• Nie Znaleziono Wyników

KRONIKA MIESIĘCZNA

W dokumencie B I B L I O T E K A W A R S Z A W S K A (Stron 179-196)

Niedawno tem u czytaliśm y w „G azecie R adom skiej" odezwę do wszyskich ludzi dobrej woli, z prośbą o nadesłanie jej odpowiedzi n a py tan ia następujące: 1) w jak ich gałęziach pracy daje się u nas odczuwać b ra k specyalistów, 2) do jakiego zakładu udać się ma m ło­

dzieniec, aby zdobyć wiedzę w powyżej wym ienionych specyalno- ściach i 3) ja k długo trw a nauka w tych zakładach (w edług pro ­ gram u).

P ojedynczym osobnikom — mówi odezwa ta w dalszej treści sw ojej—zw łaszcza m łodzieży, trudno wiedzieć, gdzie m ianowicie je s t brak, a gdzie zbytek, któ re gałęzie pracy są u nas mało upraw iane, lub lezą odłogiem, gdzie krajow cy zastąpić mogą obcokrajowców.

S praw a to nad er doniosła dla całego narodu i jego w ytw órczości, dla tego więc ludzie, znający dokładnie k ra j nasz i jego stosunki pod względem społecznym, przem ysłowym i handlowym , m ają m oralny

36

5 7 0 KRONIKA M IESIĘCZNA.

obowiązek udzielania swej pomocy i rad y w tym kierunku m łodzieży, któ ra pragnie nauki i chleba.

In fo rm acja, tą, drogą, zdybyte, mają, służyć m łodzieży d o j ­ r z a ł e j , kończącej gim nazya, za drogow skaz przy w yborze powo­

łania.

Że nie je s t to droga właściwa, zaznaczali już to w K u ry e rz e W arszaw skim " pp. Z. W. i prof. Okolski.

Pierw szy z nicli słusznie zw raca uwagę na to, że p ytania takie, ja k wyżej, zadawać sobie trzeb a daleko wcześniej, mianowicie, odda­

ją c dziecko do szkół, a jeśli nie w tedy, to wówczas, gdy w ykształce­

nie średnie dobiega końca i powołanie zaczyna się określać. W ybór rod zaju szkoły średniej stanow i już poniekąd o dalszej k aryerze, a ro z strz y g a ją o niej upodobania i zdolności, ujaw nione w szkole. My tymczasem w tedy o przyszłości nie myślimy wcale, a taki jest b ra k w ew nętrznego związku m iędzy szkołą średnią a wyższą, że gdy się w yjdzie z pierw szej, wybór dalszej drogi z a sta je nas nieprzygotow a­

nych i niezdolnych do w yrozum ow anej decyzja.

P rz e d laty kilkunastu nie było w k raju wyboru. M atu rzy sta szedł do u n iw e rsy te tu —ta k się działo zw ykle. A le i w tedy był kło­

pot z wyborem w ydziału. Cóż dopiero dzisiaj, kiedy o tw artych dróg je s t nieco więcej. W zró sł przem ysł — to daje kilkanaście nowych stanow isk technikom.

Tylko, że na nic się tu nie p rzyda liczenie, ile będzie posad.

M łodzieży z patentem w yjdzie kilkuset, potrzeba im będzie za lat k il­

k a ty leż posad. D zisiaj, w odpowiedzi na ankietę „G azety Gadom­

skiej “, opinia okrzyknąć może, dajm y na to, farbiarstw o za gałąź zy ­ skowną. Z a tą. wskazówką, rzuci się 100 ludzi, a znajdzie k ary erę

1 0. I ta k będzie zawsze przy wyborze pow ołania za pomocą s ta ty ­ sty k i, a zw łaszcza przy szukaniu dróg za wskazówką mody ekono­

m icznej.

P o trz e b y krajow e, o których mówi „G azeta Radom ska", są b a r­

dzo różnorodne i trudno, a niebezpiecznie jest, w skazując je m łodzie­

ży, wdawać się w kazuistykę na zasadzie ostatnich notowań na g ieł­

dzie pracy i posad.

Dziś, dzięki nadzw yczajnym obstalunkom ze W schodu, potrzeba farb ierzy , ju tr o —będzie ich za dużo.

