• Nie Znaleziono Wyników

KOMUNIKAT MEDJUM STOLIKIEWICZÓWNY, OTRZYMANY PRZEZ SAMO MEDJUM

W dokumencie Historje niezwykłe. Nowele (Stron 121-127)

TAJEMNICA KSIĘŻYCOW A

KOMUNIKAT MEDJUM STOLIKIEWICZÓWNY, OTRZYMANY PRZEZ SAMO MEDJUM

STOLIKIEWTCZÓWNĘ.

„Czyście w y w szyscy powarjowali, czy brak wam już wszystkich klepek w głowie, ażeby zatwierdzać ła­

twowiernie, iż przeze m nie otrzymujecie komunikaty od wielkich osobistości duchowych: Manu, Mojżesza, Cezara, Napoleona i innych? Że z nim i obcujecie za- panbrat przeze mnie? Przecie rozważcie tylko, weźcie na zdrow y rozsądek, jeżeli go macie choć trochę! Gdy­

byście chcieli zaprosić na wasz seans żyjących i b li­

skich: Poincarógo, lub choćby którego z naszych m ini­

strów, ileżby to was trudów kosztow ało — i to pewna, że nie mielibyście ich po kilka godzin co parę dni w tygodniu! A w y mniemacie, że zm arli i dalecy n aj­

wyżsi dostojnicy, nie mając nic lepszego do roboty, na jedno wasze skinienie, na próżną w aszą zachciankę, przez zabieg kilku waszych p a s ó w magnetycznych, zgłaszają się do waszej ekierki — przeze mnie, m i­

zerne medjum!! Gdzie sens? Gdzie logika?

Ale — zapytacie natychm iast — któż jest tedy au torem niezw ykłych tych r e w e l a c y j , od tych osób dotychczas otrzym ywanych? — Oczywiście, j a, tylko j a, medjum Stolikiewiczówna, j a moje, ale nie j a czynne, dzienne i świadom e, lecz druga jego strona, bierna, nocna i podświadom a, tym w aszym zabiegiem, tą waszą szkołą próżności, ku mojej szkodzie, ku rozrównoważaniu mnie, przez was wyciskana! Księżyc mej jaźni, poświatą słoneczną m ego ducha świecący

i postaci różne przyjmujący, względnie do jego rozbu- jałej fantazji. -— W ięc oszustwo? — powiecie. ■— B y­

najmniej! Zjawiska te są prawdziwe i naturalne, ale tak prawdziwe, jak prawdziwem i są senne bujania i wybryki, gdy św iatło świadom ości zostanie sztucznie ludzkiej jaźni odjęte. I w yście sprawcam i tego! Ra busiami światła ludzkiego! Gdy zabiegam i waszemi m agnetycznem i przetaczacie me św iatło świadom ości na drugą półkulę mej istoty, lub raczej m nie odw ra­

cacie od niego, gdy wytrącacie m i cugle kierownicze i pozostawiacie mój rydwan przygodzie żyw iołu, nie dziwcie się, że rumak mój przyrodzony, fantazja m o­

ja, ów ,,um “ rozszalały, jak go Trentowski nazywa, podaje wam, chwytając jak kleptoman po drodze, wszystkie zasłyszane w życiu nazwiska niezwykłe, a nawet to w szystko, oo z nurtów ducha nie zostało jeszcze na jawę moją wydobyte i w ich imieniu w y ­ prowadza fantastyczne swoje bajania! A w y to na­

zywacie r e w e l a c j a m i !

Mówicie, że przekraczają one zakres mej umysło- wości i że odtwarzają wiernie styl osób, rzekomo przeze m nie mówiących. Owszem, przekraczają, ale tak przekraczają, jak w uroku nocnym księżyca fan- tasmagorje, m gły i opary przekraczają i odmieniają pejzaż, za dnia w świetle świadom ości zaw arty ubogo, realnie. Zanalizujcie dokładnie i krytycznie, bez w a ­ szej próżnej chęci widzenia cudowności i łudzenia się, rzekome te rewelacje. Zobaczycie, czy w nich wszystkich, m im o pozornych odmian, przez fantazję mą zgotow a­

nych i tylko próżnem słownictwem zazwyczaj

wykra-szonych, nie spoczywa wyraz'na i jednostajna pieczęć ogólna przeciętnej mej u m ysłow ości!

Zresztą, nic dziwnego, że, w zniecona przez was, przez roz równoważenie m nie i przez odcięcie pełnej mej świadomości, fantazja moja (wżdy nicią jeszcze z tą świadomością zw iązana i przeto już nie całkiem od rzeczy bredząca) wygarnia i chwyta z ducha mego możności różnorakie, częstokroć nawet dziwne. Mam­

że wam m ówić i uczyć was o ukrytych w duchu zdol­

nościach, o jego wszechwiedzy zasadniczej, którą trud życia m ozolny ma, jak ze skały, w ykuw ać stopniowo do świadomej godności i rzeczywistości człowieka!

