Teraz podzielono się czynnością. Laho
rie i Guidal, z jednym batalionem 10 ko
horty, poszli ku pałacowi Ministra Policyi u nadbrzeża Malaquais, prawie na kra
wędzi ulicy des Saints-Peres, Rateau zaś udał się do koszar straży Paryża. De
pesze dane przez Maleta wręczył adju- tantowi służbowemu, i żołnierze natych
miast stanęli pod bronią. Półkownik Rabbe i oficerowi’ zaledwie spojrzeli na
mnie-76
mane rozkazy Senatu i wyszli na wskaza
ne miejsca. Ze swej strony Boutreus, no
wy Prefekt Policyi, na czele silnego od
działu żołnierzy zajął dziedziniec prefektu
ry. Pracowity Pasąuier już był na nogach.
Boutreux objawił mu rozkazy Senatu.
— Cesarz nieżyje— rzekł zgóry;— znie
siono ustawę cesarstwa, Pan nie jesteś już Prefektem policyi.
Pasquier chce m ówić, Boutreux wcale niesłucha, żołnierze odprowadzają go do więzienia la Force. Pasquier atoli śród zgiełku potrafił dać polecenie jednemu z se
kretarzy, ażeby szedł do Arcy-kanclerza, mieszkającego przy ulicy Grenelle-Saint- Germain; lecz zamknięte są wszystkie wyj
ścia z prefektury, i Boutreux zasiadł w ga
binecie prefekta, oczekując na nowe roz
kazy. Przez ten czas porucznik z 10 ko
horty poszedł po Pana Desmarets, którego
11
znalazł jeszcze w łóżku i zaprowadził go również do więzienia la F orce, gdzie już był Pasquier.
— Cóż to się dzieje? spytał Desmarets . prefekta policyi.
— Nic zgoła nie/wićm — odpowiedział Pasquier, — lecz wnoszę, że to jest spisek!
— W jakim celu?
— Nic tego nierozumióm.
Te były słowa, jak Hi strwożeni rzekli do siebie po łacinie, słuchając oświadczeń żalu dyrektora więzienia, który ich kazał zamknąć na klucz, wymawiając się obe
cnością jednego z podwładnych, któremu niedowierzał.
Było już kwadrans na siódmą; świtać zaczynało. Lahorie i Guidal przyszli do pałacu ministra policyi.
Księciu Rovigo, jako ministrowi policyi, niemożna było zarzucać lenistwa,
albo-T
78
wiem nigdy nieodkładał czynności do ju
tra1. Tćj jeszcze nocy pisał aż do piątśj z rana i tylko co układł się na spoczynek, gdy nagle przebudził go hałas w pokoju, przytykającym do sypialni. Znużony cało
nocną pracą pozostał w łóżku; lecz w tern gwałtownie uderzono w e drzwi; mniema
jąc, że pożar w pałacu i że służący dobija
ją się aby go obudzić, zawołał:
— Dobrze, dobrze; rozumiem, wnet otworzę!
I wstawszy szukał w ciemności drzwi do gabinetu, w którym okiennice na noc zawsze zamykano, gdy przez szczelinę po
strzegł żołnierzy w swych pokojach. W tem wysadzili oni drzwi, a książę stojący w ko
szuli, zapytał po co przychodzą?
1 Każdego ranka książę ftovigo wysyłał wprost do Napoleona rapport o stanie państwa.
Cesarz zupełną w nim ufność pokładał.
79
— Zapytaj generała! — zawołał któś w pośrodku żołnierzy^ lecz dla tłumu na
pełniającego pokój, Savary nie?mógł go poznać.
Savary ujrzał przed sobą człowieka, któ
ry wydał mu się marą. Był to generał La
horie, w mundurze galowym', ze szpadą przy boku. Wszystko co się działo, wywar
ło na ministra cóś nakształt iwstrząśnienia elektrycznego, patrzał', a nic nie widział, słuchał, a nic nie słyszał.