P o trzebn e są natom iast wskazówki ogólniejsze, a te bez ankiety są znane, p rzj,najm niej powinny być znane. Zacząć trzeb a od tego, że u nas, w brew tw ierdzeniu odazwy, niem a nigdzie n a d p ro d u k c ji sił intellek tualnych , że owszem —wszędzie, we w szystkich gałęziach sił ty ch brak.

KRONIKA M IESIĘCZNA. 571

G dyby k a ry e ra je d n o s tk i m iała w y tk n ięty zakres granicam i j e ­ dnej gubernii, to wówczas s ta ty sty k a doprow adziła-by do pew nych wskazówek m iarodajnych, ale w całok zstałcie gospodarki krajow ej dla kiku set ludzi zawsze je s t m iejsce—z warunkiem , że będą to ludzie, w całem znaczeniu tego w ielkiego słowa.

B ra k nam uczonych, brak nauczycieli, brak dziennikarzy, b rak rolników, kupców itd. N ie je s t to wcale frazes. Zawody, pośw ięco­

ne pracy umysłowej, na ożyw ieniu giełdy posad przem ysłow ych w ie­

le straciły . D la zrobienia m ajątków (?) porzuca się drogi ciężkiego zaro bk u —to sm utne, ale da się zrozumieć. Lecz trudniej zrozumieć, dla czego rolnictw o ma być pom ijane przy w yborze zawodu, ja k się to robi teraz.

Je d y n y zawód niezawodny, ten, k tóry w yżyw ił naszą cyw i- lizacyę, główne źrodło bogactw a krajowego! Mało je s t szkół agro no ­ m icznych — a i te są puste. Rolnictw o z naturalnego gospodarstw a stało się kapitalistycznem i przem ysłowem , a oddawać mu chcemy si­

ły umysłowe w stopniu naturalnym , bez wiedzy specyalnej!

W końcu p. Z. W . kładzie nacisk na to, że gdy chodzi o sk iero ­ wanie syna na drogę, gdzieby sam czuł się szczęśliwy i drugim był pożyteczny, w tedy szukać należy wskazówek w jego własnej duszy, a nie w statystyce. „Ludzie dzielni, um iejący pracow ać i odpowie­

dzialni m oralnie, cokolwiek przedsięwezm ą, wszędzie będą pożądani, wszędzie ich brak, przed nimi leży nietylko chw ała obyw atelska, ale i najlepszy zarobek".

G łos w tej spraw ie profesora O kolskiego również na bliższą za­

sługuje uwagę.

Życie społeczeństw —mówi p. O kolski—nastręcza dwa rodzaje zagadnień, które należy rozw iązywać. Je d n e w yw ołane przez szcze­

gólny zbieg okoliczności, badane i ro zstrzy g an e być muszą w m iarę potrzeby, — są to zagadnienia chwilowe. Inne stale są na widowni życia, ro zstrzyg an e zaś być w inny w m iarę ustaw icznej zm iany w a­

runków bytu. Te drugie zasługują na szczególniejszą baczność, po­

mimo, że z powodu ich powszechności pomijamy je zwykle, zw racając uw agę na w ydarzenia podrzędniejsze, lecz niezw ykłe, nowe. Do za­

gadnień stały ch należy też spraw a w yboru zawodu, nader w ażna ze względów społecznych.

Przechodząc do an k iety „G azety R adom skiej", profesor O kol­

ski zaznacza, że postaw ienie spraw y w tej form ie je s t niew ła­

ściwe.

P o p ierw sze—należy zaprotestow ać, aby spraw a w yboru zawo­

du była doniosła w yłącznie dla młodzieży, opuszczającej szkołę śre ­ dnią z patentem dojrzałości. J e s t ona donioślejszą naw et dla

rnło-572 KRONIKA M IESIĘCZNA.

dzieży, niem ającej patentów dojrzałości, ponieważ tej je s t o wiele, w iele więcej.

P o drugie:zgodzić,się nie można na m etodę, przyjętą, przez „G a­

zetę Radom ską" w rozw iązyw aniu zaw iłych zagadnień społecznjrcli, do któ rych bez kw estyi omawiana spraw a zaliczona być musi. M eto­

da ta je s t zb y t uniw ersalna, wiadomo zaś, że spraw y podobne nie mo­

gą być rozw iązane rad y k aln ie przez zbadanie jedynego ich objawu, podobnie ja k skomplikowanej choroby nie zdołają uleczyć żadne uni­

w ersalne pigułki. Zważm y tylko, ile czynników sk ła d a się na w y­

tw orzenie zawodów w społeczeństw ie, a z drugiej strony, ja k od­

mienne są w arunki indyw idualne i n abyte przez wychow anie i w y­

kształcenie jed n ostk i w ybierającej zawód. W obec tego pozostawiało­

by tylk o przychylenie się do wniosków p. Z W ., że u nas we w szy st­

kich g ałęziach pracy b ra k sił, i że przy wyborze zawodu m łodzieniec powinien szukać w skazówek w yłącznie we w łasnej duszy, pomnąc 0 tem, by sam był szczęśliwy, drugim zaś pożyteczny.

