ja
koż widzę w regestrze kar, że często byłeś aresztowany za nieobecność w czasie ap~
pelu wieczorem, lub za wracanie już po capstrzyku, i to pijany, mianowicie 21 października.
— Z przeproszeniem Jaśnie Wielmożne
go Pana; chcę tę rzecz wytłumaczyć na korzyść mego sprawowania się: prawda, 21 spóźniłem się nieco; lecz to dla chwa
lebnej przyczyny. Przypadkiem znajdowa
łem się p.od „Słońcem Austerlickiem“ u ro
gatek de la Chopinette, kiedy niejakiś mianujący się kirassyerem na urlopie w Pa
ryżu, usiadł przy moim stole i zapytał czy byłem z 60 półku. Widzisz to dobrze,
180
odpowiedziałem mu. Ztąd od słówka do słówka.
Prezes.
Dosyć juź! to nas jedynie obchodzi, czy widywałeś razy kilka, lub nie, obwinionego Maleta.
— Z przeproszeniem Jaśnie Wielmożne
go Pana, widywałem go nieinaczej tylko przez pana Lafon.
— Byłeś atoli zawiadomiony, że wie
czorem lub nazajutrz masz włożyć mundur adjutanta?
— Z większem jeszcze przeproszeniem Jaśnie Wielmożnego Pana, ledwie w sa- mćj chwili, i to po wychyleniu kielicha z Boutreux, generał mi powiedział: „Bę
dziesz moim adjutantem i będziesz mi po
słuszny." Przyjąłem stopień, albowiem więdłem na kapralstwie i zamknąwszy oczy byłem posłuszny, co powinien czynić każdy wojskowy.
181
Prezes.
Dość tego. Teraz siadaj, a na- dewszystko cicho bądz.Rateau usłuchał, kłaniając się tą razą bardzo nisko, i zaczął sobie cóś notować:
lecz po chwili milczenia, hrabia Dejean zaradziwszy się kollegów, napisał kilka słów na kartce, którą przesłał kapitanowi Delon, ten przeczytawszy skinął głową na znak potwierdzenia.
— Zawiesza się posiedzenie na dwie godzin, — rzekł hrabia Dejean. — Żandar
my, odprowadźcie obwinionych.
I wyszedł hrabia z sali, a za nim człon
kowie sądu. Rozporządzenie Prezesa od
było się śród szeptów, uwag i zićwania obecnych. Była godzina ósma wieczorem.
Posiedzenie trwało więcej dwónastu go
dzin, a żaden sędzia ani na chwilę nie opu
ścił swego krzesła. O jedenastej dał się słyszćć gwałtowny dzwonek, a zaraz
po-16
182
tem głos pisarza Boudin, powtarzający kilkakrotnie: „Uciszcie się! uciszcie się!“
co rozproszyło niespokojność tych, którzy się już lękali, że sprawa odłożona zostanie- na jutro. W kilka sekund potem, członko
wie weszli do sali, i gdy zasiedli:
— Żandarmy, — rzekł hrabia Dejean—
przywołać obwinionych.
Ci wkrótce przybyli i zajęli swe miej
sca.
— Jak mniemam, wszyscy obwinieni byli zapytywani? spytał Prezes obracając się do Rapportera.
— Tak, Panie Prezesie, odpowiedział.
— W takim razie, zdaj Pan swój rap
port sądowi.
Kapitan Delon mówił trzy kwadranse, które mu wystarczyły na określenie czy
nów, bez dowiedzenia wszakże winy
ka-183
idego z oskarżonych; przez ten czas Malet nie przestawał notować.
— Sąd daje głos obwinionym i ich ob roń com — rzekł hrabia Dejean, kiedy skończył Rapporter. — Panie Malet, czy masz co powiedzieć na swoję obronę?
dodał.
Malet wstał i rzekł donośnym głosem:
— Człowiek, który postanowił być obrońcą praw swojego kraju, nie potrze
buje obrony: on zwycięża, lub umićra!
Na te słowa lekkie drżenie przejęło słu
chaczy. Prezes odezwał się natychmiast:
— Obwiniony Lahorie, masz głos.
Lahorie.
Powiedziałem już panom, mniemałem że widzę znowu dzień 18 brumaira, i poszedłem za generałem Malet, podobnie jak przed dwónastu laty po
szedłem za Bonapartem.
184
Jeden
Zsędziów.
Zbrodnią jest przypuszczać możność rew olucji, pod rządem Najjaśniejszego Cesarza.
Lahońe.
Ledwie wczora wieczór dowiedziałem się, że dziś rano sądzić mię mają. Prosiłem aby mi zostawiono świa
tło dla napisania mojćj obrony; wszystkie
go mi odmówiono, nawet adwokata.
— Tak, wszystkiego! — zawołał Guidal z uniesieniem — nawet świecy i pół bu
telki wina.
Prezes zwracając się wtedy do Guidala, rzekł łagodnie:
— Teraz mów Guidal, powiedz nam wszystko co tylko sądzisz pożytecznśm ku twojćj obronie, słuchamy cię.
Guidal.
Niech mię co prędzej rozstrzelają. Dawnom już uczynił ofiarę z mego życia.
185
Prezes*
A ty dowódzco Souiier? Oba*czmy, broń się, powiedz nam cokolwiek na swoję korzyść.