A w y w sposób sztuczny i nędzny wyciskacie ze mnie te m ożności, bez mojej zasługi świadomej, gwoli ciekawości waszej zbierniając i ogłupiając duszę moją, staczając ją w otchłań i opóźniając tem jedyne dzieło człowieka na ziem i — stwarzania się w m ocy i od po­

wiedzialności świadomej! Czyż to nie zbrodnia obrazy majestatu ducha?

Gdybyż choć z tego jaka korzyść rzeczywista ze­

wnętrzna! Ale — z ręką na sercu! Co wam dały, cze­

go was nauczyły — prócz sycenia waszej próżności i ogłupiania was coraz większego — w szystkie te w a ­ sze seanse i w szystkie te wasze, z nakładem takim pra­

cy otrzym ywane z nich r e w e l a c j e ? Kogo i czego nauczyły — prócz wprowadzania zamętu — co od ­ słoniły wszystkie od w ieków otrzymane rewelacje przez podobnych do was sekciarzy? Warteż są one wszystkie jednego twierdzenia Euklidesowego, zdoby­

tego na drodze trzeźwej, ku posłudze ludzkości?

Mówicie:— cudowność, nadprzyrodzoność zjawiska!—- Moi drodzy! Paranoik czy katatonik w domu warja- tów przez pół dnia stoi na jednej nodze, stężony w pozycji, jakiej żaden ekwilibrysta przez kilka chwil nie utrzyma, a przez to zadaniem człowieka nie jest chyba naśladow ać go i nóg swych używ ać do tego dziworóbstwa, m iast do kroczenia drogą rozumną (i dla was nie dziwną) do celu! Pies policyjny — a n a­

wet i zw ykły — jest stokroć lepszym jasnowidzem od patentowanych waszych jasnowidzów i jasnowidzek — a przez to zadaniem człowieka, istoty rozumnej, nie jest chyba ćw iczenie i rozwijanie w sobie instynktu i węchu zwierzęcego! A to jest wasza cudowność i w a­

sza nadprzyrodzoność! Choroba — z jednej strony, in ­ stynkt om ackow y zwierzęcy, władza najniższa w czło ­ wieku — z drugiej! I w y ten rozwój czynicie!

Nie, m oi drodzy! Zadaniem człowieka nie jest roz- iów now ażanie się sztuczne, staczanie się do niższej przyrody zwierzęcej i w ydobyw anie z niej bezw ied­

nych m ożności ukrytych, tak często nawet zbrodni­

czych! Zadaniem człowieka jest w łaśnie materjał ten tajemniczy i nocny przekuwać czynem twórczym na dzieło wiedne rzeczywistości słonecznej, na jawę o d ­ powiedzialności moralnej! I to jest cudowność jedyna, i to jest naprzyrodzoność jedyna — człowiek istotny, opanow ujący przyrodę swą bezwolną i przetapiający w tyglu pracy celowej na światło funkcji świadom ej!

Droga to dalsza, powolna, ale jedyna godziwa i do celu wiodąca! Cóż m i z tego, gdybym nawet tysiąckroć mądrzejsze m ów iła rzeczy w e śnie, w ładała w nim ję­

zykami obcemi i jasnowidziała na przestrzeń, j e ż e l i n i e w i e m o t e m ! Jeżeli ma dusza w tem nie postępuje!

Ale — dzięki Bogu — w yzw oliłam się już z pod w ła­

dzy waszej obłędnej. Przez co — przez kogo, nie p o­

wiem wam tego. W iedzcie jednak, że hipnozy i pasy wasze nie mają już m ocy nade mną! Zapadło się we mnie m edjum, zbudził się człowiek celowy!

Żegnam was i radzę wam zaniechać tej karygodnej roboty — paczenia, zbierniania i zbaraniania siebie i innych, gubienia system atycznego dusz ludzkich — ścierania z nich jedynego znamienia godności -— obrazu boskiego człowieka! Polecam w as nie w aszym du­

chom urojonym , lecz jednemu, wiodącem u do celów stwórczych życia, duchowi boskiem u w człowieku.

(P odpisano): Medjum Stolikiewiczówna".

Komunikat ten, jak rzekliśmy, w yw arł przykre w ra­

żenie. Jedni się stropili, drudzy byli nim dotknięci jak- gdyby osobiście. Pożegnano więc medjum pogardliwie i z widoczną pretensją. Jeden tylko ów dziw ny n ie ­ znajomy zbliżył się do niej z uśmiechem , serdecznie uścisnął za ręce i podobno kryjom o przeżegnał ją znakiem krzyża.

Najdziwniejsze jednak w całej tej sprawie jest to, że medjum istotnie straciło w szystką swą władzę b ez­

wolną i nie chce już zresztą słyszeć o żadnych sean­

sach. Mecenas Duchoborski jest przez to prawdziwie wykolejony: długi nałóg wrósł w niego już korzenia­

mi — poszukuje nagwałt nowego medjum. A może która z czytelniczek nadąży mu ze zdolnością...

V

W dokumencie Historje niezwykłe. Nowele (Stron 121-127)