Czy jed n a k odpowiedź słuszna p. Z. W . zadowoli „G azetę R a ­ domską “ i je j czytelników? W ą tp iąc o tem , profesor Okolski rozu­

m uje w dalszym ciągu i streszcza się w następujących wnioskach:

1) N ie w yróżniajm y pewnej g rupy społecznej, jeżeli bowiem mowa o wskazów kach, to tych przedew szystkiem potrzebują w w y ­ borze zawodu jed n o stk i mniej w ykształcone, niż m łodzież „d o j­

r z a ł a ś

2) J e ż e li pragniem y mieć dane rzeczyw iste, ja k ie g ałęzie p ra ­ cy są u nas upraw iane, powinniśmy przedew szystkiem poddać bardzo szczegółowemu badaniu całkow ity ustrój życia społecznego obecny 1 najpraw dopodobniejszy w najbliższej przyszłości. Tylko tą d ro ­ g ą dostarczyć można m atery ału odpowiedniejszego dla jedn ostk i za­

interesow anej, w szelka zaś inna d ro g a przypom inać będzie r a ­ dy szablonowe, szkodliwe, p rzy taczan e w ielokrotnie przez nasze pisma.

3) D alszym krokiem je s t p rzedstaw ienie isto ty rozm aitych za­

wodów. W iadom o, że p rzy k ład y , przytoczone przez p. Z. W . nie są odosobnione. Ogół nad er słabo zdaje sobie spraw ę z tego, na czem polega isto ta pracy praw ników , przyrodników , techników itd. P o zna­

nie zaś tej przyszłej pracy niew ątpliw ie zm niejszyło-by znakomicie liczbę jed n o ste k „do jrzały ch ", stojących przed tab licą uniw ersytecką lub politechniczną i w yb ierających zawód na całe życie dro gą przy- padkowo-loteryjną,.

4) N astępnie dopiero w skazane być mogą zak ład y naukowe, przygotow anie w ym agane, ich pro g ram y itd.

K RONIKA M IESIĘC ZN A . 5 7 3

W końcu przypuszcza p. Okolski, że najlepiej w yw iązało-by się z tego zadania wydaw nictwo, wzorowane na „Poradn iku dla samou­

k ó w 1— nosilo-by ono tylko ty tu ł odmienny „Poradnik dla osób, w ybie­

raj ąycch zaw ód“ i dzieliło się na trz y części. J e d n a b y ła-b y przezna­

czona dla osób, zam ierzających poświęcić się pracy zawodowej po ukończenia nauk w w yższych, inne zaś w średnicli i niższych szkołach. A nglicy i A m erykanie m ają ju ż oddawna książki w tym

r o d z a j u , ja k np. „G uide to Professions and B usines1', Niem cy takie, ja k „ W ie bild et man sieli zum B erg in g en ieu r und H u tten in g e n ie u r aus?“ albo „W ie soli sieli d er M aschinentechniker eine Zw eckent- sprecliende A usbildung er\verben?u Doniosłość też w ydaw nictw a, przeprow adzonego podług przytoczonego planu, w ątpliw ości nie na­

stręcza dla osób, znających o ty le stosunki angielskie, niem ieckie i nasze, by je módz porównywać. Bozw iązyw anie zaś spraw y w ybo­

ru zawodu d ro g ą odezw do bezim iennego ogółu przez prasę peryo- d y czn ą—nie trafia do celu, zasługa też „G azety R adom skiej" polega w yłącznie na rozbudzeniu zain tereso w an ia dla spraw y powszedniej, lecz niepospolicie doniosłej dla społeczeństw a.

P rzy toczy liśm y tu obie opinie powyższe, jako niew ątpliw ie słusz­

ne, pochodzące od ludzi św iatły ch i rozum iejących patrzeby spo­

łeczne.