—• Cóż u licha, — rzekł^Lahorie •— po
kój twój sypialny jest jak forteca. Dziwisz się zapewne widząc mię tutaj, nieprawdaż?
— Dziwić się! to jeszcze za mało — od
powiedział Savary przecierając oczy, są
dząc że mu się marzy jeszcze we śnie.
Zaiste, brakuje słów do odmalowania tego co się działo podówczas w głowie ministra. Poznał od razu generała Lahorie,
80
którego sam kazał osadzie w więzieniu, a widział go tu z żołnierzami, przychodzą
cego zapewne go aresztować, albowiem Lahorie rzekł zbliżając się ku niemu:
— Jesteś aresztowanym; winszuj sobie żeś wpadł w szlachetne ręce, nic ci się złe
go nie stanie.
Savary niepojmując tego co widział i sły
szał, stał w osłupieniu. Lahorie mówił dalój:
— Cesarz zginął pod murami Moskwy, ósmego października.
Gdyby piorun spadł nad głową księcia, nieprzeraziłby go tak mocno, jak ta straszli
wa nowina. Lecz wkrótce odzyskując przytomność, dostrzegł w tem wszystkićm złą jakąś sprawę, lecz której skutki mogły być równie nieszczęsnemi dla obu stron;
bo nawet przypuszczając, że Cesarz umarł w Rossyi, czyż tym sposobem on,
mini-*
ster, nńał się o tśm dowiedzieć? Ta roz
sądna uwaga zrodziła w nim wątpliwość 0 rzeczywistości podobnego wypadku.
— Hola, bajki mi pleciesz!— odpowie
dział Lahorie‘mu, który, że był niegdyś jego towarzyszem, pozostała więc między niemi poufałość, mimo różnicy położenia ich 1 zdań politycznych, — mam list od Cesa
rza datowany rzeczonego dnia, mogę ci
pokazać! „
— To być nie może, — przerwał Laho
rie, utkwiwszy wzrok iskrzący w Sąyarego.
— Powtarzam że ci pokażę . . .
— Nie, powiadam ci, to niepodobna!
I słów tych domawiając Lahorie, w ta- kiem był uniesieniu, że szczęka i wszystkie członki drgały mu konwulsyjnie.
— Lecz gdzież jest mały sierżant?— py
tał kilkakrotnie, zwracając się do żołnie
rzy,— niech tu wprowadzą małego sierżanta.
81
82
Na te słowa mniemał Savąry że- mały sierżant nie był kim innym, tylko czło
wiekiem, mającym polecenie wyprawić go rychło na tamten świat; jakoż zbliżywszy się do generała;
— Lahorie, — rzekł z żywością, — ra'- zem biwakowaliśmy, w tychże samych bi
twach nieraz proch wąchaliśmy, spodzie
wam się przeto, że niezapomnisz o tśm, i nie każesz mię zabić jak psa.
Usłyszawszy wyraz „zabić“ zadrżał La
horie.
— Któż ci mówi o śmierci, — rzekł niezmiernie wzruszony.
— Wszystko co widzę koło mnie — od
powiedział książę, wpatrując się bystro w generała, który spuścił oczy. — Zre
sztą,— przydał Savary,— musisz jeszcze pamiętać żem ci ocalił życie w sprawie M o
reau.
83
Lahorie nic nieodpowiedział i wyszedł z pokoju, szukać zapewne małego sier
żanta.
Niezyskawszy nic u Lahorie, Savary po
stanowił jak można najdrożej okupie swe życie; zwracając się atoli do tego, który wydawał się dowódzcą oddziału (był to Piquerel) zapytał go:
— Kto pan jesteś?
— Jestem kapitan, adjutant-major 10 kohorty — odpowiedział Piąuerel.
— Czy ci żołnierze są pod twojemi roz
kazami?
— Tak jest.
— Nie jesteście więc żołnierzami zbun- towanemi?
