• Nie Znaleziono Wyników

z jaką pasją cierpienia oderwałem samolot od ziemi, z jaką pasją warkocącą rżnąłem przestwór

W dokumencie Historje niezwykłe. Nowele (Stron 56-61)

POETA - WIERZYCIEL

O, z jaką pasją cierpienia oderwałem samolot od ziemi, z jaką pasją warkocącą rżnąłem przestwór

wskroś, wyżej i wyżej — aż do szaleństwa jakiegoś.

Gdym już był na zawrotnej w ysokości, ruchem za­

ciekłym w yłączyłem motor, puściłem ster i skrzyżo­

wałem ręce na piersi.

Runąłem w dół — w ciszy nagłej, potężnej, ogłusza- cej wieczności.

Nie będę panu opisyw ał wrażeń z przebiegu tych kilku sekund, które b yły razem całą rozciągnioną w ruchu w iecznością czasu i nieskończonością prze­

strzeni, ich jednoczesnością i ich jedną płaszczyzną obecności — ani tych piorunów i błyskaw ic, krzyżu­

jących się w tym bezczasie m yśli — żyw ych, odpo­

wiedzialnych, w szystko w yjaśniających, w in ę i zasługę w świetle okazujących — bez m ożności już zadość­

uczynienia ziem skiego. Słow a przestrzenne tego nie wyrażą —• tu m ów ićby trzeba również błyskawicam i..

Powiem tylko panu, że w kom pleksie tych jednocze­

snych obrazów m iałem leżącego w pościeli trupka mej Jadwichny — nie jako widzenie, lecz — jako rzeczy­

wistość zupełną, tuż pod ręką. Byłem tam jednocześnie przy zmarłej.

To był, zda się, ostatni, jeżeli tak m ożna powiedzieć 0 rzeczach bez czasu, obraz w tym m oim upadku.

Gdyż nagle uczułem, że zapadający się sam olot osiadł na mgnienie, jakgdyby na igle jakiejś w przestrzeni — z dążnością, po tej rów nowadze śmiesznej, skręcenia 1 przewrócenia się w temże mgnieniu już ostatecznie.

I wtedy, nie wiem jakim sposobem, głowa ma odw ró­

ciła się -— spojrzałem, i błysk całkiem przytom ny rze­

czywistości odślepił m oje istnienie.

Krzyknąłem głosem wszechuezuć ludzkich, rozdzie­

rającym zasłonę światów. A krzyk ten, m niem am , sły ­ szany był na w szystkich gwiazdach dalekich. Bo oto, co ujrzałem:

Na tylnem siedzeniu platowca, na miejscu obser­

watora siedziała żyw a .Tadwicłma!

Nie zapomnę, póki żyć będę, niebiańskiego wyrazu jej twarzy, ani jej rum ieńców żyw ych, prom iennych, ani błękitu jej oczu niew innych, ani jej w łosów koloru dojrzałej pszenicy, m żących tam iskrami tęczy — ani głównie tego wyrazu, w którym natężyły się do osta­

teczności m iłość dla m nie najwyższa, i lęk o mnie, i błaganie, i wiara, i ufność, i życie — życie wieczne, życie wiecznej miłości.

W tem m gnieniu zrozum iałem -— w szystko zrozu­

miałem: ją w iozłem z sobą, ją, żyw ą! Jakżeżbym m ógł ją zgubić, jakżeżbym m ógł ją zabić wraz z sobą —- nie mieć żywej w wieczności?

I wtedy, panie, stał się cud lotniczy, cud łaski, wy- biagany przez nią u Boga.

Jakim sposobem zdołałem , chw yciw szy ster, w łą ­ czyć motor i Niagarę tę spadającą, ziem ię tę huraga­

nem w otchłań się walącą osadzić, i drżącą, i z trza­

skiem pękającą, zda się, na miejscu w równowadze przestrzennej zatrzym ać — z warkotem silnika, z rąk mych słabizną posłusznie sprzym ierzyć -— to p ozo­

stanie zagadką. Tu już nie instynkt ochronny — tu decydowały siły jakieś kosm iczne, które się w mój organizm przelały.