P o ru sza ją one atoli jed n ą tylko stronę rzeczy. A ni p. Z. W ., ani prof. Okolski nie zw rócili natom iast uw agi na to, że przew ażna część m łodzieży naszej, po ukończeniu nauk, nie umie ani dążeń sw o­

ich sformułować, ani stw orzyć sobie idei przew odniej.

W in a to w znacznej części fałszywego w ychow ania i szkoły ś re ­ dniej, zabijającej indywidualność. P rz ez osiem albo i dziesięć la t m ło ­ dą duszę przystosow yw ano do m iary ogólnej, a kiedy nareszcie po tych

ośmiu latach, na podstaw ie, iż nie je s t ona ani zad ługa, ani za k ró tk a, uznano j ą za d ojrzałą, w ym aga się od niej, aby w w yborze pow oła­

nia kierow ała się upodobaniam i indyw idualnem i, skłonnościam i w ro- dzonemi i szła za głosem swoim. W ym aganie to je s t co n ajm n iej—nie­

właściwe. P rz ec iętn y młody człow iek czasówr dzisiejszych je s t to najczęściej bezindyw idualne indywiduum i dla tego, kończąc gimna- zyum, gotów je s t raczej napraw dę kierow ać się sta ty sty k ą , propono­

w aną przez odezwy „Gaz. B a d .“, niż słabemi odrucham i duszy w łas­

nej, k tó re nie dadzą się nigdy jasno określić. P o trzeb u je on, ja k pio­

nek na szachow nicy, ręk i kierującej i, ja k ten pionek, pozbawiony je s t w szelkiej inieyatyw y.

I tu je s t początek zła, którego nie usunie ani najsk ru p u latn iej prow adzona s ta ty s ty k a posad, ani najidealniej układane przew odniki dla obierających zawód. A żeby zawód sobie obrać — trz e b a mieć

574 KRONIKA M IESIĘCZN A .

przedew szystkiem umysł rozw inięty t. j. posiadać ogólne pojęcie 0 rozleglejszych stosunkach życiow ych i o szerszeni działaniu na spo­

łeczeństw o. P rz ez porównanie dopiero rzeczyw istego położenia swego z temi ogólnemi poglądam i na życie i jego zadanie czuje się potrzebę dążenia do ideału, k tó ry się sam przez się wówczas n a strę ­ cza. A żeby następnie w zawodzie obranym pracow ać pożytecznie, to znaczy id eał swój urzeczyw istniać, trz e b a mieć c h a ra k te r, tj. to w ła ­ śnie, czego ludziom dzisiejszym b rak w najw yższym stopniu. Czło­

wiek napraw dę do jrzały i człow iek z ch arakterem bez sta ty sty k i 1 przew odnika znajdzie dla siebie drogę.

W ychow ujm y młodzież inaczej, nie zacierajm y w niej skłonno­

ści indyw idualnych i kształćm y jej ch arak tery , a Avtedy pójdzie ona niew ątpliw ie za głosem duszy w w yborze powołania i nie bę­

dziem y odczuwali braku ludzi „w całem znaczeniu tego w ielkiego słowa

R eorganizacya szkoły śred n iej—niew ątpliw ie będzie nam w tem niezadługo już poważną pomocą.

„Cudze chwalimy, a swego nie znam y". N ie znam y k raju w łas­

nego, nie znamy jego potrzeb, stanu jego k u ltu ry w rozm aitych oko­

licach, nie interesujem y się ani zabytkam i przeszłości, ani rozw o­

jem teraźniejszym naszego rolnictw a, przem ysłu, handlu, jesteśm y sło­

wem pod wieloma względam i, ja k ok ręt, rzucony na wzburzone fale oceanu, bez busoli, bez steru , który płynie z falą, ale nie wie, do j a ­ kiego brzegu płynie.

C yw ilizacya i praw dziw a zachodnio-europejska k u ltu ra wciąż jeszcze stanow i u nas przyw ilej jed y nie „w ybranych w narodzie", któ rzy są ja k wyspa doskonałych kw iatów inteligencyi i umysłowości wśród m orza ciem noty i zastoju. O tej rozlewności k u ltu ry , któ ra w Niemczech, a zw łaszcza Anglii i w krajach Skandynaw skich stano­

wi najw ażniejszy czynnik postępu, u nas mowy niema. P rz e d z ia ł po­

m iędzy tem, co stanow i dorobek cyw ilizacyjny klas wyższych, a tem, co określa w arunki bytu naszego chłopa i drobnego m ieszczanina, .jest ta k znaczny, że trzeb a usilnej, ciągłej i na długie la ta rozłożonej pracy, aby go zmniejszyć.