Na to pytanie wszyscy krzyknęli:
— Nie, nie, jesteśmy z naszemi ofice
rami, a generał nas tu przyprowadził.
84
— Czy znacie tego. generała? — spytał Savary.
— Nie! — odpowiedzieli.
— A ja go znam. Jest to były adjutant generała Moreau, osadzony w więzieniu la Force, zkąd niepowinien wychodzić bez mojego pozwolenia. Należy on do spi
sku i was chce także zgubić. A mnie czy znacie ?
— Nic!
— W iecież przynajmniej u kogo jeste
ście?
— I tego niewierny.
— Ja Pana znam — odezwał się jeden głos, — wiem że jesteś ministrem policyi.
— W takim razie — odpowiedział Sa- vary— rozkazuję wam i polecam areszto
wać natychmiast generała Lahorie, który, powtarzam wam, należy do spisku, i gubi was, przyprowadzając do mnie.
W ciągu rozmowy kapitan Piąuere) trzy
mał za prawą rękę Savarego, a drugi ofi
cer zalewą, tak że nie mógł działać swobo
dnie; lecz gdy postrzegł, iż żołnierze nie mają nawet skałek u karabinów, uspoko
ił Się trochę, i obracając się do Piąue- rel’a, ozdobionego krzyżem Legii honoro
w ej, rzekł:
— Kochany panie, gracie w straszną grę, miej się na baczności; za kwadrans możesz być rozstrzelany, jeśli to mię wprzód nie spotka; bo tyle tylko czasu potrzebują gre- nadyerowie gwardyi, aby wsiąśdź na koń, a wtedy strzeżcie się!
Oficer ten zachwiał się na chwilę, mniej przez bojaźń, jak raczej myśląc, czy nie dzia
ła w złej sprawie, spuścił oczy i zdawał się namyślać: Savary korzystając z tego usposobienia umysłu, dodał żywo:
— Jeśli jesteś człowiekiem honoru, nie kalaj się występkiem i nie przeszkadzaj mi ocalić was wszystkich; pozwól mi tylko działać.
Wymawiając te słowa Sayary, pociągnął rękę aby ująć rękojeść pałasza, który dla szczupłości pokoju i natłoku żołnierzy, Pi- querel trzymał pod pachą; lecz ten odga
dując myśl Savarego, silnie przytrzymał mu rękę.
— Nie, panie, — rzekł dobitnie, — je
steś powierzony mój straży i pójdziesz tam gdzie cię każą zaprowadzić.
— Jesteś zgubiony, — odpowiedział Sa
yary,— siebie jedynie będziesz obwiniał, gdy przyjdzie koniec wszystkiemu.
To mówiąc ujrzał Savary przez okno generała Lahorie, idącego szybkim krokiem przez dziedzićniec, a za nim szedł człowiek nader podejrzanego oblicza; wbiegli oba do
87
pokoju jak szaleni, Lahorie pozostał z tyłu , lecz jego towarzysz stanął przed Savarym i przykładając mu pałasz do piersi:
— Czy mię poznajesz? — zapytał, doda
jąc straszliwe zaklęcie.
— Nie, panie.
— Jestem generał Guidal, któregoś ka
zał aresztować w Marsylii i pod konwojem żandarmów prowadzić do Paryża.
— Ach! ach! — rzekł Savary — dobrze to sobie przypominam; lecz jeśliby wyko
nano moje rozkazy, już od miesiąca byłbyś znowu odprowadzony do Marsylii.
Na te słowa Guidal zerwał się z uniesie
niem.
— Czy przychodzisz aby mię podle za
mordować? — m ówił dalćj Savary.
— Nie! nie chcę cięzabijać, lecz pójdziesz ze mną do Senatu.
88
— Po cóż do Senatu? — zapytał Savary
— Bez żadnych uwag! — przerwał Gui
dal piorunującym głosem.
I obróciwszy się do żołnierzy przydał:
— Prowadzić go:
— Możecie go kłuć z lekka bagnetem, jeżeli iść nie zechce, — któś się odezwał.