Po chwili płynnie i pewnie już, planując z w y so ­ kości kilkuset m etrów od ziem i, nad którą katastrofa zażegnana została, dotknąłem lądu kołam i. Aeroplan zdaw ał się dyszeć zm ęczeniem śmiertelnem każdego człona swojego ...

Podbiegli ci sami żołnierze, żeby zabrać latawiec —•

żołnierze, którzy z sercem zamierającem obserwowali na pewno tragedję moją w przestworzach. Mieli taki wyraz w oczach, jakby klęknąć chcieli przede mną.

I jabym klęknął przed nimi. Pożegnaliśm y się w zro­

kiem w milczeniu.

Z oceanem, całym uczuć w piersi, ale już Bogiem wezbranych, krokiem m ocnym opuściłem lotnisko.

Aby tam, aby tam tylko prędzej! — m yśl jedna, niosąca to morze, stała się mojem pragnieniem, nie chcąca nic uronić ze św iętych natchnień chwili.

Po paru m inutach byłem już w pobliskim kościele.

Tam, siadłszy w ławce, w kąt ciem ny zaszyty nielud- nej jeszcze świątyni, z dłońm i na twarzy, w łzach g o ­ rących, jak dziecko, w ylałem m ą duszę przed Bogiem.

Fala oczyszczająca płókała i zdrowiła zm ysły obłą­

kane, z duszy czystym w ypluskiem płynęła żalu m o ­ dlitwa — szczere, zdrowe życie:

„Przebacz mi, Boże, upadek ten mój wielki, iżem Ciebie zapom niał, iżem m oją w olą stanowić chciał o życiu, które T y mi dałeś! B łogosław iony bądź z ’x wszystko, co czynisz ze m ną, Boże, w szystko to b o­

wiem Miłości i Mądrości Twojej jest wyrazem i duszę moją ku Tobie opatrznie prowadzi! Otoś mi odebrał cielesną postać Jadwichny, by ją tem snadniej w du­

chu moim um ieścić i tu już, na ziemi, m iłości mi wiecznej uchylić odrzwia promienne. Oto nie groźne mi już śmierć i życie, gdy w ducha m ego niebie obco­

wać m ogę z nią razem. Okazałeś m i życie wieczne du cha, dla którego ziem ska powłoka jest tylko chwilki

ćwiczeniem. B łogosław iony bądź w Dobroci nieprze­

branej, Boże — tym , co zgodni są z Tobą, Twe praw­

dy objawiający, uczący ich życia wolnego, nieśmier telnego! Pośw ięcam Tobie wszystkie loty m oje — prowadź mnie i kieruj świętą dłonią Twoją, i prze­

bacz, przebacz, Panie, mój wielki grzech przed Tobą!“

Tak się m odliłem gorąco i serdecznie.

Potem udałem się do mieszkania. Sporządziłem pogrzeb Jadwichnie, nie bez bólu wprawdzie, lecz już zrów now ażony i pewny sprawy wiecznej.

I oto żyję, i latam, spełniam mój obowiązek bacz­

nie, starannie, pomnie. Jestem zrów now ażony tam.

w górze. A jakżeżby inaczej, gdy ją przecie wiozę ze sobą, gdy za nią więcej, niż za życie moje, jestem o d ­ powiedzialny przed Bogiem! Pod okiem Boga jestem z nią tam wgórze! I nie oglądam się już nawet wstecz:

m am ją bliżej, najbliżej, m am w duchu moim ją — żywą!

Swoją drogą, nie zdziw iłbym się, gdybym w n aj­

czystszej atm osferze zachw ycających obszarów w y ­ żyny, obejrzawszy się kiedy, ujrzał na miejscu obser­

watora — ze zwieszającem i się z płatowca białemi, jak śnieg, skrzydłam i — anioła z obliczem Jadwichny...

Zam yślił się, pochylił głowę i milczał. I ja z nim razem milczałem. Potem powstałem i zam knąłem go w uścisk mych ramion. Pocałow aliśm y się w święco- nem przez ducha milczeniu.

W dokumencie Historje niezwykłe. Nowele (Stron 56-61)