K R O N IK A M IESIĘCZNA. 5 7 5

O św iata, ja k najszerzej pojęta, to znaczy nie tylko przez szkołę powszechnie obowiązującą, ale przez oddziaływ anie na rozm aite s tro ­ ny życia, za pomocą tow arzystw , in sty tu cyi, zakładów specyalnycli, przez żywy przykład, zm uszający do naśladow nictw a, przez doda­

tn ią pracę jednostek dla ogółu, stanow i tu jed y n ą drogę i j e ­ dyny pewny środek do dźw ignięcia k ra ju na wyższy szczebel rozw oju.

N iew ątpliw ie, wiek X X choć w części dokona tego, a dokona tem łatw iej, o ile na miejsce rozpraw akadem ickich o potrzebach k ra ­ ju i jego ludności postawi p rak tyczn y program działania. Że ta k

będzie,pozw ala wnośić dobry początek, k tó ry uczynił obecnie p. B ro­

nisław Z dziarski, poruszając w „Echach łomżyńskich i płockich" (As 25) spraw ę urzeczyw istnienia myśli zakładania muzeów prowincyo- nalnych, których zadaniem było-by nauczać o stanie m ateryalnym i kulturalnym danej miejscowości i nauczać ludność tej miejscowości 0 tem, co je s t gdzieindziej, a czego jej brak.

J u ż w roku zeszłym , z okazyi pow staw ania tow arzystw i syn­

dykatów rolniczych, w prasie naszej podniosły się głosy, w skazują­

ce konieczność zaznajam iania włościan z ulepszonemi narzędziam i rolniczem i, przyczem projektow ano nietylko zakładanie po m iastecz­

kach składów tych narzędzi, ale także urządzanie przy nich czaso­

wych kursów, k tóre-by pouczały o tem, ja k narzędzia te stosować w prak ty ce. Takie składy, posiadające w szystkie narzędzia, w da­

nej okolicy dające się do pracy na roli zastosować, były-by już w swoim rodzaju muzeami. Stopniowo jed n a k zakres ich powinien być rozszerzony tak, aby muzea mogły być rzeczyw istą pomocą do poznania k raju , aby się sta ły s t a c y a m i k u ltu ry i szczepiły postęp dokoła siebie. H asłem ich powinno być to samo hasło, któ re noszą muzea francuskie, ta k gorąco przez rząd rzeczypospolitej popierane:

„M oraliser par rin stru c tio n , charm er par les arts, en rich ir par les sciences".

Obejmować oue powinny w szystkie wiadomości, dotyczące danej miejscowości. K ażdy zainteresow any m usiał-by znaleźć tam w s k a ­ zówki o jej glebie, bogactw ach roślinnych i kopalnych, urodzajach, handlu, przem yśle, rzem iosłach, stosunkach zarobkow ych, ludnościo­

wych itp. A wskazówki te b yły-by w yczerpujące i najpraw dziw sze, bo z pierw szej pochodzące ręk i, zebrane przez ludzi m iejscowych, k tó­

rzy swoją okolicę znają dobrze, zrośli się z nią, zw iązani są m ateryal- nie i m oralnie z tym kawałem ziemi, na którym na św iat przyszli 1 k tó ry ich żywi.

5 7 6 K R O N IK A M IESIĘCZNA.

T ak w yglądały-by m uzea powiatow e. Obok nich m usiały-by istnieć m uzea gubernialne, k tó re b y ły-by niejako sumą wiadomości, zebranych przez poszczególne pow iaty i przedstaw iały całok ształt życia gubernii. M uzea g ubernialne ze swej znów stro ny stopniowo grom adziły-by m atery ał dla centralnego muzeum krajow ego, w W arszaw ie, k tó re było-by źródłem w iedzy praktycznej dla w szyst­

kich, a przez zestaw ienie m ate ry a łu porównawczego ze w szystkicli okolic k ra ju w kolekcyach przyrodniczych, w okazach, p rep aratach , mapach, tablicach, rysunkach, fotografiach itd., stanow iło-by niezrów ­ nanie cenny m atery ał poglądowy, w rażający się w pamięć łatw o i pouczający, ja k żadne dzieło, usiłujące objąć c ało k ształt stosunków krajow ych.