— No! po cóż tyle zachodu? — zawołał któś drugi. — Takich się szpikuje jak żaby.
“ — Dobrze więc, idźmy do Senatu — od
rzekł Savary, przymuszając się do zimnej krwi, — lecz przynajmniej pozwólcie mi wyjśdź ubrać się.
— Nie trzeba, przyniosą ci twą odzież — odpowiedział Guidal.
I na jego rozkaz służący Sayarego zebrał rzeczy i podał.
Kiedy się minister policyi ubierał jak można najpowolniej, aby zyskać na czasie, jeden z jego sekretarzy gabinetowych pan
89
de Cluys, były oficer strzelców; zawiado
miony o tóm co się dzieje, śmiało przeci
skał się śród tłumu. Savary skinął na nie
go , aby nie dał się aresztować i rzekł gło
śno-.'
— Powiedz memu sąsiadowi, niech bę
dzie spokojny i że mi nic złego nie zrobiono!
Sekretarz zrozumiał o co rzecz idzie i po
biegł do Reala, mieszkającego przy ulicy desSaints-Peres, obok pałacu ministra: lecz nie mógł z nim mówić. Mimo to, dwaj ci urzędnicy dali znać o tćm co zaszło arcy - kanclerzowi i ministrowi wojny.
Lahorie i Guidal trzymając ciągle Savare- gosród żołnierzy, postanowili odesłać go do więzienia laForce, pod dozorem Guidala.
Minister policyi miał zawsze w swoim pałacu oddział straży paryzkićj: oficer nią dowodzący, postawiony tam z rozkazu głó
wnego sztabu, nie zapytał nawet o przy-8*
90
czynie zaszłego zgiełku. Miał także na or
dynarnie żandarma do roznoszenia depe- szów, lecz ten nie znajdował się w pałacu, Guidal posłał po fiakra, kazał wsiąśdźSa- yaremu, sam usiadł z lewej strony, a stan
gret zajął prawą. Potóm wydawszy roz
kaz oddziałowi kilku żołnierzy postępować z przodu, kazał jechać do więzienia la For- ce. Gdy przebywali wzdłuż placyk des Lu- nettes* przyszła myśl Savaremu umknąć ko
ło wieży zegarowej; gwałtownie potrąca przód kabryoletu, wyskakuj a i bieży na płac pałacu Sprawiedliwości; lecz nie spostrzegł, że za kabryoletem postępował drugi oddział żołnierzy. Ci rzucili się za nim wołając:.Ła- pajcie! łapajeie! Dosyć tego w Paryżu, aby każdy pośpieszył; z pomocą, jakoż natych
miast przytrzymano Savarego, a żołnierze Guidala wziąwszy , go pod ręce , piechotą zaprowadzili do więzienia la -Force.
91
Dozorca więzienia opowiedział Savare- mu o wszystkiem co tu zaszło z ran i, i że Pasąuier i Desmarets już są przyprowa
dzeni.
— Dziwnćrn jest wszystko co się teraz dzieje, niepojętóm nawet— rzekł Savary.—
Bóg wie co ztąd wyniknie. Tymczasem daj mi ustronną izdebkę, przyszlij żywność, i zamknij mię.
Dozorca przyrzekł ministrowi, ii coby- kolwiek bądź zaszło, będzie go ochraniał.
Wielki krok zrobiono. Cios najważniej
szy był już zadany. Czynność policyi, owej władzy odpowiedzialnej za spokojność Pa
ryża i bezpieczeństwo rządu, była zniszczo
na; lecz pozostawała jeszcze do pokonania władza wojskowa, co nie było rzeczą ła
twą. Malet wziął to na siebie i udał się do generała Hulin, który pod nieobecność Ju- notfa, znajdującego się w R ośsyi, był ko
mendantem Paryża i miał dowództwo nad pićrwszą dywizyą wojskową
V