— Niestety, Jaśnie Wielmożny Panie!—
odpowiedział Souiier, niezmiernie wzru
szony, patrząc niespokojnie w o k o ło ,—-pi
sałem do jednego adwokata, ten mi nie nie odpowiedział.
— Nim nadejdzie, — rzekł jeden z sę
dziów, — tymczasem m ów sam w swojćj obronie.
Souiier wstał, był blady, i usiłując nie
jako przemódz siebie, mówił:
— Panowie, mam dwadzieścia pięć lat służby, cztćrnaście ran, żonę chorą i czwo
ro dzieci. W ostatnim miesiącu lutym, nie
przyjaciel opasywał Mont Jouy, gdzie ja dowodziłem. Ofiarował mi pół miliona franków i stopień generała w służbie hi
szpańskiej , jeślibym tylko przystał na ka
ll
6*-186
pitulacyą. Odpowiedziałem wystrzałami Ł-dział; potem zrobiwszy wycieczkę z pię
ciuset ludźmi mojćj załogi, rozbiłem pię
tnaście tysięcy Hiszpanów. Jaśnie W iel
możny Panie — d od a ł,—-proszę się spy
tać
JO.
Ministra wojny, a zaświadczy o tćm. Jestem niewinny, odwołuję się do waszej sprawiedliwości, do miłosierdzia.Mfrm czworo dzieci...
— D ow ódzco, —- rzekł hrabia Dejean niezmiernie rozrzewniony, — bądź spokoj
ny, rozpatrzemy twą sprawę z największą troskliwością i najbezstronniej.
Potćm , obracając się do Boccheampe:
— Sąd dozwala ci mówić.
— Prosiłem o obrońcę, albowiem mało umiem po francuzku. I wznosząc się na palcach, aby lepiej dojrzeć w sali:
— Czy nie ma tam mego szanownego
187
obrońcy? zapytał Boccheampe tonem bła
galnym.
— Obrońcy spać poszli, — odpowie
dział któś ze słuchaczy.
Jeden
Z Sgdziów. Mniejsza oto, mów, zrozumiemy cię dobrze.— A więc Jaśnie Wielmożni Panowie, jestem niewinny. Gdybym miał obrońcę, ten by wam wytłumaczył....ale jestem niewinny.
— A ty, półkowniku Rabbe? — zapytał Prezes.
— Panie hrabio, spuszczam się na świa
tło i sprawiedliwość sądu.
— Zginionyś! — rzekł Guidal ścicha, dodając grubijańskie wyrażenie.
— Ty, kapitanie Borderieux? mówił da
lej prezes.
— Ja — odpowiedział ten wstając, —
188
moja obrona nie długa będzie: „Niech żyje Cesarz!“ — zawołał z całej siły.
— Czy żaden z obwinionych nie prosi o głos? zapytał hrabia Dejean.
— Ja jeszcze nic nie mówiłem — ode
zwał się Picjuerel.
— Dobrze w ięc, mów, — rzekł hrabia Dejean.
— Chwilę tylko, — odpowiedział Pique- rel, — nie jestem adwokatem i prosiłem o obrońcę.
— Panie Prezesie, — przerwał adwo
kat Caubert, który przyjął ów trudny obo
wiązek z gorliwością i poświęceniem się, jakiego zgromadzenie adwokatów Paryz- kich tyle dało zaszczytnych dowodów, — miałem sobie poleconą nietylko obronę Piąuerela, lecz jeszcze i spółobwinionych Regnier’a, Steenhouvera i innych oficerów dziesiątej kohorty.
189
— W takim razie, masz głos — odpo
wiedział hrabia Dejean.
Najgłębsza nastąpiła cisza śród słucha
czy, a wzrok wszystkich oskarżonych zwró
cił się na. pana Caubert, który przybrany w togę tak zaczął:
„Panie prezesie i członkowie prześwie
tnego sądu! Na kilka tylko godzin przed tein mając sobie powierzoną obronę niektórych obwinionych, nieśmiałbym zaiste stanąć przed w am i, gdybym niebył przekonany, że większa ich część była obłąkana jedy
nie przez nieroztropność, i że nigdy w ser
ca ich niewcisnął się najmniejszy zaród winy.“
„Przedmiotem zasługującym na najwię
kszą uwagę, jest okoliczność, przez jaką wciągniętemi zostały osoby, broniono prze- zemnie. Budzą ich o drugiej godzinie po północy, w chwili kiedy jeszcze nie
wypo-190
częli należycie. I budzą ich, m ówię, dla oznajmienia śmierci Cesarza! Cóż to za wiadomość dla Francuzów, mianowicie, dla walecznych żołnierzy! Śmierć ich w o dza, a gdy wódz ten umarł, umarł ojciec dla swych dzieci. Jakże przypuścić pano
wie, żeby oni mogli zachować ową przy
tomność umysłu, potrzebną do zastano
wienia się nad tem, co im czynić każą?
W iecie teraz jak się to wszystko stało, i nie lękam się powiedzieć, że wszyscy ci, 4 których bronię, byli posłuszni wyższym rozkazom, o czem przekonywa tok spra
wy."
„D o jakiego zaś kresu ma dochodzić po
słuszeństwo żołnierzy ? Nie do mnie o tem
słuszeństwo żołnierzy ? Nie do mnie o tem