Oczywiście, m uzea takiego typu nie m ogą powstać za jednem skinieniem ręk i. T rzeba na to czasu, trz e b a na to pracy, trz e b a do­

brej woli ludzi zsolidaryzow anych pod hasłem pracy dla ogółu i ro ­ zum iejących w ysokie pedagogiczne i k u ltu raln e znaczenie tego ro d za­

ju iusty tucy i.

M uzea tak ie są dla nas jeszcze w sferze ideałów, ale ideał to je s t ta k piękny, ta k zachęcający do ofiar i poświęcenia mu żywej tro s ­ ki, że nie w ątpim y o jego przyszłem urzeczyw istnieniu się.

I apologeta tej spraw y, p. Z dziarski, nie m yśli na razie o bu­

dowaniu gmachów i zakładaniu muzeów, stojących od raz u na stopie wyliczonych powyżej postulatów . Id zie mu o rzecz m niejszą, ale nieźm iernie w ielkiej wagi: o początek ty lk o, o impuls do szerszego za­

interesow ania się krajoznaw stw em . I w tej dziedzinie bowiem nie zrobiliśm y nic jeszcze i bynajm niej nie je s t przesadne tw ierdzenie, że konsulaty niem ieckie więcej wiedzą o naszych stosunkach i g ru ntow ­ niej znają ekonomiczny stan k ra ju naszego, niżeli my sami. G rom a­

dzenie chociaż-by tylko danych etnograficznych, w zw iązku z bacz­

niejszem zwróceniem uw agi na zab y tk i naszej k u ltu ry —już będzie wielkim krokiem naprzód.

W iem y wszyscy, ja k słabe je s t zainteresow anie się ogółu zbioram i M uzeum przem ysłu i rolnictw a, ja k ubogie są nasze zbiory etnograficz­

ne, z jakiem i trudnościam i w alczy jed yn e u nas pismo, etnografii po­

św ięcone—„ W is ła “. M uzea prow incyonalne, o k tó ry ch mówi p. Z d ziar­

ski, grupując dokoła siebie intelig en cyę prow incyonalną, w ytw orzy- ły -b y niew ątpliw ie w tym k ieru nk u pewne ożywienie, na którem zy- skała-by i W arszaw a. P rz y k ła d , dany przez Tow arzystw o rolnicze płockie, powinien zachęcić inne Tow arzystw a w k ra ju do usiłow ań podobnych. S tan ą się one n ietylko zawiązkiem pracy k u ltu raln ej, nietylko początkiem je j, m ającym na celu podniesienie cyw ilizacyj­

ne całego społeczeństwa-, ale obudzą z uśpienia i odrętw ienia tę

znacz-K R O N Iznacz-K A M IESIĘCZN A. 5 7 7

njj, część naszej inteligencyi prow incyonałnej, k tó ra , mimo wyższego w ykształcenia, zdała od w ielkiej pracy naukowej stojąc, przyzw yczai­

ła się do biernego i zasklepionego życia. E n e rg ia społeczna, k tó ra gnuśnieje w bezczynności, ocknie się i niew ątpliw ie, obok spraw ysze- rzeu ia k u ltu ry gospodarczej, podejmie z czasem niejedno zadanie waż- ne i dla k ra ju pożyteczne.

Ta myśl obyw atelska, k tórej rzecznikiem je s t p. Z dziarski, za­

sługuje też na poparcie jak n ajszersze. Zw łaszcza ziem iaństw o na­

sze powinno w spółdziałać tu chętnie, bo i samo 0 1 1 0 w ielorakię k orzy­

ści z tej pracy osiągnie.

Znać swój k ra j, to znaczy w naszych stosunkach ju ż praw ie ty ­ le, co wiedzieć ja k dla niego pracować, bo bez tej znajomości najlep­

sze chęci w nic się rozbiją, najszczytniejsze zasady nie dadzą się w życie wcielić, llo ln ik powinien znać ziemię, na której pracuje, po­

sze chęci w nic się rozbiją, najszczytniejsze zasady nie dadzą się w życie wcielić, llo ln ik powinien znać ziemię, na której pracuje, po­

W dokumencie B I B L I O T E K A W A R S Z A W S K A (Stron 179-196)

Powiązane dokumenty